Wielu ludzi unika kanionu kojarząc go wyłącznie z położonym niedaleko Wąwozem Zagubionych. Okoliczne pustynne formacje skalne nie ograniczają się jednak do miejsc przeklętych. Jednym z nich jest fragment dna kanionu, który natura sama, bez pomocy żadnego czarodzieja, wspaniałomyślnie uformowała w rozmiarach boiska do quidditcha. Dodatkowo okalające je skały są na takiej wysokości, że stanowią idealne trybuny.
Niesamowicie mi się nudziło. Cieszyłam się, że normalnie gram na pozycji pałkarza i nie muszę się martwić o zajęcia - zawsze można było kogoś trafić tłuczkiem. Tutaj jedynie latałam bez celu po boisku, po zniczu śladu nie widząc. Ostatni raz grałam na tej pozycji, tego byłam pewna. Z drugiej strony, kapitan powinien chyba poznać grę od każdej strony. Teraz przynajmniej miałam próbkę tego, co musi robić szukający i nie podobało mi się to. Próbowałam odnaleźć znicza, ale niewiele to dawało, więc więcej z tego było obserwacji całej gry, niż faktycznych starań.
Nie złapałam
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Nie mógł uwierzyć własnym oczom w to, co odwalił na boisku Elijah. Próbował sobie usprawiedliwić decyzję krukońskiego kapitana, wszak mimo że za sobą nie przepadali, tak grali jednak na tej samej pozycji, ale no nijak nie potrafił. Czy chłopak naprawdę myślał, że Cromwell tego nie zauważy? Zablokowanie przez niego miotły April było tak widoczne, że w zasadzie sam się podłożył. Matthew jednak nie narzekał, bo dzięki niemu Hal odgwizdał rzut karny dla drużyny A. Miał go wykonać Leonel Fleming. Cholera, gość, który nie grał zbyt często w quidditcha… No nic, Gallagher i tak trzymał za niego kciuki. Rzucił nawet nieźle, ale zabrakło odrobiny szczęścia i umiejętności. Jednak gra w szkolnej drużynie znacząco tutaj pomagała. Punktów nie zdobyli, ale gra toczyła się dalej, więc musieli się jeszcze bardziej skoncentrować, jeśli chcieli odesłać drużynę B z kwitkiem. A jeśli nie gra, bo on też w sumie zbyt dużo w ostatnim roku szkolnym nie pograł, to chociaż częste treningi. Wiedział, że po zmarnowanym rzucie karnym sędzia przekaże kafel ścigającemu drużyny przeciwnej, dlatego od samego początku miał ich na celowniku. Obserwował do kogo trafi piłka, a wzrokiem powoli wyszukiwał najbliższego tłuczka. Miał jednak świadomość tego, że team B najpewniej będzie spodziewał się po tej chwili przerwy jego ataku, dlatego postanowił zagrać nieco inaczej, żeby zmylić wroga. Ustawił się z pozoru zupełnie nieprawidłowo, ale pozory lubią mylić, czyż nie? Po chwili zamachnął się i mocnym odbiciem przez ramię w tył skierował najmniej lubianą przez zawodników piłkę w kierunku Shenae. Musiał przyznać, że była Krukonka miała w tym meczu wyjątkowego pecha. Nic do niej nie miał, ale życie bywało brutalne, a on miał swoją robotę do wykonania. Uśmiechnął się szeroko, kiedy okazało się, że jego tłuczek dosięgnął celu, choć tym razem był już bardziej powściągliwy w pokazywaniu całemu światu swojego entuzjazmu i nie krzyczał. Po prostu odfrunął nieco dalej w poszukiwaniu kolejnego tłuczka, jak i kolejnego zawodnika, który w jego mniemaniu powinien nim oberwać.
Kostki: 3, 2, 2 Kuferek: 30 Wolne przerzuty: 3/3
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Nie było to może zbyt mądre, ale w emocjach zapomniał na moment czym jest rozsądek. Bezczelnie zablokował rudowłosą obrończynię, a z transu, w jakim niewątpliwie się znajdował, wyrwał go dopiero rozwścieczony gwizdek sędziego. Zamarł w miejscu, patrząc na niego i starając się wyglądać jakby nie wiedział o co chodzi, ale na nic się to nie zdało – Cromwell był nieubłagany i zaraz zarządził rzut karny dla drużyny przeciwnej. Czyli ich los leżał teraz w rękach obrońcy, czyli dzieciaka, który wyglądał jakby na miotle siedział pierwszy raz w życiu. Ale chwila... czy mówił coś o nauczycielce? Spojrzał na dziewczynę kiedy jeszcze był blisko niej. Wyglądała młodo, ale rzeczywiście nie kojarzył jej ze szkolnych korytarzy. Uniósł brew. – Nauczycielkę? – palnął niezbyt mądrze. Rowena Ravenclaw pękłaby z dumy. – Przepraszam, nie wiedziałem. – No tak, bo jakby wiedział to mógłby faulować bez żadnych oporów, prawda? Żeby nie ośmieszać się już dalej, po prostu odleciał żeby zaobserwować przebieg rzutu karnego. Nie ufał Asphodelowi, ale liczył na jego dziko skuteczne szczęście... i nie przeliczył się! Nie było warto przede wszystkim dlatego, że zniszczył rzut, który tak ładnie wyprowadziła Shenae, ale przynajmniej wyszli z tego bez strat. Musiało mu to wystarczyć. Ale nie wystarczało. Kiedy Gallagher wyprowadził tłuczka ku ich ścigającej, byłej kapitan Krukonów, Elijah wykorzystał fakt, że był wystarczająco blisko, by zdążyć do niej podlecieć. Odbił piłkę, chroniąc ją przed uderzeniem. Ale czy jakkolwiek zrekompensował jej swój poprzedni błąd? Wątpił.
