Za jedyne 15 galeonów (regulowane w tym temacie) można na jeden dzień przygarnąć dumbadera!
Mieszkańcy pustyni bardzo cenią te nietypowe stworzenia i chętnie dzielą się tajnikami hodowli. Dumbaderom jest tutaj bardzo dobrze, zwłaszcza kiedy grupa turystów postanowi zabrać ich na dalszą wędrówkę - za to należą im się dodatkowe przysmaki. Zagrody są duże i zawsze pilnuje ich przynajmniej kilka osób, coby zwierzęta nie zostawały w żaden sposób zaniedbane.
Jeśli zapłaciłeś za dumbadera i masz poniżej 15 punktów z ONMS, rzuć kostką:
1 - Dumbader, który ci się trafił, należy do potwornie leniwych. Nie ma ochoty opuszczać zagrody, zapiera się w piasku jak tylko może i notorycznie grymasi. Musisz dopłacić 10 galeonów, żeby zdobyć przysmak, dzięki któremu zachęcisz zwierzę do współpracy. 2 - Stworzenie chyba się w tobie zakochuje. Przybiega do ciebie od razu, więc opiekun nie musi się nawet zastanawiać, którego dumbadera tobie przydzielić. Zyskujesz niezwykłego kompana, który gotów jest za tobą powrócić nawet na Wyspy Brytyjskie! Otrzymujesz niezwykłą zniżkę, aby owego dumbadera wykupić za "jedyne" 240 galeonów. Pamiętaj tylko, że aby legalnie posiadać dumbadera w UK, będziesz potrzebował licencji. 3 - Chyba nie wyglądasz na osobę godną zaufania, bowiem jeden z opiekunów uparcie cię zagaduje i nie wygląda na chętnego do wydania dumbadera. W końcu otwarcie oświadcza, że nie możesz skorzystać z tej usługi, o ile nie wyskoczysz z dodatkowych galeonów. Zapłać kolejne 15 galeonów i rzuć kostką raz jeszcze (jeśli znowu wypadnie 3 uznaj, że opiekun niechętnie daje ci dumbadera). 4 - Wpadasz w oko jednemu z opiekunów. Chętnie opowiada ci o dumbaderach, a także innych pustynnych stworzeniach. Odchodzisz nie tylko z bardzo zadbanym wielkimbłędem, ale również butelką alkoholowego mleka i bonusową dawką wiedzy. Otrzymujesz punkt z ONMS, po który należy upomnieć się tutaj. 5 - Stworzenie wydaje się tobą zachwycone, ale jednocześnie jest bardzo rozkojarzone. Nie słucha dokładnie twoich poleceń i chyba próbuje ci udowodnić, że wie lepiej. Ledwie wydostajecie się poza bramę Wioski, a już czujesz, że nie masz żadnej kontroli nad rozpędzającym się dumbaderem. Zatrzymujecie się dopiero w bardzo niepokojącej okolicy... Musisz napisać przynajmniej jednego posta w ruinach miasta Mji, uwzględniając rozpisane tam kostki. 6 - Dumbader wierzga, jak szalony. Ledwie siadasz na jego grzbiecie, a już lądujesz poobijany na piasku... I tak właśnie będzie wyglądała wasza wspólna przygoda. Jeśli jakimś cudem uda ci się uniknąć połamań, to siniaków już z pewnością nie - spadasz z wierzchowca przynajmniej trzy razy.
Jeśli zapłaciłeś za dumbadera i masz powyżej 15 punktów z ONMS:
Nie musisz rzucać kostką. Uznajesz, że radzisz sobie ze stworzeniem i wszystko jest w porządku. Jeśli chcesz, możesz skorzystać z powyższych kostek!
