Po zwiedzeniu ruin miasta kierujesz się na jeden z mniej popularnych szlaków. W końcu nogi przywiodły Cię do pozostałości obserwatorium, stojącego na samotnym klifie u wybrzeża oceanu. Rozciąga się stąd przepiękny widok, w oddali na południu błyszczą światła miasta, natomiast dookoła znajduje się dżungla oraz dominujące nad nią góry. Chcąc wspiąć się na mury budowli, należy zachować szczególną ostrożność! Przez położenie, jest tu bardzo ślisko i łatwo wpaść do wody lub się przewrócić, robiąc sobie krzywdę na porośniętych bujną roślinnością, fragmentach wieży.
Uwaga! Kostka przysługuję jednej postaci tylko raz, kolejne wątki tutaj rzutu już nie obejmują. Rzuć kostką, aby sprawdzić, co Ci się przydarzy:
Kostki:
1,6 Opierasz się plecami o zimne, wilgotne kamienie i delektujesz się otaczającym Cię pięknem, czując na twarzy chłodną bryzę oceanu.. Zamykasz oczy, pogrążając się w marzeniach, gdy czujesz jak dwie mokre, ciężkie krople spadają Ci na głowę oraz ramię. Zaczyna padać? Zaniepokojony otwierasz oczy i patrzysz na swoją koszulkę, po której spływa rozwodniona, ptasia kupa. Zaciskasz oczy poirytowany, a mewy wydają się śmiać z Ciebie, siedząc na pobliskim fragmencie konstrukcji. Pewnie na głowie masz to samo! 2 Postanawiasz bliżej przyjrzeć się wieży, zaglądasz więc do zrujnowanego wnętrza. Ostrożnie, kroczek po kroczku wchodzisz do środka, opierając się rękoma o ścianę. Niestety, miejsce to po takim czasie już puste i dostrzegasz jedynie kurz, a także pozostałości drewnianych mebli. Nagle, Twoją uwagę przykuwa wystający rzemyk, skryty pomiędzy szczelinami w ścianie! Podchodzisz do niego ostrożnie i wyciągasz. Gratulację! To Amulet Uroborosa! Zgłoś się po niego w odpowiednim temacie! 5 Nieśmiało zaglądasz do wnętrza ruin, szukając czegoś ciekawego — zostało Ci jeszcze trochę czasu, nim słońce zajdzie i będziesz mógł obserwować gwiazdy. Dostrzegasz coś na ścianie, jednak jest to skryte pod jednym z kamieni. Próbujesz go podnieść, jednak nic z tego. W końcu wyjmujesz różdżkę, upewniasz się,że jesteś sam i rzucasz Lumos, a Twoim oczom ukazuje się narysowany przez kogoś schemat nieba. Piękny i szczegółowy! Gratulacje! Zdobywasz 1 punkt Astronomii do swojego kuferka! Zgłoś się po niego w odpowiednim temacie! 3,4 Spędziłeś tu już trochę czasu, czekając na zachód słońca! Gdy niebo nabiera pięknego, pomarańczowego koloru, cały rozpływasz się w marzeniach. Wydaje Ci się, że możesz go dotknąć i pochwycić, wyciągasz więc rękę i robisz kilka kroków do przodu.. Niestety, potykasz się na kamieniach i spadasz, lądując z głośnym pluskiem w słonej, morskiej wodzie. Na szczęście spadłeś z klifu wysuniętego najdalej, pozbawionego stromego zejścia w dół — inaczej byś zginął! Niestety, gdy wychodzisz na pobliską plażę, zauważasz, że woda porwała z Twojej kieszeni pieniądze! Tracisz 30 Galeonów! Odnotuj stratę w odpowiednim temacie!
