Osoby: Sidney Young, @Segovia Ivanowa Miejsce rozgrywki: Meksyk Rok rozgrywki: 2014 Okoliczności: Kilka miesięcy temu Sid był pewien, że stracił wszelkie zdolności jasnowidza, nie przeszkodziło to jednak w zaskakującym rozwoju relacji z dawną uczennicą. Niedawno doświadczył jednak dość jednoznacznej wizji, sugerującej, że zaginiony brat Segovii ukrywa się przed nią w Meksyku. Nie czekali na nic.
W innych okolicznościach Meksyk mógłby jawić się Sidney’owi jako cudowny, tymczasem nie dostrzegał w nim nic nawet dość ładnego. To bynajmniej nie były wakacje, choć wyjazdy służbowe wcale nie ujmowały widokom na malowniczości, a tubylcy nie stawali się mniej interesującymi postaciami. Ta wyprawa była jednak bardzo wyjątkowa, nigdy wcześniej i nigdy później nie było mu dane doświadczać czegoś podobnego. Nie wyjazd służbowy, lecz służebny. Segovii Ivanowej towarzyszyło jedynie widmo Sida, atrapa tego, kim był jeszcze całkiem niedawno przed całym tym przedsięwzięciem pod tytułem „Szukanie Vlada”. Dodatkowo wykańczał ich nieuchwytny charakter relacji, w którą chcąc nie chcąc się wdali. Kochał tę kobietę – przynajmniej to było mu wiadome. Może od zawsze, może od dnia, w którym przyszła do niego z prośbą, a może dopiero od połowy poszukiwań. W końcu jednak zwerbalizował to sobie, a nawet dał do zrozumienia Segovii (tylko po to, by wiedziała, ponieważ tak było uczciwiej). Nie wiadomo, czy dobrze uczynił. W Meksyku powinno być prościej, tu w końcu byli bliżej źródła przedziwnej energii, którą Sidney identyfikował jako coś bardzo związanego z Vladem. Nie chciał jednoznacznie określać, że to sam poszukiwany – w końcu na jakiej podstawie? Jasnowidz czuł równocześnie bliskość finału oraz potworną niemoc. Wprawdzie wyszedł z kryzysu i poczucia całkowitego braku kontroli, ale… właściwie sam nie potrafił tego nazwać. Był zmęczony. Obudził się koło południa, mocno spocony – czy to przez gorąc zwrotnikowej wiosny, czy bardziej z powodu koszmarnej wizji, w każdym razie Segovii przy nim nie było. Przestraszył się na początek, lecz szybko oprzytomniał. To był tylko sen! – wcale tak sobie tego nie tłumaczył, ta myśl była swego rodzaju żartem. Zauważył przez okno, że jego towarzyszka siedzi na balkonie. Zrzucił więc z siebie lepki koc i postanowił do niej dołączyć. Odsłoniwszy delikatnie firankę, stanął bosymi stopami na ciepłej betonowej powierzchni. W tej chwili dotarło do niego, że trochę się pogubił. - Dzień dobry – spojrzał na twarz kobiety badawczo. Nie był pewien, czy mógłby sobie pozwolić na swobodę. Czyżby wciąż miała mu coś za złe? Wydawało mu się, że wszystko sobie wyjaśnili, co do ostatniej różnicy zdań, ale zbyt wiele razy przejechał się na takim wydawaniu. Sid postanowił odpuścić i działać tak, jak ona sobie tego życzy. Mimo tego, że powinien woleć rozwiązać tę sprawę jak najszybciej. Nie było to, jej zdaniem, wystarczające poświęcenie z jego strony? Był zmęczony.
