Wielu ludzi unika kanionu kojarząc go wyłącznie z położonym niedaleko Wąwozem Zagubionych. Okoliczne pustynne formacje skalne nie ograniczają się jednak do miejsc przeklętych. Jednym z nich jest fragment dna kanionu, który natura sama, bez pomocy żadnego czarodzieja, wspaniałomyślnie uformowała w rozmiarach boiska do quidditcha. Dodatkowo okalające je skały są na takiej wysokości, że stanowią idealne trybuny.
The member 'Hal Cromwell' has done the following action : Rzut kośćmi
'Kostki' :
______________________
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Wpadła na Saharę dosłownie na chwilę. Parę dni krótkiego urlopu... I oczywiście wkręciła się w mecz. Bo i co innego ma tu ktoś robić z jej urodą? Za gorąco na życie, zwiedzać nie ma nic. Pogadała sobie trochę z ludźmi, przeczekała burzę piaskową... I zwinęłaby się już dawno do domu, gdyby nie mecz. Towarzysko zawsze zagra. Nawet, jeśli gra codziennie. Jeszcze jej nie zbrzydło. Trzymając sprzęt stawiła się na ustalonym miejscu. Cóż... Z nią nie było problemu. Gra jako ścigający, bo inne pozycje niezbyt jej się uśmiechają. Acz jakoś reszta graczy nie mogła się pozbierać. Poprawiła osprzęt. Gorąco jak diabli. No nic. Grunt, że gogle od słońca są. Kiedy dogadali się już z pozycjami, ona była gotowa do startu. Nic dziwnego, że wystrzeliła i pierwsza przechwyciła piłkę, płynnie przechodząc do ataku na bramkę przeciwników. Żeby tylko się nie pomyliła, z kim gra. Nie zdarzyło jej się jeszcze być w tej samej drużynie, co jacyś ślizgoni.
Co on tutaj robił? To było jak najbardziej zasadne i trafne pytanie. Nienawidził sportu i nie zamierzał tego zmieniać. Gry zespołowe uważał za głupią i nieciekawą rozrywkę i wiedział, że po prostu nie byłby w tym dobry. Wolał statyczne, spokojne zajęcia. Z drugiej strony... tyle nasłuchał się od Carmel, jak to uwielbia te dziwną grę. Była zakochana w tym wszystkim do tego stopnia, że zapaliła mu się w głowie lampka. Czy wzięcie udziału nie zrobiłoby na niej wrażenia? Może spojrzałaby na niego z innej strony i zwróciła uwagę. A kto wie, może nawet nie miał się tak całkiem wygłupić. Stwierdził, że gra jest warta ryzyka. Ledwo potrafił latać, ale liczył, że jakimś cudem obroni bramkę. Kiedy przy niej latał, serce mu waliło, ale wystarczyło krótkie spojrzenie w kierunku trybunów, odszukanie wzrokiem pięknej gryfonki i wszystkie zmartwienia odchodziły w niepamięć. Musiał być świetny. To była niepowtarzalna okazja, żeby jej zaimponować. Kiedy kafel leciał w jego kierunku, zachwiał się trochę na miotle, która odmówiła mu posłuszeństwa. Jakimś jednak cudem szarpnęła go w odpowiednim kierunku i udało mu się odbić go nogą. Chociaż więcej było w tym przypadku, niż umiejętności, wyprężył sie dumnie i zerknął w kierunku Carmel. Widziała to, prawda? Na pewno!
Tylko i wyłącznie dla tego meczu Philip znalazł się na Saharze. Tak na ten jeden wieczór, byleby tylko rozgrzać się przez zbliżającym się sezonem w lidze szkolnej. Nie wyobrażał sobie gry na innej ppzycji niż jako ścigający, więc od razu zajął swoją pozycję. Wzbił się w powietrze i od razu poczuł, ze jest w swoim żywiole. Grę zaczynała jednak drużyna przeciwna i tamtejsza ścigająca ominęła go i spróbowała strzelić na bramkę, jednak obrońca jego drużyny oddalił kafla od słupków. Przejął go Philip, który ruszył na rajd na pozycje przeciwnika, jednak zabrakło mu koncentracji. W połowie drogi do bramek ktoś wybił mu kafla z ręki, a on sam musiał koncentrować się przede wszystkim na tym, żeby utrzymać się na miotle.
