Choć pozornie organizatorzy wyjazdu postawili na klasykę wybierając pensjonat, to trudno ukryć, że w tym miejscu wszystko jest wyjątkowe! Wystrój pokoi łączy ze sobą przywiązanie do meksykańskiego folkloru oraz wyjątkowe zamiłowanie do sztuki. Na uczniów i opiekunów czekają bardzo kolorowe, przestronne pokoje z niezliczoną ilością unikalnych dekoracji - bądźcie jednak ostrożni, bo pomieszczenia są wprost naszpikowane magią! Nie zdziwcie się, gdy któregoś dnia pokój ujawni jedną ze skrywanych niespodzianek. W zależności od położenia, sypialnia ma widok na ogrody lub basen. Każdy pokój jest wyposażony w magiczne szafy, które z pewnością pomieszczą wszystkie bagaże, oraz łoże małżeńskie i cztery łóżka pojedyncze. Miejmy nadzieję, że ten rozkład łóżek nie będzie źródłem zbyt wielu konfliktów. Wypoczynek w tak wyjątkowym miejscu musi być udany!
Wprawdzie wygrywamy mecz, ale gdy tylko schodzimy z mioteł i widzę jak jak się słaniasz, czuję się jakbym przegrał swoją prywatną walkę. Powinienem lepiej osłaniać Cię przez pierwszą połowę meczu albo chociaż ściągnąć z boiska po tym wszystkim co się stało. Zabrakło mi odwagi, żeby się z Tobą kłócić, a może po prostu brakowało mi sił, żeby patrzeć jak bardzo gdzieś masz moją opinię? Do końca grasz doskonale wbijając kolejne bramki i myląc przeciwników. Twój lot przypominana balet, swoją kurewsko skuteczny balet. Nie potrafię nie patrzeć na Ciebie w zachwycie, bo Dorien miał rację: jak zawsze radzisz sobie ze wszystkim doskonale. Chwytam Cię w objęcia nie pozwalając Ci upaść, po czym sadzam Cię na piasku i powoli pomagam Ci ściągnąć ochraniacze. Oddaje je i miotłę jednej z Twoich koleżanek, która deklaruje, że odniesie je do sypialni, zaś wybieram dla nas inną destynację - nie mam jeszcze współlokatorów, więc zabranie Cię do mojego pokoju wydaje mi się najrozsądniejszą opcją. Nie protestujesz i właściwie nie mówisz zbyt wiele, co nie jest szczególnie zaskakujące biorąc pod uwagę jak wykończona i poraniona jesteś. Podnoszę Cię i rzuciwszy surowe spojrzenie w stronę dwójki, która tak Cię poraniła teleportuje nas do pensjonatu. Do samego pokoju zanoszę Cię już na rękach, po raz kolejny dziwiąc się jak to możliwe, że dorosła kobieta jest tak leciutka. Kładę Cię na podwójnym łóżku starając się oszczędzić Twoje plecy, lecz mimo to z Twoich ust wydobywa się syk. - Przepraszam - mówię pomagając Ci przenieść się z boku na brzuch. Sięgam pamięcią do wszystkich metod, które mogą Ci pomóc. Nie jestem w tym szczególnie dobry.