Przerzuty: 2/2 Kostka na obronę: 6
Louis Blackbourne
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186 cm
C. szczególne : tatuaże na całym ciele; czuć od niego dobrej jakości perfumy; wielka blizna na brzuchu; magiczna proteza prawej nogi
Z początku, chciałem odmówić meczu Quidditcha, jednak po głębszym zastanowieniu i tak nie miałem co robić oprócz palenia papierosów i wyobrażaniu sobie kolejnych ludzi, których chciałbym połaskotać delikatnym i subtelnym nożem, bądź też jakimś ciekawym zaklęciem. Sport da mi chwilę wytchnienia i jeśli się nad tym zastanowić, to jest jeden z niewielu dyscyplin sportowych, w których palenie szlugów nie wpływa tak bardzo na moją wydajność. Wystarczy, że usiądę na kawałku miotły i polecę w tą, czy tamtą. Łatwe, nie? Okazało się, że do najłatwiejszych rzeczy to nie należy. Lataliśmy już tak trochę czasu, a tu dalej nikt nawet nie otworzył wyniku. Widząc to, chciało mi się śmiać, tym bardziej, że widziałem, że niektórzy gracze naprawdę się na tym znali i byli chyba dobrzy. A tymczasem reszta robi jakieś piruety na kiju i próbują wszystkich pozabijać tłuczkami. W pewnym momencie trzymałem kafla i leciałem w stronę przeciwnych pętli, ignorując tych ludzi z ADHD, którzy wyznaczyli sobie na cel sfaulować jak najwięcej ludzi, robiąc przy tym najdziwniejsze pozycje, jakie mogą zrobić przez zjebaniem się z miotły. Wymierzyłem i rzuciłem w stronę lewej pętli przeciwników. Miałem tylko nadzieje, że nie skompromitowałem się przed resztą drużyny – ostatnio w tą grę grałem pięć lat temu, a i też tylko na jakimś wolnym treningu, w drużynie Ravenclawu nie pamiętam, żebym był i aktywnie się w niej spełniał.
Kostki: 6
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Wyglądało na to, że młody Swansea nie uczył się za bardzo na swoich błędach. Może i przed momentem odczuwał skruchę, może było mu głupio, że na własne życzenie unieważnił celny rzut ich drużyny, ale teraz znowu straciło to na znaczeniu. Wiedział, że nie powinien grać już nieczysto bo po ostatniej wpadce jak nic otrzyma czerwoną kartkę, ale nie potrafił siępowstrzymać. Może to brak oceniającego spojrzenia siostry, które zazwyczaj towarzyszyło mu na meczach, sprawiał, że nabrał ochoty na podobne wybryki? Kiedy Louis rzucił kafel na bramkę, Elijah widział wyraźnie, że piłka jest rzucona zbyt słabo i nie ma szans dolecieć do bramki. Nie zastanawiał się dwa razy; w ogóle się nie zastanawiał, po prostu zamachnął się porządnie uzbrojoną w pałkę ręką i z całej siły odbił piłkę ku bramce, tak jakby to był tłuczek, nie cholerny kafel, którego nie powinien był dotykać. Modlił się tylko żeby Cromwell tym razem wykazał sie adekwatną do wieku ślepotą i nie zauważył jego zagrania, albo chociaż pomylił kafel z tłuczkiem i uznał, że pałkarz Krukonów – tudzież drużyny B – nie zrobił właśnie nic cholernie dziwnego. Dziwnego, nie głupiego... bo skoro zadziałało, to nie mogło być głupie, prawda?
Kostki: 3, 1 Faul: 3, 5 (zmieniony na 5, 5 bo 3 jest idiotyczne)
Niezmiennie nic. Obserwowałam grę, w której nie było żadnych bramek. Było oczywiście kilka ciekawych akcji, ale liczyłam, że któraś drużyna w końcu trafi. Na to się jednak nie zapowiadało. Zresztą, mi i Morgan nie szło lepiej. Znicz sobie z nami pogrywał i nawet kiedy gdzieś mi mignął, nie byłam w stanie w żaden sposób zanim nadążyć. Zastanawiałam się, czy dziewczyna też powoli traci nadzieje na złapanie tego małego cholerstwa. Mimo wszystko okrążałam boisko, starałam się nawet podjąć mocniejsze kroki, brutalnie popychają Morgan łokciem, kiedy widziałam, że przed oczami ma wyrazisty cel. Niestety sędzia, który wydawał się być ślepy na większość przewinień, to akurat zauważył. Zarobiłam jedynie przeciwnej drużynie rzut karny. Bajecznie. Wyglądało na to, że mój, prawdopodobnie ostatni do narodzin mecz, nie miał być tym pamiętnym.
nie łapie
April Jones
Wiek : 36
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : mnóstwo piegów, niski wzrost, często nosi kwiaty we włosach
Mecz ją nudził. Może dawno nie latała i nie czuła się zbyt pewnie na miotle, ale nie miała nawet szansy zrobić czegokolwiek i sprawdzić jak jej idzie robienie salt w powietrzu po latach. Latała od obręczy do obręczy, w międzyczasie kibicując swoim współgraczom. Dopiero trochę życia w to wszystko tchnął pałkarz, który najwidoczniej uznał, że może łapać innych współgraczy za miotły. Nie powiedziała mu nic, bo jednak to jakiś jej przyszły uczeń i nie mogła go zwyzywać pod nosem, jeszcze ktoś by usłyszał. Na szczęście sędzia, który był prawdopodobnie jej przyszłym kolegą z pracy zauważył tę szarżę (ciężko było nie) i dał im rzut karny. Wzruszyła ramionami, nawet nie wiedziała czy faulujący ją przepraszał czy może sędziego. Akcja przeniosła się na drugą część boiska, gdzie tamten obrońca, który wyglądał prawie jak ona (czyli jakby miał spaść z miotły) obronił rzut ich ścigającego. April mimo wszystko zaklaskała razem z publicznością, bo obrona była całkiem imponująca, po czym skupieniem wróciła do swoich pętli. Już po chwili przyglądała się imponującej wymianie pałkarzy, która trochę wyprowadziła ją ze stanu skupienia na grze i ocknęła się, kiedy ścigający mknął w jej stronę. Wychyliła się do przodu, żeby lepiej sięgnąć po piłkę, która leciała o wiele za lekko, żeby wpadła w obręcz, kiedy ten sam pałkarz, który wcześniej łapał ją za miotłę odbił kafla pałką. Piłka oczywiście nabrała horrendalnej prędkości i April, która próbowała ją złapać skończyła z obolałym nadgarstkiem, ledwo utrzymując się na dole. Nie powstrzymała się od przekleństwa, które głośno opuściło jej usta, a chwilę po tym zgromiła faulującego pałkarza wzrokiem. Tym razem nie miała tyle szczęścia i sędzia nie odgwizdał faulu. Złapała się mocniej swojej miotły i zleciała niżej, żeby złapać kafla, który leciał ku ziemi. Było 10:0, jeszcze mogli to wygrać.