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
- Ej, chcę zobaczyć czarodziejskie wielbłądy. Nigdy nie widziałem na żywo, idziesz? - tymi słowami powitał Moe dzisiejszego poranka, tuż po śniadaniu. Miał nadzieję, że dziewczyna nie ma go już dosyć po tym, co się ostatnio działo w ich wzajemnym towarzystwie. Spadli z wysokiego drzewa, poturbowali się, potem zgubili na plantacji kawy... a jemu wciąż było mało. Napotykał dziewczynę non stop i trzeba przyznać, że było mu to na rękę. Co prawda mógł wywlec z łóżka Matthew, jednak ten jak już zasnął to nawet Bombarda nie była go w stanie wybudzić z tego niedźwiedziego snu. Z faktu, że Jeremy'ego wciąż przepełniała energia to planował jak ją rozładować. Czemu więc nie wciągnąć w to Morgan? Tak dobrze mu się pakowało w tarapaty w jej towarzystwie. Zapowiedział jej, żeby spotkali się przy zagrodzie za godzinę - przecież wie, że dziewczyny muszą się "przygotowywać" do wyjścia, wszak naszedł ją w namiocie. Sam przebrał się w luźniejsze ciuchy, najadł za trzech i nie tracąc czasu pognał do zagrody. Na widok dumbaderów gęba sama mu się uśmiechnęła. Nigdy nie jeździł na wielbłądzie, a zamierzał wypożyczyć umagicznionego dumbadera na spacer. Oparł się o drewnianą zagrodę, uiścił zapłatę, ale zanim planował odważyć się na wspinaczkę, zagadał do instruktora. Dowiedział się, że te stworzenia są bardzo chętne na każdy spacer, a więc można je bez obaw ze sobą zabrać na cały dzień, z tym, żeby lepiej ich nie denerwować poprzez niektóre zachowania. Wyjaśnił które - Jeremy akurat nie słuchał, bo śmiał się pod nosem z jakiegoś uczniaka, który co rusz spadał ze swojego dumbadera - jak i zapewniał, że powinno obyć się bez szaleństw. Jeremy nigdy nie zastanawiał się czy ma tak zwaną "rękę do zwierząt". Wychowywał sobie trzecią sowę i jakoś żadna z dotychczasowych nie narzekała. Rozejrzał się w poszukiwaniu brunetki, która powinna przyjść lada moment. Miał nadzieję, że podzieli jego uciechę z dumbaderów.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Jej dar do zwierząt objawiał się w taki sposób, że każdy z jej pupilów żył własnym życiem. Kotkę widywała przeciętnie dwa razy w miesiącu, kiedy ta upominała się o uwagę i pieszczoty. Nie, nie o jedzenie, bo z tym najwyraźniej radziła sobie sama. Być może przekazana kuchni kocia karma miała w tej kwestii swój udział. Sowy z kolei nie widywała niemalże nigdy. Za to doskonale ją słyszała podczas swych nocnych spacerów po szkole, gdy ta pohukiwała za oknem, jednocześnie śledząc swoją właścicielkę w każdym miejscu, w którym możliwe było mieć ją na oku i nie ukazując się oczom żadnych wścibskich śmiertelników. Z Moe włącznie. Być może Gryfonka spotykałaby włochatkę częściej, gdyby nie to, że od listów wolała wizbooka. - Chyba się sobie nie podobamy. - stwierdziła ze zwątpieniem, kiedy już znalazła się obok Jeremy'ego. Ubrana była w biały t-shirt z kreskówkowym wizerunkiem zaspanej koali, a jej dzisiejsze szorty do złudzenia przypominały jeansy z wczoraj. Wcale ich nie skróciła, chcąc pozbyć się nieodwracalnych bez użycia magii potężnych śladów rozdarć. Bo przecież byłaby w stanie je własnoręcznie naprawić jednym