Choć pozornie organizatorzy wyjazdu postawili na klasykę wybierając pensjonat, to trudno ukryć, że w tym miejscu wszystko jest wyjątkowe! Wystrój pokoi łączy ze sobą przywiązanie do meksykańskiego folkloru oraz wyjątkowe zamiłowanie do sztuki. Na uczniów i opiekunów czekają bardzo kolorowe, przestronne pokoje z niezliczoną ilością unikalnych dekoracji - bądźcie jednak ostrożni, bo pomieszczenia są wprost naszpikowane magią! Nie zdziwcie się, gdy któregoś dnia pokój ujawni jedną ze skrywanych niespodzianek. W zależności od położenia, sypialnia ma widok na ogrody lub basen. Każdy pokój jest wyposażony w magiczne szafy, które z pewnością pomieszczą wszystkie bagaże, oraz łoże małżeńskie i cztery łóżka pojedyncze. Miejmy nadzieję, że ten rozkład łóżek nie będzie źródłem zbyt wielu konfliktów. Wypoczynek w tak wyjątkowym miejscu musi być udany!
Lokatorzy:
1. Carson Gilliams 2. Finnegan Gilliams 3. Alise L. Argent 4. Lily Thicket 5. Isilia Smith 6. Summer Richardson
Ostatnio zmieniony przez Aurora Therrathiél dnia Czw 12 Lip 2018 - 15:12, w całości zmieniany 1 raz
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Była podekscytowana miejscem, do którego w tym roku wybierała się Kadra Hogwartu razem z uczniami. Udało się jej przekonać nadopiekuńczego ojca, aby ją wyjątkowo puścił i walizki miała spakowane kilka dni wcześniej. Po egzaminach żyła już właściwie tylko wyjazdem, nie mogąc doczekać się atrakcji i lokalnego jedzenia, a także słonecznych dni na plaży. Spakowała chyba wszystko, co uznała za najpotrzebniejsze, zaczynając od ubrań, poprzez kosmetyki, kilka książek, dokumenty, pieniądze i szkicownik. Zaraz po odebraniu kluczy, blondynka skierowała swoje kroki do pokoju, którego numer widniał na breloczku. Wsunęła klucz do zamka i przekręciła, nieco zdziwiona, że przyszła tu pierwsza. Otworzyła drzwi i weszła do środka, ciągnąc za sobą ogromną, pomarańczową walizkę. Rozejrzała się dookoła, uśmiechając pod nosem. Pokój był bardzo przytulny i kolorowy, miał nieco domowy wygląd. Było pełno rzeczy, które od razu na myśl przywodziły piękno tego kraju i dobroć jego mieszkańców. Alise nie raz spotkała się z opinią, że nie ma na świecie milszych ludzi od Meksykanów. Zatrzymała się na środku izby, zastanawiając się, które z łóżek sobie wybrać — ostatecznie postawiła na to pod oknem, na którym leżała piękna, kwiecista płachta. Podeszła do niego, siadając i kładąc walizkę obok, układając dłonie na kolanach. Emocje trochę ją zmęczyły, jednak Argentównie szkoda było dnia na spanie, tak klepnęła się dłońmi w policzki i wstała, rozciągając się i wykonując kilka ćwiczeń dla pobudzenia. Później na pewno skoczy na kawę, jednak najpierw, trzeba było się rozpakować, a rzeczy nie było mało! Wciągnęła z trudem walizkę na łóżko, otwierając ją i rzucając na wierzch swoją małą poduszkę, na której spała oraz książkę, którą aktualnie czytała — dotycząca smoków i ich hodowli. Otworzyła stojącą przy łóżku szafkę i zaczęła wypakowywać swoje rzeczy, czekając na pozostałych współlokatorów z komodą i szafą. Trzeba było się przecież równo podzielić. Całe szczęście, że pensjonat był magiczny i w pokoju panowała idealna temperatura, tak że nie było ani zbyt gorąco, ani zbyt zimno. Każde zerknięcie za okno Uświadamiało, Ale, jak bardzo musi być nieznośnie w palącym, popołudniowym słońcu. Jednocześnie nie mogła doczekać się wyjścia na plaże i skorzystania z jego promieni, a także przyjemnie orzeźwiającej, chłodnej wody oceanu. Trzymając w ręku kosmetyczkę, podeszła do okna i uchyliła je, pozwalając, aby świeże powietrze wpadło do środka. Nie wiedziała, czy to z kuchni, czy z okolicznego targu, w powietrzu unosił się słodki zapach owoców.
