Osoby: Thomem J. Wessberg, Silvia Valenti Miejsce rozgrywki: mieszkanie Puchonki Rok rozgrywki: rok obecny, jakieś 2 tygodnie temu Okoliczności: Thomen zostaje zaproszony do Silvii, co już samo w sobie powinno człowieka zestresować; co się stanie kiedy jej wuj wpadnie i zobaczy kogoś pokroju Ślizgona przy swojej ukochanej Silvii?
No dobra, wyglądasz idiotycznie Wessberg. To właśnie mówił jego wkurwiający głosik w głowie. Nie wiedział nawet, że tak dokładnie teraz wyglądał. Jakby minęło sporo lat, odkąd się sobie przyglądał. Nie był to najprzyjemniejszy widok, jednak jakoś go wytrzymał. Czemu tak trudno było mu spojrzeć na swoje odbicie? Kiedyś porozmawiamy o tej smutnej historyjce, rodem z dobrej telenoweli. Zawsze golił się na czuja, nie zważając na to, że mógłby się gdzieś po drodze zaciąć. Jakby to coś zmieniało na tej szpetnej twarzy. Usłyszał trzask drzwi, a po chwili swoją siostrę, która przyglądała mu się w drzwiach. Wysoko uniesione brwi i ręce skrzyżowane wysoko na klatce piersiowej mówiły mu dokładnie to, o czym myślała. Pod burzą jej rozszalałych włosów pogardzała nim, głęboko. Nigdy jej takiej nie widział, wiedział jednak, że jeszcze rok temu mocno by to w niego uderzyło. Teraz? Niemal posłał jej uśmiech, uśmiech mówiący, że ma się odpierdolić. Skoro ona ruszyła do przodu, bez niego, czemu on miał się oglądać za siebie? Na nią? Jej spojrzenie mówiło: nie oszukasz jej, idioto, nie z tym wyrazem twarzy, nie z tymi bliznami i świeżymi ranami. Jego zapewne mówiło, że wiedział... Co chyba było dla niej szokiem. Odbiła się od framugi jego drzwi i wyszła. Przez krótką chwilę słyszał jak głośno uderza butami o schody, zbiegając z nich i zatrzaskując za sobą drzwi frontowe. Zrzucił z siebie koszulę i ciężko oddychając, rozejrzał się po pokoju. Syf i rozbój, jakby mieszkał tu jakiś bezdomny. Znalazł czystą czarną koszulkę i niemal odetchnął z ulgą czując znajomy materiał. Nie, nie denerwował się... Bardziej był poirytowany tym, jak ważne to dla niego było. Zawiązał buty i chwycił po drodze kurtkę, również trzaskając za sobą drzwiami. Jego matka chyba coś mówiła, jednak odpowiedziała jej cisza. Kiedy znalazł się przed mieszkaniem dziewczyny, na moment zamarł, tuż nad dzwonkiem. Czy powinien coś ze sobą zabrać? Kurwa. Jakieś kwiaty? Wiedział, jaka była jej sytuacja... Jednak czy cokolwiek było dobre? Może wódka, coby rozluźnić atmosferę. Wiele myśli krążyło mu po głowie, nawet nie wiedział, której dokładnie powinien się chwycić. Kolejne irytujące uczucie. Przesunął palcami po brodzie, naciągając skórę i otwierając rankę, którą miał na ustach. Szybko oblizał wargi i zadzwonił. Nie może być przecież tak źle, prawda?
