Osoby: Segovia Ivanowa, @Sidney Young Miejsce rozgrywki: Gabinet Profesora Young'a Rok rozgrywki: 2013 Okoliczności: Po zakończeniu nauki w Hogwarcie, Segovia wraca do znienawidzonych murów, aby skorzystać z pomocy jedynego nauczyciela, który naprawdę może jej się przydać... W poszukiwaniu brata.
Czuła się niemal idiotycznie stojąc przed drzwiami nauczycielskiego gabinetu w swoim czarnym garniturze, poprawiając guziki koszuli, które niemiłosiernie uwierała w szyję. Oczywiście nie musiała się męczyć, jednak czego nie robiło się dla pracy? Nie mogła być gorsza od reszty swoich współpracowników, nieważne jak niewiele doświadczenia zdobyła podczas tak krótkiego stażu. Westchnęła cicho, prawie niezauważalnie. Uczucie idiotyzmu tej sytuacji nie był spowodowany tylko i wyłącznie niewygodnym odzieniem... Już dawno przestała uczęszczać do tej szkoły. Lata wydawałyby się przeistoczyć w wieki, a sama obecna czuła, jakby zbyt wiele lat przeszło jej przed oczami. Jakby wcale . Czyż nie obiecała sobie samej, że jej noga nie postanie więcej w tym miejscu? Zapewne ku uciesze swojej jak i reszty tej szkolnej społeczności. Nic konkretnego się tutaj nie zmieniło... Wszystko wyglądało dokładnie tak samo jak kilka lat temu, co wcale nie stanowiło korzyści dla tego miejsca. Przypominało o rzeczach, które chciała zostawić za swoimi plecami, a jednak, stoi tutaj, gotowa zrobić coś, czego nigdy nie spodziewałaby się po swojej osobie. Proszę bardzo, nawet samą siebie potrafiła zaskoczyć... A przecież nie tego ją uczono. Czego nie robi się dla rodziny? Może właśnie stała przed drzwiami ostatniej deski ratunku... Była aż tak zdesperowana, że udała się po pomoc do osoby, której metody mogłyby być raczej niekonwencjonalne? Wyczerpanie wszelkich innych środków popchnęło ją właśnie w ten kierunek. Czy cokolwiek z tego wyjdzie? Podniosła dłoń do góry, przez jeden ułamek sekundy wahając się co do słuszności swoich czynów. Jednak trwało to tak krótko, że jej umysł nie zdążył tego zarejestrować i poddać szczegółowej analizie. Zapukała szybko i mocno, omal nie łamiąc sobie kości o niesamowicie ciężki drzwi. Przegryzła delikatnie wargę, łącząc z powrotem dłonie, zastanawiając się jak długo przyjdzie jej czekać. To była nieskończenie długa minuta, przez którą jeszcze raz przebrnęła przez swoje dotychczasowe poczynania... Nic z nich nie wyszło, co więc miała do stracenia? Wydawałoby się, że nic, a ona czuła jakby stanowiło to wszystko, co kiedykolwiek posiadała. Drzwi uchyliły się.