machnięciem różdżki, prawda? - To znaczy... My dumbaderom. I odwrotnie. - na moment się zmieszała, gdy po fakcie zastanowiła się nad możliwymi znaczeniami jej słów. Urażanie kogokolwiek raczej nie było w jej stylu. A wzrok dumbaderów naprawdę był srogi. Być może to właśnie Morgan im podpadła na dzień dobry i przy okazji oberwało się również Jerry'emu. W każdym razie, Davies miała zgoła złe przeczucia. Ale Jeremy chyba nie podzielał jej zmartwienia, co zdradzała jego beztroska postawa.
Dziewczyny go zaskakiwały. Odkrył to już dawno temu, ale ostatnimi czasy postanowiły pobić własny rekord i wpędzić Dunbara w oniemienie. Pierwsze co powiedziała na widok swego starszego i bardzo fajnego kumpla to "chyba się sobie nie spodobamy". Co to ma znaczyć? Czy on ją zaprosił na randkę i o tym nie wie? A może ma coś do jego koszuli, która niestety nie była zbyt dobrze wyprasowana (nie ma Carmelki, to nie ma kogo błagać o naprostowanie mankietów i wgnieceń na materiale, a sam prędzej przypali sobie ubranie niż je magicznie wygładzi), ale przecież czysta? Uniósł wysoko brwi i popatrzył na Moe zaskoczony. - Wiesz co, to ja opowiadałem Mattowi, że mam w Gryffindorze taką jedną małą ładną kumpelę, a ty do mnie z takim tekstem zamiast... nie wiem "cześć Jerry", "serwus Jerry", "co słychać, jak się czujesz, Jerry"... - skomentował nieco urażonym tonem, ale wystarczyło uważniej popatrzeć w jego ciemne oczy by wywnioskować, że nie czuje się jakoś głęboko dotknięty. Moe wyglądała na jeszcze wczorajszą, trochę nieogarniającą, więc mógł jej wybaczyć. - A... dumbaderom... - odpowiedział zbyt teatralnie i podrapał się po głowie zastanawiając się jak Moe odbierze komplement wypowiedziany takim tonem, a który nie powinien mieć prawa bytu, bo doszło do nieporozumienia. - Ej, czemu? Zobacz jakie mają fajne pyski. Jak przetrącony chochlik kornwalijski. - wyszczerzył się, poklepał ją po ramieniu i przeskoczył przez ogrodzenie, lądując twardo podeszwami klapek na piachu. No tak, zapomniał, że nie jest wysportowany. - Biorę tamtego. Zobacz jaki sympatyczny z pyska. - zawołał do niej na odchodne i podszedł swobodnie do dumbadera. - Serwus, ziomuś. Pojeździmy i zaimponujemy tamtej brunetce? - zagaił konspiracyjnym tonem niedaleko pyska dumbadera. Ten patrzył na niego z jakąś złością, awersją w ślepiach lecz Jeremy wydawał się w ogóle tego nie dostrzegać. Miał chyba jakieś zakłócenia w działaniu instynktu samozachowawczego, bo inaczej nigdy by nie odważył się na niego wsiąść. Wsunął stopę w strzemię, przytrzymał się dziwnego siodła i z jakimś stęknięciem podciągnął się, by wczłapać na grzbiet dumbadera. Nie zdołał usadzić nawet na nim tyłka, bo ten wierzgnął i go z siebie zrzucił. - Hej, wyluzuj, dumbi. - wstał, otrzepał się z piachu i ignorując obite cztery litery ponowił wejście na stworzenie. Tym razem usiadł, ale na kilka sekund bo po paru szarpnięciach znowu spadł z niego, ale w tym przypadku znacznie gwałtowniej. Upadł plecami na ziemię i jęknął z bólu. Znowu umierał? No nie, drugi raz w ciągu dwóch dni.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Cześć, Jerry, jak się czujesz, Jerry, obudziłeś mnie, Jerry, do ciężkiej...