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Hal często zapominał, że w quidditchu istnieli szukający i zwykle przypominał sobie o nich, dopiero kiedy nagle odgwizdywano koniec meczu, bo złapali znicza. Nie inaczej było tym razem, choć na szczęście zachował na tyle przytomny umysł, by przypomnieć sobie o nich jeszcze w trakcie. Przerażony tym, że zapomniał, olał sytuację podpęlową i wyszukał wzrokiem obie dziewczyny. Akurat gdy Dearówna faulowała Morgan. Merlinie, ile się tego działo między nimi, kiedy nie patrzył? Już miał dmuchać w gwizdek, kiedy przypomniał sobie, że drużyna Moe była przy piłce. Wstrzymał się więc, stosując przywilej korzyści. Kafel akurat zasuwał w stronę bramki z zatrważającym tempem (ile ten chłopak miał pary w ramieniu?) i był wprost niemożliwy do obrony. Kiedy przeszedł już przez pętle, Hal odgwizdał gola, a także rzut karny dla drużyny Moe, za zachowanie szukającej drużyny przeciwnej.
A 0:10 B
Louis Blackbourne
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186 cm
C. szczególne : tatuaże na całym ciele; czuć od niego dobrej jakości perfumy; wielka blizna na brzuchu; magiczna proteza prawej nogi
Otworzyłem wynik! Wiedziałem, że w końcu to się stanie, nie miałem jednak pojęcia, że to będę ja. Najmniej się do tego nadawałem, a jednak się stało i tak też nasza drużyna prowadziła 10:0. Teraz wystarczyło złapać znicza i utrzymywać defensywną formację. Jednak latając tak po boisku zauważyłem, że powoli mecz zaczyna nabierać tempa. Pojawiają się kolejne faule, które nie zostają bez odpowiedzi sędziego. Dla mnie lepiej, zrobiła to moja przeciwniczka. Co najlepsze, mój przyszły nauczyciel ONMS zauważył owe wykroczenie, zagwizdał i przyznał nam wykonywanie karnego. Poleciałem do przodu, mając nadzieje, ze uda mi się zdobyć kolejny punkt – co jak co, ale głupi zawsze ma w takich sytuacjach szczęście, a ja w tą grę jestem niedoświadczony i dla reszty zawodników wszystkie moje manewry są po prostu śmieszne, pomijając już strzelenie jedynego gola w tym meczu. Podlatuję na wyznaczoną odległość i rzucam, w ostatnich milisekundach czując, że nie był to mój wymarzony rzut – tak czy siak, wyobrażałem już sobie jak piłka wlatuję przez pętle. A z tymi wizjami w mojej głowie jest zawsze tak samo – jeśli już to widzę w swoim umyśle, to znaczy, że w rzeczywistości stanie się dokładnie na odwrót. Byłem tego pewien, choć nie traciłem wiary na zwycięstwo, nic z tych rzeczy.
April Jones
Wiek : 36
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : mnóstwo piegów, niski wzrost, często nosi kwiaty we włosach
Nie wiedziała co się dzieje, już wszystko zaczęło być pogmatwane. Najwyraźniej mężczyzna, który był sędzią nie zauważył faulu na niej, bo ich szukająca też odwalała jakieś dziwne akcje. Faul został odgwizdany, a kobieta nie miała nawet chwili na porządne ogarnięcie się. Kiedy próbowała się pozbierać po mocarnym uderzeniu pałkarza przed jej pętlami pojawił się ścigający drużyny przeciwnej z kaflem. Huh, czyli teraz musi to obronić? Przynajmniej powinna, bo przecież obrońca przeciwnej drużyny który był od niej minimum 12 lat młodszy dał radę obronić swojego karnego. Ponadto nie chciałaby być pośmiewiskiem uczniów, bo dała się dwa razy sfaulować, a ponadto nie obroniła strzału jakiegoś młodzika. Skupiła się więc na swoim zadaniu, ale nie musiała zbyt wiele robić - przed jej oczami pojawiła się wizja, w którą pętlę będzie rzucał ścigający i bez wielkiego problemu rzuciła się w tamtą stronę, broniąc bramek przed kolejnymi punktami dla drużyny przeciwnej. Przynajmniej tyle, może zostanie zapomniany ten pierwszy gol pałkarza. Może to nie była w najlepszej kondycji, a jej ręka bolała, ale mogła być z siebie dumna czy coś. Odrzuciła kafla do innego zawodnika i zaczęła ponownie krążyć dookoła pętli, żeby nie stracić kolejnych punktów, kątem oka obserwując pana od fauli, któy chyba nie wiedział na czym polega czysta gra.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Karny dla drugiej strony, obrońcy wyglądali dziś na wyjątkowo mocnych. Pałkarze okładali się, jak opętani, ścigający byli do zapomnienia. No dobra, szło im dobrze, dopóki nie trzeba było rzucać na bramkę, a przecież po tym oceniało się ich grę, co więc dobrego dało się o nich powiedzieć przy niezmiennym 0:0? Że byli gorsi od Larcha? Litości. Błysk, skrzydełka. Runęła w dół. Skoro punkty nie chciały się zdobywać małymi kroczkami, należało temu wreszcie zaradzić. Na jej pozycji nie musiało ją obchodzić, kto był jej bezpośrednim przeciwnikiem. Nie miała też obowiązku obserwować meczu akcja po akcji - tak naprawdę wystarczyła ostrożność, jeżeli chodziło o tłuczki. Jej cel był bowiem zgoła odmienny od tego, który kierował zawodników poruszających się pomiędzy obręczami. Nawet nie zauważyła, jak w międzyczasie zmienił się wynik, bo pędziła na wprost w tylko jednym celu. Przyjemność pogoni za złotą piłką powoli zaczęła przyzwyczajać dziewczynę do siebie. To było trochę, jak polowanie. Do niedawno widziała znicza bardziej jako złośliwego chochlika, który bawi się zmysłami szukających. Teraz, kiedy po raz drugi z rzędu złapała go, postrzegała go raczej jako spłoszoną zwierzynę, którą wystarczyło nakierować w odpowiednią pułapkę i bezdusznie chwycić w dłonie. I udało się. Wygrała mecz. - Znicz! - wyrzuciła z siebie euforyczny okrzyk, po czym skierowała się ku podłożu, aby rozprostować kolana. Było po wszystkim, napięcie opadło, mogli sobie podziękować i się rozejść. Davies czuła się... Po prostu całkiem nieźle. Ale to w zupełności jej wystarczyło. Oby reszta czuła się podobnie, niezależnie od wyniku.