Od przybycia do Meksyku, kartki szkicownika Isilii zapełnialy się regularnie nowymi pracami zarówno tymi udanymi, jak i tymi wyglądającymi na dzieło amatora. Nie przeszkadzało jej to jednak w poszukiwaniu nowych inspiracji i miejsc, a także osób, z którymi wspólnie mogłaby tworzyć. Tak też znalazła się w towarzystwie @Daisy Bennett, młodszej o dwa lata koleżanki i razem szukały miejsca z niesamowitymi, meksykańskimi widokami. Miasto nie dało im tej satysfakcji i zapuściwszy się w mniej uczęszczane dróżki, trafiły na ruiny, stojące na klifie u brzegu oceanu. - Jak myślisz, co to mogło być? - spytała Daisy, chociaż podejrzewała, że dziewczyna też nie będzie miała o tym pojęcia, bo trudno było określić, do czego służył dawniej duży budynek, kiedy widziało się go pierwszy raz na oczy. Słońce powoli chowało się za horyzontem, nadając wodzie i niebu ciepłe barwy czerwieni, pomarańczu, żółci oraz różu. Sceneria była rodem z bajki, dlatego też genialnym pomysłem wydawało się wspięcie na mury budowli i uchwycenie krajobrazu, przelewając go na kartkę. - Nie ma co marnować czasu, idziemy! - zakomunikowała i raźnym krokiem ruszyła w kierunku schodów. Jak się okazało na górze, widoki stamtąd były jeszcze lepsze niż z dołu, czego w zasadzie można się było domyślić. To jednak wciąż było dla Smith za mało i poprawiwszy torbę zsuwającą się z prawego ramienia, rozpoczęła wspinaczkę po wieży. Co jakiś czas, patrząc w dół, widziała Daisy, która podążała za nią i zdawała się dobrze sobie radzić, choć wchodzenie po kamiennych blokach porośniętych roślinami nie należało do łatwych. - No, było warto. - podsumowała krótko ich wysiłek, kiedy w końcu znalazły się na szczycie.
Kostka: 5, uwzględnię w kolejnym poście albo jeszcze następnym...
Ostatni przystanek przed powrotem do pensjonatu przez Dziewczynę. Zacumowała łódkę za pomocą różdżki o jedną ze skał i ruszyła wydrążonymi schodami pod górę. Jak to ująć obserwatorium, raczej jej szczątki wyglądały na bardzo stare. Ostrożnie stawiała każdy krok aby się nie poślizgnąć. Gdy w końcu doszła w końcu na miejsce skąd obserwowała zachód słońca, lecz nie wiedziała że zaraz przez swoją głupotę runie wprost do wody. Pogrążona w marzeniach chciała sięgnąć piękno słońca i przy śliskiej nawierzchni uderzyła głową o taflę jeziora. W krotce wyszła z wody i udała się do pensjonatu cała mokra.
z/t
Kostki; 3 i 4
Daisy Bennett
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Tatuaż na żebrach w kształcie różdżki z trzema gwiazdkami; czarodziejski tatuaż z ruszającą się palmą na nadgarstku.
Daisy miała zupełnie odwrotnie niż Isilia. Od kiedy przyjechała do Meksyku jej szkicownik leżał niemal nietknięty. Zawsze nosiła go przy sobie, ale w pewnym momencie stwierdziła, że to nie ma sensu, skoro i tak wyjęła go z torby może ze dwa razy. Czy było jej wstyd? Nie. Na wakacjach nie było miejsca na przymusowe działania, robiła to, na co akurat w danej chwili miała ochotę i inne zajęcia tak zapełniały jej czas, że nie było go już na rysowanie. Nie chciała się zmuszać, bez weny i tak nie narysowałaby nic godnego uwagi. Tego dnia jednak wena postanowiła ją odwiedzić i Daisy poddała się jej, biegnąc z plaży do pensjonatu po szkicownik. Po drodze wpadła na Isilię, Gryfonkę, z którą znalazły wspólny język właśnie przez pasję do rysowania. Porwały siebie nawzajem na poszukiwania godnego do uwiecznienia na papierze obiektu. Wybrzeże zdecydowanie minęły; nie pociągało ich dzisiaj przelewanie na papier plaży. Miasteczko również ich do siebie nie ciągnęło, więc udały się w bardziej dzikie i tajemnicze tereny. Kluczyły wśród ruin, szukając odpowiedniego obiektu, ale ciągle coś było nie tak. W końcu trafiły na klif, a na nim idealne miejsce do tworzenia! Ruiny jakiegoś budynku, aż wołały, aby przerysować na papier jego pozostałe jeszcze ściany. - Nie wiem – powiedziała zgodnie z prawdą, bo z zewnątrz trudno było określić jakiego rodzaju budynek miały przed sobą. Zgadzała