Zapisał się na kolejny wakacyjny mecz quidditcha, mimo że w tym Nathaniel nie mógł wziąć udziału. Bez kumpla nie było to już to samo, ale z drugiej strony pomyślał, że przez długi czas może już nie mieć okazji polatać na miotle. Ostatecznie po burzliwej dyskusji w drużynie wybrał pozycję ścigającego. Stwierdził, że skoro w poprzednim meczu na niej grał, to będzie to najlepsze rozwiązanie. Obserwował uważnie wszystko to, co dzieje się na boisku, a kiedy kafel ponownie trafił w ręce jego drużyny, sięgnął po niego, planując swój atak. Ciężko było przestrzelić się przez obronę przeciwników, więc wpadł na pewien pomysł jak ich zdekoncentrować. - Hemah, dym! – Krzyknął do niej, kiedy przelatywał w pobliżu, mając nadzieję, że zrozumie co ma na myśli. Trzeciemu ze ścigających swoją strategię zaalarmował gestem. Nie grali w takim składzie regularnie, więc nie było to łatwe do zrobienia, ale nie tracił nadziei. Zanurkował niżej, spoglądając czy aby na pewno jego towarzysze podążyli za nim. Chyba udało im się jakoś porozumieć. Po chwili z ich mioteł wydobył się dym w różnych kolorach. Idealnie, teraz drużynie B będzie się o wiele ciężej połapać. Po serii kilku podań między ścigającymi Leonel postanowił zaś skorzystać z zamieszania i skierował kafel w środek prawej obręczy. Teraz wszystko zależało od już od Asphodela.
Szczęście szczęściem, ale dalej trzeba było grać. A nie wiedziałem na ile jeszcze jestem w stanie opierać się na zwykłym farcie, niepodpartym żadnymi, absolutnie żadnymi umiejętnościami. Oby dłużej, niż mogłem przypuszczać. Zanim znowu kafel poleciał w moim kierunku, walczyłem o dobre zachowanie równowagi. Zawsze trzymanie się w powietrzu na miotle wydawało mi się abstrakcją, a teraz jeszcze miałem skupiać się przy tym na innych rzeczach. Na szczęście złapałem rytm akurat, kiedy trzeba było bronić. Byłem pewien rzutu w kierunku lewej obręczy. Leonel jednak postanowił mnie zaskoczyć i wykonać go w przeciwną stronę. Pędem tam poleciałem, po drodze prawie tracąc równowagę, ale na szczęście zdążyłem odbić kafla przy prawej obręczy. To zaczynało być dziwne i niepokojące. Może miałem jakiś wrodzony talent, o którym nawet nie wiedziałem. Wolałem się nie zastanawiać, zamiast tego cieszyłem się, że idzie mi dobrze.
Kostki: 6, 2, 1
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Jak się okazało, na koniec wakacji udało się zorganizować jeszcze jedne miotlarskie rozgrywki. Legalne, towarzyskie, na starych zasadach. Tylko dlaczego Moe miała jakieś nieodparte przeczucie, że tym razem, jak już większość ekipy zainteresowanej quidditchem się znało, to może być nieco brutalniej? W jej drużynie był ponownie Elijah. I... on? Co Larch robił na miotle? Najwyraźniej desperacja popchnęła go w deathwish, bo tylko tak dało się nazwać jego starania w utrzymaniu się w powietrzu. Gryfon ewidentnie zrobił sobie podczas wakacji coś w głowę. I najwyraźniej miał zamiar to powtórzyć. Tylko, że chyba nie, Davies, bo szło mu, jak staremu wydajaczowi. Okej, najpierw trochę się zachwiał podczas obrony, ale nie przepuścił kafla. Potem... cóż to była za interwencja! Pokraczna, okej, ale po niej?! Co jest grane, Asphalt? - Chylę czoła, Larch! Ale wracaj na bramkę! - skomentowała głośno, po czym wzbiła się pewnie w górę i wypatrywała znicza, na dłuższą chwilę tracąc zainteresowanie resztą boiska.
To nie był szczyt odpowiedzialność, ale postanowiłam zaryzykować. Mój brzuch niedługo miał być tak duży, że granie będzie graniczyło z cudem. Zamierzałam więc korzystać z w miarę możliwości, zgrabnego brzuszka i wziąć udział w tym towarzyskim meczu. Nie mógł być chyba aż tak brutalny, prawda? Zresztą, miałam robić za szukającą, a to była pozycja w miarę oderwana od reszty. Miałam jeden cel i na nim się koncentrowałam. Zerkałam tylko jak idzie reszcie, ale głównie wypatrywałam złotego znicza, doszukując się co chwilę tego przebłysku. W sumie pierwszy raz grałam na tej pozycji, dlatego było to dosyć trudne. Nigdy nie byłam specjalnie zwinna i wolałam mocne uderzenia, od szukania igły w stogu siana.
