Osoby: Anthony Selwyn & @Remor Laverne Miejsce rozgrywki: Hogwart Rok rozgrywki: maj, 2004r. Okoliczności: Dawno temu Selwyn wałęsając się po Hogwarcie z Remorem usłyszał wzmiankę o ludziach, którzy są wężouści. Sobą by nie był, gdyby nie spróbował dowiedzieć się o co chodzi. Niestety, Remor musiał mu towarzyszyć.
Kolejny leniwy dzień w Hogwarcie. Maj panował pełną parą, a nauczyciele nieustannie wspominali o zbliżających się wielkimi krokami egzaminach. Ogólnie mówiąc, Anthony miał to głęboko w dupie. Rzygał już przypominaniem o tym na każdym jednym kroku oraz faktem, że każdy wymagał od nich doskonałości. On sam od siebie nigdy tego nie oczekiwał. On miał jeden cel i plan na przyszłość i skrupulatnie go realizował. A że w tym momencie uznał, iż nauka jest zbędna tego dnia, pociągnął za sobą Remora na ciemną stronę mocy i w taki oto sposób wylądowali nad jeziorem. Leżał na zielonej trawce, leniwie gryząc źdźbło trawy, które niedawno urwał. Mankiety koszuli miał podwinięte, a krawat przewiązany na czole w taki sposób, że spadał mu na plecy. Nie przejmował się faktem, że podczas obiadu ubrudził koszulę sosem do pieczeni. Nie przejmował się również tym, że może pojawić się ktoś w okolic. Paczka papierosów leżała sobie spokojnie obok niego, a on przerzucał sobie różdżkę między palcami. I pewnie w taki sposób spędziłby całe popołudnie, co jakiś czas odpalając sobie papierosa. - Ale jakim cudem ona mi odmówiła? Przecież Cherryl nie jest już z Mattem, możesz mi to wyjaśnić? - rzucił w eter, chociaż doskonale wiedział, że Remor wiedział, iż pytanie zostało skierowane w jego stronę. Selwyn nadal nie mógł pogodzić się ze swoją niedawną porażką i koszem, którego sprzedała mu pewna Krukonka. Uznała go za nazbyt niedojrzałego, a ją nie interesowali chłopaki tego typu. Przynajmniej w ten sposób się tłumaczyła. Problem polegał na tym, że kilka dni później widział tę samą dziewczynę obściskującą się z innym, z tym głupim Ślizgonem z 6 klasy! Pewnie jeszcze długo by ciągnął ten temat, bo dręczył go niesamowicie, gdyby nie słowa, które wpadły mu do uszu. -Słyszałeś też to? Wszyscy o tym mówili ostatnio. Syczał do węży zawzięcia, a tamte jakby go rozumiały... - był to jedynie strzęp rozmowy, którą prowadziły dwie przechodzące się po błoniach dziewczyny, ale utkwił on w głowie chłopaka od razu. Ktoś mówił do węży? Podniósł się raptownie i spojrzał na Remora. - Ty, słyszałeś to samo co ja?
Jak na maj było wyjątkowo gorąco. Każdy kto znał Remora choć trochę wiedział, że jest zdecydowanie w typie zimowym i gdy tylko pojawiało się słońce, on znikał. Męczyły go wysokie temperatury, więc nic dziwnego, że wybrał bardziej ocienione miejsce. Selwyn mógł sobie pogryzać trawę na słońcu, ale on zaszył się pod drzewem i obecnie czytał coś, co wyglądało na wyjątkowo nudne i opasłe. Wywody kumpla kwitował miarowym kiwaniem głowy, chociaż na swój sposób rozumiał, że męskie ego jest sferą bardziej delikatną niż większość dziewczyn mogłaby się spodziewać. Wreszcie zerknął znak książki i przetarł twarz dłonią; przerwa. - Wyluzuj. Może chce wzbudzić w tobie zazdrość i zobaczyć jak daleko się posuniesz? To kobiety, kto je tam zrozumie - zauważył, choć jak dla niego sprawa była oczywista. Krukonka od pewnego czasu wodziła wzrokiem za Ślizgonem, i chyba tylko Anthony tego nie zauważył. Albo też nie chciał tego widzieć, bo Remor co najmniej kilka razy zwracał mu na to uwagę. Wiedział też, że chłopak zaraz znajdzie sobie kolejny obiekt westchnień i wszystko wróci do względnej normy. On sam niezbyt interesował się nawiązywaniem relacji, aczkolwiek nie dalej jak kilka dni temu sam spędził chwilę na niezbyt profesjonalnych korepetycjach z numerologii. Faith poprosiła go o pomoc przy eseju semestralnego, a on nie potrafił jej odmówić. Dość wspomnieć, że wypracowanie nie zostało skończone, ale Selwyn - który miał tendencję do wybierania sobie najgorszego możliwego momentu - wparował wtedy do wieży astronomicznej i na tym wieczór się skończył. Już miał pociągnąć temat, ale wtedy zasłyszał coś ciekawego. Anthony najwyraźniej też, bo obaj spojrzeli po sobie porozumiewawczo i całkiem ucichli. Był to jednak wyłącznie strzępek rozmowy. - Mamy tu kogoś wężoustego? - Remor zmarszczył brwi, nie do końca łapiąc kto to mógł być i czy aby na pewno dobrze usłyszał. Niewiele mu było wiadomo na ten temat, ale mógł się założyć, że jeśli tylko Selwyn był nie mniej zainteresowany - to się dowiedzą.
