Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Pokój 11

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 2 z 2 Previous  1, 2
AutorWiadomość


Aurora Therrathiel
Aurora Therrathiel

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : Znamię w kształcie listka na barku, tęczówki zlewające się ze źrenicami
Dodatkowo : Oklumencja
Galeony : 747
  Liczba postów : 819
https://www.czarodzieje.org/t15543-aurora-therrathiel#417307
https://www.czarodzieje.org/t15571-necessitas#418867
https://www.czarodzieje.org/t15522-aurora-hestia-therrathiel#416768
Pokój 11 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój 11 - Page 2 Empty


PisaniePokój 11 - Page 2 Empty Pokój 11  Pokój 11 - Page 2 EmptyWto Lip 10 2018, 18:05;

First topic message reminder :


Pokój 11


Choć pozornie organizatorzy wyjazdu postawili na klasykę wybierając pensjonat, to trudno ukryć, że w tym miejscu wszystko jest wyjątkowe! Wystrój pokoi łączy ze sobą przywiązanie do meksykańskiego folkloru oraz wyjątkowe zamiłowanie do sztuki. Na uczniów i opiekunów czekają bardzo kolorowe, przestronne pokoje z niezliczoną ilością unikalnych dekoracji - bądźcie jednak ostrożni, bo pomieszczenia są wprost naszpikowane magią! Nie zdziwcie się, gdy któregoś dnia pokój ujawni jedną ze skrywanych niespodzianek. W zależności od położenia, sypialnia ma widok na ogrody lub basen. Każdy pokój jest wyposażony w magiczne szafy, które z pewnością pomieszczą wszystkie bagaże, oraz łoże małżeńskie i cztery łóżka pojedyncze.  Miejmy nadzieję, że ten rozkład łóżek nie będzie źródłem zbyt wielu konfliktów. Wypoczynek w tak wyjątkowym miejscu musi być udany!

Lokatorzy:

1. Daniel Bergmann
2. Hal Cromwell
3. Donna Jenkins
4. Scorpius A. Dear
5. Lucas Roth
6. Matthew Alexander




Ostatnio zmieniony przez Aurora Therrathiél dnia Wto Lip 17 2018, 14:26, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Pokój 11 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój 11 - Page 2 Empty


PisaniePokój 11 - Page 2 Empty Re: Pokój 11  Pokój 11 - Page 2 EmptySro Sie 22 2018, 00:28;

Sen delikatnie okrył jego myśli niczym pierzynę, jakoby pomagając mu zasnąć oraz myśleć o bardziej przyjemnych rzeczach - nie pamiętam zbytnio, jak się wcześniej zachowywał, ale czuł w sobie jakąś dziwną troskę skierowaną w stronę dalej dzieciniarnii, którą udało mu się zgarnąć z festiwalu. Mało pił, by móc siebie znać od tej przyjaźniejszej strony - o dziwo, jakieś flashbacki pozostały w jego umyśle, zaś jedyne, o czym na te chwilę obecną marzył, były pieski. Dużo piesków. Szczeniaki wszędzie, gdzie się nie obejrzał, te merdały radośnie ogonami, patrzyły swoimi charakterystycznymi ślepiami w jego stronę. Sam zaś je głaskał ostrożnie, chociaż odczuwał radość z przebywania z nimi, jakoby czując wsparcie ze strony zwierząt, którego tak ostatnio potrzebował. Szkoda tylko, że nie wiedział, iż ten nietypowy, pozbawiony paraliżu sen powstał wskutek czystego upojenia się oraz zaśnięcia w łóżku... Ewidentnie nie swoim. O tym jednak nie rozmyślał, kiedy przyjemnie się wylegiwał, z widocznym uśmiechem na twarzy, mrucząc pod nosem jakieś frazy o miłości oraz nazywaniu ich poszczególnymi imionami - zwyczajnie znajdował się w innym świecie, pozbawionym wszelkich trosk oraz nieszczęść. I jakoś nie chciał powracać do rzeczywistości, która jednak uderzyła go jak stalowy młot, powodując dość sporą ranę na łbie.
Matthew, słysząc krzyk, w mgnieniu oka zareagował obudzeniem się ze słodkich ramion Morfeusza, zważywszy na ból spowodowany naruszeniem szarych komórek. Kac morderca ewidentnie działał na jego niekorzyść - od razu wzdrygnął się, czując, jak niemiłosierny ból, niczym utalentowany zabójca, przedziera się przez jego głowę. Otworzywszy charakterystyczne tęczówki, które natychmiastowo przeszyły pomieszczenie niezbyt przytomnie, trochę nader dziwnie, poczuł, jak światło wydobywające się poprzez okno oślepia go - światłowstręt zdawał się zbierać najbardziej zyskowne żniwa. Promienie słońca, jak na złość, zdawały się działać na jego nerwy. Nie mógł się zatem powstrzymać przed prostymi słowami, przynajmniej w swej prostocie - nigdy jednak nie miał okazji do ich prawidłowego użycia. Unikał przekleństw, starał się ich nie używać w swoim życiu, aczkolwiek tym razem postanowił zrobić dla siebie samego wyjątek w tej dziwnej kwestii. Nie bez powodu - nikt raczej nie chciałby na kacu zostać obudzonym przez krzyk leżącej tuż obok kobiety.
- C-Co do chuja... - rzekł z łatwością kilkulatka, odwracając się na własne, wcześniej molestowane przez Tildę plecy, by następnie zasłonić dłonią swoje oczy, uniemożliwiając dostęp promieni słonecznych do zdziwionych patrzałek. To mu wystarczyło na pobudkę - niemniej jednak, skutki upojenia alkoholowego dawały o sobie znać - suche gardło wymagało nawilżenia, oszołomienie i szum skutecznie odebrały mu na chwilę rozum. Wziął głębszy wdech, przełknął resztki śliny, zwyczajnie zaczął względnie normalnie funkcjonować. - Wody... umieram... - zrobił minę smutnego szczeniaczka, by następnie chwycić za różdżkę znajdującą się gdzieś na szafce nocnej, mając na celu użyć jednego, prostego zaklęcia, które z łatwością uwolniło go tymczasowo od pustki w głowie i względnej niewiadomej. Co on tutaj robił? Nie wiedział, nie pamiętał, jakoby wszystkie wspomnienia z wieczoru wypłynęły na otwartą przestrzeń i zwyczajnie zniknęły. Zagubione, bezkonfliktowe - gdzie on w ogóle był? Rozejrzał się ostrożnie po pomieszczeniu, zdając sobie sprawę, że tak, to jego pokój, nawet jeżeli było w nim wyjątkowo duszno. Zdjął z siebie kołdrę, spoglądając dopiero teraz w stronę, gdzie znajdowała się kobieta, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, że pojawił się zarówno przed Danielem, jak i Tildą w takiej formie, jaką widzi go Bóg - kompletnie nagi, zdjąwszy z siebie przyjemną w dotyku pościel. Jak. No, kurwa, jak? Zasłonił się natychmiastowo, marszcząc brwi w kompletnej pustce, jakoby nie wiedząc, co powiedzieć - jednocześnie rozglądał się nagminne po podłodze w poszukiwaniu własnych ubrań - niemniej jednak, bezskutecznie. Zniknęły, wyparowały, cokolwiek - zwyczajnie zniknęły. Nie wiedział, w jaki konkretny sposób, aczkolwiek miał się z czego cieszyć, bo różdżkę przy sobie miał. Przetarł ostrożnie oczy, zastanawiając się, jak wyjść z tej niezbyt przyjemnej sytuacji - nawet będąc w domu, nie sypiał bez ubrań, dlaczego więc dzisiaj musiało stać się całkowicie inna sytuacja, pozbawiona jakiegokolwiek sensu? No tak, tequila i jej uroki. Ewidentnie będzie trzeba przestać pić przez jakiś czas, bo zwyczajnie może to mieć dramatyczne skutki, dramatyczniejsze niż dzisiaj - nie, nie obawiał się tego, żeby w jakikolwiek sposób zbliżył się do kobiety - zwyczajnie nie interesowały go takie sprawy, jego przyjaciel między nogami zaś nie wyrywał się, widząc przed oczami półnagą kobietę i mężczyznę. To wszystko wydawało się nie mieć żadnego sensu. Cholera. I jak się teraz wytłumaczy z tego wszystkiego?
Chryste, w co on się wpakował? Ewidentnie nie było to zbyt przyjemne uczucie, niemniej jednak miał nadzieję na to, że oni wiedzą ciut więcej niż on sam. Tym bardziej, iż pamięć miał zazwyczaj niezawodną - teraz jednak wystawioną na próbę, niezwykle śmieszną oraz wręcz komiczną.
Powrót do góry Go down


Hal Cromwell
Hal Cromwell

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Galeony : 1046
  Liczba postów : 533
https://www.czarodzieje.org/t16102-harold-cromwell-jr#440448
https://www.czarodzieje.org/t16104-hal-s-ono#440515
https://www.czarodzieje.org/t16101-harold-cromwell-jr#440447
Pokój 11 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój 11 - Page 2 Empty


PisaniePokój 11 - Page 2 Empty Re: Pokój 11  Pokój 11 - Page 2 EmptySro Sie 22 2018, 21:47;

Hal korzystał z tych wakacji ile wlezie, zaglądając w każdy kąt meksykańskiego miasteczka i okolic od rana do nocy. I chyba w końcu przeholował, bo w dniu festiwalu czuł się fatalnie. Bardzo możliwe, że po prostu go przegrzało, w każdym razie z powodu okropnego bólu głowy, zdecydował się odpuścić uczestnictwo w imprezie i położyć się wcześniej do łóżka, korzystając z ciszy w opuszczonym przez dzieciaki pensjonacie.
Sen zmorzył go na tyle głęboko, że nie słyszał ani powrotu studentów, ani jego własnych współlokatorów. W nocy prawdopodobnie nie obudziłby się nawet, gdyby przebiegło po nim stado buchorożców. Nad ranem jednak poderwał go, wbijający się w uśpioną świadomość krzyk.
Wybudzony nagle i gwałtownie, oderwał się od poduszki, przez moment nie orientując się gdzie jest, a przede wszystkim kiedy jest? Czy spał dwie godziny, czy dwa dni? Czy współlokatorzy zdążyli wrócić? Czy faktycznie słyszał krzyk, czy mu się przyśniło? Czy coś się działo, czy mógł spać dalej?
Powoli wracał do rzeczywistości. Najpierw zobaczył i usłyszał Daniela, chyba kogoś uciszającego, potem Matthew, wyskakującego z pod kołdry w stroju Adama. Już tyle go zszokowało i zamierzał zamknąć oczy i modlić się o zapomnienie, a z drugiej strony wyklinając kolegów, za brak jakiegokolwiek uprzedzenia. Serio, już by się wyniósł na noc do jakiegoś innego pokoju, skoro musieli... Wtedy jednak dotarło do niego, że między nimi leżała jeszcze dziewczyna i może nie zmieniało by to wiele (niech robią co chcą, nie jego interes), ale na Boga, tą dziewczyną była...
- TILDA! - wrzasnął, zrywając się z poduszki i z prędkością światła rzucając jej podniesiony nie wiadomo skąd swój t-shirt. Teraz już nie chciał tylko zapomnieć. Chciał wylać na gałki oczne zgrzewkę Domestosu, szorować je pumeksem i poprawić to wszystko Chłoszczyść. Zaraz po tym jak pozbawiłby życia obu rozebranych zboczeńców, którzy siedzieli z nią w łóżku.
Hal uwielbiał dzieci i nie było tajemnicą, że do wszystkich młodocianych sąsiadów, których znał od pieluchy i którzy seplenili mu "dzień dobry" na ulicy, miał niemal tak opiekuńcze podejście jak do własnych siostrzeńców. Pamiętał dobrze Tildę z czasów, których ona sama zapewne nie pamiętała. Pamiętał kiedy poszła do szkoły. Pamiętał, kiedy jej mama miała wypadek. Nie pamiętał za to zbyt dokładnie, kiedy to wszystko było, ale na litość Boską, ile to dziecko mogło mieć lat. 16?! No może 18, ale to nic nie zmieniało. Dlaczego, do kurwy nędzy, leżała prawie naga z dwoma dobijającymi czterdziestki facetami w łóżku?
Czując narastającą w nim wściekłość, cisnął kilka zestawów ciuchów, które walały się gdzieś pod ręką, w stronę łoża rozpusty. Jedynym co powstrzymywało go przed obdarciem tych dwóch obleśnych dewiantów ze skóry, była obecność Tildy. Wlepił za to mordercze spojrzenie w Bergmanna zastanawiając się czy wytrzebić go przed, czy po zgłoszeniu sytuacji dyrektorce. To była jego cholerna studentka!
Powrót do góry Go down


Tilda Thìdley
Tilda Thìdley

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 46
  Liczba postów : 411
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15607-tilda-thidley#420456
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15652-tilda-thidley#421489
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15637-tilda-thidley
Pokój 11 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój 11 - Page 2 Empty


PisaniePokój 11 - Page 2 Empty Re: Pokój 11  Pokój 11 - Page 2 EmptySro Sie 22 2018, 22:48;