bez kostek
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Nie spodziewał się, że podczas wakacji zostanie zorganizowany kolejny towarzyski mecz quidditcha, ale wiadomość tę przyjął z ogromnym entuzjazmem. Prawdę powiedziawszy, było to nawet nazbyt eufemistyczne sformułowanie. On był po prostu wniebowzięty! Nie mógł się doczekać, aż będzie mógł znowu zasiąść na miotle, poczuć ten wiatr we włosach i móc powyzywać się z zawodnikami przeciwnej drużyny. No dobra, tego ostatniego raczej nie robił, chyba że wyjątkowo się wkurzył. Nie ukrywał jednak, że gotów był do zastosowania jakiegoś drobnego faulu, byleby tylko doprowadzić swoją drużynę do zwycięstwa. Oczywiście tylko, jeśli będzie to konieczne! Zresztą nie uważał, by faul był czymś złym, jak dla niego faule można było podzielić naprawdę na takie skurwysyńskie oraz na taktyczne. Tak, faule też były elementem rozgrywki. Cholera, wiele się na tym boisku działo, a jeśli dobrze wszystko ogarniał, to chyba nie padła jeszcze nawet żadna bramka. Asphodel zaciekle bronił obręczy, choć Matthew miał nadzieję, że w którymś momencie jego dobra passa się skończy. Kiedy przekazał kafle do Shenae, zwierzył okazję. Tłuczek akurat krążył w jego pobliżu, więc po prostu podleciał do niego i smagnął go swoją pałką, kierując krwiożerczą kulę w byłą Krukonkę. Nie mógł przecież dopuścić, by przejęła kafla. Kojarzył, że była świetną zawodniczką, a nie jego drużyna nie chciałaby przecież, żeby zdobyła dla drużyny B jakieś punkty, czyż nie? - Tak jest! – Wykrzyknął radośnie, kiedy upewnił się już, że obrana przez niego za cel osoba rzeczywiście oberwała.
Mecz ledwie się zaczął, a już atakowano ich bramkę. Shenae pochwaliłaby grę ich obrońcy, ale nie była jeszcze zaznajomiona że wszystkimi nazwiskami, a mecz toczył się z zbyt szybko, żeby teraz próbować sobie przypomnieć przedmeczowy research. Kafel już leciał w jej kierunku. Obróciła się zręcznie w kierunku bramki przeciwnej drużyny, ale nie zdążyła go złapać. Coś ciężkiego uderzyło drewniany trzon, kilka centymetrów przed jej rękoma. Zachwiała się w powietrzu łapiąc równowagę, a kafel w tym czasie trafił w ręce przeciwnika. Chociaż nie podobał jej się ruch uniemożliwiający jej jakąkolwiek reakcje, musiała pochwalić przeciwnika za celność i pewność z jaką trafił prosto w nią. Mogła jedynie wmawiać sobie, że to dlatego, że wyczuł w niej duże zagrożenie. Będąc D'Angelo Halvorsen, tak właśnie zrobiła.
Ostatnio zmieniony przez Shenae Halvorsen dnia Nie 25 Sie 2019 - 20:58, w całości zmieniany 1 raz
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Sahara go rozpieszczała. To znaczy... jasne, na samym początku złamał sobie rękę, a zaraz potem studnia próbowała go otruć, ale druga połowa wakacji obfitowała w miotlarskie rozrywki w takim natężeniu, że nawet nie miał już wyrzutów sumienia przez to, że na wakacyjnym wyjeździe zupełnie odpuścił sobie treningi. Wpierw mecz towarzyski na rozgrzewkę – na całe szczęście wygrany, potem nielegalny mecz (o ile można to nazwać meczem?) bludgera, gdzie również zdobył zwycięstwo... lepiej być nie mogło. Jeśli uda mu się utrzymać formę w roku szkolnym, Krukoni będą mieli ogromną szansę na puchar quidditcha. Kiedy pojawił się na boisku, okazało się, że poza dobrze znanymi mu twarzami pojawiło się tu również kilka nowych, nieco zadziwiających. Była tutaj Hemah, popularna zawodniczka Gryfonów i... Shenae, która niegdyś sprawowała pieczę nad krukońską drużyną, a po studiach została trenerem drużyny narodowej! Tej ostatniej zupełnie się tutaj nie spodziewał i nie do końca wiedział jak ma czuć się z jej obecnością. Znał jej nazwisko bo wiedział, że była naprawdę dobrym kapitanem... próbował brać z niej przykład choć, rzecz jasna, nie zawsze mu wychodziło. Kobieta najpewniej nie miała pojęcia o jego istnieniu, więc tym bardziej zależało mu teraz, żeby na meczu pokazać się od jak najlepszej strony. Z początku nie miał zbyt wiele do roboty... co prawda kafel dwukrotnie pojawił się w okolicy ich bramki, ale nie miał możliwości, aby odbić wtedy tłuczka i polegał na umiejętnościach Asphodela, w które, szczerze mówiąc, wątpił z całych sił. Chłopiec był małej postury jak na obrońcę, a do tego wszystko wskazywało na to, że brak mu doświadczenia. Miał tylko nadzieję, że przeciwnicy nie poturbują go zbytnio, nie chciał mieć go na sumieniu. Kiedy tłuczek sięgnął Shenae, dostrzegł swoją szansę i odbił go ku Hemah, która, jak mu się zdawało, miała najlepszą okazję, aby przejąć kafla. Nie zamierzał na to pozwolić, piłka zbyt często sięgała ich bramki i ani trochę mu się to nie podobało. Nie odbiłpiłki w zwykły sposób, skupił się, aby odbić ją tak, by zygzakiem trafiła prosto w Gryfonkę. Nie było to może czyste zagranie, ale wydało mu się absolutnie konieczne. Nie zamierzał przecież przegrywać.