Nie spodziewał się gości, toteż w spokoju mógł się zająć biurokratyczną częścią pracy nauczyciela. Mógł, dał się jednak skusić beztroskiemu lenistwu, które prosiło o zajęcie się nim. Jakżeby odmówić sobie chwilki przyjemności? A do tego nie było Sidney'owi potrzebne nic szczególnego. Całkowita bierność okazywała się jednak często wymagającym zajęciem. Należało odciąć się od świata zewnętrznego, nie zajmować czymś pożytecznym - nawet przyjemnym, nie liczyć czasu, jednocześnie dużo go na tę czynność poświęcając. Nie lada wyczyn, na który wielu ludzi nie mogło sobie pozwolić - przynajmniej niezbyt często. Sid starał się do nich nie należeć. Odpalił od różdżki mugolskiego papierosa, wyłożył nogi na stojące pośrodku gabinetu zagracone biurko i najzwyczajniej w świecie zaczął się relaksować. Myślał o zbliżających się wakacjach, o planach, które mógłby snuć w bardziej pracowitym momencie swojego życia. O czym by tu pomyśleć na poważnie, przy najbliższej okazji? Na chwilę obecną całkowicie nie-na-poważnie snuł wizję przejażdżki na słoniu, bo w marzeniach zwiedzał właśnie Indie. Zaciągnął się wolno dymem, gdy mieli przeprawiać się przez rzekę... ale nagle ktoś złośliwie postanowił przerwać mu rozwijającą się fabułę. Pukanie brzmiało niepokojąco, choć to pewnie chora wyobraźnia Sida. Owszem, ktoś bez wątpienia pukał, lecz czy to było takie złowrogie? Nim podniósł się z krzesła (i biurka), dał szansę nieproszonemu gościowi. Jak kocha, to poczeka, a jeśli nie, to nawet lepiej - zażartował w myślach. Liczył na to, że człowieczek zrezygnuje; jeśli byłby wyjątkowo uparty, zapukałby raz jeszcze. Mimo ciszy mężczyzna postawił się jednak do pionu, zgasił papierosa o popielniczkę, wygładził ubranie i nieśpiesznie, choć bez przesadnej zwłoki, podszedł w końcu do masywnych drzwi. Otworzył je ciągle wsadzonym w zamek kluczem. A potem się zdziwił. - Segovia Ivanowa? - wyrwało się z jego ust. Z oczu wyrwało się zupełne zdezorientowanie. Szybko i na siłę powstrzymał wyrazy zdziwienia. - Zapraszam. W czym mogę pomóc? Zrobił jej miejsce, a gdy weszła, zamknął drzwi z powrotem na klucz. To, co mogło się wydarzyć, niesamowicie go ekscytowało. Uwielbiał zagadki. Szczególnie na moment przed rozwiązaniem.
To musi być przyjemne, prawda? Siedzieć spokojnie w swoim starym, choć wysłużonym fotelu i móc rozmyślać o takich rzeczach. O tym, co zrobi się za kilka miesięcy, co przyjdzie nam zobaczyć i zbadać... Co będziemy robić podczas naszego zasłużonego urlopu. Było tyle możliwości, tyle do zobaczenia i odkrycia. Człowiek zastanawia się nad tym, że nie starczy mu czasu aby zrobić wszystko to, na co się miało ochotę. Czas zostaje wypełniony rzeczami, które zwyczajnie sprawiają nam radość. Jakie to uczucie, móc tak usiąść i zwyczajnie dać pochłonąć się myślą? Marzeniom? Osobiście nie pamiętała kiedy ostatnio naprawdę odpoczęła lub wyspała się. Ten tryb, który prowadziła... Tak długo nauczyła się z nim funkcjonować, że prawdopodobnie nie potrafiłaby inaczej. Czy to kwestia przyzwyczajenia, czy tego, jacy naprawdę jesteśmy... Kwestia zastanawiająca. Zapewne nie dowie się tego, dopóki nie spróbuje. Zawsze była zdania, że człowiek zna się do momentu, w którym jego charakter został sprawdzony. W końcu jest tak wiele sytuacji, w którym nagle człowiek odkrywa siebie zupełnie na nowo. Zdziwiony tym, do czego jest zdolny lub czego nie jest wstanie zrobić. Nie przyszłaby tutaj, gdyby nie miała innego wyjścia z tej sytuacji. Zawsze jak się za coś brała, doprowadzała to do końca... Dlatego stała teraz przed tymi drzwiami, z dziwnym wyrazem twarzy i szybko bijącym sercem. Jak nigdy dotąd. Nie odpuściłaby nawet gdyby kazał jej tutaj czekać godzinę. Uniosła delikatnie