Musiałabym być szalona, by obecną sytuację uznać za komfortowe położenie. Bliskość ciała Daniela Bergmanna przerażała mnie, tłamsiła i sprawiała, że miałam ochotę paradoksalnie skulić się jeszcze bardziej, niezdolna do ruchu i ucieczki. Dopadła mnie jakaś klaustrofobia i miałam wrażenie, że znajdujące się przed moją twarzą plecy zbliżają się coraz bardziej i już za moment będę ich dotykała nosem. Może naprawdę ten mężczyzna zamierzał się odwrócić i przy okazji mnie zmiażdżyć? Nie miałam jak biec, nie mogłam się wyrwać. Byłam za bardzo splątana w pościel, a wokół mnie oplatały się ramiona nauczyciela. Wydawało mi się, że zaczynam się dusić. Było mi strasznie gorąco...
Krzyk wydobył się z moich ust nie do końca kontrolowanie.
Nie spodziewałam się wywołać takiego armagedonu, choć w panującej w pokoju ciszy mój głos musiał brzmieć niczym huk armatni. Przycisnęłam ramiona do piersi, głównie po to, by się zasłonić (dlaczegóż, na święte gacie Merlina, byłam pozbawiona odzienia?!), gdy spod kołdry wystrzelił Matthew. Żałowałam, że spojrzałam w jego kierunku - nie, że nie było na co patrzeć... Po prostu wolałam sobie oszczędzić tego widoku, szczególnie przez wzgląd na świadomość spędzenia z nim nocy w jednym łóżku. Zacisnęłam powieki, licząc, że nie spoglądałam na nagiego mężczyznę na tyle długo, by jego obraz wyrył się po ich wewnętrznej stronie i na kilka sekund wstrzymałam oddech. Czułam się sparaliżowana całą tą sytuacją - już pomijałam kaca, pulsującą skroń i Saharę w ustach, bowiem stało się coś znacznie gorszego, a nie sądziłam, że może być gorzej...
Dźwięk mojego imienia odbił się echem w pokoju, prowokując mnie od otworzenia oczu, które wbiłam w trzeciego mężczyznę. Hala Cromwella. O żesz kurwa. Znałam Hala od dziecka, byliśmy niemal sąsiadami w Dolinie Godryka. Doskonale znał mojego ojca i matkę, gdy jeszcze była przy zdrowych zmysłach. Był trochę takim dobrym wujkiem - teraz oglądającym półnagą mnie z równie pozbawionymi odzienia mężczyznami w jednym łóżku.
- Pan Cromwell - powiedziałam jedynie słabym głosem, chcąc zapaść się pod ziemię. Zanim zdążyłam dodać cokolwiek, na mojej twarzy wylądował podkoszulek, a potem kolejny. Ubrania, słodka Morgano... Chwyciłam materiał jednego z nich i przycisnęłam go do siebie. Na szczęście był na tyle szeroki, że zdołałam się nim w miarę opatulić. Wygrzebałam się z kołdry do półleżącej pozycji, wciąż kuląc się i z przerażeniem obserwując furię na twarzy Hala. Bałam się spojrzeć na Bergmanna - dopiero co opuściłam jego ramiona i obawiałam się, że spod kołdry wychynie obraz, co prawda już mi znany, niemniej jednak krzywdzący moją i tak zwijającą się z bólu psychikę.
Czy ten pokój znajdował się na tyle wysoko, by skok zakończył moje życie?
Powrót do góry Go down


Daniel Bergmann
Daniel Bergmann

Nauczyciel
Wiek : 43
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : animag (kruk), magia bezróżdżkowa
Galeony : 2330
  Liczba postów : 2139
https://www.czarodzieje.org/t15073-daniel-alexander-bergmann
https://www.czarodzieje.org/t15099-krebs
https://www.czarodzieje.org/t15076-daniel-bergmann
Pokój 11 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój 11 - Page 2 Empty


PisaniePokój 11 - Page 2 Empty Re: Pokój 11  Pokój 11 - Page 2 EmptyCzw Sie 23 2018, 06:51;

Rzeczywistość - stapiała się w bezlitosne odłamki, raniła - zupełnie niepożądany szczegół (szczerym sercem już wolał być zawieszony w niebycie bez pojmowania czasu i najzwyklejszych wartości); spacerował obecnie wśród rozsypanych gwoździ, z towarzyszącym stworzeniem bólu. Mielił w swych ustach rdzę szczodrej, choć obróconej w jednolitą niepamięć przeszłości; obfitej wyłącznie we skutki - lecz okrywanej tym samym szczelnie jak płaszczem niewiedzą. W głowie panoszyła się nieprzerwanie nicość, myśli podnosiły się, całkowicie kalekie - otrute alkoholowym wpływem. Czas zwalniał, choć w swym zwalnianiu był bezlitosny - każda sekunda była - niczym spuszczana kropla krwi z organizmu - już wówczas, zdawał się przeraźliwie pusty. Niemrawe powieki, niemrawe ciało i wbijające się poprzez tunele słuchowe głosy; zbyt głośne, zbyt wyraźne, zbyt natarczywe.
Ja pierdolę.
Czy Matthew Alexander podobnie jak on przeklinał? Czy obudzili tego szaleńca Cromwella, pasjonata od wszelkich obrączek? Jeszcze jego - brakowało w siedlisku wszechobecnego absurdu. Przygnieciony przez niemoc, niczym kolejną kołdrę, Daniel Bergmann potrzebował właściwych zasobów czasu. Tilda. Jasna cholera, obudził się obok swej asystentki; chociaż rytuał pobudek obok wetkniętych w spontaniczność zachcianek kobiet - nie był wszak niczym niespotykanym, w owym przypadku wydawał się absolutnym wynaturzeniem. Wiedział, na ile może sobie pozwolić - nigdy nie starał się zwodzić swej asystentki - raczej - zwodziły ich różnorakie nieszczęścia. Całe szczęście, nic więcej nie powinno mieć miejsca - po alkoholu najczęściej był impotentem o mentalności dziecka (dlatego nie znosił przekraczać owej granicy).
Podniósł się, ostatecznie leniwie - wyraźną przeszkodą jawiły się nieposłuszne mięśnie. W identycznym momencie oberwał w twarz czyjąś (na pewno nie swoją) koszulką - wściekły profesor Cromwell przyszpilał go aktualnie spojrzeniem - jakby miał lada moment weń cisnąć niewybaczalnym zaklęciem. Bagno. Po prostu bagno i krótkowzroczność osądów
i Alexander, świecący wciąż gołym tyłkiem. Nie pragnął znać od tej strony przyjaciela z dzieciństwa chwalić Merlina, nie zdołał odczuwać bólu, gdzie plecy traciły swoją szlachetną nazwę. Rzucił niedbale ubraniem w stronę Matthewa; jeszcze brakowało im walki na jakieś szmaty.
- Czy możemy - zaczął, powoli, ledwo scalając słowa - zachować - zrzucił przykrycie posłania; był oczywiście w bokserkach, jak zawsze - choć względny - kontynuował - spokój?
Usiadł na krawędzi ich łóżka, skrywając twarz w dłoniach. Rozmasował swe skronie; w pierwszej chwili mógł zdawać się tak zastygnąć w akcie bezsilności oraz ogarniającej rozpaczy - nic bardziej mylnego
ból głowy odbierał zdolność funkcjonowania, pulsował wzdłuż kostnych płyt czaszki, rozsadzał umysł. Miał dosyć.
Powrót do góry Go down


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Pokój 11 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój 11 - Page 2 Empty


PisaniePokój 11 - Page 2 Empty Re: Pokój 11  Pokój 11 - Page 2 EmptyCzw Sie 23 2018, 07:13;

Ewidentnie przedobrzyli z tym wieczorem.
Wydawać by się mogło, że Bóg teraz spogląda na nich z widocznym namalowanym krzywym uśmiechem na twarzy – nikt, dosłownie nikt; żaden z nich nie spodziewał się aż tak dramatycznego zakończenia wiecznej falangi w tym samym łóżku. Jednocześnie w częściowym szoku był Matthew – na razie niewidocznym pod pierzyną, co nie zmienia faktu, iż tuż po chwili zaczynało docierać do niego, na czym tak naprawdę zatrzymało się ich picie, a kolejne kieliszki tequili zabrzęczały pod wpływem uderzenia. Owszem, zdawał sobie sprawę z tego, że się upili, że uroki Meksyku porwały ich do wspólnego spędzenia festiwalu (osobiście miał nadzieję, że nikt nie widział ich dziwnych, nieposkromionych przez umysł wybryków), aczkolwiek nadal marszczył brwi, kiedy to udało mu się na tyle wybudzić, iż zdał sobie sprawę z tego, w jak okrutnej sytuacji się znalazł. Teraz nawet pieski nie pomagały – zwyczajnie wstyd objął go całymi swoimi ramionami, dosłownie jak Daniel zrobił to z Tildą, praktycznie uniemożliwiając jej opuszczenie przylepionej do jej pleców klatki piersiowej mężczyzny o rudym zabarwieniu włosów. Z miłą chęcią pozostałby przy własnym śnie, który wydawał się być o wiele lepszą alternatywą od kaca mordercy, Sahary w ustach i każdych słów działających niczym wystrzał z karabinu snajperskiego tuż pzy uchu – niemniej jednak, musiał skonfronotwać się z dość trudną do zrozumienia rzeczywistością. I brakiem ubrań na sobie, bo to też jakoś powodowało, iż nie wiedział, jak ma zareagować. Gdzie są pieski? Halo, pieseczki?
Dobra, jakoś wołanie na nie w umyśle nie zadziałało – spojrzywszy na zegar, wskazówki nie zmieniały nagle swojego położenia. Nawet się specjalnie uszczypnął, byleby mieć stuprocentową pewność, iż jest to tylko sen, jakieś dziwne fanaberie umysłu, którego już sam nie rozumie – niestety. Musiał uwierzyć, czy tego chce, czy też i nie, iż jest to po prostu wynik nadmiernego upojenia alkoholowego.
Kolejny krzyk przekonał go w fakcie, jak bardzo w dupie się znalazł (spokojnie, Daniel – krzywdy Matt Ci na szczęście nie zrobił) – odwróciwszy charakterystyczne, zamglone tęczówki w stronę krzyku, już po chwili zarejestrował, że kobieta, półnaga i na pewno niezbyt wesoła, założyła na siebie koszulkę (a raczej przykryła). Nie wiedział, co znajdowało się w umyśle Hala, jednak gejem nie był i jakoś nie miał zamiaru na tę okazję czynić z siebie osobę o innej orientacji seksualnej – poza tym, nawet jeśli, obchodziło go to tyle, co musztarda po obiedzie. Czy to nie on sam, w kontekście żartu, chciał go zaprosić na randkę? Niemniej jednak, skrzywił się znacznie, gdy fale dźwiękowe dotarły do jego głowy, wręcz penetrując ją od środka. No żesz jasna ciasna. Krzywdy Tildzie by nie zrobił, poza tym – jest w pełni nieszkodliwym uzdrowicielem. Gorzej sprawa wbrew wszystkiemu miała się z Bergmannem, na którego spojrzał ukradkiem przepełnionych dziwną ciekawością oczu, jakoby zadając nieme pytanie, jednak w innym języku – kompletnie nań niezrozumiałym. Rzuciwszy jednak otępiałe spojrzenie jeszcze raz w stronę Cromwella, zrozumiał, jak w cholernie trudnej do wytłumaczenia sytuacji się znalazł – kompletnie nagi, w łożu potencjalnej rozpusty, z którym niezbyt wiele miał do czynienia.
Wziął głębszy wdech, zastanawiając się nad tym, jak opuścić ten pokój oraz przede wszystkim – czy jest na tyle ogarnięty, by mógł rzucić Obliviate w mgnieniu oka. Ręka spoczywała na różdżce, cały czas jej nie puszczając – czuł nieodpartą chęć użycia Silencio w stronę osób wydających nagłe, nieposkromione dźwięki. Skurczył żebra wraz z wydechem, utkwiwszy wzrok w sufit, cały czas przykryty kołdrą – otrzymawszy prosto na ryj ubranie ze strony Daniela, prychnął na ułamek sekundy śmiechem kompletnie jeszcze trochę nieprzytomny, wsuwając się ciut bardziej pod pościel, nawet jeżeli było pod nią zbyt gorąco. Nie wiedział, czemu tak zareagował – być może jakoś dziwnie dobry humor mu dopisywał? Niemniej jednak, nie na miejscu – kompletnie. Wziął nieznanego pochodzenia koszulę i jakieś spodnie, nie zważywszy na to, do kogo ona dokładnie należy (ewidentnie nie do niego – nie kojarzył tego kawałka materiału), by następnie się wyłonić spod pierzyny i ją ostrożnie założyć, przetarł czy niczym kilkuletnie dziecko wierzchem dłoni.
Liczył na to, żeby mógł zachować ten względny, trudy do przebicia, spokój. Niemniej jednak, im bardziej się wybudzał, tym bardziej zdawał sobie sprawę z tego, że po prostu został wsypany w dość nieładne bagno, dosłownie wplątany niewinnie w tę cała sytuację. Z czasem zdawał sobie sprawę, że Hal wygląda tak, jakby osobiście miał zaraz zabić jakiegoś człowieka - półprzytomne tęczówki spotkały się z jego licem, analizując je bez większych skrupułów, odczytując każde, nawet najmniejsze drgnięcie jakiejkolwiek części twarzy.
Zauważywszy porannego kaca mordercę u boku nauczyciela od transmutacji, cisnął zaklęciem z różdżki w jego stronę. Czy tego chciał, czy też i nie, wiedział, że mógł zdać się na ewentualne nieprzyjemności ze strony Bergmanna, jednak nie obchodziło go to zbytnio. Nie, nie musisz dziękować, przynajmniej teraz nie zmagasz się z jakimś względnie okrutnym bólem głowy. Szkoda tylko, że nie ma jakiegoś uspokajającego niczym melisa, bo chyba by się przydała Cromwellowi...
Powrót do góry Go down