Mecz był zadziwiająco nudny... a może właśnie przez to był interesujący? Padło w nim obrzydliwie mało goli, ale z drugiej strony odbyło się dużo akcji, które z perspektywy doświadczonego kibica (jakim bez wątpienia była) były ciekawsze do obserwowania niż zwykłe przerzucanie kafla przez pętle. Z wypiekami na twarzy śledziła nie tylko kafla, ale i tłuczki i bacznie obserwowała zagrania zawodników, które nie zawsze były uczciwe. Swoją drogą, zamierała za każdym razem gdy Asfi miał bronić bramkę, zwłaszcza w momencie, kiedy stanął przed zadaniem obronienia rzutu karnego i wszystkie oczy były zwrócone tylko na niego. To musiało być stresujące, ale dał sobie radę i był bezbłędny! Nie przepuścił ani jednej bramki, a przecież wiedziała, że nie miał doświadczenia z quidditchem, zwłaszcza na pozycji obrońcy. No i nie można zapomnieć też o Morgan, która znowu złapała znicza! W momencie kiedy jej przyjaciółka w pięknym stylu zakończyła grę, Carmel poderwała się z miejsca, krzycząc jakby postradała zmysły i minęło kilka ładnych chwil nim emocje opadły choć odrobinę. Oczywiście kiedy tylko było to możliwe, zbiegła z trybun i na dole czekała aż dwójka jej bohaterów do niej podejdzie. Nie mogli jej przeoczyć, była jak ogromna, podskakująca pchła z blond peruką. – O matko, co za mecz, nie-sa-mo-wi-ty. Widzieliście, że Swansea odbił kafla do.... – zrozumiała, że najpewniej są padnięci, a ona trajkocze im o sprawach, o których albo wiedzieli, albo wiedzieć najpewniej nie chcieli. Zasłoniła sobie usta ręką, a potem zaśmiała się i porwała Moe w objęcia. – Byłaś super, znicz znowu jest Twój! Nawet Dear Ci nie przeszkodziła. Gdyby nie była w ciąży, stłukłabym ją na kwaśne jabłko. Jestem taka dumna... – popatrzyła na przyjaciółkę, a potem bez zastanowienia złożyła na zaczerwienionym policzku solidnego buziaka – gratuluję – dodała nieco ciszej, by nie wrzeszczeć jej do ucha i dopiero wówczas się od niej odsunęła, pozwalając znów swobodnie jej oddychać. Popatrzyła na Asphodela i uśmiechnęła się szeroko, jednym z tych uśmiechów, kiedy na twarz pojawiały jej się delikatne dołeczki. – Głupolu, nie bałeś się iść na obronę? – zapytała, po czym i jego porwała w objęcia. Przytuliła go mocno, a potem cmoknęła go w policzek, podobnie jak zrobiła to przed momentem na twarzy Morgan. – Byłeś bezbłędny... Poczuła zapach świeżego potu i powietrza, mieszankę, która choć dla wielu mogła wydawać się odrzucająca, dla niej była czymś niezwykle przyjemnym. Przypomniało jej się jak po czerwcowym meczu na trybuny przyszedł Jerry, który pachniał wtedy w podobny (choć nie identyczny) sposób; przypomniało jej się jak bardzo namieszało jej to wtedy w głowie, odebrało rozum i umiejętność składania sylab w wyrazy. Zgłupiała, zauroczyła się i przechodziło jej dopiero teraz. Teraz na całe szczęście nic podobnego się nie wydarzyło, choć na wszelki wypadek i tak odsunęła się od niego zaraz. – Oboje byliście bezbłędni – dodała jeszcze. Uśmiech widniał wciąż na jej twarzy, z dwóch stron otoczony dołeczkami.
Ostatnio zmieniony przez Carmel M. Gallagher dnia Pon 26 Sie 2019 - 1:15, w całości zmieniany 1 raz
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Trudne było to sędziowanie. Ogarnianie wszystkich zawodników, śmigających za różnymi piłkami było po prostu niewykonalne o ile nie miało się jakiegoś Szalonego Oka, a najlepiej dwóch. Hal na prawdę tylko cudownym zrządzeniem losu wyhaczył faula szukającej (nie wiedząc nawet, że w tym czasie doszło do kolejnego przy bramce) i zaraz potem znów przestał patrzeć na dziewczyny, bo przecież musiał pilnować tego karnego. Kątem oka wychwycił Moe, pikująca w dół, ale nim zdążył sam połączyć fakty, to ona, radosnym okrzykiem, poinformowała go i całą resztę boiska, że złapała znicza. Czując rosnącą w nim dumę, zagwizdał po raz ostatni. Koniec. Wylądował na ziemi razem z resztą graczy i gratulując wszystkim, których mijał po drodze, podszedł do Morgan. - Gratulacje! - nie kryjąc dumy, położył jej rękę na ramieniu - Iście po gryfońsku udowodniłaś, że przy prawdziwych umiejętnościach nie trzeba kombinować, żeby zwyciężać - uśmiechnął się do niej, zadowolony, że "jego dzieci" nie bawiły się w faule. Chyba, bo w sumie na Morgan, długo nie patrzył... - A o skład drużyny chyba nie musimy się martwić z takimi ukrytymi talentami - spojrzał na Asphodela. W ich stronę biegła Carmel, na widok której Hal uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Świętujcie grzecznie - przypomniał, puszczając im oko, po czym zostawił rozradowana grupkę. Chciał jeszcze rzucić jakieś ciepłe słowa Hemah, a poza tym na niego spadał chyba obowiązek połapania i zamknięcia tłuczków. Nie da się ukryć, że miał nadzieję, że uda mu się zgarnąć kogoś do pomocy.