brwi słysząc pytanie przy swoim imieniu i nazwisku, podniosła wzrok na nauczyciela. Nie doszukiwała się żadnych zmian w jego obliczu, jakby te kilka lat nie miało żadnego wpływu na to, jak teraz zostanie postrzegany. Może wszyscy profesorowie zatrzymywali się w pewnym wieku? Myślała już, że będzie musiała prędzej przypominać swoją osobę dawnemu nauczycielowi. Raczej nie przychylała się do tego, aby ją w tej szkole zapamiętali. Spokojnie przekroczyła próg pokoju i przeszła te kilka kroków wgłąb pomieszczenia. Do jej nozdrzy doszedł zapach dymu papierosowego, który niemiłosiernie przypominał o tym, czego sama stała się smakoszem jakiś czas temu. Odwróciła się do mężczyzny. Nie zaszczyciła go odpowiedzią dopóki drzwi nie zamknęły się z charakterystycznym trzaskiem. Słowo pomoc rzadko kiedy widniało w jej słowniku, dzisiaj niewątpliwie właśnie po to się tutaj udała. Jak nisko musiała upaść.-Przyszłam... To delikatna sprawa.-Wypuściła wolno powietrze z ust, jakby przygotowując się do tego, co zamierzała zaraz powiedzieć.-Szukam kogoś, kto zniknął. Dosłownie, w przenośni, może Pan wybierać.-Już od pewnego czasu biła się z myślami, co powinna zrobić teraz. Lata spędziła na poszukiwaniach, które trwały podczas jej dalszej nauki. Może za mało czasu i uwagi na to poświęciła? Czego nie mogła dojrzeć? Sprawa była zbyt bliska jej samej, aby mogła racjonalnie do tego podejść.-Nie wiem czy Pan pamięta ale miałam brata. To o niego chodzi.-Ivanowie nie proszą, ewentualnie żądają albo wykorzystują swoje umiejętności i koneksje. W swoich działaniach użyła jedynie jednej z tych rzeczy. Teraz prosiła o coś prawie niemożliwego.
Doskonale pamiętał jej nazwisko. Może dlatego, że brzmiało dość egzotycznie, w dodatku bardzo rosyjsko; może zapadła mu w pamięć z powodu bycia dobrą uczennicą - jedną z tych traktujących wróżbiarstwo poważnie. W każdym razie zwrócił na nią uwagę, choć nie dawał tego po sobie poznać. Nie hodował sobie pupilków, nie szukał przyjaciół wśród uczniów, niektórych jednak lubił bardziej, innych mniej, jeszcze innych szczerze nienawidził. Segovia fascynowała go swą tajemniczością, samym istnieniem zdawała się obiecywać coś nieokreślonego, czego Sidney'owi nigdy nie udało się uchwycić. Potem skończyła szkołę i ich drogi się rozeszły. Nie tęsknił, miał innych interesujących uczniów, skoro jednak wróciła, ucieszył się jak dziecko. To była wspaniała okazja - do czego? To się dopiero okaże. Widział, że przemawia z trudem. Nie prosiła go w końcu o małą przysługę. Kilka naszkicowanych słów wystarczyło, by zrozumiał, czego od niego chce. - Pamiętam go. To twój bliźniak? - nie brzmiało to jak pytanie, bardziej jak próba upewnienia. O mało nie użył słowa był, ale szczęśliwie powstrzymał się od tego przypadkowego nietaktu spowodowanego jej sugestią. Miałam brata. Czyżby szukała jego nadgniłego ciała? Ruszył w stronę biurka. - Proszę usiąść - wskazał jej krzesło po drugiej stronie. Spodziewał się, że rozmowa zajmie im trochę czasu. Szczerze mówiąc, brata Segovii pamiętał mniej niż ją. Nazywał się Vlad, jego wygląd mniej więcej zapadł Sidowi w pamięć. Zawsze trzymali się razem. Usiadł na swoim miejscu, tym razem w przyzwoity sposób. Zmrużył oczy, utkwiwszy wzrok w twarzy byłej uczennicy. Zastanawiał się, o co chce zapytać. - Masz jakiś pomysł? - Prócz zwrócenia się do mnie - Jak dawno to się stało? - Czego właściwie ode mnie oczekujesz? Nie powiedział, że pomoże, ale temat zaczął drążyć z nie do końca uświadomionych powodów. Nie chciał wyjść na ciekawskiego, nawet przed sobą samym; bał się, do czego może doprowadzić deklaracja pomocy, ale chciał się tego podjąć ze względu na sympatię do kobiety - i tej wersji postanowił się trzymać.