Hal Cromwell
Hal Cromwell

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Galeony : 1046
  Liczba postów : 533
https://www.czarodzieje.org/t16102-harold-cromwell-jr#440448
https://www.czarodzieje.org/t16104-hal-s-ono#440515
https://www.czarodzieje.org/t16101-harold-cromwell-jr#440447
Pokój 11 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój 11 - Page 2 Empty


PisaniePokój 11 - Page 2 Empty Re: Pokój 11  Pokój 11 - Page 2 EmptyCzw Sie 23 2018, 21:24;

Kiedy już raczyli się poprzykrywać rzuconymi przez niego ubraniami, sam podniósł się z łóżka. W odróżnieniu od nich od razu ubrany w sprany t-shirt z Jęczącymi Wiedźmami i bawełniane szorty. Nadal się w nim gotowało, a dodatkowo teraz nie trzymała go na dystans nagość obu mężczyzn.
- Spokój?! - celowo krzyknął, bezlitośnie używając na ich kacu. Spojrzał na Tildę, po czym przeniósł wzrok na Bergmanna. Czy on był ślepy, głupi, czy może aż tak pozbawiony kręgosłupa moralnego? Z jednej strony, widok skulonej, przestraszonej dziewczyny, stopował go i sprawiał, że miał ochotę zająć się wyłącznie uspokajaniem jej. Z drugiej do pasji doprowadzało go, to w jaki sposób ignorowała ją ta dwójka. Zaciągnęli ją do łóżka, wykorzystali i udawali, że wszystko jest w porządku, a jedynym problemem był ból głowy.
- Na twoim miejscu, Bergmann, zacząłbym się martwić!
W dupie miał czy mężczyźni zdawali sobie sprawę z tego, że kładą się do łóżka z nastolatką. Abstrahując od tego, czy do czegoś doszło, czy nie, gdyby to on był obudził się obok swojej uczennicy, przejąłby się zdecydowanie bardziej. Spokój nauczyciela transmutacji tylko psuł jego obraz w oczach Hala - jakby dla niego to wcale nie było takim zaskoczeniem.
Szalę goryczy przelał jednak Alexander, machający różdżką w stronę swojego kolegi-oprawcy. Hal równie szybko i niespodziewanie nawet dla samego siebie, sięgnął po różdżkę walającą się na nocnym stoliku i niewerbalnie rozbroił uzdrowiciela. Do głowy nie przyszłoby mu, że gówniarz może być tak bezczelny, że będzie próbował jakoś go - niechcianego świadka - unieszkodliwić. Zdenerwował go fakt, że - jak podejrzewał - ten chciał ulżyć Bergmannowi w "cierpieniu". Wspaniali z nich byli przyjaciele, nie ma co! Po tym jak podzielili między sobą galon wódki, podzielili się też spitą do nieprzytomności dziewczyną? A teraz pomagali sobie nawzajem rzucając ubrania i przynoszące ulgę zaklęcia, zachowując się tak, jak gdyby ta zraniona osóbka, między nimi nie istniała.
Odrzucił obie różdżki na swoje łóżko, koncentrując się teraz na małej Thìdley. Wyglądała żałośnie i jego zdaniem jako jedyna z całej trójki na prawdę sprawiała wrażenie, jakby nie chciała znajdować się w tej sytuacji. Obaj mężczyźni zdawali się nie być zbytnio przejęci, a jedyny odczuwany przez nich dyskomfort powodował kac.
- Tilda, dziecko - zwrócił się do niej znacznie ciszej i spokojniej - Wyjdź stamtąd.
Teraz, na chłodno, mógł dokładniej rozejrzeć się za konkretnymi częściami garderoby i szybko odnalazł szlafrok, który wyciągnął w jej stronę. Chciał przede wszystkim, żeby znalazła się jak najdalej od nich, choć tak do końca nie miał pojęcia co robić. Pozwolić jej wyjść? Może nie powinna zostawać sama? Wyprowadzić ją stąd? I kto wtedy zabije tych skurwysynów? Ostatecznie więc, czując się trochę niezręcznie, trzymając szlafrok, czekał aż sama zdecyduje, co chce zrobić.
Powrót do góry Go down


Tilda Thìdley
Tilda Thìdley

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 46
  Liczba postów : 411
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15607-tilda-thidley#420456
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15652-tilda-thidley#421489
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15637-tilda-thidley
Pokój 11 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój 11 - Page 2 Empty


PisaniePokój 11 - Page 2 Empty Re: Pokój 11  Pokój 11 - Page 2 EmptyPią Sie 24 2018, 02:21;

Mimo że sama obudziłam się z kacem mordercą, szok całej tej sytuacji zepchnął pulsujące skronie na dalszy plan. Miałam teraz znacznie większe problemy, jak chociażby niekompletny ubiór, uniemożliwiający mi podniesienie się z miejsca oraz opuszczenie łóżka, przez co przyciskałam do siebie koszulkę, dbając o to, by zakryła jak najwięcej centymetrów kwadratowych mojego odsłoniętego ciała.
Największym problemem była jednak obecność Hala w tym samym pomieszczeniu co ja i dwójka roznegliżowanych mężczyzn. Znałam tego człowieka od bardzo dawna, mając zaledwie kilka lat zaczepiałam go na ulicach Doliny Godryka czy zagadywałam na zakupach. Bywał też w naszym sklepie, ucinając sobie pogawędki z ojcem na temat życia codziennego. Był dla mnie kimś w rodzaju wujka, dobrego przyjaciela rodziny, bądź co bądź jakoś tam zaangażowanego w moje dorastanie i wychowanie. A teraz miał okazję zobaczyć jeden z najniższych punktów mojego życia, z czego w żadnym wypadku nie byłam ani zadowolona, ani tym bardziej dumna. Skręcało mnie w środku, gdy widziałam, jakim wzrokiem patrzył na Daniela i tego drugiego. Z jego położenia wszystko wyglądało inaczej...
- To nie tak... - zaczęłam, lecz urwałam, ponieważ głos mi się załamał. Niezdolna do dalszych tłumaczeń, wymownie złapałam się za gardło, dając reszcie do zrozumienia, że bez wody nie wypowiem ani słowa. Było to niefortunne o tyle, że Hal zdawał się już wydać wyrok na nauczyciela transmutacji oceniając wyłącznie nasze wcześniejsze położenie. Mimo wszystko, jakkolwiek było to nieprzyzwoite z jego lub mojej strony, nie stało się nic złego. Jasne, nie przywykłam do przytulania się w łóżku z mężczyznami, nie były to moje rewiry, nie miewałam sposobności. Jasne, nie tak powinny wyglądać relacje między asystentką i jej przełożonym, ale w pierwszej kolejności nie powinniśmy dopuścić do takiego upojenia alkoholowego na festynie. Cała ta seria niefortunnych zdarzeń teraz wyglądała, jakbym padła ofiarą wykorzystywania seksualnego, a to było niemożliwe.
Było, prawda?
Zanim się zorientowałam, w grę poszły różdżki.
- Co się dzieje? - zapytałam z trudem, drgnąwszy i wyprostowawszy się do pozycji w pełni siedzącej. Spojrzałam uważnie na Hala, próbując odczytać jego intencje. Moja chwilowa pewność siebie została jednak zrównana z ziemią w chwili, gdy zwrócił się do mnie tym tonem, dodatkowo nazywając mnie dzieckiem. Jeśli do tej pory udało mi się przezwyciężyć uczucie, jakobym została złapana przez ojca na gorącym uczynku, wrażenie to powróciło i to ze zdwojoną siłą. Czułam wpełzający na policzki rumieniec, gdy w moją stronę poleciał szlafrok. Chwyciłam go jednak i zaczęłam szamotać się, próbując odziać się jako tako i jednocześnie nie obnażyć się zbytnio. Ostatecznie wygramoliłam się z łóżka, co było niezwykle ciężkim zadaniem, jako że po zmienieniu pozycji ból głowy zaatakował ponownie. Skrzywiona, marszcząca brwi stanęłam na własnych, słabych nogach.
Powrót do góry Go down


Daniel Bergmann
Daniel Bergmann

Nauczyciel
Wiek : 43
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : animag (kruk), magia bezróżdżkowa
Galeony : 2330
  Liczba postów : 2139
https://www.czarodzieje.org/t15073-daniel-alexander-bergmann
https://www.czarodzieje.org/t15099-krebs
https://www.czarodzieje.org/t15076-daniel-bergmann
Pokój 11 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój 11 - Page 2 Empty


PisaniePokój 11 - Page 2 Empty Re: Pokój 11  Pokój 11 - Page 2 EmptyPią Sie 24 2018, 21:35;

Wszystko sypało się. Najzwyczajniej pieprzyło.
Huśtawka - ponad pojęciem szaleństwa. Walczył ze sobą; władzę pragnęła przejąć jedna z najgorszych (najbardziej prawdziwych?) twarzy Daniela Bergmanna - władcza, lawirująca na pograniczu obłędu iskrzącego się w jasnych pierścieniach tęczówek, obrzydliwie zachłanna i pewna siebie; ciskająca ostrzami słów - okrywanych kokonem jadu. Hal Cromwell był niewłaściwy, przeszkadzał - najlepiej, gdyby zwyczajnie zniknął i nie zakrzywiał przestrzeni swą obecnością. Kojarzył przedstawicielkę Thìdleyów z samej Doliny Godryka? Byli spokrewnieni ze sobą? To nieistotne. Był chętny wobec prawienia wyjaśnień, wobec ugruntowania pomiędzy nimi stabilnego i neutralnego podłoża współpracujących osób - niekoniecznie przed samym, rozwścieczonym obecnie Cromwellem. Każdy głos, każdy szept, każdy żegnany oddech - potęgował swą głośność, łupiąc jak gdyby młotem w czaszkę mężczyzny. Ból miażdżył w swoim bezlitosnym uścisku - dlatego, przez dłuższy moment pozostawał w pozycji rozpaczy, z ukrytą za zasłonami rąk twarzą. Stąd również, częściowo czerpała źródło oziębłość - choć Daniel Bergmann nie był wybitnym empatą; niezwykle rzadko przejmował się losem innych. Posiadał zbyt silny chaos już własnych, splątanych w abstrakcji duszy emocji. Usiłował odnaleźć stabilność - błogą kotwicę, na której podstawie mógłby się wreszcie wesprzeć - oraz zachować spokój. Nie chciał, za wszelką cenę pokazać się od najbardziej plugawej strony - ostatnio, popełnił zbyt wiele błędów - które powstrzymywały przed gwałtowniejszą decyzją.
Granice były szargane - niemniej - z każdą uciekającą sekundą.
Otworzył oczy. Oswobodzony już ze schronienia dłoni, rozejrzał się nagle po pomieszczeniu. Różdżki. Wyjęte różdżki i niewerbalnie padające Expelliarmus. Przez moment spojrzenie błysnęło złowrogo, lecz prędko zdołał odzyskać opanowanie. Sytuacja zdawała się szarżą przekraczać najśmielsze pojęcia niedorzeczności; prześlizgnął się swym spojrzeniem z sylwetki Matthewa, wbijając je ostatecznie w nauczyciela Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. Tildę pozostawił w spokoju - nie chciał kreować większego niż aktualne zmieszania.
- Dobrze się czujecie? - zapytał. Chłodno, trzeźwo oraz z pewnością - która zaskakiwała również jego samego (wewnętrznie zwijającego się z bólu); z tą charakterystyczną neutralnością, perfekcyjnie zacierającą wszelkie pokłady żywionej pogardy, złości oraz zażenowania.
Planowali pojedynkować się niczym dzieci?
Jedno pozostawało pewne - muszą najszybciej uporządkować nieład, zanim ów cyrk przedrze się poza ograniczenie ścian ich pokoju.
Powrót do góry Go down


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Pokój 11 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój 11 - Page 2 Empty


PisaniePokój 11 - Page 2 Empty Re: Pokój 11  Pokój 11 - Page 2 EmptyPią Sie 24 2018, 21:57;