Skłamałabym gdybym powiedziała, że wiedziałam co działo się po zejściu na ziemię - jeśli mam być szczera to moje resztki świadomości, którymi jeszcze nie do końca zawładnął ból odbierały tylko zachowanie Cassiana. Gdzieś podświadomie zastanawiałam się skąd w nim tyle czułości dla mojej osoby. Fakt, że osłaniał mnie przez sporą część meczu był co najmniej szarmancki, jednak nie spodziewałabym się po człowieku, z którym mimo wszystko nie łączyło mnie zbyt wiele oprócz pewnej umowy, że zadba o mnie niemal jak prawdziwy partner. Czyżby dalej grał? Nie chciałam pamiętać o tańcu, pocałunku, dotyku. Uznałam to za nocną marę, bo rozmowa o tym wszystkim przerastała moje możliwości. Nawet nie zauważyłam, gdy silne ręce Cassiana mnie uniosły, a ja sama zapadłam wycieńczona w sen. Nie pamiętałam teleportacji, kroków - w gruncie rzeczy w mojej głowie nie zostało zupełnie nic. Ocknęłam się dopiero, gdy Cass ułożył mnie na boku i chociaż po chwili obrócił mnie na brzuch to wciąż czułam promieniujący po plecach i ramieniu ból. - Musisz mi pomóc się rozebrać - powiedziałam cicho nie zastanawiając się nad tak przyziemnymi sprawami jak wstyd. Ból był zbyt silny, bym mogła pozostawić rany bez opieki.
Nie do końca wierzę w to co mówisz, ale gdy po chwili unosisz się lekko na łóżku, widzę, że to nie jest żart. To nie tak, że krepuję mnie kobiece ciało, nic z tych rzeczy. Po prostu wciąż mam problem z tym, że jesteś siostrą Doriena, że nasza relacja nigdy nie powinna wkraczać w takie rejony. Po chwili jednak przypominam sobie, że mimo niezręcznego spisku rodziców jesteśmy w końcu narzeczonymi, więc pomagam Ci ściągnąć zarówno koszulkę, jak i rozpiąć stanik. Siedzisz do mnie tyłem, po chwili ponownie opadasz na poduszkę, więc widzę tylko i wyłącznie Twoje plecy. Całe szczęście udaje mi się opanować myśli, bo mam na głowie coś zupełnie innego. Po pierwsze zaskakuje mnie jak drobna jest Twoja postura, fakt, że wyglądasz na znacznie chudszą i młodszą niż mogłoby się wydawać w ubraniu. Druga rzecz, która ściąga mój wzrok i wywołuje cichy jęk to Twoje rany. Najgorzej prezentuje się ramie i centrum pleców, które okraszone są drobnymi krwawiącymi ranami i całą kolorystyczną gamą siniaków. Po chwili zastanowienia podnoszę się z łóżka i sięgam po eliksir czyszczący rany. - Uwaga - mówię do niej starając się uspokoić ją głosem - Może trochę szczypać. Trudno mi uwierzyć, że tak drobna, niemal bezbronna istota jak Ty tak świetnie radziła sobie z bólem wykonując skomplikowane akrobacje na miotle. Ostrożnie smaruję Twoje rany eliksirem, by przygotować się do dalszych działań leczniczych.
Nie wstydziłam się, a nawet jeśli to zbyt mocno zależało mi na tym, żeby przestać czuć ból by skupiać się nad tak przyziemnym uczuciu. Powtarzałam sobie w myślach, że przecież nie był pierwszym, że i tak to nas czeka. Plecy naprawdę mocno bolały, ale wszystko pogorszyło się, gdy Cassian ich dotknął. Syknęłam cicho, ale gdy na moment przerwał najwyraźniej zaniepokojony moim bólem, od razu zdecydowałam się go uspokoić. - Nic mi nie jest - jęknęłam - Rób swoje. Nie chodziło nawet o to, że nie chciałam okazać słabości, ale o to, że wiedziałam iż odkażenie ran przed leczeniem jest konieczne. Przymknęłam oczy starając się odwrócić myśli od bólu związanego z dotykiem i od pieczenia eliksiru. - Dziękuję, że mnie zabrałeś - powiedziałam cicho czując się trochę winna, że popsułam mu pierwszy dzień urlopu.
