C. szczególne : Mimo, że stara się nad tym panować, zdarza się jej używać złych słów lub niektórych w ogóle nie odmieniać. W rozmowie słychać również jej islandzki akcent.
Osoby: Frea Ragnarsdóttir i Bruno O. Tarly Miejsce rozgrywki: Hogwart, klasa transmutacji Rok rozgrywki: 2018 Okoliczności: Frea i Bruno wspólnie odbywają szlaban, który dostali na lekcji transmutacji.
Frea Ragnarsdóttir
Rok Nauki : II
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 164
C. szczególne : Mimo, że stara się nad tym panować, zdarza się jej używać złych słów lub niektórych w ogóle nie odmieniać. W rozmowie słychać również jej islandzki akcent.
Nigdy nie nazwałaby się zbyt pewną siebie, a ty bardziej arogancką i bezczelną. Raczej stroniła od niepotrzebnego wychylania się, zwłaszcza z nieznajomego tłumu hogwarckich uczniów, a jednak nie potrafiła ugryźć się w język na jednej z lekcji transmutacji. Kompletnie nie zgadzała się w pewnej sprawie z nauczycielką, która swoją drogą zupełnie nie potrafiła oddać magii jej ulubionego przedmiotu, i zamiast podejść do niej po zajęciach, postanowiła zwrócić jej uwagę przy wszystkich obecnych w klasie uczniach. Nie wiedziała jednak, że wywoła tym aż tak wielką awanturę - w Stavefjord dyskusje między nauczycielami, a uczniami były na porządku dziennym, dlatego ostra reakcja prowadzącej zajęcia bardzo zdziwiła świeżo upieczoną Krukonkę. Jeszcze bardziej ją zdziwiła i zmartwiła zarazem, wiadomość o szlabanie, z drugiej jednak strony cieszyła się, że nie wylądowała u dyrektora. W sali pojawiła się równo o ósmej wieczorem, chociaż przez dłuższą chwilę wahała się czy rzeczywiście chce tam wejść. Szybko stwierdziła jednak, że nie warto robić sobie wrogów (a zwłaszcza z nauczycieli) w pierwszych tygodniach nowej szkoły, dlatego zdecydowanym ruchem chwyciła za klamkę i weszła do środka. Sala wyglądała dokładnie tak, jak zapamiętała ją z porannych lekcji, na środku jednak stały wiadra, mopy i inne środki czystości, a tuż obok nich stała nauczycielka i z wyciągniętą ręką domagała się oddania różdżki, coby nie ułatwić ją sobie zadania. A szkoda, bo w głowie już miała wizje rzucenia krótkiego chłoszczyść. Z każdym dniem spędzonym w Hogwarcie, coraz bardziej tęskni za szkołą w Norwegii. Tam nigdy nie dostała szlabanu, tam nie było podziału na domy (którego sensu wciąż nie potrafi zrozumieć) i cóż...to właśnie tam czuła się swobodnie. Mocno przeżyła rozłąkę ze Skandynawią, wiedząc iż prawdopodobnie osiedlą się w Wielkiej Brytanii już na stałe i chociaż teraz próbuje przekonać się do nowego życia, wciąż nie zamknęła rozdziału pod tytułem "moje stare życie".
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
....Nie był to pierwszy szlaban w jego życiu. Gdyby dostawał za każdą odbytą karę, dajmy na to, dziesięć galeonów, to uzbierałby całkiem niezłą sumkę. Na pewno byłby mniej biedny, niż jest obecnie. Przeważnie zbierał minusowe punkty i szlabaniki za jego niewyparzony język. Tak było i tym razem. Ostatnia lekcja transmutacji nie była zbytnio porywająca. Nie działo się na niej nic szczególnego, temat był nudny i wymagający, praktycznie żadnemu studentowi nie udawało się spełnić oczekiwań pani profesor. No zadania jak z kosmosu! Tylko nieliczni dobrze sobie radzili. W głównej mierze byli to Krukoni, z którymi to wychowankowie Domu Lwa mieli lekcję. Wśród nich była jedna wyjątkowo uzdolniona dziewczyna, posiadająca nietuzinkową urodę. Bruno był przekonany, że jest nowa i nie pochodzi z Wielkiej Brytanii. Był pełen podziwu, gdy obserwował jej zmagania z transmutacją. A ów podziw zwiększył się, gdy usłyszał, jak dziewczyna dzieli się swoimi sugestiami i zastrzeżeniami z prowadzącą zajęcia. Miała wiele racji, a przy tym wprowadziła jakiś element urozmaicenia podczas tych nudnych lekcji: dyskusję. To Tarly bardzo lubił, oj tak! Niestety w odróżnieniu do nauczycielki. Pani profesor ukarała dziewczynę szlabanem. Chłopak nie mógł pozostawić tego bez komentarza, no nie mógł! Od razu wtrącił się do rozmowy i próbował wybronić jakoś biedną Krukonkę. Nie było to najlepszym pomysłem, bo za wtrącanie się i pyskowanie otrzymał taką samą karę. ....Czuł ogromne rozgoryczenie i poczucie niesprawiedliwości. Nie widział nic złego w ich zachowaniu, a już na pewno w przypadku nieznajomej blondynki. Chętnie przyjąłby całą karę na siebie i odbębnił szlaban za nią. On przynajmniej już przywykł do tego