Zaraz za największą z piramid, skryty w cieniu wysokich drzew dżungli i porośnięty bluszczem, stoi ołtarz. Spory, na którego szczyt prowadzą schody. Zapomniany przez oprowadzających po ruinach, a będący świętym miejscem dla Majów. To na nim składano ofiary z owoców i ziół, a także małych zwierząt, walcząc o przychylność starożytnych bóstw. Całe to miejsce emanuje magią, sprawiając, że śmiałkowie, którzy je znaleźli, czują na skórze dreszcz. Na starych kamieniach wciąż widoczne są ślady krwi oraz stare, wytarte już runy. Coś Ci mówi jednak, że powinieneś coś na ołtarzyku umieścić..
Uwaga! Żeby wejść do tej lokacji należy rzucić kostką w odpowiednim temacie! Rzut przysługuję jednej postaci tylko raz, kolejne wątki tutaj rzutu już nie obejmują.
Wejście:
1,4,6 Gratulacje! Ołtarz zachwycił Cię swoim widokiem. 2,3,5 Niestety, nie udaje Ci się!
Jeśli znalazłeś się w tym miejscu, wykonaj rzut ponownie! Rzuć dwiema kostkami i zsumuj ich wynik, aby sprawdzić, co Ci się przydarzy.:
Kostki:
2-6 Lekceważąco podchodzisz do tradycji, ignorujesz zwyczaje i kpisz sobie z Majów i ich bóstw, które chyba nie są z tego zadowolone. Czujesz dreszcz na ciele i czujesz, jak kamień drży Ci pod nogami! Z hukiem spadasz ze schodów, turlając się w dół. Poobijany i obdrapany, ze skręconą kostką wstajesz i kuśtykasz, chcąc usiąść na schodku i obejrzeć zranienie! Niestety, ołtarz otacza magiczna bariera, a Ty nie możesz do niego podejść! Pamiętaj, aby rozegrać w dwóch wątkach zdobyte obrażenia lub udać się do opiekuna po pomoc medyczną. 7-9 Jesteś sceptyczny, ale wiesz, że tradycję trzeba szanować. Wspinasz się więc na szczyt ołtarza, rozglądając się dookoła i zastanawiając, co w ogóle powinieneś tu zostawić, aby ściągnąć na siebie przychylność. W końcu wyjmujesz z kieszeni kilka monet — los chciał, że były to waluty miejscowe, funty oraz galeony, a do nich dokładasz jeszcze świeżą pomarańczę, którą miałeś przy sobie. Kamienna konstrukcja zadrżała, a po chwili rozległ się cichy szelest i przedmioty zniknęły. Na ich miejscu pojawiła się sakiewka, mająca w środku 50 Galeonów! Zgłoś się po pieniądze w odpowiednim temacie! 10 Może ofiara nie do końca spełnia wymagania, jednak ołtarz przyjmuje ją, tym samym zsyłając na Ciebie błogosławieństwo. Masz dobre chęci, a w miejscu, którym zostawiłeś podarki dla Bogów, pojawił się stary, wysłużony przedmiot, który możesz sobie zatrzymać! Gratulacje! Udaje Ci się zdobyć Runiczną Bransoletkę!(+1 Starożytne Runy) Upomnij się o nią w odpowiednim temacie! 11-12 Czujesz szacunek do tego miejsca i wierzysz w historie dotyczące Majów i ich kultury. Los jest dla Ciebie łaskawy, a kilka zebranych z okolicznego krzaka jagód, galeon i Twój własny, drobny przedmiot osobisty, zostając zaakceptowane przez opiekujące się tym miejscem siły i znikają z kamiennego blatu. Na ich miejscu pojawia się przedmiot, który ma Cię chronić i wskazać mądrość. Gratulacje! Udaje Ci się zdobyć Błogosławiony Różaniec!(+2 Starożytne Runy) Upomnij się o niego w odpowiednim temacie!
Autor
Wiadomość
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
- Sarepskiej? Pfff… - dziewczyna machnęła lekceważąco ręką, jakby usłyszała największą głupotę na świecie. – Murem za Dijon – dodała konspiracyjnym szeptem i poklepała go pretensjonalnie po policzku. Wesołe ogniki w jej oczach lśniły dziś pełnią blasku.