- Przepraszam - szepczę gdy słyszę Twój syk. Naprawdę nie chcę sprawiać Ci bólu, ale to nie jest takie łatwe. Kończę wsmarowywać eliksir w rany, gdy do moich uszu dociera podziękowanie. Lekko zaskakuje mnie fakt, że jesteś wdzięczna za taką oczywistość. Jak mógłbym Cię tam zostawić? - Od tego jestem. - rzucam cicho, po czym widząc, że eliksir w miarę się wchłonął sięgam po różdżkę i przez moment rozważam które formuły nadadzą się do tej sytuacji najlepiej. - Vulnus alere - rzucam cicho pozbywając się małych ran z Twoich pleców. Rzucam zaklęcie kilkukrotnie tym razem niewerbalnie i tym sposobem udaje mi się zagoić Twoje rany. Masz wprawdzie jeszcze całą masę siniaków, ale z tym na ten moment nie jestem w stanie nic zrobić. Chcąc trochę ograniczyć cierpienie rzucam jeszcze Levatur Dolor i choć na pewno nie likwiduje to całkowicie Twojego bólu to wydaje mi się, że pomoże chociaż trochę. - Gotowe - mówię, po czym sięgam po Twój stanik i bluzkę i kładę je obok Ciebie.
Poczułam ulgę, bo chociaż ból nie opuścił mnie całkowicie to stał się do zniesienia. Zobaczyłam, że Cass położył obok mnie bluzkę i stanik, więc powoli się podniosłam gotowa by się ubrać. Moje włosy opadły na piersi, a ból trochę się nasilił, ale wciąż był do zniesienia. - Dziękuję - powiedziałam cicho. Czułam tylko i wyłącznie wdzięczność, w tym konkretnym momencie nie było dla mnie miejsca na zawstydzenie obecnością mężczyzny. Niestety założenie stanika okazało się być znacznie trudniejsze niż przypuszczałam - uporanie się z zapięciem wymagało ruchu na tyle gwałtownego, że ból znacznie się nasilał. Po kilku próbach dałam za wygraną. Mógłbyś mi pomóc? - zapytałam unikając jego spojrzenia. Nie było mi głupio, że siedzę przed nim pół naga, czułam się jedynie skrępowana faktem, że muszę prosić go o pomoc. Moje uczucia skierowane w jego stronę były tak trudne, że wolałam nie tworzyć nowych zależności i powodów do bycia wdzięcznym, nawet tak drobnych.
Gdy prosisz mnie o pomoc sekundę się waham, jednak po chwili zapinam stanik. Wciąż unikam dotykania Cię, bo boję się, że wzbudzę w sobie pożądanie. Mimo pełni podziwu skierowanego w Twoją stronę i pragnienia posiadania Cię przy mnie, wciąż mam opory, bo dostrzegam w Tobie siostrę przybranego brata i przede wszystkim małą dziewczynkę, która dopiero wchodziła w mury Hogwartu, gdy ja go już niemal kończyłem. A jednak już nią nie jesteś. Jesteś piękna, mądra i dobra, a dzisiaj udowodniłaś, że oprócz niesamowitego głosu posiadasz jeszcze niewątpliwy talent do latania na miotle. Każdy chciałby mieć u swojego boku taką kobietę jak Ty i ja również Cię pragnę, ale nie tylko w sposób cielesny. Chcę byś mi towarzyszyła i choć pewnie nigdy nie będę w stanie pokochać Cię tak bardzo jak na to zasługujesz to czuję się źle na samą myśl o tym, że możesz odejść ode mnie dla kariery, buntu przeciw rodzicom lub co gorsza dla Niego. Nie mogę się powstrzymać i moja dłoń mimowolnie ciągnie ku Twojej nagiej skórze. Rozgrzane palce delikatnie przejeżdżają po Twoim lodowatym kręgosłupie. Po wielu miesiącach jestem w końcu w stanie przyznać, że mimo braku miłości w moim sercu wykwita przywiązanie do Ciebie. Choć zapewne nigdy nie powiem tego głośno to zależy mi na Tobie. I nagle tę chwilę przerywa hałas. Początkowo myślę, że ktoś dobija się do drzwi i będę miał problemy za dotykanie studentki. Po chwili jednak uświadamiam sobie, że huk pochodzi z szafy. Spoglądam na nią i widzę, że cała się trzęsie. Jestem aurorem, więc od razu zaczynam rozumieć co tu się święci. - Odsuń się - mówię do Ciebie chwytając różdżkę - To bogin.