Jeszcze kilka lat temu nie pomyślałaby, że to właśnie na wycieczkach szkolnych będzie miała możliwość zwiedzenia tylu wspaniałych krajów. Od zawsze chciała podróżować i jej marzenia nie były już tylko wyobrażeniami przed snem czy oderwaniem od rzeczywistości w czasie nudy. Stały się pewną częścią jej życia. Jak bardzo zadowolona była z tego, że w tym roku na wakacje wybierają się do Meksyku! Odebrawszy klucze od mężczyzny podążyła za tłumem do pokoi i kiedy w końcu udało jej się dotrzeć do swojego, z lekkim zdziwieniem stwierdziła, że kluczyk nie chce się przekręcić. Zmarszczyła brwi i po prostu pociągnęła za klamkę, która bez żadnego oporu ustąpiła. Prychnęła pod nosem, wyjęła z zamka kluczyk, drugą ręką chwyciła rączkę od walizki i weszła do pokoju, ciągnąc bagaż za sobą. Oprócz niej w pomieszczeniu znajdowała się przy oknie jeszcze jedna odwrócona do niej plecami lokatorka. - Cześć. - powiedziała, żeby dziewczyna wiedziała, że nie jest już sama. Isilia rozejrzała się po pokoju, rejestrując multum barw, które niesamowicie ze sobą współgrały i tworzyły cudowną atmosferę. Jedno z łóżek już było zajęte, więc nie zastanawiając się długo pociągnęła walizkę do drugiego znajdującego się przy oknie i usiadła na nim tym samym obwieszczając, że na czas wyjazdu to ona będzie je zajmować. - Będziemy razem mieszkać, więc chyba warto się choć trochę poznać. Jestem Isilia. - powiedziała i miała ochotę się roześmiać. Tak bardzo nie lubiła zaczynać z kimś z rozmowy, w ogóle nie lubiła tych pierwszych pogadanek towarzyszących poznawaniu kogoś. Były takie... nijakie, przynajmniej na początku, bo zwykle z czasem się rozkręcały. Uśmiechnęła się jedynie i tak jak dziewczyna postanowiła się rozpakować. Nie miała zamiaru przez cały wyjazd upychać wszystkiego w walizce i przetrząsać całej jej zawartości w poszukiwaniu jakiejś pierdoły. Strata czasu i nerwów, o wiele łatwiej było ułożyć rzeczy w szafce. Otworzyła walizkę i zaczęła wyjmować z niej rzeczy, które następnie kładła na łóżku. Tak, to był ten moment kiedy miało się okazać czego zapomniała spakować, a była prawie w stu procentach pewna, że coś takiego było. Pozostawało jeszcze pytanie jak bardzo ważna rzecz to była. Mniejsza o jakąś koszulkę czy inne ubranie, które będzie mogła zakupić w pierwszym lepszym sklepie z odzieżą, były sprawy ważniejsze od tego.
