Osoby: Mefistofeles E. A. Nox i @Neirin Vaughn, gościnnie Czarodziejowa Dusza jako Asmoday Nox Miejsce rozgrywki:Ognisty zakątek w Hogsmeade Czas rozgrywki: Pełnia 24/25 października 2018 roku Okoliczności: Wilcze urodziny Mefisto!
Chłód delikatnie przeczesywał futro przemykającego pośród leśnej gęstwiny wilkołaka. Nie przedzierał się zbytnio, odpychany przez rozgrzane ciało stworzenia, które ochoczo wysilało się do granic wytrzymałości. Skakał, dopóki łapy nie piekły i biegł, dopóki klatka piersiowa nie stawała w ogniu. Księżyc przyświecał na niebie powoli przygotowującym się na nastanie nowego dnia, zachęcał do korzystania z przyjemnych aspektów likantropii. Asmoday Nox nie miał żadnego większego celu w swoim szaleńczym biegu. Chwilę temu jeszcze ganiał się ze swoim synem, organizując niewielkie i niegroźne polowanie na siebie wzajemnie... Teraz zaś obaj poddali się chwili i przestali zwracać na siebie uwagę, by w końcu rozbiec się w przeciwnych kierunkach. Uwolnione przez tarczę Księżyca bestie chciały wyładować energię - tak potężną i tak magiczną, że ciężko było ją pojąć nawet im. Teraz dodatkowo wspierały ją emocje czarodziejów, podekscytowanych czymś wyjątkowo trywialnym: urodzinami. Obcy zapach zaalarmował wilkołaka. Zbliżał się już do specyficznego zakątka, w którym zwykle najłatwiej było odnaleźć mu się z synem, kiedy gwałtownie przystanął. Rozkoszna woń ludzkiego - czarodziejskiego - intruza przepełniła jego nozdrza i spowodowała szybsze bicie serca. I chociaż Asmoday doskonale wiedział, że bezpieczniej byłoby natychmiast odbiec jak najdalej, to nie był w stanie tego zrobić. Rozpaczliwe myśli "co, jeśli to Mefisto wpadnie na tego człowieka" przebijały się przez plany brutalnego morderstwa i... i łapy same poprowadziły go w stronę nieznajomego. To było znacznie lepsze polowanie. Mógł zakraść się z większą precyzją, pobawić się w straszenie ofiary pojedynczymi trzaskami gałązek i szelestami liści. Mógł pozwolić sobie na ciche warknięcie, niknące w ciemności i trwające raptem kilka ułamków sekundy. Poruszał się nieustannie, nieuchwytny, chroniony dystansem, wprawą i znajomością leśnej części Hogsmeade. Szczerze liczył na to, że nieznajomy uzna te wszystkie znaki za zbyt niepokojące i pójdzie sobie w cholerę... Asmoday mu nie ufał, ale jeszcze bardziej nie ufał sobie. Za bardzo mu się to podobało.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Długo krążył po lasach i okolicach, cudem nie trafiając na żadnego wilkołaka. Ani żadne inne zwierzę agresywne na tyle, by zaatakowało go, uniemożliwiając dalsze poszukiwania. Ot. Ze dwa jackalope i jedna lunaballa mignęły na skraju spojrzenia. Gdzieś przebiegła sarna. Nic, czego nie spotkałoby się w lesie. Ale nie to, co by go zadowoliło. On chciał odnaleźć wilkołaka. Czy to normalne? Nie. Czy to bezpieczne? Tym bardziej nie. Ale jednak zaparł się, spędzając kilka długich godzin na spacerowaniu i nasłuchiwaniu, na ramieniu mając torbę pełną różnych interesujących rzeczy. Przygotował się na te urodziny. Tym bardziej, że wypadają tak blisko pełni. Albo to pełnia blisko urodzin? Obie te daty są blisko siebie. Tak. Noc była chłodna. Nic dziwnego, że ubrał grubszą kurtkę, chociaż czuł, że jeśli spotka Mefisto, ta szybko zostanie podarta. Niestety, na tego typu zniszczenia nie działało Reparo. Co raz zostanie rozdarte przez zęby lub kły, nadaje się tylko do wyrzucenia. Ewentualnie mugolskiego załatania. Zostawił sobie poprzednią kurtkę, aby - jak będzie w Londynie - wpaść do zwykłej krawcowej i poprosić o jakieś łaty. Na razie jednak uwagę rudzielca zwróciły trzaskające gałązki oraz szeleszczące liście. To nie pierwszy raz, jak usłyszał coś podejrzanego w lesie, ale pierwszy raz, jak to się doń zbliżało. Zatrzymał się i odwrócił w stronę, z której dochodził dźwięk. Nie miał pewności, że to wilkołak. To może być dzik. Borsuk. W zasadzie cokolwiek, skryte wśród drzew i krzaków. Nawet bardzo oddana sprawie kuna, przekopująca podszycie w poszukiwaniu jedzenia. Niewiele myśląc (o ile w ogóle), zdecydował się ruszyć w kierunku Asmodaya, nieświadom zagrożenia.