Punkty w kuferku: 15 + 6 (miotła) Przerzuty: 2
Kostki: 3, 6 Faul: 5, 3
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Nie podobał jej się ten mecz. Nie dlatego, że było gorąco, chociaż to też. Bardziej to, jak się Ślizgoni rozleźli po boisku niczym wszy po kożuchu. A ona jak na złość została rozdzielona ze swoimi i teraz musiał jeszcze jakiś zielony ludek jej rozkazywać. Zgrzytnęła zębami, będąc z natury zbyt dumną, aby tak po prostu pozwolić sobą kierować jakiemuś żółtodziobowi. Niemniej akcja mogła się udać... Gdyby tylko chłopak miał pojęcie, co robi, a nie rzucał profesjonalnymi terminami na lewo i prawo bez jakiejkolwiek praktyki. Prychnęła, widząc jak Asph obronił. Normalnie by się ucieszyła - to wszak obiecujący Gryfon. Ale teraz mocniej irytowała się na Leonela. - Chuja ten dym ci dał - mruknęła bardziej do siebie, nim wyłapała możliwość przejęcia piłki. Zleciała ponad She i zgarnęła kafla dla siebie. Niefortunnie wystawiając się na atak Elijaha, jakiego nie zdążyła uniknąć przez słońce. Czy raczej - uniknęłaby, gdyby nie oczywisty faul. Piłka przeleciała jej przed twarzą, nie uderzając na szczęście bezpośrednio. Jedynie stuknęła, rozbijając wargę. Ale konieczność hamowania, by nie stracić zębów, sprawiła, iż uzębienie zachowała, a kafel straciła. Szlag by to. Zlizała krew z wargi i spojrzała na Krukona. Tak się bawimy? Niech będzie.
Może i pierwsza akcja nie wyszła Philipowi najlepiej, ale wpłynęła pozytywnie na jego koncentrację. Trzymał się teraz jak najbliżej kafla, zwłaszcza że jego partnerka w drużynie też straciła piłkę. Idealna okazja nadarzyła mu się, kiedy Hemah oberwała od Elijaha i straciła piłkę. Puchon natychmiast pomknął w jej kierunku z taką prędkością, na jaką tylko było stać jego i dosiadaną przez niego miotłę. Złapał dużą piłkę w locie i dał znać Shenae, którą znał z widzenia z Hogwartu ze swoich pierwszych lat w drużynie Hufflepuffu, aby tym razem ruszyli wspólnie, bo jego wcześniejszy samotny rajd źle się skończył. Wypatrzył ją szybującą gdzieś nad boiskiem i upewniwszy się, że prawdopodobieństwo przechwycenia jest niewielkie, rzucił kafla w jej stronę.
Nie szło mi najlepiej. W sumie nie byłam zdziwiona, skoro moja spostrzegawczość nie była moją najmocniejszą stroną. Latałam po całym boisku w nadziei, że coś się zmieni, ale wyglądało na to, że znicz kpił sobie z nas obu. Ani ja, ani Morgan nie byłyśmy zbyt blisko zakońćzenia meczu. Może i dobrze, biorąc pod uwage mało zadowalający wynik. Nikomu nie udało się jeszcze strzelić gola, czego szczerze żałowałam, bo gra zaczynała robić się nudnawa. Dobrze by było chociaż trochę to rozkręcić, bo póki co, taka rywalizacja nie sprawdzała się zbyt dobrze. Nie dość, że nie zapowiadało się na złapanie znicza, to jeszcze nic nie wrózyło porządnego nabicia punktów. Cóż, jeszcze trochę sobie widocznie pogramy.
bez kostek
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Mecz, nie licząc wybryków Larcha, który karkołomnie bronił ich obręczy, był przede wszystkim pojedynkiem pałkarzy. Elijah zdjął Hemah, Matt zdjął Shenae. Dobrze było widzieć tyle osób zaangażowanych w towarzyski mecz, a jeszcze lepiej, gdy połowa z nich to byli znajomi. Davies postanowiła trzymać się z dala od całej reszty zawodników - tłok nie pomagał w poszukiwaniach, złote błyski mogłyby jej umknąć, gdyby bacznie przyglądała się rozgrywanym akcjom, albo, co gorsza, znalazła się na drodze fruwających piłek innych niż ta ze skrzydełkami. - Pokaż się. - mruknęła cicho pod nosem, po czym zerwała się na nieznaczny refleks w pobliżu podłoża, jednak szybko wyhamowała, widząc, że był to zaledwie prowokujący ją odbiciami światła piasek. Nie zrażała się. Po pierwszym meczu była w takiej euforii, że teraz z góry uznała, że ten mecz był jej.