typu spędzania wolnego czasu. ....Dotarł na miejsce i bez większych ceregieli - wszedł do sali. Dziewczyna już tam była, a wraz z nią nauczycielka. Bruno przywitał się krótkim "dobry wieczór", a po chwili dostrzegł wiadra i mopy, które już na nich czekały. Jęknął. Nienawidził mycia podłóg. Ta sala ma jakieś milion hektarów! Będą pucować podłogę do rana... Niechętnie oddał swoją różdżkę, ale nie miał większego wyboru. Profesor wyjaśniła im ich niezbyt ambitne zadanie, po czym wyszła z sali. Zostali tylko oni, dwa wiadra z wodą, dwa mopy i... ogromna brudna przestrzeń. Czeka ich cudowny wieczór. ....Tarly spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się do niej smutno, wzruszając ramionami w geście bezsilności. - Zawsze mogło być gorzej - powiedział, siląc się na entuzjastyczny ton - Jestem Bruno, a Ty... Frea, tak? - nie był pewny, czy dobrze zapamiętał i czy prawidłowo wymówił imię dziewczyny. Odznaczało się oryginalnością, zapewne nie było angielskie. Czuł, że Krukonka posiada ciekawą historię i że jest wyjątkową osobą. Jakoś tak... miał do tego nosa. Zakasał rękawy, wziął do ręki jednego mopa i zanurzył go w gorącej wodzie z płynem. Następnie wykręcił włosie z nadmiaru wody i zaczął myć podłogę. Jego ruchy nie były zbytnio szybkie, starał się wykonać zadanie dokładnie, żeby nikt nie mógł się przyczepić i, co gorsza, zlecić poprawek. - Zostałaś wyjątkowo niesprawiedliwe potraktowana. Szlaban za konstruktywną krytykę? Serio? - dodał, jednocześnie wywijając mopem. Nadal nie mógł się pogodzić z tą decyzją ze strony prowadzącej. On sobie zasłużył, ale jasnowłosa? W jego oczach niczemu nie zawiniła.
Frea Ragnarsdóttir
Rok Nauki : II
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 164
C. szczególne : Mimo, że stara się nad tym panować, zdarza się jej używać złych słów lub niektórych w ogóle nie odmieniać. W rozmowie słychać również jej islandzki akcent.
Dobrze pamiętała, że ktoś stanął w jej obronie, za nic w świecie nie mogła sobie jednak przypomnieć imienia chłopaka. Możliwe, że nawet nie zarejestrowała go w swojej głowie, bo tak była oburzona całym tym dziwnym zajściem. Pamięta za to z jakim niedowierzaniem patrzyła na nauczycielkę, kiedy ta z uśmiechem na ustach zaprosiła ją na wieczorny szlaban. Wtedy potrzebowała brata. Miała ochotę pójść do niego i wyrzucić z siebie wszystkie żale, ponarzekać, porozmawiać. Znów poczuć się jak siostra, która może liczyć na wsparcie starszego rodzeństwa. Nie miała tu nikogo oprócz Gunnara, a w nowej szkole czuła się niezwykle samotnie. A teraz? Teraz nie miała nawet jego. Została sama. Na dźwięk skrzypiących drzwi pospiesznie odwróciła głowę. Nie spodziewała się tu nikogo – myślała, że wieczór spędzi wśród samych szmat, szczotek i mugolskich środków do mycia, samotnie wędrując od kąta do kąta, aby umyć każdy centymetr sali, jak to pięknie ujęła wciąż stojąca nad nią nauczycielka. Kompletnie wypadło jej bowiem z głowy to, że jej obrońca również dostał szlaban, ale bardzo ucieszyła ją obecność chłopaka. Wolno kiwnęła głową na znak, że zrozumiała polecenie i wzrokiem odprowadziła profesor do drzwi, a chwilę później spojrzała na stojącego teraz koło niej Gryfona. -Frea. -Potwierdziła po chwili i posłała mu lekki uśmiech, po czym wolno rozejrzała się po pomieszczeniu i jęknęła. Pusta klasa wydawała się być znacznie większa, niż ta wypełniona po brzegi uczniami. Niechętnie sięgnęła po drugiego mopa, jednak zanim zabrała się do pracy, oparła się o niego i znów spojrzała na stojącego obok Gryfona. -Dzięki, że się za mną wstawiłeś. Przez chwilę myślałam już, że to coś ze mną jest nie tak i powoli zaczynałam w siebie... -Nie dokończyła, chcąc za wszelką cenę przypomnieć sobie słowo, które ostatnio wpadło jej do głowy. Pamiętała je przez cały dzień i cóż, akurat jak miała okazję go użyć, kompletnie zapomniała jak brzmiało. Zmarszczyła brwi i z zamyśleniem spojrzała się na ścianę, zupełnie jakby szukała na niej jakiegoś rodzaju oświecenia i już miała zastąpić je innym wyrazem, kiedy w ostatniej chwili przypomniała sobie jego brzmienie. –Wątpić! -Krzyknęła rozemocjonowana, pstrykając przy tym palcami jak to miała w zwyczaju robić przy chwilach jak te – małych triumfach, które dla niej były kolejnym krokiem w celach, które sobie postanowiła obrać. Jednym z nich było nauczenie się angielskiego do tego stopnia, aby takich sytuacji jak ta przed chwilą było coraz mniej – wiedziała, że nigdy nie będzie mówić jak Brytyjczycy (silny akcent robi swoje), ale może przynajmniej próbować wtapiać się w tłum i nie wyróżniać się brakiem słownictwa. -Ehm, wybacz. -Kurczowo ścisnęła wciąż trzymanego w ręku mopa i zanurzyła go w wiadrze. –Pewnie się domyśliłeś, że nie jestem z tutaj…Stąd? Mogę trochę kaleczyć język. I mam nadziej, że nie jest tak na każdym przedmiocie...musiałabym zamilczeć na amen. -Podeszła do biurka nauczycielki, by najpierw tam umyć podłogę i przejechała wilgotną szmatką po posadzce. Nienawidziła sprzątania, ale miała ogromne nadzieje, ze razem szybko sobie z tym poradzą.