Rozgrywamy kosteczkę pensjonatową Viv, jako że jej wypadło 6 i 5 to ja otworzę szafę.
Jego dotyk wywołał we mnie dreszcz. Nagle przypomniało mi się dlaczego tak bardzo pragnęłam jego obecności, jednak z drugiej coś mnie powstrzymywało - po pierwsze nie wyjaśniliśmy sobie tego wszystkiego tak jak mieliśmy. Po drugie - wciąż przeszkadzał mi fakt, że był najlepszym przyjacielem mojego brata. Po trzecie i pewnie najgorsze choć bardzo się starałam to nie byłam w stanie zupełnie wyrzucić z pamięci tego, że oddałam moje serce jednemu mężczyźnie. A jednak Cassian pociągał mnie fizycznie, a żeby tego było mało lubiłam go i naprawdę mu ufałam. Czy było jakieś lepsze wyjście niż zarzucenie marzeń i głupich snów, żeby pozostać u boku kogoś dobrego, kto może nie szalał z miłości do mnie, ale szanował mnie i cenił. Całe szczęście, ale nie musiałam podejmować tej decyzji teraz. Istniała całkiem spora szansa, że w tamtej chwili doszłoby między nami do czegoś więcej, jednak na szczęście lub nieszczęście pojawił się problem w postaci szafy z boginem. Trochę się przestraszyłam, ale nie chciałam wpadać w panikę. Zamiast tego zgodnie z poleceniem Cassiana odsunęłam się - nie byłam głupią gryfonką by na siłę pchać się do tego zadania, gdy miałam w pokoju znacznie bardziej doświadczonego czarodzieja.
Wiem, że bogin to nie jest duże wyzwanie, jednak wolę oszczędzić Tobie ścierania się z lękami. Troska jest chyba poniekąd objawem przywiązania, nieprawdaż? Problem w tym, że sam się boję Mimo iż jestem aurorem i w pracy wielokrotnie ścieram się ze strasznymi rzeczami i dużo ryzykuję to zdecydowanie bardziej przeraża mnie niepewność. Nie mam pojęcia co zobaczę, gdy otworzy się szafa i czy mój lęk ze mną nie wygra. Głupi bogin wydaje się banałem, jednak w obliczu najgłębiej skrywanych lęków każdy, nawet najtwardszy człowiek staje się bezbronny. Upewniam się, że wszystko z Tobą w porządku i rzucam niewerbalne Alohomora. Szafa się otwiera i widzę wychodzącą z niej postać. Dopiero po chwili dociera do mnie kto to. Zapiera mi dech w piersiach. Megan wygląda cudownie - jest absolutnie piękna, lecz przez to jeszcze bardziej przerażająca. Przez moment moja różdżka opada, jestem zupełnie rozchwiany i wtedy ona przemawia. Mówi, że przyszła się zemścić i zrujnować mi życie. Trudno uwierzyć - nie potrafił mnie złamać wilkołak, były śmierciożerca, ani morderca, ale rozklejam się przy kobiecie. Biorę głęboki oddech i wyobrażam sobie wyjątkowo przerysowaną seks lalkę, która mignęła mi kiedyś w mugolskim sklepie. - Riddikulus - mówię drżącym głosem. Megan zamienia się w taką lalkę.