Rodzinie Gilliams nigdy się nie przelewało i wyjazdy wakacyjne były prawdziwą rzadkością w ich domu, ponieważ często była to sprawa dosłownego życia i śmierci głodowej. Jednak te wakacje były prawdziwą gratką dla Carson, ponieważ rodzice obiecali jej, że po skończeniu szkoły będzie mogła udać się z nią na wycieczkę. Kadra nawet wyszła z pomocą, dorzucając do puli pieniężnej pewną kwotę dofinansowania, dzięki czemu obie siostry, zarówno Carson, jak i @"Finnegan Gillams" mogły wyruszyć do Meksyku. Jej ekscytacja sięgała zenitu, gdy tylko wylądowała świstoklikiem w ogrodach przy pensjonacie, w którym przyszło im się zatrzymać. Wzięła głęboki oddech - powietrze było tu zupełnie inne niż w Szkocji, a krajobrazy zapierały dech w piersiach - mimo że jeszcze nigdzie nie wyszła. Serce biło jej szybciej, mocniej. Odebrała swój kluczyk, po czym udała się do pokoju wraz z siostrą, oczekując w środku Alise, której niestety nie zdążyła złapać w tłumie, jako że przyleciały innymi świstoklikami i rozdzieliła je dość spora liczba uczniów. Pchnęła drzwi zdecydowanie, powodując ich odbicie się od ściany, w którą uderzyła klamka. - Witajcie! - rzuciła głośno i radośnie, lustrując pomieszczenie wzrokiem. Jej spojrzenie padło na dwie dziewczyny, które zaczęły już rozpakowywać swoje rzeczy. - Co to za strata czasu?! - zapytała, szczerząc się do swojej najlepszej przyjaciółki, po czym podeszła do niej i uściskała ją serdecznie, przekazując jej tym samym całe ciepło, które wobec niej żywiła. Następnie odwróciła się do niezbyt znajomej twarzy, nie tracąc z tej swojej wyrazu wszechogarniającego ją szczęścia. - Ja jestem Carson, to moja młodsza siostra, Finn - przedstawiła trzynastolatkę jedynie wskazując kciukiem przestrzeń za sobą, licząc, że dziewczynka nadal tam była. Zaraz potem podała tą samą dłoń Isilii, potrząsając nią energicznie. - Będziemy tu tak siedzieć, czy wyruszamy do miasteczka? Albo na plażę? Wieki nie byłam na plaży! Może nie mam idealnego summer body, ale na takim leżaku to bym sobie poleżała. Podobno są tu też jakieś ruiny - zaczęła paplać, gotowa na miejscu wymyślić sposób na rozdwojenie się, by nie tracić czasu i pochłonąć jak najwięcej z tego, co otaczało ich w Meksyku. Zrobiła też coś, co planowała, odkąd po raz pierwszy spojrzała wgłąb pokoju. Rzuciła się plecami na dwuosobowe łóżko i westchnęła. - Zaklepane!
Aż podskoczyła na łóżku, kiedy drzwi uderzyły o ścianę i odwróciła się w ich kierunku, chcąc zobaczyć, co też było tego powodem. Mogła spodziewać się, że to tylko (albo i aż) dwie osoby, właściwie dwie współlokatorki weszły do pokoju ze swoimi bagażami. Jedną z nich już miała okazję poznać podczas pojedynku, który zresztą przegrała. Za wszelką cenę jednak nie chciała dać po sobie poznać, że teraz jakkolwiek ją to jeszcze obchodziło. Bo przecież nie obchodziło, prawda? To był tylko jeden, głupi pojedynek, podczas którego zakłócenia przeszkadzały bardziej niż zwykle. I tyle. Przywołała na twarz uśmiech i po tym, jak Carson