Silvia Valenti
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Dobra. Gdyby miała być ze sobą całkowicie szczera, przyznałaby otwarcie, że kompletnie zapomniała o zaproszeniu Thomena do siebie do domu właśnie na ten dzień. Dziwne, prawda? Zważywszy na fakt, że po pierwsze: był jej pierwszym chłopakiem, po drugie: odczuwała te dziwne motylki w brzuchu za każdym razem kiedy o nim pomyślała i po trzecie: to miała być jego pierwsza wizyta w jej domu. Czemu o tym zapomniała? Usłyszała od swojej matki jedno, bardzo ważne zdanie: wuj Giovanni miał odwiedzić je w Londynie. Wizyta spotkania z ukochanym wujkiem tak ją pochłonęła, że pewien Ślizgon kompletnie opuścił jej głowę. Czemu tak bardzo ekscytowała się tą wizytą? Zazwyczaj Gio wpadał do nich do mieszkania w Londynie kompletnie bez zapowiedzi, bez słowa wyjaśnienia. A fakt, że zapowiedział się ze swoją wizytą, mógł oznaczać tylko jedno: wszystko zmierzało ku lepszemu. Nic więc dziwnego, że tak się cieszyła na myśl o tym spotkaniu. Może będzie miała okazję, aby poznać jakieś nowe, ciekawe sekrety, które wyjaśnią, jak obecnie wygląda sytuacja na jej ukochanej Sycylii? Dlatego, kiedy jej wujek się zjawił, siedziała ramię w ramię, obok niego, słuchając z przejęciem tego wszystkiego, co opowiadał jej oraz Vivien. Nowe doniesienia okazały się być tak fascynujące, że nawet nie zorientowała się jak ten czas szybko mijał. Sprowadził ją na ziemię dopiero dźwięk dzwonka do drzwi. Konsternacja wymalowała się na jej licu i przerwała w połowie zdania wypowiedź wuja. Dopiero wtedy Silvia połączyła fakty i zrozumiała, kto stał na progu, a serce podskoczyło jej do gardła. Zdołała tylko burknąć "to do mnie" w kierunku starszych i ruszyła do drzwi wejściowych, ze wszystkich sił starając się, aby nie zaczęła w tym momencie biec. To nie mogło zakończyć się dobrze. Pociągnęła za klamkę, doskonale wiedząc, kogo tam zastanie. -Cześć. - rzuciła w stronę Thomena, nie do końca wiedząc, czy powinna podać mu dłoń, pocałować go, czy może w ogóle zignorować i powiedzieć, aby sobie poszedł. -To nie jest najlepsz... - lecz zanim skończyła wypowiadać zdanie, ktoś pojawił się za jej plecami. Giovanni był rosłym mężczyzną, typowo Włoskiej urody. Ciemne włosy miał gładko zaczesane w kitkę, przeplecione pasmami siwizny. Idealnie ogolona twarz była pokryta pięknym, oliwkowym odcieniem skóry. W oczach tego człowieka było coś takiego, co wyraźnie mówiło spierdalaj, póki jeszcze masz czas ale dla Silvii to zawsze był tylko wspaniały wujek Gio. Ona nie musiała się go bać. -Kto to jest? - rzucił basowym głosem, bez pardonu lustrując Thomena od samych kostek aż po kilka odstających, niesfornych kosmyków włosów na głowie. Silvia poczuła, jak na jej twarzy pojawia się rumieniec. Spoglądała to na jednego, to na drugiego mężczyznę, kompletnie niepewna tego, co właściwie powinna powiedzieć w tym momencie. Miała ochotę zapaść się pod ziemię i nigdy więcej z pod niej nie wychodzić. -Wujku, to jest Thomen, mój... - kaszlnęła cicho, a w tym momencie w jej głowie pojawiło się milion myśli. No dalej, wyduś to z siebie! Przecież wiesz, co powinnaś powiedzieć! ale nie mogła sobie jakoś wyobrazić nazwania Wessberga jej chłopakiem. Zawahanie trwało maksymalnie z sekundę, po czym dodała znacznie cichszym głosem. -Thomen jest moim chłopakiem. - nie wierzyła, że to wyszło z jej ust. Spoglądała niepewnie na ślizgona jakby w nadziei, że jakoś pomoże jej wybrnąć z tej chorej sytuacji. Nigdy wcześniej nie przedstawiała żadnego kolegi rodzinie! Szlag, że też akurat dzisiaj musiało się to stać...