się z Isilią, że nie ma co marnować czasu. – Zaraz to sprawdzimy – dodała jeszcze, kiedy wraz z koleżanka ruszyły w stronę budynku. Rozpoczęły wędrówkę po schodach, a potem po pozostałych fragmentach wieży, aby wejść jeszcze wyżej. Nie było łatwo, bo cegły były mocno śliskie i można było trafić na wystające kamienie. W końcu jednak całe i zdrowe dotarły na szczyt, a oczom Daisy ukazał się niesamowity krajobraz. Lśniąca woda, światła miasta w oddali, a dookoła góry i dżungla. Całe dobrodziejstwo świata w jednym miejscu. Z zachwytem wpatrywała się w ten widok dłuższą chwilę. - Oj, tak – Dopiero po kilkunastu sekundach przyznała rację Isilii. – Wiesz, miałam zamiar narysować te ruiny, ale chyba jednak postawię na krajobrazy. Tu jest magicznie! – zawołała, nadal żywo zachwycona. Ledwo oderwała wzrok od widoku, aby rozejrzeć się w miejscu, w którym się znalazły. W pewnym momencie coś przykuło jej uwagę. - Hej, zobacz! – podeszła do ściany, na której coś było ukryte. Próbowała przesunąć kamień, żeby mieć lepszy widok, ale nawet z pomocą koleżanki nie udało jej się go unieść. - No trudno – powiedziała, nie poddając się i wyjęła różdżkę. – Lumos! – wypowiedziała formułę zaklęcia, a snop światła rozświetlił im widok. Daisy kolejny raz tego dnia otworzyła usta z zachwytu. - Zobacz, to schemat nieba! Jaki dokładny i jaki piękny! Niesamowity! Nigdy nie interesowałam się astronomią, ale to jest naprawdę świetne – powiedziała i nagle coś wpadło jej do głowy. Uniosła głowę. Z tego miejsca był idealny widok na niebo, ktoś narysował tu jego mapę, a gdy rzuciła okiem na niższe piętro to zobaczyła pozostałości jakichś narzędzi, może teleskopów? - Wiesz, to chyba było obserwatorium – powiedziała, podejrzewając, że jej przypuszczenia są słuszne. Odeszła kilka kroków i położyła dłonie na biodrach. - To co? – zwróciła się do Gryfonki. – Zaczynamy? Dopóki mamy dobre światło.
Na słowa Daisy jedynie pokiwała głową, zbyt zaabsorbowana widokami, które się przed nimi roztaczały. Dziewczyna miała całkowitą rację. Dżungla, góry, światła miasta błyszczące w oddali i ruiny tej tajemniczej budowli rzeczywiście sprawiały, że można się było poczuć jak w miejscu rodem z jednej z mugolskich bajek. Z rozchylonymi ustami pochłaniała wszystkie szczegóły, które jej oko potrafiło dostrzec i napawała się tymi chwilami. Co za szczęście, że udało im się tu trafić! Wyciągała już rękę, żeby dotknąć zimną ścianę, kiedy niespodziewanie Daisy przywołała ją do siebie. Isilia podeszła do niej i po chwili wspólnie próbowały przesunąć kamień, który nie był może i największy, ale zdecydowanie niemało ważył i przez to zdawał się być przytwierdzony do podłoża. Wtedy młodsza koleżanka wyjęła różdżkę i rzuciła Lumos, a światło ukazało ich oczom naprawdę niezwykłą rzecz. - Cudowny. - szepnęła i jak zaczarowana wpartywała się w schemat nieba. Był tak dokładny, że aż zaczęła się zastanawiać, ile czasu musiała spędzić osoba nad rysowaniem go i wpadł jej do głowy pomysł z tym związany. Skoro odkryły jeden z sekretów, to jakie jeszcze tutaj na nie czekają? - Wygląda na to, że tak. - zgodziła się, bo były to trafne wnioski. Schemat nieba i narzędzia znajdujące się na niższym piętrze ewidentnie wskazywały na to, że w przeszłości faktycznie pozostałości budynku były obserwatorium. Tylko dlaczego pozwolono, by natura wzięła sprawy w swoje ręce i zniszczyła budowlę? To miejsce na klifie wydawało się być idealne do nocnych obserwacji nieba. - Oczywiście, bierzmy się do roboty. - przytaknęła i wyjęła ze swojej torby szkicownik oraz ołówek. - A później, kiedy słońce już zajdzie, możemy przerysować ten schemat. Rzucimy Lumos, to powinno wystarczyć. Kiedyś może nam się przydać, a jeśli nawet nie, to miło będzie go mieć na kartce. - rzuciła pomysł, który krążył po jej głowie od chwili dokonania tego niesamowitego odkrycia. Światło słoneczne nie było im do tego potrzebne, a póki jeszcze było dobre, mogły się skupić na narysowaniu widoków.