potrząsnęła jej dłonią, ponownie się przedstawiła: - Miło poznać, Isilia. - nie mogła się nadziwić, jaką energiczną osobą była owa nowo poznana dziewczyna. Ledwo weszła do pokoju, a Gryfonce zdawało się, że już jest jej wszędzie pełno. Emanowała dodatkowo taką radością, że nie sposób było być przygnębionym w jej towarzystwie. W pewnym sensie było to wręcz przerażające, że człowiek może być tak pełen życia jak Carson. Potok słów, który z siebie wylała sprawił, że Isilia jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że przecież w Meksyku faktycznie czeka na nich wiele miejsc do odwiedzenia i atrakcji. Uwadze jej nie umknęła także liczba mnoga, w której wypowiadała się dziewczyna - "będziemy", "wyruszamy". Z chęcią sama już by wyszła z pensjonatu i zabłądziła pomiędzy uliczkami miasta, ale potrzebowała chwili odpoczynku. Druga sprawa - nie mogła zostawić na łóżku takiego bałaganu, jaki w tej chwili na nim panował. Jęknęła w duchu na podjętą przed kilkoma minutami decyzję i uznała, że w najgorszym przypadku schowa rzeczy do szafy później. - Dziewczyno, na wszystko starczy ci czasu, powoli. Dopiero przybyliśmy do Meksyku. - wytrzeszczyła oczy, bo zamiast powiedzieć, ona to wyśpiewała. W y ś p i e w a ł a. Kompletnie nie miała talentu i w życiu z własnej woli nie skazałaby na takie katusze nikogo, a tymczasem stało się! - Co tu się dzieje? - kolejne fałszywe tony; aż się skrzywiła, słysząc swój głos, który na dodatek był nieprzyjemnie wysoki. Spojrzała po kolei na każdą z dziewczyn, licząc na to, że to tylko któraś z nich robi sobie głupie żarty. Żadna jednak nie trzymała w ręce różdżki, a poza tym to by chyba usłyszały, gdyby zostało rzucone jakieś zaklęcie. Problem w tym, że nie było innego logicznego rozwiązania, w każdym razie żadne nie przychodziło jej do głowy. Coś dziwnego działo się w tym pensjonacie. Coś, co nie było w nawet najmniejszym stopniu normalne. Przerażona spojrzała w dół i natrafiła wzrokiem na paczuszkę fasolek wszystkich smaków leżącą w walizce. Wyciągnęła ją przed siebie, zaśmiała się nerwowo i potrząsnęła opakowaniem. - Może chce ktoś fasolkę? - starała się tym razem, żeby słowa nie były tak bardzo nieprzyjemne dla ucha, jak poprzednie. To zadanie wcale nie było takie proste zważywszy na to, że głos w pewnym sensie odmówił jej posłuszeństwa i dopiero przy wypowiadaniu (lub raczej wyśpiewywaniu) słów, miała nad nim częściową władzę. To był istny horror. Otworzyła fasolki i wyciągnęła jednego, żółtego cukierka. Może i w tej sytuacji nie było to najlepsze pocieszenie, ale przynajmniej na jakiś czas zatykało buzię. A ona chciała siedzieć cicho jak najdłużej. Przyjrzała się fasolce, chcąc się domyślić, jaki ma smak, ale było tyle możliwości, że tylko jeden sposób był tym, dzięki któremu mogła się tego dowiedzieć - konsumpcja. Już po chwili wiedziała, co to było i dziękowała Merlinowi, że nie natrafiła za pierwszym razem na nic, co mogłoby spowodować zwrócenie śniadania. Słodki i, przede wszystkim, smaczny banan.