Czyli niepotrzebnie się tak tym przejmował? Wybaczy mu brak wina, kwiatów, czekoladek, czy innych równie nieistotnych rzeczy, które zapewne normalny facet przyniósłby na pierwszą wizytę w domu swojej dziewczyny, kiedy po raz pierwszy pozna (lub nie, tutaj stał znak zapytania) jej matkę? Z drugiej strony, przy takim obrocie spraw, lepiej by było, gdyby nie ściągał z siebie tej obciachowej koszuli, przynajmniej prezentacja była zgoła inna, a nie krzyczała, że jest możliwym bezdomnym. Kiedy Silvia otworzyła drzwi, w dość szybkim czasie, nie czekał czy wyciągnie w jego kierunku rękę, pomacha mu czy rzuci się w jego ramiona. Przekroczył próg, bez wahania złożył na jej czole szybki pocałunek i wyprostował się, chcąc zobaczyć wyraz jej twarzy, jakby czekał na spojrzenie pełne zdumienia, a może dumy za to, jak się postarał i ile wysiłku włożył w to, aby było to względnie normalne. Coś jednak było nie tak, bo zanim jej słowa do niego dotarły, podniósł już głowę na mężczyznę, który pojawił się za dziewczyną. Owszem, jego spojrzenie mówiło dokładnie to, co powiedziała... Jednak Thomen jedynie uniósł leniwie jeden kącik ust i wyciągnął w jego kierunku dłoń, a jego spojrzenie mówiło jasno, że tak łatwo stąd nie spierdoli. -Thomen Wessberg.-Powiedział spokojnie, a kiedy otrzymał (lub nie) odwzajemniający gest, ponownie schował swoje rączki, żeby przypadkiem nie zrobiły niczego głupiego. Oczywiście mężczyźnie zapewne nie chodziło o to, jak się nazywał, a raczej do zwyczajnie tutaj robił i jaka relacja mogła łączyć tę dwójkę. Wcale nie pomagały świeże ślady po szkolnym nieporozumieniu, które nosił na twarzy. Nawet sam fakt, że przyszedł tutaj oferując jedynie własną osobę. Gdyby ktoś przeszedł obok nich na ulicy, dałby sobie głowę uciąć, że Thomen i Silvia nie mają ze sobą nic wspólnego. Jak bardzo człowiek może się pomylić... Zgnilizny nie wyczuwa się tak łatwo, szczególnie głęboko zakorzenionej. Spojrzał na dziewczynę, jakby to ona miała odpowiedzieć na pytanie... Zwyczajnie chciał usłyszeć to z jej ust, przyznającej się do tego, co dokładnie ich łączy. Szczególnie w obliczu rodziny, która była jej najbliższa. W końcu czy on sam nie dokonał pewnego rodzaju poświęcenia dla niej? Jakby na zawołanie przypomniał sobie spojrzenie siostry, kogoś, kto był mu zawsze najbliższy... Wiele rzeczy się zmieniło. A on pruł do przodu i udawał, że wcale nie burzył mocnych fundamentów, które kiedyś postawił. Uśmiechnął się niezauważalnie, kiedy usłyszał satysfakcjonującą odpowiedź, aby po chwili podnieść wzrok do góry, na oblicze strasznego wujka. A gdzie Włoska gościnność? Będą go tak trzymać przy otwartych drzwiach?
