Osoby:@Aurora C. I. Dear i Dorien E. A. Dear Miejsce rozgrywki: Mała wyspa Zatoki Tajlandzkiej Rok rozgrywki: Styczeń 2019 Okoliczności: Niespodzianka urodzinowa
Bal sylwestrowy odznaczył się w pamiętniku jako bardzo udany, z zarówno zabawnymi wspomnieniami, jak i chwilami zwątpienia, aczkolwiek w ostatecznym rozrachunku młodzi państwo Dear nie żałowali wyboru. Wspominali oczywiście sposób i okoliczności, w jaki witali ten ubiegły już rok – rozkoszując się szampanem w łóżku Aurory w jej mieszkaniu w centrum Londynu, tylko we dwoje, według własnych zasad. I doszli do wniosku, że bal był porównywalnie dobry. Zaskakujący wynik! I wąsy zniknęły dopiero po paru dobach. Obudził żonę całusem w szary sobotni poranek, mając idealnie gładkie policzki i z brakiem zarostu nad ustami. Wtedy też powiedział jej, że wyjeżdżają na kilka dni. I że spakował jej ubrania do walizki, do której nie pozwolił jej zajrzeć. I że mama zajmie się Willow. I że o dwunastej w niedzielę mają świstoklik. Nie powiedział jej tylko jednego, chyba najważniejszego – nie podzielił się celem podróży. ‘Mówiłem, że to niespodzianka’ – powtarzał za każdym razem, gdy próbowała wyciągnąć od niego choćby najmniejszy szczegół. Prezent urodzinowy, który przygotował dla żony, wiązał się również z tym, że ze względu na stan błogosławiony a potem poród nie mieli możliwości wybrać się w podróż poślubną. I właśnie miał zamiar jej to teraz zrekompensować. – Weź okulary przeciwsłoneczne – podpowiedział Aurorze, kiedy na zmianę tulili małą córeczkę, zupełnie niegotowi, by zostawić ją pod opieką babci. Dorien nie mógł przewidzieć jak bardzo Aurora będzie przeżywać rozstanie z Willow. Do tej pory spędzały osobno maksymalnie kilka godzin, a teraz nie dość, że miały odseparować się na kilka dni, to jeszcze dzielić je miały dziesiątki tysięcy kilometrów. – Zapomnij o niej na chwilę – mruknął, widząc jak szklą się jej oczy i objął żonę ramieniem, kiedy opuszczali dom jego rodziców, zostawiwszy już Willow – Mam na myśli to, że jest w dobrych rękach. Tuż przed podróżą świstoklikiem poinstruował żonę, żeby zdjęła płaszczyk i wcisnął go razem ze swoim do walizki. Wtedy też uprosił Aurorę, by mógł zawiązać jej oczy. Nie był pewien, czy zwróciła uwagę, że użył do tego swojego krawata, ale mniejsza o to. Miała być niespodzianka z prawdziwego zdarzenia. Chciał, by zanim zobaczy raj, do którego ją zabierał, usłyszała szum morza i ćwierkanie papug, poczuła, że stoją na plaży, by odetchnęła świeżym powietrzem. I ta maleńka tajska wyspa, którą dla niej wybrał, z niewielkim domkiem, lazurową wodą i miała być tylko i wyłącznie ich. No, przynajmniej przez najbliższy tydzień.