Asmoday chciał po prostu rudzielca wystraszyć. Planował zaraz potem odbiec w swoją stronę, odciągnąć Mefisto dalej... chociaż teraz nie wyczuwał syna w pobliżu, zatem chyba nie powinien się o niego zbytnio martwić. To on sam wyszedł z wprawy, zawsze dbając o odosobnienie na czas pełni i, ostatecznie, przyzwyczajony już do pełniowych katorg w zamknięciu. Wiedział doskonale, że ten chłopak nie może pałętać się po lesie i pachnieć tak kusząco; to było zbyt niebezpieczne chyba dla wszystkich. Rzecz w tym, że ludzi zazwyczaj wystarczyło trochę postraszyć... A jeśli przy okazji wilkołak mógł rozprostować kości i wyszczerzyć z satysfakcją kły, to zamierzał z tego skorzystać. Nieznajomy podchodził bliżej, zbyt blisko. Nox zamarł w bezruchu, bezpiecznie schowany w zaciemnionym punkcie. Czekał, mrużąc oczy i pozwalając, aby chłopak jeszcze bardziej zmniejszył dystans pomiędzy nimi. Wiedział, że jeszcze kilka kroków i nawet da radę sięgnąć go zaopatrzoną w ostre pazury łapą... Wysunął się w przód, bardziej w stronę plamy księżycowej poświaty. Żółte ślepia błysnęły w półmroku, a warkot przeszył pogrążony w ciszy las. Serce Asmoday'a rozbijało się szaleńczo po klatce piersiowej, wyrywając w stronę ofiary czekającej tuż pod nosem, słodko bezbronnej i niewinnej. Uciekaj, przemknęło mężczyźnie pomiędzy myślami. Uciekaj, bo nie wytrzymam.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Niski, basowy pomruk rozszedł się po okolicy, wyczuwalny aż w piersi rudzielca. Obił się o żebra, zaburzając na trochę rytmiczne uderzenia serca. Nie wywołał jednak przerażenia. Był podziw, było zdumienie, był entuzjazm oraz iskierki radości. Zamiast całą sylwetką zerwać się do ucieczki, ręce uniosły się, kiedy wilczy łeb wychynął spomiędzy gałęzi. Podszedł kolejny krok, naiwnie wierząc, że odnalazł cel swojej nocnej wycieczki. W ciemności przed świtem nie zauważył różnicy pomiędzy jednym wilkiem, a drugim. Kolory dlań nie istniały - wszystko było monochromatyczne. Jedynie w oku zwierzęcia mignęło odbicie Księżyca, wyjątkowo żółte, a nie zielone. Nie zwrócił jednak na to wielkiej uwagi. - Warczysz na mnie? - Spytał cicho, subtelnie rozbawiony, palce kładąc na łbie stworzenia. Bez strachu, bez chwili nawet zawahania i zastanowienia. Wkrótce też zaczął drapać likantropa za uszami, jakby widział nie śmiertelnie groźnego wilkołaka, a pierwszego lepszego szczeniaka. - Czy to oznaka radości? - Kącik ust minimalnie uniósł się w uśmiechu, kiedy dalej drapiąc likantropa, zsunął ręce a szyję, przeczesując palcami futro. Zupełnie, jakby szykował się go objąć i przytulić. Może nawet by to zrobił... Gdyby nie fakt, iż dłońmi nie natrafił na obrożę. Oh. Jak wielkie szczęście trzeba mieć, aby spotkać dzikiego wilkołaka? W przypadku Neirina to graniczyło ze zgarnięciem głównej nagrody na loterii, bowiem to już drugi w przeciągu kilku miesięcy. Czy bycie rozszarpywanym co pełnię jest jego przeznaczeniem? Prawdopodobnie. O ile nie zacznie w końcu siedzieć na tyłku w bezpiecznym mieszkaniu. - My się chyba jeszcze nie znamy... Ale zakładam, że wziąłeś tojadowy. Albo wzięłaś. Skoro jeszcze nie leżę martwy na ziemi - zauważył równie cicho, co wcześniej, acz ta subtelna nutka rozbawienia zniknęła. Teraz jego głos był obojętny.
Podczas wielu przeżytych pełni, Asmoday wcale często nie spotykał się z ludźmi. Unikał ich, oczywiście, żeby nie robić problemów ani sobie, ani rodzinie. Nie atakował przypadkowych czarodziejów (ani tym bardziej mugoli). Wszystko było pod kontrolą, zaplanowane... Przecież tak wiele mogło popsuć się przy jednym drobnym potknięciu. Nic dziwnego, że nie mógł powstrzymać się od podejścia do intruza. Wmawiał sobie, że to jedynie "pokaz siły", że dba o syna i broni terytorium... Ale przecież wiadomo było, że zwyczajnie nie może oprzeć się temu zabłąkanemu rudzielcowi. Obłąkanemu rudzielcowi. Nie spodziewał się, że chłopak do niego zagada. Nie spodziewał się, że wyciągnie doń ręce, że pokusi się o muśnięcie palcami futra i- Merlinie, czy on go... on go drapał? Za uszami? Uznając powarkiwanie za oznakę radości? Czy w przeciągu roku spędzonego w Azkabanie wilkołaki stały się domowymi zwierzątkami jakichś wyrośniętych małolatów, a do Noxa owe wieści nie dotarły? Rozchylił szczęki, wypuszczając donośniejszy warkot, urwany w czymś przypominającym szczeknięcie. Frustracja wzięła górę, Asmoday już nie myślał o subtelnym odganianiu przybysza. Teraz duma została urażona, teraz nieznajomy wykazał się szczerą głupotą. Wilkołak wyskoczył wprzód, łbem pchając klatkę piersiową chłopaka i odrzucając go mocno do tyłu. Sam podążył w ślad za ofiarą, dociskając ją do ziemi łapą. Pazury zahaczyły o kurtkę, przebiły jej materiał, zatrzymując się na torsie i tam jeszcze szkód nie wyrządzając. Pochylił się, pysk niemal dociskając do szyi przytrzymywanego przy ziemi chłopaka. Aż świerzbiło go, żeby zrobić coś więcej... Skoro dzieciak się nie bał, to może trzeba było mu rzeczywiście pokazać prawdziwe zagrożenie? Czymże jest niewielki rozlew krwi, skoro to wszystko w dobrych intencjach?