Matthew miał własną dumę, wiedział, z czym wiąże się praca uzdrowiciela, a przede wszystkim miał świadomość tego, iż nawet najmniejszy wybryk może zakończyć się dla niego niezbyt miłymi konsekwencjami. Dodatkowo czuł, że Daniela dotyczy dosłownie to samo - może znajdowali się na innych platformach z innych substancji, w zależności od tego, w czym dokładnie byli dobrzy, niemniej jednak obecnie obydwoje znaleźli się w ruchomych piaskach, a każdy gwałtowniejszy ruch ze strony któregokolwiek z nich mógł zakończyć się po prostu nieszczęściem. Nie wiedział, za cholerę nie wiedział, jak wylądował nagi w łóżku, jednak był pewien, no ba, wierzył we własnego siebie, że nie dopełnił się żadnych czynów karalnych. Był także w stanie ręczyć za Bergmanna - jakkolwiek by to nie brzmiało, nawet jeżeli do wczoraj byli skłóceni, to dzisiaj stanąłby za nim murem; stałby się lwem, chroniącym to, co w jego życiu znaczy coś więcej niż wypełnianie pustki wszechobecną rutyną.
- H-Hal... - powiedział spokojnie, łagodnie, spoglądając swoimi charakterystycznymi oczami w jego stronę. Jedynym mankamentem w tej zazwyczaj niecodziennej u niego technice było to, że już powoli zdołał oprzytomnieć, odzyskać trzeźwość, choć kac morderca po krzyku zdawał się jeszcze bardziej wiercić dziurę w jego czaszce. Niebieskie tęczówki spotkały się z licem rozwścieczonego nauczyciela ONMS, powracając po chwili do tej samej normalności, z którą mógł się spotkać przy jego zamknięciu się w środku, unikaniu jakichkolwiek emocji. Półprzytomny, starał się w umyśle odgrodzić od uczuć, zacząć myśleć racjonalnie, tak, jak wcześniej, przyjmując niefortunnie poprzednią postać - zamkniętego w sobie pracownika Świętego Munga. Odchylił rąbek własnej księgi, pozwolił odczytać swoimi oczami rąbek księgi należący do Cromwella. Ostrożnie palcami przejechał po starym kunszcie okładki, zachowując wszelkie rezerwy ostrożności, jakoby mając do czynienia z czymś, co może w każdej chwili przybrać na zębach i wgryźć się niefortunnie w jego dłoń. Zobaczył w tych oczach nie tylko gniew skierowany głównie w stronę jego samego oraz Daniela, lecz także pewnego rodzaju troskę. Zrozumiał, nawet jeżeli głupi nie wiedział na początku, o co dokładnie chodzi, że stali się po prostu... zbereźnikami. Osobami psującymi moralność i godność ludzką, którzy wykorzystali po prostu drugiego człowieka. Żałośni, okrutni, nadający się jedynie do kastracji. - Zamierzasz - spojrzał ostrożnie w jego stronę - wydać wyrok - wziął głębszy wdech, wbijając własne palce i odrobinę traumatycznie przełykając ślinę, która pojawiła się na jego pustyni - bez wysłuchania żadnej ze stron? - wiedział, że są na straconej pozycji. Po prostu wiedział. Ślepy sędzia - przeszło mu przez umysł.
Nigdy nie bawił się w Boga, zawsze starał się osądzać sprawiedliwie, jeżeli tylko nadchodziła taka potrzeba. Niemniej jednak, pod napływem emocji słowa Daniela zwyczajnie nie pomogły - Cromwell uważał, że reaguje po prostu normalnie, kierując się burzliwymi emocjami, które znalazły zalążek gdzieś w środku umysłu. Stał się ich Bogiem, ich Sędzią, ich Katem, ich Szatanem - niemniej jednak, ślepym, niesprawiedliwym, okrutnym, bezlitosnym. Miał nadzieję, że zdoła ich wysłuchać, kiedy to Matthew odzyskał trzeźwość umysłu, a słodki stan upojenia alkoholowego odszedł w mniejsze zapomnienie - i chociaż aparat empatii szwankował, dawał jasne przekazy, że sytuacja, w której się znaleźli, wymaga zwyczajnie racjonalnego postępowania - nawet jeżeli gdzieś tam z tyłu głowy bąbelki uderzyły mu do głowy. Próba uleczenia kaca nie powiodła się - został natychmiastowo rozbrojony odpowiednim zaklęciem - westchnął ciężko, skierował zagubione spojrzenie w sufit, by następnie powrócić do akcji dziejącej się tutaj - właśnie w tym miejscu. Jednocześnie zdołał dostrzec pewnego rodzaju złowrogość bijącą z tęczówek Daniela - ślepy nie był, co najwyżej "odrobinę" na kacu. Szybko ta wydobywającą się emocyja zniknęła w otchłani umysłu Bergmanna - ewidentnie wskazując na to, że każdy hałas, że każdy szmer działa zbyt boleśnie na jego umysł. Sam czuł ucisk, sam nie czuł się zbyt najlepiej - najchętniej napiłby się wody, najchętniej jednocześnie zwymiotowałby w łazience; wstrzymywał się przed dziwnym uczuciem, dziwnym skrętem w brzuchu i przede wszystkim nerwicą. - Nie lepiej - mówił spokojnie, choć poczuł drżenie jednej z dłoni, która znajdowała się pod pościelą, gdzieś obok jego sylwetki. Tęczówki wyglądały ewidentnie jak te u kundla, który kieruje się własnym instynktem. Nigdy wcześniej nie znalazł się w takiej sytuacji, uważał ją za zagrożenie, nie czuł się swojo, na szczęście głos się nie załamywał, kiedy zwyczajnie poczuł, że znajduje się w niebezpieczeństwie. Niemniej jednak, lawirował między zbyt wieloma emocjami - wkurwieniem Daniela, wybuchem złości Hala, szokiem Tildy. Kojarzył ją, nieraz odwiedzała oddział urazów magizoologicznych. To wszystko go przytłaczało, nie chciał mieć z tym do czynienia. - porozmawiać ze zachowanym względnie spokojem?
Obserwował starannie, niczym drapieżnik, kolejne ruchy należące do nauczyciela ONMS - gotowy do jakiejkolwiek interwencji, gdyby sprawy zaszły za daleko. Nie zamierzał tolerować osądów bez jakichkolwiek dowodów - a ewidentnie to właśnie jego przyjaciel z dzieciństwa znajdował się na muszce. Jeżeli Cromwell chciał w jakiś sposób doskoczyć do Daniela, przycisnąć go, uderzyć, zwyczajnie wylać na niego całą szalę złości wynikającą ze zwyczajnego błędu ludzkiego w analizie sytuacji - pierwsze musiał spotkać się niestety z Matthewem, nie mogąc go zwyczajnie ominąć. Wiedział, że niektóre słowa mogły zadziałać niczym ruch materiału na byka, dlatego wolał nie ryzykować. Ile wreszcie będzie trwał ten cały cyrk, kiedy wreszcie dadzą wszyscy wszystkim spokój; nikt nie był w stanie stwierdzić, kto jest dokładnie poszkodowany, ale nigdy by kobiety nie tknął, nigdy by nie uderzył, nigdy by nie skrzywdził - czego każdy, kto zna mężczyznę, winień po prostu wiedzieć. Nie zmierzał jednak w akcie desperacji zadziałać instynktownie - chwycić za schowane pod poduszką ostrze - nie chciał czynić z siebie niepoczytalnej osoby, choć ewidentnie ta sytuacja przestała mu pasować. Ciało rwało się delikatnie do ucieczki, prosząc układ nerwowy o odpowiednie impulsy do osłabionych mięśni.
Padło pytanie, kompletnie niepasujące, kompletnie obce, na które nie udzielił odpowiedzi. Zbyt skupiony, zbyt zamknięty w swoim świecie, obserwował poczynania, to, czy przypadkiem straszy mężczyzna nie sięga po różdżkę. Gdzieś tam myknęła kobieta, jednak nie zwrócił na niej żadnej uwagi - miał inne, ważniejsze sprawy do roboty. Może jego spojrzenie nie było mrożące, aczkolwiek analityczne, wnikliwe, odczytujące każdy znak - lawirowało między wieloma twarzami, aczkolwiek utkwiła na nauczycielu ONMS. Nieagresywne, tym razem już spokojne.
Powrót do góry Go down


Hal Cromwell
Hal Cromwell

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Galeony : 1046
  Liczba postów : 533
https://www.czarodzieje.org/t16102-harold-cromwell-jr#440448
https://www.czarodzieje.org/t16104-hal-s-ono#440515
https://www.czarodzieje.org/t16101-harold-cromwell-jr#440447
Pokój 11 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój 11 - Page 2 Empty


PisaniePokój 11 - Page 2 Empty Re: Pokój 11  Pokój 11 - Page 2 EmptySob Sie 25 2018, 15:44;

W pewnym sensie traktował Tildę jak córkę i zaistniała sytuacja była chyba ostatnią, w jakiej chciałby ją znaleźć. Niestety – stało się i teraz mógł tylko mieć nadzieję, że nie zrobili jej krzywdy. Z drugiej jednak strony, myśl, że tak dobrze mu znana, malutka Tilda mogłaby sama pakować się do łóżka dużo starszym od niej mężczyznom, wcale nie byłaby pokrzepiająca. Nic więc dziwnego, że całkowicie usprawiedliwiał jej udział w tej sprawie.
Gdy do jego uszu doszedł głos Bergmanna, twarz Hala błyskawicznie przybrała srogi wyraz twarzy, który znikła na chwilę, gdy patrzył na chwiejącą się na własnych nogach Tildę. Teraz chciał zgrywać rozsądnego? Teraz?! Chyba trochę na to za późno, Danielu.
Absolutnie nie zamierzał się z żadnym z nich pojedynkować, o czym najdobitniej świadczył chyba fakt, że odrzucił obie różdżki za siebie. Taka ewentualność nawet nie przyszła mu do głowy, bądź co bądź miał do czynienia z dorosłymi ludźmi i – być może naiwnie – ufał, że nawet jeżeli nie potrafią zachowywać się dojrzale, będą chociaż w stanie przyjąć na klatę konsekwencje bez idiotycznych walk.
Zwrócił na nauczyciela transmutacji piorunujące spojrzenie i już otwierał usta, kiedy wtrącił się Alexander. Dla jego własnego dobra, powinien był siedzieć cicho. Nie dało się nie zauważyć, że wściekłość Hala skupiała się głównie na Bergmannie, który jakby nie patrzeć był nauczycielem, a on przekonany był, że Tilda nadal studiowała. Przy odrobinie szczęście Matthew miał szansę wyjść z tej sytuacji niemal niezauważonym. Przynajmniej dopóki Cromwell nie był pewien czy tknął Tildę wbrew jej woli.
Zacisnął zęby, tłumiąc ochotę spuszczenia uzdrowicielowi wpieprzu na miejscu. Zamiast tego wolno zbliżył się do mężczyzny, zatrzymując się tak blisko, że czuł wyraźnie alkohol w jego oddechu.
- A jak – wycedził lodowato, stojąc oko w oko z Alexandrem – zamierzasz się wytłumaczyć, huh? Uwiodła was nastolatka, czy może siłą zaciągnęła was do łóżka? – przez wściekłość w jego głosie przebijała kpina – Czy może byliście zbyt pijani, żeby wiedzieć co się robicie? No to zgadnij co? – nie dał im szansy odpowiedzieć – W OGÓŁE NIE POWINNIŚCIE BYĆ PIJANI! – zagrzmiał mu w twarz, po czym przeniósł spojrzenie na Bergmanna – JESTEŚCIE TU W PRACY, DO KURWY NĘDZY! MOŻE WYPADAŁOBY SIĘ TAK ZACHOWYWAĆ?!
Rozumiał luźniejsze podejście do zawodu na wakacyjnym wyjeździe. Sam z przyjemnością korzystał z atrakcji, które miał do zaoferowania Meksyk, była jednak potężna różnica pomiędzy turystycznymi wycieczkami, czy nawet pojedynczym drinkiem wypitym na plaży a zalaniem się w sztok na imprezie, na której byli ich podopieczni. Zapisanie się na opiekuna nie równało się darmowym wakacjom. Mieli dawać tym młodym ludziom przykład, a nie demoralizować ich własnym zachowaniem. Niezależnie od tego, czy doszło do czegoś między nimi a Tildą, postąpili skandalicznie i sama sugestia, że mogli się z tego jakoś wytłumaczyć brzmiała w ich ustach szczeniacko i żałośnie. Wiedza nie wystarczała, żeby być dobrym nauczycielem, a praca z dziećmi i młodzieżą wymagała więcej niż bardziej zaawansowany od nich wiek. Autorytetu nie budowało się wlepianiem szlabanów na każdym kroku. Jak Bergmann planował odzyskać go w oczach tych uczniów, którzy widzieli go zataczającego się na festynie? Hal wątpił w to, że udało im się dotoczyć do pensjonatu niezauważonym, absolutnie przez nikogo. Jego zdaniem w ogóle nie powinno być dla niego miejsca w Hogwarcie. Nic, absolutnie nic, nie usprawiedliwiało zaliczenia zgona u boku swojej półnagiej studentki.