przepraszam, że krótko, ale więcej nie dam rady, bo łapka boli :(
Daisy Bennett
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Tatuaż na żebrach w kształcie różdżki z trzema gwiazdkami; czarodziejski tatuaż z ruszającą się palmą na nadgarstku.
Daisy widziała, że jej towarzyszka również jest zachwycona widokami, kto by nie był? Musiałby być kompletnie niewrażliwy na jakiekolwiek piękno, bo widok aż zapierał dech w piersiach. Również ich znalezisko zrobiło na niej wrażenie. Isilia próbowała pomóc Daisy w usunięciu kamienia i choć to im się nie udało to i tak mogły odkryć tę piękną mapę. Obie wpatrywały się w misternie namalowany schemat nieba przez dobre kilka minut. Daisy również przyszło do głowy czy w tym tajemniczym miejscu czeka ich coś jeszcze? Jakieś nowe odkrycia? Wszystko było możliwe w Meksyku. - Ciekawe dlaczego obserwatorium zamieniło się w ruiny – zapytała, odgadując myśli Gryfonki. – Może mają nowe, lepsze? Choć nie wiem gdzie, bo to miejsce jest idealne – stwierdziła. W końcu wybrały odpowiednie miejsce i usadowiły się tak, żeby każdej było wygodnie widzieć perspektywę do namalowania. Sięgnęła po torbę i wyciągnęła szkicownik, który aż krzyczał do niej pustkami. Chyba nie było jej za to wstyd, w końcu robiła inne ciekawe rzeczy, ale przy szkicowniku Isilii wyglądał raczej mało imponująco. - Ty chyba sporo czasu poświęciłaś na rysowanie na tych wakacjach, co? – zagadnęła, zerkając na zaczęte rysunki w szkicowniku Gryfonki. Pewnie te skończone miała już gdzieś schowane, ale tymi, które miała przy sobie już przewyższała Daisy liczbą narysowanych obrazków. - Och, świetny pomysł! – zawołała z entuzjazmem. – Będzie na pewno dobrą pamiątką, a może pomoże nam na astronomii w szkole? – zapytała i aż uderzyło ją dziwne uczucie. Zapomniała, że trzeba wrócić do szkoły! I to całkiem niedługo! Na szczęście Hogwart traktowała niemal jak dom, więc nie czuła smutku, że za chwilę znów musi rozpocząć naukę. Po chwilowym wahaniu wyjęła z torby kredki i ołówek do szkicowania. - Ja chyba postawię na kolory! – postanowiła i podniosła głowę, aby znaleźć dla siebie idealną perspektywę z widoków, które miała przed sobą.