Tak, Selwyn potrafił pojawić się w najmniej odpowiednim momencie w najmniej odpowiednim miejscu. Niejednokrotnie zbierał z tego powodu bury od znajomych, ale cóż mógł na to poradzić? W końcu nigdy nie robił tego specjalnie... no, prawie nigdy. Doskonale wiedział, że Remor przebywał z Faith na wierzy astronomicznej więc nie bez powodu udał się właśnie w tamto miejsce. Zamierzał na zawsze pozostawić w tajemnicy, że właśnie dzięki tamtej przechadzce wygrał zakład na 20 galeonów z Thomasem. Jego myśli zawirowały jednak o 180 stopni i niedawne niepowodzenie z Cherryl kompletnie poszło w niepamięć. Właśnie usłyszał coś, co cholernie go zaintrygowało. I z zadowoleniem zaobserwował, że Remora również. Tylko to słowo, którego użył... Wężousty? Tak to było? Kompletnie nic nie mówiło Tony'emu. - Wężousty? - zapytał chłopaka. Mógł się tylko domyślać o co w tym chodzi, ale jako że dzisiaj jego głowa była o wiele za wysoko w chmurach, nawet nie próbował. - Co ty pieprzysz Rem? Jaki wężousty? - zmarszczył brwi, co w połączeniu z krawatem na czole musiało wyglądać przynajmniej śmiesznie. Nie przejmował się tym wcale, bo uwaga, jak nigdy dotąd chyba, pragnął wiedzy. A Remor ją widocznie posiadał. Najważniejsze, aby chciał się nią podzielić. - W ogóle skąd ty znasz takie określenie? - konsternacja wymalowała się na jego twarzy zważywszy na fakt, że nie przywykł do tego, aby ślizgon popisywał się wiedzą, której Gryfon by nie posiadał.
Z jednej strony miał mu wtedy ochotę wyrwać nogi z dupy, ale z drugiej - Faith sprawiała wrażenie osoby, która ma mocne zapędy terytorialne, a tego Laverne wolałby uniknąć. Sam gotów był zapłacić mu te dwadzieścia galeonów, byle tylko mieć z głowy jej późniejsze naciski. Selwyn chyba totalnie nie przejmował się tym jak wygląda, i może właśnie dlatego Krukonka dała mu kosza. Spojrzał na kumpla z politowaniem i uniósł lekko brew. - Wyglądasz jak idiota. Zdejmij to z głowy, zrób coś z plamami i pogadamy - oświadczył krótko, wkładając zakładkę do książki w miejscu, w którym skończył czytać. Starożytne runy będą musiały zaczekać do wieczora, albo i dłużej. Znając dociekliwość Selwyna był skory przypuszczać, że nie odpuści mu w temacie który właśnie poruszyli. Odkaszlnął i przeczesał sobie włosy z tyłu, próbując zebrać myśli w spójną całość. - Po pierwsze, język, Anthony - poprawił go od razu, wiedziony przyzwyczajeniem. Sam potrafił kląć jak szewc, ale robił to wyjątkowo rzadko. Remor był na ogół równie sztywny co kołnierz jego koszuli, zwłaszcza, gdy miał na karku egzaminy i się stresował. Tak było tym razem, ale pewnie za jakiś czas odpuści korygowanie Gryfona. Robił to również ze zwykłej złośliwości, ale po prawdzie ponieważ darzył go sympatią - zwyczajnie chciał być osobą, która ustawi go choć trochę do pionu. - Nie wiem jak u ciebie, ale ja korzystałem z biblioteki domowej jak mi się nudziło. Ale ad rem. Wężousty, czyli ktoś, kto posługuje się mową węży. I nie, to nie jest mit. Są udokumentowane przypadki osób, które potrafią to robić, ale nie mam pojęcia jak do tego doszły - zaznaczył od razu, zapobiegając fali pytań. Widząc, że chłopak ma problem z rozwiązaniem krawata westchnął tylko ostentacyjnie, ale cierpliwie sięgnął do supła i pomógł mu się z niego uwolnić. Oddał mu krawat, uprzednio starannie go składając i spojrzał Selwynowi w oczy. - Zainteresowany? Nie musiał pytać. Znał go już na tyle by wiedzieć, że Gryfon łatwo nie odpuści i będzie dociekać. Nie miał nic przeciwko - między innymi dlatego tak świetnie się ze sobą dogadywali, mimo iż nie można było powiedzieć tego samego o innych członkach domów do których należeli.