Dziewczyna zbliżyła się do jednego z opiekunów dumbaderów. Zarówno dziewczyna, jak i jej rozmówca, miny mieli nietęgie. Mężczyzna dosyć jasno dał jej do zrozumienia, że bez dodatkowego zarobku nie miał zamiaru ryzykować swojego stanowiska i zdrowia psychicznego magicznego wierzchowca. Jaki zatem miała wybór zdecydowana na przejażdżkę Gryfonka? - Mattowi to Ty pewnie za każdym razem opowiadasz, że w Gryffindorze masz same ładne koleżanki, wszystkie na Ciebie lecą i co jedna to już i tak jest Twoja. - przewróciła oczami, odrywając się na moment od negocjacji z dumbaderowcem, bo w tym targowaniu się nie miała już żadnych szans, aby wyszło choć trochę po jej myśli. Po myśli najwidoczniej nie szło też Dunbarowi, oceniając po jego rychłym pierwszym upadku na twardy grunt. - Świetnie Ci poszło. A już myślałam, że jak macie podobne zasoby intelektualne, to bez problemu się dogadacie. - zadrwiła z Jeremy'ego i umieściła stopę w strzemieniu, jednocześnie chwytając za garb wielkibłęda. I to był moment, gdy ten szarpnął się potężnie, wykonując zamaszysty krok do przodu, a Davies runęła twarzą w piasek. Mruknęła coś gniewnego sama do siebie, jednak zaspa skutecznie wygłuszyła wszelkie zrozumiałe zwroty. Gdy podniosła głowę, ujrzała, jak Jeremy zalicza kolejną glebę. - No dobra, nie jesteś aż tak głupi. Dunbar, połamałeś się? - pierwsze zdanie skierowała do zwierzęcia, wcześniej porównywanego do Gryfona, na co najwyraźniej się na nią obraziło. Drugie było już donośniejsze, bo chciała się upewnić, że towarzysz jej cierpień pozostawał wciąż w jednym kawałku.
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
- Nie prawda... nic takiego nie gadam. - oburzył się słysząc jej stosunkowo ofensywne stwierdzenie. Wzruszył ramionami, bo miał już zajęcie - ujarzmić dumbadera. Niełatwe zadanie, zważywszy, że podszedł do niego z trochę zbyt wielką pewnością siebie. Ten musiał to wyczuć i dlatego go z siebie zrzucał. Dopiero teraz zauważył, że ten magiczny wielbłąd jest jakiś taki niespokojny, co rusz podnosił kopyto i je stawiał na ziemi z siłą. - Normalnie dzięki za wsparcie, Moe. - tutaj już poczuł się dotknięty, popatrzył na nią z oddali z zachmurzonym obliczem. Czym jej zalazł za skórę? Żarty żartami, ale to już było znacznie ostrzejsze niż w ich standardowym pakiecie przekomarzania się. A może mści się za te wczorajsze ekscesy? Mogła zawsze odmówić jego towarzystwa mimo, że świetnie się wzajemnie bawili. Potrząsnął głową i podjął się próby wspięcia na dumbadera, co wiadomo czym się skończyło. Obił sobie łokieć, a ból promieniował na całą rękę. Nie wspominając już o tyłku. Z jękiem się podniósł, wszak był Gryfonem, a ci się nie poddadzą przy byle upadku. Zerknął na Moe, która też wylądowała na piachu i miał tyle taktu, aby się z niej nie nabijać mimo, że zabawnie wyglądała taka rozczochrana z kurwikami w oczach. - Nie połamałem, najwidoczniej srogo pomyliłaś się w ocenie mojego poziomu intelektualnego. - zawołał z urażonym tonem w głosie. - Dobra, dumbi, słuchaj... okej, okej, okej, nie będę cię nazywał dumbim... ej no, serio, przepraszam! - pierwsze słowa wypowiedział tonem pewnym siebie, kolejne już z paniką, bo im dalej mówił, tym stworzenie prychało i szarpało łbem ze złością. Aż cofnął się kilka kroków i uniósł obie ręce wnętrzem skierowanym w jego stronę. - Uff. Dobra, chcę zabrać się na spacer, okej? SPA-CER. Kojarzysz? SPACER. Lubisz, prawda? SPACEREK. RAZEM. OKEJ? - akcentował i powoli, powoli podchodził znów do niego i chwycił lejce. Z największą delikatnością na jaką było go stać, dosiadł go, a dumbader się na to zgodził... na całe półtorej minuty. Ruszył kilka kroków, a Jeremy wyszczerzył się od ucha do ucha i pomachał Morgan. - Udało mi się, yey. - zakomunikował i gdy tylko się odezwał, dumbader prychnął, szarpnął się, ruszył biegiem i gwałtownie zatrzymał się po pięciu metrach. Jeremy stracił równowagę, wyrywało go z siodła, przeleciał nad łbem dumbadera i wylądował tuż pod drewnianą zagrodą. - O kurwa... au... głowa... mi... odpadła... - wzburzony piach opadł na niego, przez co zakaszlał. Podnosił się, powoli i zaciskał zęby, by nie jęczeć. Cztery siniaki na plecach, guz na głowie, obite ramię... wygłupił się totalnie. Żenujące.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Być może rzeczywiście grała zbyt ostro, nawet, jak na rozmowę z Jeremym, które to zwykle upstrzone były kwiecistymi i wyjątkowo kąśliwymi uwagami. Wystarczyła im walka z wierzchowcami, chwilowo więc nie było sensu dodatkowo uprzykrzać sobie starań złośliwymi komentarzami. Zwłaszcza, że obydwoje mieli bardzo porównywalnie i bardzo mocno pod górkę, jeżeli chodziło o jeździeckie starania. - No, już. Nie bądź zły. - choć w chwili mówienia położyła dłoń na grzbiecie dumbadera, jej słowa były skierowane przede wszystkim do Jeremy'ego. Choć starała się to zrobić w taki sposób, by nie do końca był tego pewien. Nie, nie miała mu za złe wyciągania jej na pustynne wyprawy. I już w tym momencie zaczynało jej brakować zwrotnych docinek podsumowujących starania dziewczyny względem zwierzęcia. A było z czego kpić, bo wdrapanie się na wielkibłąda trwało zdecydowanie zbyt długo, by następnie pobyt na jego grzbiecie trwał zdecydowanie zbyt krótko i zakończył się obiciami ud, pleców i ramienia podczas gwałtownego spotkania z podłożem. - Brawo. To teraz ja i rusza... - urwała swoje gratulacje w pół słowa, widząc fikoły i inne sztuczki powietrzne, jakie zafundowano Gryfonowi. Zamiast kontynuować swoje starania celem powrotu na grzbiet dumbadera, rzuciła się biegiem do starszego kolegi. Obolałe kości jej nie przeszkadzały - przede wszystkim dlatego, że Jeremy tym razem już poważnie wyglądał na poturbowanego. Przykucnęła przed nim, wypatrując co bardziej krytycznych obrażeń. - Jerry? - zapytała, zachowując jeszcze spokój i trzeźwość myślenia. W razie problemów, znalezienie pomocy nie byłoby szczególnie trudne, nawet, jeżeli sama nie byłaby w stanie traktować go uzdrawiającymi zaklęciami.