Zakłócenia w pokoju: o o tutaj jest kostka Chciałam rozruszać rozgrywkę, to się chyba udało + przyjmuję, że dopiero po tym, jak Carson zaczęła mówić o marnowaniu czasu itd. pojawiły się zakłócenia. Tak jest logicznie, bo gdyby zaczęły się wcześniej (od początku mojego posta), to ją dotknęłyby w poprzednim ;) Lily nie odpisała, więc ją pomijam, żeby akcja ruszyła do przodu ;>
Finnegan Gilliams
Wiek : 20
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : blizny: podłużna na lewym nagarstku, po pogryzieniu na prawej kostce, pooperacyjne na klatce piersiowej
Nie mogła uwierzyć w to, jakie ją szczęście kopło. Od jakiegoś czasu zazdrościła już Carson tego, że rodzice obiecali jej wyjazd na wakacje, ale w najśmielszych snach nie przypuszczała, że i ona będzie mogła jechać. Nie, ale to absolutnie nic nie mogło jej tego zepsuć! Nie powiedziałaby tego głośno, ale tak naprawdę cieszyła się, że trafiła do jednego pokoju z siostrą. Zdejmowało to z niej całą masę stresu związanego z poznawaniem nowych ludzi. Tak właściwie to odkąd opuściły dom, miała ogromną ochotę łazić cały czas przy niej, najlepiej uczepiwszy się rękawa. Domyślała się jednak, że Carson nie będzie podzielałaby jej zadowolenia z takiego obrotu spraw. Zresztą jej samej nie do końca podobała się wizja niańczącej jej starszej siostry - nie w teorii przynajmniej. W praktyce z ogromną ulgą pozwalała jej na robienie za nią tak cringeowych rzeczy jak przedstawianie się. W kontraście do siostry, wślizgnęła się za nią do pokoju cicho, nieśmiało rozglądając się po wnętrzu. Pokój był zachwycający, ale nie była pewna jak bardzo może się podniecać, szczególnie przy obcych. Boczkiem spojrzała na pozostałe dziewczyny, unosząc niepewnie rękę w geście powitania, gdy siostra ją wskazała. Alise, z którą Carson przyjaźniła się od lat, na szczęście kojarzyła, a druga... O fugg! Finn odwróciła szybko wzrok i choć chwilę temu bała się wybrać jakiekolwiek łóżko (żeby nie było, że któraś ze starszych dziewczyn je zechce i się zrobi kwas), teraz bez zastanowienia rzuciła swoje rzeczy na jedne z nich i przysiadła na materacu. Pamiętała Gryfonkę z pojedynku i z jakiegoś powodu było jej straszliwie głupio. Cały ten turniej, czy co to tam było, był dla niej tak stresujący, że praktycznie zablokowała z niego wszystkie wspomnienia i nie była nawet w stanie powiedzieć w jaki sposób ją wtedy pokonała. Jednak świadoma swoich badziewnych umiejętności magicznych, domyślała się, że jakoś fartem i zupełnie niezasłużenie. Było jej wstyd nawet patrzeć w stronę Isilii, ale już po chwili stwierdziła, że ona chyba jej na szczęście nie pamięta. Nie dziwiło ją to ani trochę - Finn była przekonana, że ma najpospolitszą twarz na świecie i zwykle była bardziej zaskoczona, kiedy ktoś ją rozpoznawał. Bardzo chciała jakoś włączyć się do konwersacji i nie siedzieć po prostu jak jakiś czub, gapiąc się na współlokatorki, ale nic mądrego albo zabawnego nie przychodziło jej do głowy. Miała zresztą wrażenie, że jej odzywanie się byłoby nie na miejscu. Dziewczyny były w końcu starsze, kumplowały się i w ogóle, a ona była tylko szczylowatą siostrą jednej z nich. Nie mając pojęcia co robić, wsunęła się tylko tyłkiem bardziej w głąb materaca i dyndając stopami nad posadzką, obserwowała współlokatorki.