Trochę poputałem kolejność, ale tak wypadało chyba bardziej przejrzyście i logicznie.
Powrót do góry Go down


Tilda Thìdley
Tilda Thìdley

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 46
  Liczba postów : 411
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15607-tilda-thidley#420456
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15652-tilda-thidley#421489
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15637-tilda-thidley
Pokój 11 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój 11 - Page 2 Empty


PisaniePokój 11 - Page 2 Empty Re: Pokój 11  Pokój 11 - Page 2 EmptySro Sie 29 2018, 01:15;

"Dobrze się czujecie?" Nie potrafiłam sobie wyobrazić bardziej niepasującego do sytuacji pytania - ale skoro już padło, nie omieszkałam w odpowiedzi prychnąć z delikatnym, aczkolwiek wyczuwalnym zirytowaniem. Tak, miałam się bajecznie - głowa pulsowała na tyle nieznośnie, że przypomnienie sobie wydarzeń poprzedniego wieczoru stawało się wprost niemożliwe, co oznaczało, że obudziłam się bez ubrań w towarzystwie dwóch mężczyzn w jednym łóżku, w tym sprawującego nade mną kontrolę nauczycielem i nawet nie wiedziałam, co do tego doprowadziło. Mogłam podejrzewać jedynie przebłyski każdego z razów, gdy podeszłam do tac z darmową tequilą, lecz i w tej kwestii straciłam rachubę. Czy naprawdę AŻ TAK przesadziłam na festynie? Jakim cudem w ogóle zostałam doprowadzona do tego akurat pokoju? Nie mieszkałam tu, to ewidentnie był pokój mężczyzn. Może to ja sama tu przyszłam i wryłam się pomiędzy Daniela i tego drugiego? Ostatnia opcja wydawała mi się irracjonalna - jednak biorąc pod uwagę absurd, w jaki się uwikłałam, nic nie było niemożliwe.
Hal w tej chwili stanowił w moich oczach znacznie większy problem niż kac, luki w pamięci, czy też brak ubrań i moralne zatrzęsienie. Będąc w pozycji równoznacznej z moim niemalże ojcem, stanowił dużą przeszkodę, z którą nie wiedziałam, czy będę w stanie sobie poradzić w moim obecnym położeniu. Wygramolenie się z łóżka, mimo przywdziania szlafroku, wcale nie stawiało mnie w lepszym - górował nade mną, patrząc z góry, mając w oczach wściekłość, nie do końca słusznie skierowaną w Daniela i Matthew, którego dopiero wtedy udało mi się zidentyfikować. Kojarzyłam go z Munga, chyba nawet zamieniłam z nim ze dwa słowa tu w Meksyku, lecz fakt, że miałam pojęcie o jego tożsamości wcale mi nie pomagał. Już chyba wolałabym, by pozostał bezimienny.
Gdy Hal się odezwał, znaczenie jego słów trochę mnie przygniotło. Pomijając już podniesiony głos i ewidentnie mocno nacechowany emocjami ton jego wypowiedzi - same słowa niosły ze sobą piorunujący ciężar. Zmarszczyłam brwi, cofając głowę i patrząc na niego z czystym niezrozumieniem.
- Uwiodła? - powtórzyłam, zaraz po tym parskając śmiechem, bądź co bądź nie było mi jednak do żartów. Czy on naprawdę nie widział, że w ten sposób nie kpi z nich, tylko ze mnie samej? Zabolało, bardzo mocno. Usta, choć otworzone, nie były w stanie wypuścić żadnego konstruktywnego komentarza. Sprowadził mnie do kategorii panien szukających towarzystwa na jedną noc, a to przerastało moje pojęcie. Poczułam, że trzęsą mi się ręce, dotychczas splecione na piersi.
Musiałam zapalić.
Rozglądałam się po pokoju w poszukiwaniu mojej torby,, różdżki, moich ubrań czy też czegokolwiek, co naprowadziłoby mnie na trop paczki papierosów. Potrzebowałam ich bardziej, niż kiedykolwiek, choć prawdopodobnie pożałuję i spędzę późniejszy czas na zwracaniu każdej jednej tequili w łazience. Poziom stresu wzrastał, bowiem Hal zaczął bardzo głośno mówić o powinnościach opiekuna podczas wycieczki i choć byłam zła, musiałam przyznać mu rację. To nie powinno mieć miejsca, już bez względu na prywatne niesnaski, ponieważ mieliśmy tu być odpowiedzialni za uczniów i studentów Hogwartu. Idąc na festyn, na którym oczywiście była cała masa wycieczkowiczów, w ogóle nie miałam prawa sięgnąć po kieliszek z alkoholem. Kilka kolejnych sekund utwierdziło mnie w przekonaniu, że myślenie potrafi boleć - ciekawe, ilu uczniów widziało, jak ewakuujemy się pijani w cztery dupy do pensjonatu...
- Przepraszam - wypaliłam w końcu, nie mogąc dłużej dusić tego w sobie. Spojrzałam na Hala z widocznym w oczach smutkiem. - Wiem, że zjebałam. Zawaliłam sprawę, wiem to, wiem i nie wybaczę sobie długo, że do tego dopuściłam. Ale tutaj... - rozłożyłam ręce, ogarniając tym gestem pokój - Nie wydarzyło się nic nieprzyzwoitego. Nikt nie został wykorzystany, nikt nie został... Skrzywdzony. - Przełknęłam ślinę, czując rosnącą w gardle gulę. - Jestem tak samo winna, jak oni - dodałam, jakby na potwierdzenie poprzednich słów. Nie chciałam, by gniew Cromwella spoczął wyłącznie na Bergmannie. Nie zasługiwał na to.
Odwróciłam wzrok i przypadkiem przy okazji namierzyłam swoje rzeczy, a także wystającą z kieszeni spodni paczkę papierosów. Kucnęłam, by ją wyciągnąć, po czym trzęsącą się ręką złapałam różdżkę i odpaliłam jednego.
Ulżyło.
Powrót do góry Go down


Daniel Bergmann
Daniel Bergmann

Nauczyciel
Wiek : 43
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : animag (kruk), magia bezróżdżkowa
Galeony : 2330
  Liczba postów : 2139
https://www.czarodzieje.org/t15073-daniel-alexander-bergmann
https://www.czarodzieje.org/t15099-krebs
https://www.czarodzieje.org/t15076-daniel-bergmann
Pokój 11 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój 11 - Page 2 Empty


PisaniePokój 11 - Page 2 Empty Re: Pokój 11  Pokój 11 - Page 2 EmptyCzw Sie 30 2018, 23:57;

Kolejne bariery, odmiany interpretacji absurdu przekraczane zostały z zaskakującą prędkością - kakofonia krzyku Cromwella roznosiła się jeszcze przez chwilę, drżąc pośród ścian ich pokoju. Daniel Bergmann wypuścił powietrze ze świstem, modląc się o kolejne dawki tak zbawiennego rozsądku. Potrzebował go, potrzebował - jak nigdy dotąd. Wciąż był na skraju zdenerwowania, obnażenia przed resztą najpodlejszego z oblicz, nieliczącego się z nikim i niczym - destruktywnego, zmiatającego tę całość głośnym, gardłowo wybrzmiewającym rechotem.
Źle.
Źle.
Coraz gorzej.
Doceniał poświęcenie Matthewa - prawdę mówiąc, nie spodziewał się identycznej śmiałości w postawie uzdrowiciela. Zdarzenie, niemniej jednak - kolokwialnie leciało na łeb na szyję, sięgało pierdolonego dna, z trudem nie wyzwalając eksplozji złości. Czas bawił się całkowitym przeczuciem, wydłużając to nagle skracając pojęcie sekund; całość pulsowała w arytmicznej symfonii, dopełnianej wyraźnym udziałem bólu - drżącego u podstaw czaszki.
- Nie jestem pewien, czy niechciany dodatek można rozpatrzeć w kategorii winy - powiedział nagle, spokojnie i bez emocji - ale to bez znaczenia.
Był niemal pewien - w kieliszku musiało coś być; nie chciał jednakże roztrząsać tej kwestii - wówczas zostałaby natychmiastowo uznana (najpewniej) jako dziecinna wymówka. Beznamiętnym spojrzeniem prześlizgnął się, rutynowo, raz jeszcze po zgromadzonych sylwetkach - dostrzegał spoczywające bezwładnie różdżki. Swój wzrok, owym razem zawiesił najdłużej (na zresztą przemawiającej) Thìdley. Naprawdę? Miała zamiar się korzyć w ów sposób, tłumaczyć jak przestraszone zwierzę? Jego zdaniem - rozegrała nieprawidłowo tę partię; nieuchronne uwagi zostawił jednak na później.
Pora wziąć sprawy we własne ręce - nareszcie zabrać głos w owej sprawie.
- Panna Thìdley nie jest już nastolatką - wyjaśnił najpierw, wytknąwszy błąd rozwścieczonemu mężczyźnie - jest osobą dorosłą, niezależnie od łączących pana z nią więzi.
Spokój nie opuszczał Bergmanna ani przez moment - kontrastował się z tym przekazem, nierzadko uważany za przesadzoną wyższość; odizolowany od wszelkich, negatywnych i namacalnych emocji - sam w sobie był niebywale toksyczny. Nie należało jednak ujmować mężczyźnie zdolności do wyrażania zdania - słowa potrafił nakierowywać dotkliwie niczym zdradzieckie sztylety; dźgał z chirurgiczną precyzją, samozwańczo, nade wszystko nie pragnąc pozostawać pod czyjąś władzą. Mimo wszystko, jego asystentka miała niezbitą rację - w jednym wypowiedziała się dobrze - akcentując istotę całego zajścia. Gdyby opowiedziała się całkowicie nieszczerze po stronie nauczyciela Opieki nad Magicznymi Stworzeniami - byliby druzgocąco skończeni. Chwała Merlinowi.
- Największe zamieszanie podsycił pan, profesorze Cromwell - przeszedł już do ataku; specjalnie wbijał spojrzenie w postać starszego od siebie mężczyzny (całe szczęście, nie nie zwykł uznawać autorytetu przeżytych dekad) - podnosząc głos do granicy krzyku, umożliwiając wysłuchanie zakrzywionej afektem, nieprawidłowej wersji, wszystkim, zgromadzonym w pensjonacie podopiecznym.
Wstał. Specjalnie; prowokował obecnie, przelewał wszystko na swoją korzyść. Ich korzyść. Uniesienie się gniewem było drastycznym błędem - starał się z sytuacji wycisnąć obecnie możliwie najwięcej. Lekki ruch ręki pozwolił różdżce Matthewa powrócić do jego dłoni - Bergmann nie chwalił się zbytnio nową umiejętnością, choć w tym momencie zdawała się idealna - jego różdżka prawdopodobnie tonęła gdzieś pośród ubrań.
- Jeśli ktokolwiek z nas wyrządził Tildzie krzywdę - dodał już ostatecznie; bezczelność zawsze gładko wzrastała na fałdach krtani, przeszła bez zająknięcia: - pan był osobą, która zadała decydujący cios.
(W zasadzie, teraz pokazał kolejne z prawdziwych oblicz; w bardziej opanowany sposób.)
Powrót do góry Go down


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Pokój 11 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój 11 - Page 2 Empty


PisaniePokój 11 - Page 2 Empty Re: Pokój 11  Pokój 11 - Page 2 EmptyPią Sie 31 2018, 00:14;