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Asmoday niewiele się mylił. Tyle, że to nie wszystkie wilkołaki były udomowione. To jedynie jego syn znajdował się na granicy oswojenia. A teraz został pomylony z ojcem. Wszak niedaleko pada jabłko od jabłoni. Neirin cofnął ręce, ale nie zdążył uciec przed tym pchnięciem. Unik był też ledwie możliwy. Nim zdążył mrugnąć, poleciał w tył, upadając na zmarzniętą ziemię. Tracąc dech w piersi nie tylko od uderzenia, ale także dociskającej mu mostek łapy. Gorące powietrze owiało szyję chłopaka, sprawiając, że przeszła rudzielca gęsia skórka. Czekał, oczekując ugryzienia. Nic jednak takiego nie nadeszło. Jedynie zimny nos dociskał się do gardła Walijczyka, a łapa wciąż utrudniała wzięcie pełnego wdechu. Przekręcił ostrożnie głowę, aby spojrzeć, jak układają się tylne kończyny stworzenia. - Doceniłbym, gdybyś nie zdeptał mojej torby. Mam tam prezent urodzinowy dla Mefisto, nie chcę, aby się zniszczył. Znasz go może? Albo spotkałeś dzisiaj? Oh. Byłbym też wdzięczny za niepogryzienie. Lubię moją zwykłą, nudną, ludzką osobę. Nie szarpał się. Po prostu czekał. Bo i co zrobić może? Nie ma tu piachu, aby rzucić wilkowi w oczy, nie ma siły, aby go odepchnąć, nie ma różdżki pod ręką, by rzucić zaklęcie, poza tym... Już raz to przeżył. I wówczas wilkołak przeszedł od razu do rzeczy, tj, rozszarpywania ciała Puchona na strzępy. Teraz Neirin miał pewne podstawy sądzić, iż likantrop stara się nad sobą panować, a nie jest całkowicie dziki. Za to nie był w błędzie sądząc, iż Vaughn jest obłąkany. Kto inny zachowywałby spokój w takich okolicznościach?
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Korzystał z tej pełni, jak tylko mógł. Urodziny nie znaczyły dla niego wcale zbyt wiele, a jednak energii miał świeżutką dawkę - jakoś tak cieszył go fakt, że może tak banalne święto celebrować z ojcem u boku. Dodatkowo pełnia pięknie im się napatoczyła, przeddzień 25 października czyniąc bajkowym dla likantropów. Nawet jeśli ostatecznie z ojcem rozbiegli się w różne strony, zwiedzając zakamarki lasu Hogsmeade, to przecież nie mieli żadnego problemu z odnalezieniem się. Mefistofeles chętnie wyzbył się wszystkich myśli, zapewniając ciału maksymalny wysiłek fizyczny. Zagapił się na tańczące lunaballe. Wirowały na niewielkiej polance, wywijając nogami we wszystkie strony. Połyskiwały w świetle księżycowym, niezrażone mozolnie zbliżającym się brzaskiem. Były piękne, wolne i szczęśliwe, a Mefisto nie wyobrażał sobie scenariusza, w którym w jakikolwiek sposób by je spłoszył. Tkwił ukryty pomiędzy drzewami i zachwycał się widokiem rozkosznych maluchów. Ciekawe, czy Neirin wyszedł ze swoją... Wystarczyła ta jedna myśl, aby Nox zwiększył swoją czujność. Lunaballe przeniosły się dalej, a on wyprostował się i pociągnął nosem, szukając znajomego zapachu. Czy to paranoja, że zdawało mu się wychwycić nutę charakterystyczną dla Puchona? Wmówił to sobie, a może - cóż, nie zdziwiłby się, gdyby w pewnym sensie on czy las przesiąknęli wonią wiecznie łażącego po zagajniku rudzielca. Miał już się uspokoić, spróbować zlokalizować ojca, ale... Coś było nie w porządku. Najpierw powoli, później coraz szybciej. Zaczął zbliżać się do ognistego zakątka, wyłapując trzaski gałązek łamanych w oddali. Aż mu się zimno zrobiło, kiedy rozpoznał warkot Asmoday'a i, w końcu, głos Vaughna. Zawył. Uniósł łeb i, gnając nieco na ślepo, wypuścił z siebie skowyt naglący o atencję. Kiedy wyskoczył spomiędzy drzew i dotarł do celu, dostrzec mógł własnego ojca zawieszonego nad leżącym chłopakiem. Spojrzenia wilkołaków przecięły się, choć Mefisto pospiesznie podszedł jeszcze bliżej i zaskomlał. Asmoday odsunął się. Powoli, nieufnie. Zrobił miejsce, które jego syn pospiesznie zajął, doskakując do Puchona i trącając go nosem w ramię. Nic mu chyba nie było? Nie wyglądał na rannego, jedynie kurtka (kolejna...) ucierpiała. Żadnej krwi nie było widać, ani czuć. W porządku?