Ciepłe słońce otulało wszystkich swoją złotą kołderką, a Summer Richardosn obserwowała je przez okulary słoneczne. Była naprawdę podekscytowana i szczęśliwa. Uwielbiała podróże i na pewno nie mogła przegapić wyjazdu do Meksyku. Ojciec nie miał nic przeciwko, wręcz przeciwnie cieszył się, że pozbył się dwóch darmozjadów, tak przypuszczała gryffonka. Zasługiwała na te wakacje. Miała dobre oceny, ale nawet jeśli opuściłaby się w nauce, tato zapewne nie zwróciłby na to uwagi. Jak na rodzica należał do tych, których wsadzało się do worka z napisem "beznadziejny rodzic". Nie miała zamiaru zamartwiać się, w końcu były wakacje, a ona miała okazje poznać i zobaczyć Meksyk! Na pewno spełniło się jej kolejne marzenie i jej aspiracje były naprawdę na wysokim poziomie spełnienia. Summer odetchnęła pełną piersią i uśmiechnęła się w stronę gorącego słońca. Na jej twarzy można było dostrzec brokat, ponieważ jej twarz świeciła się jak mugolski neon. Czekała cierpliwie na klucze, które dostała do pokoju numer sześć. Cierpliwość jednak nie była w żaden sposób znana Summer. Przebierała nogami w miejscu, co chwila, zerkając na kolejnych, którzy pojawiali się przed pensjonatem. Wparowała do pokoju z jedną czerwoną walizką. Lubiła czerwony kolor, przypominał jej dom wychowanków Godryka Gryffindora, do którego należała i naprawdę była z tego dumna. Rozejrzała się dookoła i niemal zrzuciła przeciwsłoneczne okulary z nosa, ciesząc swoje oczy widokiem barwnego, przytulnego pokoju. Już go pokochała. Spojrzała na łóżka. Nie miała pojęcia, które może zająć, ale skoro dwuosobowe było już zajęte, to mogła sobie zająć, któreś z pojedynczych. Zbliżyła się do posłania, rzucając walizkę obok. Spojrzała na swoje współlokatorki. - Hej, jestem Summer. - Zaczęła im się bacznie przyglądać, ale żadnej z nich dobrze nie znała. Jej wzrok powędrował do @Finnegan Gilliams, która siedziała jakoś tak cicho. Podeszła do niej i osobiście postanowiła z nią się przywitać. - Cześć, jestem Summer, a ty jak masz na imię? - Powtórzyła znowu swoje imię i wyciągnęła dłoń do krukonki. Richardosn wyglądała na czuba i rzeczywiście nim była. Brak jakiegokolwiek zażenowania, wstydu czy ograniczeń w myśleniu - to zaprawdę niebezpieczna mieszanka.
Carson tryskała energią i nie było się co dziwić - to były jej pierwsze prawdziwe wakacje! Bycie na długi czas poza domem rodzinnym zdecydowanie wprawiało ją w delikatne przerażenie, ale jednocześnie powodowało to śmieszne uczucie łaskotania w brzuchu, lekkie podniecenie faktem, iż była przez moment chociaż odrobinę bardziej samodzielna niż zwykle. Zakończenie siedmiu lat nauki w Hogwarcie przypieczętowane wyjazdem do Meksyku było kopniakiem, którego potrzebowała - automatycznie chciała działać, być wszędzie, zobaczyć wszystko i nie marnować czasu na odpoczywanie. Usłyszawszy odpowiedź Isilii, niestety nie powstrzymała się od wywrócenia oczami. Jaki sens miało leżenie w pokoju, kiedy na zewnątrz była taka piękna pogoda? Gdy uliczki małego, meksykańskiego miasteczka wzywały je, by rozpoczęły zwiedzanie i odkrywanie jego tajemnic? Jakże miała na swoich pierwszych wakacjach rozpocząć zabawę od rozpakowywania bagaży?! Parę zaklęć w tę i we w tę, i po kłopocie, a to można było zrobić wieczorem, rano, a nawet za tydzień, bo przecież nikt nie będzie ich rozliczał z tego, czy równo poukładały bluzeczki na półce w szafie. Nieco się jednak zdziwiła, gdy dotarło do niej, że Isilia swoją wypowiedź wyśpiewała, czym sama wydawała się być co najmniej zaskoczona. Carson nie miała