Postanowiłem odsunąć własne emocje na bok, zamknąć je w szczelnej, składającej się ze starych, zardzewiałych prętów klatce; zwyczajnie nie pozwolić na to, by zerwały się gwałtownie i niespodziewanie z łańcuchów, jakimi je otoczyłem. Zdawały się one, zarówno jak ja, mieć własne, wymuszone życie - stałem się ich właścicielem, nie pozwalając na to, by wpłynęły jakkolwiek na otoczenie, spowite niesprawiedliwym sędzią - uderzając go w twarz jedynie tam, gdzie nie miał dostępu do mych myśli. Poczułem znowu tę samą pustkę, co zazwyczaj, której na początku się bałem, lecz ostatecznie, z dumą na sercu, choć niezbyt szczęśliwym, zakrwawionym i zepsutym - w medycynie nazywane jest to podobno "apatią". Zaś... ona należy do pochodnych depresji - mojej stałej partnerki emocjonalnej. Może strzelałem sobie w stopę, może rzeczywiście odczuwałem mniej bólu fizycznego (spowodowanego kacem) oraz psychicznego (spowodowanego osądzaniem bez podstaw, nerwicą), co nie zmienia faktu, że każda taka akcja po prostu źle na mnie wpływała. Stawałem się coraz bardziej wyprany z uczuć, coraz bardziej oschły, mniej komunikatywny oraz mniej socjalny - spełniając wiele podręcznikowych faktów na temat przypadłości osobowości schizoidalnej.
Obecność wielu osób w jednym łóżku wydawała się być dla mnie czymś obcym - od zawsze sypiałem samodzielnie, a teraz moje granice prywatności zostały wystawione na niezbyt przyjemną próbę rzeczywistości. Nie wiedziałem, co o tym sądzić - oczywiście świadomy tego, że cała ta sytuacja nie powinna mieć miejsca, lecz nie potrafiłem inaczej zareagować. Znowu, jak zwykle, uciekając się od tego, co dla mnie obce, założyłem maskę obojętności; bez trudu przyjąłem słowa płynące z ust Cromwella, który podszedł do mnie, kiedy postanowiłem wreszcie wstać z tego jakże nieprzyjemnego "łoża rozpusty". Anhedonia - stałem się znowu tworem pozbawionym wyrazu twarzy, tkwiącym w tym samym punkcie przeszłości, teraźniejszości oraz przyszłości.
Jednocześnie chciałem odegrać się tym samym - odpowiedzieć krzykiem, sprowokować go w jakiś sposób, jednak skutecznie się przed tym wstrzymywałem. Zaskakiwało mnie to, jak wiele tajemnic skrywa moje własne "ja" - czując się kompletnie obcy. Nie ten sam. Wynaturzony. Jakbym wszedł w czyjąś skórę, jakbym ubrał niewygodne buty, jakbym po prostu osuwał się w cień. Gdzie się znajduję? Jaki niewielki odsetek mojego życia stanowię właśnie względem mojej psychiki? Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje, granice zaś, które widziałem w Danielu, gdy rzuciłem na niego okiem, wydawały się zacierać, tracić na znaczeniu. Rozpływać w gęstej atmosferze niefortunnego konfliktu - a może nie wiedziałem, co jest prawdziwe? Może granica, którą widziałem, tak naprawdę nie istniała? Trudno teraz było, po zamknięciu rąbka księgi, wczuć się, zwyczajnie wtopić w czyiś umysł. Jednocześnie nie zdawałem sobie sprawy z tego, że za długo unikam kontaktu wzrokowego z Halem, gdy postanowiłem powrócić od spojrzenia na Tildę. Gdyby ktoś się mnie zapytał, co w niej widziałem, to nie tylko szok, ale także zakłopotanie, jakby została na czymś złym przyłapana. Na szczęście jej zagadka była nadal łatwiejsza, bardziej przewidywalna.
Poczułem - przybywającą w pewnej postaci różdżkę - nie miałem okazji zaobserwować tej umiejętności u Bergmanna. Zaskoczyło mnie to, jednak postanowiłem nie pozostać zbyt długo dłużną osobą, skorzystać z namiastki czasu, byleby na razie ulżyć w bólu nie tylko jemu, ale także Tildzie, która również, w gorszym lub lepszym stopniu, przeżywała skutki kaca. Kiwnąłem głową w zrozumieniu. Ja? Prawie niezłomny. Jakby na mnie w ogóle już to nie działało. Nie powinienem, oj, nie powinienem, oddawać się w ramiona obojętności pod tym względem - moje ciało już zaczęło być bardziej posłuszne, promienie słoneczne raziły o wiele mniej oczy, ból głowy całkowicie zniknął, podsycony żądzą władzy nad całokształtem sytuacji. Może nie należałem do osób o istnej wartości, może byłem jednym z nielicznych robali zdobiących fason drewnianego parkietu wbudowanego w pomieszczenie, z którego wydobywało się za dużo hałasu - rzuciwszy niewerbalne Levatur Dolor, zadziałałem być może na własną niekorzyść. Jednak... mało co mnie to obchodziło, nawet jeżeli podsyciłem znacznie gniew Hala, który będzie skierowany głównie na mnie, pozwoliłem na to, żeby dwie dusze względnie dobrze przetrwały resztę poranka. Poświęcenie? Myślę, że obojętność wobec własnego losu.
Argument o pracy - jakże mnie to nie zaskoczyło. Szkoda tylko, dobra, może to zabrzmi trochę głupio, ale nie widziałem, żeby Hal sprawował jakąś pieczę nad uczniami - nie oszukujmy się. To nam przypadały najbrudniejsze przypadki, które wymagały natychmiastowej interwencji. Atak wilkołaka na Neirina? Nie ma problemu, może rzeczywiście byłem jedyną osobą, która dostała list, co nie zmienia tego, że nie da się ot tak ominąć zakrwawionego ucznia, który przedziera się przez odmęty korytarza. Nawet jeżeli było ciemno, to odór krwi, który doskonale znam, przedzierał się również przez nasz pokój - mdlący i prowokujący do wymiotowania. Takie przypadki w szpitalu należały do rzadkości, co nie zmienia faktu, iż gdyby nie nasza interwencja, to momentalnie wycieczki straciłyby na znaczeniu w karierze szkoły i zwyczajnie zostały zabronione, a cała zgraja opiekunów - pociągnięta do odpowiedzialności. Dodatkowo... nie czułem się zbyt dobrze po tym, jak musiałem pozbierać własne, rozbite o twardą ścianę, emocje. Nie zabrakło oczywiście kolejnej ofiary, która nie była w zbyt dobrym stanie, ale na pewno lepszym od Walijczyka. Wykonywaliśmy więcej roboty, zostaliśmy bardziej narażeni - co prawda nie jest to argument do tego, by się opić, jednak w moim mniemaniu Cromwell powinien naprawdę się zastanowić nad tym, zanim uderzy kolejnym słowem w mój umysł. To wszystko musiało spaść na nas, i nawet jeżeli nie powinienem w umyśle obwiniać Hala za brak reakcji, to jednak słowa o pracy jakoś mnie ukuły wewnętrznie, spowodowały ból, na który zareagowałem głębszym wdechem i wydechem. Nie rozpoznawałem siebie, to wywoływało u mnie jakiś mały bunt, małe szaleństwo. Nawet mi się zakręciło w głowie - chciało mi się po prostu rzygać. Na szczęście zdołałem to powstrzymać - przywołując siebie do porządku, kiedy to zacisnąłem mocniej zęby oraz zwyczajnie się wyprostowałem. Za dużo informacji wypływało z otaczającej mnie enigmy, z łatwością smakowałem zbyt wielu emocji, z łatwością zauważałem zbyt wiele rzeczy, których nie chciałem. Powietrze zdawało się wyzbyć tlenu, stracić na wartości, zacząć przybierać właściwości typowo toksyczne, przez co się dusiłem.
Słowa, które powiedział Daniel, były przepełnione precyzją i celnością - doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, jak potrafi władać słowem - niczym wyprawiony zabójca, cisnąć nim w najsłabsze punkty. Sam dość niedawno stałem się jego ofiarą, jego królikiem doświadczalnym - na szczęście, zdołałem w miarę bezpiecznie odsunąć się, wyjść, nawet jeżeli zostałem przyciśnięty na tyle, iż po prostu emocje chciały ze mnie wypłynąć. Miałem jednak wrażenie, być może złudne; wydawało mi się wręcz, że może należały one do kategorii perfekcyjnych, co nie zmienia faktu, iż mogły rozjuszyć zwierzynę, zadziałać niczym płachta na rozwścieczonego byka. Czy ten sport przypadkiem nie został już wcześniej zabroniony? Niemniej jednak, przydałoby się załagodzić obecną sytuację - a przynajmniej emocje zdawały się przez chwilę otaczać nicią, która stawała się coraz silniejsza.
- Dobra, hej. - oznajmiłem, mając nadzieję na to, że jakoś zdołam sam zapanować nad tym chaosem. Na język cisnęło z niezmierną siłą jakiekolwiek przekleństwo, jakie usłyszałem w ciągu całego życia, które jeszcze zdawało się być długą, krętą ścieżką bez końca. A może z końcem? Sam nie wiedziałem. - Zaszło nieporozumienie, nie ma żadnej potrzeby, rzeczywiście, wynosić tego poza granice pokoju. Poza tym - rozpocząłem. - Nie każdy ma chęci i siły. - dopowiedziałem na dokładkę. Przecież - to wszystko wydawało się być bez konkretnego powodu. Gotowy byłem jednak przyjąć rolę psa obronnego raz jeszcze, gdyby Hal nie potrafił pohamować swoich emocji, kotłujących się w środku, mimo że mój stan jakoś nie wskazywał na to, że przez dłuższy czas byłbym go w stanie przytrzymać. Czy mnie to obchodziło? Szczerze? Nie. Byłem obojętny na własny los - jeżeli zatem miał ochotę wyżyć się na kimś, nie był to uderzający słowami z chirurgiczną precyzją Daniel, a raczej ja - przytrzymujący go w jednym i tym samym miejscu. Na razie, no cóż, nie miałem zamiaru korzystać z czarów, tylko w zależności od rozwoju sytuacji.
Powrót do góry Go down


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Pokój 11 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój 11 - Page 2 Empty


PisaniePokój 11 - Page 2 Empty Re: Pokój 11  Pokój 11 - Page 2 EmptySob Wrz 01 2018, 09:52;

| PRZEPRASZAM, ŚWIĄTYNIA MI KAŻE, TO W INNYM CZASIE, C'NIE XD |

Znikanie.
W sumie, fajnie byłoby być niewidzialnym. Może nie miałem wobec tego zbyt sporych planów, niemniej jednak przydałoby się coś z tym zrobić, tym bardziej że po powrocie choroba postępowała, a Lucky patrzył na mnie swoimi czarnymi jak żuki oczami w stronę kończyny, na której to zaczęło występować. Rozbawiło mnie to, a w szczególności jej reakcja, ale ostatecznie, rozłożywszy się wygodnie na łóżku, niezbyt atrakcyjnie, chociaż miałem to kompletnie gdzieś, jeżeli ktoś wparuje do pokoju, gdy będę leżał w takim stanie; zasłoniłem oczy. Przedramię skutecznie uniemożliwiło dostęp promieni słonecznych do moich oczu. Wiele pytań rodziło się w mojej głowie, nie wiedziałem, co teraz postąpić, chociaż umysł zdawał się krzyczeć i szarpać, żebym udał się po eliksir Wiggenowy. No cóż, nie chciało mi się na razie, jednak nie mogłem narażać współlokatorów na chorobę. Byłoby to nie tyle co nieostrożne z mojej strony, a bardziej po prostu idiotyczne, skoro doskonale wiem, z jaką chorobą mam do czynienia. Wziąłem głębszy wdech, pozwalając na to, by ciało zatopiło się w wygodnym materacu, wzmagane przez rytmiczne ruchy klatki piersiowej, która wypełniała się płucami pełnymi powietrza. Przymknąłem oczy, oddałem się w ramiona Morfeusza, pozwalając na to, by znikanie nadal postępowało.
Długo to na szczęście nie trwało, kiedy usłyszałem otworzenie i zamknięcie się drzwi, poprzedzone również ruchami powietrza. Jeden z nich postanowił powrócić. Spojrzałem półprzytomny, by następnie założyć, mimo względnej duchoty, bluzę na własne ciało, a następnie udać się po eliksir. Nie potrzebowałem pomocy prywatnego uzdrowiciela - sam nim jestem, nie po to brnąłem w ten zawód, by teraz jeszcze potrzebować pomocy ze strony innego lekarza. Zamknąłem naprędce drzwi i zniknąłem.

z.t
Powrót do góry Go down


Hal Cromwell
Hal Cromwell

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Galeony : 1046
  Liczba postów : 533
https://www.czarodzieje.org/t16102-harold-cromwell-jr#440448
https://www.czarodzieje.org/t16104-hal-s-ono#440515
https://www.czarodzieje.org/t16101-harold-cromwell-jr#440447
Pokój 11 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój 11 - Page 2 Empty


PisaniePokój 11 - Page 2 Empty Re: Pokój 11  Pokój 11 - Page 2 EmptyPon Wrz 03 2018, 10:56;