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Wycie przecięło ciszę nocną. Czyżby to drugi wilkołak ruszył ich stronę, zamierzając ucztować wspólnie z tym zawieszonym właśnie nad Neirinem? Czy ten skowyt oznaczał prośbę o zostawienie choć kawałka mięsa dla świerzbiących kłów? Kątem oka rudzielec zauważył masywną postać, wyskakującą w pospiechu spomiędzy krzaków. Pazury zaryły o ziemię, skamlenie uciekło spomiędzy kłów. Neirin nie przymknął jednak oczu, chociaż miał złe doświadczenia z podobnymi zdarzeniami. Ostatnim razem niemalże umarł, gdy dwa wilki jęły gryźć się, kiedy on leżał dociskany do podłoża. Teraz jednak wpatrywał się w drugiego osobnika, zdającego się wręcz... Błagać? Poczuł, jak nacisk na jego pierś zelżał; przekręcił głowę, aby spojrzeć na odsuwającego się napastnika. - Oh, więc się znacie - zauważył, gdy Mefisto doń dopadł, trącając nosem. Cały zestresowany; Neirin aż wyczuć mógł spięcie mięśni pod grubą warstwą futra. Uniósł ręce, aby poklepać Ślizgona po łopatce. Dla pewności też przesunął ręką po szyi, celem odnalezienia pomiędzy sierścią obroży. - Jest wszystko dobrze - przyznał, podnosząc się do siadu. - Nie spodziewałem się, że będziesz mieć towarzystwo. Nie chciałem cię wystraszyć - podrapał go chwilę jeszcze, zanim zostawił, aby poprawić torbę, sprawdzić jej zawartość. Ogarnąć choć trochę kurtkę, a potem popatrzeć na obcego wilkołaka. Na śmierć - niemalże dosłownie - zapomniał, że Mefisto zwykł biegać z ojcem. Niektóre rzeczy wylatują mu z głowy bardzo szybko, nie pozostawiając po sobie śladu. - Przedstawisz nas potem sobie? - Wrócił ponownie uwagą do studenta, podkulając nogi i siadając po turecku.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Jeszcze nigdy aż tak nie cieszyły go te pieszczoty Neirina; lgnął do jego dłoni, w bliskości odnajdując zapewnienie, że nic złego się nie wydarzyło. Na chwilę zupełnie zostawił ojca, jakby zapominając o jego obecności - nic bardziej mylnego, bo przecież donośny alarm w Mefistofelesowej głowie nieustannie wył z chęci obrony obu znajdujących się w tym lesie osób. Nie był w stanie wyobrazić sobie, żeby Vaughn znowu ucierpiał z powodu jakiegoś wilkołaka. Wyczerpał już chyba swój limit szczęścia i każde spotkanie z likantropem (nawet jeśli był to Mefisto; trzeba przyznać, że dalej dręczyły go te ich schadzki) jedynie zwiększało ryzyko zaistnienia obrażeń poważniejszych i groźniejszych, niż do tej pory. Ile można pchać się na talerz wilkołaka, nim ten zabierze się za jedzenie? Nie potrafiłby również stracić ojca, a zatem wystawianie go na pokusę czarodziejskiego mięska nie należało do czynności zbyt rozsądnych. Cała ta sytuacja była jednym wielkim zaproszeniem, by Asmoday przestał się pilnować - on nie przywykł wcale do obecności ludzi podczas pełni. Ani poza nią, o co zadbały miesiące spędzone w Azkabanie... Nie miał tej kontroli, którą Mefisto usilnie sobie wyrabiał. Nie miał też tego ułatwienia, że ofiara to osoba bliska. Miał jedynie rozsądek, przyćmiony wilczymi instynktami. Usiadł obok, powoli się uspokajając. Zerknął na ojca, domyślając się jego złości. Widział po napiętym ciele przyczajonego w krzakach wilkołaka, że szykuje się całkiem niezły opieprz... I nawet się nie dziwił, bo to rzeczywiście była trudna do zrozumienia relacja. "Przedstawisz nas potem sobie?" Oba wilkołaki, zgodnie, parsknęły cicho, jak gdyby oburzone tym pomysłem. Mefisto potrząsnął lekko głową, Asmoday stracił cierpliwość i zniknął pomiędzy drzewami. Czujne ucho wilkołaka było w stanie wychwycić jego dalsze kroki i dzięki temu Ślizgon wiedział, że ojciec dalej kręcił się w pobliżu, zapewne klnąc w duchu. Musiał tłumaczyć, że rozmowa o poranku może nie wyjść zbyt przyjemnie? Pociągnął nosem, przysuwając pysk do torby Neirina.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Nie szczędził mu pieszczot, gładząc po szyi oraz drapiąc po karku. Nie potrafił jednak pojąc tego parsknięcia. Powiedział coś złego? Drugi wilkołak nie chce go spotkać? Ten zniknął jednak, zanim Neirin zadał kolejne pytania. - Oh - skomentował tylko urwanie, chociaż za wiele z tego nie dało się wyciągnąć. Chwilę patrzył za stworzeniem, zanim poruszone przez skok gałązki nie uspokoiły się. Nie był świadom, że ten wciąż kręci się w pobliżu. Sądził, że odbiegł. Tymczasem nos Mefisto znalazł się w jego torbie. Skupił zatem ponownie uwagę na Ślizgonie, odsuwając go (no, starając się) od bagażu. Jak z ciekawskim psiakiem... - Tak, zawartość jest dla ciebie. Ale daj mi ją wyjąć. Odrobinę cierpliwości - poklepał chłopaka po pysku, zanim usiadł wygodniej. Poprawił kurtkę na piersi, a potem wydostał z torby sporej wielkości pojemnik. Może Mef takie znał, może nie, ale były termiczne - obłożone zaklęciami, aby mroziły znajdujące się w środku jedzenie. - W tej formie raczej nie cieszyłbyś się z tortu - otworzył naczynie, wydostając z wnętrza schłodzone... serce. Zamrożone nie pachniało, ale też nie wydawało się apetyczne. Sięgnął zatem po różdżkę i rzucił ciche Fovere. Lód odpuścił, a narząd zrobił się przyjemnie gorący. Krew stopniała z wnętrza naczyń, spływając po palcach Neirina. - Jadłeś kiedyś pegaza? - Spytał, podsuwając mu okrwawiony organ pod pysk. - Nie pogryź mi tylko palców - rozsunął je specjalnie tak, aby zniwelować możliwość chwycenia zębami za paliczki. Z resztą serce było ogromne. Sporo miejsca do wgryzania się. - Nie będę palił świeczek - dodał i można było mieć wrażenie, że żartobliwie.