Nie dało się ukryć, że nie należała do tego miejsca. Do tej szkoły, do tych uczniów, do tego kraju. Nazwisko, akcent, wszystko czym była aż krzyczało o tym skąd pochodziła i co reprezentowała. Może zmieniła szkołę i otoczenie, nie mogła jednak pozwolić aby to wpłynęło na to, kim chciała być i co musiała zrobić aby to osiągnąć. Wróżbiarstwo było jej potrzebne, jednak z czasem stało się przedmiotem, który postawił na jej drodze więcej pytań, niżeli by się spodziewała. Rozkazywał jej podważać własne możliwości i poglądy. Wprawiał w ruch te części, których nie używała na co dzień. Był odmienny od codzienności, w której żyła... I tego nikt nie mógł jej odebrać. A fakt, że jej nauczyciel posiadał rzadko spotykany dar, który trudno wyjaśnić w logiczny i spójny sposób, to już inna kwestia. Również był fascynującą osobistością, a ta odmienność od świata, w którym żyła sprawiła, że łaknęła więcej... Nie przypuszczała, że mogła być postrzegana w ten sposób w oczach innej, dorosłej osoby. Proszę, jak człowiek wielu rzeczy nie wie... I nawet nie podejrzewa. Jak ująć w słowach coś tak złożonego i pokręconego? Wrodzona nieufność wcale nie pomagała w tym co zamierzała zrobić. Nie byłaby sobą, gdyby nie próbowała zrobić czegokolwiek. Gdyby nie walczyła. A ktoś kiedyś powiedział, że nie potrafi oddać się czemuś z pasją. Pokiwała wolno głową.-Tak.-Nie szukał potwierdzeń w słowach, jednak musiała je z siebie wyrzucić. Dobrze zwrócił uwagę na czas przeszły, którego użyła, chociaż sama Segovia wydawała się go nie zauważyć. Tak, jakby jej podświadomość już to przemyślała, nie do końca informując o tym resztę. Odprowadziła go wzrokiem, a kiedy zaproponował jej krzesło, zajęło jej dwie sekundy aby ostatecznie rozważyć swoje przybycie do tej konkretnej osoby. Jeszcze miała czas aby zawrócić... I co, poddać się? To chyba zawyżyło sprawę i zasiadła na wskazanym przez mężczyznę krześle. I choć nigdy nie mogłaby poczuć się w nim swobodnie, stwierdziła, że jest całkiem wygodny. Zadziwiające, że profesorzy potrafili dostrzec ją, a brat zawsze umykał gdzieś w ich pamięci, za to ona znikała wśród szkolnych korytarzy a Vlad znalazł tutaj niejednego przyjaciela. Najwidoczniej doskonale wiedział, dla kogo powinien stać się niemal niewidzialny. -Mam być szczera? Pomysły wyczerpały mi się już jakiś czas temu. Myślałam, że znam swojego brata... -Przerwała, jakby tymi słowami powiedziała za wiele.-Próbowałam sposobów, do których lepiej się nie przyznawać. Może jednak istnieje coś prostszego? Coś, czego ja nie potrafię dostrzec przez to, jakimi emocjami się kieruje.-Powiedziała spokojnie, opierając plecy o oparcie krzesła. -Zaraz po zakończeniu nauki tutaj. Zostawił wszystko i wyruszył w nieznanym nikomu kierunku. Myślałam, że ukrył to tylko przede mną... Jednak dosłownie nikt nie wie o tym, gdzie może być.-Zagryzła lekko wargę, przypominając sobie spotkanie z Claude i to, jak wspólnie próbowali odnaleźć jej brata. W końcu, nie tylko jej osobę tutaj zostawił. Spojrzała na swojego dawnego profesora. Ile mogła mu powiedzieć? Ile jest potrzebne aby ta pomoc w ogóle doszła do skutku?