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
Perypetie z dumbaderem powinny przejść do historii. Gdyby był tu któryś z chłopaków - Eli albo Matt, jak nic wypominaliby mu to do końca życia, a nawet i dłużej. Raz po raz przegrywał starcie z dumbaderem, a to tylko zwierzę. Wściekłe, szalone, ale zwierzę. Leżał sobie pod ogrodzeniem po nieudolnej próbie podniesienia się do pionu. Otarł warstwę piachu z oczu, wypluł go z ust i potrząsnął głową, co przypłacił kolejną salwą bólu. Westchnął i jakoś popchnął się do siadu. Zamrugał i zobaczył przed sobą Moe. Poczuł ulgę, że nie pysk tego wielkiego głąba. - O, siema. Co tam? - zapytał wesoło mimo, że miał problem ze skoncentrowaniem wzroku na dziewczynie. Jak się ustawiało gałki oczne w zdrowy sposób? Czemu ten świat się trzęsie? Zamknął oczy, zacisnął je mocno i otworzył, a wtedy mógł już zauważyć, że grunt się nie przekrzywia. - Jak tam twój dumbi? Mój mnie nie lubi. Eh, kolejny. Ja to nie wiem co się dzieje, przecież byłem... au, co jest? - nagle przypomniał sobie z jakiego powodu tu siedzi. Dotknął potylicy i się wykrzywił. Później sobie to naprawi, teraz raczej nie zaufałby swoim rękom i czarom. - A, guz. Dobra, nie ważne. Miałaś rację, one nas nie lubią. Może mają coś do gryfonów? Albo ktoś rzucił na nas klątwę, że spadamy na cokolwiek się będziemy wspinać. Co sądzisz? - gadał, mówił, opowiadał jak najęty, a to ewidentny znak, że z głową wszystko w porządku. Napomknął perypetie na drzewie wspinaczkowym - tam ona upadła, i na plantacji kawy - oboje upadli na siebie - a teraz z wielkogłąbów. Przytrzymał się ogrodzenia i podniósł do pionu; co prawda trochę się zachwiał, ale nie było to nic groźnego. Zwyczajne poobijanie z gratisowym guzem na głowie. O kostkach lodu to może zapomnieć... - Zrobił ci coś, ten dumbi? Bo jak tak, to ja się do niego przejdę i mu wyjaśnię coś na ten temat. - zapytał wojowniczym tonem i sądząc po wyrazie jego twarzy - był w stanie to zrealizować.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Wspólne wysiłki przebiegały dotychczas wyjątkowo owocnie. I rzeczywiście całe wydarzenie warte byłoby uwiecznienia w jakiejś pisemnej, bądź wizualnej formie, bo takiego festiwalu nieudolności i nieudacznictwa cała Sahara nie widziała od bardzo dawna. I gdyby nie to, że obydwoje radzili sobie z wielkibłądami wręcz identycznie, któreś z nich mogłoby z drugiego mieć niezły cyrk. A tak - polew miał tylko opiekun dumbaderów. I to nie byle jaki. - Może Twój wierzchowiec to po prostu samica. To by wiele wyjaśniało. - mimowolnie zakpiła, jednocześnie trzymając Jeremy'go za ramię. Wyglądał na solidnie zamroczonego i trochę się chwiał nawet w pozycji siedzącej. Wspinaczkowa teoria brzmiała ciekawie, te ich wypadki to rzeczywiście były całkiem zabawne zbiegi okoliczności, gdyby tak to wszystko podsumować. - Zajmij się lepiej swoim. I nie nazywaj ich w ten sposób, jak nie chcesz skończyć z dziurą w głowie zamiast guza. Pamiętaj, że skubańce potrafią też potężnie kopnąć. - przestrzegła Gryfona, zanim wstała na nogi i pomogła to zrobić również jemu. Co jak co, jego wypadek wyglądał dosyć poważnie. Lepiej byłoby nie podkładać się po raz kolejny pod kopyta rozgniewanych dumbaderów. A może nawet powinni wziąć pod uwagę odpuszczenie sobie wycieczki, skoro tak się to przedstawiało jeszcze przed podróżą?
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
Podniósł głowę i popatrzył na Moe nieco przytomniej. - Hej, masz rację, to musi być samica. Mam na sobie pustynną klątwę... eh, ja to mam szczęście. - westchnął głośno i choć słowa zabarwione były autoironią, to jednak naprawdę zaczynał zastanawiać się co się z nim dzieje, że nie potrafi dogadać się z żadną dziewczyną. Nie potrafił określić czy robi coś nie tak czy może właśnie nie robi, a powinien? To, że Moe z nim wytrzymywała to już był cud i zasługiwał na zapisanie w jego biografii, którą może kiedyś spisze, jeśli będzie znanym uzdrowicielem. Z pomocą dał radę się wyprostować, choć trzeba przyznać, że niechętnie był tym bardziej poturbowanym w towarzystwie dziewczyny. Tyle razy się przed nią wygłupił, a ta jeszcze go nie posłała do diabła. Ostatnie porażki na podłożu w relacji z płcią piękną wywoływały u niego namacalną obawę, że lada moment dostanie w zęby i nie będzie wiedział za co. - Nie odpowiedziałaś mi na pytanie, nieładnie. Jesteś rozczochrana i masz piasek we włosach, więc cię z siebie też zrzucił. Więc to ich wina, a nie nasza. - otrzepał własne włosy niszcząc ich ułożenie całkowicie, poprawił ubranie, ale i tak było widać, że leżał kilka razy na ziemi. Zerknął na łokieć i zaskoczony dostrzegł malutką strużkę krwi, która go łaskotała po skórze, a co zarejestrował z opóźnieniem. - Coś za bardzo jesteś poturbowana w moim towarzystwie. - powiedział to człowiek, który przeleciał przez grzbiet dumbadera- a raczej dupka-dera. - Jeszcze ktoś posądzi mnie o przemoc międzykoleżeńską. Chcesz odpuścić czy może podejdziemy razem do jednego i w razie czego jedne będzie łapać drugie? - zapytał, bowiem jak wspomniał sobie wcześniej - Gryfon się łatwo nie poddaje. Wolał sobie nie wyobrażać co się z nim stanie, jeśli znów zleci z taką prędkością. Nie reagował na opiekuna dumbaderów, bo zacząłby się też śmiać sam z siebie, a przy guzie to lepiej odpuścić sobie wstrząsy.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Trochę to widziała. Zauważyła te chmury kłębiące się nad głową Dunbara, gdy wspomniała temat żeńskich istot w życiu Gryfona. Poniekąd rozumiała, na czym polegał jego problem, jednak nie miała zamiaru pouczać starszego od siebie kolegi. Być może przy innej okazji złamie się i wypomni jego błędy w myśleniu, jednak to z pewnością nie był ten moment. Kim zresztą była, aby czuć się na siłach w jakikolwiek sposób mu podpowiadać? - Przywykłam, zwłaszcza do tego piasku. Jesteśmy na pustyni, sam doświadczyłeś, jak tutaj potrafi zawiać. A i spotkania z wydmami nie są nam obce, więc z piaskiem we włosach właściwie się nie rozstaję. Ty za to krwawisz, masz guza i siniaki. Przestał Ci się chociaż świat kołysać? - wspominanie nie było trudne, bo większość z opowiadanych wydarzeń spotkało ich zaledwie wczoraj. A o urazy Moe nie powinien się martwić, biorąc pod uwagę jego własne obrażenia. - No nie wiem, myślę, że go ugłaszczę w końcu. I Ty też powinieneś dogadać się z 'Dumbim'. Zresztą zobacz, chyba mu się humor poprawił, jak już ujrzał Cię w locie. Może od teraz będzie zadowolony i grzeczny. - przypuszczenia były mocno wyssane z palca, choć wielkibłąd rzeczywiście wyglądał na usatysfakcjonowanego i wyjątkowo spokojnego. Oby mu się nie odmieniło, kiedy już Jeremy się zbliży. Tymczasem Davies udała się z powrotem do własnego wierzchowca, skoro okazało się, że ze stanem zdrowia starszego Gryfona było w miarę stabilnie. Mimo złości w oczach zwierzęcia, po raz kolejny wdrapała się na jego grzbiet, co udało jej się wyjątkowo zgrabnie. Równie zgrabnie jednak dumbader poradził sobie ze zrzuceniem jej z siebie - wystarczył mu zaledwie jeden wyskok tylnych nóg, aby bezradna Moe znalazła się w powietrzu z wizją rychłego połamania kończyn.
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
- Jestem pewien, że jeszcze w październiku będzie się z nas sypać. - zażartował, ale coś czuł, że jest w tym trochę ziaren prawdy. Choćby nie wiadomo jak wiele razy próbował doprowadzać się do porządku, wystarczyło wyjść poza namiot by znów czuć wszędzie piach - nawet w ustach, a to już było przegięcie zważywszy, że nie mieli zbyt wielkiego dostępu do wody. - Jak wrócimy do domu... znaczy się do Hogwartu to chyba przez całą noc nie wyjdę z łazienki prefektów. Będę musiał się tam jakoś zakraść. - zapozował zamyśloną minę, aby zagłuszyć swoje przejęzyczenie. Jakiego "domu"? Coś czuł, że musi ponowić debatę alkoholową z chłopakami, bo zbierały mu się małe kurwiki dzień po dniu. Niedługo szlag go trafi, a przecież musi być wesoły dniem i nocą. - E tam, takie coś to nic. Rachu ciachu, jedno zaklęcie i po sprawie. - wzruszył ramionami i celowo bagatelizował ból tego upierdliwego guza, aby nie wyjść na ciamajdę. - Nic się nie kołysze, psze pani. - odpowiedział tonem żołnierza i przy okazji jej zasalutował. Próbował stanąć na baczność, ale gdy tylko się gwałtowniej poruszył zdławił jęk w gardle i zacisnął mocno szczękę. Boli, kurwa jak boli, boli, boli. - Już nic mnie nie boli. - i dodatkowy uśmiech numer trzy, szeroki, wesoły tylko nieco zbyt przyduszony. Zerknął grzecznie w kierunku dumbera i przymrużył wojowniczo powieki. Faktycznie wydawał się spokojniejszy, ale przecież kilka chwil temu nie zauważył (!) jego nerwów, więc równie dobrze mógł się mylić. Przecież z tego pyska nie da się wyczytać żadnej emocji poza wygłodniałym wkurwieniem. Teraz to zauważył i gdy Moe poszła w kierunku "swojego" dumbiego, zastanawiał się czy jednak nie odwołać swojego idiotycznego pomysłu. - Ej, Moe... - zawołał za nią, ale ta już zaczęła się wspinać po strzemionach. Miał ją asekurować, więc ruszył za nią, bo oczywiście nie poczekała mimo, że mówił o potencjalnym