Fovere: 2
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Zostawił torbę w spokoju, chociaż te próby odsunięcia go przez Neirina na niewiele się zdały; Nox zaczepnie trącił jego dłoń, jakby wyśmiewając tamte starania. W końcu jednak odpuścił, czekając grzecznie. Sam skoncentrował się na ignorowaniu nieustannie cichnących i zaraz rozbrzmiewających na nowo odgłosów poddenerwowanego Asmoday’a, przemykającego po lesie. Drgnął lekko, wlepiając zaciekawione spojrzenie w Neirina, bo to tajemnicze coś schowane w torbie miało być... dla niego? Poruszył się niespokojnie, zniecierpliwiony. Pudełko. Co było w pudełku? Ekscytacja zmieszała się z brakiem zrozumienia, bo Mefisto zwyczajnie nie spodziewał się żadnych prezentów. Z wrażenia aż mu szczęka opadła - dosłownie. Wilkołak wbił pazury mocniej w ziemię, wpatrując się w ogromne serce, które pod wpływem Fovere przybrało niesamowicie apetyczną formę. Krew zaczęła spływać po palcach Puchona, a oddech Mefisto błyskawicznie stał się cięższy. Chyba nawet nie chciał się zastanawiać, skąd Vaughn to cudo wytrzasnął („z kliniki” brzmiało bezpiecznie. Nie patrzy się darowanemu koniowi w zęby... a pegazowi poza serce?). Palce wyglądały najbardziej smakowicie i przez głowę Ślizgona przemknęła myśl, że może nie dać rady się powstrzymać... Ale było już za późno; zaryzykował, choć jego własne serce chyba miało ochotę się od tych emocji uwolnić. Rzucił się na ten poczęstunek trochę zbyt łapczywie, napierając na rękę Walijczyka. W tej chwili rzeczywiście zapomniał o wszystkim, myśląc jedynie o smaku rozrywanego na kawałki serca - nie przejmował się już nawet tym, że czeka go solidny opieprz od ojca. Nie mógł się odsunąć, nawet kiedy przełknął już ostatni kęs. Szorstkim językiem przejeżdżał raz za razem po usianej bliznami skórze rudzielca, a im mniej krwi na niej zostawało, tym bardziej desperacko próbował się jej pozbyć. Było mu ciepło i przyjemnie. Metaliczny posmak mącił w głowie, podobnie jak zapach siedzącego przed nim Neirina. Mefisto miał wrażenie, że trochę plątał te wszystkie odczucia, zapominając z kim miał przyjemność obcować. Pchnął chłopaka na ziemię, opierając na nim swój ciężar i odnajdując nosem zagłębienie pomiędzy żuchwą a szyją; zapomniał o własnej sile. Szczęki rozchyliły się ponownie, a ślina - jeszcze zmieszana z krwią, barwiącą pysk - spłynęła na szyję studenta. Cóż, zaczynało brakować mu samokontroli w celu powstrzymania się od ugryzienia, co tu w ogóle mówić o odsuwaniu się...
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Sądził, że wilkołak zabierze serce i odejdzie. Zgarnie je, a potem pójdzie szarpać gdzieś kawałek dalej, gdy Neirin będzie się oporządzał z krwi. Próżne to jednak były nadzieje, bowiem Mefisto ani myślał się odsunąć. Szorstki język przesuwał się po poznaczonej bliznami skórze, zlizując ostatnie krople posoki, a przez umysł chłopaka przemknęła myśl, że może nie do końca rozsądnie postąpił. Szczególnie szybko przekonał się o tym, gdy ciężkie cielsko naparło na niego. Nie trzeba było wiele, aby uległ. Szczególnie od wilkołaka, który łapą mógłby połamać Walijczyka jak szczapkę nawet pomimo jego toporniejszej budowy. Teraz jednak tylko - albo aż - uderzył plecami o ziemię. Kolejny raz tego wieczora czując na piersi ciężar i ciepło stworzenia. Gorąca, paląca wręcz w skórę ślina skapnęła na gardło rudzielca, kiedy szczęki rozwarły się, obejmując jego szyję. Jeszcze nie gryząc. Powstrzymywał się czy delektował tą chwilą? Ciężko rzec z perspektywy leżącego na poszyciu chłopaka, będącego o krok od stania się następnym bezgłowym jeźdźcem. A nawet bezgłowym bezkonnym jeźdźcem. Wyciągnął ręce, aby przesunąć nimi po grzbiecie Ślizgona. Pod włos, drażniąco. Przez kark aż na nos. - Mefisto - zaczął cicho, ale stanowczo, bez cienia strachu czy zawahania. Niemalże jak do psa, który kwestionuje pozycję właściciela w stadzie. - Nie chcesz tego zrobić. Nie chcesz konsekwencji. Będą problemy, Mef. Poważne - naparł na jego nos, ściskając lekko koniec. Nieprzyjemne dla psa. Miał nadzieję, że na wilkołaka też zadziała. - Odsuń się, Mef - chwycił go za skórę na karku, wbijając weń palce i ciągnąc. Psy różnie na to reagują. Dla jednych to infantylne traktowanie, dla innych przejaw agresji i atakowania okolic szyi. Ale też oznaka dominacji lub chęci zabicia. Ruch ten może albo utemperować psa, ustawić go do pionu, albo pogorszyć sytuację. Prawdopodobnie przez to, jak obronnie niektóre osobniki mogą reagować, jest wysoce niezalecany. Ale i tak Neirin uciekł się właśnie do niego. Niestety, ale niewiele podręczników traktuje o tym, co robić w sytuacji, gdy psowaty wisi nad tobą i dyszy ci w kark, mając kły centymetry od tchawicy. Trzeba improwizować.