Byłam zaskoczona. Nie wiem czego się spodziewałam, ale w moim mniemaniu Cassian był człowiekiem niezachwianym. Nie wiedziałam czego mógłby się bać, spodziewałam się jednak rzeczy pokroju martwej Aurory czy Doriena, czy czegoś takiego czego bał się każdy twardziel. Tymczasem zobaczyłam kobietę - w moim mniemaniu w żaden sposób nie straszną, ale wręcz przeciwnie. Była istotą cudowną, tak piękną, że czułam przy niej kompleksy, a przecież wiedziałam, że jestem ładna i niczego mi nie brakuje. Jak on mógł się jej bać? I nagle, gdy zobaczyłam jego spojrzenie i usłyszałam jej słowa - zrozumiałam. On ją kochał. Trudno powiedzieć czy poczułam współczucie, czy zazdrość. W pewien sposób bez wątpienia mnie to zabolało, choć przecież nie kochałam Cassiana. Wtedy zrozumiałam, że fakt iż nie jest on tylko dla mnie jest dla mnie trudny do zaakceptowania. Ciekawe czy czuł to samo gdy myślałam o Rayu? Po chwili stojąca przed nami kobieta zamieniła się w lalkę - to nie oznaczało jeszcze jej pokonania, wiedziałam jednak, że Cassian nie będzie w stanie się roześmiać, dlatego zmusiłam się do wybuchu śmiechu. Był lekko gorzkawy i wymuszony, ale najwyraźniej to wystarczyło. Bogin wybuchł i zniknął.
Słyszę Twój śmiech i coś we mnie pęka. Przecież go znam, wiem, ze normalnie jest perlisty i słodki, że jest w stanie rozświetlić każdy dzień i zarazić każdego. A jednak słyszę, że śmiejesz się gorzko, tak że mnie samego przeszywa dreszcz. Nie mogę w to uwierzyć, ale chyba jesteś zazdrosna. Czy może raczej zła, że o niej nie wiedziałaś? Nie mam pojęcia, wiem jednak, że gdzieś popełniłem błąd, bo Twoje błękitne przeszywają mnie w taki sposób, że czuję się winny wszystkich zbrodni świata. Opuszczam różdżkę i idę w Twoją stronę. Chcę Cię przeprosić, choć wiem, że przecież to nie jest mój obowiązek. Nigdy nie przeprosiłaś mnie za Rayenera, a jednak mimo ja czuję się winny Ci to jedno słowo. Chcę Cię przygarnąć do siebie i udowodnić, że zeszła miłość nie zmienia niczego co jest między nami. Chcę, zebyś wiedziała, ze Ci ufam, że mi na Tobie zależy, że chcę byś była moją żoną. Ale czy potrafię? Robię krok w przód. Wyciągam w Twoją stronę dłonie. Ramiona. Spojrzenia. Nie jesteśmy sobie nic winni, oprócz obietnicy naszych rodziców, a jednak czuję, że w jakiś sposób złamałem niepisaną umowę między mną, a Tobą. - Vivien - szepczę.
Przecież nie miałam prawa być zazdrosna, a jednak mimo wszystko byłam. Obraz bogina wciąż wiercił mi dziurę w głowie, sprawiał swego rodzaju zawód. I choć w końcu rozumiałam jak on musiał się czuć jako "ten drugi", sama w tym konkretnym momencie nie mogłam pogodzić się z byciem "tą drugą". Co z tego, że kochałam Rayenera, skoro najbardziej atencyjna część mnie pragnęła być centrum wszechświata, czy też chociażby tego małego, cassianowego światka. Nienawidziłam czuć się gorsza i w jakikolwiek sposób odrzucana, bo zwyczajnie potrzebowałam uwagi i uznania do normalnego funkcjonowania. Już teraz mogłam być pewna, że większość wieczoru będę rozmyślać nad tym czego nie mam, a co ma dziewczyna-bogin, że jest ode mnie lepsza. Odtrąciłam jego dłonie. - Dlatego nigdy nie będziemy razem szczęśliwi - wyszeptałam niemal bezgłośnie - Bo ty zawsze będziesz patrzył na nią, a nie na mnie. A ja będę robić dokładnie to samo. Zrobiłam krok w przód i minąwszy go podążyłam ku drzwiom. Chwyciłam bluzkę i nie zważając na ból wciągnęłam ją na siebie w biegu, tym samym opuszczając pokój.