Suma Sumarów, wyszło na to, iż dobrze, że Selwyn przeszkodził kumplowi w randce, ale z pewnością nigdy miał się żaden do tego nie przyznać. Może to i lepiej? Są rzeczy, których męskie ego nie mogłoby znieść, a z całą pewnością, gdyby Remor dowiedział się DLACZEGO Tony wtedy pojawił się na wierzy astronomicznej, nigdy by mu tego nie wybaczył. W końcu, pewnie niewiele brakowało, aby ślizgon zaliczył, bądź co bądź, naprawdę niezłą laskę. No cóż, pech... -Ty się chyba w lustrze nie widziałeś, skoro sądzisz, że ja wyglądam jak idiota. - odburknął tylko, ale jakiś dziwnym trafem, wziął różdżkę do ręki. - Chłoczyść. - rzekł, celując nią w największą plamę i z zadowoleniem obserwował, jak ona znika. Nigdy nie miał nadmiernych umiejętności, jeśli chodziło o zaklęcia, dlatego był z siebie dumny. Szeroki uśmiech wymalował się na jego twarzy, bo chyba pierwszy raz to zaklęcie od razu mu się udało. Przewrócił tylko oczami słysząc napomnienie ślizgona o używanie lepszego słownictwa. Wiedział, że w tym wypadku zakrawało to o wyjątkową ironię. Sam Remor niejednokrotnie mógłby zawstydzić niejednego smokologa, któremu właśnie Norweski Kolczasty zionął ogniem prosto w dupę, ale do niego akurat się przypieprzał? Smarkacz jeden... - Nie miej mnie za takiego głupka. To, że nie czytałem wszystkiego, co mi wpadło w łapę, nie oznacza, że jestem debilem. - skomentował tylko, jego rzekomy brak skłonności do czytania książek. Trzeba było przyznać otwarcie, że biblioteczka jego ojca pękła w szwach. Były tam przeróżne książki w przeróżnej tematyce, ale jakoś dziwnym trafem w ręce młodego Selwyna trafiały tylko te o tematyce magicznych zwierząt. Ale nigdy nie trafiło na takie określenie jak wężousty. Dziwne. Usiadł wygodniej zastanawiając się nad słowami, które właśnie usłyszał. Wężouści umieli rozmawiać z wężami. W głowie zrodziło mu się od razu tysiące pytań, ale wiedział, że Remor pewnie nie zna na nie odpowiedzi. Zaczął szarpać się z krawatem, który tamten szybko mu zabrał i rozwiązał za niego. Może to i lepiej, on nie miał cierpliwości do tak trywialnych rzeczy. Czy był zainteresowany? Oczywiście że tak! Co to w ogóle za głupie pytanie! Przecież porozumiewanie się ze zwierzętami to jedno z jego największych marzeń, a dopiero mając 16 lat usłyszał o tym, że coś podobnego jest możliwe. - Chyba żartujesz w tym momencie, jasne że tak! I nie wierzę, że to powiem, ale chyba musimy udać się do biblioteki. - te słowa w jego ustach brzmiały przynajmniej tak, jakby właśnie obwieszczał komuś, że zdechł jego psidwak. Sam był zrozpaczony tym, że uda się w to miejsce, ale chyba tego wymagała chwila. Podniósł się z ziemi i oczekiwał, jak to samo zrobi ślizgon. -Swoją drogą, to skąd ty znasz takie określenia? One raczej nie są super popularne. - zapytał po chwili ciszy naprawdę ciekawy tego faktu.