KONIEC MECZU Drużyna A 0:60 Drużyna B
/zt wszyscy ci, którzy nie czuja potrzeby pomeczowego radowania się
Ostatnio zmieniony przez Hal Cromwell dnia Pon 26 Sie 2019 - 1:43, w całości zmieniany 1 raz
April Jones
Wiek : 36
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : mnóstwo piegów, niski wzrost, często nosi kwiaty we włosach
W sumie ten mecz nie był taki zły. Co prawda przegrali, a sama rozgrywka nie była zbyt fascynująca, ale mimo wszystko bawiła się dobrze - nawet faule jej jakoś zbytnio nie przeszkadzały. Musiała być świadoma tego, że większość ludzi traktowała rozgrywki bardzo poważnie i jak to mówią - szli do celu po trupach. Kiedy na drugiej połowie boiska szukająca pochwyciła znicz, April jako dobry pedagog nie obraziła się, ani nic w tym stylu - po prostu biła brawo przez chwilę, a potem skierowała się na ziemię, bo jednak miotła nawet z zaklęciem poduszkującym nie była jakoś szczególnie wygodna. Jej cel został spełniony czy coś, wpuściła tylko jedną bramkę - i to w dodatku strzeloną przez faul, udało jej się obronić karnego... Co prawda trochę oszukała, ale czy można w tym wypadku mówić o oszustwie? Nie jej to oceniać. Odetchnęła z ulgą, kiedy w końcu wylądowała na ziemi, obtarła swoje spocone czoło i rozejrzała się dookoła, żeby podziękować wszystkim za grę - w końcu mimo wszystko bawili się przednio, wypadałoby podziękować ludziom dookoła. Miała niestety to szczęście, że niedaleko niej stał jej ulubiony zawodnik, który wybrał sobie ją na cel swoich dzisiejszych zagrywek. Odłożyła miotłę gdzieś na bok, i podeszła do niego, starając się nie wyglądać jak wściekły szczeniaczek. Byłą odrobinkę zirytowana, to fakt, ale w sumie odczuwała ulgę, że nic poważniejszego się nikomu nie stało. - Wybaczy pan, panie... - zaczęła, ale jednak nie znała nazwiska chłopaka, zawiesiła więc na chwilę swój głos, żeby ten mógł je dopowiedzieć. - Potrzebuje pan lekcji gry fair play, czy po prostu już słońce zbyt mocno przygrzało i zapomniał pan jakie zasady panują w Quidditchu? - Powiedziała niby surowym tonem, ale było widać, że najchętniej to by parsknęła śmiechem. Ciężko było jej krzyczeć na kogokolwiek, a szczególnie, kiedy ten ktoś był jakieś dwadzieścia centymetrów wyższy. April i jakieś metody wychowawcze, te dwie rzeczy się wykluczały. Szczególnie, że nawet nie była zbytnio zła na blondyna - po prostu nie mogła przyzwalać na takie rzeczy, jeżeli była nauczycielem. Teraz musiała być poważna i odpowiedzialna, czy coś.
Wygrana jego drużyny nie zaskoczyła go tak bardzo. Dużo bardziej był zdziwiony swoimi poczynaniami w tym meczu. Był pewien, że przepuści masę bramek, wygłupi się na oczach Carmel i niewiele więcej z tego będzie. Uświadomi sobie, że zupełnie się do tego nie nadaje. Właściwie, takie potwierdzenie by mu się przydało i to, że go nie otrzymał, trochę go zaniepokoiło. Wiedział, że wiele tu zdziałał przypadek, który, o dziwo zadziałał na jego korzyść. Nigdy nie miał się za wielkiego szczęściarza, ale widocznie dzisiaj coś nad nim czuwało, skoro wszystko poszło tak dobrze. Czyżby przeznaczenie? W końcu chciał zrobić wrażenie na gryfonce, a okoliczności był do tego sprzyjające. To nie mógł być przypadek. Kiedy Morgan złapała znicza, uśmiechnął się, bo to był wyraźny sygnał, że w żaden sposób nie zepsuje już swojego dobrego wrażenia w tej rozgrywce. Oczywiście, natychmiast się rozpromienił, kiedy obok niego znalazła się Carmel. Spojrzał na podekscytowaną meczem dziewczynę i wiedział, że było warto. Zaryzykować ośmieszenie, powyginać się na miotle i najpewniej zafundować sobie bolesne zakwasy. Jej uśmiech i entuzjazm był najlepszą zapłatą za takie popołudnie. Czy wolałby je spędzić nad zielnikiem, na spacerach po Saharze, czy czytaniu książki? Nie, jeśli nie dostałby za to takiej cudownej nagrody. Uśmiechnął się, kiedy składała słuszne gratulacje dziewczynie, ale ucieszył się jeszcze bardziej, kiedy przekierowała uwagę na niego. Buziak w policzek całkowicie przerósł jego oczekiwania i chociaż mógł wyobrazić sobie jeszcze lepszą nagrodę, nawet po tym był w siódmym niebie. - Ja? Bać się? No coś ty. Może była lekka trema... Ale mam nadzieje, że było nieźle, co? Widocznie obronę mam we krwi. Wiesz do kogo się zgłaszać, jak będziesz potrzebowała ochroniarza - posłał jej szczery uśmiech i miał ogromną ochotę wykonać jeszcze jakiś gest, ale jej odsunięcie się było wyraźną oznaką, żeby tego nie robić. Cierpliwości mu nie brakowało, a myśli dziewczyny na szczęście nie słyszał, więc przyjął to bez żalu. Pewnie gdyby wiedział, jak konfrontuje przytulenie jego, a innego faceta, nie spodobałoby mu się to ani trochę.
Mecz przebiegł bardzo szybko. D'Angelo (umówmy sie, że na boisku nazywanie jej Halvorsen nie robiło jej dobrej renomy) miała wrażenie, że kafel trafił w ciągu tej gry do jej rak zaskakująco za rzadko. Przez czas trwania całego posiedzenia. Tym samym, choć wygrali, humor miała raczej nieadekwatny do zwycięstwa. Oparła się brodą na swojej miotle z westchnieniem przyjmując fakt, że niewiele było tu osób, które mogła znać. Jeszcze mniej takich, które się nią zainteresowały. Wzrok utkwiła na Halu, kolejno i wybiórczo chwalącym Gryfonów z jej drużyny. Tyle przynajmniej o nich pamiętała. Dlatego ona sama przeszła obok towarzyszącego jej w tym meczu @Philip Michael Selwyn, klepiąc go koleżeńsko w ramię. - Dobra gra. I mógł jej wierzyć, bo może teraz niewiele osób ją kojarzyło, ale od szóstej klasy do grudnia na drugim roku studiów była kapitanem drużyny Ravenclaw, przez okres trwania juniorskich rozgrywek międzyszkolnych reprezentacji, kapitanem jednej z drużyn Hogwartu, oraz członkiem narodowej reprezentacji, a obecnie trenerem. I chociaż żenowało ją, że z takim stażem nikt tu o niej nic nie słyszał, żal jej było bardziej, że po prostu nikt jej nie nazwie spontanicznie TĄ D'Angell, więc będzie musiała przedstawić się jak prawnie zapisano ją w papierach, jako Halvorsen. - Pomóc? Bezpiecznie ruszyła się dalej, podchodząc do @Hal Cromwell.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Ryzykował dziś w zupełnie nieprzemyślany sposób i był za to na siebie wściekły. Kiedy Moe ostatecznie złapała znicza (tuż po faulu Dearówny, który zapewne uratował mu dupsko, odwracając wzrok sędziego), z ulgą zleciał na dół i zszedł z miotły. Miał dość – tak Sahary, jak i samego meczu. Co prawda potrafił zrozumieć skąd wzięło się jego zachowanie, dostrzegał jego przyczyny i śmiało zrzucał to na luźny charakter dzisiejszej rozgrywki. Pełniąc funkcję kapitana i mając świadomość, że wygrana zbliża go do pucharu, bardziej się pilnował i nie popełniał podobnych błędów. Dziś za bardzo sobie pofolgował... no i nagrabił sobie u nowej nauczycielki, czego ta zresztą nie omieszkała mu wytknąć. Widział, że drobniutka kobieta zbliżała się do niego energicznie i westchnął w duchu, spodziewając się dosłownie wszystkiego. Wyglądała bardzo niepozornie, ale czy to nie właśnie to sprawiało, że miał prawo jej się bać? Pozory często mylą, a ona miała przecież zacząć nauczać w Hogwarcie; jeśli nie chciała dać pożreć się uczniom i studentom, najpewniej musiała być twarda. – Swansea – wtrącił, kiedy się zawahała. Nie było sensu tego ukrywać, przecież i tak pewnie go pozna, no chyba że zamierzała nauczać ONMSu, na który nie uczęszczał. Kąciki ust drgnęły mu nieznacznie, bo żeby patrzeć jej w oczy, musiał bez mała zwiesić głowę. Oceniając na oko, dzieliło ich jakieś dwadzieścia centymetrów wzrostu, co dawało komiczny efekt, nawet wobec ochrzanu, który spodziewał się otrzymać. – Owszem, latanie na Saharze w ciągu dnia to nie jest najprzyjemniejsza i najbezpieczniejsza aktywność, jaką można uprawiać – zaczął, przekrzywiając nieco głowę kiedy mierzył ją spojrzeniem. Gdyby nie metamorfomagia, pewnie poczerwieniałby ze wstydu... bo tak, zdecydowanie było mu wstyd. Emocje wywołane grą powoli opadały, a własna głupota docierała do niego coraz dosadniej. – Ale zaręczam, że mnie nie przegrzało. Nie powinienem był Pani faulować, przykro mi, że to miało miejsce. Oparł się na trzymanej w ręku miotle. Na Merlina, wyglądała jak uczennica, nic dziwnego, że się nie połapał. Ciekawe jak wiele uczniów pomyli ją z rówieśnikami zanim przyzwyczają się do nowej członkini kadry. Spodziewał się, że wielu. – Więc... będzie pani uczyć w Hogwarcie? Mam nadzieję, że nie skończę z trollem przez te faule... – uśmiechnął się nieznacznie, choć wciąż było mu głupio. Całe szczęście, że nie wyglądała jakby była na niego szczególnie zła.
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Hemah nie trzeba było przesadnie chwalić. To nie był dobry mecz. Wina słońca? Warunków? Powinna raczej umieć grać niezależnie od pogody. Umiejętność dostosowania się jest od niej obecnie wymagana. Zasłanianie się upałem czy odblaskami promieni nie przystoi komuś na jej pozycji. Nie zeszła z miotły tak szybko, latając jeszcze chwilę i zgarniając piłki. Może chciała się wylatać i nadrobić kiepski mecz, kiedy goniła po boisku tłuczki. Nie było łatwo złapać piłkę gabarytów kuli do kręgli - oraz równie boleśnie metalową. Zatem trochę zmęczyła się, koniec końców jednak razem z @Hal Cromwell zamykając wszystko w skrzyni. Dla żartów zasalutowała @Shenae Halvorsen z uśmiechem. Może i ludzie jej nie rozpoznawali tak, jak powinni, ale jednak miło było przeciwko sobie zagrać. Interesująca odmiana... Gdyby tylko obie kobiety miały więcej możliwości faktycznie ze sobą rywalizować. To starcie nie było dobre i trochę to Peril bolało. Odetchnęła i dotknęła rozwalonej wargi. Wciąż krwawiła, roznosząc metaliczny posmak po ustach dziewczyny. Gryfonka odwróciła się, aby odnaleźć wzrokiem @Elijah J. Swansea zanim podeszła doń, chwilowo ignorując niewielką i drobną rudą stojącą obok Krukona. - SWANSEA! Chuja z jajami bym ci urwała, gdybyś mi wybił zęby - splunęła na ziemię śliną zmieszaną z krwią. - jakbyś jakieś, sukinkocie, miał. Faulować takie małe - wskazała ruchem głowy @April Jones - to kurwa łatwo, co? Chętnie zobaczę jak wyskakujesz z faulami do takiego Mefistofelesa, bo na Leonardo to już za późno. - Wsparła się na miotle, ściągając gogle i roztrzepując białe włosy. Odetchnęła, przeczesała kosmyki palcami... I dopiero sobie zdała sprawę, że Cromwell coś wspominał o nauczycielce. Zamrugała i uśmiechnęła się głupio do kobiety. - To... Czego będzie pani nauczać...? - Brakowało nerwowego śmiechu na końcu. Quidditch nie sprzyja zachowywaniu idealnej kultury, kiedy napieprza się w siebie 10-kilowymi, żelaznymi piłkami, a połamane kości są codziennością. I tak nieźle wyszła z tego meczu, bo pęknięta warga jest jeszcze małym uszczerbkiem na zdrowiu. Zatem przekleństwa w jej wykonaniu nie powinny nikogo dziwić.
