Osoby: Daniel Bergmann & Harriette Wykeham Miejsce rozgrywki: Hogwart, gabinet Bergmanna Rok rozgrywki: 2018 Okoliczności: dokończenie przeprosin w gabinecie tutaj
Ostatnio zmieniony przez Daniel Bergmann dnia Pią Lip 13 2018, 00:37, w całości zmieniany 1 raz
Całe szczęście - Daniel Bergmann nie odczuwał potrzeby dalszego snucia poprzednich kazań; lub raczej - zawoalowanych ostrzeżeń. Prędzej czy później (przynajmniej wierzył), wszystko mogło się odbić na życiu Wykeham - oprócz tego, na życiu innych, znajomych uczniów; fakt faktem nauczyciel pod koniec roku okazał się znacznie drastyczniej uciążliwy oraz wymagający. Gryfonka nadepnęła z perfekcją na intensywnie bolesny odcisk, obsesję zachowywania spokoju oraz autorytetu - nikt, do cholery, nikt nie miał prawa na lekcji podnosić nań różdżki. A jednak, ona się odważyła. I dla Daniela Bergmanna było to wciąż niepojęte. Nie rozumiał jej; nie rozumiał motywów podobnych w zachowywaniu osób - od zawsze preferował dostosowanie, pozorne zaszycie się w tłumie, niesprowadzanie niepotrzebnych zupełnie, zakłócających czynników. Na jego twarzy pojawiły się oznaki lekkiego, machinalnego zdziwienia - zadanym przez nią pytaniem. Szczerze mówiąc, kwestia stu punktów, w oczach mężczyzny miała być symboliczna; w zamian za całą, przysparzającą chaosu działalność grupy - należących do Domu Lwa osób, włącznie też z prefektami. Dlatego - wszystkich, bez precedensów wyprosił; nie rozważał, kto zawinił mniej albo więcej w sprecyzowaniu godnym tej aptekarskiej. - Większa część - wybrnął; albo przynajmniej tak sądził - bez wątpienia. - Nie spodziewał się tego rodzaju pytań. Spodziewał się raczej zakończenia dosyć napiętej rozmowy, załatwienia tej formalności - skoro postanowiła zjawić się w jego progach. - Czy ma to jakieś znaczenie? - dopytał, być może zbyt natarczywie; niemniej, sam z siebie nie miał oczywiście pojęcia o jakimkolwiek z obecnych, zawieranych pomiędzy podopiecznymi zakładów. Mógł podejrzewać wyłącznie intuicyjnie - owszem, znaczenie miało. Musiało mieć. Jakieś. Inaczej - nie pozostałaby tutaj. Czy zdoła wybrnąć, aby nie drążył w dalszym, postępującym kierunku?
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Mówiąc szczerze, Ettie praktycznie nigdy nie zastanawiała się nad konsekwencjami swoich czynów i to nie tylko przez swoją wybuchową, opierającą się na spontaniczności osobowość. Przywykła do tego, że czego by nie zrobiła, za wszystko dało się przeprosić, o wszystkim dało się zapomnieć i wszystko dało się naprawić. Nawet ona nie byłaby w stanie stwierdzić, czy faktycznie było jej przykro, czy działała intuicyjnie, chcąc ratować swoją reputację. Prawda zaś leżała chyba gdzieś pomiędzy. Zagryzła zęby na dolnej wardze słysząc jego niejednoznaczną odpowiedź. Mogła być pomocna, gdyby różnica punktów straconych przez Lysa i nią była niewielka, ale Ettie nie miała pojęcia na czym stała i wolała nie ryzykować. Potrzebowała licz… Skoro wyleciała ich wtedy piątka, to dawało po 20 na łeb, ale jeżeli ona miała więcej, to reszta mogła dostać maksymalnie 15, co zostawiało ją z… 40. O ile Lys przyjąłby taki podział. Z kalkulacji wyrwało ją pytanie profesora, na które od razu się zaczerwieniła. Musiał się tak interesować? - To jest… - zaczęła ostrożnie, wewnątrz panikując w poszukiwaniu jakiegoś wytłumaczenia - ...eksperyment numerologiczny - o ile było to możliwe, zarumieniła się jeszcze bardziej. Nie lubiła kłamać w ogóle, a teraz absolutnie nie czuła tego kłamstwa. Nawet nie uczęszczała na numerologię, uważając ją za nieprecyzyjną i niewiarygodną dziedzinę. Udając, że było inaczej, czuła się jak skończona idiotka, wierząca w te głupoty - Teoria z Indii, że… sumując wszystkie liczby związane z... wysyłaną przez nas negatywną energią, jesteśmy w stanie… obliczyć zamianę sanćita karmy w praradbha karmę… O, Iśwaro, jakie bzdury! Aż jej się chciało płakać z rozpaczy. Pozostawało jej wyłącznie mieć nadzieję, że Bergmann nie wiedział zbyt wiele o numerologii, ani o kulturze Indii i że rzucając bezsensownymi wyjętymi z kontekstu wyrazami, pamiętanymi z książek Fairwyna jakoś go zdezorientuje.
Konsternacja nie zostawiała w bezwzględnym spokoju mężczyzny - ukierunkował pytanie, co prawda nienatarczywie, niemniej - oczekiwał dość prostej, rozjaśniającej przyczyny. Nie spodziewał się, nie zakładał niczego z góry - z kolei numerologiczna wypowiedź, cudaczny wywód wyłącznie pogłębił jego doszczętną niewiedzę. Niepodważalnie - Wykeham udało się perfekcyjnie trafić - nie znał się ani w kwestii numerologii, ani w przypadku tradycyjnych teorii z Indii. Głęboka niewiedza była dość łatwa do odczytania z twarzy mężczyzny; zagościła wręcz instynktownie, trudna do powstrzymania, utrzymała się wśród układu mimiki. - Słucham? - dopytał wyłącznie, po czym - nie chcąc już drążyć więcej (cóż go obchodzą jakieś eksperymenty?), machnął metaforycznie ręką. - Nieważne - odpuścił. Nie musiał przecież wszystkiego wiedzieć, zaśmiecać swego umysłu niezbyt istotną wiedzą. Nigdy specjalnie nie drążył - o ile nie zdobywał w tym konkretnego celu, o ile - nie było to w jakimś stopniu potrzebne. - Uznaj, że otrzymałaś czterdzieści ujemnych punktów - polecił Wykeham, dokładnie z owym momentem przenosząc całą uwagę z powrotem - umieszczając ją w sprawach własnych. Stos dokumentów zaszeleścił, podczas ich przenoszenia; mężczyzna dogodnie rozłożył pergaminowe fragmenty na blacie swojego biurka. Na jej odejście, skierował swoje spojrzenie ponownie, wprost na sylwetkę Gryfonki - mającej wkrótce już zniknąć za zamkniętymi drzwiami. - Do widzenia - powiedział na pożegnanie, w zamian za odejście Harriette Wykeham - witając się z błogą ciszą. Powrócił do dawnych zajęć - bez większych problemów, z należną im koncentracją.