Meksyk stanowił miejsce wyjątkowe. I choć stał się miejscem podróży z powodu zwykłego żartu, wymyślonego rok temu po pijaku, w Soton, to trudno było nie odnieść wrażenia, że pasują tu idealnie. Max, za sprawą swych latynoskich korzeni trochę bardziej, niż Krukonka, ale i ona doceniała tę lekkość ducha, którą mieli w sobie lokalni mieszkańcy. A do tego mieli zajebistą kuchnię i jeszcze lepszą tequilę. Widząc, jak wiele wysiłku kosztowało Maxa dotarcie na szczyt, zrozumiała, że z chłopakiem zamiast lepiej, jest jeszcze gorzej. Po ich małej scysji na początku roku, kiedy to Ślizgon miał wracać do formy z pomocą jej i Gwizdkowej diety, myślała, że wszystko się jakoś ułoży. Potem jednak przyszło Inverness i teraz było gorzej niż w styczniu. Mogła go sztorcować i motywować, co zresztą robiła, ale to Max musiał sam, z własnej woli chwycić za buty i pójść pobiegać. W pierwszej kolejności powinien jednak odstawić używki, co, jak wiedziała, nie jest w jego wypadku takie proste, a próby walki przypominały swym kształtem sinusoidę. Było lepiej, tylko po to, żeby za chwilę było gorzej. I dlatego przy nim była. By w razie problemów, pomóc mu z demonami.
- Ha! BOGACTWOOOOOOO! – krzyknęła, a jej głos rozległ się echem po okolicy. 50 galeonów nie było jakąś zawrotną kwotą, ale ileż satysfakcji dawało. Julia już widziała siebie oczami wyobraźni – w, pijącą drinka z grzechotnikiem, jedzącą chimichangę i rzucającą galeony na arenę, na której odbywała się nielegalna walka chochlików meksykańskich, które różniły się od kornwalijskich jedynie tym, że nosiły sombrero. W taki sposób mogłaby w sumie spędzić resztę tego wyjazdu.
- Kaktusy odpadają – odpowiedziała z uśmiechem. – W Arabii spadłam z wydmy w kaktusy. Przez trzy dni wyjmowałam kolce z różnych dziwnych miejsc.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie mógł nie oburzyć się gdy usłyszał takie rzeczy. Palcem wskazującym puknął dziewczynę w mostek z poważną miną na twarzy. -Moi wyznawcy Cię dojadą. - Powiedział groźnie, po czym jeszcze przez kilka sekund trwał w tej powadze, by następnie wybuchnąć śmiechem i pokręcić głową. Takiego absurdu się tu nie spodziewał chyba nigdy. Żarty żartami, ale z tą dwójką można było być pewnym, że pomysł rzucony luźno i po pijaku kiedyś wejdzie w życie, a o pomstę do nieba wołałby fakt, że Juanita i Felixo nigdy nie zawitają w Meksyku. Naturalnie więc musieli, po prostu musieli się tu znaleźć. Chciał, naprawdę chciał, żeby było lepiej. Okazało się jednak, że droga do poprawy była znacznie bardziej skomplikowana i choć starał się jadać poprawnie, to przeszłe wydarzenia wciąż siedziały mu w głowie podsycane jeszcze stresem związanym z ponownym pociągiem do narkotyków. Skóra Maxa już przybrała nieco ciemniejszą barwę, ale ze względu na wakacje w Arabii, wyglądało to po prostu, jak opalenizna. Nie musiał więc przejmować się tym aspektem. Przynajmniej dopóki z uszu nie sączyła mu się fioletowa maź. Mimo tego naprawdę był wdzięczny, że Brooks przy nim trwa. Blizny na ich dłoniach stanowiły pewną obietnicę i choć była ona zawarta, gdy byli najebanymi dzieciakami w szkolnym domku na drzewie, miała dla obydwu stron naprawdę duże znaczenie. -JESTEŚMY KRÓLAMI ŚWIATAAAAAAAAA! - Dojebał do Julki cytatem z kultowego filmu, by następnie podrzucić sakiewką i zręcznie ją złapać wiodącą dłonią. Sam nie wiedział, na co te galeony dokładnie wyda. Chciał przywieźć Felkowi jakąś pamiątkę, ale nie miał pojęcia, co ciekawego można w tym kraju dostać. Musiał zdecydowanie rozejrzeć się po tutejszych sklepach. -Ty to masz pecha. Ja nie spotkałem ani jednego kaktusa! Tylko oazę, która chciała mnie naćpać. A no i jakieś pojebane miasteczko pełne trupów, gdzie Moses przewidziała mi ćpanie, a potem przez tydzień ledwo trzymałem otwarte oczy. - Podsumował te nieco dziwniejsze przygody, jakich miał okazję zaznać przez ten niespełna miesiąc szkolnego wyjazdu. -To skoro nie kaktusy, a żarcie można ukraść dzieciakom na ulicy, to może... - Charakterystyczny błysk pojawił się w oku Solberga, gdy nagle w głowie zawitał mu pomysł. Może głupi, może impulsywny, ale według niego iście zajebisty. -Co powiesz, by uwiecznić jakoś tę legendarną wyprawę Juanity i Felixo? Na nas samych? - Miał nadzieję, że Brooks zrozumie aluzję i że w tym pięknym kraju można dorwać gdzieś najebanego tequilą tatuażystę w sombrero.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Na świecie istniały tylko dwa typu ludzi. Ci, którzy smarowali chleb musztardą dijon i ci, którzy zbłądzili. Max należał do tej drugiej grupy i nie było już dla niego ratunku. Mimo to potrafiła wykrzesać w sobie jakieś pokłady empatii i zrozumienia, nawet w stosunku do osoby, która dokonywała tak wątpliwych wyborów. Choć z drugiej strony, gdyby takowych nie dokonywał, na przykład w stosunku do przyjaciół, to nie byłoby ich dzisiaj w tym miejscu.