April Jones
Wiek : 36
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : mnóstwo piegów, niski wzrost, często nosi kwiaty we włosach
Może i rudowłosa nie była nigdy wielką fanką Quidditcha, i nie zagrała zbyt wielu meczy podczas swojego trzydziestoletniego życia, ale podstawowe zasady znała i wiedziała, że to, co odwalał dzisiaj blondyn nie było zgodne z żadnymi przepisami. Nie to, żeby jakoś szczególnie ją to zabolało, okej, nie była przyzwyczajona do łapania kafli, lecących z taką prędkością, ale czego mogła się spodziewać po uczniach, rywalizujacych podczas meczu, lekkich rzutów i kompletnie czystej gry? Pewnie sama by sfaulowała, gdyby sytuacja tego wymagała, a ona bardzo chciała wygrać. Nie mogła jednak przejść obok tego obojętnie - gdyby chłopak sfaulował kogokolwiek innego mogłaby udawać, że tego nie widziała. Tym razem cios został wymierzony prosto w nią, a ona nie mogła tego tak po prostu zignorować. Może odrobinkę przesadziła ze swoim komentarzem, nie powinna chyba podważać zdolności do myślenia chłopaka, jednak nie miała zamiaru na niego krzyczeć, ani szczególnie wytykać tego co zrobił. Miała nadzieję, że to jedna z tych osób, które przejmą się tym, że ktoś stojący od nich wyżej w szkolnej hierarchii wytyka mu błędy, bo nie zamierzała sobie psuć tego popołudnia kłótnią ze swoimi przyszłymi uczniami. Uśmiechnęła się, kiedy ten ją przeprosił, bo naprawdę na niczym innym jej nie zależało. Wyglądał, jakby naprawdę żałował swojego zachowania, więc uznała, że nie będzie mu robiła większych problemów. Nawet sięgnęła do jego ramienia, żeby go po nim lekko klepnąć. - Grasz w szkolnej drużynie? Dopóki nie będziesz powtarzał takiego zachowania na szkolnym boisku to między nami nie ma problemu - zaśmiała się cicho, dając mu zadać pytanie. - Nie musi się pan martwić, panie Swansea. Nie skreślam tak łatwo ludzi, a na lekcjach liczy się zaangażowanie, nie jakieś prywatne niesnaski - pozwoliła sobie nawet na puszczenie mu oczka, żeby był pewien, że mówi serio i już miała odejść od niego, kiedy na horyzoncie pojawiła się ścigająca z jej drużyny. April było głupio się wtrącać, więc po prostu stała obok, powstrzymując się od śmiechu. Nie do końca wiedziała o kim mówi dziewczyna, ale samo jej oburzenie wydawało siędla April dość komiczne. To była wystarczająca kara dla Swansea, niech niższa blondynka się na nim wyżyje. - Wróżbiarstwa - odpowiedziała, kompletnie ignorując wcześniejsze słowa dziewczyny. Skoro odpuściła Elijah, to czemu miała się czepiać takiej błahostki jak przekleństwa w wakacje. Uśmiechnęła się do nich troszeczkę niezręcznie, bo nie wiedziała jak może kontynuować rozmowę ze swoimi przyszłymi uczniami. - Potrzebujesz pomocy z tą wargą? - Zwróciła się do Peril, starając się powiedzieć to w taki sposób, żeby nie zaognić jeszcze bardziej tej dyskusji o nieczystych zagraniach. Nie chciała rozkręcić jeszcze większej dramy.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Tuż przed końcem meczu trochę się to wszystko zagotowało. Jej drużyna strzeliła bramkę, ona sama została sfaulowana, potem był obroniony karny i końcowy gwizdek po jej chwyceniu znicza. Swansea faulował, jak opętany, Larch bronił, jakby od tego zależało jego życie. Shenae albo obrywała tłuczkiem, albo jej gole były cofane przez cudze przewinienia. Szalony mecz, co? A jeszcze bardziej szaleńcze było wydzieranie się Carmel. Davies już wcześniej miała dobry humor, ale te obłąkańcze wrzaski na dobre zrobiły jej dzień. Swoją drogą, chyba ktoś powinien ją powstrzymać, żeby nie wypluła płuc. - Szkoda, że Twój brat nie grał z nami. - powiedziała tylko, kiedy już była w objęciach przyjaciółki, odbierając gratulacje i napawając się jej euforią. Nie była w stanie wydostać z siebie żadnego innego komentarza. Być może najbardziej przeszkadzało jej to, że Gallagher, będąc tak zapaloną fanką, uciekała od miotlarstwa, jak tylko mogła. To jednak zdecydowanie nie był temat na tę okazję. Teraz był czas uśmiechu i świętowania. - Jak to się stało, że jeszcze nie jesteś w drużynie? - wyszczerzyła się do Asphodela, znając jego zamiłowanie do sportu i dosyć jasno zdając sobie sprawę, jak chwiejnie chłopak trzymał się na miotle pomimo wszystkich tych karkołomnych interwencji. Jego obrony najbardziej zaskakiwały prawdopodobnie jego samego, ale prawdą było, że poradził sobie doskonale. Cokolwiek wepchnęło go na boisko, miało całkowitą rację. - To dopiero początek, profesorze. - słowa Hala podbudowały ją, więc gotowa była zapewnić, że z jej strony Gryfoni zdecydowanie mogli liczyć na więcej. Po dwóch wakacyjnych meczach, w których przechyliła szalę zwycięstwa na stronę swoich, była tak nakręcona miotlarstwem, że niewiele innych tematów chodziło jej po głowie. - Potrzebuję kąpieli i wracam do łóżka. - wypaliła w pewnym momencie, gdy pomeczowy zgiełk zaczął ją przerastać. Nie bez przyczyny była szukającą - być może odnajdywała się w obserwowaniu chaosu i reagowaniu na niego, jednak na boisku wolała mieć swoje sprawy i nie mieszać się w tłum, wokół którego krążyły duże, choć nie najistotniejsze piłki. W dużej mierze miało to przełożenie na codzienne preferencje Moe. Zatem teraz, gdy Peril po pozbieraniu piłek zaczęła się wydzierać na Swansea, nie miała zamiaru się w to wikłać.