Ostatnio zmieniony przez Dorien E. A. Dear dnia Czw Maj 09 2019, 00:49, w całości zmieniany 1 raz
Aurora nie była fanką swoich urodzin – w końcu nie był to dzień którego warto było wyczekiwać, zarówno przez grono fanów jakie austiaczka posiadała, jak i sam fakt że była z każdym rokiem starsza. Przekroczyła już tę magiczną granicę 25 lat, a macierzyństwo wcale nie było mniej stresujące niż praca, więc zdarzało się że wpatrywała się w lustrzane odbicie w poszukiwaniu pierwszych zmarszczek. Samo umieranie nie było dla niej tak straszne – ale wizja starzenia i bycia coraz bardziej zmęczoną, niezdarną, poznaczoną zmarszczkami i siwymi włosami – już owszem. Dzień ten więc minął jej bez większego szumu. Po południu wpadła teściowa na torcik i kawę, które przygotował skrzat, córka postanowiła w ramach prezentu tego dnia akurat nie ulać… ale Dorien wrócił zaskakująco późno. Zmęczony niewiele się odzywał i dopiero leżąc w łóżku i obejmując ją w niedźwiedzim uścisku wymamrotał życzenia … i zasnął dwadzieścia sekund później. Nie była zła, jedynie lekko zawiedziona. Następne dni minęły na przygotowaniach do balu, który był pierwszym wyjściem na dłużej bez córki – przynajmniej dla Aurory. Niepokój towarzyszył jej większość czasu, ale ostatecznie udało się jej rozluźnić i zepchnąć myśli o córeczce na dalsze tło. Zwłaszcza że w końcu udało się wygospodarować nieco czasu tylko we dwoje w jej starym mieszkaniu w Londynie. Retrospekcja była konieczna, ale na szczęście oboje uznali że miniony rok był lepszy niż wcześniejszy. Błyskawicznie wrócili do wcześniejszego rytmu dnia, aż do soboty w którą już nie owąsiony Dorien obudził ją pocałunkiem i całą masą informacji które zrzucił na nią bez litości. Strach związany z zostawieniem Willow na kilka dni wymieszany był w równych proporcjach z ekscytacją – niespodzianka zdecydowanie działała na jej wyobraźnię. Okulary przeciwsłoneczne były bardzo dużą podpowiedzią – mieli być gdzieś daleko od domu. To wzmogło strach i niechęć do wyjazdu, zwłaszcza gdy tuliła do siebie córeczkę wdychając jej zapach. Z całymi zapasami swojej samokontroli próbowała się nie rozpłakać, powtarzając jak mantrę w myślach, że przecież jej nie zostawia na zawsze. Słowa męża przeleciały przez jej głowę gdy wyprowadzał ją z domu, i opuściły bez zatrzymania się na dłużej. Gula ścisnęłą jej gardło. Szli spacerem, dając jej czas na uspokojenie się – wchodzenie w żelazne ramy samokontroli było dla niej czymś zupełnie normalnym. Dotarcie do świstoklika dało jej odpowiednio dużo czasu na opanowanie uczuć. Wciąż jeszcze trochę nieswoja stanęła na miejscu szukając ich środka lokomocji kiedy to jej małżonek wpadł na pomysł by zasłonić jej oczy. Początkowo niechętna, ostatecznie zgodziła się na zawinięcie jej oczu. - Wiesz, nie bardzo lubię niespodzianki - wymamrotała z zasłoniętymi oczami, czekając na możliwość dotknięcia świstoklika. Potrzeba poczucia kontroli na każdym kroku życia wiązała się z tym że nie bardzo lubiła oddawać kontrolę komukolwiek, nad czymkolwiek. A oto jej mąż z przypadku właśnie poprawiał wiązanie własnego krawata... na jej głowie. Dobrze że nie szyi, z drugiej strony. Westchnęła i właściwie nim zdążyła choćby coś krzyknąć w proteście czuła znajome szaprnięcia najmniej lubianej przez nią metody transportu. Poczuła jak jej palce splatają się z palcami Doriena na chwilę przed tym jak wylądowali zgrabnie w czymś miękkim. Poczuła ciepłą bryzę na twarzy, rozwiewającą jej jasne włosy. Nieznane dźwięki połączone z nowymi zapachami uderzyły w nią gwałtownie. Szum fal i śpiew ptaków. Zapach morza którego nie znała. Zamarła, zdając sobie sprawę że ciepłe promienie słońca opadają na jej policzki, ogrzewając je mocniej niż w chłodnej Anglii. Serce biło jej mocno, a dłonie odruchowo sięgnęły do zasłoniętych oczu, ale zaraz opadły. Rzeczywiście udało się jej na tę chwilę zapomnieć o córeczce zostawionej w domu, udało się nie pomyśleć o prawdopodobnej odległości, bo przecież nie mogli być nigdzie blisko. Z zasłoniętymi oczami kucnęła dłonie zanurzyła w gorącym, miękkim piasku, czując jak drobniuteńkie ziarenka przesypują się między jej palcami. To był jej prezent urodzinowy? Dłonią zasłoniła usta, wciąż kucając, a myśli przelatywały przez jej głowę niczym gracze quiddicha na najnowszych miotłach. Byli gdzieś daleko od domu, gdzieś gdzie było ciepło, był piasek i woda. We dwoje, spakowani na kilka dni. Tylko we dwoje.