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
....Nie pamiętał, czy od chwili ukończenia siedemnastu lat mył podłogę przy pomocy najzwyklejszego mopa. Pokusiłby się o stwierdzenie, że nie, że zawsze wspomagał się zaklęciami czyszczącymi. Jakież to było wygodne. W tej chwili bardzo doceniał to, że jest czarodziejem. I to, że przez te wszystkie lata nauki nie zdecydowali się wyrzucić go z Hogwartu. Matka by chyba tego nie przeżyła, a ojciec mógłby wypowiedzieć z drwiną swoją ulubioną frazę "a nie mówiłem". Na całe szczęście, Bruno nie został jeszcze wydalony ze szkoły (o dziwo). Całkiem nieźle mu szło, skoro mógł nawet kontynuować naukę już jako student. Co prawda nadal nie mógł przeboleć faktu, że nie wyjechał na żadne zagraniczne studia, a jedynie dalej kiśnie w ponurej i deszczowej Wielkiej Brytanii. Jednakże jak się nie ma, co się lubi... To się zbiera kolejne szlabany na starych śmieciach. ....Szorował mopem zabrudzone płytki i wdychał ostry zapach chemikaliów. Spędzą tu jeszcze godzinę i na pewno się ućpają. Cóż, może przynajmniej będzie zabawnie. Kiedy jasnowłosa wypowiedziała swoje imię, przyznał w duchu, że jest bardzo ładne. Oczywiście wymówił je niepoprawnie. Będzie musiał poćwiczyć prawidłową wymowę, być może jeszcze kiedyś mu się przyda, kto wie. Było mu strasznie żal dziewczyny i tego, jak niesprawiedliwie została potraktowana przez nauczycielkę. Frea była od niedawna w Hogwarcie, a już poznała szkołę od tej gorszej strony. Chyba nie tak powinno się zachęcać nowych studentów. Uśmiechnął się na jej słowa i sam na chwilę zaprzestał wymachiwania kijem. Odwrócił się w jej stronę. Patrzył na Krukonkę z delikatnym rozbawieniem w oczach, jednak bez wyniosłości czy oceniania. W swoich staraniach była niezwykle urocza. Podziwiał ją za to, że dała radę tak dobrze nauczyć się obcego języka. On biegle znał jedynie angielski... Pozwolił jej na samodzielne odszukanie właściwego słowa, nie podpowiadał jej. I dobrze, bo dostrzegł niemałą satysfakcję na jej twarzy, gdy rozwiązała swój drobny problem. - Nie masz za co dziękować. Prawdę powiedziawszy to zawiodłem się, że żaden z Prefektów nie sprzeciwił się pani profesor - wyznał szczerze. Sam czuł rozgoryczenie i wielki zawód. Dużo wygodniej byłoby siedzieć cicho, jak myszy pod miotłą, ale czy nie chodzi o to, by walczyć o swoje przekonania? Ten szlaban był tak absurdalny! ....Wsparł się o swojego mopa w ten sam sposób, co dziewczyna. Popatrzył na nią w zamyśleniu. Ciekawe jak on odnalazłby się na innym uniwersytecie... Posługując się obcym językiem na pewno nie byłby taki wygadany i hop-siup do przodu. I prawdopodobnie wywaliliby go już po miesiącu. Może czas docenić hogwarckie mury? - Stąd - przytaknął Krukonce, zaznaczając poprawną wersję - I radzisz sobie naprawdę świetnie. Gdyby nie Twój... oryginalny akcent, najpewniej nie zauważyłbym, że nie jesteś Brytyjką - powiedział z uznaniem w głosie. No i jeszcze jej uroda zdradzała obce pochodzenie. Niewiele było ładnych brytyjskich dziewcząt - Pocieszę Cię: większość prowadzących wręcz cieszy się z konstruktywnej krytyki. Akurat tutaj źle trafiliśmy... - odpowiedział na dalszą część jej wypowiedzi i powrócił do szorowania posadzki. Starał się nie myśleć o tym, jak wielka przestrzeń jeszcze nie jest umyta. Z pewnością szybciej minie im czas, gdy oddadzą się wspólnej pogawędce. Bruno był bardzo ciekawski, a przy tym uwielbiał słuchać o podróżach, obcych kulturach, więc nie mógł się powstrzymać i tuż po chwili zwrócił się do dziewczyny: - Skąd pochodzisz? - spojrzał na nią z zaciekawieniem i wyszczerzył zęby w wesołym uśmiechu. Obstawiał północną Europę. Może Szwecja? Norwegia? Nie pamiętał dobrze nazwiska Frei, ale na pewno brzmiało tak... skandynawsko.