Matthew Alexander
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Życie zdawało się go zaskakiwać w wielu aspektach życia. Nie wiedział, skąd to wynika, aczkolwiek zdawał sobie sprawę z tego, że wielu rzeczy po prostu nie da się ominąć i naznaczają konkretną ścieżkę na jego skórze - niemniej jednak, mógł zachować wówczas zdrowy rozsądek podczas starcia z dzieciakiem, a przede wszystkim zadbać o własne bezpieczeństwo. Jak na złość, jakby zapomniał o tym, w jaki sposób powinien dbać o rany, zapomniał zdezynfekować swojej. Niestety, blizna zaczęła przybierać niesfornego, ciemnego koloru, ewidentnie naznaczając o nadchodzącym zakażeniu ze strony wcześniej otrzymanego obrażenia - nóż rzeczywiście przechowywany był w nieodpowiednich warunkach. Co najgorsze, na razie nie mógł, a przynajmniej nie miał ku temu informacji, nabyć odpowiednich eliksirów, przez co został skazany na przecierpienie tego okresu, przynajmniej do czasu, dopóki nie postanowi powrócić do normalności, do codzienności londyńskich ulic. Krajobraz rozprzestrzeniał się na jego siatkówce niczym dziwny, delikatny obraz - wspomagany lekkim osłabieniem oraz faktem tego, że pogoda nadal nie chciała dopisywać. Ewidentnie nie lubił swojej przypadłości, która opiera się głównie na fakcie istnienia chmur, szarych, pustych barw oraz wzmocnionego natłoku myśli, napierającego niczym wzburzona rzeka na tamę. Przystanął, chciał odpocząć - doskonale zdawał sobie sprawę z własnych słabości, spowodowanych głównie wiekiem. Może stary nie był, aczkolwiek ruiny te zdawały się nieść ze sobą pewną tajemnicę, stały się pewnego rodzaju oazą spokoju dla uzdrowiciela. Wziął głębszy wdech, próbując się skupić na tym, co znajduje się w jego głowie - spokojnie oparł się o ścianę, jakoby chcąc zaznać boskiego napomnienia, boskiego uzdrowienia, jednak nic takiego się nie stało - zamiast tego poczuł dwa uderzenia wody, jakoby deszcz zaczął padać - niemniej jednak, nie były to chwilowe opady deszczu, a bardziej dwa ptaki, które zdawały się śmiać z zakłócenia porządku panującego w okolicy. Matthew nie zdenerwował się, zamiast tego rzucił Chłoszczyść dwa razy i ruszył dalej.
Optymizm zawsze go pchnął do przodu, powodował, że chłopak nieświadomie stawiał kolejne kroki ku lepszemu jutru. Zastanawiało go to? Skądże, brnął dalej, nie zważając na to, jak czasami nieszczęścia potrafią być zgubne i doprowadzić go do tragedii. Dzisiaj jednak, nawet jeżeli było duszno, a intensywność barw znacznie się zmniejszyła, postanowił ponownie pozwiedzać okolicę - odbębnił to, co miał odbębnić, szlaban iście zrobił w epickim stylu, zdobywając eliksir Felix Felicis (coś sobie przypomniał, że jest jednym z najtrudniejszych do uwarzenia), a do tego jeszcze otrzymał łomot drzwiami, bo przecież jak nieszczęścia, to pełną parą. Dodatkowo jakaś figurka go chyba dźgnęła w dłoń, bo ta nadal zdawała się delikatnie boleć... Nieważne! Zamiast tego założył bardziej luźne rzeczy do poznawania uroków starożytnej kultury Majów, dostając się tym samym do ruin obserwatorium, które go iście zaintrygowały. Może nie powinien, jednak czuł, że coś tam może być, że jakaś magia otacza to miejsce, nawet jeżeli ostatnio ma problemy z rzucaniem nawet najprostszych czarów. Zdawało się, jakby jego rezerwy many znacznie się wyczerpały, chociaż w świecie czarodziejskim nie ma takiego wskaźnika... Iście go to zastanawiało, że sam nawet nie wiedział, do czego doprowadzi jego chwilowe zamyślenie, pogrążenie w marzeniach, spoglądanie w piękny zachód słońca, pomarańczowe niebo przelewające się delikatnie z fioletowym... Ten obraz zdawał się być piękny - a młodzieniec chciał go pochwycić, chciał poczuć ciepło bijące ze strony tej wielkiej gwiazdy. Nie rozejrzał się jednak pod nogi, przez co nagle się ześlizgnął, tłumiąc w sobie krzyk przeszyty strachem oraz świadomością tego, że może umrzeć. Na szczęście plusk wody oraz niewielkie zderzenie, które przyczyniło się tylko to delikatnego bólu, albowiem nie zawsze skok do wody należy do najprzyjemniejszych, uwiódł go od tego pomysłu - nie zginął, miał tym razem szczęście w nieszczęściu. Niemniej jednak, słona woda, słona, wzburzona woda, bo przecież pogoda nie dopisywała, zdawała się być największym utrapieniem - może potrafi pływać, może nie ma z tym problemów, co nie zmienia faktu, iż dość łatwo może go unieść kolejna fala. Zdołał się wydostać, pozbawiony mimo wszystko i wbrew wszystkiemu trzydziestu galeonów, które musiały wypaść przez czystą niezdarność.