Silvia Valenti
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Czy można było wyobrazić sobie gorsze, pierwsze spotkanie z rodziną? W mniemaniu Silvii chyba nie. A trzeba wspomnieć o tym, że dla niej również było to mocno stresujące doświadczenie! Nie ma co ukrywać, że Thomen stał się dla niej kimś ważnym, a to, co pomyśli o nim jej najbliższa rodzina, miało dla niej znaczenie. Tylko że... nie spodziewała się tego, że do spotkania dojdzie tak szybko... Nie obawiała się tego, jak zareagowała by na Ślizgona jej matka. Prawdopodobnie nawet nie zarejestrowała by faktu, że ktoś obcy pojawił się w mieszkaniu. Jednak wujek Giovanni... No tu sprawa miała się kompletnie inaczej. Nieszczególnie zareagowała na to jakże czułe przywitanie z jego strony, prawdopodobnie za bardzo rozkojarzona faktem, że za jej plecami w każdej chwili może pojawić się rozszalała bestia. I w zasadzie tak się właśnie stało, a dziewczyna nie była w stanie uwierzyć w tak... normalną reakcję Thomena na to. Obserwowała, jak Giovanni bardziej przez odruch niż przez kulturę odwzajemnia uścisk dłoni chłopaka. Patrzył na niego z wyższością, choć wcale nie prześcigał go wzrostem. Kiedy dziewczyna wyjaśniła kim jest Thomen, przeniósł wzrok najpierw na Ślizgona, później na nią, by ponownie wrócić do niego wzrokiem. Paskudny uśmiech przyozdobił jego lico, kiedy odsunął się nieco na bok. -Proszę, wejdź, będzie nam niezmiernie miło Cię gościć. - zrobił gest zapraszający do wnętrza mieszkania, po czym ruszył przed siebie z powrotem do salonu. Silvia myślała, że najgorsze już za nimi. Nie spodziewała się jednak, że wujek zacznie tak paskudnie kląć pod nosem w ich ojczystym języku. -Pojawia się tutaj jakiś popierdoleniec o którym Silvia mówi, że jest jej chłopakiem... - ze zgrozą spojrzała na jego oddalające się plecy. To nie zwiastowało niczego dobrego, z pewnością... -A to był właśnie Giovanni. - powiedziała cicho w kierunku Thomena. Dopiero teraz przyjrzała mu się i zauważyła, jak zaskakująco normalnie wyglądał. -Jeśli zechcesz iść, nie będę miała Ci tego za złe. - powiedziała, jakby Wesbberg miał jeszcze czas na wycofanie się. Gówno prawda. W najgorsze bagno wdepnął już dawno, choć wcale o tym nie wiedział. Kiedy nie wyraził chęci wyjścia, Silvia pozwoliła mu się rozebrać i powoli ruszyła z Thomenem u boku w kierunku salonu. Giovanni wciąż siedział na swoim miejscu, Vivien nawet nie zarejestrowała faktu pojawienia się kogoś kolejnego w pomieszczeniu. Natomiast wuj bardzo dokładnie przyglądał się wciąż przemieszczającemu się chłopakowi. -Może się czegoś napijesz? - zaproponowała Silvia, próbując udawać, że to kompletnie normalna sytuacja, jakich miała w swoim życiu tysiące. Ruszyła normalnym (?!) krokiem w stronę kuchni, po odpowiednie naczynie, aby podać coś swojemu gościowi do picia. Sięgnęła po jedną z pierwszych lepszych szklanek po tym ruszyła ponownie w stronę salonu. I właśnie wtedy usłyszała głos Giovanniego. -Więc jak powinienem do Ciebie mówić? Ruchacz Silvii? Czy może konik na biegunach? - luźny ton głosu krył w sobie tajemnicę i tylko Silvia wiedziała, że nic dobrego z tego wyjść nie mogło. Dziewczyna nawet nie zauważyła kiedy szklanka wypadła jej z dłoni i rozbiła się z trzaskiem na podłodze. Jej policzki zrobiły się tak czerwone, jak chyba jeszcze nigdy w życiu. Nawet nie zauważyła kiedy zaczęła krzyczeć po Włosku. -Wujku, błagam, przestań i nie mów nigdy więcej czegoś podobnego! - choć wiedziała, że małe prawdopodobieństwo iż to w jakikolwiek sposób go powstrzyma.
