Finn w ogóle nie cieszyła się z tych wakacji. Była przekonana, że rodzice puścili ją tylko po to, żeby nie musieć jej mieć na głowie albo żeby nie pogryzła młodszego rodzeństwa. Carson zaś pełniła rolę klawisza. Wiele robić nie musiała, bo i tak co chwila jakiś nauczyciel pytał, czy pamiętała o eliksirze tojadowym i zawsze patrzyli na nią tak jakby upewniali się, że znowu gdzieś nie wywędruje i nie zrobi sobie krzywdy. Jakby mieli ją za debila, chociaż będą szczerym dała im przez cztery lata dość powodów, by uważali ją za upośledzoną. A może w szkole nie wiedzieli, że Gilliamsów ledwie było stać na podręczniki, więc na pewno nie wystąpią z pozwem i dlatego tak na nią chuchali.
Jej samopoczucia wcale nie poprawiało niedawno otrzymane świadectwo. Wiedziała, że położyła egzaminy, ale nie spodziewała się, że aż tak. Nie miała pojęcia jak powiedzieć rodzicom, że nie zdała. Łatwiejsze wydawało jej się udawanie, że sowa z jej świadectwem zaginęła w akcji, i że sama jest w klasie wyżej do końca swojej edukacji. Mogłaby, gdyby nie Carson. I pomyśleć, że naprawdę za nią tęskniła, kiedy ta była na wymianie. Teraz wyłącznie jej unikała i o ile wcześniej robiła to dlatego, że izolowała się od wszystkich, poirytowana spojrzeniami pełnymi współczucia lub ciekawości, o tyle teraz unikała konkretnie jej, bojąc się, że napomknie coś o ocenach. Pewnie jak zwykle miała się czym chwalić.
Wydawało się niemożliwym, by coś przerażało ją bardziej niż fakt, że nie zdała do następnej klasy, szczególnie coś, co już znała i co miało się dziać po raz kolejny. A jednak im bliżej było pełni, tym częściej zdarzało jej się zapominać o kłopotach w szkole. Nienawidziła przemian. Wolała już nie być podczas nich świadoma, bo potwornie bolały. Byłoby to małe pocieszenie, bo i tak czuła się jakby przebiegł po niej buchorożec niemal do kolejnej pełni.
Z całym tym bagażem na głowie w nosie miała saharyjskie atrakcje i niezwykłe miejsca. Opowieść jakiejś koleżanki o miejscu, w którym nie działały zaklęcia puściłaby całkiem mimo uszu, kiedy ta wspomniała coś o tym, że podobno to miejsce nie pozwala też animagom na przemianę "i takie tam". Krępowała się spytać co dokładniej znaczył "i takie tam", ale natychmiast zakwitła w niej nadzieja, że może miejsce to powstrzymuje też przemiany wilkołacze. Musiała skorzystać!
Sęk w tym, że zupełnie nie widziało jej się wychodzenie gdzieś w nocy samej. Nie po raz kolejny, chociaż wydawałoby się, że teraz już powinno być jej wszystko jedno. I tak chcąc, nie chcą musiała poprosić o towarzystwo siostrę.
Kiedy wieczorem szły na białe wydmy, Finn czuła się trochę tak, jak przy obcym człowieku. Carson dawno nie było i młodsza Gilliams nie miała pomysłu o czym rozmawiać. Jedyne tematy jakie przychodziły jej do głowy, były dokładnie tymi, których nie chciała poruszać. Cisza między nimi pierwszy raz w życiu okropnie ją krępowała.
-
Gratuluję wygranego meczu - wymyśliła w końcu i aż skrzywiła się w myśli, bo brzmiało to jakoś tak sztucznie. Zwłaszcza, że zawsze chodziła na mecze siostry i jej kibicowała, tym razem zaś nawet nie zainteresowała się wynikiem, a o zwycięstwie drużyny, w której była Carson dowiedziała się przypadkiem. -
Fajny był?@Carson Gilliams