Osoby: Matthew Alexander & @Vidari Sinclair Miejsce rozgrywki: Dom 6A Rok rozgrywki: 2017, przed przerwą świąteczną. Okoliczności: Uzdrowiciel postanawia skorzystać z mugolskiego sposobu terapii z psami (swoją drogą, bardzo skutecznego, jakby nie było), w wyniku czego zaprasza pacjenta do własnego domu. Śnieg już od dawna zatopił naturę pod swoją pierzyną bieli, zaś wszystkie bezdomne koty w okolicy zbiegły się właśnie do tego miejsca. Ostatecznie, w wyniku masowej imigracji futrzaków, znajduje się ich aż siedem w mieszkaniu. Szczęśliwa liczba? Kto wie.
Matthew Alexander
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Święta były nowoczesną wersją pogańskich zwyczajów. Uzdrowiciel jednak nie miał prawa narzekać - wszystko wydawało się być znacznie żywsze, znacznie lepsze, od kiedy to pierwsze płatki śniegu przykryły cały Londyn swoim białym kolorem. Nie zapominał jednak, kiedy to szedł z pracy do domu, że krajobraz doskonałej zimy całkowicie różnił się w zależności od terenów, na których przebywał. Stolica niosła ze sobą niefortunnie za dużo zabrudzeń, za dużo niebezpieczeństw - wcale nie było tam tak kolorowo, jak mógłby ktoś przypuszczać. Zmieszane błoto ze śniegiem skutecznie powodowało, że Święta w Wielkiej Brytanii jakoś nie wyglądały wyjątkowo magicznie - dopiero, opuściwszy prawidłowo miejsce pracy po dość lżejszym dniu niż zazwyczaj, by po chwili dotrzeć do swojego domu, mógł zapoznać się z o wiele piękniejszą wizją spowitej krainy, uśpionej do snu poprzez pierzynę składającą się z refleksów oraz całkowitej bieli. Oczywiście, było chłodno, wiatr niemiłosiernie targał za uszy, kiedy to zdołał odgarnąć kędzierzawe włosy na bok, by cokolwiek widzieć; od zawsze preferował, mimo melancholicznego nastroju, wędrówki pieszo. Pozwalały mu się ożywić, pozwalały przedrzeć się przez spadające myśli, które bywały różne, a przede wszystkim: niespodziewane, zaskakujące, czasami szokujące. Kolejne stuknięcia podeszwy obuwia o grunt, kolejne uliczki, kolejne płatki śniegu opadające delikatnie wśród kosmyków szopki na głowie, kolejne latarnie, delikatny półmrok. Dzień się nie kończył; pozory zdawały się rzucać wizję pełną iluzji na umysły Brytyjczyków. Ledwo co wybiła godzina szesnasta z hakiem. Otworzywszy drzwi za pomocą kluczy, kiedy to dłonie zdołały już wystarczająco zmarznąć, a policzki nabrać delikatnej, karmazynowej barwy, został przywitany przez chmarę zwierząt, które ostatnio się u niego zadomowiły. Dwa psy, Blau i Braun, szczeknęły oraz od razu wyszły, by zapoznać się z urokami trwającej na zewnątrz zimy, która mroziła krew w żyłach. Na szczęście gęsta szata futra pozwalała im na spokojne przeczesywanie terenu przy pomocy wysokich łap; jakby nie było, połączenie husky'ego wręcz kochało ten klimat, zaś mieszaniec owczarka niemieckiego - czujnie oraz z widoczną radością monitorował teren. Dopiero po dłuższej chwili czworonogi zwykły wrócić do ciepła mieszkania, które chroniło przed świszczącym ostrożnie wiatrem. Charakterystyczny, niebieski ogień znajdował się w kominku, trawiąc tym samym drewno oraz dając ciepło; żywe drzewko, ozdobione dekoracjami odbijającymi światło, nadawało otoczeniu nietypowego blasku. Koty, zasiadające na wolnych miejscach, zwijały się w kłębek, tym samym niektóre z nich wręcz opalały się wokół źródła płomienia. Matthew oczekiwał na gościa; przygotował przy okazji nie tylko swoje notatki, ale także drobny poczęstunek. Dobre, empatyczne serce, które było narażone na zbyt wiele przykrych sytuacji, nadal odczuwało w pewnym stopniu solidarność, tudzież chęć pomocy; nie zwykł do prowadzenia rozmów polegających na wnikaniu do umysłu pacjenta poprzez puste, blade ściany szpitalne. Sama nazwa oddziału w ogóle nie zachęcała do jakiejkolwiek interakcji; wyzbyta ludzkiego pierwiastka, zdawała się tylko i wyłącznie chować za swoimi ścianami, jak to się mówi, wariatów. Tutaj zaś warunki były normalne, stawiały przede wszystkim samopoczucie na najwyższym poziomie - lampy dawały przyjemne oświetlenie, zaś możliwość obserwacji płatków śniegu tańczących zgodnie z rytmem wiatru wydawała się być niesamowita; kiedy ciepło biło od strony kominka.