Czyli nie miał na co liczyć, już teraz mogli się pożegnać ze wspólną przyszłością. Jej rodzina go nie zaakceptuje, co sam dosyć szybko przyjął do wiadomości, jak jakiś pewnik. Nie będzie wychodził z siebie, udawał kogoś, kim nie jest oraz nigdy nie będzie, tylko po to, aby zadowolić kogoś, kogo nikt nie zadowoli. To chyba normalna kolej rzeczy... Teraz wiedział, że była zaoferowana czymś zupełnie innym. W innym wypadku zapewne szybko by jej to wypomniał oraz nie pozwolił zapomnieć o zniewadze, jaką poczuł wraz z jej brakiem reakcji. Jednak kiedy stoi nad nią Cerber w czystej postaci, Predator, gotowy oderwać głowę absztyfikanta jego ukochanej Silvii... Będą walczyć na szpady? A może konno, z tymi długimi kijami, aż nie pozabijają się wzajemnie, choć bardziej prawdopodobne jest to, że szybciej zginie od zgniecenia przez konia. To będzie świetna zabawa! Doskonale rozpoznawał tego rodzaju uśmiech, bo sam bardzo często tak wyglądał. Tym jednak razem, na twarzy chłopaka można było dostrzec nonszalancki, niemal uprzejmy uśmiech. Jednak wujek Gio zapewne wiedział, co kryło się za nim. Kpina? Wyzwanie? Jedziemy! Spojrzał za mężczyzną i zamknął za sobą drzwi, spojrzał na dziewczynę.-Może nie łyknąłem za dużo języka, ale zdecydowanie wiem, że nie było to nic przyjemnego.-Jednak cały czas się uśmiechał, jakby cała ta sytuacja niezmiernie go bawiła... W końcu zawsze umiał odnaleźć się w sytuacji, a choć nie była to kolacja gromadząca kilka magicznych osobistości, nie widział w niej nic przerażającego. Thomen potrafił być czarujący, co jego matka zawsze uważała za przerażającą cechę. Bo robił to dlatego, aby zdobyć to, czego potrzebował. Uniósł wymownie brwi, jakby żartowała z tym wycofaniem się. Odwiesił kurtkę i ruszył z dziewczyną w kierunku salonu, w którym zniknął starszy mężczyzna. Jego wzrok na moment spoczął na kobiecie, która również znajdowała się w pomieszczeniu, a choć wiedział, że jego słowa nawet do niej nie dotrą, kąciki ust uniosły się wyżej, na kilka sekund.-Dzień dobry, jestem Thomen.-I choć jego głos zabrzmiał idiotycznie w tym pomieszczeniu, usiadł na jednym z wolnych fotelu. -O tak, whisky będzie idealne.-Puścił dziewczynie perskie oczko, choć jego usta wcale się nie uśmiechały, jakby naprawdę chciał, aby nalała mu trunku do szklaneczki i przyniosła jak przykładna gospodyni. Przeniósł swoje spojrzenie na wujka Silivi. Nie drgnął, omal polegając na powstrzymywaniu się przed roześmianiem. Założył nogę na nogę i rozluźnił się w fotelu.-Może lepiej będzie brzmiało "przyszły mąż" albo "ojciec jej dzieci"... Tak, tak wolałbym być mianowany.-Powiedział, odwracając wzrok od mężczyzny dopiero, wtedy kiedy usłyszał rozbijające się szkło. Nie powinna się tym tak przejmować, uważał, że wujaszek był całkiem spokojny i kulturalny. Na jego wargach pojawił się kpiący uśmieszek, który miał w sobie dużo z powagi. Myślał sobie, że był pierwszym lepszym gówniarzem? Zamierzał mu pokazać jak mocno się mylił i jak niebezpieczne jest zabawianie się z jego osobą. I nie obchodziło go, kim mógł tam sobie być w jego kraju... Dla niego istotne było to, kim był kiedy stawał przeciwko niemu.
