Wieczór zapowiadał się cudownie. Perspektywa ogniska oraz wszystkich towarzyszących jemu atrakcji — począwszy od pianek, arbuzów, zimnego piwa, aż do przygrywania na instrumentach, tak dla nastroju. Zerknęła na zegarek, kończąc zaplątywanie warkocza, który uwieńczony zieloną wstążką, opadł na plecy. Narzuciła plecak na ramiona, gdzie kryły się najpotrzebniejsze rzeczy, a następnie opuściła pokój w pensjonacie i zbiegła schodami, kierując się do wyjścia z budynku. Widocznie wielu uczestników Hogwarckich wakacji miało plany na wieczór uwzględniające wyjście na zewnątrz, bo ciężko było się jej przebić przez drzwi z tkwiącym na plecach futerałem, w którym kryła się stworzona przez jej ojca na indywidualne zamówienie, gitara. Gdy przychodziło do muzyki, ruda była znacznie mniej uważna. Zapominała o bożym świecie, skupiając się tylko na melodii, która ją zaintrygowała. Odziedziczony słuch na szczęście szybko pozwalał na odtworzenie jej i dokładnie zapamiętanie, dlatego szło jej w tej dziedzinie artystycznej tak, a nie inaczej. I tak było teraz. Zatrzymała się, przymykając oczy i nasłuchując. Muzyka, która rozbrzmiewała była jej znana, a jednocześnie całkiem nowa, wykonana w innej niż dotychczas miała okazję słuchać, aranżacji. Wydała z siebie głośne westchnięcie, a przez twarz przemknął grymas zastanowienia. Wpatrywała się chwilę w zegarek, po czym wzruszyła ramionami i ruszyła w stronę źródła dźwięku, zamiast na plaży, lądując w ogrodach. Jak zwykle tętniły one życiem, a po alejkach snuło się wielu turystów. Stała z boku, przyglądając się starszemu mężczyźnie z zachwytem, podobnie jak otaczający go tłum. Przyciągnął naprawdę wiele gapiów! Była zdziwiona tym, że znał tak współczesną melodię i wykonywał ją w tak oryginalny sposób. Ich spojrzenia się spotkały, a na twarzy muzyka pojawił się uśmiech, natomiast dłoń wysunęła się do przodu i zaprosiła ją do wspólnego grania. Nessy nie trzeba było długo przekonywać. Zdjęła futerał z pleców, wyjęła gitarę i zacisnęła na instrumencie drobne dłonie, stając obok artysty i czekając na odpowiedni moment do wejścia. Razem brzmieli naprawdę cudownie. Zgrywali się, chociaż mieli ze sobą styczność pierwszy raz. Coś było w tym, że osoby uzdolnione potrafiły komunikować się bez słów. Palce szybko przeskakiwały po strunach, a dziewczyna mimowolnie nuciła jeszcze pod nosem piosenkę, starając się podłapać jak najwięcej sztuczek od jej towarzysza, a także sposobu wykonania utworu. Nie zwracała nawet uwagi na wyraźnie ucieszony tłum ani dźwięk monet, które wpadały do zostawionego na ziemi, otwartego futerału. Całkiem o tym zapomniała, przygrywając wesoło pośród kolorowych kwiatów, w cieniu wysokiego drzewa. Zagrali razem jeszcze jeden utwór, a następnie dziewczyna znów spojrzała na zegarek, dostrzegając, że jest spóźniona. Porozmawiała z mężczyzną — trochę na migi, trochę po angielsku i trochę łamanym hiszpańskim, po czym podziękowała mu, życzyła powodzenia i wrzuciła instrument do pokrowca, zapinając go i ruszając przed siebie, pędząc na ognisko. Bardzo nie lubiła się spóźniać. Dopiero później, nad ranem, zauważyła monety i mogła je policzyć, z uśmiechem zauważając, że zebrała niezłą sumkę, jak na tak krótki występ. To były tylko dwie piosenki!
zt
Kostka: 6 |