miękkim lądowaniu. Westchnął i człapał w piachu, próbując wytrzepać go zza kołnierzyka. Kątem oka obserwował co tam u Moe i dobrze, że podniósł głowę. Szczęka mu opadła kiedy zobaczył jak dumbader odbija tylne kopyta i robi ze swojego zada trampolinę... - Nie no, znowumizarazzginiesz. - wysyczał sam do siebie i rzucił się biegiem w jej stronę. Nie miał szans jej złapać, za szybko leciała, ale chociaż wpadł w nią i zamortyzował połowicznie jej upadek swoim ciałem. Oboje wylądowali na ziemi i przejechali kilka metrów dalej. Drugi raz w ciągu kilkunastu minut uderzył plecami w ogrodzenie, choć ze znacznie mniejszym impetem. Piach ponownie pokrył ich od góry do dołu, ale to teraz było tak mało istotne. Kaszląc zebrał się do klęczek i próbował zlokalizować dziewczynę. - Koniec na dziś z próbami zabicia się, okej? - zapytał przecierając oczy, do których sypał się pył. - Złamałaś coś? - ignorując obite żebra doczłapał do niej i szukał obrażeń. Więcej na dumbadery nie wsiądą. Pieprzyć takie stwory, które chcą mordować niewinnych. Lubią spacery? Jasne! To chwyt marketingowy. One lubią atakować białoskórych, a opiekunowie jeszcze na tym zarabiają. To było najgorzej wydane piętnaście galeonów tego roku.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Zmarszczyła brwi na wspomnienie Jeremy'ego na temat domu. Zdążyła dotychczas zauważyć, że usilnie omijał ten temat i nie przytaczał go, a w przypadku pytań pospiesznie zmieniał kierunek rozmowy. Nie miała zamiaru drążyć, czy zahaczać o słowo, które brzmiało na rzucone bardzo nieumyślnie. Z przejęzyczeń niekiedy warto było się śmiać, jednak to nie była ta okazja. - Jak Cię ktoś znajdzie w łazience prefektów to też będzie rachu ciachu i jednym zaklęciem zmieni Cię w żabę. - zapowiedziała, krzywiąc się nieco na samą myśl o tym, jak mogłyby wyglądać konsekwencje nałożone na Dunbara w przypadku planowanej wyprawy. - I tak Ci nie wierzę, twardzielu. - zakpiła, nawet nie odwracając głowy w stronę poturbowanego rozmówcy. Widziała jego lot i obrażenia, zdawała sobie sprawę, że nie było to przyjemne lądowanie na mięciutkim materacu, a gruchnięcie ze sporym impetem na niezbyt łaskawy dla kości grunt. Ale skoro zgrywał nietykalnego pancernika to niech mu będzie. Przynajmniej dopóki coś rzeczywiście nie zagrażało jego zdrowiu. Jako osoba, która docelowo miała zamiar zostać rozważnym medykiem, powinien być zdolny do oceny swojego stanu zdrowia i ewentualnej reakcji na radykalne jego pogorszenia. O ile skołowanie, duma, bądź testosteron nie rzucały mu się akurat na mózg, o co niestety nie było tak trudno. Upadek, jak to zwykle takie wypadki miały w zwyczaju, nie należał do przyjemności, które chciałaby jeszcze kiedykolwiek powtórzyć. Nawet, jeżeli w dużym stopniu i tak został wyhamowany przez jej niespełna rozumu wybawcę Jeremy'ego, któremu od tej chwili najpewniej zawdzięczała życie. Nad dwójką upartych tumanów uniósł się kolejny tuman - dla odmiany piachu i kurzu. Gdy piaskowa mgła opadła, Moe długo nie była w stanie otworzyć zasypanych jasnymi kryształkami oczu. Jak się okazało, następstwem jej runięcia na podłoże było poturlanie się pod nogi starszego Gryfona, więc gdy ten z trudem uklęknął, ujrzał ją, zwiniętą do pozycji embrionalnej, tuż obok siebie. - Pojadę... Na pieprzonym... Dumbaderze. - cedziła przez zęby i niezupełnie jasnym było, czy to ze złości, czy przez piasek pchający się do ust. Przeturlała się na plecy i wreszcie otworzyła oczy, a jej spojrzenie spotkało zmartwiony wzrok Jeremy'ego. Gdyby nie to, że i tak twarz miała czerwoną od wysiłku i piaskowych podrażnień, pewnie by się zarumieniła. Zamiast tego jednak, ociężale sprowadziła się do pozycji siedzącej. - Dziękuję. - jej przytłumiony, zawstydzony ton był ledwo słyszalny. Gdyby stała na nogach, pewnie nerwowo drążyłaby stopą dziurę w piasku. Naprawdę była wdzięczna za pomoc, szybką reakcję i narażanie się dla niej. Ale takie zakłopotanie nie mogło trwać wiecznie. Uważnie przyjrzała się Gryfonowi, upewniając się, że już bardziej cierpiący niż wcześniej nie jest. - Wsiadaj. A Ty nawet nie próbuj. - pierwsze zdanie było rozkazujące, skierowane do Dunbara i podczas wypowiadania go, wskazała na jednego z niesfornych wielkibłądów. Drugie wypowiedziała w taki sposób, że grozą błyskawicznie zdominowała swojego wierzchowca i wsiadła na niego niewzruszenie, zupełnie, jakby nie mieli za sobą historii spowodowania trzech upadków. Dumbader nie wyglądał na zadowolonego, a do tego prychnął gniewnie. Ale nawet nie drgnął.