Była zdesperowana. Podejrzewał, że wcale nie chciała tu przychodzić - tylko wydawało jej się, że musi. Czyżby tak bardzo wierzyła w możliwości profesora Younga? Tak bardzo mu ufała? Może nie znała innego jasnowidza. Swoją drogą mężczyzna nagle zainteresował się tym, co teraz dzieje się z Segovią. Pracowała gdzieś? Wyszła za mąż? To wszystko nie miało znaczenia, a tym bardziej nie powinno obchodzić Sida. Przede wszystkim chodziło o Vlada, którego siostra szukała najwyraźniej od samego początku, czyli już kilka lat. Sprawa pewnie rozwijała się w różnych kierunkach, pozornie szła naprzód, lecz z tego, co Segovia właśnie mówiła, wynikało, że tak naprawdę ciągle stoi w miejscu. Zrobiło mu się jej nawet żal. - Miałby jakieś powody? - zapytał w odniesieniu do ostatnich słów. Dlaczego myślała, że się przed nią chowa? To patrzył kobiecie w oczy, to wodził wzrokiem po biurku, co jakiś czas zawieszając spojrzenie na przedwcześnie zgaszonym papierosie, jakby szukał lekarstwa na ciężką sytuację. Oparł podbródek na dłoni i westchnął w zamyśleniu. Nie był jasnowidzem do wynajęcia, tylko nauczycielem wróżbiarstwa, wcześniej wytwórcą amuletów i kul do wróżenia. Przyjmował setki zleceń na ochronną biżuterię, niechętnie zaś służył swoim wyjątkowym darem. - Z pewnością będę potrzebował jakichś jego osobistych rzeczy - odezwał się po pozornie dogłębnym rozważeniu. - Nie wszystkich, naturalnie, które po sobie zostawił. Czegoś, co może być dobrym nośnikiem jego energii. Czy możliwe jest, żeby to nie do końca jego decyzja spowodowała... - zawiesił głos. Czyżby próbował bawić się w detektywa? Pierw to pytanie o powody, teraz snucie hipotezy o porwaniu... Stop! - Nie, proszę nie odpowiadać. Lepiej, żebym się nie sugerował - Sid wyraźnie się ożywił, jakby nagle przypomniał sobie, co należy robić w takiej sytuacji (jakby naprawdę istniała recepta). - Proszę po prostu przynieść te rzeczy i dzielić się naprawdę istotnymi oraz pewnymi informacjami. Tak będzie lepiej. Chyba nie było już odwrotu. Czy całkiem świadomie i racjonalnie podjął tę decyzję, czy podjęła się ona jakoś tak sama (wariant mieszany, lecz z którą przewagą?), swoją postawą dał wyraźny sygnał do rozpoczęcia metafizycznych poszukiwań Vlada Ivanowa. Sam sobie trochę się dziwił. Oj, Sid, ty idioto, już tego żałujesz. Nie mniej starał się wyglądać na profesjonalistę w swoim żywiole.
Nie znała nikogo podobnego. Zapewne nawet gdyby posiadała takie znajomości, nie skorzystałaby z nich. Może była to kwestia większego zaufania do kogoś, kogo już znała i w pewien sposób szanowała. Była gotowa uniżyć się do tego stopnia, aby błagać o pomoc. Bo była zdesperowana... Tak bardzo pragnęła tego, czego najwidoczniej mieć nie powinna... Z chęcią skupiłaby się na swoich życiowych aspektach, niżeli na tym, co tak naprawdę powinna zrobić. Już ciekawsze było opowiadanie o nudnym życiu w Ministerstwie oraz o braku życia prywatnego. Tak. Do tego to doszło... Jednak jak zawsze ponad siebie kładła rodzinę, a w szczególności brata. Podniosła zbyt szybko głowę i zbyt szybko odwróciła spojrzenie od oczu profesora, aby uznać to pytanie za normalne. I o to nadszedł ten moment, jak wiele mogła mu zdradzić? Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, dlaczego mógłby się ukryć... To było oczywiste jednak nie dawało jej spokoju, zwyczajnie nie chciała aby to był prawdziwy powód oddalenia się brata. -Ja wiem... Wiem, że moja prośba nie jest łatwa. Nie powinno się wykorzystywać Pana daru w taki sposób, nigdy nie śmiałabym nawet się nim posłużyć... Jednak jak mówiłam, wszystko inne zawiodło. Nie ufam już nawet samej sobie.-Powiedziała spokojnie. Spojrzała w bok, na okna, które wprowadzały do pomieszczenia trochę światła.-Vlad jeszcze w naszym rodzinnym domu został zarażony... Jest wilkołakiem. I chyba nie pogodził się z tym tak, jak mnie zapewniał.-Powiedziała, tym razem patrząc w oczy mężczyźnie. Obiecała milczeć. Obiecała nigdy o tym nikomu nie mówić. I to wcale nie pod rozkazem ojca, a prośbą brata. Następne słowa, która wypłynęły z ust profesora delikatnie zbiły ją z tropu. Wyjazd miałby być przymusowy? Pokręciła jedynie głową, wiedząc, że ta opcja nigdy nie wchodziłaby w grę. Z oczywistych powodów. W takich przypadkach zawsze zostaje jakiś ślad. Pozwoliła sobie na lekki uśmiech, a jej serce zabiło delikatnie mocniej, niżeli tego chciała.-Naprawdę?-Tym razem naprawdę uśmiechnęła się szerzej. Nienawidziła siebie samej za to, jak wiele nadziei wkradło się do jej głowy. Jak naiwna w tym momencie mogła być. Jednak w danym momencie nieszczególnie się tym przejęła, w końcu miała o wiele ważniejsze rzeczy na głowie. -Dobrze. Proszę mi tylko dać znać, kiedy możemy się ponownie spotkać. Nie chcę nachodzić Pana podczas zajęć czy też podczas innych istotnych rzeczy.-Powiedziała. Kto by przypuszczał, że to skończy się właśnie tak? A może lepiej brzmiało, dopiero się zacznie?