- Mogą spróbować – odpowiedziała zaczepnie. – Ale raczej nic z tego nie wyjdzie. Unagi, Solberg – dodała, przykładając palce do skroni. – Unagi!
Uśmiech nie schodził jej z gęby przez prawie cały ten czas. Absurd gonił absurd i Krukonka czuła się w dobrze znanym towarzystwie jak ryba w wodzie.
Słysząc, jak chłopak z Maxa przeobraził się w Jacka, gościa, który przez brak asertywności wylądował w zimnym morzu zamiast na drzwiach, przewróciła jedynie oczami. Zastanawiała się nie raz, jak ktoś może płakać na tym filmie, który, z jej perspektywy, był po prostu głupi. Jak już płakać, to tylko na „Warriorze” z Tomem Hardym!
- Też byłam w tym miasteczku! I też miałam to samo. Ugryzł mnie jeden z tych zombiaków. A potem uciekałam stamtąd na miotle, bo dumbadery oczywiście spierdoliły – podzieliła się z chłopakiem swoimi doświadczeniami, niezbyt przyjemnymi zresztą. Adrenalina i poczucie niebezpieczeństwa stanowiły dla niej narkotyk, jednak lubiła, kiedy to ryzyko było wkalkulowane. Wyścigi na miotłach albo bludger? Proszę bardzio. Włamywanie się do działu ksiąg zakazanych? Z miłą chęcią. Takie sytuacje dawały kopa, ale jednocześnie była znajome, wiedziało się, czego można się spodziewać. Ale nawalanie bombardami w nieumarłych? Zupełnie inny kaliber.
- Tatuaż? Ty, Felixo i tatuaż? Na proszę, nie sądziłam, że się kiedyś tego dożyję. Co się stało z tym twoim: "nie nakleja się naklejek na Ferrari?"– pokiwała głową z rozbawieniem. - Jeżeli myślisz, że będę cię trzymała za dłoń przez całą sesję, to się mylisz!
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Sam zdecydowanie uważał, że to Julka zbłądziła w tej kwestii. Nie przyjechali jednak na drugi koniec świata po to, by spierać się o JAWNĄ wyższość sarepskiej nad dijon. Groźba została rzucona i tylko od Brooks zależało, jak poważnie ją przyjmie i jakie wynikną z tego konsekwencje. -A wsadź sobie to unagi w tę swoją dijon! - Zaśmiał się, doskonale kojarząc to nawiązanie. Widać dzień miał zlecieć im pod znakiem cytowania mniej lub bardziej kultowych dzieł Amerykańskiej kinematografii. Sam nigdy nie uronił łzy na filmu o dużej łódce. Wręcz jego ulubioną częścią była ta, gdzie łajba tonęła, a ludzie odbijali się od jej elementów niczym pojebana gra w pinball. Skłamałby mówiąc, że widok ten go nigdy nie rozbawił. Empatyczny gówniarz był z niego, nie ma co. -Dumbadery to gówno. Nieposłuszne sierściuchy i tyle. Nie wiem, jak można wybrać je zamiast wygodnego i posłusznego dywanu. - Wspomniał nie tylko wyścig w jakim brał udział ale i to, jak jego dumbader spierdolił w pamiętną pełnię, zostawiając Maxa samego na środku pustyni. Przyjemne zwierzaki... -Bo się nie nakleja! Ale od kiedy Solberg jest człowiekiem logicznym? Po tylu bliznach jedna dziara mnie raczej nie oszpeci. - Wzruszył ramionami. Nigdy specjalnie nie ciągnęło go do tatuaży, ale dziś nie widział innej opcji. To była jedyna możliwość! -No już, już, jeszcze zobaczymy, kto kogo będzie trzymał za rękę. Bierz galeony i idziemy! - Bez względu na to, czy Brooks stawiała opór, czy była zdziwiona, czy kowadło spadło im na głowy, chwycił ją za rękę i pociągnął w dół po schodach, po czym skierowali się w stronę miasteczka, by zrealizować ten spontaniczny plan.
//zt x2
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees