Osoby: Aurora i @Cassian Therrathiél Miejsce rozgrywki: Rezydencja Therrathielów, hrabstwo Iverclyde Rok rozgrywki: 2004 Okoliczności: Korzystając z faktu, że Cassian ma wkrótce udać się do Hogwartu, ojciec decyduje sięwtajemniczyć swoje pocieszy w podstawy oklumencji, chcąc tym samym ochronić rodzinne tajemnice przed niepożądaną ingerencją.
Ostatnio zmieniony przez Aurora Therrathiél dnia Czw 12 Lip 2018 - 22:49, w całości zmieniany 1 raz
Aurora Therrathiel
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : Znamię w kształcie listka na barku, tęczówki zlewające się ze źrenicami
Gdy ma się osiem, dziewięć lat zazwyczaj nie wiele się rozumie. U nas było inaczej – wychowaliśmy się w świecie, który wymagał od nas dość szybkiego dorastania i chociaż mając te osiem lat nie miałam pojęcia o najmroczniejszych sekretach naszej rodziny, wiedziałam już o drobnych rzeczach, które nie powinny wyjść poza próg naszego domu. Zupełnie nie czułam się stremowana wnętrzem ojcowskiego gabinetu – choć Cass spoglądał na poszczególne zakamarki pokoju z lekkim przerażeniem, ja siedziałam na krześle spokojna. Z perspektywy czasu widzę, że już wtedy byłam inna niż wszyscy – zabójczo powściągliwa, a także wyjątkowo odporna na stres i strach. – Spotkaliśmy się tutaj głównie dlatego, że jesienią Cassian idzie do Hogwartu – powiedział ojciec swoim chłodnym głosem, jak zwykle zwracając się do nas jak do ludzi dorosłych – Dobrze wiecie, że są rzeczy o których nie możecie mówić innym ludziom. Nie zmienia to jednak faktu, że nie tylko słowo, ale również umysł bywają zdradzieckie. Jesteście jeszcze bardzo młodzi, ale uważam, że nadszedł czas, żeby powoli uczyć was oklumencji. Zapadła cisza. Spojrzałam na ojca pytająco, a gdy ten nic nie powiedział uśmiechnęłam się wesoło, niewinnie i zapytałam: – Tatku, a co to jest oklumencja?
Spoglądam nerwowo na ojca oczekując co powie dalej. Nie mam odwagi zadać pytania, Rora jak zwykle mnie uprzedza. Ojciec spogląda na nią z grymasem, który chyba ma przypominać uśmiech. Nie wiem, za mocno się denerwuję, żeby myśleć logicznie. – Oklumencja to umiejętność ukrywania myśli przed legilimentami czyli osobami umiejącymi wyczuwać emocje i badać myśli. Większość z nich bez problemu odczyta wasze powierzchowne myśli czy stany emocjonalne, ale tylko ci najgroźniejsi są w stanie wydobyć głęboko strzeżone tajemnice. Sekrety większości ludzi są niewiele warte, ale od tego co wy ukrywacie zależy los całej rodziny. – mówi ojciec, a ja chociaż nie do końca rozumiem wszystkie rzeczy przyjmuje to ze spokojem. Całe życie słucham o istocie rodziny, o naszych sekretach i jedności, więc od razu rozumiem, że to wszystko jest ważne. Wydaje mi się, że Aurora lepiej to wszystko ogarnia, ale wciąż nic nie mówię. – Zaczniemy od Aurory – dodaje rodzic dając mi tym samym znak, żebym odrobinę się odsunął. Wstaję z krzesła i robię krok w tył, jakby obawiając się tego co spotka moją siostrę. Ojciec unosi różdżkę, co sprawia, że ja wpadam w panikę. Ona jak zwykle jest niewzruszona, siedzi na krześle i wpatruje się w ojca z dziwnym spokojem. – Legilimentis! – krzyczy ojciec, a ja jestem w szoku. Dlaczego niczego nie tłumaczy? Dlaczego po prostu czaruje?