Chwilami nachodziły go wątpliwości, czy to wszystko się uda. Czy podoła realizacji planu i czy Aurorze spodoba się taki prezent. Pomimo problemów wiążących się z niedostateczną ilością pracowników, dał radę załatwić tygodniowy urlop. To dlatego w trakcie poprzednich tygodni zostawał po godzinach, brał na siebie dodatkowe obowiązki, ledwo wyrabiając fizycznie i psychicznie, z niedoborem snu, który fundowała mu córka i zalewaniem każdego kichnięcia eliksirem pieprzowym, nie dopuszczając do przeziębienia. I wszystko po to, by zabrać Aurorę na tydzień do raju. Niestety w grę wchodziła tylko podróż świstoklikiem. Tajlandia była za daleko na teleportację, a poza tym Dorien nie miał licencji na teleportację łączną. Musiałby zdradzić żonie cel podróży i wtedy nici z niespodzianki. Tak, tak, nie lubiła niespodzianek. Każdy boi się nieznanego. Wierzył jednak, że jej się spodoba. Gdy wylądowali, Aurora zdawała się nie pokazywać żadnych emocji. Zastygła. Nawet nie zmarszczyła brwi czy nosa. Nic. Wdział tylko jak chciała zdjąć opaskę w postaci krawata, który zasłaniał jej oczy, ale zrezygnowała. Pozwolił na tę chwilę intymności pomiędzy nią a piaskiem, dźwiękiem fal rozbijających się o brzeg, świergotem egzotycznych ptaków i ciepłym wiatrem. Postanowił się nie odzywać, jeszcze nie. Drobne łzy, które spłynęły po policzkach kobiety nie zostały zauważone. Dopiero po chwili Dorien przyklęknął przy żonie, raczej za nią. Powoli uniósł ręce i, jakby czekając na jej pozwolenie, zdjął opaskę z oczu. – Już możesz otworzyć – powiedział cicho, niemal szeptem, tak bardzo nie mogąc się doczekać reakcji żony.