Kuferek: 21, 2 przerzuty
Carmel M. Gallagher
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167
C. szczególne : dołeczki w policzkach kiedy szeroko się uśmiecha, blizna tuż nad prawą brwią. Kilka kolczyków w prawym uchu.
Nie mogło jej tutaj zabraknąć, o tym wiedział chyba każdy? Na trybunach pojawiła się dziś wyjątkowo o odpowiedniej porze i zdążyła zająć nawet dobre miejsce, choć nie można powiedzieć, by były tam dzikie tłumy kibiców, które to utrudniały. Ot, kilka znajomych twarzy z obozu i tubylcy zaciekawieni rozrywkami Anglików. Czy Enejczycy mieli własną drużynę? Może powinna się tym zainteresować, skoro jeszcze tego nie wiedziała? Cóż, wiedziała za to o tym, że na boisku może spodziewać się swojego brata no i Morgan, która ostatnio na pozycji szukającego zrobiła niekwestionowaną furorę. Na ich widok krzyknęła doniośle i zaklaskała, ale zaraz zamarła w bezruchu, bo oto na obronie pojawił się ktoś, kogo zupełnie się tam nie spodziewała. Zamarła w pół ruchu, przyglądając się Asphodelowi, który pasował do miotły jak wół do karocy. Przecież wiedziała, że nie lubił sportu, co on robił na meczu?! – PORĄBAŁO CIĘ, LARCH?! – krzyknęła... ale zapewne jej nie słyszał. Trudno było mu się dziwić, jej głosik kontra spore boisko i całe to zamieszanie, jakie wiązało się z meczem. Czekała więc na rozwój wydarzeń i kibicowała w najlepsze (nie bardzo przy tym wiedząc czyją stronę trzymać... w jednej drużynie byli jej przyjaciele, w drugiej rodzony brat). Kiedy Asfi obronił obie bramki, dosłownie szalała ze szczęścia, krzycząc jak porąbana. Głupek... ale uzdolniony. – Moe!!! ŁAP ZNICZA, ŁAAAP – wydzierała się w najlepsze – Matt, Ty też coś tam rób, ale nie za dobrze – dodała ciszej. Brat był dla niej ważny, ale dziś kibicowała drużynie B.
Minął ledwie rok odkąd opuściłą szkołę, a tempo gry stało się znacznie bardziej dynamiczne. Jednak było coś prawdziwego w stwierdzeniu, że co każde następne pokolenie jest zdolniejsze. Może słusznie, że uważała się za geniusza własnego pokolenia. Tylko dlatego była w stanie nadążyć za tym meczem towarzyskim. Chwytając kafla, wyłapałą spojrzenie drugoego ścigającego z drużyny. Rzadko zdarzało się, żeby z osobami, z któymi grało się pierwszy raz w życiu, bez wcześniejszego przygotowania, podejmować się ryzykownych zagrań. Miała jednak wrażenie, ze członek jej zespołu zrozumie jej intencję. Zrozumiał. Oboje korzystając ze swoich mioteł bardzo finezyjnie, stając na ich kijach, zaprezentowali łądną kombinację, która przybliżyła ich do bramki przeciwnika. Oboje zdawali się w rtm momencie takich samym zagrożeniem. Nie sposób było się domyślić, które z nich będzie rzucać w tym momencie na bramkę. Po krókim namyśle, She dała szansę sobie, nie przerzucając kafla do kolegi z drużyny. Rzuciła w kierunku punktowanych pętli.
Kostki: 4, 3 przerzucone na 3. 2, rzut na kombinację > 3 Przerzuty: 5/6
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Na szczęście sędzia nie zauważył, że tłuczek, który posłał ku Hemah nie był odbity w czysty sposób. Nie zamierzał nad tym ubolewać, chciał wygrać, a z takim obrońcą nie mógł czekać na to, aż wygrana sama wpadnie w ich ręce. Nie wiadomo kiedy Larchowi skończy się szczęście i obawiał się, że może to nadejść szybciej niż się spodziewają. Co prawda nie był tu kapitanem, ale mimo wszystko poczuwał się do tej roli... Obserwował dalszy przebieg meczu, licząc na kolejną szansę. Co prawda zazwyczaj grał na czystych zasadach, ale dziś miał ochotę nieco się pobawić. Może to niedawny bludger obudził w nim takie dziwne instynkty? Tak czy inaczej, kiedy kafel pojawił się w rękach ich ścigającej, a on zobaczył, że w pobliżu nie ma tłuczka, którego mógłby wykorzystać, po prostu wybił do przodu, drastycznie zbliżając się do pętli. Zablokował obrończynię w taki sposób, że nie mogła obronić bramki. Skuteczne? Może. Głupie? Bez wątpienia.