Wykorzystywała uczucia mężczyzny do własnych celów. Wiedziała ile dla niego znaczy, wiedziała, że wystarczyłaby jedna prośba rzucona z jej ust w jego kierunku. Kiedy uczucia przysłoniły jej prawdziwe znaczenie tej relacji? Czemu sama nie mogła przyznać przed sobą, że nie chodziło tylko i wyłącznie o odnalezienie brata? Czuła spokój pomimo wewnętrznej niepewności co do lokalizacji Vlad'a. Od dawna odczuwana frustracja wywołana niepowodzeniem sprawiła, że przy pierwszej okazji ruszyli za ciosem i dlatego znaleźli się w Meksyku. Wizja, przeczucie, cień czegokolwiek pojawił się na ich drodze i postanowili z niego skorzystać. Co tym razem z tego wyjdzie? Była zakochana w Sidney'u, a zdała sobie z tego sprawę kiedy jako pierwszy spakował ich walizki i oznajmił dokąd ruszają. Przedkładał ją ponad siebie. Czuła to w momencie kiedy trzymał ją w ramionach, kiedy jej własne ciało zdradzało ją i mówiło, jak dobrze i na miejscu się tam czuła. Uczucia były zdradliwe i tak jak te były mocne i obezwładniające, tak nie były niczym więcej jak ujmą dla tego, w co wierzyła i jakie obowiązki pełniła. Będąc z nim, zdradzała swój własny ród. Wpatrywała się w miasto i w krajobraz, który rozpościerał się przed nią z balkonu. Był to piękny widok, a choć temperatura odbiegała od tego, w którym została wychowana... Nie czuła się z nią źle. Jej blada skóra nabrała kolorytu, a piegi na twarzy zwykle słabo widoczne nagle postanowiły ujrzeć światło dzienne. Odkrywała nowe to oblicza własnej osoby, nawet nie będąc tego świadomą. Obejrzała się przez ramię, na śpiącego jeszcze mężczyznę. Doskonale wiedziała, że to wszystko było jego zasługą. Postanowiła nie zastanawiać się dłużej nad relacją, która ich połączyła i zwyczajnie pozwoliła jej być. Kiełkować, a później rozwijać się. Czuła jak jej pnącza owijają się wokół jej kostek... I nie uciekała. Zadrżała, a na jej nagich ramionach pojawił się gęsia skórka. Objęła kubek długimi palcami i upiła łyk kawy. Obejrzała się przez ramię i przez moment przyglądała się Sidney'owi. Podniosła się z krzesła i stanęła przed nim, składając na jego wargach delikatny pocałunek.-Czy coś się stało?-Spytała spokojnie. To było zwykłe przeczucie, którego doznała w momencie, w którym go zobaczyła. Jakby coś w jego wyglądzie jej nie pasowało, a może było to spojrzenie? Martwiła się i ten jedyny raz był jedynym mężczyzną, który zaprzątał jej głowę. Ponownie zapomniała o swoim zadaniu.
Stało się! Oczywiście, że się stało! To było do niego tak niepodobne, żeby snuć się po świecie jak cień człowieka, zjawa dawno już nieżywej istoty - choć właściwie i te bywały żwawsze. Dawny Sid dołączyłby do obudzonych z werwą lub chociaż błogo rozanielony. Miał przecież przy sobie wspaniałą kobietę, która chętnie witała go pocałunkami smakującymi kawą. Bardzo się zmienił i to na przestrzeni kilku miesięcy. Nic już nie robił dla siebie. Ułożył dłonie na plecach Segovii. Dzięki takim właśnie sprawom jeszcze jakoś się trzymał. - Pójdziemy dzisiaj do pewnego starego jasnowidza. W końcu spłaci swój dług. Nie brzmiał wesoło. W końcu wcale nie cieszył się na to spotkanie mimo całej sympatii, jaką darzył człowieka, z którym widział się wyłącznie raz. Nie potrzebował jego magicznego wsparcia, chciał go prosić o pomoc w interpretacji snu. Kto by się nadawał do tego lepiej, jak nie mędrzec w podeszłym wieku? Śnił proroczo co na mniej dwa razy dłużej od Sida, poza tym sprawa absolutnie go nie dotyczyła, mógł spojrzeć na symbole bez zbytniego uprzedzenia. Przerwał uścisk i podszedł do barierki. Dla niego było rano, miasto było już w połowie dnia. Zaśmiał się niewesoło. - Ciekawe, że wierzę w to, że ktoś praktycznie obcy będzie wiedział lepiej, co mi się śniło. Trzydzieści dwa lata i wciąż boję się potworów spod łóżka. Segovia dobrze wiedziała, co - a właściwie kto prześladował Younga od kiedy tylko zaczął doświadczać wizji. Sam już nie wiedział, czy to jego zupełnie niemagiczne obawy (mugolskie fantazje na temat zagadkowego ojca), czy wyjątkowe przeczucie (pozaempiryczne poznanie prawdy o nim). Lecz co było ważne tu i teraz: potworne wilkokształtne postaci zlewały się Sidowi w jedną. Jak mógł w takich warunkach tropić wybranego z nich? Jak mógł być odważny, gdy ktoś ewidentnie zagrażał Segovii? Jak mógł jej pomagać według jej prośby? Och, cel tych wszystkich zabiegów poszukiwawczych już dawno przestał być tak oczywisty jak na początku. Być może oboje dążyli do czegoś całkowicie innego.