Zmrużyła brwi, zastanawiając się, czy mogła zrobić coś jeszcze, żeby pozostać... jeszcze bardziej zignorowaną. Co to się działo ze światem, że już nawet puchon długo jej odpowiadał? Jej wzrok automatycznie podążył za @Hemah E. L. Peril, której skinęła głową, chwilę później kręcąc nią ze zrezygnowaniem na wiązankę spontanicznych wulgaryzmów. Miała zaoferować jej pomoc, o ile Enzo znajdował się tu gdzieś w pogotowiu na trybunach, ale dopiero wtedy przypomniała sobie, że został z dziećmi. Dlatego, choć ruszyła w jej kierunku, zatrzymała się i oparła na trzonku miotły, wzrok utkwiwszy na @Elijah J. Swansea. Jej brwi ponownie ściągnęły się ku sobie. Chłodne, błękitne spojrzenie nie zwiastowało niczego dobrego. Zmierzyła wzrokiem odległość między nią, a grupką, która wynosiła w tym momencie bardzo niewiele. Zaraz potem machnęła miotłą, dosięgając witkami kark chłopaka. — Elijah Swansea! — jej ton rozbrzmiał oskarżycielsko, chociaż nie użyła jeszcze żadnych karcących słów. Nie musiała. Uderzenie go miotłą było wystarczająco sugestywne. — Dobra technika. Następnym razem wykorzystaj ją na czyste zagrania. Mimo wszystko sercem pozostawała Krukonem. Choć jej poczucie moralności i etyki Quidditcha nie pozwalało jej na nieczyste zagrania, dalej kibicowała Ravenclawowi.
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
//uwaga, zaginam ździebko czasoprzestrzeń i zakładam, że Hemah nas jeszcze nie wyręczyła :P
Rozejrzał się zgromadzonych graczach i wybiegających im na przeciw kibicach, ale wszyscy zdawali się pochłonięci sobą. Pogratulował swoim, reszcie, którą złapał wzrokiem coś tam pokiwał głową, a Elijah sam już się chyba wziął za przepraszanie, więc jego rola na ziemi chyba została spełniona. Nie chciał tak w nieskończoność stać bezradnie, ani tym bardziej aż tak nachalnie prosić o pomoc. Przyznanie, że załapanie tłuczków należało do trudnych zadań było mniej więcej tym, co noszenie zakupów na dwa razy - plecy kiedyś przestaną boleć, plama na honorze nigdy! Pogodzony z faktem, że został na polu bitwy sam, już miał wsiadać na miotłę, kiedy usłyszał głos obok siebie. Obejrzał się na dziewczynę, a upewniwszy się, że mówiła do niego obdarzył ja ciepłym uśmiechem. - Na pewno będzie szybciej - odparł beztrosko - Przepraszam, nie pamiętam imienia... Wyglądała młodo, więc wziął ją za studentkę. Uczył dopiero lekko ponad rok i siłą rzeczy nie mógł znać starszych absolwentów. Inna sprawa, że nawet niektórych obecnych uczniów nie pamiętał. A chociaż znał nazwiska zawodników i szkoleniowców narodowej reprezentacji quidditcha lata wstecz (pewnie lepiej niż własnych uczniów), to na ich twarze, już od lat liczonych w dziesiątkach, jakoś mu umykały.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Swansea przejął się swoim zachowaniem już w momencie kiedy podeszła do niego niepozorna przyszła nauczycielka, można łatwo zatem sobie wyobrazić jak źle poczuł się w momencie kiedy z pretensjami podbiło do niego więcej dziewcząt. Musiał mocno skupić się na utrzymaniu metamorfomagicznej mocy w ryzach, by ta nie wydała całemu światu jak bardzo było mu wstyd. W przypadku @Hemah E. L. Peril nie był to bynajmniej efekt ostrych słów, a faktu, że pluła krwią płynącą w wargi, którą własnoręcznie jej rozbił. Zatrzymał spojrzenie na Gryfonce i z pozornym spokojem przyglądał jej się na moment, zastanawiając się czy istnieją w ogóle słowa, które mogą go nie pogrążyć. – Na boisku traktuję wszystkich równo – powiedział w końcu z pewną dozą niepewności. Nie była to bynajmniej wymówka, a zwykła prawda – poza grą w życiu nie uderzyłbym żadnej z Was. Zresztą przeprosiłem panią... – zawiesił się, uświadamiając sobie, że nie zna jej nazwiska – i Ciebie też przepraszam. Bardzo boli? To dużo, cholernie dużo słów jak na Elijaha; czuł się coraz bardziej zagubiony i zmęczony, i potrzebował chyba porozmawiać z siostrą, żeby jakoś jej się wytłumaczyć. Miał ochotę wycofać się stąd jak najszybciej, ale zanim zdążył postawić choćby jeden krok, poczuł na karku szorstkość witek miotły. Wzdrygnął się, nie spodziewając się tego nagłego ataku i odwrócił gwałtownie głowę, choć głos, który zaraz do niego dobiegł nie pozostawiał wątpliwości co do tego, z kim miał do czynienia. Widok @Shenae Halvorsen sprawił, że powstrzymywana od dłuższego czasu moc wymknęła mu się spod kontroli, barwiąc jasnoblond włosy na odcień delikatnej żółci. Czy zmalał o kilka centymetrów? Chyba tak. Nie był do końca świadom tej zmiany. Było mu tak cholernie wstyd... zależało mu na tym, żeby przed byłą kapitan pokazać się z jak najlepszej strony i zepsuł tę szansę, faulując jakby na boisku był pierwszy raz w życiu. Niechętnie kiwnął głową. – Nie wiem co mi odwaliło – przyznał zupełnie szczerze. Jeszcze nie dotarło do niego, że mimo wszystko został pochwalony – szkoda, że sobie nie pograłaś przez te wszystkie tłuczki. Pewnie wyczuli w Tobie zagrożenie i nawet mieli rację – zdobył się na nieśmiały uśmiech i przeczesał włosy palcami, uświadamiając sobie nagle, że coś jest z nimi nie tak. Przewrócił oczyma i przywrócił swój wygląd do porządku. – Zostawiam Was, drogie panie. Hemah, widzimy się na boisku w roku szkolnym – posłał do Gryfonki uśmiech i wycofał się z towarzystwa, by zaraz pójść w stronę obozowiska. Chyba bał się, że znajdzie się jeszcze kilka osób, które będą do niego miały pretensje.