Ruiny obserwatorium, choć były jednym z ciekawszych obiektów w okolicy, były jednocześnie miejscem, w którym Carson spędziła najmniej czasu. Wdrapawszy się na górę, rozciągający się przed nią widok niemal zwalił ją z nóg! Pragnęła chłonąć morską bryzę, napawać się otaczającym ją pięknem i dlatego też postanowiła zrobić przystanek. Oparła się plecami o kamienną ścianę, czując delikatną wilgoć na tyle koszulki. Chłód skały idealnie współgrał z przygrzewającym ją od przodu słońcem, wobec czego czuła się jak w siódmym niebie! Zamknęła na moment oczy, zagłębiając się w myślach i marzeniach, gdy nagle poczuła, że coś opadło jej na głowę i na ramię niemal w tym samym czasie. Niestety nie wyglądało na to, by był to deszcz - już odczuwając "uderzenie" tego czegoś nie myślała, iż były to krople wody. Było to zdecydowanie coś cięższego... Przez moment myślała, że to jakieś robale, ale okazało się jeszcze gorzej - ptasia kupa! Zirytowanie Carson sięgnęło zenitu! Rozejrzała się przerażona, czy nikt tego nie widział, po czym uciekła, a na niebie fruwały mewy, skrzekliwie śmiejąc się z jej nieszczęścia. Udało jej się oczyścić włosy i ubranie w ustronnym miejscu, a na obserwatorium postanowiła już patrzeć wyłącznie z daleka. /zt
Zwiedzanie okolicy postanowiła zacząć od piętrzących się na pagórku ruin starego obserwatorium astronomicznego. Co prawda nie byłą nigdy mocno zainteresowana samą astronomią, lecz podejrzewała, że tam z góry rozciągał się będzie przepiękny widok, a była w nastroju na robienie zdjęć. Krajobrazy Meksyku ją zachwycały i korzystała z każdej możliwej okazji, by choć odrobinę otaczającego ją piękna złapać w kadrze. Po powrocie chciała pokazać wszystko mamie i młodszej siostrze, która w tym roku jeszcze nie dostała od rodziców pozwolenia na wyjazd. Zresztą nie ma się co dziwić, że woleli trzymać ją przy sobie. Sama Bridget, szczególnie będąc w towarzystwie wszystkich swoich koleżanek i kolegów mogłaby nie podołać energii i ilości pomysłów kłębiących się w młodej głowie Clary... Jej uwagę przykuła wieża, do której wnętrza miała ochotę zajrzeć. Weszła do środka ruin bardzo ostrożnie, rozglądając się wkoło i uważając na ewentualne spadające z nieba kamienie i cegły. Starała się niczego nie dotykać, bo mogło się okazać, że konstrukcja była gdzieś obluzowana i jeszcze skończyłaby pod skałami. W środku widać było wyłącznie kurz i fruwający w powietrzu pył, wzbijający się w górę po każdym jej kroku. Zakasłała i przypadkiem oparła dłoń o ścianę. Ale co to? Rzemyk? Bridget przyjrzała się dokładniej i ujrzała wystający ze szczeliny w ścianie rzemyk. Zastanowiła się przez chwilę, po czym zdecydowała się spróbować nieco go poluzować. Okazało się, że amulet nie był zatknięty zbyt głęboko i wyszedł ze szczeliny bardzo gładko. Bridget obejrzała go badawczym wzrokiem, po czym schowała do kieszeni. Resztę czasu w obserwatorium poświęciła na robienie zdjęć pięknym widokom, a gdy uznała, że ma ich wystarczająco dużo, ruszyła dalej. /zt