Nie mogła wyczuć co dokładnie, jednak coś zdecydowanie się zmieniło. Wyczuwała to w sobie, wyczuwała to w nim. Jednak ilekroć chciała rozpocząć ten temat, obawiała się, że to oznaczałoby koniec. Ich koniec. Nie powinna bać się własnych myśli, co się stało z kobietą, która gotowa była zniszczyć wszystko na swojej drodze tylko po to aby dostać to, czego chciała? Jak można czuć w sobie tyle sprzeczności naraz? -Czemu do niego?-Spytała spokojnie i przyjrzała mu się.-I czy powinnam wiedzieć, czego ten dług dotyczył?-Wszystko co jego dotyczyło ją interesowało, o czym dowiedziała się zaskakująco niedawno temu. Chciała wiedzieć jaki był zanim go poznała, zanim pierwszy raz znalazła się w jego klasie... Zanim sam odnalazł swoją własną drogę. Zagłębienie się w historię innej osoby było o tyle ciekawe, o ile sama milczała o sobie. Pomimo tego co mogli do siebie czuć i jak długo mogliby ze sobą być, wciąż stanowiła zagadkę. Ile minie zanim Sid dowie się prawdy? I czy będzie chciał mieć z nią jeszcze do czynienia? Przyjrzała się jego odchodzącym plecom. -Wątpię, że w to wierzysz. Może bardziej masz nadzieję, że pomoże Ci w czymś, czego sam nie rozumiesz...-Powiedziała spokojnie. Każdy miał swojego trupa w szafie. Swój własny koszmar, który nigdy nie zamierza zostawić nas w spokoju. U niektórych był postacią cielesną, namacalną, obecną w życiu. Innym razem było to wyobrażenie o kimś, kogo nigdy nie widzieliśmy... Innym razem, zwyczajnie prześladuje nas wizja tego, co było kiedyś. Zagrożenie... Szkoda tylko, że nie przewidział czasu jego nadejścia. Mogłaby się przygotować na to, co mogło ją czekać... Za kilka lat, za kilka miesięcy... Najgorsze jest to, że zagrożenie przyjdzie z dwóch stron. Uderzy jednocześnie, jak się okazuje, działając wspólnie. Westchnął cicho. -To miejsce jest naszą ostatnią szansą, prawda?-Spytała, odwracając wzrok, mocno ściskając oparcie krzesła, na którym wcześniej siedziała. Nie wiedziała, czy jej pytanie miało wydźwięk jedynie poszukiwań jej brata czy może tego całego ich związku. Odwróciła się do pokoju, chcąc jak najszybciej znaleźć się w swoich ubraniach. Czuła się naga i odkryta, a zwykła czarna tkanina miała dać jej poczucie stabilności.