Frea Ragnarsdóttir
Rok Nauki : II
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 164
C. szczególne : Mimo, że stara się nad tym panować, zdarza się jej używać złych słów lub niektórych w ogóle nie odmieniać. W rozmowie słychać również jej islandzki akcent.
W jej życiu magia od zawsze przeplatała się ze światem mugoli, chociaż nie wszyscy zdawali sobie z tego sprawę. Nie miała problemu z wykonywaniem wielu czynności bez pomocy różdżki, natomiast bardzo nie lubiła sprzątać. Uwielbiała to, że gdy głowy rodziny nie było akurat w domu, w ruch szły zaklęcia czyszczące, które tak bardzo ułatwiały codzienne funkcjonowanie. I zawsze podziwiała matkę za to, że przez tyle lat udawało jej się utrzymać w tajemnicy swoje prawdziwe magiczne pochodzenie. A potem ojca, który po tym, jak poznał największy sekret miłości swojego życia nie znienawidził jej, a nawet (o ile to w ogóle możliwe) pokochał jeszcze mocniej - w końcu okazała się być jeszcze bardziej wyjątkowa, niż sądził. Westchnęła pod nosem wspominając rodzinne chwile i ubolewając nad tym, że w takim stanie nigdy już nie powrócą. Nie wie nawet czy kiedykolwiek wróci na Islandię, chociaż w tej chwili oddałaby wszystko, aby powrócić na surowe tereny jej ukochanego kraju i lodowej szkoły, tak innej niż Hogwart. Teraz jednak była tu. Musiała wpasować się w nowe towarzystwo, zawrzeć nowe znajomości i próbować korzystać z życia w całkowicie nowym otoczeniu. Od pewnego czasu wmawia sobie, że jej rodzicielka na pewno by tego chciała i cóż...nieco jej to pomaga. -Może uznali, że nauczyciel miała racje. -Wzruszyła ramionami, docierając mopem w kąt sali i przejeżdżając szmatką wzdłuż podłogi przy samej ścianie. Bruno wydawał się miły, a Frea była mu naprawdę wdzięczna za to, że na końcu lekcji nie poczuła się jakby ktoś zmieszał ją z błotem. Koncentrując się na myciu podłogi, zupełnie mu się nie przyjrzała, dlatego gdy tylko skończyła szorować kawałek podłogi pod ścianą odwróciła się w stronę chłopaka. -Z jakiego jesteś domu? -Rzuciła po chwili i przyjrzała mu się może trochę dłużej, niż powinna. Miał takie cudowne włosy! Zupełnie inne niż ona, a nawet Gunnar. Nie zdecydowała mu się jednak o tym wspomnieć, stwierdzając, iż nie jest to jeszcze ten etap znajomości i szybko odwróciła wzrok, omiatając spojrzeniem resztę sali. Zostało tego naprawdę dużo, ale czas mijał jej całkiem szybko i całkiem przyjemnie. -Swoją drogą cały ten podział jest undarlegt...znaczy ten...dziwny. -Skarciła się w duchu, że wciąż zdarza jej się mieszać słownictwo islandzkie z angielskim, chociaż i tak owo zjawisko występowało o wiele rzadziej, niż wcześniej. Nie robi tego specjalnie - często szukając w głowie odpowiedniego słówka po angielsku, na głos wypowiada to po islandzku, kompletnie nad tym nie panując. I mimo, że i tak stosunkowo dużo ludzi chwali poziom jej angielskiego, ona uważa, że mógłby być jeszcze lepszy. Ale czy ambicja to nie jedna z cech charakterystycznych dla Krukonów? -Naprawdę? Ja wciąż mam wrażenie, że nie znam bardzo dużo słów... -Rzuciła i w ślad za chłopakiem powróciła do szorowania kamiennej posadzki. W jednym miejscu musiała trzeć szczególnie mocno i długo, gdyż coś ciemnego, zeschniętego i kompletnie nie zlewającego się z podłogą nie chciało się domyć, dlatego gdy tylko udało jej się doprowadzić to newralgiczne miejsce do względnego porządku, oparła na chwilę kij od mopa o ścianę, a sama usiadła na ławce obok i zaczęła masować obolałą rękę. Na słowa Gryfona odetchnęła z ulgą i trochę się nawet ucieszyła. Jeżeli większość nauczycieli zna pojęcie konstruktywnej krytyki i nie uważa, że dyskusja z uczniem jest plamą na honorze, to najgorsze ma już przynajmniej za sobą, a teraz powinno być już tylko z górki. Szkoda tylko, że feralną nauczycielką okazała się być prowadząca jej ulubiony przedmiot. -A jak myślisz? -Odpowiedziała pytaniem na pytanie, odwzajemniając szeroki uśmiech chłopaka. Jak znał chociaż trochę świata, powinien wiedzieć, że pochodzi raczej z północy - zdradzał ją nie tylko silny akcent, inny jednak od krajów słowiańskich lub latynoskich, dziwne nazwisko, ale również wygląd. W przeciągu tych paru tygodni spędzonych na wyspach zdążyła zauważyć jak mało jest tu jasnych, ale to naprawdę jasnych blondynek, w dodatku z jasnymi oczami!