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Z każdą sekundą Mefisto nakręcał się coraz bardziej. Tkwił przy szyi chłopaka, dysząc ciężko i napawając się tą harmonią, tym porządkiem - czuł się w końcu jak na właściwym miejscu, chociaż jakieś resztki rozsądku jeszcze nie pozwalały w pełni się tym zachwycać. Był prawie pewny, że nawet niezbyt chce go skrzywdzić, bo jednak jest względnie świadomy swojej sytuacji... Ale nie mógł oprzeć się pokusie skosztowania jego krwi, jego mięsa. Serce pegaza było świetną przekąską, ale prawda była taka, że Ślizgon zdecydowanie preferował przejście do dania głównego. Nie mógł. Wiedział, że nie mógł. Chyba nawet zamierzał się już odsunąć, kiedy usłyszał swoje imię; zastygł w bezruchu, pozwalając aby Neirin kontynuował. Mówienie do niego zawsze pomagało - być może to głupie, jak wielki wpływ miało wspomnienie o ludzkiej naturze Mefistofelesa... ale działało, przynajmniej odrobinę. Niespokojne myśli odnajdowały odbicie w rzeczywistości. Jak mógł skrzywdzić kogoś, kto widział w nim wytatuowanego studenta, a nie jakąś wściekłą bestię? Cichy pomruk czegoś, co miało zwiastować aprobatę, zakończył się niezadowolonym parsknięciem. Nox odsunął nieco pysk, żeby zacisnąć szczęki i uciec od tego nieprzyjemnego dotyku, który nagle zainicjował Walijczyk - tego, który był jedynie początkiem desperackiej próby odsunięcia wilkołaka. Znowu wyłączyło mu się myślenie. Wierzgnął wściekle, korzystając z tego, że w tym położeniu Neirin nie mógł trzymać czy odciągać go zbyt mocno; zresztą, przy swojej chaotycznej próbie ucieczki natrafił łapą na klatkę piersiową Puchona, mógł zatem właśnie z niej się wybić, podnosząc i powarkując. Zamachnął się i uderzył w przedramię Neirina z całej siły, nie zwracając uwagi na to czy nakierowuje na niego pazury, czy bazuje jedynie na impecie ciosu. Tak czy siak, musiał odskoczyć w bok, żeby zakręcić się wściekle w miejscu i kłapnąć zębami przez puste powietrze - i był to przejaw powrotu świadomości, skoro jakimś cudem nie zatopił kłów w ciele czarodzieja. Mógł się starać i mógł się przymilać, ale to on był w tym lepszym położeniu i Nei musiał pamiętać, że jeden nieprzemyślany ruch zwyczajnie nie przejdzie bez echa. Nie trafił się Puchonowi aż tak udomowiony wilkołak, który nie miałby odrobiny instynktu.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Nie wierzył w to, że utrzyma wilkołaka. Nie było sensu się łudzić. Ale takiego efektu także nie oczekiwał. Palce rozluźniły się, kiedy skóra wyślizgiwała się spomiędzy nich. Chciał już opuścić rękę, położyć ją na śniegu i złapać oddech po tym, jak ciężka łapa zgniotła mu pierś. Żebra zatrzeszczały, ledwie wytrzymując napór cielska. Swoje jednak Mefisto ważył. Na szczęście nic nie połamał Puchonowi. Jeszcze. Nie zdążył opuścić ręki, kiedy wilcza łapa uderzyła w nią, aby ulżyć zdenerwowaniu, kotłującemu się we łbie zwierzęcia. Kości nie wytrzymały, strzelając w wielu miejscach. Strzaskana uderzyła w podłoże, wywołując kolejną falę bólu, jaki rozszedł się po ciele chłopaka. Zamknął oczy, czekając parę chwil ze wstrzymanym oddechem. Wypuścił potem wolno powietrze z płuc, kiedy ciało nawykło do cierpienia. Uniósł się wolno do siadu, starając nie poruszać kończyną. Mefisto i jego kłapanie zębami zeszło na dalszy plan, kiedy skupił się, aby powoli zdjąć kurtkę. Zsunąć ją z siebie tak, by odsłonić złamanie. Nie udało się tak całkiem nieinwazyjnie; parę razy czuł, jak fragmenty kości przesuwają się. A gdy ubranie przestało przysłaniać sytuację, w zimnym świetle Księżyca dojrzał czarną plamę krwi, rozrastającej się od miejsca, w którym kość przebiła skórę. Jeszcze tego brakowało. Cicho rzucił zaklęcie na nastawienie złamania. Kości z trzaskiem i mlaskiem wskoczyły na swoje miejsca, powodując kolejny ból. I tutaj chwilę odczekał, by potem pod wpływem drugiego zaklęcia zasklepić wszystkie rany. Poruszył palcami, sprawdzając jakość rzuconych uroków. Na szczęście wszystko działało, tylko ścierpły nieco od chwilowego odcięcia dopływu tlenu, a po plecach wędrowały dreszcze. Niemniej, chłopak niedawno krwawił. Dostał zatem z torby ostatni prezent, rzucając paczuszkę w śnieg. - Nie wiem, czy dasz radę odpakować z tymi łapami - zauważył, ubierając się oraz wstając całkiem. Chyba wyjątkowo pomyślał trzeźwo, że pora zwiększyć dystans. Czyżby zbierał się do domu?
Zaklęcia: 2, 4
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Dźwięk trzaskanych kości był piękną melodią, którą Mefisto doceniłby zapewne nawet w ludzkiej postaci - teraz sprawiało to, że nie był w stanie ani na sekundę oderwać wzroku od Neirina. Jeszcze zanim chłopak zebrał się w sobie i usiadł, to wilkołak już pociągał nosem, czując ten rozkoszny zapach świeżej krwi. Nox wbił pazury w ziemię tak mocno, że należało się obawiać o ich połamanie - ale tym razem ludzka część przeważyła, przynajmniej na chwilę obecną. Umysł Ślizgona przyćmiło zmartwienie krążącym po lesie ojcem, którego samokontrola nie była tak wyćwiczona, albo raczej: tak często wystawiana na próbę. Obserwował proces leczenia, nie pozwalając sobie nawet na najmniejsze drgnięcie. Koncentrował się na odgłosach pozornie uśpionego lasu, czekając na jakiś niepokojący szelest świadczący o zwycięstwie instynktu nad rozsądkiem Asmoday'a. Podążył spojrzeniem za tajemniczą paczuszką, ale niezbyt się nią przejął - Neirin wstał, a Mefisto postąpił krok do przodu. Może i nie podobało mu się wcześniejsze zachowanie Puchona, ale nie mógł go też jakoś bardzo za to winić; prawdę mówiąc, wszyscy zachowali się tu względnie normalnie (pomijając sam fakt przyjścia Walijczyka do lasu