Segovia musiała wiedzieć wszystko. Sid nie należał do osób mało asertywnych, jednak jej zawsze ulegał i mówił o rzeczach, o których nigdy nikomu by nie powiedział. Może to rodzaj słabości, jednak on naprawdę chciał się z nią tym wszystkim dzielić. Płaciła zrozumieniem, czasami przyjęciem pewnych informacji bez ich wartościowania; zawsze chciała więcej - coś za coś. Zmierzył ją wzrokiem. Chciałabyś wiedzieć wszystko. Tak pewnie mógłby uniknąć wielu kłopotów. Ich handel polegał także na uzupełnianiu głupoty mądrością. - To nic. Po prostu jest mi potrzebny. I wiem, że chętnie pomoże - ale czy skutecznie? Jasne, że stary meksykanin nie był żadnym guru. Segovia miała dużo racji i Sid doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Wcale nie wierzył - nie miał nieudowadnialnej pewności, ale bardzo chciałby znaleźć choć trochę ukojenia w czymś, co nie rozpłynie się w chwili dotknięcia. Do tej pory wszystko, czego się chwytali, okazywało się fatamorganą. Mogłoby się wydawać, że jedynie ich dziwna relacja jest stabilna, charakteryzowała się jednak huśtawkami emocji. Sid był na skraju wytrzymałości, a do świadomości co jakiś czas powracało poczucie wzajemnego braku zrozumienia. Poszedł za nią jedynie do progu między pokojem a balkonem. Przytrzymał odsłoniętą firankę. Minęła chwila, nim jego wzrok dostosował się do mroku panującego w pomieszczeniu. Czy chciała go tu zostawić? Okropne uczucie braku nadziei rozsadzało go od środka. Jeśli Segovia dałaby mu siłę, nie spocząłby, póki nie dorwałby wilkołaka. - Dlaczego tak mówisz? - zapytał urażony. Trudno było się w tej sytuacji nie zirytować. - Ja jeszcze nie skończyłem! Obie... - ugryzł się w język. Nie, nie mógł obiecywać. Zwłaszcza że ich plany, co do finału, coraz bardziej się różniły. Było mu bardzo źle z powracającą myślą, że wcale nie pomaga jej tak, jak na to liczyła. Pewnie oczekiwała od jasnowidza kilku wizji wspomożonych wróżbiarskimi zabiegami, otrzymała jednak wiele pustych nadziei i poszlak prowadzących donikąd. Sid jednak wierzył... chciał wierzyć, że są jeden lub dwa kroki za Vladem igrającym sobie z nimi, a przede wszystkim w to, że jego towarzystwo ocali Segovię przed wilkiem ze snów. Jeśli miałby okazać się zagrożeniem, Sid był gotowy na radykalne posunięcia. Ona zaś dawała mu siłę na walkę z jego wilkiem.
Wiedza w jej przypadku stanowiła władzę. Nie nad człowiekiem, bo to przychodziło w zupełnie innym czasie... Wykorzystywała to co miała. Jednak w przypadku wiedzy, musiała czerpać z niej jak najwięcej. Urodziła się dziewczyną, w dodatku wyszła na świat jako pierwsza, nieważne, że zaraz po niej pojawił się chłopiec. Była najstarszym dzieckiem Ivanowów i powinna otrzymać rodzinny sygnet wraz z należytym szacunkiem i statusem dziedziczenia pozycji na dworze. Nawet wysłanie dzieci do Anglii niczego nie zmieniło. Urodziła się bez odpowiednich narządów i to ją determinowało. Dlatego nic dziwnego, że od dziecka nauczona była walczyć. Była kwintesencją tego, czego od niej oczekiwano i była jednocześnie czymś więcej... I od zawsze uważała, że wiedza była wszystkim, co warte było zdobywania. -Zasiałeś ziarenko zainteresowania.-Powiedziała, jednak jej ramiona delikatnie się poruszyły. Czy to dziwne, że była zainteresowana swoim... Partnerem? Tym co robił, w jakim towarzystwie się obracał. Sama była zdumiona tym, jak na nią wpływał. Jak potrafił zmienić kilka rzeczy, bez szczególnej ingerencji czy samej świadomości tych zmian. Był orzeźwiający. Westchnęła ciężko, wsuwając się w czarną i lekką sukienkę, która wisiała na wieszaku. Poprawiła materiał i dotknęła się za brzuch, jakby węzeł który tam powstał nagle dał o sobie znać. Nie chciała teraz na niego patrzeć, chociaż doskonale wiedziała, że jego wzrok wodził za jej postacią w mroku. -Dlaczego?