Jej kolejne słowa tylko potwierdzały przeczucie Sida, co do kierującej nią desperacji. Tym bardziej nie mógł jej odmówić, choćby z powodu wyrzutów sumienia, które przed długi czas nie dałyby mu normalnie funkcjonować, być może już nigdy. Chcąc nie chcąc złapała go w pułapkę, wykorzystując największą słabość - normalne ludzkie uczucia. Likantropia. Był to owszem dobry powód na odseparowanie się od tych, których się kocha, nie mogli jednak popadać w tak oczywiste schematy. To, że coś brzmi sensownie, nie oznacza, że jest prawdziwe, o czym Sidney niejednokrotnie się przekonał. Istnienie magii w świecie mugoli zdawało się być bajką dla dzieci, a wróżbiarstwo - dziedzina jakże poważna - nawet przez czarodziejów nie zawsze była traktowana na równi z innymi naukami, co było już zupełną hipokryzją. Zobaczył delikatne acz stanowcze zaprzeczenie ze strony rozmówczyni w możliwość porwania czy gróźb jako głównej przyczyny wyjazdu. Nie zamierzał dyskutować z jej przekonaniami. Pomyślał, że mogła mieć dużo racji, gdy narzekała na silne, zaślepiające ją emocje. Jak to dobrze, że nie był detektywem! Gdyby miał się bawić w to całe gdybanie i logiczne rozumowanie, najpewniej by oszalał. Niemniej czuł niechęć do zadania, którego właśnie się podejmował. Siedział lekko przygarbiony i robił dobrą minę do złej gry. Głównym powodem były złe przeczucia. Może i wierzył w swoje możliwości, ale sprawa wydawała mu się trudna z powodu konsekwencji, jakie mogło nieść jej rozwiązanie, a także jego brak. Jedynie uśmiech Segovii był pewną osłodą, która chociaż próbowała przechylić szalę na stronę pozytywnych aspektów. Nie chodziło tu bynajmniej o to, że kobieta była wyjątkowo urodziwa, Sidney'owi jej uśmiech sprawiał przyjemność z powodu ciepła, jakie z niego odbierał. Coś tak szczerego nie zdarzało się często, zwłaszcza w kontaktach z tak powściągliwymi ludźmi jak panna Ivanowa (o ile nie była już panią Jakąśtam, nad czym już się zastanawiał). - Najlepiej jak najszybciej - przyznał, gdy zapytała o termin kolejnego spotkania. Nie powodowała tego jakaś niecierpliwość, tylko chłodna logika. - Nawet jutrzejszy wieczór będzie dla mnie odpowiedni, a dla pani? Odpowiedni to nie najlepsze słowo do określenia czasu zajęcia, które chciałoby się odwlec na wieczność. Intuicja była niezawodna, dlaczego więc tak łatwo dał się omamić racjonalności?