Puścił to mimo uszu; lubili dogryzać sobie dla sportu, ale tym razem o wiele bardziej interesował go główny temat. Sam chętnie dowiedziałby się więcej odnośnie wężoustych, w książkach swojej ciotki napomknął tylko króciutką wzmiankę i nie był tym w pełni usatysfakcjonowany. Spojrzał na Selwyna gramolącego się z trawy, więc niespiesznie schował swoją książkę to torby i strzelił stawami palców, by trochę je rozruszać. - Tego nie powiedziałem, Thony - Remor uśmiechnął się wrednie kącikiem ust i wstał, po czym otrzepał się z suchej trawy. Poprawił krawat pod szyją i wyregulował pasek od torby, żeby ta nie plątała mu się zbyt nisko przy nogach. Z jakiegoś niejasnego powodu czuł, że rychło czeka go szlaban. Zwykle większość ich pomysłów kończyła się w podobny sposób, to nie byłby wyjątek. Zerknął przelotnie na Gryfona, choć ten zajęty był już snuciem wizji i nakreślaniem im planów na dzisiejszy wieczór. No tak, Selwyn zdążył się już podekscytować i nie było takiej siły, która mogłaby go zatrzymać. Laverne nawet nie zamierzał tego robić, w końcu od samego początku byli partnerami w zbrodni. - Też tak sądzę, i to chyba po godzinie policyjnej. Najciemniej jest tuż przed świtem, więc sugeruję trzecią w nocy. Nie wiem dlaczego, ale wszyscy zawsze wybierają północ, a to chyba najgorsza pora na zakradanie się w miejsca, w których w ogóle nie powinni przebywać - zauważył, po czym widząc jak Gryfon oporządza się gorączkowo, sam poprawił mu kołnierz. Może i był młodszy o rok, ale Remor zawsze czuł się wobec niego w dziwnym obowiązku. Niewiele było osób z którymi utrzymywał kontakt, więc tych którzy niezrozumiale chcieli przy nim pozostać traktował dość protekcjonalnie. - Można powiedzieć, że dbam by ojciec miał dobry powód żeby mnie wydziedziczyć - parsknął krótkim śmiechem, choć było w tym więcej prawdy niż osoba postronna mogłaby się spodziewać. Miał jasne plany na przyszłość zawierające się przede wszystkim w tym, że chciał zostać aurorem. Miał oczywiście pojęcie, że ojciec dostanie szału. Nigdy się nie dogadywali, a decyzja o obraniu takiego kierunku będzie gwoździem do trumny. Nadal trzymał tę niespodziankę na odpowiednią okazję, więc na ten moment ich relacje pozostawały na stopie neutralnej.
Nie powiedział, nie powiedział. Jasne, że nie powiedział! Ale Selwyn znał go na tyle, że z dosyć dobrą dokładnością mógł stwierdzić, że fakt, że nie powiedział tych słów, nie oznaczał, że podobne myśli nie pojawiły się w jego głowie. Nie zamierzał jednak tego w żaden sposób komentować. Bo i po co? Wyszłaby tylko niepotrzebna sprzeczka, która w ogóle nie powinna mieć miejsca. Właśnie planowali coś grubego, a Tony'emu w ogóle był zbędny kolejny szlaban. Trzeba więc było porządnie wszystko zaplanować, dostosować do ich potrzeb i wymagań i przede wszystkim zadbać o każdy aspekt. Znali się na tyle, że dla Remora oczywistym stał się fakt, że to, że Selwyn mówi o pójściu do biblioteki, nie oznaczało, że będą się szwendać po tym ogólnie dostępnych działach. Sam bywał w bibliotece tak rzadko, że gdyby tylko jego stopa przekroczyła ten próg w biały dzień, na pewno włączono by przynajmniej alarm. Uczył się tego, czego musiał się uczyć. Inne przedmioty traktował z należytym szacunkiem, czyli nie zwracał na nie uwagi. Po prostu wychodził z założenia, że po cholerę ma się uczyć pięćdziesięciu księżyców Saturna, skoro w ogóle nie zamierzał z tym tematem wiązać swojej przyszłości? Zbętne to to marnowanie czasu i tyle. Więc w bibliotece pojawiał się tylko, kiedy chciał poczytać o magicznych sworzniach. W innych wypadkach wystarczyły podręczniki i tego się trzymajmy. -Tylko właściwie to... w jakim dziale powinniśmy szukać na ten temat? Przecież te o magicznych stworzeniach