w czasie pełni, choć i to stało się dla nich normą). Mefistofeles, jako wilkołak, nie pozwalał na zbyt bezczelne poczynania, zaś Neirin bronił się w obliczu zagrożenia. I to chyba zagrożenie większe było dla Noxa... Podszedł szybko do chłopaka, potarł lekko łbem o jego brzuch, jakby przymilał się w celu otrzymania pieszczot. Zaraz wspiął się na tylne łapy i wtedy już bez zbędnych ceregieli czy czułości, opadł łapami na ramiona Vaughna... i prędko sprowadził to prowizoryczne przytulanie do poziomu ziemi, ponownie się na przyjacielu rozkładając. Tym razem był nieco delikatniejszy, starając się inaczej porozkładać ciężar ciała. Przepraszał, udając przy tym, że wcale nie drażni go w nozdrza zapach dopiero co rozlanej krwi. Dopiero po chwili, kiedy był już pewny swojego opanowania, przesunął się i musnął nosem dłoń Neirina. Myślał już, że kurtka udaremni mu wszelkie próby nieinwazyjnego zaspokojenia palącej potrzeby, ale jedno liźnięcie uświadomiło likantropa, że przynajmniej kropelka krwi spłynęła poniżej zasłoniętego przedramienia. Znajomy dreszcz, przebiegający wzdłuż kręgosłupa, zmusił Mefisto do odsunięcia się. Chciał nawet zupełnie zejść z Neirina, zostawić go w spokoju - łapa się pod nim załamała i ciężko opadł na rudzielca, krótkim skomleniem wyjaśniając swoje zachowanie. Prawdę mówiąc, nie miał siły się nawet odturlać, co tu w ogóle mówić o wstawaniu.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Ta zmiana była dość nieoczekiwana. Spodziewał się, iż chłopak pozwoli mu odejść, nie trzymając więcej w sytuacji takiego zagrożenia. Wszak wciąż student śmierdział krwią, czy to swoją, czy pegaza. Ale jednak pysk zamiast go odepchnąć, pogonić do odejścia, otarł się o tors Walijczyka. Ręka - ta zdrowa - bezwiednie się uniosła, aby pogładzić stworzenie. Pokazać mu, że nie jest zły za ten wypadek. Nie umiałby być zły, nie tylko ze względu na chorobę. Zdawało się Walijczykowi, iż rozumie tę zwierzęcą stronę, jaka miejscami przejmowała kontrolę nad Ślizgonem. Potrafił wybaczyć wilkowi, który postąpił w zgodzie ze swoim instynktem. Nie protestował przed osobliwym przytuleniem, ale spodziewał się, że Mefisto mniej obciąży barki rudzielca. Tymczasem niemal cały ciężar spoczął na chłopaku, zwalając go z nóg. Ponownie uderzył plecami o ziemię, zanim wypuścił powietrze z płuc. Nim zdążył zareagować w żaden sposób, szorstki język przesunął się po skórze, zbierając kropelki krwi. - Tym razem nie zdołałeś się powstrzymać, huh? - Zauważył, przypominając sobie, jak Ślizgon wzbraniał się przed kuszeniem krwią w czasie urodzin rudzielca. To ciało sprzyjało uleganiu instynktom. Na szczęście likantrop opanował się na tyle, aby nie zatopić kłów w ciele Puchona. Łapa poślizgnęła się na poszyciu, a ciężkie ciało uderzyło w Neirina. Jęknął cicho, wyjątkowo nie mają niczego uszkodzonego. Tym razem. - Już, już... - Palce ponownie wsunęły się w futro, aby podrapać wilkołaka po karku i szczęce. Zastanawiał się, czy Mefisto zamierza tak czekać do poranka. Na razie nie wyglądało, aby chciał wstawać, a jeszcze Vaughn wyciągnął ręce, by w miarę możliwości przytulić wilkołaka. Spróbował zmotywować go do przekręcenia się na grzbiet. Sam by wolał położyć się na gorącym futrze, niż być przyciskanym do chłodnej ziemi.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Sam tak często nie rozumiał... Gubił się we własnych odczuciach, niezgodnych z jeszcze działającym zdrowym rozsądkiem. Największym plusem wywaru tojadowego była ludzka świadomość; największym minusem wywaru tojadowego była ludzka świadomość. Mefisto odbierał sobie możliwość rozumienia i łączenia umysłu ze zwierzęcymi odruchami. Zagubiony instynkt chwilami nieco zbyt mocno wyrywał się na powierzchnię... Ucieszyły Ślizgona drobne, czułe gesty Neirina. Mógł mieć pewność, że rudzielec nie ma mu za złe tamtego wybuchu - mógł sam się nim nie przejmować, niby właśnie rozumiejąc. Wielkiej nauczki z tego nie wyniósł, ponownie nie zważając na swego towarzysza, gdy domagał się bliskości. Mówienie pomagało. Mefisto chętnie zlizywał krew, otumaniony jej zapachem i smakiem z każdą chwilą coraz bardziej. Marzył o ugryzieniu - nie był głodny, nie życzył Neirinowi śmierci. Potrzebował chorego zaspokojenia własnej potrzeby, zapewnienia o bezapelacyjnej wyższości ponad czarodziejem. Mruknął niemrawo, ciesząc się w duchu z tego, że Nei zwyczajnie go zagadywał, pokazując jak w rzeczywistości wyglądała ich relacja. Poranek nadszedł niespodziewanie. Nox zdołał w końcu nieco się z Puchona zsunąć, choć dalej trzymał go przy sobie bolącą łapą; ból rozlał się dalej i dalej, aż pochłonął ciało wilkołaka. Kości strzelały nierównomiernie, stawy wyciągały się magicznie, ciało szukało dobrze znanej formy. Mefisto zaskomlał raz, kiedy pieczenie wpychającej się pod skórę sierści zabolało trochę za bardzo, pozostawiając po sobie pustkę, niesmak i dreszcze. - Nei... - Westchnął słabo, kuląc się na zmarzniętej ziemi i marząc o tym, żeby bolesna niemoc prędko odpuściła. Mętlik w głowie nie dopuszczał jeszcze takich myśli jak „trzeba znaleźć ubranie”, „gdzie jest ojciec”, czy „dostałem prezent”. Ważne, że mógł kurczowo wbijać palce w zmaltretowaną kurtkę Vaughna, od niego i podłoża wymagając stabilizacji.