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
....W przypadku Bruna było podobnie - także pochodził z mieszanej rodziny. W jego domu magia przeplatała się z mugolską codziennością i odkryciami techniki. Jego rodzice byli dość zakręconą parą, jednak mimo wszystko zgraną. Choć często kłócił się ze swoim ojcem, to wiele mu zawdzięczał: przede wszystkim wiedzę, jaką przekazywał mu z tej niemagicznej części świata. I nie tylko dlatego, że przydawała mu się na Mugoloznawstwie! Im był starszy, tym bardziej doceniał swoje "podwójne" życie. ....Zerknął na nią z ukosa, dyskretnie, tuż po tym, jak dosłyszał jej westchnięcie. Nie mógł rozszyfrować jego znaczenia i kontekstu, nie był zbytnio domyślny, no i nie posiadał inteligencji Krukona. Pomyślał więc, że to à propos zachowania prefektów. No cóż, ich bierność zdecydowanie zasługiwała na długie, głębokie westchnięcie. Gdyby tylko był na ich miejscu... ale nie był. Nigdy nie posiadał takiej ambicji. A teraz odbywał szlaban z mądrą, uroczą Krukonką, która do tego była właśnie szalenie ambitna. Z jednej strony chciał ją poznać, a z drugiej obawiał się, że jak się przed nią otworzy i pokaże jaki jest naprawdę, to dziewczyna szybko wyrzuci go z pamięci, a ich znajomość zakończy się tak szybko, jak się rozpoczęła. Nie był alfą i omegą, a jedyne, co go w jakiś sposób wyróżniało, to właśnie ten niewyparzony język. - A tam, pewnie bali się utraty punktów, frajerzy - żachnął się, zarzucając przy tym zamaszyście mopem. Przy okazji ochlapał się brudną wodą. Brawo, Tarly, brawo. Na całe szczęście Frea stała w bezpiecznej odległości i nie było opcji, by dostała rykoszetem. Zerknął na swoje zachlapane spodnie i skrzywił się nieznacznie. Brakowało mu różdżki, mógłby szybko je osuszyć i wyczyścić. Czuł się bez tego magicznego kijka jak bez ręki... ....Mycie podłogi szło im całkiem nieźle, pewna część sali była już doprowadzona do porządku, jednak nadal nie była to nawet połowa. Komnata przytłaczała swoimi rozmiarami, szczególnie gdy w grę wchodziło jej odręczne pucowanie. Przydałoby się wymienić zabrudzoną wodę w wiadrach, tylko czy wolno im wychodzić do łazienki bez pozwolenia nauczycielki? W końcu szlaban to taki areszt, a sala od transmutacji robiła im za swego rodzaju więzienie... Dobrze, że nie było krat w oknach. Chłopak przykucnął nagle, uprzednio chwytając w dłoń jedną z dodatkowych szmatek. Chciał wyczyścić miejsce, do którego nie był w stanie normalnie dosięgnąć - musiał się schylić i popracować chwilę w tej niewygodnej pozycji. Gdy usłyszał pytanie, uśmiechnął się pod nosem. Bądź co bądź - był dumny z tego, w jakim jest Domu. - Z Gryffindoru - odpowiedział pogodnym tonem. Nie dostrzegł jednak, że się mu przyglądała. A szkoda. Zamyślił się chwilę pod wpływem jej słów o podziałach na Domy. Zakończył pucowanie i powoli się wyprostował. Starość nie radość. - Masz dużo racji, szufladkowanie jest złe. Każdy Dom posiada swoje mocne strony i pozytywny, a uczniowie powinni bardziej integrować się pomiędzy Domami. Tylko z drugiej strony... - urwał. Nie wiedział do końca, jak swoje myśli odpowiednio przekazać, jak ubrać je we właściwe słowa - Z drugiej strony jednak dobrze jest mieć swoje miejsce, przypisać się do jakiejś grupy. Gryffindor jest dla mnie jak... druga rodzina - uśmiechnął się do niej, może trochę smutno. Sam się sobie dziwił, że popłynął z taką wypowiedzią. Bardzo szczerą i poruszającą