-Spytała cicho i odwróciła się do niego. Nie mogła zobaczyć wyrazu jego twarzy, mogła za to ją sobie wyobrazić. Każdą zmarszczkę, każde mniejsze drżenie górnej wargi przy wypowiedzianych przez niego słowach... Świadomość tego, co między nimi zawisło była obezwładniająca. -Bo postanowiłam Sid.-Wyprostowała się i powoli do niego podeszła. Jej dumna postawa miała się nijak do tego, co działo się w tym momencie w jej wnętrzu.-Jeżeli nie wyjdzie tutaj, uznaję swojego brata za martwego. Może tak, jak gdyby nigdy nie istniał... W końcu moja rodzina już dawno tak postanowiła i jakoś to przetrwali.-Nie wiedziała, że to kłamstwo. Nie wiedziała, że poszukiwali go na swoich zasadach... Posiłkując się tyloma zabiegami, nie udało jej się osiągnąć swojego celu. Nieistotne były jej chęci czy pragnienie ponownego zobaczenia bliźniaka. Dał jej naprawdę wiele. Rozumiała trud z jakim musiał się zmagać, nie była ignorantką, która w wyobraźni miała bawienie się kartami i czekanie na zbawienną wizję. To nie było takie proste i była mu wdzięczna za samą próbę. Dotknęła palcem jego podbródek i uśmiechnęła się lekko.-Trzeba było go zabić w momencie, w którym ode mnie odszedł. I tak zabrał co mógł.-Dodała cicho, a jej głos był tak pewny siebie, że uwierzyła w to co mówiła. Gdyby tylko ojciec ją usłyszał, zapewne zaklaskałby w dłonie oprawione rękawiczkami. Mogła usłyszeć ten charakterystyczny dźwięk ocieranej o siebie skóry.
Ona zaś była szaloną ogrodniczką, jej ziarna szybko kiełkowały i zarastały całą jaźń mężczyzny. Niby dobrze ją poznał, jego dar pozwalał mu doświadczać niejasnego pojęcia o Segovii, którego sama nie chciała mu zdradzać, a o którym nigdy jej nie mówił, to jednak wciąż było za mało. On także się interesował jej osobą, dowiadywanie się różnych rzeczy sprawiało mu dużo satysfakcji, nie mógł jednak oprzeć się wrażeniu, że mimo wszystko on gra w otwarte karty, a ona siedzi naprzeciwko z pokerową twarzą i... wciąż przegrywają. Oboje. Jak na złość milczał, nie dając się sprowokować do kolejnego niesprawiedliwego obnażenia. Ona była atrakcyjniejsza częściowo ukryta (nie tylko, jeśli chodzi o skrywane tajemnice, uwielbiał ją w tej sukience). Prawdziwą przyjemnością była świadomość zagadki, po odkryciu zabawa się kończyła (smutne). Rozmowa poszła dalej. Zwrot akcji był co najmniej zaskakujący. Nie chodziło o niego? - Brzmisz tak przekonująco, że prawie ci uwierzyłem - zmarszczył czoło, gdy dotknęła jego twarzy. Czy to logiczne rozumowanie, czy wręcz irracjonalne? - Skąd ta nagła zmiana? Jeszcze wczoraj miałaś mi za złe zwlekanie. Chciał, żeby to była prawda. Może zrozumiała, jakie to wszystko jest trudne i wymniśszczające dla nich obojga i postawiła ich relację ponad relację z bratem? Marzenie. Może w końcu przeszła w kolejną fazę po utracie bliskiej osoby? Najbliższej... Sid jednak nie zgrywał zdeterminowanego. Nawet jeśli Segovia zdecyduje się to zostawić, on musiał wciąż działać. Był niemal pewien, że grozi jej potworne niebezpieczeństwo i być może dlatego szukał rady u innych - by uwierzyć w swoją pomyłkę, by uwuintuicjaierzyć, że intuicja go zawiodła. Trzeba było go zabić, ale Sid nie planował morderstwa, nie był szaleńcem. Po prostu nie wykluczał, że w razie czego jest gotów na więcej, niż by tego chciał.