Jej oczy były zasłonięte wystarczająco długo, by teraz wszystko ją oślepiło. Nie pomógł w tym jasny, niemal biały piasek który był pierwszą rzeczą którą zobaczyła. Był tak jasny, że sprawiał wrażenie lustra dla ciepłego słońca, które już suszyło jej wilgotne rzęsy. Powoli udało się jej unieść wzrok by zobaczyć nierówną linię soczystej zieleni, i dalej strzelistych palm. W ich cieniu można było wygodnie się położyć i odpocząć. Gdzieś po ich lewej stała chatka zbudowana na palach, której część znajdowała się nad taflą wody. Wody, która w kolorze przypominała kamienie szlachetne które tak skrzętnie kolekcjonowała w swoim skarbcu w banku Gringotta. Z prawej strony linia drzew i plaży szybko zanikała, zakręcając łagodnie. To wyspa?, pomyślała rozglądając się, zupełnie jakby ktoś rzucił na nią urok. Była tak zaaferowana tym, gdzie się znalazła i co ją otaczało że zupełnie zapomniała o tym, że wciąż kuca, że jej palce są wciąż w piasku... zapomniała o wszystkim, chłonąc wzrokiem widok który miała przed sobą. Niektórzy mają dobre pomysły na prezenty. W przeciwieństwie do niej, Dorien był perfekcyjnym partnerem. Jego pomysłowość i błyskotliwość zawsze rozkładały ją na łopatki. Każdy prezent był przemyślany i dopasowany do niej tak idealnie, że ciężko było choćby przez moment wątpić w szczerość jego zamiarów. Przez myśl jej przeszło, że nie będzie jej łatwo kiedykolwiek coś takiego przebić, jednak to zmartwienie utonęło pod czym innym. Obróciła się gwałtownie i z otwartymi ramionami rzuciła się na szyję męża - który przecież też przyklęknął za nią. Była maksymalnie drobna, z błyskawicznym powrotem do figury i formy po porodzie, z zawrotnie niskim wzrostem, a mimo to bez problemu dała radę przewrócić go na gorący piasek siłą zaskoczenia i radości. Towarzyszył temu pisk radości po którym nastąpił chichot gdy przeturlali się kawałek, a drobne ziarenka wplątały się między jej rozpuszczone włosy. Zatrzymali się, ona wtulona w jego pierś, wciąż dziko się śmiejąc pisnęła znów gdy fala zalała im nogi. Nie spodziewała się że woda jest aż tak blisko! Usiadła na nim, z radością tak oczywiście wypisaną na twarzy, z mruczącym głosem z cieniem uśmiechu w każdym tonie pochyliła się nad swoim mężem, nad jego ustami i tuż przed tym jak pocałowała go tak, że obojgu brakło im tchu usłyszał jak mówi pewniej niż cokolwiek innego: - Kocham Cię Dorienie Dear.
Oczekiwanie zawsze było najgorsze. Najpierw czekał na zaakceptowanie urlopu, potem szukał miejsca, gdzie byłoby wystarczająco ciepło, miało czyste morze, plażę, palmy, gdzie mogliby być sami, a jednocześnie by nie kosztowało milionów galeonów, a gdy już znalazł ich własny raj, musiał wytrzymać w milczeniu, udawać, że ustosunkował się do tego, co Aurora sądzi o własnych urodzinach (sama przecież mówiła, że nie świętuje tego dnia, co więcej – rok wcześniej nawet go nie uświadomiła, mimo że chyba nawet się wtedy spotkali) i uważać, by nie zepsuć tej skrupulatnie tkanej niespodzianki. I teraz też czekał. Chwila, gdy Aurora otworzyła oczy była naprawdę magiczna. Rozejrzała się powoli, chyba niedowierzając. Chłonęła każdy element tego pięknego widoku. Uderzył plecami o ziemię. Rzuciła się tak gwałtownie, że nawet swoimi niewielkimi gabarytami dała radę powalić zdecydowanie większego mężczyznę. Zjechali z tego małego wzniesienia, zwyczajnie ślizgając się na drobnoziarnistym, suchym piasku aż na brzeg, a słodki pisk Aurory znów rozbrzmiał, kiedy ich nogi znalazły się pod falą ciepłej wody. Śmiał się razem z nią. Poddał się temu pocałunkowi, a ręce zacisnął na talii żony nawet nieco bardziej niż zazwyczaj. Dopiero wtedy dotarło do niego, co ona powiedziała. Pocałunek trwał i trwał, a każda sekunda to więcej czasu na opracowanie reakcji. Co odpowiedzieć? Jak zareagować, by nie zniszczyć tej pięknej chwili? Nawet pomyślał o wytknięciu jej żartobliwym tonem, że przegrała zakład. To byłoby zbyt okrutne. Nie mógł odpowiedzieć jej tym samym, że kochał, skoro… ale to przecież też nie tak, że ‘nie kochał’, prawda? – Bardzo proszę, pani Dear – uśmiechnął się najwdzięczniej jak tylko potrafił, wiedząc, że ten pocałunek pełnił rolę podziękowania. Uniósł jeszcze głowę, by skraść żonie krótkiego całusa, a potem pomógł jej zdjąć sweterek, który ewidentnie nie był odpowiedni wobec panującej pogody. Sam też już zgrzał się okropnie, chociaż nie spędzili na plaży jeszcze nawet pięciu minut. – Musimy się szybko przebrać i zaopatrzyć się w drinki. Wszystko powinno być gotowe i na nas czekać. Jeśli się odwrócisz, to zobaczysz gdzie będziemy mieszkać przez najbliższy tydzień. O tam – wskazał palcem na domek zbudowany nad powierzchnią wody – Mam nadzieję, że ci się spodoba. Masz jakieś podejrzenia, gdzie w ogóle jesteśmy?
