Charakterystyczną cechą tego wybrzeża jest spore zagęszczenie niesamowitych podwodnych jaskiń. Rośnie w nich mnóstwo skrzeloziela, które można samemu zażywać, by podziwiać podwodną faunę i florę. Niektóre jaskinie udostępnione są dla mugoli, zaś inne skrywają skarby znane tylko czarodziejom. Jeśli zdecydujesz się przedostać do takiej jaskini, masz trzy możliwości - użyć zaklęć polecanych przez tubylców (teleportacja tutaj nie działa!), zejść po wykutych w skale schodkach, albo... skoczyć. Co zrobisz?
Jeśli używasz magii:
Meksykańscy czarodzieje polecają zaklęcie Carpe retractum (pomimo progu punktowego, w tej lokacji każdy może go użyć). Za pomocą tej magicznej liny można bezpiecznie przemieścić się na skały wystające z wody jaskini. Rzuć kostką, by zobaczyć jaki otrzymujesz efekt; w tym przypadku nie dorzucasz kostki na zakłócenia magiczne. 1, 2 - Zaklęcie działa idealnie. Zaczepiasz je o wystającą skałę i delikatnie przyciągasz się do niej. Nie miałeś żadnej trudności! Co więcej okazuje się, że na skale wygrawerowane są jakieś tajemnicze napisy... Znikają zaraz po tym, jak je odczytasz; do twojego kuferka trafia 1 punkt z dowolnej umiejętności. Zgłoś się po niego w odpowiednim temacie. 3, 4 - Oj... czy zaczepienie czarodziejskiej liny o tamto drzewo to dobry pomysł? Rzuć kostką raz jeszcze. Parzysty wynik oznacza, że gałąź łamie się pod twoim ciężarem i lądujesz w wodzie tak niefortunnie, że zupełnie tracisz oddech. Dodatkowo zaplątałeś się w jakiejś dziwne rośliny i potrzebujesz czyjejś pomocy, żeby wyjść na brzeg. Nieparzysty wynik oznacza, że gałąź ugina się i zamiast wylądować na gładkich, bezpiecznych skałach, ty swój lot kończysz na wąskiej półce skalnej. Pomimo początkowego niepokoju okazuje się, że nie tylko masz piękny widok na jaskinię, ale dodatkowo możliwości do bezpiecznych i widowiskowych skoków! 5, 6 - Zaklęcie zupełnie nie wychodzi, pomimo uporczywego machania różdżką. Zanim masz szansę się wycofać, ziemia pod tobą zaczyna się obsypywać... spadasz do jaskini. Lądujesz na szczęście w wodzie, ale uderzasz o niewielkie skałki. Poza otarciami i siniakami, towarzyszy ci nieznośny ból w jednej dłoni. Rzuć kostką raz jeszcze. Parzysty wynik oznacza, że ręka poboli jedynie do końca trwania tego wątku. Nieparzysty wynik oznacza, że pomimo wszelkich starań musisz wspomnieć o bólu w przynajmniej jednym kolejnym wątku.
Jeśli wybierasz schody:
Wąskie, śliskie schodki wykute w ścianie nie wyglądają zbyt bezpiecznie... A jednak nie są zakazane, a tubylcy wspominali, że chętnie z nich korzystają. W obliczu zakłóceń magicznych czasem lepiej postawić na własną fizyczność; zresztą, co może się wydarzyć? Rzuć kostką, by sprawdzić co cię tutaj spotka. 1, 2 - Schody są paskudnie śliskie i masz ogromny problem z utrzymaniem równowagi. W pewnym momencie niemal spadasz, ale udaje ci się przytrzymać korzenia rosnącego ponad tobą drzewa. Niestety okazuje się, że akurat ta roślina stanowi siedzibę sporej grupy korniczaków... Dociera do ciebie nieprzyjemny zapach zgnilizny, podczas gdy całą rękę zaczynają pokrywać małe potworki. Udaje ci się je szybko odgonić, niestety ugryzienia będą powodowały pieczenie do końca trwania tego wątku. 3, 4 - Nie masz zbyt wielkich problemów z przemieszczaniem się wzdłuż wilgotnej ściany. Przytrzymujesz się niewielkich wgłębień i jesteś już prawie na samym dole, kiedy wyczuwasz pod palcami jakiś materiał. Drobny przystanek chyba nikomu nie zaszkodził, prawda? Sprawdzasz co to za zawiniątko i w ten sposób w twoje posiadanie trafia fiolka veritaserum, starczająca na jedno użycie. Upomnij się o nią w odpowiednim temacie. 5, 6 - Wystarczy chwila nieuwagi, by twoja stopa omsknęła się o kilka stopni... Rzuć kostką raz jeszcze. Parzysty wynik oznacza, że udaje ci się zachować równowagę. Jedyną pamiątką po tym potknięciu będzie zacięcie na łydce; nie jest to głęboka rana, ale lepiej ją opatrzyć. Nieparzysty wynik oznacza, że spadasz do wody, ale na szczęście z niewielkiej wysokości. Dzięki temu udaje ci się odkryć ogromną kępę skrzeloziela - jeśli weźmiesz ze sobą trochę, to możesz sprzedać je w miasteczku za 20 galeonów!
Jeśli odważysz się na skok:
Nikt nigdy nie mówił, żeby nie bawić się w ryzykanta? Cóż, ciebie zbytnio kusi rozciągnięta pod ziemią tafla wody. Postanawiasz do niej skoczyć, pokładając wiarę w zapewnieniach tubylców, że jaskinia jest głęboka i nie ma skalistego dna. 1, 2 - No proszę, nie było co panikować! Wskakujesz do wody i nie przytrafia ci się żadne nieszczęście. Jest głęboko, jest bezpiecznie - zupełnie, jakby działała tutaj jakaś magia, zapobiegająca katastrofom. Co więcej, pod wodą znajdujesz ładnie połyskujący drobiazg, który postanawiasz wyłowić i obejrzeć w lepszym świetle. Okazuje się, że jest to kompas wskazujący skarb! Upomnij się o niego w odpowiednim temacie. 3, 4 - To nie był najlepszy pomysł... Jakimś cudem lądujesz w tej części jaskini, która przepełniona jest skałami. Po wykonaniu skoku uderzasz się mocno w nogę. Ciężko stwierdzić czy jest tylko obita, czy to coś poważniejszego - żadna magia nie chce pomóc. Musisz pogodzić się z tym, że będzie paskudnie bolała do końca trwania tego wątku; w kolejnym zaś uwzględnij, że podczas chodzenia nieustannie utykasz. 5, 6 - Wpadasz do wody z donośnym pluskiem i pierwsze co widzisz, to gigantyczną skałę. Rzuć kostką raz jeszcze. Parzysty wynik oznacza, że udało ci się ją cudem ominąć. Wychodzisz z wody i dostrzegasz, że na brzeg wyrzucone zostało 50 galeonów! Nieparzysty wynik oznacza, że podczas próby wypłynięcia zaczepiasz nogą o roślinę wystającą z szczelin w skale. Próbujesz się wydostać, ale w efekcie ranisz się w stopę. Kiedy wypływasz na powierzchnię okazuje się, że zaczynasz tracić czucie w nodze... Potem kolejnej... Tajemniczy paraliż przechodzi na wszystkie kończyny i potrzebujesz pomocy z wydostaniem się z wody. Na całe szczęście, efekt utrzyma się jedynie przez minimum 2 posty tego wątku.
Daisy Bennett
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Tatuaż na żebrach w kształcie różdżki z trzema gwiazdkami; czarodziejski tatuaż z ruszającą się palmą na nadgarstku.
Miała wrażenie, że aż zachłysnęła się Meksykiem i wakacjami. Chciała zobaczyć wszystko, co możliwe, niczego nie przepuścić. Jednocześnie była to idealne okazja na spędzenie czasu ze znajomymi i bliżej poznać inne osoby. Tym razem porwała na zwiedzanie Silvię, Puchonkę z równoległej klasy, która pojawiła się w szkole stosunkowo niedawno, ale zdecydowanie zaskarbiła sobie sympatię Daisy i chyba z wzajemnością. - Chodźmy gdzieś dalej! Może w kierunku tamtych skał? - wskazała formacje, które wystawały z wody w oddali. Opuściły plażę, idąc niespiesznie w tamte okolice. W końcu spod stóp zniknął sypki piasek, a pojawiły się kamyczki, potem coraz większe kamienie, które już mogły spowodować poranienie stóp, gdy się niefortunnie postawi stopę. Daisy zatrzymała się i włożyła na nogi swoje ulubione rzymianki. Tak mogła iść dalej, spoglądając co i raz pod nogi. Co jak co, ale wolała nie zrobić sobie krzywdy na początku wyjazdu! W końcu weszły między skały, a droga prowadziła nieco pod górę. Co i raz trzeba było wejść wyżej, wspinając się na skały. Skręciły nieco, oddalając się od wody. - Ciekawe gdzie nas to doprowadzi? - rzuciła do koleżanki. Długo nie musiała czekać. Wspięła się na ostatnią skałę, a jej oczom ukazała się duża jaskinia, na dnie której połyskiwała lśniąca tafla wody. Część jaskini ukryta była pod skalistym dachem i woda tam przybierała kolor ciemnego granatu. Skalne ściany pokryte były mchem i innymi roślinami, które rosły również wokół jeziorka. - Wow - powiedziała z zachwytem. - Chodźmy się tam wykąpać! - wykrzyknęła, wskazując na lazurowy błękit wody, który aż zachęcał do zanurzenia się. Rozejrzała się wokół. - O, zobacz, są schody! - powiedziała, zbliżając się do nich na kilka kroków. Zmarszczyła brwi. - Nie wyglądają na zbyt bezpieczne - stwierdziła sceptycznie. - Nie wiem czy nie znajdę się na dole szybciej niż bym chciała z poobijanym tyłem - wzięła się pod boki, uważnie obserwując ściany jaskini. Przyszedł jej do głowy szalony pomysł, żeby po prostu skoczyć do wody! Po sekundzie stwierdziła jednak, że to chyba nie taki dobry plan, kto wie, co kryje się pod wodą? - Poradzę sobie inaczej - powiedziała optymistycznie i wyjęła różdżkę. - Carpe retractum! - wypowiedziała formułę zaklęcia, celując w jedną ze skał. Zaklęcie zadziałało tak, jak powinno. Z różdżki wystrzeliła magiczna linia i zaczepiła się dokładnie tam, gdzie miała. Daisy odwróciła się jeszcze do Silvi z szerokim uśmiechem. - Chodź! Widzimy się na dole! Delikatnie przyciągnęła się do zamierzonej skały. Jej uwagę przykuły dziwne wyżłobienia na jej powierzchni. To chyba jakieś wygrawerowane napisy... Odczytała je, ale i tak były w innym języku. Szkoda, że swoje tłumaczki zostawiła w pokoju, a napis właśnie zniknął, pozostawiając skałę zwyczajnie chropowatą. Skierowała się w dół jaskini i gdy była już tuż nad wodą, która była krystalicznie czysta, a pod jej powierzchnią nie było żadnych niebezpieczeństw, Daisy cofnęła zaklęcie i radosnym okrzykiem skoczyła do wody.
Dla niej samej wakacje nie rozpoczęły się w najlepszym stylu. Co prawda nie najlepiej dobrani współtowarzysze z pokoju nie byli jednak tak straszni, jak na początku sądziła, że będą, ale wciąż czuła się niekomfortowo na myśl, że przyszło jej spędzić noc w tym samym pomieszczeniu co wąż. Ciarki przechodziły ją po plecach na samo wspomnienie, a serce zaczynało bić szybciej, kiedy myślała o kolejnych wieczorach, które czekają ją w tym pensjonacie. Cholerny Neirin... I jego wąż też... Z nieskrywaną ulgą przyjęła zaproszenie Daisy na odkrywanie tajemnic Meksyku. W końcu, były wakacje, tak bardzo przez wszystkich upragnione. Nie zamierzała zamartwiać się cały wyjazd obecnością tego cholernego gada. Musiała się rozerwać. A że uwielbiała towarzystwo gryfonki, to nie mogła jej po prostu odmówić. -Prego, nie biegnij tak! - rzuciła tylko, kiedy Daisy wskazała skały w kierunku których miały zmierzać. Mimo, że szły wolno mimo, że Silvia miała raczej dobrą kondycję, w końcu grała w quidditacha, to ni jak miało się to do marszu pod górę, w dodatku po skałach. Po jakimś czasie ich perspektywa zaczęła się delikatnie zmieniać. Pokiwała tylko głową na propozycję rzuconą przez dziewczynę, aby wejść głębiej, między skały. Sama była ciekawa tego, co odkryją, więc nic dziwnego, że rwała się do maszerowania dalej. Czuła nie małe podniecenie na myśl, że być może zobaczą coś niezwykłego. Coś, czego w Wielkiej Brytanii po prostu by nie miały okazji spotkać. Nie myliła się. Widok w środku zapierał dech w piersiach. Trafiły do jakiejś dziwnej jaskini, w której to było jeziorko, niewiele pod ich stopami. Wyglądało to wszystko obłędni, niczym w jakiejś bajce. Skały, zielona roślinność, woda. Krótko mówiąc wszystko to, co dziewczyna po prostu uwielbiała. -Nie mogę się doczekać, aby tam zanurkować! - odpowiedziała na propozycję kąpieli w błękitnej toni. Czuła, że to może być jedna z lepszych decyzji na tym wyjeździe. Spojrzała we wskazanym przez Daisy kierunku. Widziała, że schody są śliskie i prawdopodobnie bardzo wysłużone przez wiele lat użytkowania. Podzielała w tej kwestii jej zdanie: poruszanie się nimi było przynajmniej głupotą. -Wiesz, to pierwszy dzień, nie chciałabym od razu zakończyć go u uzdrowiciela. - jej słowa były swoistym przytaknięciem. Głupotą by było ryzykować tak od razu, dopiero co po pierwszej nocy w tym pięknym miejscu. Widziała jak panna Bennett wyciąga różdżkę i jak wykonuje zaklęcie, dzięki któremu miałaby znaleźć się na dole. Silvia nie była tak optymistycznie nastawiona względem czarowania. Nie wiedziała, czy magia w tym miejscu również lubiła płatać takie figle jak w Londynie. Nie miała jeszcze okazji się o tym przekonać. A potem przypomniała sobie o jednej rzeczy, którą kiedyś obiecała ojcu. Że zawsze będzie żyć. Nie będzie się bać, że da sobie radę. Tak wiele czasu minęło od kiedy to słyszała po raz pierwszy i nie miała okazję zastosować się do jego słów wcześniej. Pewnie właśnie dlatego, postanowiła zrobić to, co zrobiła. -Ostatni na dole stawia kolację! - rzuciła tylko do oddalającej się koleżanki i nim tamta zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, po prostu rozbiegła się i skoczyła prosto do wody, zwijając się w kulkę w locie. Pęd rozwiał jej włosy i zdążyła tylko zatkać sobie nos palcami a po chwili uderzyła mocno zadkiem w taflę wody. Zniknęła pod jej powierzchnią i dopiero po sekundzie lub dwóch otworzyła oczy i rozejrzała się wokół siebie. Niedaleko miejsca w którym wylądowała, widziała niewielki, złoty przedmiot. Zanurkowała w jego kierunku, co skutkowało tym, że nie wynurzała się znacznie dużej niż powinna. Po chwili miała go w dłoni i popłynęła w górę, na powierzchnię. -Aaaa! - zapiszczała radośnie, wynurzając głowę i chlapiąc swoimi włosami we wszystkie strony. Była cała mokra, ubrania lepiły się jej do ciała i obciążały ją, ale była szczęśliwa. Uśmiechała się szeroko do Daisy. -To było cudowne! Bella, koniecznie musisz spróbować! - powiedziała, podpływając do brzegu, aby po chwili usiąść na nim i zacząć oglądać przedmiot wyłowiony z wody. To przypominało kompas, ale jeszcze nie wiedziała, z czym konkretnie ma do czynienia.
Z tego co Daisy zdążyła zauważyć to ona nie miała w pokoju żadnego zwierzęcego gada, więc gdyby wiedziała, że Silvia musi z takowym dzielić pokój to z pewnością by ją do siebie zaprosiła! Cóż, w pokoju mają już pełen skład, ale jakoś by się pomieściły nawet na pojedynczym łóżku. Przecież obie są raczej szczupłej budowy. Swoją drogą nie wiedziała jak bardzo będą pilnowane te nieuniknione rotacje w pokojach, w końcu to pierwszy dzień, ale jak na razie nie było wiecznego wołania na zbiórki czy pilnowania na każdym kroku. Zresztą miała wrażenie, że oni też przyjechali tu bardziej na wakacje niż do pracy, więc mogła mieć nadzieję, że tak pozostanie do końca wyjazdu, o ile wszyscy będą się zachowywać tak, aby nie rzucać się w oczy. Gdy doszły na miejsce Daisy widziała, że jaskinia i jezioro zrobiły na Silvii podobnie wrażenie jak na niej. Podzielała też jej opinię o tym, że wizyta u uzdrowiciela pierwszego dnia zdecydowanie nie było najlepszym planem. Ona w ogóle nie miała zamiaru tam bywać. Cieszyła się, że nie złapała żadnego przeziębienia, bo miała tendencję do chorowania, kiedy na zewnątrz panował upał. Na szczęście jej zaklęcie zadziałało tak, jak powinno, bo nawet nie pomyslała, że i tu mogą działać zakłócenia. Ale nie miała zamiaru się już nad tym zastanawiać. Udało się i to najważniejsze! Roześmiała się radośnie, patrząc jak Puchonka po prostu skacze do wody. Widocznie ona nie zastanawiała się czy pod taflą wody jest coś, co może zrobić krzywdę. Daisy stwierdziła, że sama za dużo się zastanawia. Po chwili również znalazła się w cudownie orzeźwiająej wodzie. Mokre kosmyki włosów przykleiły się do twarzy, a ona strzepnęła je niedbałym ruchem, poszukując wzrokiem Silvii, która zanurkowała i nie wynurzała się zdecydowanie zbyt długo. Zanim jednak zdążyła się poważnie zmartwić dziewczyna pojawiła się ponad powierzchnią. - Merlinie, Silvia! Przestraszyłaś mnie, już myślałam, że porwał cię jakiś potwór z głębin. Kto wie co tam się kryje - spojrzała z lekkim niepokojem na taflę wody. E, nie, jakby tu było niebezpiecznie to na pewno byłoby jakieś ostrzeżenie. Spojrza na Puchonkę. - No to wychodzi na to, że stawiam ci kolację - zaśmiała się, bo rzeczywiście Silvia wybrała dużo szybszy sposób dotarcia na dół jaskini. - Na pewno spróbuję! Przetarłaś szlaki, nic się nie stało, więc możemy robić zawody na najbardziej widowiskowe salto do wody! - powiedziała podekscytowana, bo już nie mogła się doczekać, aż sama zeskoczy z góry. Daisy podpłynęła do Silvii i wspięła się na brzeg. Cienka sukienka lepiła jej się do ciała, ale jeśli miały pływać to i tak nie będzie jej potrzebna. Szybko zdjęła ją przez głowę i odłożyła na bok razem z małą torebką, pozostając w stroju kąpielowym. Miała zamiar się ruszać w nim wszędzie, w końcu nie wiadomo kiedy przyjdzie jej niespodziewana kąpiel w jeziorku. - Mam w torebce syreni grzebień, więc włosy wysuszy nam raz dwa - powiedziała, wyciskając wodę z włosów. - A ty co znalazłaś? - zapytała zaintrygowana.
-- Przepraszam, że tak długo odpisywałam <3
Matthew Alexander
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Noc była młoda, noc nadal trwała. Ulice miasteczka meksykańskiego pewnie tętniły życiem, zaś pełne i przeludnione za dnia plaże po prostu krzyczały ciszą, błagały, by ktoś przyszedł i dostrzegł piękno bezchmurnego, nocnego nieba. Strach panujący w sercu Matthewa już dawno przeminął, kiedy opuścił zatokę, by udać się w kolejną, majestatyczną podróż - z dala od ludzi, z dala od gwaru miejskiego, sam na sam ze sobą oraz myślami, mogąc prowadzić w głowie spokojną konwersację między swoimi dwiema stronami rozdartych niemiłosiernie myśli. Starał się znaleźć punkt zaczepienia, starał się uporządkować umysł, poustawiać w porządku części, które rozwaliło istne tornado, starał się zrozumieć samego siebie. Rozdzielili się już dawno, aczkolwiek nieraz powracał do tamtej sytuacji, która wywoływała u niego zażenowanie własną osobą - jako że rudzielec mu przypadł do gustu. Teraz nie odczuwał niczego w jego stronę, zauroczenie zniknęło jak pęknięcie bańki wysłanej w powietrze, aczkolwiek na samą myśl czuł się nieswojo, jako że Daniel zaczął kojarzyć mu się z tamtą sytuacją. A tym bardziej, że nie powiedział, o co chodzi, przez co nieświadomy i pozbawiony jakichkolwiek skrupułów śpiący nauczyciel na jego ramieniu wywoływał u niego reakcję gorszą niż chęć podrapania się w miejscu, gdzie niedawno postanowił skorzystać sobie komar. Paliło go wtedy wręcz od środka. Przebywanie samemu działało terapeutycznie na jego umysł. Szum fali z wcześniejszej lokacji jeszcze gdzieś dudnił mu z tyłu głowy, uspokajając rozkojarzone i pełne rozpędu myśli. Nogi doprowadziły go do całkowicie innego miejsca, obsuszony już delikatnie, albowiem nie miał zamiaru korzystać ze zaklęcia, które jedynie przyniosłoby mu brak ochłody w tę gorącą, meksykańską noc. Był niczym na jawie, trudno było odgadnąć, czy posiada jakąkolwiek świadomość, czy może po prostu lunatykuje. Jakby znajdował się w całkowicie innym świecie, zamknięty, wycofany, bez jakiejkolwiek krzty emocji. Dostęp do tego miejsca był jednak dostępny przez dwie różne drogi - albo poprzez zastosowanie zaklęcia, albo poprzez wejście przez schody. Matthew bez zastanowienia postanowił użyć tej drugiej, bardziej radykalnej metody, jako zwolennik spacerów wśród blasku księżyca. Jak się okazało, jego miłość do mugolskich metod została wystawiona na próbę - paskudnie śliskie schody przyczyniły się do utraty równowagi, jednak, na całe szczęście, chwycił się korzenia, dzięki czemu uniknął niebezpiecznego spotkania z taflą wody na dole, gdzie gdzieniegdzie wystawały skały oraz kamienie. Mimo wszystko nie należało to do najszczęśliwszych wydarzeń, gdyż wystarczyła chwila, gdy poczuł na swojej prawej kończynie korniczaki, a zapach zgnilizny dotarł do jego nozdrzy. Z trudem odgonił magiczne stworzenia, nabawiając się dodatkowych obrażeń, aczkolwiek, nawet jeżeli na początku ból był dość trudny do zniesienia, to po czasie przestał mu dokuczać. Zamiast tego skorzystał z uroków miejsca, dostając się na dół, pierwsze zostawiwszy bagaż gdzieś na brzegu. Jeszcze raz wyczarował Patronusa, by ten oświetlił mu drogę, a ciemność znowu została rozdarta przez światło. Tuż nieopodal zauważył rosnące skrzeloziele, z którego natychmiastowo skorzystał, zażywając je w celu możliwości zanurkowania pod wodą. Chwila wystarczyła Matthew'owi, by poczuł, jak wyrasta błona między jego palcami, zaś koło uszu, niemniej jednak boleśnie, pojawiają się skrzela, umożliwiając poznawanie jaskiń podwodnych, oświetlanych jedynie poświatą rzucaną przez księżyc. Nadal jednak myślał, zaś nawet jeżeli miejsce, w którym się znalazł, zaintrygowało go na tyle, iż odtrącił falę negatywnych emocji gdzieś na bok, to sytuacja na stadionie przerastała go. Uzdrowiciel otworzył ramiona, zamykając oczy, upadając plecami dość boleśnie na dno, kiedy to pozwolił na swobodne zatopienie się we własnym umyśle. Znowu, no właśnie, znowu pozwolił sobą zmanipulować. Westchnąwszy, obejrzał obok siebie jedynie strażnika, który zapobiegał ciemnościom, uśmiechnąwszy się delikatnie. Jasne tęczówki zwrócone były ku górze, ręce zaś znalazły się na brzuchu, bez konkretnego celu wpatrując się w rozmazane, gwieździste niebo. Starał się przetrawić emocje, rozłożyć je na czynniki pierwsze, wiedząc, że będzie tutaj sam i nikt mu nie przeszkodzi. Czuł się źle z myślą, że zaczął o kimkolwiek myśleć na tle chęci dotknięcia rozgrzanej skóry opuszkami palców, objęcia ramionami, zapoznania się z tajemnicami, naruszenia strefy prywatności, którą przecież sam starał się zachować. Przymknął oczy, oddając się na chwilę odpoczynkowi, licząc bezmyślnie czas i minuty, jakie mu pozostały, by powoli zaczął wygrzebywać się na sam brzeg. Po tym, zupełnie niezauważony, przebrnął tym razem w inny sposób, dostając się powoli w stronę miasta oraz pensjonatu.
Ciągle kusiło tego młodzieńca do zapoznawania się z terenami Meksyku - pierwsze napotkał się na bardzo miłych ludzi, którzy zaprosili go do wspólnych śpiewów mimo negatywnie nastawionej pogody, a potem udał się jakimś cudem do altanki, gdzie, kiedy dotknął końcem różdżki, pojawiły się zapiski o tym, jakie zaklęcia zostały naniesione, by uchronić magiczne budowle. Następnie udanie się na plażę, gdzie znalazł jakiegoś dziwnego żółwia, no i ostatecznie wzięcie go pod swój dach - jakkolwiek by to nie brzmiało, po prostu młody różecznik znalazł w nim nową mamę. Albo ojca, choć pod względem fizycznym i psychicznym, bardziej nadawał się na rodzicielkę, choć wcale rodzić nie chciał. Po prostu wykazywał więcej emocji typowych dla przedstawicielek płci pięknej niżeli tej przeciwnej, ale jakoś sobie nie zawracał sobie głowy, mając nadzieję na to, że kiedyś osiągnie magiczne metr osiemdziesiąt wzrostu i wreszcie zdobędzie jakiekolwiek mięśnie - bo nadal przypomina pod tym względem osobę niezwykle delikatną oraz skorą do wszelkich nieszczęść - wszędobylskie siniaki dawały o sobie znać w najmniej przyjemnym wydaniu. Też nie chciał, by ktokolwiek sądził o nim lub jego znajomych negatywnie - nawet jeżeli Neirin sprzedał go za słodycze w stronę Mefisto, po prostu nie mógł narzekać, no ba, kochał swoją paczkę, która zastępowała mu rodzinę, której nie miał. Na wspomnienie o tym, że rudzielec spowodował ożenienie się z poduszką przez dobrą większość czasu, uśmiechnął się szerzej, nie przerywając wędrówki przez nieznane wówczas tereny. Może nie wiedział, gdzie dokładnie jest, aczkolwiek liczył na to, że jakoś się odnajdzie w tym gwarze oraz zwyczajnie dotrze do pensjonatu na czas - nie chciał mieć jakichkolwiek nieprzyjemności z tego tytułu. W sumie... kto by chciał? On sam boi się ciemności, tudzież z miłą chęcią zebrałby się powoli do domu, gdyby oczywiście nie fakt tego, że znalazł jakąś nową atrakcję, której po prostu nie mógł odstąpić. Tajemnicza budowla, a w sumie to miejsce, gdzie znajdowało się ciut dużo wody. Może dobra, może nie budowla, a bardziej wgłębienie, do którego po prostu czuł, że musi się dostać. Postanowił do tego użyć zwyczajnie schodów, byleby się jakoś poważniej nie zabić - chociaż nie wiadomo, czy w tej kategorii jest coś mniej lub bardziej poważnego - niemniej jednak wiadomo, o co dokładnie chodzi. Magia w jego przypadku potrafi być kompletnie niemożliwa do opanowania, zaś skok wiary jakoś dziwnie wydawał mu się być... trudny do wykonania? Coś w tym stylu. Nie chciał ryzykować swojego własnego szczęścia i zamiast wbić się na kamienie, wolał po prostu, jak prawdziwy mężczyzna, wybrać najbezpieczniejszą z dróg - jednocześnie najstabilniejszą ze wszystkich. Trzymając się przypadkowych wgłębień w ścianie, Charlie powoli pokonywał kolejne stopnie w dół, starając się w żaden sposób nie zaliczyć gleby - upadek ze schodów też boli oraz może być po prostu niezbyt przyjemnym doświadczeniem. Długo jednak nie szedł, kiedy to wyczuł między palcami w jednym z tym zagłębień jakieś zawiniątko, które postanowił wziąć do ręki. Fiolka zawierała w sobie przezroczysty płyn, o którym jednak mało mógł powiedzieć - co nie zmienia faktu, że postanowił ją wziąć, zanim całkowicie zszedł na dół, aczkolwiek postanowił pozostać przy brzegu, wyjmując jakiś prosty szkicownik z torby oraz zwyczajnie oddając się na chwilę duszy artysty. Całość jaskiń podwodnych wyglądała majestatycznie, jakby człowiek rzeczywiście nie miał wpływu na ostateczny wygląd tego miejsca. Uśmiechnął się pod nosem, kolejne pociągnięcia ołówka rejestrując za pomocą białej jak śnieg kartki - oj, nie chciał, by cokolwiek mu umknęło. A wiedział, że kiedy się obudzi następnego dnia, to zwyczajnie zapomni większości rzeczy z dzisiejszego. Nie chciał zapominać, chciał zapamiętać. Szkoda, że nie ma aparatu, którym mógłby uwiecznić ten moment... Dlatego zbyt długo tutaj nie ostał.
Z pewnością, początkowej formy, w jakiej spędzała Silvia wakacje, nie można było uznać za udaną. No bo skoro ktoś bał się gadów, a z jednym z nich przyszło mu mieszkać w pokoju, nie mógł być z tego powodu szczęśliwy. I gdyby tylko wiedziała, że Daisy gotowa była do zaoferowania jej chociażby skrawka podłogi, byle dalej od Neia i jego oślizgłego przyjaciela, bez wahania przyjęłaby propozycję Gryfonki i czym szybciej czmychnęła z tego orszaku Puchońskiego. Jednak głośny plusk, który towarzyszył jej podczas wpadania do wody, szybko pozbawił ją jakichkolwiek negatywnych myśli, które ośmielały się zawracać jej głowę. To było tak wspaniałe uczucie, że dziewczyna aż nie mogła doczekać się powtórki z rozrywki! -Coś ty, Daisy! Nie martw się, nic złego nie mogło mi się stać! - krzyknęła do niej w odpowiedzi, chociaż sama w ogóle nie wierzyła w te słowa. I jakby na ich potwierdzenie, nie tylko przed Bennett, ale i przed samą sobą, położyła się na plecach, na tafli wody i pozwoliła, aby ta kołysała delikatnie jej ciałem. To było takie wspaniałe uczucie, po prostu leżeć, nic nie robić i pozwalać na to, aby niewielkie ilości tej cudownie czystej wody dostawały się do jej uszu. Daisy podpłynęła do niej po chwili, czemu towarzyszył szeroki uśmiech Silvii. Wiedziała, że w taki sposób mogłaby spędzać całe wakacje, a nie tylko kilka godzin w towarzystwie dziewczyny. Na propozycję zawodów, podniosła się do pozycji pionowej w wodzie, przy czym zaczęła machać delikatnie nogami pod wodą, aby wciąż utrzymywać się na powierzchni. -Po tym skoku, nie masz ze mną żadnych szans kochana. - powiedziała, z nieskrywanym powątpiewaniem w głosie. Co wcale nie oznaczało, że nie zamierzała podjąć rękawicy. Po chwili podpłynęła na brzeg i za przykładem Bennett, zdjęła z siebie mokre ubrania, które w tym momencie w ogóle nie były już jej potrzebne. Przyjrzała się w tym momencie dokładniej przedmiotowi, który udało jej się znaleźć pod wodą. Widywała podobne w mugolskich filmach, ale nigdy nie miała okazji mieć z takim styczność na żywo. Wiedziała, co to jest, chociaż nie wiedziała, w jaki sposób działa. Teoretycznie kompas powinien wskazywać północ. Ten był jakiś dziwny, bo pokazywał zupełnie inny kierunek. -Wiesz, to coś jakby kompas. Ale chyba zepsuty. - dodała z rezygnacją, przy okazji wyciągając dłoń z przedmiotem w kierunku Daisy, jakby i ta chciała mu się przyjrzeć. -No bo kompas powinien wskazywać północ. A ten z całą pewnością tego nie robi.
Daisy Bennett
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Tatuaż na żebrach w kształcie różdżki z trzema gwiazdkami; czarodziejski tatuaż z ruszającą się palmą na nadgarstku.
- Teraz widzę, ale skąd mogłam wiedzieć? – zapytała już śmiejąc się z ulgą. – Czasem zdarza mi się myśleć rozsądnie i nie wiedziałam, co mogą przed nami kryć te nieznane wody. Postąpiłaś bardzo nieodpowiedzialnie, panno Valenti – powiedziała, udając surowy ton nauczycielki. Roześmiała się po chwili. – Nie, nie wyobrażam sobie siebie jako nauczyciela. Wyobrażasz sobie, że uczeń zrobi coś zabawnego, za co teoretycznie powinnaś go skarcić, a zamiast tego śmiejesz się do rozpuku i przybijasz mu piątkę? To chyba niepedagogiczne – zaśmiała się na samą myśl siebie w roli profesora. – Ale może chociaż uczniowie by mnie lubili – dodała jeszcze czysto hipotetycznie, bo w karierze nauczycielskiej na pewno siebie nie widziała. Sama jeszcze nie wiedziała, gdzie siebie widzi, ale miała na to jeszcze trzy lata studiów. Na razie musi sobie znaleźć jakąś dorywczą pracę. Ale! O czym to ona myśli na wakacjach? Wróci do domu to zacznie się o to martwić, teraz pełny relaks! - No, no, zobaczymy! – zaśmiała się wesoło. – Przyznaję, że twój skok był widowiskowy, ale gdy już wiem, że pod wodą nic na mnie nie czeka to też nie będę ograniczać swoich talentów! W dzieciństwie usiłowałam doprowadzić rodziców do zawału wykonując coraz bardziej niebezpieczne akrobacje, zobaczymy czy coś mi z tego zostało – wyszczerzyła się. Sama się dziwiła, że po tym co wyprawiała jak była młodsza jeszcze żyje. Z wiekiem człowiek zaczyna się trochę bardziej zastanawiać nad tym, co robi, ale Daisy uważała, że kilka salt jeszcze uda jej się zrobić, choć dawno nie próbowała. Kiwnęła głową, przyznając Silvi rację. - Rzeczywiście kompas – potwierdziła. Daisy widziała takie nie tylko na filmach, ale i na żywo, ale raczej ich nigdy nie używała, nie miała potrzeby, więc nie potrafiła jednoznacznie stwierdzić czy on działa czy może jest popsuty. Przyjrzała się bliżej przedmiotowi, kiedy Silvia wyciągnęła do niej rękę. Przekrzywiła głowę. - Chyba masz rację – powiedziała niepewnie. – Zresztą zobacz, raz wskazuje jedną stronę, a zaraz strzałka przenosi się na inną – zmarszczyła brwi i westchnęła. – Chyba rzeczywiście trafił ci się zepsuty egzemplarz, a szkoda bo wygląda świetnie. Hej – nagle coś przyszło jej do głowy. – Z drugiej strony, czy to musi być zwykły, mugolski kompas? A może on wskazuje nie kierunki świata, ale coś zupełnie innego? – zapytała, spoglądając Puchonce w oczy. – Może trzeba to zbadać?
Silvia Valenti
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Dla Silvii jej wyczyn był czymś nieprawdopodobnym, bo ona ZAWSZE zachowywała się odpowiedzialnie i rozsądnie. Zawsze wszystko najpierw próbowała rozpatrzeć; co może się stać złego, co dobrego przyniesie jej dane działanie, a nawet przewidzieć to, czego nikt w ogóle by nie przewidział. Więc to, że od tak po prostu skoczyła do wody, w ogóle nie znając dna, nie wiedząc, co może znaleźć pod wodą, nie zdając sobie sprawy z tego, jak jest głęboko, czy chociażby nie patrząc, ile kamieni tam będzie, było czymś zupełnie nie w jej stylu. Może w końcu przyszedł czas na zmiany w tej dziewczynie? Może coś lepszego zacznie się z nią dziać dzięki Daisy? Bo w sumie chyba na nią można by było to wszystko zrzucić... W pozytywnym tego słowa znaczeniu. -Wiem - tylko tyle była w stanie odpowiedzieć na pseudo tyradę Bennett. A to jedno słowo powiedziała z ogromnym uśmiechem na ustach. Jakim wspaniałym uczuciem było od tak po prostu rzucić się w nieznane, nie rozmyślając nad tym, co się stanie! Parsknęła śmiechem. Fakt, ona też nie mogła sobie wyobrazić Daisy jako jednej z nauczycielek Hogwartu, czy w ogóle w innej szkole magii. -Coś ty! To nierealne! Uczniowie by się do Ciebie ślinili, widząc Twoje wdzięki, a uczennice nienawidziły z zazdrości za wygląd i odbijanie im chłopaków. - bo pewnie tak by właśnie się działo. Daisy byłaby jednocześnie najbardziej znienawidzoną jak i pożądaną psorką w całej szkole, tego Silvia mogła być pewna. -Poza tym, chyba nie mogliby się skupić na Twoich lekcjach, profesor Bennett. Była w stanie wyobrazić sobie dzieciństwo dziewczyny i to, jak w nim dokazywała. Ale czuła, że jakaś nowa, dziwna siła pojawiła się w jej ciele, której Daisy mogłaby nie dać rady. Wydawało się to wręcz absurdalne, zważywszy na gabaryty Włoszki. Nie miała krągłych pośladków, ani bujnego biustu. Była raczej za szczupła jak na swój wiek, co nawet ślepiec by stwierdził. W takim razie, gdzie mieściły się te wszystkie nowe pokłady energii, jak nie w jej mięśniach (które chyba też były tylko po to, aby utrzymać ją w pozycji pionowej)? -Możesz pomarzyć o wygranej. - rzuciła tylko, pozwalając sobie na to, aby w żartobliwy sposób ochlapać przyjaciółkę. A oczami wyobraźni już widziała, jak ponownie skacze do wody, w jeszcze bardziej widowiskowy sposób, niż ten, który przed chwilą zademonstrowała. Jej entuzjazm opadł, bo nawet Daisy potwierdziła, że wyłowiła z wody jakiś mało wartościowy szmelc. No bo w dobie dzisiejszego rozwoju magii i nie tylko, po cholerę był jej kompas? Obserwowała zawiedziona, jak strzałka co chwilę przesuwa się w inne położenie, niż jeszcze przed chwilą, nie do końca rozumiejąc, w jaki sposób powinna to interpretować. Dopóki gryfonka nie podsunęła jej pomysłu. -Mówisz? - niepewnie uniosła jedną brew. Znała tylko jeden sposób, aby to sprawdzić. -W takim razie potrzymaj go, zobaczymy, co się stanie. - i niemalże wcisnęła dziewczynie kompas w dłoń. A wtedy stało się coś dziwnego. W momencie, gdy tylko Daisy go dotykała, kompas zawirował z zawrotną prędkością, po czym strzałka ustawiła się w jednej pozycji i już więcej nie drgnęła. Zupełnie nie wskazywała północy, tylko ciekawe, co takiego... -Osz kurde! Zobacz, to działa! - zapiszczała radośnie Silvia. Jak mogła mówić jeszcze przed chwilą, że to szmelc?!
Daisy Bennett
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Tatuaż na żebrach w kształcie różdżki z trzema gwiazdkami; czarodziejski tatuaż z ruszającą się palmą na nadgarstku.
Roześmiała się tylko, słysząc co Silvia sądzi o jej potencjalnej karierze nauczycielskiej. To mogłoby być ciekawe doświadczenie. Teraz jakoś trwa posucha, nikt się nią nie interesuje, a jako nauczycielka za kilka lat mogłaby to sobie odbić, hehehe. Merlinie, o czym też ona myśli? Kompas okazał się rzeczywiście ciekawą rzeczą i dziewczęta postanowiły finalnie pójść w miejsce, które wskazywał. Najpierw tylko urządziły sobie zawody w skokach do wody i Daisy aż była w szoku, patrząc na umiejętności Silvii. Dziś wygrała bezkonkurencyjnie! W końcu ubrały się i mając kompas za przewodnika, ruszyły w dalszą podróż.
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Po krótkim zwiedzaniu majestatycznych zakątków Meksyku, do którego Boris udał się na krótki urlop. Rosjanin trafił do podwodnej jaskini. Nie był to cel jego podróży, ponieważ poszukiwał wraku statku, o którym czytał krótkie opowiadanie. Gdy jednak znalazł się już wewnątrz groty i spróbował rzucić zaklęcie, by zorientować się, czy nie ma tutaj żadnych pułapek, jego różdżka odmówiła posłuszeństwa. Zaklęcie nie zadziałało, a jego ręka została w pewien sposób poparzona. Na szczęście, podczas drogi powrotnej, ból zaczął ustępować, dzięki czemu mężczyzna mógł dalej miło spędzać te krótkie wakacje.