Silvia Valenti
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Nie uważała za słuszne skomentowanie słów Thomena, bo jedyne, co mogła zrobić, to powiedzieć, że tak, miał rację, wujek nie przyjął go najcieplej pod słońcem. A sam zainteresowany doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Mogłaby mówić godzinami o tym, że "on taki jest" lub "musisz dać mu trochę czasu", ale jaki to miało sens? No właśnie, żadnego. Tak puste słowa, nic by nie zmieniły, zapełniłyby tylko puste pomiędzy nimi, a już dawno minął czas, kiedy czuła się niekomfortowo w jego towarzystwie w momencie, gdy żadne z nich nic nie mówiło. Dziwne, ale kiedy wracała do salonu z Thomenem u boku, czuła się jakoś tak pewniej, pomimo świadomości faktu, że tam na pewno nie wydarzy się nic dobrego. Za długo znała Giovanniego. Wiedziała również, że Wessberg mógł zachowywać się jak skończony debil. A kiedy oboje zaczną tryskać swoim testosteronem na prawo i lewo, jej pozostanie tylko biernie się temu przyglądać i zapadać pod ziemię z zażenowania. Poczuła się dziwnie, kiedy Thomen zwrócił się bezpośrednio do jej matki, a ta wciąż patrzyła się w okno, delikatnie gładząc kapelusz jej ojca. Ten nieszczęsny kapelusz nawet nie przypominał już swoim kolorem oryginału. Wiele lat zmieniło go nie do poznania, ale dla Vivien nie miało to najmniejszego znaczenia. Ona wciąż mówiła, że jej mąż "za chwilę wróci" lub "poszedł tylko coś załatwić". Miała dziwne przeświadczenie, że za słowami Ślizgona czuł się jakiś podtekst. Poważnie chciał pić whisky w towarzystwie jej wuja? I to jeszcze w momencie, kiedy tamten jawnie go nienawidzi i uważa za nie dość dobrego dla niej? Na rany Merlina... Wywróciła tylko oczami spoglądając na niego z miną pod tytułem przestać choć na chwilę, do cholery choć nie była pewna, czy Thomen w ogóle się tym faktem przejmie. Prawdopodobnie nie będzie miał na to ochoty. Zaczynała żałować, że w ogóle kiedykolwiek wyszła z propozycją złożenia odwiedzin w jej domu. No ale cofnąć czasu nie mogła. -Thomen! - wysyczała w jego stronę, z bardzo mocnym Włoskim akcentem w głosie. Dawno aż tak nie pozwalała sobie na to, by jej naturalny głos wyszedł na jawa. Ale coś śmieszniejsze, Giovanni słysząc te słowa chłopaka, jakoś dziwnie się uśmiechnął. Świadczyć to mogło tylko o jednym, co zdecydowanie przeraziło dziewczynę: mężczyzna musiał go polubić! Szybkim gestem wyjęła z włosów różdżkę i machnęła nią krótko, dzięki czemu szczątki szkła znów zbiegły się w całość, po czym kolejnym machnięciem różdżki odesłała szklankę na blat w kuchni a przyzwała nową, nieuszkodzoną i czystą. Giovanii jakby udawał, że w ogóle tego wszystkiego nie zauważył. Wciąż nie przywykł do faktu, że jego ukochana, mała Silvia jest czarownicą i jakby tylko zapragnęła, mogłaby go zmienić w ropuchę jednym machnięciem różdżki. W końcu z jej ojcem nie taki los dla niej planowali. Nie miała latać na miotłach i używać śluzu gumochłonów do ważenia eliksirów.... Przekrzywił delikatnie głowę, wciąż spoglądając na tego chłopaka, tak zaskakująco nienormalnego. Sądził, że jeśli kiedyś pozna wybranka jej serca, będzie to spokojny, ułożony człowiek, który będzie cholernie odbiegał od charakteru jej ojca. A tymczasem... czuł się tak, jakby właśnie rozmawiał z nastoletnim Lorenzo. Jakby na twarzy tego całego Thomena, mógł odczytać słowa, które kiedyś usłyszał z ust swojego najlepszego przyjaciela. "Ja mogę zginąć, mogą mnie zabić. Ale mojej żonie i mojemu dziecku włos z głowy nie może spaść" -Wiesz Thomen? Może zbyt surowo Cię oceniłem... Zechciej mi to wybaczyć. - rzekł Giovanni w pełni poważnym tonem. Silvia usiadła na jednym z ostatnich wolnych foteli, nie do końca wiedząc, co do cholery właśnie się tutaj stało? Co powinna powiedzieć, zrobić? Rzucić się wujkowi na szyję i prosić o błogosławieństwo i opiekę nad ich nienarodzonymi dziećmi, czy wykopać Thomena za drzwi razem z Giovannim za to, że tak zachowywali się względem niej. Purpura na jej policzkach powoli zaczynała zanikać, co wcale nie oznaczało, że dziewczyna zaczyna rozluźniać się w tej skrajnie absurdalnej sytuacji. -Możemy zmienić temat, proszę? - zaryzykowała, zdecydowanie zbyt piskliwym głosem w stosunku do tego, którego używała normalnie.