Przerzuty: 2/2 Kostki: 2, 6 Faul: 3, 6
April Jones
Wiek : 36
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : mnóstwo piegów, niski wzrost, często nosi kwiaty we włosach
Nie miała zamiaru brać udziału w wyjeździe wakacyjnym, ale obudziła się któregoś dnia i stwierdziła, że w sumie to odwiedziłaby sobie Saharę, poznała uczniów i inne takie. April akurat tak często robi coś spontanicznie i bez sensu, że nikogo nawet nie zdziwiła jej nagła decyzja. Już większym zaskoczeniem było to, że zgodziła się zagrać w Quidditcha, kiedy okazało się, że brakuje jednego obrońcy. Raz się żyje! Co z tego, że ostatni raz na miotle siedziała na studiach i w dodatku nigdy nie była najlepsza w gry miotlarskie. Rozejrzała się po boisku, potem po trybunach, znowu po boisku. Miała tylko nadzieję, że nie spadnie z wysokości obręczy i nie złamie sobie ręki przy tylu uczniach. To by było dopiero wejście smoka w nowy rok szkolny, jako ta szalona nauczycielka co spadła z miotły. Idealne pierwsze wrażenie. Westchnęła sobie cicho, ogarnęła kto jest w jej drużynie, związała szybko włosy i wskoczyła na miotłę. Co ma być to będzie, żyje się tylko raz i takie tam. Latała przy swoich pętlach doglądając kafla, który na całe szczęście był praktycznie cały czas odsunięty od niej. Widocznie trafiła do drużyny gdzie ścigający byli w miarę ogarnięci. Nic się nie działo, a ona sama zaczynała już się nudzić, kiedy w jej kierunku zaczął lecieć chłopak z przeciwnej drużyny. Co dziwne, nie miał on w ręku kafla, więc April go zignorowała skupiając się na ścigającej, co było jej błędem. Chłopak wykorzystał okazję i zablokował ją w dość bolesny sposób, przez co nie mogła nawet zbliżyć się do atakującej. Halo, to chyba nie jest gra fair-play.
-bez kostek-
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Mecz był trochę nudnawy, szczerze mówiąc, i Hal odrobinę żałował, że jednak nie gra, wychodząc z założenia, że wtedy byłoby ciekawiej. Czas leciał, a bramki nie padały. Być może dlatego, że pałkarze się nie patyczkowali. Hal aż skrzywił się, gdy Hemah dostała tłuczkiem. Wyglądało to dużo drastyczniej niż uderzenie, które chwilę temu dosięgło ścigającą drużyny Morgan i Aspha, nadal było jednak tylko uderzeniem tłuczkiem odbitym pałką, a więc w jego pojęciu - całkowicie dozwolony chwyt. Jakiś czas później trafiona wcześniej ścigająca z drużyny Moe i Asphodela mknęła pod pętle drużyny Hemah i wszystko wskazywało na to, że czeka ich akcja jeden na jedne. Na bramkach latała młoda, nowa nauczycielka.. czegoś tam. Hal nie miał okazji jej poznać, toteż nie tylko imię i nazwisko, ale nawet przedmiot zapodziały mu się gdzieś w odmętach pamięci. W stronę pętli obok ścigającej pędził pałkarz (zapomniał imienia, za to w nazwisku na bank był jakiś ptak - te zwierzęce nazwiska zapamiętywało mu się łatwiej, ale też bez rewelacji). Czego on tam szukał? Tłuczków nie było nawet po tej stornie boiska. Hal parzył centralnie na chłopaka, kiedy ten zablokował swoją przyszłą nauczycielkę. Cromwell zagwizdał przeciągle. - Faul! - krzyknął, przejmując kafla i podając go ścigającemu, który grał z Hemah. - Rzut karny dla drużyny A! Wyłapał wzrokiem agresywnego pałkarza. Jedna z siostrzenic Hala była przez jakiś czas zawodowym graczem, więc aż za dobrze wiedział, że faule były nieodłącznym elementem tej gry. Jakim jednak trzeba było być debilem, żeby faulować w tak widoczny sposób. - Wiesz, chłopie, że właśnie sfaulowałeś swoją przyszłą nauczycielkę? - zapytał kręcąc głową z niedowierzaniem, chociaż to akurat najmniej świadczyło o tym, że zdurniał.