Jego duże, ciepłe dłonie działały jak afrodyzjak. Cały czas tak samo, bez zmian, mimo upływającego czasu. Poddawała się jego miękkim wargom, cudownemu zapachowi kompletnie nieświadoma słów jakie sama wypowiedziała przed chwilą. W końcu to że go kochała było dla niej bardziej jasne niż słońce które zagrzewało jej ciało na tej pustej plaży. To że nigdy wcześniej nie zdobyła się na odwagę by to powiedzieć na głos teraz umknęło gdzieś w jej euforii. Tak było łatwiej, lepiej, bezpieczniej. Może nie zauważył. Po długim pocałunku jego kolejny, kończący sprawił że zaśmiała się radośnie. W kilka sekund pozbyła się sweterka z pomocą męża, sama rozpięła jego koszulę wprawnymi ruchami palców. Wstała z niego, obracając głowę w kierunku pięknego, drewnianego domku na powierzchni lazurowej wody. Pytanie w jej myślach powielił jej ukochany mąż, dokładnie w tym samym czasie, na głos. Gdzie byli? Rozejrzała się analizującym wzrokiem, przyglądając dokładnie roślinom nieopodal. Zadarła głowę do góry przyglądając niebu. - Gdzieś blisko równika. Ale nie wygląda mi to na rejony Ameryki Środkowej, Afryka w tym rejonie nie daje takich możliwości flory. Zatem Azja - odpowiedziała bez cienia niepewności. - Biorąc pod uwagę słońce, jesteśmy wciąż na północnej półkuli... w dodatku jesteśmy na wyspie. W tym rejonie wyspy posiadają Birma, Tajlandia, Kambodża, Wietnam i oczywiście Filipiny, Malezja i Indonezja. Zamilkła na chwilę, rozważając bardzo poważnie pytanie swojego męża. Wyglądało na to że radość sprawiła jej możliwość zgadnięcia miejsca ich pobytu, a tym samym wykazanie się czymś więcej przy Dorienie. Po krótkiej chwili uśmiechnęła się, wzruszając ramionami. Nie miało to aż takiego znaczenia, gdzie dokładnie byli. Domyślała się że raczej bliżej stałego kontynentu niż sieci wysepek, jednak sama możliwość spędzenia z nim czasu w takim miejscu była wystarczającą nagrodą. Wstała i bezceremonialnie pozbyła się koszulki, spodni i skarpetek. Bez cienia skrępowania stanęła w samej koronkowej, białej bieliźnie. - Tydzień? - spytała, a mimo uśmiechu na jej ustach i wyraźnej bijącej radości, w jej głosie brzmiała troska o córkę. Zanim jednak Dorien zdążył jej odpowiedzieć westchnęła i wyciągnęła dłoń by go pogładzić po policzku. - Jest pięknie, wiesz? Kompletnie na ciebie nie zasłużyłam.