Czy cieszył się z tego powodu? Raczej nikt nie byłby zadowolony, gdyby osoba, która kompletnie go nie zna, z góry stwierdziła, że się nie nadaje, iż nie jest dość dobry, dla jego ukochanej Silvusi... Jednak miał to w chuju... Bo było w tym wiele prawdy, a z taką przecież najlepiej przyjąć na klatę i ruszyć dalej... A choć coś go zżerało od środka na samą myśl, że ktoś inny mógłby stać na jego miejscu, sprawiało, że zapierał się nogami i rękoma, aby tutaj zostać. Nie zamierzał udowadniać niczego jakiemuś opalonemu niedźwiedziowi w garniturze. Dawno temu zadecydował, choć wcale nie dojrzał do tej decyzji... Przypominała mu jego własną matką, choć znajdowały się w kompletnie innych stanach... Jedna kurczowo trzymała się kapelusza i myśli, że jej mąż zaraz przekroczy próg drzwi, a druga... Kurczowo trzymała się syna, tłamsząc go jak ten kapelusz, myśląc, że podobieństwo i jej opieka przywróci jej zmarłego ukochanego. Może to był żart, a może i nie. Mogła przynieść mu whisky, a mogła również rzucać spojrzeniami, które owszem, dochodziły do niego, jednak nie zamierzał przestać. Nie robił niczego wbrew sobie, a jego odpowiedź, która była równie subtelna, jak ten szelmowski uśmiech na jego wargach, powinny jej wystarczyć. Nie robił sobie żartów ani z niej, ani z tego mężczyzny. Odwrócił głowę w jej kierunku i posłał jej lekki uśmiech, za którym kryło się jeszcze więcej. Będzie jej musiał kiedyś powiedzieć, jak seksownie brzmiała, kiedy nie hamowała się ze swoim akcentem. Owszem, zawsze go wyczuwał, jednak nie tak intensywnie, jak w momencie, kiedy była wściekła. Jak teraz. Czy celowo pobudzała go przy swoim wujku? Nieznośna Puchonka. -Tylko mnie nie bij, nie chcę skończyć jak te nieszczęsne szklanki.-Jednak jego szeroki uśmiech, którym ją obdarzał, nie zmienił się, wciąż był rozluźniony, chociaż reakcja mężczyzny delikatnie zbiła go z tropu. Nie spodziewał się tak szybkiego obrotu spraw, czy jego urok osobisty działał na taką skalę? Czy było to spotkanie szaleńców... Może był szalony, może brakowało mu kilka klepek... Jednak najwidoczniej wujek Silvii coś w nim zobaczył, coś, czego on sam nie widział. -Nie ma czego.-Powiedział spokojnie, podnosząc dłonie, jakby chciał pokazać, że ma czyste rączki, chociaż jego zamiary nie zawsze takie są.-Widziałem się dzisiaj w lustrze, zapewne połowa ludzi, która mnie mijała, miała jeszcze gorsze zdanie od Pana.-Uniósł lekko kącik ust do góry, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie. Przeniósł swoje spojrzenie na zszokowaną dziewczynę, zagryzając wargę, aby się nie roześmiać. Chyba nie wiedziała, jak dokładni w tym momencie wyglądała. -Chyba dopiero teraz poważnie zastanowisz się nad pakietem, który Ci oferuje, co?-Wzruszył lekko ramionami, jakby było to coś najnormalniejszego na świecie. Kolor schodził z jej twarzy, co było dobrym znakiem... Już ją zdenerwował, czego skutki zapewne poczuje później, kiedy nikt nie będzie patrzał, gdzie nie będzie świadków tej zbrodni.