Ostatnio zmieniony przez Hal Cromwell dnia Nie 25 Sie 2019 - 22:11, w całości zmieniany 1 raz
Wrzawa była straszna, a przez to nie było wcale łatwo połapać się we wszystkim tym, co działo się na boisku. Kafel krążył pomiędzy zawodnikami, a Leonel… można by rzec, że miał chwilę przerwy, bo przez ostatnie minuty do gry wkroczyła dzielna i agresywna niczym lew Hemah. Póki co jednak żaden zawodnik, ani z drużyny A, ani z drużyny B nie zdołał przeprowadzić skutecznego ataku na obręcz. Skutecznego, to znaczy takiego, który rzeczywiście zakończyłby się golem i zdobytymi punktami. Obrońcy i pałkarze w tym meczu odwalali doskonałą robotę, więc ścigający mieli ciężki orzech do zgryzienia. Na szczęście po chwili podłożył im się niejaki Elijah. Zdeterminowany pałkarz przeciwnej drużyny zablokował miotłę April, co dostrzegł sędziujący mecz Cromwell. Mężczyzna nie zamierzał darować Krukonowi tego przewinienia i ostatecznie odgwizdał rzut karny dla drużyny Leonela. Fleming rozejrzał się po swoich kolegach, a po ich porozumiewawczych minach stwierdził, że najwyraźniej to on został wyznaczony do strzelenia karnego. Prawdę powiedziawszy, zaskoczyło go to, bo nie grał regularnie w quidditcha. Jego zdaniem lepiej było wyznaczyć kogoś, kto grywa na co dzień w szkolnej drużynie. Być może jednak inni ścigający z powodu ostatnich akcji musieli złapać oddech? Nie oponował. Zawisł w powietrzu w wyznaczonym miejscu, trzymając w rękach kafel. Czekał aż Hal da sygnał do strzału. Patrzył prosto w oczy Asphodela, jakby chciał go w ten sposób zdekoncentrować. Wypięta do przodu pierś, śmiały wzrok. Tylko czy to wystarczy by wytrącić obrońcę z równowagi? Nie był pewien, ale musiał spróbować. Wreszcie wyrzucił mocnym, podkręconym uderzeniem kafel, mając nadzieję, że uda mu się wreszcie zdobyć tego pieprzonego gola. Niestety… wyglądało na to, że Gryfon ma jakiś wrodzony talent do tej gry, bo bez problemu obronił jego naprawdę niezły strzał.
Wyglądało na to, że miał naprawdę więcej szczęscia, niż umiejętności. Chociaż chwiał się na miotle, to bronił i to całkiem skutecznie. Był z siebie dumny. Bał się upokorzenia przy Carmelce, a zamiast tego bez problemu odbijał kafel za kaflem, z ogromną nadzieją, że to robi wrażenie na dziewczynie. Przy kolejnym uderzeniu naprawdę się skupił. Nie chciał psuć dobrego wrażenia. Na szczęście, nie zrobił tego. Faktycznie, na karny rzut zareagował jak należy i bez problemu obronił bramkę. Zastanawiał się, czy ktoś z trybun nie kieruje jego miotłą, bo to było aż nieprawdopodobne, żeby miał tyle szczęścia. Lepiej było jednak w to nie wnikać, tylko cieszyć się szczęściem.
Kostka: 6
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Był jakiś karny, Larch znowu się wykazał, choć dotychczas z miotłą to dało się go dostrzec tylko podczas zamiatania, gdy miał szlaban (raczej nie miał szlabanów, tho). Skupiła się na zniczu, bo tym razem rzeczywiście błysnął jej w oddali. Rozpędziła się, wyminęła jedną z obręczy i w tym momencie złotko zniknęło jej z oczu. Pojawiło się inne - Carmel na trybunach. Jej kibicowanie nakręciło ją jeszcze bardziej na poszukiwanie znicza. Chciała coś udowodnić sobie, jej, wszystkim. Poprzednie złapanie znicza nie było kwestią przypadku. Znów błysk, znów szarża, slalom w bocznych okolicach boiska. Nurkowanie, sięgnięcie po skrzydlatą kulkę, nic z tego. Kiedy znicz był tak blisko, a na plecach czuła czujne, wyczekujące spojrzenie osób, na których jej zależało, nie znała takiego pojęcia, jak presja. Gotowała się w niej natomiast krew i żądza zwycięstwa, żądza znicza, głód skrzydełek trzepoczących między palcami. Tym razem jednak - nic z tego, Davies. Szukaj dalej.
Niesamowicie mi się nudziło. Cieszyłam się, że normalnie gram na pozycji pałkarza i nie muszę się martwić o zajęcia - zawsze można było kogoś trafić tłuczkiem. Tutaj jedynie latałam bez celu po boisku, po zniczu śladu nie widząc. Ostatni raz grałam na tej pozycji, tego byłam pewna. Z drugiej strony, kapitan powinien chyba poznać grę od każdej strony. Teraz przynajmniej miałam próbkę tego, co musi robić szukający i nie podobało mi się to. Próbowałam odnaleźć znicza, ale niewiele to dawało, więc więcej z tego było obserwacji całej gry, niż faktycznych starań.