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Nie trwało długo, jak Księżyc schował się za horyzont. Czy raczej, oni nie odczuli, aby to było wiele. Rudzielec leżał, gładząc nieprzerwanie Mefisto i chociaż nie udało mu się przekręcić, rozmawiał z nim cicho. Komentował sytuację, rzucał jakieś mniej lub bardziej losowe myśli. A potem drgnął, kiedy przemiana się zaczęła. Nie puszczał chłopaka. Przygarnął go do siebie, obejmując wciąż, chociaż sytuacja robiła się irracjonalna. Kości kurczyły się, stawy strzelały, niczym wybijane w każdym możliwym miejscu. Walijczyk nie czuł strachu, obrzydzenia czy zmartwienia tą sytuacją. Nawet, gdyby chciał. Czemu miał? Tak jest co miesiąc. Taki los wilkołaków. Na to nie ma rady innej poza akceptację. Obserwował za to z pewnym zaciekawieniem. Zaintrygowaniem proces, którego nigdy jeszcze nie doświadczył, nawet jako świadek. Nie zamierzał zostawiać Mefisto. Nie, aż na piersi nie leżała bestia, a drżący, obolały student. - Jestem tu - zauważył cicho, unosząc się po tym do siadu. Zmusił przy tym Ślizgona do podniesienia się, ale nie odpychał go. Zamiast tego pilnował, aby wciąż opierał się o pierś rudzielca. Jedną ręką przytrzymywał Noxa, drugą łagodnie, ale stanowczo rozluźnił jego palce. Chciał dostać kurtkę, okryć nią nagie barki chłopaka. Był gorący; rozgrzany zapewne gorączką przemiany, ale też ciepłem futra, które już zniknęło, grożąc ciału wychłodzeniem. Własnym dyskomfortem się nie przejmował. A gdy skończył opatulać chłopaka, na powrót go przytulił, dociskając do piersi. Uspokajająco, łagodnie kołysał się z nim w przód i tył, jak gdyby chciał ukoić do snu.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Bardzo długo nie wiedział, jak wygląda przemiana. Doświadczał jej regularnie, a jednak nie widział jej na kimś; nie tymi ludzkimi oczami, a jedynie rozproszonymi bólem wilkołaczymi. Pierwszy raz mógł przyjrzeć się na spokojnie wtedy, kiedy jego własne wspomnienie rozlało się po suficie hogwarckiej Komnaty Wspomnień i pamiętał, że świadek - Ezra - uznał to za zwyczajnie obrzydliwe. Dla Mefisto chyba takie nie było, raczej po prostu dziwne. Patrzył na wyginane kości i nie dziwił się, jakim cudem ktoś jest w stanie to znieść; nie, bo pamiętał każdą sekundę. Wielokrotnie mówił ludziom, że do przemian nie da się przyzwyczaić, bo choćby się ktoś starał ze wszystkich sił, to i tak jego ciało zagarnięte zostanie szokiem. Nienaturalność likantropii tkwiła w jej naturalności. Nie wiedział jak czuje się Neirin, jak na to wszystko patrzy - w tej chwili nie był w stanie nawet martwić się o to, czy przypadkiem go nie krzywdzi. Instynkty wilka zaczęły się zacierać, pragnienie ugryzienia zmalało wraz z bolesną transformacją kłów. Drżał coraz bardziej, skomlenie zamieniając na ciężkie, ludzkie dyszenie. Było lodowato. Wspierał się na Neirinie, początkowo wcale nie współpracując w kwestii zdjęcia kurtki; dopiero po chwili załapał, później chętnie do rudzielca wracając. - Jest okej - mruknął, chociaż zęby zdradziecko mu szczękały. Powoli spróbował się odsunąć, nie pamiętając gdzie dokładnie zostawił ubrania... ale nie to było istotne, a odnalezienie ojca, którego - o Merlinie - równie mocno nie chciał widzieć. Bądź co bądź, spodziewał się całkiem ostrej wymiany zdań, ba! szorstkiej reprymendy, na którą poniekąd zasłużył. Mefisto nie zdołał jeszcze stanąć na własnych nogach, kiedy szelest zdradził obecność kogoś jeszcze. Zaraz potem powietrze przecięło zawiniątko materiału, lądując bezpośrednio na ślizgońskim podołku. Spodnie dresowe. - Zbieraj się. Proste polecenie, pełne złości - przynajmniej nie zawodu, bo to mogłoby złamać serce drżącego likantropa. Spoglądał na Asmoday’a, trzęsącego się i jednocześnie paradoksalnie stojącego tak stabilnie. Sam już zdążył założyć spodnie i grubą kurtkę. Nie patrzył na Hogwartczyków, kiedy zakładał buty. - Więc - Mefisto nie pozwolił, aby choćby chwila ciszy przejęła skąpany w porannych promieniach słońca las. - Nei, to mój tata, Asmoday Nox. Tato - samobójstwo? - to Nei. On, eeem... on jest bardzo pomocny - przyznał w końcu, zachrypniętym głosem. Ubrał się, wstał chwiejnie. Stopy mu zamarzały, ale bardziej istotne było to, że Asmoday w końcu podniósł na nich poddenerwowane spojrzenie brązowo-złotych tęczówek. I, słodka Morgano, oceniał. Pozostawało tylko zastanawiać się, czy bardziej dziwiła go obroża u swego potomka, krew rozmazana na jego twarzy, czy może plamy jeszcze ostałe na przedramieniu Puchona. - Nigdy nie sądziłem, że mój syn zostanie udomowiony... - i chociaż dało się bez problemu wyczuć pretensję w głosie starszego Noxa, tak ten kulturalnie podszedł bliżej i podał rudzielcowi rękę; Mefisto drgnął niespokojnie, jak gdyby spodziewał się mniej uprzejmego gestu od subtelnego miażdżenia dłoni. Miał tylko nadzieję, że Neirin w miarę połapie się w sytuacji i zobaczy, że atmosfera jest napięta. Przy pierwszym spotkaniu z Mefisto pokusił się na dość bezpośrednie pytania, które mogły pozbawić Asmoday’a resztek cierpliwości. Nie chciał dzielić wybuchu ojcowskiej złości z Merlinowi ducha winnym Puchonem.