wertowałem tysiące razy i nigdy nie trafiłem nawet na wzmiankę! - był szczerze tym faktem poruszony i ciekaw tego, co sądzi na ten temat Remor, który ewidentnie miał pod tym względem większą wiedzę niż on. Zaśmiał się na odpowiedź kumpla. Nie od dziś Selwyn wiedział, że Remor nie ma najlepszych kontaktów ze swoim ojcem, a w zasadzie nie miał ich wcale. Szczerze mu tego współczuł. On miał świetny kontakt ze swoimi rodzicami i nie wyobrażał sobie, aby kiedykolwiek mogło być inaczej. - Na pewno jest z Ciebie dumny. -również parsknął śmiechem. Zebranie się z trawy wcale nie było tym, co chciał robić. Ale jego brzuch burczał coraz mocniej i dłużej nie mógł ignorować faktu, że mocno domagał się jedzenia. -Dobra, chodźmy coś zjeść, bo za chwilę obiad. Nie wspominaj o tym nikomu, nie mam ochoty na szlaban. - zaczął iść przez błonia, ledwo powłócząc nogami. Jednak kiedy na horyzoncie dostrzegł ładną krukonkę, która od dłuższego czasu zawieszała na nim oko, w moment się wyprostował, uśmiechnął szeroko i poprawił swój chód. - To co, widzimy się na pierwszym piętrze około drugiej? - rzucił luźnym tonem, jakby właśnie rozmawiali o tym co za chwilę zjedzą, a nie obmyślali nocną eskapadę. Tymczasem Krukonka zaśmiała się cicho, kiedy obdarzył ją spojrzeniem i poszła dalej przed siebie. Nie, dzisiaj nie zamierzał nikogo podrywać. Nie miał na to czasu. Miał coś ważnego do zrobienia i na tym powinien się skupić.
Odnośnie działu, Remor raczej nie miał złudzeń; albo będą musieli przewertować kartotekę działu zakazanego, albo szukać w biografiach. To była jego pierwsza myśl, aczkolwiek i tak skończą pewnie w różnych miejscach rozglądając się za czymkolwiek. Miał już zapytać czy Selwyn wpadł na jakiś pomysł, kiedy napotkał jego spojrzenie błądzące gdzieś w okolice... dziewczyn. No tak, czego się spodziewał? - Cherryl byłaby zrozpaczona - mruknął mu wrednie na ucho, sprzedając mu również sójkę w bok. Laverne był przekonany, że jego przyjaciel wpadnie kiedyś w kłopoty przez te swoje przelotne miłostki. Ile to już razy słuchał o jego złamanym sercu i rozterkach? W tym tygodniu co najmniej dwa razy. Z dzisiejszym będzie trzeci. - Około drugiej? - Uniósł brew z konsternacją, mając przynajmniej nadzieję, że Anthony chociaż go słucha. Oczywiście, że nie szło mu konkurować z ponętną Krukonką chichoczącą jakby oblazły ją mrówki, ale mógł zawsze spróbować w minimalnym stopniu skupić jego uwagę na czymś innym niż ładne oczy. - Za piętnaście druga, pierwsze piętro. I weź trampki, są cichsze - dodał po namyśle, zerkając wymownie na swoje buty. Elegancja była mało praktyczna, gdy chciało się zrobić coś incognito. Miękkie obuwie tłumiło odgłos kroków.
Dalsza część dnia minęła mu raczej spokojnie, choć Faith wpadła na niego gdy wracał wieczorem do pokoju wspólnego. Przez niespełna dziesięć minut starał się jakoś wywinąć od "kolejnego eseju", jednocześnie usiłując dać jej w łagodny sposób do zrozumienia, że nie udziela korepetycji na dłuższą metę. Związki były dla niego barierą nie do przeskoczenia i tak naprawdę to wcale się z tym nie ukrywał. Stąd też nie rozumiał dlaczego Faith tak usilnie starała się go nakłonić do zmiany zdania. Czy to czasem nie powinno być na odwrót? Czasy chyba rzeczywiście się zmieniają. Zanim znów opuścił pokój wspólny wziął jeszcze zimny prysznic żeby się nieco rozbudzić, przeskoczył w trampki, wygodne spodnie i koszulę. Szkolne szaty nie zawsze były praktyczne i wolał by akurat dzisiaj nic mu nie przeszkadzało ani nie wywoływało niepotrzebnych dźwięków. Wymknął się zaraz po pierwszej chcąc zobaczyć na jakim piętrze prefekci zeszli się na grę w karty i o umówionej porze w umówionym miejscu czekał na Selwyna licząc jednak na to, że ten będzie na czas.
Otrząsnął się nagle z letargu, kiedy łokieć Remora w bezczelny sposób zaatakował jego żebra. Spojrzał z czymś na kształt oburzenia wymalowanego na twarzy. Przecież Cherryl nawet nie zauważała, że on istnieje, a przynajmniej takie sprawiała wrażenie. - Mama nie uczyła, że nie ładnie się naśmiewać z innych ludzi? - sobą by nie był, gdyby nie odgryzł się w jakiś sposób kumplowi. No bo przecież nie mógł przepuścić takiego jawnego znieważenia jego osoby! Co to, to nie. Jeśli chodziło o ich dzisiejszy plan, wiedział że musi się mocno na nim skupić. Każdy niepotrzebny krok czy czyn mógł sprowadzić na nich przynajmniej szlaban jeśli nie wydalanie ze szkoły. Wiele mieli do stracenia, ale Tony by sobą nie był, gdyby nie zaryzykował. - Nie martw się, będę idealnie na czas. Poza tym, to chyba Tobie powinno się wspomnieć jak należy się ubrać na taką nocną eskapadę. - w dosyć wymowny sposób spojrzał na swoje czerwone trampki, aby potem spojrzeć na idealnie wypastowane buty Remora. Nie omieszkał unieść przy tym w równie wymowny sposób brwi.
Jeszcze chyba nigdy wcześniej dzień nie dłużył się Selwynowi tak bardzo jak teraz. Zdążył zjeść obiad, kolacje, nakarmić swoją sowę, znów spróbować swoich szans u Cherryl a tu dopiero wybiła godzina dwudziesta. Nawet z nudów zaczął się uczyć co wywołało sporo pytań. Ucinał je jednak szybko, obrzucając wszystkich nie przychylnym spojrzeniem. W końcu jednak pokój wspólny opustoszał, wszyscy udali się do dormitoriów. Anthony Mo więc wyjść z wieży i udać się na spotkanie ze ślizgonem. Powinien się wrócić od razu, bo to że po 3 zakręcie spotkał już Irytka nie mogło zwiastować niczego dobrego. Rzucił się w ostatniej chwili aby skryć się za jedną ze zbroi. Na szczęście Irytek go nie zauważył, ale stracił przez to kilka minut, dlatego na korytarz na pierwszym piętrze dotarł spóźniony i zdyszany. - Irytek... - rzucił tylko próbując wyrównać oddech. Dopiero po chwili mógł dodać do swojej wypowiedzi coś jeszcze. - Na pewno chcesz to zrobić? Remor ja nie mogę obiecać że nikt nas nie złapie... - wbrew temu co można było powszechnie sądzić, serio martwił się o jego skórę, nie chciał mieć go na sumieniu. Za swoje błędy mógł płacić, ale za cudze nir zamierzał.
Mama nie nauczyła go niczego, w gwoli ścisłości. Nie miał pojęcia gdzie w ogóle jest, a nawet jej nie pamiętał. Selwyn miał szczęście posiadać oboje rodziców, aczkolwiek Remor się nie uskarżał; miał wspaniałą ciotkę. Nauczyła go praktycznie wszystkiego i zadbała o jego odpowiednie wychowanie. Być może to jej zasługa, że Laverne miał wiecznie przysłowiowego kija w dupie?
Selwyn się oczywiście spóźnił. Powinien był mu powiedzieć, że umawiają się dwadzieścia minut wcześniej, może wtedy byliby tu o tej samej porze? Tak czy inaczej, Gryfon dotarł do niego dysząc jak wściekły. - Dobra, nie tłumacz już. Domyśliłem się. - Skinął krótko głową i rozejrzał się kontrolnie po korytarzu. Dobrze, że Anthony nie przyciągnął tego poltergeista ze sobą, bo wtedy dopiero mieliby problem. Ta zaraza potrafiła przypałętać się znikąd, Remor dziwił się dlaczego jeszcze nikt się go nie pozbył. Wcisnął obie dłonie do kieszeni i spojrzał na Anthony'ego, który zaczął właśnie jakiś wywód. Im dalej w las, tym wyżej unosiły się jego brwi. - Thony - przerwał mu, zanim Selwyn wziąłby na siebie wszystkie przekleństwa tego świata - wystarczył już Irytek. - Pomijam fakt, że brzmi to jakbyś co najmniej próbował nakłonić mnie do czegoś sprośnego. Wiem z czym to się wiąże, myślisz, że nigdy do tej pory nie zakradałem się do biblioteki w środku nocy? - Kącik ust drgnął mu przekornie, a ciepłe, złote oczy błysnęły z czymś na kształt rozbawienia. Nie zamierzał się teraz wycofać, mieli klarowny plan i byłoby co najmniej niehonorowo pozostawić przyjaciela samego sobie w takiej sytuacji. Zwłaszcza, że Selwyn nie był jedynym zainteresowanym, Laverne też chciał dowiedzieć się czegoś więcej. Nie raz nie dwa ich pomysły kończyły się szlabanem, ostatecznie mógł wziąć na siebie jeszcze ten jeden. Musiał mu jednak przyznać, że Anthony naprawdę był Gryfonem z krwi i kości - lojalnym. Zawsze mógł na niego liczyć, dlatego blondyn odpłacał się tym samym. - Idziemy razem. Jak dostaniemy szlaban, to przynajmniej nie będziesz miał czasu na głupie romanse.
Owszem, jak zwykle był kilka minut po czasie, ale, co nie często się zdarzało, tym razem miał sensowne i PRAWDZIWE wytłumaczenie tego stanu rzeczy! Spotkanie Irytka było tym, czego obawiało się wielu uczniów i studentów Hogwartu. W szczególności, kiedy chcieli zrobić coś nie do końca zgodnego z regulaminem szkolnym. W normalnych warunkach ten poltergaist był upierdliwy, a co dopiero w takim momencie. Gdyby zobaczył Sewlyna... strach pomyśleć, jak by się ta noc skończyła. Szlaban mógłby być najmniejszym problemem, jaki by ich spotkał. Tony nawet nie chciał sobie tego wyobrazić, co by na coś podobnego powiedzieli jego rodzice. Przecież by go zabili. Zabili, oskalpowali, przemienili w inferiusa tylko po to, aby ponownie zabić! I to z jak największym okrucieństwem. - Wiem, że na pewno to robiłeś. - przewrócił oczami słysząc jego słowa. - Tylko wiesz, teraz chodzi o coś innego. Bo przecież nawet nie wiemy gdzie tego czegoś szukać i od czego w ogóle powinniśmy zacząć. - dodał po chwili, jakby próbował wyjaśnić komuś ile to jest dwa dodać dwa. Miał ochotę parsknąć śmiechem na wzmiankę o romansach, ale uznał, że w tych warunkach to nie jest dobry pomysł. Mieli zachowywać się jak najciszej, aby w ogóle nie zwrócić na siebie żadnej uwagi, więc śmiech był w ogóle nie wskazany w tym momencie. Ruszyli do biblioteki, nie odzywając się do siebie po drodze. Przy każdym rozwidleniu korytarzy Selwyn zatrzymywał się i upewniał, czy aby na pewno nie ma w pobliżu nikogo niepowołanego. Mieli chyba wyjątkowe szczęście, bo nagle jakby wszyscy nauczyciele, prefekci i duchy znajdowały się w zupełnie innej części zamku. Bez większego trudu dotarli więc do drzwi, które odgradzały wszelki świat od tego spisanego w wielkich i całkiem malutkich woluminach. Gryfon wyciągnął przed siebie lewą dłoń z różdżką i niewerbalnie rzucił zaklęcie alohomora. Na szczęście podziałało od razu i drzwi do biblioteki otworzyły się skrzypiąc cichutko. Oboje wślizgnęli się do środka i dopiero wtedy Selwyn pozwolił sobie na głęboki oddech, który miał pomóc uspokoić jego skołatane nerwy. -Nie wierzę, że się udało. To co, masz jakiś pomysł od czego powinniśmy zacząć? - zapytał Ślizgona, który niewątpliwe posiadał większą wiedzę w tym temacie i większe umiejętności odnajdywania różnych pozycji w bibliotece. Tony doskonale wiedział, gdzie znajduje się dział magicznych stworzeń. Więcej do szczęścia nie było mu trzeba.
