Chłód obejmował mężczyznę - jak obsesyjny kochanek, nasiąkły od ociężałych kropel podejrzliwości. Podświadomie odczuwał - bliżej nieokreśloną materię
intencji skrywanych za niewzruszoną ekspresją; bez skutków podejmował się starań w uzyskiwaniu spostrzeżeń. Związek z matką?
Możliwe. Związek - z czymś całkowicie innym?
Nimue, stęskniłaś się za swym bratem? Pragnęłaś zatrzeć - choć odrobinę - dystans nieuprzedzonym przyjściem? Miał ochotę wybuchnąć - jakże żałosnym śmiechem, śmiechem, który przebijał się przez zakręty półkul, śmiechem, który dźgał niczym sztylet o naostrzonych brzegach.
Zamiast tego - wyłącznie, przybrał wzgardliwe widmo wstępującego uśmiechu, fałszywie
miło jaśniejącego na surowości twarzy. Lekkim skinieniem różdżki odwiesił wierzchnie odzienie, podane jemu przez siostrę.
Zabawne,
jak wiele oczekiwała.
-
Nie mam zielonej herbaty - odpowiedział znanym jej doskonale tonem; wypranym z emocji, wyblakłym, nieprzyjemnie
neutralnie nadgryzającym przestrzeń -
ani cukru - wyliczał, zmierzał w stronę salonu -
ani nie jestem twoim służącym. - Zakończył. Uzewnętrzniał ten przekaz z zaskakującą płynnością, bez najmniejszego zachwiania w artykulacji głosek. Był przede wszystkim u siebie,
miał władzę - albo przynajmniej tak sądził.
-
Miejmy to już z głowy - oświadczył, wskazując wspaniałomyślnie kanapę - aby zajęła miejsce, względnie się rozgościła -
szybciej. - Dokonał prędko poprawki.
Obdarci - z powielających się rytuałów, wdrażanych przez społeczeństwo; z narzucanej grzeczności, gościnności wpisanej w żałosny schemat witania w swych skromnych progach. Kruchych, podawanych ciasteczek i parujących napojów w rozgrzanych sylwetkach naczyń.
Zdanie. Odpowiedź. Dialog;
słowa były najszybsze z udostępnionych środków.
On zaś - był obrzydliwie konkretny - jak zawsze. Obrzydliwie bezczelny - kiedy zdejmował maskę. Wygłaszający dyktando
jak rozpieszczony dzieciak?
nadgorliwie na zakłócenia