Nigdy nie pozbędzie się wrażenia, że coś przed nim ukrywała. Pomimo tego, jak szeroką wiedzą dysponował i jak obnażona się przed nim czuła (nie wliczając w to owej sukienki), to wciąż było za mało, prawda? Nie wstydziła się tego, czego mu nie mówiła o sobie... Jednak nie chciała zobaczyć wyrazu jego twarzy, kiedy dowie się o wszystkim, czego dokonała i w jaki sposób. Tyle. Wyraz jej twarzy dał mu jasno do zrozumienia, że nie spodobało jej się to, co jej powiedział.-Przestań.-Powiedziała i odsunęła się o krok, jakby czymś ją ugodził. Westchnęła i przeczesała palcami włosy, jakby mogła tym samym odgonić niepotrzebne myśli.-Chcę to zakończyć Sid. Chcę żyć tak, jak zawsze tego chciałam... Nie jestem kimś, kto spogląda w przeszłość i w niej tkwi.-Powiedziała spokojnie.-Mam dość zamartwiania się o kogoś, kto mnie zostawił. Kogoś, dla kogo najwidoczniej nie znaczyłam nic.-A choć niemiłosiernie ją to bolało i tworzyło w niej jeszcze większą pustkę, musiała to przed sobą przyznać. Nienawidziła swojego brata za to, jak ją potraktował. Po tym, co wzajemnie dla siebie robili... Jak wspólnie przetrwali lata w Rosji, a później w kompletnie obcym dla nich świecie. W świecie, w którym musiała odnaleźć się sama. Zadrżała lekko, jakby nagły powiew ciepłego wiatru wcale nie grzał jej nagiej skóry. Owszem, ta sprawa niszczyła i ją i samego Sidney'a, który zaangażował się bardziej niż ktokolwiek inny. Chciała odciąć się od wszystkiego, co było związane z jej bratem. Włącznie z osobami, które razem z nią poszukiwały Vlad'a. Wiedziała co musi zrobić, jak ponownie będzie musiała odbudować się po tym, co zamierza zrobić. I wiedziała, że nawet gdyby wciąż mieli być razem... On wcale nie odsunąłby się od poszukiwać. Wciąż by go męczyły, bo ona sama była jedną wielką przypominajką. Zabić... W sensie metaforycznym, tak jak zamierzała to zrobić teraz. Spojrzała na niego, a w jej oczach pojawiły się łzy. Jedyny człowiek, który je widział i mógł je oglądać był właśnie on. Jednak żadna nie uleciała na jej policzek, nie zawisła na podbródku.-Kończę ze wszystkim, co miało kiedykolwiek związek z moim bratem. Rozumiesz to?-Nienawidziła siebie chyba jeszcze bardziej za to, jaką postawę teraz obrała. Widziała swoją postać oczami mężczyzny, który stał przed nią... I nie spodobało jej się to co zobaczyła. Kogoś słabego, zranionego, a jednocześnie wciąż trwającego w przeświadczeniu, że musi poradzić sobie sam... I jest to jedyne wyjście aby jakoś to przeżyła. Nie będzie tkwiła w koszmarze poszukiwań swojego braciszka. Miała serdecznie dosyć tego uczucia, które się w niej zagnieździło. I jeżeli wiązało się to z odtrąceniem uczucia, które miała do mężczyzny... Była gotowa na to poświęcenie. Nauczyła się już dawno temu, że jeżeli czuła cokolwiek, ktoś w każdym momencie może jej to odebrać. Wolała więc o tym zadecydować samodzielnie.