pojęcia, czy był to zabieg celowy, niemniej jednak głos Gryfonki nie należał do najlepszych i jeśli specjalnie robiła tego typu rzeczy, Krukonka miała nadzieję, że była chociaż świadoma tego, jak brzmi i nie łudziła się nigdy na karierę solistki. Ona z kolei głos posiadała całkiem niezły, raczej czysty, o ładnym tonie, lecz na pewno nie imponujący skalą. Miała jednak okazję zaprezentować go w swoich słowach: - Nie możesz być pewna, że na wszystko wystarczy Ci czasu! Trzeba korzystać z okazji tu i teraz, co Cię powstrzymuje? Walizka do rozpakowania? - zaśpiewała, a pokaz swój zakończyła zachęcającym uśmiechem, który zniknął równie szybko, jak się pojawił, bowiem ręka Carson wystrzeliła w kierunku jej własnego gardła, a w oczach pojawiły się znaki zapytania. Nie panowała nad tym, że z jej ust wydobywała się melodia. Coś, nie wiedziała jeszcze, co dokładnie, zmuszało ją do śpiewania i choć nie miała się czego wstydzić, poczuła się odrobinę niekomfortowo. Spojrzała na Finn, która kryła się gdzieś za jej plecami, ale ostatecznie wzruszyła ramionami. Isilia z kolei postanowiła poczęstować je fasolkami wszystkich smaków, na które starsza Gilliams się skusiła. Może powinna przewidzieć, że prawdopodobieństwo wylosowania fasolki o nieprzyjemnym smaku była taka sama, o ile nie większa przy jej niezwykłym szczęściu w życiu, co wylosowanie tej smaczniejszej - ta, którą wyciągnęła z pudełka, sprawiła, że jej buzia wykrzywiła się w geście obrzydzenia, gdy po przegryzieniu fasolki poczuła ostry smak kminku. - Fuj, kminek, paskudztwo! - wyśpiewała dramatycznie, po czym szybko wybiegła do łazienki na pietrze, która na szczęście nie była daleko oraz w tamtej chwili nie była zajęta. Chciała czym prędzej wypluć "smakołyk" i wypłukać z ust ten okropny smak. Wiedziała, że jej zachowanie może zostać odczytane jako przerysowane i przesadzone, bowiem niejednokrotnie słyszała podobne zarzuty, niemniej jednak trzeba wiedzieć, iż kminek działał na nią niczym czosnek na wampiry. Po drodze minęła dwie znajome twarze i przywitała się z nimi, o dziwo normalnie, a gdy ponownie wkroczyła do pokoju, posiadała już kolejną współlokatorkę. - O, cześć! Jestem Carson - przedstawiła się śpiewnie, po czym ściągnęła brwi w geście konsternacji. - To z tym pokojem coś jest nie tak, bo na korytarzu nie śpiewałam - stwierdziła melodyjnie, lecz w ostateczności wzruszyła ramionami. - Summer, może Ty masz ochotę na spacer? - postanowiła spróbować swoich sił z nową twarzą.
Finnegan Gilliams
Wiek : 20
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : blizny: podłużna na lewym nagarstku, po pogryzieniu na prawej kostce, pooperacyjne na klatce piersiowej
O ile wcześniej chciała się jeszcze odezwać, mimo że jej struny głosowe nie podzielały tego entuzjazmu, o tyle cały wewnętrzny konflikt zniknął, gdy dziewczyny zaczęły śpiewać. Finn przypuszczała, że żadna magia nie była w stanie zmienić faktu, że ona po prostu śpiewać nie umiała. Na tym polu wystarczyło jej już wstydów. Obiecała sobie, że już nigdy nawet nie zanudzi, po tym jak została wyrzucona z chórku organizowanego przez sąsiadkę w Londynie. A przynajmniej nie przy ludziach. Właściwie to miała ogromną ochotę poczęstować się fasolką, ale wstydziła się tym bardziej, że częstującą była ta Isilia od pojedynku. Ośmielił ją nieznacznie fakt, że jej siostra wzięła jedną i może nawet skorzystałaby z okazji, gdyby nie to, że fasolka Carson była kminkowa. Może i różniły się w każdym niemal względzie, ale akurat w kwestii nienawiści do tej przyprawy były