Może tak właśnie było. Może to nawet z premedytacją wykorzystała ludzkie uczucia do tego, aby pomóc jej w tej sytuacji(tragicznej i zapewne straconej sprawy) Byłoby to do niej podobne. Nikt nie zdziwiłby się, gdyby tak właśnie postąpiła. Wykorzystała Sidney'a dla własnych korzyści. Czyli to, do czego została stworzona. Ojciec byłby dumny. Vlad nigdy nie pogodził się z tym, kim się stał. Wiedziała, że nigdy również nie powiedziałby jej tego wprost. Ale po części obwiniał ją o to, co się stało. Chociaż obydwoje zadecydowali o tym, aby wtedy udać się do lasu. Obydwoje pragnęli się wydostać... Jednak czy to nie ona zawsze popychała swojego brata? Wyjazd z rodzinnego domu, pożegnanie się z własną tożsamością wiele ich kosztowało. Jednak najwięcej jej brata... Taka była prawda, a choć to rozumiała. Nijak wiedziała co dokładnie czuł Vlad. Mogła się oszukiwać i wmawiać sobie, że go znała. Prawda jednak stawała się namacalna i zbyt bolesna aby mogła ją przyznać. Potrafił radzić sobie bez niej, za to ona nie wiedziała kim jest kiedy nie było go przy niej. Była żałosna i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Może popełniła błąd pokazując coś szczerego i takiego niepodobnego do jej osoby. Nie czuła jednak skrępowania, a sam ten gest wydawał jej się najodpowiedniejszy. Osoba znajdująca się przed nią nie była kimś obcym, a raczej kimś kogo słuchała... A jej zamążpójściem chyba nie interesował się nikt, chyba, że był członkiem jej rodziny, która wręcz sama podsyłała jej odpowiednich kandydatów. Pokiwała delikatnie głową, przyjmując informacje do wiadomości. Jakby notowała to w głowie, w jakimś specjalnym notesie. Jednak kiwała głową i udawała, że przejmuje się szczegółami... A tak naprawdę w jej głowie aż wrzało od niepotrzebnie pojawiających się uczyć, jakieś dziwnej euforii. Nie powinno tak być... Nie powinna w swoim spojrzeniu zawrzeć całej sympatii do tego człowieka, nie tylko pod względem przyjętego zadania. -Oczywiście. Niech mi tylko Pan powie... Gdzie mamy się spotkać?-Rozejrzała się spokojnie po pomieszczeniu.-Nawet nie wiem, od czego zaczniemy. Jak to będzie wyglądać... Czy jest jakiś konkretny sposób...? Wiem, że efekt może być różny, może nawet nie nadejść... Chciałabym tylko chociaż odrobinę przygotować się na to, co może się stać.-Powiedziała spokojnie. To jak zniesie kolejną porażkę zależało od wielu czynników... Nie chciała zastanawiać się, jak wiele z siebie już dawno straciła i ile zamierza jeszcze stracić.
Nie chciał jej zawieść, lecz powodzenie nie zależało wyłącznie od niego. Ważny był los, czy będzie im sprzyjał? Sid wiedział, że Segovia nie jest ignorantką, że sama zna się na wróżbiarstwie i doskonale wie, że nie istnieją żadne recepty, żadne przepisy kulinarne, by osiągnąć konkretny cel. Byli skazani na ślepy los i jakieś tam doświadczenie Sidney'a, wprawdzie większe niż jej czy większości przeciętnych ludzi, jednak wciąż zdecydowania za małe. Patrzył na nią z uspokajającą łagodnością. On również potrzebował przygotowania. Tak bardzo nie chciał jej zawieść. - Owszem, sposobów jest kilka, muszę się nad tym wszystkim poważnie zastanowić. Dawno nie szukałem... - zaginionego? - nikogo. Napiszę pani adres, myślę, że w moim mieszkaniu nie będziemy się musieli niczego obawiać. Posłał jej miły uśmiech i szybko napisał dość czytelnie londyński adres. Był pewien, że może sobie pozwolić na nagłą nieobecność w szkole, przynajmniej kilkugodzinną. Zgadywał, że Segovia czuje się nie swojo w murach dawnej szkoły. Podzielał jej opinię, nawet za zamkniętymi na klucz drzwiami nie mieli pewności co do poufności działań. Wręczył jej kartkę. - Czyli widzimy się jutro? Nie obiecuję, że cokolwiek nam się uda, ale zrobię wszystko, co w mojej mocy. Jeśli już podejmowałsię zadania, wykonywał je najlepiej, jak potrafił.
Powinna o tym wiedzieć chyba najlepiej. W końcu tyle już próbowała, wykorzystywała wszystkie dostępne kontakty i możliwości. Nie udawało jej się, a do tego nie była przyzwyczajona... Kompletnie nie wiedziała, jak powinna się w takiej sytuacji zachować. Zapewne gdyby to spojrzenie dojrzała w obliczu zupełnie innej osoby, uniosłaby się dumą lub zwyczajnie okazała swoje niezadowolenie. W końcu nie potrzebowała litości, czy jakiegokolwiek innego łagodnego uczucia skierowanego w jej stronę... Jednak w przypadku tego nauczyciela, przyjęła je z delikatnym uśmiechem, którego sama nigdy by się nie spodziewała. Nie potrzebowała słów aby wyrazić to, jak wdzięczna była mu w tym momencie. I jak nieswojo dobrze się z tym czuła... Pokiwała lekko głową.-Oczywiście. Jestem zdziwiona, że spotkamy się od razu... Nie spodziewałam się... Iż to takie proste.-Powiedziała spokojnie.-Przyjść, poprosić o pomoc i ją uzyskać... Choć sam wynik stoi pod wielkim znakiem zapytania.-Dodała ciszej, przez moment przyglądając się temu jak notuje swój adres. Nie oczekiwała wiele... Mogą nigdy nie dowiedzieć się, co się stało... To wszystko może być jednym wielkim żartem i pomyłką. Musiała jednak coś zrobić, prawda? Nie mogła tak zwyczajnie zrezygnować z czegoś, co było najważniejszą rzeczą w jej życiu. Wstała z miejsca i podeszła do biurka, odbierając kartkę z adresem. To było aż tak widać? Czy zesztywniałe ramiona i niesmak wypisany na twarzy to zwyczajnie pomyłka w interpretacji. Może zawsze taka była, niezależnie od tego w jakim miejscu się znajdowała. -Tak.-Powiedziała i spojrzała na Young'a. Kąciki jej warg drgnęły, jakby uświadomiła sobie coś dopiero w tym momencie.-Jeżeli mam być szczera, zapewne w tym momencie zrobiłam więcej niżeli przez ten cały czas...-Schowała kartkę do kieszeni.-Będę już szła... W takim razie do zobaczenia jutro, Profesorze.-Powiedziała. Czuła dziwne skrępowanie na myśl, że miałaby zwrócić się do tego człowieka w inny sposób. Czy to kwestia szacunku, czy czegoś zupełnie innego? Ruszyła w kierunku wyjścia, nie oglądając się za siebie kiedy otwierała drzwi i zamknęła je za sobą z cichym kliknięciem.
Bynajmniej nie było w tym nic prostego. Jednak zbyt długie oczekiwanie spowodowałoby więcej wątpliwości. Kto wie, może Sid odważyłby się zmienić zdanie i mimo wszystko zrezygnować? Wolał działać od razu, i żeby od razu okazało się, że po raz kolejny Segovia pokłada nadzieję w czymś niewartym zachodu. Wyglądało to jakby w siebie nie wierzył, ale tak naprawdę po prostu czuł dużą presję i dialogował z wyimaginowaną Segovią, próbując ostudzić jej zapał. Tej prawdziwej budował pozory kogoś, kto ma dużą kontrolę nad sytuacją. Dobrze chociaż, że nie była głupia i nie wierzyła bezgranicznie w jego ponadmagiczne (mugole powiedzieliby magiczne) zdolności. Wstał. - Do zobaczenia. Proszę się zjawić o tej porze, co dzisiaj - uśmiechnął się z grzeczności. Mimo całej sympatii do Segovii, nie cieszył się na jutrzejsze spotkanie. Odprowadził ją do drzwi, a potem opadł jak zwiędły liść na poprzednie siedzisko. Czuł się wykończony tym, co dopiero go czekało. Profesorze - wspomniał jej ostatnie słowo, drugi raz odpalając tego samego papierosa, na którego miał straszliwą ochotę przez całe niedługie spotkanie. Wciąż jestem jej profesorem...