Może on był po prostu stary i zbyt konserwatywny, ale jego zdaniem budzenie się niemal całkowicie nagim w cudzym łóżku, w pokoju, w którym mieszkały jeszcze cztery inne osoby, nie było „niczym nieprzyzwoitym”.
- No to pięknie – podsumował, zwracając się jedynie do dziewczyny, z mieszaniną gniewu, rozczarowania i pretensji w głosie. W gruncie rzeczy, odczuł pewną ulgę. Żadne z nich nie sprawiało co prawda wrażenia, jakby pamiętali cokolwiek z poprzedniej nocy, chciał jednak wierzyć, że Tilda wiedziałaby, gdyby… do czegoś doszło.
Nie mniej jednak ubodło go, że stając w jej obronie i biorąc za pewnik jej niewinność najwyraźniej robił z siebie durnia. Właściwie to powinien chyba być zły na siebie, za rozdawanie zbyt dużych kredytów zaufania i bezrefleksyjne branie jej w obronę. Powoli zaczynał łączyć fakty, z których wynikało, że widocznie Tilda też była tu w pracy. No pięknie…
Bergmann nie miał jednak racji. To wiek Tildy był bez znaczenia i niezależnie od niego, wiązała go z nią przeszłość. Mogła być sobie nawet stuletnią staruszką, nie zamierzał stać i patrzeć, kiedy robiła głupoty. Miała już w swoim krótkim życiu wystarczająco pod górę, żeby sobie samej do tego dokładać. Oczywiście, że się martwił – tragedia, która spadła na jej rodzinę, spotkała ją w najgorszym chyba dla dziecka momencie, a mimo to udało jej się podnieść i wyrosnąć na ludzi, i na ile mógł nie będąc nikim ważnym w jej życiu, był z niej dumny. Tym bardziej nie zamierzał przyglądać się, jak po tym wszystkim bez powodu się stacza.
Słowa profesora transmutacji, gdzieś tam do niego docierały, ale nie zwracał na nie większej uwagi, nie odrywając zawiedzionego wzroku od Tildy. Do czasu, gdy różdżka Matthew wróciła do jego ręki. Nie zamierzał jednak znów go rozbrajać i bawić się w przerzucanie różdżek z rąk do rąk, skoro najwidoczniej był na przegranej pozycji. Nie zamierzał też podnosić swojej – rzucanie w nich zaklęciami, nigdy nie było jego intencją. Umiejętności Daniela, jakkolwiek niespodziewane, specjalnie go nie obeszły. Nie tak dawno poznał młodą dziewczynę, która również rzucała zaklęcia bezróżdżkowo – w ważniejszym celu i z dojrzalszym podejściem. Jeżeli miał kogoś podziwiać, to mógł ją, ale nie tego tutaj.
- Ojej, jakże się przejąłem – rzucił sarkastycznie, kiedy już jego uwaga została oderwana od Thìdley – Skąd w ogóle pomysł, że ja was zamierzam kryć?
Jeżeli w ogóle zależałoby mu na utrzymaniu tego w tajemnicy, to wyłącznie przez wzgląd na Tildę, ale i tak wątpił, by już teraz korytarzem nie biegały plotki na naprutych jak ruski czołg nauczycielu i opiekunach. Tak czy owak Bergmann wykazać się choć odrobiną rozsądku i pokory. Dyskrecja leżała przede wszystkim w jego interesie. Alexander i (jak mu się nadal wydawało) Tilda, byli tylko dodatkowymi opiekunami, a nie stałymi pracownikami Hogwartu – w najgorszym wypadku nie mieliby dodatkowych referencji z wakacyjnej pracy, którymi mogliby się pochwalić.
Sam nie wiedział, czego spodziewał się po Bergmannie, gdy ten zebrał siły, żeby podnieść swój zapijaczony tyłek z łóżka, ale na pewno nie takiej głupoty. Parsknął śmiechem w bezwarunkowym odruchu, ale zaraz spoważniał, chociaż złość z jego twarzy ustąpiła lekkiemu zdezorientowaniu.
- O Boże, ty tak na serio – westchnął do samego siebie i zamrugał kilkukrotnie próbując ogarnąć absurd, którego był świadkiem. Czy dorosły mężczyzna właśnie zarzucił mu, że był „najgorszym wujkiem świata”, bo zrobił awanturę, zamiast poklepać Tildę po główce, nakryć kocykiem i nie życzyć dobrej nocy u boku dwóch roznegliżowanych facetów? Ostatni raz usłyszał analogiczny zarzut od trzyletniego Benoit, kiedy nie pozwolił mu jeść piasku.
- Mam szczerą nadzieję, że tak, bo po tym się chyba otrz… NO TY CHYBA ŻARTUJESZ?! – oderwał od niej wzrok na dziesięć sekund, a ona już stała z fajkiem. W porządku – była dorosła – mogła robić co chciała, ale na litość boską, mogłaby się chociaż powstrzymać przy nim i zachować pozory, jeżeli nie dla siebie, to dla jego zdrowia psychicznego.
Wyrwał jej z ręki paczkę, a zapalonego papierosa wyrzucił przez okno.
- W oborze cię chowano? – spytał, ściszając głos – Tu ludzie mieszkają – westchnął ciężko, przeciągając dłonią po twarzy – Mam nadzieję, że masz sprawniejszy mózg od niego – dodał najspokojniejszym tego poranka tonem, wskazując kciukiem Bergmanna – I wiesz, że nie opieprzam cię, żeby ci sprawić przykrość.
Przestraszona, zawstydzona Tilda działała na niego jak kubek melisy i być może w tym momencie uspokoiłby się zupełnie, a wszystko miałoby szansę względnie rozejść się po kościach, gdyby swoich trzech groszy nie wtrącił Matthew, ostatecznie utwierdzając Hala w przekonaniu, że z tej trójki najwięcej rozumu miała smarkula z papierosem.
- Trzeba tak było od razu – rzucił z ironią – Jakbym wiedział, że nie ma takiej potrzeby, to bym się w ogóle nie odzywał. Doprawdy, odkryłeś właśnie genialną linię obrony. Wizengamot cię znienawidzi. Otóż proszę państwa, podsądny „nie ma ochoty” – kpił sobie w najlepsze – Najmocniej przepraszam. Na coś jeszcze nie masz siły, biedaku? Może lepiej znów się połóż. Chcesz dodatkowej poduszki? Śniadanie do łóżka? Klina?
Nie obchodziło go jak do tej pory wywiązywali się ze swoich obowiązków, oceniał to co widział. Wiadomo, że nie każdy mógł być na miejscu przy każdym wypadku z udziałem ich podopiecznych. Właśnie dlatego było tak dużo opiekunów. Nie pomogłyby jednak całe ich zastępy, gdyby wszyscy bawili się tak dobrze, jak ta trójka. Nikt z resztą, niestety, nie mógł do końca przewidzieć tego, w co wpakuje się młodzież i nie zawsze przed wszystkim ich powstrzymać lub na czas przyjść z pomocą. Wiedział o tym najlepiej, bo będąc szczylem niejednokrotnie przez własną głupotę mógł stracić życie. Ich praca wymagała stałego bycia w gotowości bez względu na to czy była akurat impreza, albo czy u Madame Malkin rzucili crocsy na promocji. A już absolutną podstawą pracy z młodzieżą było dawanie im dobrego przykładu.
- Pić trzeba umić – rzucił truizmem, kiedy już wyczerpały mu się kpiny – Nikt nie będzie nad tobą skakał, bo masz kaca. A jeśli tak bardzo zależy wam na bezstronności i sprawiedliwości, mogę iść po Ursulę już teraz. Chyba, że chcecie jednak podnieść własną wiarygodność i chociaż się umyć.
Prawdę mówiąc nie chciał w to mieszać dyrektorki. Wyłącznie ze względu na Tildę, której nie chciał psuć opinii u prawdopodobnie pierwszego poważniejszego pracodawcy. Nie bluffował jednak. Pewność siebie i absolutny brak jakiegokolwiek poczucia winy obu mężczyzn zbyt działał mu na nerwy, żeby puścił im to płazem. Mógł chyba jednak mieć nadzieję, że Bennett - tak jak on – weźmie pod uwagę młody wiek Thìdley i fakt, że jej przynajmniej było głupio.
Powrót do góry Go down


Tilda Thìdley
Tilda Thìdley

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 46
  Liczba postów : 411
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15607-tilda-thidley#420456
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15652-tilda-thidley#421489
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15637-tilda-thidley
Pokój 11 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój 11 - Page 2 Empty


PisaniePokój 11 - Page 2 Empty Re: Pokój 11  Pokój 11 - Page 2 EmptyPon Wrz 03 2018, 15:18;

//Przepraszam, jeśli pomijam jakieś ważne akcje, lecz postanowiłam się skupić na tym, co dla Tildy było najistotniejsze w tych wszystkich wydarzeniach.

W jakkolwiek beznadziejnej sytuacji byłam, jakkolwiek bardzo chciałam z pokoju po prostu wyjść i zniknąć z Meksyku na zawsze - zapalenie tego jednego papierosa było czymś, czego pragnęłam najbardziej na świecie w tamtym momencie. Nie skupiałam już uwagi na wszelkich potyczkach słownych pomiędzy mężczyznami, byłam na to wszystko zbyt słaba i zbyt zdruzgotana. Zaciągnęłam się papierosem, nie pytając nikogo o zdanie, zamierzając po pierwszym wdechu skierować się ku oknu, by nie palić w środku zamkniętego pomieszczenia... Gdy nagle ktoś wyrwał mi z ręki zarówno paczkę, jak i odpalonego szluga. Otworzyłam dotychczas przymknięte powieki, spoglądając na pana Cromwella iście morderczym wzrokiem.
- Co to ma znaczyć?! - wypaliłam w pierwszej chwili, nie potrafiąc opanować drżenia głosu. Z niedowierzaniem patrzyłam na moją jedyną nadzieję na osiągnięcie spokoju, jak wylatywała przez okno, lądując prawdopodobnie na posadzce dziedzińca lub w basenie. Poczułam nagły przypływ energii, której nie przytłumił nawet tępy, pulsujący ból w skroni.
Jasne, mi też było wstyd w związku z całym tym zajściem. Dostrzegałam swój błąd i wiedziałam, że za bardzo dałam się ponieść klimatowi festynu. Skusiłam się darmowym trunkiem i właśnie zbierałam żniwa moich błędów poprzedniego wieczora. Nie uważałam, że posiadałam spaczoną moralność, wiele w tym, co zaszło w pokoju, kłóciło się z moim wewnętrznym poczuciem słuszności - niemniej jednak nie rozumiałam, jakim prawem Cromwell tak mocno zamieszał w tym wszystkim. Mógł mnie zrugać i patrzeć na mnie z wyrazem ogromnego zawodu, dostrzegalnego gołym okiem i sprawiającego ból, którego opisać nie byłam w stanie. Mógł nawet uważać, że ośmiesza mnie przez Bergmannem i Matthew w słusznej sprawie, by przyczynić się do mojego odpokutowania błędów, poniesienia swoistej kary wymierzonej przez jego subiektywne osądy.
Ale przekroczył moje granice.
Wszystkie.
- Tak, w oborze, tej sąsiadującej z pańską - odgryzłam się, nim  zdążyłam powstrzymać wtaczające się na język jadowite słowa. - Wiem? Doprawdy? - Czułam, jak moje brwi marszczą się w gniewnym grymasie i nie potrafiłam tego powstrzymać. Czy faktycznie sądził, że nie wyrządza mi żadnej krzywdy swoimi słowami, swoim drążeniem, groźbami w kierunku, bądź co bądź, mojego przełożonego? Choć w tej chwili nie powinnam przejmować się stanem moich prywatnych relacji z Danielem, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że jeszcze jedna czy druga chwila, a szansa na pogrzebanie wszelkich niesnasek zostanie skreślona na zawsze.
Słowa Bergmanna dodatkowo zaszczepiły w moim sercu strach. Nie było to bardzo oddalone od rzeczywistości, wszak pod drzwiami mogli stać ciekawscy uczniowie, przyciskający uszy do drzwi, by zasłyszeć jak najwięcej informacji i pikantnych smaczków, by następnie plotkować i, kolokwialnie mówiąc, siać ferment.
- Nie jest pan moim ojcem - powiedziałam, może uświadamiając go nieco, że mimo łączących nas zażyłości, w praktyce nie posiadał nade mną kontroli. Wyciągnęłam różdżkę, by przywołać paczkę papierosów, która leżała gdzieś na dole na widoku. Chwilę później przez okno z powrotem przyleciały moje papierosy, na szczęście suche i w całości. - Zajebiście - rzuciłam pod nosem, chwytając je w dłoń.
I choć nie wiedziałam, jak jeszcze mogłam protestować przed wzywaniem do pokoju dyrektorki, posłałam Cromwellowi spojrzenie, w którym kryła się prośba o nie podżeganie konfliktu i milczenie. Dla dobra wszystkich.
Powrót do góry Go down


Daniel Bergmann
Daniel Bergmann

Nauczyciel
Wiek : 43
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : animag (kruk), magia bezróżdżkowa
Galeony : 2330
  Liczba postów : 2139
https://www.czarodzieje.org/t15073-daniel-alexander-bergmann
https://www.czarodzieje.org/t15099-krebs
https://www.czarodzieje.org/t15076-daniel-bergmann
Pokój 11 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój 11 - Page 2 Empty


PisaniePokój 11 - Page 2 Empty Re: Pokój 11  Pokój 11 - Page 2 EmptyPon Wrz 03 2018, 16:15;