Do biblioteki zaglądał często, w tym nawet po godzinach. Z jednej strony w dziale ksiąg zakazanych był już wystarczającą ilość razy by rozumieć dlaczego wymagana była specjalna zgoda na dostęp do znajdujących się tam zasobów, ale z drugiej strony tłumaczenie nauczycielom powodu dla którego chciałby odwiedzić tę część biblioteki uważał za co najmniej upierdliwe. I to dla obu stron. Selwyn otworzył zamek, ale pozostawała jeszcze kwestia obecności osób trzecich, które mogłyby im przeszkodzić w misji. - Czekaj. - Zatrzymał Anthony'ego, zanim ten przestąpiłby próg. Wyciągnął różdżkę i zmrużył oczy, jakby się nad czymś zastanawiał. A potem rzucił Homenum Revelio, by upewnić się czy są tu jedynymi obecnymi. No cóż, byli. Mieli szczęście. - Musimy dostać się do katalogu, poszukamy w indeksie - zarządził blondyn wchodząc do środka. Nie uśmiechało mu się szukać na ślepo, bo w ten sposób mogliby siedzieć tu do białego rana i nic nie znaleźć. Miał nikłe pojęcie w jakich pozycjach mogliby znaleźć ewentualne wzmianki, ale wolał by Gryfon nie drążył zbytnio tematu. Jego ojciec sympatyzował z czarną magią, miał pełno książek, które w Wielkiej Brytanii z pewnością zostałyby skonfiskowane. Naturalnie - Remor je czytał. Nawet, jeśli była to sama teoria, uważał że aby w ogóle móc walczyć z tą dziedziną magii należało ją najpierw zrozumieć, a przynajmniej wiedzieć o niej cokolwiek. Udawanie, że temat nie istnieje i zamiatanie go pod dywan zawsze go drażniło. - Slytherin był wężousty - mruknął, wysuwając szufladę z podstarzałymi kartami z informacjami o przechowywanych książkach. Zerknął przelotnie na szatyna i przebiegł palcami po zakurzonych emblematach. Przydałoby się światło, więc liczył na to iż Selwyn znajdzie się na sposób i przynajmniej rzuci mu lumos. - Generalnie jest to rzadka zdolność, ciemnota zawsze uważała to za zły omen - wrócił do wertowania, starając się znaleźć coś, co okazałoby się przydatne. Tytuł, wzmianka, cokolwiek.
Dobrze, że Remor miał łeb na karku. Postanowił rzucić zaklęcie, które wykrywało wszelkie osoby w najbliższym otoczeniu. Selwyn kompletnie o tym zapomniał. Sądził chyba, że skoro nikogo nie spotkali po drodze to nie mogli spotkać w środku. Głupota totalna, ale tego wieczoru nie miał już siły myśleć. Mogło być to zgubne zważywszy na to, co mieli zrobić. Nie kwestionował tego, gdzie powinni się najpierw udać. Blondyn o wiele lepiej znał się na bibliotece i wiedział, jakie zasoby znajdują się w którym miejscu. Tony'ego tylko jeden dział zawsze interesował i tylko tam podążał. Ba! Nawet nie wiedział, że jest tutaj jakiś katalog! Ale przyznawać się do tego faktu nie zamierzał. -Lumos - mruknął a na końcu jego różdżki pojawił się snop światła, który na pewno pomógł przyjacielowi w przeglądaniu tych wszystkich indeksów. Sam w tym momencie rozglądał się dookoła. - Ale niby dlaczego? Slytherin owszem, nie był najmilszym czarodziejem, ale przecież był naprawdę wielki. - chyba mówił to bardziej sam do siebie niż do Laverne'a. Nie liczył na to, że w tym momencie nawiąże się między nimi jakaś wspaniała dyskusja. Nie o to w tym momencie chodziło. Niedaleko nich nagle pojawił się dźwięk, który w ogóle nie powinien mieć miejsca w teoretycznie pustej bibliotece. Ktoś musiał rozbić lampę blisko nich. - Szlag. - zdążył zakląć Selwyn i zrobić kilka rzeczy jednocześnie. Najpierw zgasił swoją różdżkę, potem złapał Remora za rękę i pociągnął w za sobą, powodując tym samym nie mały łoskot, ale przynajmniej uciekając z miejsca wypadku. Skręcał między regałami, raz w prawo, raz w lewo, wciąż nie puszczając dłoni przyjaciela. Dopiero po kilku minutach takiej ucieczki, pozwolił sobie na zwolnienie kroku i przejście do skradania się. Miał nadzieję, że znajdują się daleko od kogoś, kto stłukł tę lampę. -Kurwa, co to za zaklęcie, skoro człowieka nie wykryło? - szepnął natarczywie, próbując złapać oddech. Miał tylko nadzieję, że najgorsze mieli już za sobą.