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
- A kto powiedział, że ktoś mnie znajdzie? Wiary, dziewczyno, wiary. - wyszczerzył się, a z jego postawy biła nadmierna pewność siebie. Doprowadzi go to kiedyś do zguby, wszak miał takie samo podejście do relacji z dumbaderem, a widać jak się to skończyło - guzem, siniakami i otarciami do krwi. Żyć, nie umierać. Zmarszczył brwi słysząc, że nie wierzy w jego zapewnienia. Coś ją dzisiaj ukąsiło i miał nadzieję, że nie jakiś pustynny wąż czy robak. Co tamten Nathaniel mówił? O krwiożerczych muchach czy co to było? Skorpiony? Nie miał pojęcia, niestety nie słuchał za bardzo na temat owadzich niebezpieczeństw, ale ewidentnie Moe wstała dzisiaj lewą nogą. Za cel obrał sobie rozśmieszenie jej, chociaż odrobinę. - Że co proszę? Hej, zaczekaj, Moe! - wstał ociężale za nią i popatrzył na nią jak na wariatkę. - Weź nie zgrywaj się, prędzej ogarniemy prowadzenie Błędnego Rycerza niż te dzikie stwo...dumbaderdziątka, takie miękkie, kochane, jaki romantyczny kurwik w ślepiach... - od razu zmienił ton, kiedy podszedł do jednego z nich pomny tego, że te skubańce muszą chyba ich rozumieć, skoro reagują w taki sposób. Nie wsiadał "na swojego", bo wiedział, że jeśli jeszcze raz upadnie i walnie się w głowę (a już zaliczył chyba dwa uderzenia) to mógłby narobić sobie wstrząśnięcia mózgu albo doprowadzić się do utraty przytomności. Może i olewał teraz swój stan fizyczny (ach ta męska duma), ale wiedział kiedy powiedzieć stop. Złapał lejce, tuż przy dłoni dziewczyny i popatrzył na nią z dołu, gdy siedziała w siodle. - Mało ci upadków? Wyglądamy jak osiem nieszczęść, a jeszcze się pewnie nie wygoiłaś po ostatnich ekscesach, co? - próbował ją nakłonić do chociażby połowicznej rezygnacji z tych szaleństw. - Proponuję poszlajać się po nieruchomym gruncie bez wspinaczek gdziekolwiek, hm? Podkradnę Mattowi piwo kremowe, zmrożę je i połazimy. Skuś się i na garbate gargulce, zejdź z dumbiego, bo wygląda jakby ładował moc w rzut Gryfonem na osiem metrów. - popatrzył na nią prosząco i dla zachęty zademonstrował jej rozbrajający, czarujący uśmiech, najlepszy na jaki było go stać w chwili obecnej.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Akurat Moe dosyć mocno przejęła się tematem tych całych mbayabadabadoo, ale bardziej w kontekście odpuszczenia sobie nocnych wycieczek po pustyni. Zresztą już wieczory robiły się nieprzyjemnie chłodne, zatem zostawało jej już tylko zwiedzanie atrakcji Sahary za dnia. I nawet ją to urządzało, choć upał bywał wyjątkowo nieznośny w niektórych porach. - A już myślałam, że się polubicie. Może nawet wspólnie wybralibyście się do łazienki prefektów. - spojrzała na Dunbara ze zrezygnowaniem. Chyba nieszczególnie widziała mu się wycieczka na wielkibłądzie po tym wszystkim, czego doświadczył ze strony swojego niedoszłego wierzchowca. Właściwie to trochę dziwiła się również sobie, że nadal miała w środku jakieś samozaparcie, by udowodnić przed samą sobą, że da radę. Niestety, Jeremy był nieprzejednany w misji zniszczenia jej ambitnych, samobójczych planów. - Co z Ciebie za Gryfon, Jerry? Gdzie nieugięta pasja do ryzykowania złamaniem karku? - tonem głosu udała rozczarowanie i rozłożyła aktorsko ręce, choć na tyle ostrożnie, aby móc reagować na wszelkie przejawy dumbaderskiej złości. Przewróciła oczami i zeskoczyła z wielkibłąda na trwały grunt. Uznała przy okazji, że skoro taka była ich decyzja, to nie mieli tu dalej czego szukać. A w głębi serca była również wdzięczna Gryfonowi, że odciągnął ją od humorzastych wierzchowców, bo różne kontuzje i nieszczęścia mogłyby na nich czekać po wyjechaniu na opustoszałe, piaszczyste tereny poza oazą. - W takim razie pora coś zjeść, co?