Słyszał. Zauważył. I był prawie w stu procentach pewny, że to nie było takie ‘kocham cię’ od tak, bo była mu wdzięczna, tak jak postanowił to zagrać. Czuł, że ta drobna kobieta, z którą dzielił życie, właśnie wyznała mu miłość. Naprawdę, bez teatru, masek, okłamywania całego świata. Udał, że nie zrozumiał, że to do niego nie dotarło. Jeszcze nie teraz. To nie ta chwila. – Moja mądra dziewczynka. Tajlandia. Naprawdę zaimponowała mu taką wiedzą i tokiem dedukcji. Mimo wszystko bardziej interesował go sposób, w jaki pozbywała się kolejnych części garderoby… Mężczyźni. Ale czego nie można było Dorienowi wypomnieć to na pewno fakt, że był sapioseksualny. Kobiety, z którymi był w dłuższych związkach zawsze wykazywały się sporą wiedzą i wysoką inteligencją. Aurora dodatkowo, pomimo tak młodego wieku (no i bardzo niewielkiej pomocy ze strony teścia) zaszła naprawdę daleko na ścieżce swojej kariery. Już dawno przestało go boleć, że żona zajmuje wyższe od niego stanowisko. – Tydzień. Ale zawsze możemy wrócić wcześniej, jeśli będziesz chciała. I tak, wiem, że jest pięknie, sam wybierałem to miejsce dla ciebie. Byłem tu dokładnie wtedy, kiedy powiedziałem ci, że Henry miał wypadek w trakcie akcji i musiałem zostać dłużej w biurze. Przepraszam za kłamstwo – wciąż leżąc na piasku zrobił jednocześnie oczka zbitego szczeniaka, ale tuż potem uśmiechnął się szeroko, absolutnie chłonąc wzrokiem widok jej pięknego ciała na tle błękitnego morza i skąpanego w pełnym słońcu, i dopiero wstał, zapewne by mogli za chwilę przejść do wynajętego domu. Podszedł do żony wciąż w rozpiętej przez nią koszuli, stanął za jej plecami, tak by obydwoje spoglądali w stronę morza. W odpowiedzi na pogłaskanie po policzku, umieścił dłoń na jej biodrze – Pragnę przypomnieć, że to ty mnie wybrałaś. Może to ja powinienem podziękować, o ile nie żałujesz tego wyboru. Opuścił na chwilę wzrok, zupełnie jakby sam zawstydził się własnych słów. Jeszcze przed chwilą posłał wyznanie miłości pomiędzy niewypowiedziane słowa, a teraz się tak podkładał. No przecież mu zależało na niej, z każdym dniem coraz bardziej. Nie wyobrażał sobie budzić się co rano bez niej obok, nawet jeśli wiązało się to z wyciąganiem jej włosów z ust i ciągłego powtarzania od kilku miesięcy, żeby nie wstawała, bo sam sobie zrobi kawę. Jeśli to nie to, to czym w takim razie była ta ‘miłość’?
Jej oczy zajaśniały gdy potwierdził jeden z jej typów. Więc Tajlandia. Rozejrzała się kolejny raz po okolicy i przez głowę przeszło jej pytanie ile może to kosztować. Taki "mały" prezent dla jej męża. Czemu nie. Udała że nie zauważyła tego spojrzenia które miał Dorien, gdy się rozebrała. Jego wzrok mówił więcej niż jakiekolwiek komplementy. Tylko to pozwalało się jej wyprostować pół nago, w świetle słońca. Po ciąży zauważyła że jej biodra stały się nieco szersze, zupełnie jakby zmieniły przystosowanie. Co prawda waga wróciła do tej sprzed ciąży a brzuch znów zarysował się delikatnie mięśniami, to znów jej piersi pokryła niemal niewidoczna siateczka rozstępów gdy zmieniły gwałtownie rozmiar z Bardzo ładnych do Doskonałych. Nigdy nie była kobietą która nie była pewna swoich walorów, mimo to po ciąży zmagała się z kompleksami. Na szczęście wystarczało zerknąć na Doriena by się ich pozbyć. - Wybaczam - odpowiedziała bardzo poważnym głosem. Nie lubiła kłamstw. Nie miała problemu z manipulowaniem czy lekkimi niedopowiedzeniami, jednak kłamstwa były dla niej ciężkie do przełknięcia, nawet jeśli były w dobrej wierze. - Teraz jak już tu trafiliśmy, możemy się tu transportować w każdej chwili, wiesz? Jak będzie mi źle to teleportuję się do małej i wrócę zanim się obudzisz - zażartowała podnosząc ubranie z piasku. Nie miała zamiaru tego robić. To miał być ich urlop, wspólny. Tylko we dwoje. I zaraz jego kolejne słowa sprawiły, że paradoksalnie, zrobiło się jej przykro. Zupełnie jakby on nie miał zupełnie udziału w tym co się wydarzyło. Fakt, jeszcze tamtego dnia w pubie to ona podeszła. To ona go zaciągnęła do izby na górze. I wiedziała że leczył złamane serce, wiedziała że do teraz nie była tą... Nią. Nawet nie była pewna z kim rywalizowała, ale duch nieobecnej byłej wciąż śledził jej kroki w domu jej męża. Starała się nie myśleć o tym ile razy tamte deski w sypialni gościły inne kobiece stopy. Mimo wszystko, przecież go nie zmuszała, prawda? Nie zmusiła go do tego co zrobił. - Nie żałuję - odpowiedziała bez wahania na jego pytanie i ugryzła się w usta, nie zadając swojego pytania, które mimowolnie zawisło w powietrzu. A ty? Żałujesz że to wszystko ze mną? Odetchnęła raz i zaraz jej twarz rozświetlił uśmiech. - Chodźmy się czegoś napić, umieram z ciekawości co jeszcze tu przygotowałeś - złapała go za rękę i zaczeła prowadzić w kierunku domku. Jej stopy zapadały się głęboko w piasek, powodując jej niespodziewany śmiech, gdy kolejny raz prawie się wywróciła. - Kto by pomyślał że chodzenie na szczudłach jest od tego prostsze!
O nie, nie. Tamtego wieczora to on podszedł do niej i przysiadł się przy barze, proponując jej drinka. Co prawda odczekał, aż odesłała z kwitkiem kilku innych delikwentów i zmienił miejsce dopiero wtedy, gdy ulokowała w nim swój magnetyzujący wzrok. To o to mu chodziło. To wtedy go wybrała. Ale nie czytał żonie w myślach i nie wiedział, że to co on uważał za komplement, tak naprawdę ugodziło w jej małe serduszko. Uśmiechnął się ciepło, gdy odpowiedziała, że nie żałuje. On chyba też nie żałował. I znów – nie odpowiedział, nie chcąc zobowiązująco określać swoich uczuć. Zamiast tego uniósł jej dłoń, już po tym jak spletli ze sobą palce i przyłożył usta do wierzchniej strony dłoni kobiety, na znacząco dłuższy czas niż zazwyczaj. – A chodziłaś kiedyś na szczudłach, że masz porównanie? – spytał, zastanawiając się jakie jeszcze sekrety i talenty skrywa przed nim żona – Może by ci się przydały. Choć wiedział, że stąpanie po gorącym, miałkim piasku na pewno sprawiało kobiecie przyjemność, to miała cały tydzień, by się nim nacieszyć. Zupełnie bez ostrzeżenia zastąpił jej drogę, bardzo się przychylił, chwycił żonę tuż ponad kolanami i przerzucił ją sobie przez ramię, robiąc sobie z niej żarty. Miał nadzieję wywołać u niej pozytywną panikę, a potem śmiech. Klepnął ją jeszcze w wypięty pośladek i miał zamiar zabrać prosto do domku, ale przyszła mu do głowy pewna niecna myśl… – Aurora, umiesz pływać? – spytał wprost, trzymając ją mocno za nogi, żeby się nie wyrwała i zmienił kierunek, wchodząc prosto do morza. Zatrzymał się na moment, kiedy stał już w wodzie po kostki, czekając na jej odpowiedź.