Śmiać się
czy płakać?
Pełen subiektywnego rozmachu - szkic sytuacji, kreślony przez Hala Cromwella (wyzbyty z pierwiastka namysłu), stawał się zgrzytającą w teraźniejszości groteską. Całe szczęście - sam Daniel Bergmann pozostawał okryty mdłą masą wszechobecnego zmęczenia - która powstrzymywała ewentualne wybuchy złości - był najzwyczajniej zbyt słaby. Szlachetna głupota drugiego z profesorów, uczyniła go całkowicie ślepym - przynajmniej w oczach Bergmanna - nie wiedział, z jak wielu, skomplikowanych czynników złożone jest postrzeganie świata? Nie rozumiał - iż ośmieszenie choć garstki opiekunów, przyczyniało się do odbioru ich całej grupy? Nie rozumiał - że oto, ciekawscy uczniowie będą szeptali o Tildzie? Nie chciał zrozumieć?
Daniel Bergmann nie był wbrew wszelkim pozorom idiotą; był obrzydliwie praktyczny, opierający ciąg działań na określonym takcie. Takcie - który najwyraźniej brakował niektórym z obecnych osób; jakkolwiek sytuacja stawała się nieuchronnie patowa, nie należało jej dodatkowo pogarszać. Zwłaszcza - kiedy w grę wchodziło coś więcej niźli prywatne stosunki.
Z rozkosznym uśmiechem pogardy obserwował zdarzenie pomiędzy Halem a Tildą; wstrząsnęło nim wytrącenie jej papierosów, z kolei zastygłe milczenie pozwoliło wychwycić zniżone w głośności słowa.
- Nie wiedziałem, że przy krowach się pali - oznajmił, z teatralną nieświadomością. Cóż miała obora do papierosów? Riposta Tildy była już doskonała, lecz nie umiał powstrzymać się od wtrącenia swej części. - Prędzej, przy krowach się krzyczy. - Uśmiech nie uciekł z twarzy mężczyzny; podczas obrazy (nonsensownej ponadto) Matthewa, odczuł jednakże - kuszące podszepty wyładowania agresji - wszak Alexander wykazał zupełnie odrębną intencję, w swoich wcześniejszych słowach czyżby na pewno on sam, Bergmann, cierpiał na wielką dysfunkcję mózgu?. W międzyczasie mężczyzna założył na siebie szorty, w kieszeni odczuwając, podczas zanurkowania dłoni - paczkę ulubionych papierosów. Nie było mądrym kontynuować tę wędrującą donikąd dyskusję - nieważne, jakich - pobrzmiewających słów byliby w stanie użyć, Hal najwyraźniej był niczym ściana - od której odbijała się całość argumentacji. Mógł wołać Ursulę Bennett - proszę bardzo; poradzi sobie w jej obecności - zwłaszcza, skoro był szanowanym nauczycielem o doskonałych wynikach w procesie przyswajania przedmiotu.
- Jest pan interesujący, panie Cromwell - odpowiedział jedynie, nie siląc się nawet na akcent drwiny. - Niestety - dodał, miękkim, opanowanym głosem - nawet usilna chęć posiadania racji nie jest równoznaczna z rzeczywistą słusznością.
Zrozumiał? Z pewnością n i e; to niespecjalnie już zaczynało obchodzić Daniela Bergmanna. Nie męczył asystentki zbyt długo swą obecnością - prędko przemienił się w kruka oraz natychmiast odleciał.
Zdążył jedynie spojrzeć znacząco na przyjaciela. Niech lepiej - również opuści to miejsce.

| zt dla Daniela i Matthewa
Powrót do góry Go down


Hal Cromwell
Hal Cromwell

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Galeony : 1046
  Liczba postów : 533
https://www.czarodzieje.org/t16102-harold-cromwell-jr#440448
https://www.czarodzieje.org/t16104-hal-s-ono#440515
https://www.czarodzieje.org/t16101-harold-cromwell-jr#440447
Pokój 11 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój 11 - Page 2 Empty


PisaniePokój 11 - Page 2 Empty Re: Pokój 11  Pokój 11 - Page 2 EmptyPon Wrz 03 2018, 21:41;

Najwidoczniej przecenił rozsądek Tildy, chociaż za jej reakcję i tak winił arogancką postawę mężczyzn, którzy ją nakręcali. W końcu zaczęła całkiem dobrze.
Wzruszył bezradnie ramionami na jej ripostę, dając do zrozumienia, że nie zamierza się przed nią bronić. Owszem wychował się na wsi i pracował przy gospodarskich zwierzętach całą młodość, ale nigdy się z tym nie krył oraz nigdy się tego nie wstydził i wstydzić nie zamierzał. Jego teraźniejszy dom, też nie był najbardziej elegancką rezydencją w Dolinie, ale i tak go uwielbiał i był z niego dumny. Nie zmieniało to jednak faktu, że prosta ludność wiejska kulturą zazwyczaj nie grzeszyła. Sam był najlepszym przykładem - niejednokrotnie musiał się wstydzić za własne nieobycie, które uświadomił sobie stanowczo zbyt późno. Płacenia ceny, jaką kosztowała go ta świadomość nikomu nie życzył, a już szczególnie jej.
- No trudno, mała - westchnął cicho. Tym razem, podejrzeniami o to, że naprawdę mógłby chcieć celowo ją zranić, faktycznie go ubodła. Chciał wierzyć, że mówiła tak tylko dlatego, że była zdenerwowana. Nie raz słyszał już podobne stwierdzenia od dzieciaków siostry, a jednak to zawsze bolało tak samo - To i tak prawda.
Do wszystkiego musiał się wtrącić Bergmann, a Hal zaczynał żałować, że nie ukręcił mu łba i nie wypchał, kiedy miał do tego okazję. Ta część rozmowy odbywała wyłącznie pomiędzy nim a Tildą. Ona powinna była wiedzieć, że gdy Cromwell nazywał kogoś wsiokiem, w gruncie rzeczy go nie obrażał, a stawiał na równi z sobą. Nie chciało mu się tłumaczyć, że implikując mu wychowywanie się wśród krów wcale go nie obrażał, a zwyczajnie stwierdzał fakt, który specjalnie Hala nie bolał.
- Nie nazywaj siebie krową, Bergmann, bo to im uwłacza - odparował.
Nie mogło być mowy przyjęciu żadnych argumentów, bo żadnych - oprócz zapierania się, że nie zrobili absolutnie nic złego i świętego oburzenia o to, że nie widział nich ofiar - mu nie przedstawili. Do granic możliwości irytowała go postawa nauczyciela transmutacji, który ignorował wszystko i wszystkich jak najbardziej uparty szczyl, któremu wydawało się, że jest ponad całym światem, bo coś tam. Tymczasem nikt nie zamierzał sprawdzać ile rozpraw naukowych ktoś napisał, jakie miał osiągnięcia, ani jak bardzo był poważany w innych kręgach. "Jak cię widzą, tak cię piszą", a Bergmann zachowywał się jak zwykły, niewychowany buc, którego wcale nie chciało poznawać się głębiej.
- Odrobina pokory nikogo jeszcze nie zabiła - rzucił mężczyznom na odchodne. Denerwowało go, że tak po prostu sobie wychodzili, kiedy jakby nie patrzeć oferował im niezależnego sędzie, ale nie zamierzał ich siłą zatrzymywać, ani biegać za nimi z Bennett. Ich ucieczka była dla niego wystarczająco czytelna.
Odwrócił się ponownie do Tildy, gdy zostali w pokoju sami.
- Nie, nie jestem - przyznał jej rację, wzdychając - I dlatego powinnaś być mądrzejsza.
Machnął ręką na paczkę papierosów, która wróciła do jej ręki i zmęczony tym wszystkim walnął się z powrotem na łóżko. Prawdę mówiąc sam by teraz chętnie zapalił, gdyby miał. Licząc na to, że Tilda zaraz sama wyjdzie, zamknął oczy i przycisną dłonie do skroni. Z jednej strony nie chciał dawać gnojom tej satysfakcji i zostawić informowanie Bennett, z drugiej nie czuł się zbyt komfortowo z wizją donoszenia jej o wszystkim, a skoro nie zamierzali w tym uczestniczyć, była to jedyna opcja. Szczerze liczył na to, że sprawa sama do niej dojdzie razem z plotkami, choć nie był pewien czy nie byłoby to z jego strony strasznie niekonsekwentne. Przede wszystkim nie miał jednak siły myśleć o tym teraz. Ból głowy, którego udało mu się pozbyć głębokim snem z poprzedniej nocy, teraz powrócił, rozsadzając mu czaszkę od środka.
Powrót do góry Go down


Tilda Thìdley
Tilda Thìdley

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 46
  Liczba postów : 411
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15607-tilda-thidley#420456
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15652-tilda-thidley#421489
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15637-tilda-thidley
Pokój 11 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój 11 - Page 2 Empty


PisaniePokój 11 - Page 2 Empty Re: Pokój 11  Pokój 11 - Page 2 EmptyCzw Wrz 06 2018, 02:07;

Było mi bardzo ciężko opisać słowami, jak czułam się w tamtej chwili. Zmęczona - ponieważ źle spałam i bardzo dotkliwie odczuwałam konsekwencje wczorajszych przygód z tequilą w roli głównej; ponieważ byłam zmęczona ciągłym upatrywaniem we mnie ofiary. Zła - ponieważ Cromwell rościł sobie do mnie jakieś prawa i wydawało mu się, że swoimi słowami będzie miał znaczący wpływ na moje zachowanie i celowo wzbudzał we mnie poczucie winy, korzystając z faktu, iż łączyły nas nieco bardziej zażyłe więzy niźli wyłącznie praca w tym samym miejscu. Smutna - ponieważ ewidentnie go zawiodłam i widziałam to po spojrzeniu, które mi posyłał. Nie był zadowolony z faktu, jak potoczyły się sprawy w "zaciszu" pokoju i pokazywał to we wszystkim, szczególnie w tym z jaką rezygnacją machnął ręką na widok mojej paczki papierosów. Zawstydzona - bowiem istniało duże prawdopodobieństwo, że właśnie obnażyłam swoje nagie ciało przed trzema dorosłymi mężczyznami; ponieważ sama zobaczyłam cudze ciało pozbawione ubrać; gdyż po raz kolejny znajdowałam się w bardzo niekomfortowym położeniu z profesorem transmutacji i musiałam przyznać, że obudzenie się z w nim w pozycji "na łyżeczkę" było w ścisłej czołówce najgorszych chwil, jakie wspólnie przeżyliśmy. Czułam również ogromną konsternację w związku z osobą Daniela Bergmanna - z jednej strony był to ogromny żal, iż kolejne dni zapowiadały następne spotkania i ponowne oglądanie się nawzajem, a na samą myśl przechodziły mnie ciarki; z drugiej miałam gdzieś w środku przeczucie, że tkwiliśmy w tym bagnie we dwoje i powinniśmy się wspierać. Nie miałam pojęcia, czy silniejsze było to dziwne przywiązanie, czy przemożna chęć ucieczki.
Odprowadziłam mężczyzn wzrokiem i odetchnęłam dopiero wtedy, gdy drzwi do pokoju zostały zatrzaśnięte. Wydawało mi się, że cała drżę. Nadal potrzebowałam zapalić, wobec czego wydobyłam z paczki papieros i odpaliłam go końcem różdżki. Zaciągnęłam się, a dym wypuściłam z płuc dopiero w chwili, gdy znalazłam się przy otwartym oknie. Starałam się nie wystawać za bardzo, by nikt nie miał okazji przyłapać mnie w tym konkretnym oknie. Nasze krzyki i tak prawdopodobnie wzbudzą całą masę plotek.
Hal pozostawał milczący i cichy, leżał na łóżku. Atmosfera w pokoju była napięta, a cisza zdawała się bzyczeć w uszach. Mój wydech brzmiał jak powiew mocnego wiatru, strzepywany z końca papierosa popiół uderzał w parapet. Choć pragnęłam się odezwać, nie zrobiłam tego. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Gdy skończyłam palić, zamieniłam pozostałości papierosa w guzik i schowawszy go do kieszeni, odsunęłam się od okna. Spojrzałam raz jeszcze w kierunku Cromwella, lecz z mojego zawahania nie wynikło nic konkretnego. Ostatecznie wymaszerowałam z pokoju i sekundę później zniknęłam w swoim własnym, by zmyć z siebie wstyd w samotności.

/zt
Powrót do góry Go down


Hal Cromwell
Hal Cromwell

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Galeony : 1046
  Liczba postów : 533
https://www.czarodzieje.org/t16102-harold-cromwell-jr#440448
https://www.czarodzieje.org/t16104-hal-s-ono#440515
https://www.czarodzieje.org/t16101-harold-cromwell-jr#440447
Pokój 11 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój 11 - Page 2 Empty


PisaniePokój 11 - Page 2 Empty Re: Pokój 11  Pokój 11 - Page 2 EmptySob Wrz 15 2018, 12:47;

Stwierdzenie, że Hal celowo wykorzystywał swoją znajomość z Tildą, po to by wzbudzić w niej poczucie winy było w gruncie rzeczy przecenieniem jego możliwości. Nie był wystarczająco sprytny żeby w ogóle wpaść na coś takiego. Z drugiej strony przychodziły ma na myśl znacznie gorsze słowa, którymi mógłby dźgać jej sumienie.
(Gdyby to twoja matka widziała, serce by jej pękło z żałości.)
Na to jednak nie był wystarczająco okrutny.
Zapach tytoniu, który w końcu do niego doszedł, mimo, że stanęła pod oknem, dodatkowo szarpał jego sponiewierane nerwy. Wypuścił głośno powietrze, przeżuwając wszystko co cisnęło mu się na język, tym razem nie z troski, a czystej chęci odpłacenia jej pięknym za nadobne i nie był w stanie stwierdzić, czy bardziej denerwowało go jej zachowanie, czy to, że tak go rozwścieczyli.
Tkwiąc w tym błędnym kole, mimo bólu głowy, zerwał się z łóżka i z pasją rozrzucając wszystko co stało mu na drodze, chwycił jakieś spodnie, które wciągnął na piżamę. Chwycił jeszcze różdżkę i nie patrząc w ogóle w kierunku Tildy, wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami.
Gdyby ktoś go teraz spytał, odparłyby, że nienawidzi gówniarzy.

//zt
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Pokój 11 - Page 2 QzgSDG8








Pokój 11 - Page 2 Empty


PisaniePokój 11 - Page 2 Empty Re: Pokój 11  Pokój 11 - Page 2 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Pokój 11

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 2Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Pokój 11 - Page 2 JHTDsR7 :: 
reszta świata
 :: 
Meksyk
 :: 
Pensjonat
 :: 
Pokoje mieszkalne
-