Nie złapałam
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Nie mógł uwierzyć własnym oczom w to, co odwalił na boisku Elijah. Próbował sobie usprawiedliwić decyzję krukońskiego kapitana, wszak mimo że za sobą nie przepadali, tak grali jednak na tej samej pozycji, ale no nijak nie potrafił. Czy chłopak naprawdę myślał, że Cromwell tego nie zauważy? Zablokowanie przez niego miotły April było tak widoczne, że w zasadzie sam się podłożył. Matthew jednak nie narzekał, bo dzięki niemu Hal odgwizdał rzut karny dla drużyny A. Miał go wykonać Leonel Fleming. Cholera, gość, który nie grał zbyt często w quidditcha… No nic, Gallagher i tak trzymał za niego kciuki. Rzucił nawet nieźle, ale zabrakło odrobiny szczęścia i umiejętności. Jednak gra w szkolnej drużynie znacząco tutaj pomagała. Punktów nie zdobyli, ale gra toczyła się dalej, więc musieli się jeszcze bardziej skoncentrować, jeśli chcieli odesłać drużynę B z kwitkiem. A jeśli nie gra, bo on też w sumie zbyt dużo w ostatnim roku szkolnym nie pograł, to chociaż częste treningi. Wiedział, że po zmarnowanym rzucie karnym sędzia przekaże kafel ścigającemu drużyny przeciwnej, dlatego od samego początku miał ich na celowniku. Obserwował do kogo trafi piłka, a wzrokiem powoli wyszukiwał najbliższego tłuczka. Miał jednak świadomość tego, że team B najpewniej będzie spodziewał się po tej chwili przerwy jego ataku, dlatego postanowił zagrać nieco inaczej, żeby zmylić wroga. Ustawił się z pozoru zupełnie nieprawidłowo, ale pozory lubią mylić, czyż nie? Po chwili zamachnął się i mocnym odbiciem przez ramię w tył skierował najmniej lubianą przez zawodników piłkę w kierunku Shenae. Musiał przyznać, że była Krukonka miała w tym meczu wyjątkowego pecha. Nic do niej nie miał, ale życie bywało brutalne, a on miał swoją robotę do wykonania. Uśmiechnął się szeroko, kiedy okazało się, że jego tłuczek dosięgnął celu, choć tym razem był już bardziej powściągliwy w pokazywaniu całemu światu swojego entuzjazmu i nie krzyczał. Po prostu odfrunął nieco dalej w poszukiwaniu kolejnego tłuczka, jak i kolejnego zawodnika, który w jego mniemaniu powinien nim oberwać.
Kostki: 3, 2, 2 Kuferek: 30 Wolne przerzuty: 3/3
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Nie było to może zbyt mądre, ale w emocjach zapomniał na moment czym jest rozsądek. Bezczelnie zablokował rudowłosą obrończynię, a z transu, w jakim niewątpliwie się znajdował, wyrwał go dopiero rozwścieczony gwizdek sędziego. Zamarł w miejscu, patrząc na niego i starając się wyglądać jakby nie wiedział o co chodzi, ale na nic się to nie zdało – Cromwell był nieubłagany i zaraz zarządził rzut karny dla drużyny przeciwnej. Czyli ich los leżał teraz w rękach obrońcy, czyli dzieciaka, który wyglądał jakby na miotle siedział pierwszy raz w życiu. Ale chwila... czy mówił coś o nauczycielce? Spojrzał na dziewczynę kiedy jeszcze był blisko niej. Wyglądała młodo, ale rzeczywiście nie kojarzył jej ze szkolnych korytarzy. Uniósł brew. – Nauczycielkę? – palnął niezbyt mądrze. Rowena Ravenclaw pękłaby z dumy. – Przepraszam, nie wiedziałem. – No tak, bo jakby wiedział to mógłby faulować bez żadnych oporów, prawda? Żeby nie ośmieszać się już dalej, po prostu odleciał żeby zaobserwować przebieg rzutu karnego. Nie ufał Asphodelowi, ale liczył na jego dziko skuteczne szczęście... i nie przeliczył się! Nie było warto przede wszystkim dlatego, że zniszczył rzut, który tak ładnie wyprowadziła Shenae, ale przynajmniej wyszli z tego bez strat. Musiało mu to wystarczyć. Ale nie wystarczało. Kiedy Gallagher wyprowadził tłuczka ku ich ścigającej, byłej kapitan Krukonów, Elijah wykorzystał fakt, że był wystarczająco blisko, by zdążyć do niej podlecieć. Odbił piłkę, chroniąc ją przed uderzeniem. Ale czy jakkolwiek zrekompensował jej swój poprzedni błąd? Wątpił.