Aurora Therrathiel
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : Znamię w kształcie listka na barku, tęczówki zlewające się ze źrenicami
Ojciec wypowiedział formułę zaklęcia i nagle poczułam coś dziwnego, co mimo upływu lat wciąż wzbudza we mnie ciarki. Obecność ojca w mojej głowie była niepokojąca i bardzo nieprzyjemna. Chociaż starałam się z tym walczyć, to nie byłam w stanie. Po chwili ojciec przerwał, a ja lekko zlękniona zapytałam: – Tato, dlaczego niczego nie wytłumaczyłeś? – Chciałem zobaczyć jak zareagujesz. Istotne jest to, że próbowałaś się bronić. Spróbujmy jeszcze raz – tym razem postaraj się skupić na jednej myśli, najlepiej mało ważnej. Wprawdzie nie wypchnie mnie to z twojego umysłu, ale znacznie utrudni poszukiwania. Przytaknęłam delikatnie, po czym zastanowiwszy się moment zaczęłam rozmyślać na temat ostatnio czytanej książki. Ojciec ponownie rzucił zaklęcie, tym razem jednak było ono znacznie mniej dotkliwe – czułam jego obecność, ale przez to, że była mniej niespodziewana, czułam się odrobinę lepiej. Początkowo ojciec luźno przemierzał moje myśli, a ja nie mogłam zupełnie przypomnieć sobie o czym miałam myśleć, po chwili jednak zaczęłam recytować zapamiętamy fragment, co najwyraźniej sprawiło tacie pewien problem, bo poszukiwania na chwilę ustały. Po chwili ponownie odwiódł moje myśli od książki przesuwając je na zupełnie inne tory, by po kilku sekundach przerwać czary. – Nieźle – powiedział sztywno, co zmienia faktu, że po dziś dzień wspominam to słowo jako gorący komplement. Tata nigdy nie należał do osób lubiących chwalić swoje dzieci. Po chwili ojciec odwrócił się w stronę Cassa.
– Twoja kolej – mówi ojciec kierując mierząc mnie surowym spojrzeniem. Wiem, że Aurorze poszło dobrze i nie wyglądała, żeby ją bolało, ale i tak bardzo się boję – głównie, że mi nie wyjdzie. Widzę, że uśmiecha się do mnie krzepiąco, ale to nic nie daje. Po chwili ojciec wykrzykuje zaklęcie i czuję jak przypominają mi się wszystkie przykre rzeczy, wszystkie momenty, w których ojciec sprawił mi przykrość. Czuję się upokorzony – ojciec ogląda coś czego nikomu nie chciałbym pokazać, a ja mimo starań nie jestem w stanie w żaden sposób się obronić. Ojciec przerywa próbę, a jego twarz nie pokazuje żadnych emocji, a ja nie wiem czy jest zły, czy raczej wszystko mu jedno. Ponawia próbę. To samo, bez rezultatu. Chcę mi się płakać, gdy widzę swoje upokorzenia, a zwykłe zrobienie kupy w majtki w wieku trzech lat wyrasta do rozmiarów okropnej tragedii. Wiem, że nie mam co liczyć na współczucie, więc zamiast starać się bronić robię wszystko, żeby się nie popłakać. Kolejne dwie próby kończą się fiaskiem. – Poćwicz w łóżku skupienie i oczyszczanie myśli – rzuca cicho ojciec i chociaż wprost mnie nie krytykuje to czuję bijącą od niego dezaprobatę. Gdy pozwala nam wyjść pędzę w stronę drzwi jak szalony niemal od razu odrzucając pomoc Aurory, po czym pokonuję niezliczoną liczbę stopni i zamykam się w swoim pokoju.
Aurora Therrathiel
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : Znamię w kształcie listka na barku, tęczówki zlewające się ze źrenicami
– Cassie, może poćwiczymy chwilkę razem? – zaświergotałam w stronę brata. Usłyszałam tylko ciche „Spadaj” i zrobiło mi się odrobinę przykro. Brat nigdy tak do mnie nie mówił – zawsze byliśmy nierozłączni. Właściwie to odniosłam wrażenie, że celowo się nie starał, ale nie zamierzałam mówić tego na głos, bo wiedziałam, że zezłości się jeszcze bardziej. Cichutko poszłam do swojego pokoju, gdzie przed snem wykonałam polecone przez tatę ćwiczenia.
Kilka tygodni później
– Coraz lepiej – powiedział ojciec kierując w moją stronę lekko niemrawy uśmiech. Fakt, że ośmio i pół letnia dziewczynka nie była w stanie opanować oklumencji nie był dla nikogo zaskoczeniem, jednak to, że udawało mi się przynajmniej w pewnym stopniu odwrócić uwagę atakującego od pewnych zakamarków umysłu podtykając mu inne, banalne myśli było już niesamowitym sukcesem, co docenił nawet człowiek tak powściągliwy jak mój ojciec. Od początku tłumaczył nam, że prawdziwą, pełną oklumencję opanujemy dopiero, za kilka, czy nawet kilkanaście lat. Nie zniechęcało mnie to – już od najmłodszych lat byłam piekielnie wytrwała, a jeśli w grę wchodziło dobro rodziny, moje zaangażowanie wzrastało kilkukrotnie. Niestety Cass nie robił postępów. Trudno powiedzieć na ile była to jego wina, a na ile trudność w relacji pomiędzy nim, a ojcem. Wiedziałam, że kiedyś mu się uda – już wtedy podświadomie czułam, że byliśmy z tej samej gliny, a skoro ja dawałam radę, to dlaczego on nie?
Mijają tygodnie, a ja zastanawiam się czy to ma jakikolwiek sens. Aurora osiąga wyniki, ja zaś zupełnie sobie nie radzę, po raz kolejny wypadam jako ten gorszy. Nie mam żalu do Aurory, bo kocham ją najbardziej na świecie, obwiniam tylko i wyłącznie siebie. Surowe spojrzenie ojca jak zawsze rani, ale nie jest nawet w połowie tak nieprzyjemne jak jego wyczuwalna obecność w mojej głowie podczas ćwiczeń. Chciałbym się przed nim schować, chciałbym, żeby nigdy więcej nie widział moich myśli, bo czuję, że totalnie mu nie ufam. W końcu, po tygodniach walki przyznaje przed sobą samym, że jestem słaby. Nie jestem w stanie podołać, mam jednak świadomość, że jeśli tego nie zrobię to nie zyskam aprobaty ojca. Sprawa jest drażliwa do tego stopnia, że ojciec grozi mi, że nie puści mnie Hogwartu i będe musiał uczyć się w domu. Strach przed utratą marzeń, które snujemy razem z Dorienem wcale nie motywuje, wręcz przeciwnie: paraliżuje. Kolejne próby są coraz gorsze, więc w końcu chowam dumę do kieszeni i późnym wieczorem zakradam się do sypialni mojej młodszej siostrzyczki. - Może jednak poćwiczymy razem? - pytam
Aurora Therrathiel
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : Znamię w kształcie listka na barku, tęczówki zlewające się ze źrenicami
Pamiętam, że gdy spytał czy możemy się uczyć razem poczułam radość, choć pewnie dzisiaj nazwałabym to raczej ulgą. Nie odcinał się już - znów mogliśmy być najlepszymi przyjaciółmi. Tak się złożyło, że w tamtym czasie ojciec wyjechał na wyprawę, więc zostaliśmy na tydzień sami z mamą, pozbawieni jego karcącej ręki. Zamiast tego spędzaliśmy popołudnia na kartkowanie książek, również takich skupionych głównie na oklumencji, chociaż zrozumienie większości znalezionych tam słów wydawało nam się niemożliwe i gdyby nie cierpliwość mamy, która odpowiadała na setki naszych pytań w życiu nie wyciągnęlibyśmy z lektury ani słowa. Wieczory upływały nam na wspólnej medytacji - wytłumaczyłam bratu sposoby z których korzystałam, żeby oczyścić umysł i robiliśmy to wspólnie. Choć nie miałam pewności czy daje to u niego tak dobre efekty jak u mnie to mimo wszystko czułam, że moja pomoc jest dla niego bardzo ważna i że tylko niej może uzyskać odpowiedni postęp.
Powinna kazać mi spadać za to jak chamsko ją potraktowałem. Ale nie robi tego - od razu jest pomocna, wskazuje mi swoje metody i przyśpiesza proces nauki. Nie radzę sobie tak dobrze jak ona, ale dzięki wspólnej lekturze i medytacji udaje mi się w końcu ruszyć na przód powoli radząc sobie z licznymi porażkami. Moja siostra jest dobra do cna, nie ma w sobie interesowności i kocham ją nad życie, ale mimo to nie jestem w stanie powiedzieć jak bardzo pomaga mi nasza wspólna medytacja. Milczę, choć tylko dzięki jej wskazówkom udaje mi się doprowadzić do oczyszczenia myśli czy skupienia na jednej rzeczy. Nawet nie spodziewam się jak przydatne może być to podczas nauki w szkole, myślę tylko o wykorzystaniu nowo nabytych umiejętności podczas nauki oklumencji. Pod koniec trwającej tydzień nieobecności ojca proszę o pomoc w ćwiczeniach mamę - nie jest ona w tej sprawie tak biegła jak on, ale liczę, że ona przynajmniej będzie wyrozumiała. Dwa popołudnia wspólnych ćwiczeń sprawiają, że jestem na kilka sekund w stanie odwrócić uwagę matki od ważnych myśli pokazując jej błahostki. Nie jest to spektakularny sukces, ale cieszę się z każdego postępu, nie liczę, że ojciec go doceni, tylko że zaprzestanie niekończącej się krytyki mojej osoby.
Aurora Therrathiel
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : Znamię w kształcie listka na barku, tęczówki zlewające się ze źrenicami
W końcu nadszedł dzień, w którym wrócił ojciec i jeśli mam być szczera to bardzo się denerwowałam - wcale nie chodziło o mnie, bo sama świetnie radziłam sobie z ćwiczeniami i chociaż daleko mi było jeszcze do pełnej kontroli nad swoim umysłem to byłam w stanie ukryć pewne myśli na kilkanaście, czy nawet kilkadziesiąt sekund. Nie chodziło jednak o mnie - chciałam, żeby ojciec docenił starania mojego brata i bałam się, że Cassianowi coś pójdzie nie tak. Ojciec nie wdawał się z nami w niepotrzebne pogawędki dotyczące swojego wyjazdu - i tak wiedzieliśmy bardzo dużo, może nawet zbyt dużo jak na nasz młody wiek. Od razu zabraliśmy się do ćwiczeń - ojciec jakby z przyzwyczajenia zaczął od rzucenia Legilimentis na mnie. Najbardziej zależało mi na ukryciu tego, że martwię się o Cassa i udało mi się to - chociaż sprawiło mi to sporo wysiłku. Przez prawie pół minuty mamiłam ojca obrazami książek, które ostatnio czytałam. W końcu widząc jak dobrze mi idzie przerwał czar, a ja westchnęłam, lecz nie z ulgą. Nadeszła kolej Cassiana.
Oczywiście, że się boję. Na nie wiele zdaje się uścisk dłoni Aurory, choć tak czuły i dobry. Strach przed ojcem i chęć pokazania mu, że jestem zdolny są silniejsze niż jej obecność. A jednak, gdy wdziera się w mój umysł daję radę. Walka jest niemal heroiczna, trudna. Podczas powstrzymywania ojca męczę się i pocę, ale udaje mi się ochronić dalsze zakamarki moich myśli. Nie wiem ile to trwa: pięć sekund, może dziesięć? W końcu ojciec przełamuje mnie, lecz po chwili się wycofuje. Na jego twarzy pojawia się niemrawy grymas nazywany przez Aurorę uśmiechem. - Trochę lepiej - mówi chłodno, lecz to w jego ustach i tak brzmi jak największy komplement - Widać, że w końcu trochę poćwiczyłeś. Oddycham z ulgą. Przez najbliższe pół godziny ćwiczymy z ojcem i chociaż nie robię znacznych postępów, ani nie dorównuje młodszej siostrze to jest mi dobrze z tym, że robię choć mały krok i ojciec nie zakaże mi wyjazdu do Hogwartu. Gdy wychodzimy z ojcowskiego gabinetu ściskam Aurorę z wdzięcznością.
Aurora Therrathiel
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : Znamię w kształcie listka na barku, tęczówki zlewające się ze źrenicami
Gdy okazało się, że Cassian podołał odetchnęłam. Wiedziałam, ze kolejna nieudana próba doprowadziłaby do jego totalnego załamania - momentami ta nieogarnialna ambicja miała nad nim zdecydowanie zbyt potężną władzę, choć był wtedy jeszcze dzieckiem. Dalsze ćwiczenie przebiegły spokojnie i chociaż ojciec nigdy nie był szczególnie wylewny to wydawał się być zadowolony z naszych postępów. Uścisk brata nie był dla mnie zaskakujący, zdawał się naturalną wypadkową wszystkich stresujących zdarzeń. Dopiero po latach zrozumiałam, że nie był to zwykły uścisk, przytulenie, ale wyraz najgłębszej wdzięczności. Wciąż tęsknię za czasami, gdy z dziecinną naiwnością byliśmy gotowi wybaczyć sobie wszystko, ale również zrobić każdą możliwą rzecz, żeby to drugie było szczęśliwe. Tego dnia odpuściliśmy sobie dalsze ćwiczenia - zamiast tego bawiliśmy się w ogrodzie, a potem graliśmy na pianinie, zaś gdy zaczęło się ściemniać poszliśmy do mnie do pokoju czytać książki. Nawet nie zauważyliśmy, gdy zasnęliśmy spleceni w braterskim uścisku.
Ostatnio zmieniony przez Aurora Therrathiél dnia Sob 14 Lip 2018 - 0:23, w całości zmieniany 1 raz
Nie jestem w stanie opisać wdzięczności i miłości skierowanej w stronę siostry, a nawet gdybym był i tak nie wypowiedziałbym tego, bo domeną jedenastoletnich chłopców nie jest bezgraniczna szczerość uczuć. Resztę wieczoru spędzamy razem, co jest największym wyrazem miłości na jaki było mnie stać, bo czasy naszej nierozłączności powoli mijają.
Każdy kolejny dzień ćwiczeń daje coraz lepsze efekty, co doprowadza do tego, że ojciec przeprowadza je coraz rzadziej. Do mojego wyjazdu do Hogwartu opanowuje podstawy oklumencji, ale wiem, ze w szkole, a potem podczas wakacji czeka mnie jeszcze dużo pracy. Nie zdaje sobie nawet sprawy jak i dużo, zupełnie nie mając świadomości jak wiele lat zajmuje zaawansowane opanowanie oklumencji.