zgodne. Finn przekalkulowała sobie wszytko jeszcze raz i doszła do wniosku, że wstawanie i niezręczne częstowanie się fasolką jest zbyt wysoką ceną za prawdopodobnie ohydny jej smak. W całej tej kminkowej sytuacji najstraszniejszy był jednak fakt, że Carson, gdzieś sobie poszła. Tyle dobrego, że nikt tak na dobrą sprawę nie zwracał na nią uwagi i nie wymagał od niej uczestnictwa w rozmowie. Dopóki nie podeszła do niej @Summer Richardson. Gryfonka ewidentnie musiała uznać, że Finn jest jakaś upośledzona, skoro postanowiła przedstawić jej się osobno, sekundę po tym jak zrobiła to przed całą grupą. Dziewczynka zarumieniła się i automatycznie powędrowała wzrokiem w stronę siostry, która - papa bless! - wróciła akurat do pokoju. Carson co prawda nie wyjaśniła Summer, że ze słuchem, a nawet względnie z mózgiem Finn wszystko jest w porządku, ale i tak pomogła, bo w typowy dla siebie sposób, od razu wpieprzyła się w centrum uwagi i choć z jednej strony oglądanie tego po raz pizyliardonowy w życiu było męczące, ratowało czternastolatkę z opresji. Finn uniosła tylko nieznacznie rękę, jakby chciała uścisnąć wyciągniętą dłoń Summer, ale zamarła w połowie drogi, ustępując starszej Gilliams. Sama bardzo chętnie wybrałaby się na spacer (zwłaszcza, że poza pokojem się nie śpiewało), najchętniej tylko z siostrą, ale wyglądało na to, że jej Carson nie zamierzała tego proponować. Finn była w Meksyku dopiero niecałą godzinę, a już zaczynała tego żałować. Mogła być w tym czasie w domu i bez najmniejszego stresu bawić się z bratem, albo przeglądać memy na komputerze w pobliskiej mugolskiej bibliotece, a zamiast tego siedziała tu, nie wiedząc jak się zachować i miało się to ciągnąć przez najbliższe półtora miesiąca. Jak ona jeszcze chwilę temu mogła się cieszyć z wyjazdu?
//w innym czasie, bo niestety przeczuwam, że z tego wyżej już nic nie uciągniemy.
Carson szła przez korytarz z ręcznikiem przewieszonym przez ramię. Dopiero co skończyła pobierać dzienną dawkę promieni słonecznych i jedyne, o czym marzyła, to chłodny prysznic, by dać ulgę rozpalonej skórze. Wybrzeże tego dnia było doprawdy malownicze, aż chciało się po prostu stać i patrzeć na coraz to nowe fale przypływające na brzeg. Po sztormie nie było już śladu, wycieczkowicze skutecznie oczyścili plażę ze wszelkich skarbów - ona sama zresztą znalazła coś, co okazało się być bardzo wartościowe! Jeszcze nie miała okazji testować możliwości tajemniczej muszli, ale może właśnie nadchodził ten czas? W końcu gdy wróci do pokoju, będzie mogła skupić się na sobie i tylko na sobie! Tak przynajmniej myślała stąpając po miękkim dywanie korytarza. Wyciągnęła z kieszeni krótkich spodenek kluczyk z zawieszką o numerze szóstym, włożyła go w zamek drzwi i przekręciła. Usłyszawszy charakterystyczny szczęk zamka, pchnęła drzwi, przestępując próg. Zaraz jednak stanęła w miejscu jak wryta - co to miało znaczyć?! W pokoju znajdowało się kilka walizek, a na szafkach stały rzeczy, które nie należały do niej. Zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc rozciągającego się przed nią obrazu. Kiedy zdążyła zdobyć współlokatorów? I dlaczego wprowadzili się oni pod jej nieobecność? To wszystko jej śmierdziało, oczywiście nie dosłownie - wyczuwała po prostu jakiś podstęp. Czemu tak nagle dostała do pokoju innych ludzi? A tak dobrze jej się mieszkało w samotności... Może chociaż będzie w stanie wywnioskować, kim są jej nowe koleżanki z pokoju? Uklękła przy jednej z szafek, kładąc ręce na leżących tam książkach i pamiątkowych muszelkach.