jego wrażliwe struny. Wzruszył ramionami i wziął do ręki mopa. Powrócił do mycia posadzki. Już bliżej niż dalej, prawda? ....Nim się obejrzeli, nastał wieczór. Gdyby oderwali wzrok od podłogi, dostrzegliby, że za oknem szarość wchodzi w czerń. Ciekawe po jakim czasie pani profesor wpadnie skontrolować efekty ich pracy. Gryfonowi szło coraz to lepiej, po pewnym czasie nawet nie chlapał tak wodą na boki! Sukces! Wbił się w trans sprzątania. Ale nie, nie polubi tej czynności, nie ma tak dobrze. Frea zaskoczyła go tym, że kazała mu zgadywać swoje pochodzenie. Spodobał mu się jednak pomysł z tym małym quizem. Odwrócił się do dziewczyny z uśmiechem. I wtedy zauważył, że masuje swój nadgarstek. Uśmiech spełzł mu z twarzy, ustępując miejsca zakłopotaniu. - Wszystko ok? - zapytał, wskazując ruchem podbródka na jej rękę. Szczerze się zmartwił. Jeszcze tego brakowało, żeby przez ten głupi szlaban nabawiła się jakiegoś urazu. - Hm, jakbym miał strzelać to - pomyślał chwilę - Finlandia? - wymienił jedno ze skandynawskich państw. Orłem to on z geografii nie był. Strzelał też miernie. Jednak nie mogło być tak źle. Dziewczyna o takiej urodzie nie mogła pochodzić z Hiszpanii czy innej Portugalii, nawet jeśli w obecnych czasach geny ludzkości były mocno wymiksowane.
Frea Ragnarsdóttir
Rok Nauki : II
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 164
C. szczególne : Mimo, że stara się nad tym panować, zdarza się jej używać złych słów lub niektórych w ogóle nie odmieniać. W rozmowie słychać również jej islandzki akcent.
Widok ochlapanego brudną wodą Gryfona, nieporadnie wycierającego wilgotne spodnie nieco ją rozbawił. Oczywiście, gdyby mieli różdżki pozbyliby się problemu w pięć sekund, jednak sytuacja jest trudna i Bruno musi dzielnie wytrzymać te kilka chwil z mokrą plamą na materiale. Spojrzała się na niego, wzruszyła ramionami w geście co zrobisz, nic nie zrobisz i posłała w jego stronę współczujący uśmiech. -Nie ściągaj ich tylko. Jeszcze nie jestem gotowa na takie rewelacje. Nie ten etap znajomości, wiesz o co chodzi. -Rzuciła i posłała w jego stronę perskie oczko. Mimo, że znali się dosłownie chwile, czuła się w jego towarzystwie naprawdę dobrze i chyba chciałaby nawet pociągnąć tą znajomość. Nawet szlaban, który zapowiadał się beznadziejnie, mija jej całkiem przyjemnie i niespodziewanie szybko. Zerknęła spode łba na wiszący na ścianie zegar i ze zdziwieniem stwierdziła, że spędzili w sali już prawie godzinę. -Nie wiem, nie znam tych ludzi. -Odpowiedziała po chwili i kolejny raz wypłukała mopa w coraz brudniejszej wodzie. Swoją drogą, ciekawe czy mogą wyjść do łazienki, aby ją wymienić...-W zasadzie nie pamiętam nawet kto jest tym...prefektem? Chyba tak, prefektem Ravenclawu. Widzisz, tu potwierdzam moją tezę, że podział jest głupi. Może jestem jeszcze za krótko w Hogwarcie, ale już mogę powiedzieć, że Ciebie znam bardziej, niż prefekta własnego domu. -Zdjęła z nadgarstka gumkę do włosów, po którą sięgnęła w ostatniej chwili i związała wpadające jej już przez dłuższy czas do oczu włosy. Pierwszy raz od dłuższego czasu mogła powiedzieć komuś jedną z wielu rzeczy, które leżały jej na sercu. Sama zdziwiła się dlaczego wybór padł akurat na stojącego nieopodal Bruna, którego przecież w zasadzie wcale nie znała - pewnie po prostu stwierdziła, że jest chociaż w minimalnym stopniu człowiekiem godnym zaufania. I pewnie dlatego, przynajmniej na tą chwilę, chciałaby dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Na krótką chwilę przystanęła i przestała robić to, czym się właśnie zajmowała. Słowo rodzina kompletnie wyrwało ją z rytmu i to bynajmniej nie dlatego, że doskonale wiedziała o czym mówi Bruno. Prawda jest taka, że kompletnie go nie rozumiała. Dla niej rodzina jest czymś świętym, czymś czego z pewnością nie powinno porównywać się do grupki osób poznanych w szkole. Spojrzała się na niego ze zdziwieniem i niezrozumieniem, wyglądając zapewne tak, jakby nagle zapomniała języka, którym się posługiwali. -Rodzina to dość...duże słowo. -Przygryzła wargę, nie wiedząc dokładnie jak ugryźć tę kwestię. Była jednak bardzo ciekawa punktu widzenia chłopaka - może rzeczywiście podział ma jakiś większy sens? I może to właśnie Gryfon będzie tą osobą, która jej ten sens pokaże? -Osobiście trudno byłoby mi nazwać Ravenclaw drugim domem, ale może kiedyś... -Wzruszyła ramionami, myślami odchodząc gdzieś do Londynu, a konkretniej Szpitala kogoś tam, w którym leży jej mama. Jej choroba była głównym powodem wyprowadzki z Islandii, i chociaż lekarze robią co mogą, Frea już dłuższy czas obawia się najgorszego. Z rozmyślań wyrwał ją głos Bruna. Jedna z jej brwi wywindowała ku górze, a ona sama już miała się pytać ale o co chodzi, kiedy zorientowała się, że jeszcze parę sekund temu masowała swój już nie tak obolały nadgarstek. Podniosła w górę rękę, na znak, że już wszystko jest dobrze i posłała mu ciepły uśmiech. To urocze, że się martwi! -Tak, tak. Musiałam po prostu dłużej umyć jedno miejsce. -Zmarszczyła brwi, zupełnie jakby coś jej w wypowiedzianym przed chwilą zdaniu nie pasowało. -Dłużej myć jedno miejsce, nie umyć. -Poprawiła się, znów ciesząc się w duchu jak dziecko. Spojrzała na stojącego obok chłopaka i powoli kiwnęła głową, chcąc tym zachęcić go do zgadywania, chociaż widziała, że raczej tego nie potrzebuje. -No... w sumie to można powiedzieć, że prawie. -Powiedziała w końcu i oparła się o chłodną ścianę. Od tego sprzątania zrobiło jej się naprawdę ciepło, a i wydawało jej się, że w pomieszczeniu nadzwyczaj mocno grzeje. Albo po prostu była przyzwyczajona do nieco innych warunków klimatycznych i szkoły zrobionej z lodu. -Jestem z Islandii. -Dodała po chwili, orientując się, że koniec końców nie odpowiedziała jeszcze na zadane przez niego pytanie.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
....Jej komentarz odnoszący się do jego pochlapanych spodni bardzo go rozbawił. Chyba nawet bardziej, niż przypuszczał, bo nie krył się z tym faktem i parsknął szczerym śmiechem. Jak tak nad tym chwilę pomyślał, to doszedł do wniosku, że byłby pewnie do tego zdolny. Zazwyczaj nie odczuwał większej krępacji przy ludziach, robił wiele głupich i nieprzemyślanych rzeczy. Skutki były różne, jak chociażby łatka naczelnego błazna Gryffindoru, przez którą ludzie nie traktowali go poważnie. Teraz miał swoją szansę na znajomość, która nie zaczynałaby się od gamy wszelkich wpadek i potknięć. Idealna okazja, by pokazać się od tej lepszej strony. Był odrobinkę pod presją. Ociupinkę. ....Nie było się co dziwić dziewczynie, że czuje się zagubiona. Doskonale pamiętał swój pierwszy rok w Hogwarcie, choć było to już ładnych parę lat temu. Było mu zdecydowanie łatwiej, bo przeżywał te wszystkie nowości wraz z innymi Pierwszorocznymi. A Frea? Została wyrzucona na głęboką wodę, w dodatku bardzo mętną i niekoniecznie czystą... W pewnym sensie nawet jej współczuł. I jeszcze ta ignorancja ze strony prefektów! Nie dość, że nie wstawili się za nimi podczas tej feralnej lekcji, to jeszcze nie zaopiekowali się blondynką po jej przyjeździe. Oczywiście wywnioskował to tylko ze słów, jakie od niej przed chwilą usłyszał. Gdyby zaoferowali swoją pomóc, to Frea na pewno lepiej by ich kojarzyła. Bruno czuł wewnątrz narastającą irytację i rozgoryczenie. Nie interesował się zbytnio strukturą władzy w szkole, ale z tego co wiedział, to stanowisko prefekta w Domu Kruka obecnie piastowali Fairwyn i Swansea. - Ravenclaw powinien robić częściej imprezy integracyjne - rzucił spontanicznym pomysłem. Imprezy zawsze są mile widziane. Przynajmniej z perspektywy Tarly'ego. Druga część wypowiedzi uroczej blondynki połechtała jego ego i sprawiła, że jego serce zalała fala ciepła. No zrobiło mu się miło, no - Fakt. Wiesz o mnie chociażby to, że jestem ogromną niezdarą - wyszczerzył się i zademonstrował ponownie plamę na swoich spodniach. ....Obserwował, jak wiąże swoje włosy, a potem zerknął na swoją przydługą grzywkę, unosząc wzrok do góry. Czarne kudły także właziły mu na pole widzenia i przeszkadzały w takich prostych czynnościach fizycznych, jak właśnie mycie podłóg, ale nie mógł na to nic poradzić. Zawsze były niesforne, a związać ich nie da rady. Dmuchnął się w swoje pseudo-loki, żeby choć trochę lepiej się ułożyły. Nie wyszło. Powrócił mimo wszystko do mopowania posadzki. Niechętnie szorował podłogę, a woda stawała się coraz to brudniejsza. Podszedł do stolika, gdzie stały przeróżne detergenty i chwycił pierwszy-lepszy. Dolał odrobinę do swojego wiadra, ale oprócz przyjemnego zapachu nic się nie zmieniło. Wodę trzeba było wymienić, a nie dodawać do niej chemikaliów, to nie eliksiry - to zwykłe życie. Postanowił, że umyje jeszcze kawałek sali, a jak woda w wiadrze zmieni się z blado-szarej w ciemniejszą breję, to wyjdzie do łazienki bez pytania pani profesor o zgodę. Jeszcze tego brakowało, żeby kazała im poprawiać wykonane zadanie. ....Mył podłogę w niedalekiej odległości od Krukonki, zwrócony twarzą do niej. Rozmawiali, więc nie chciał być niegrzeczny i odwracać się do niej plecami (choć czasem był ku temu zmuszony). Nie skupiał się bardzo na wykonywanych czynnościach, machał mopem odruchowo. Większą uwagę poświęcał dziewczynie i... temu, by nie stąpać butami po mokrej powierzchni. Pochwycił jej zdziwiony wzrok. Chyba za bardzo popłyną z tym swoim porównaniem. - Tak, masz rację, rodzina to duże słowo, ale... - zawahał się. Mimo że język angielski był jego ojczystym, to jemu także często brakowało słów, często nie potrafił dobierać ich właściwie. Może wynikało to z tego, że nie był zbyt elokwentny - Ale w Hogwarcie można nawiązać wspaniale przyjaźnie. Jest tu wielu wyjątkowych ludzi. Zobaczysz, że niedługo się tu odnajdziesz i polubisz to miejsce - starał się brzmieć zachęcająco i podbudować ją odrobinę. Jego wypowiedzieć nie miała ładu i składu, nie potrafił przekazać tego, co czuł. Czy w ogóle wiedział, co czuje? Momentami nienawidził tego zamku i swojego życia, a zaraz potem kochał je całym sercem. Może to już taki hogwardzki urok... ....Naprawdę zaintrygowała go swoim pochodzeniem. A gdy nie odpowiedziała mu od razu - czuł narastającą ciekawość i swego rodzaju podniecenie. Zupełnie jak w wigilię przy odpakowywaniu prezentów. Trafił? Spudłował? Trzymała go w napięciu, a on głowił się, czy zaraz nie okaże się, że palnął jakąś totalną głupotę. Okazało się jednak, że był całkiem blisko. - Islandia! - klasnął w dłonie, jakby dziewczyna powiedziała słowo, które miał na końcu języka. Niewiele wiedział o tym kraju poza jego położeniem i tym, że mają surowy klimat. Nie chciał udawać Greka i szpanować swoją nie-wiedzą, bo skompromitowałby się po całości - Zawsze chciałem zobaczyć zorzę polarną. I renifery! - rozmarzył się, opierając się mocniej o mopa. Może jeszcze kiedyś będzie miał możliwości, by podróżować po świecie i badać faunę. Bardzo by tego chciał. - Musisz mi coś opowiedzieć o swoim kraju. Żyje tam dużo magicznych stworzeń? Jakie macie narodowe potrawy? - był żywo zaciekawiony. Zapomniał, że przyszli tutaj odrabiać szlaban. Jeśli w grę wchodziło poznanie nowych gatunków zwierząt bądź rozmowa o jedzeniu - Bruno wyłączał się całkowicie. ....Byłby zdolny do tego, by zasypać biedną dziewczynę milionem pytań z dziedziny zoologii i kulinariów. A przecież miał robić dobre wrażenie! Patrzył na nią błyszczącymi oczami, z przyjaznym uśmiechem. Wyczekiwał na odpowiedzi i nie mógł się doczekać tego, aż dowie się czegokolwiek o obcej kulturze. Kto by pomyślał, że kara okaże się... nagrodą w postaci takiego ciekawego towarzystwa.