To miejsce, które nie rzuca się w oczy i z zewnątrz nie robi większego wrażenia. Wejście jest trudno zauważalne dla oka i większość osób zwyczajnie przepływa obok, nie zdając sobie sprawy jak niedaleko znajdują się pięknej i wyjątkowej jaskini. Nieliczni pewnie dostrzegą niewielkie wejście pod wodą. Niezależnie czy przypłynąłeś tu wpław, czy łódką - teraz musisz ją zostawić i zanurkować, żeby przedostać się na drugą stronę. Kiedy wpływasz do środka okazuje się, że było warto. Piękna kolorystyka tego miejsca przyciąga twoje spojrzenie i robi naprawdę dobre wrażenie. Po chwili jednak okazuje się, że poza walorami wizualnymi to miejsce skrywa jeszcze jeden sekret. Wpływa na twoje zachowanie.
Obowiązkowy rzut kostką:
1. Po chwili stajesz się dużo bardziej nerwowy i porywczy. Momentami zahacza to wręcz o agresję i na pewno warto na ciebie uważać. Niewiele w tej chwili potrzeba, aby wyprowadzić cię z równowagi i sprowokować do dziwnego zachowania. Jesteś wyjątkowo podatny na każdą zaczepkę i lepiej nie zachęcać cię do kłótni, bo zaangażujesz się w każdy konflikt bez zastanowienia. 2 Ogarnia cię smutek. Masz nieodpartą ochotę zwierzać się ze wszystkich swoich utrapień, rozpłakać i wyżalić komuś za wszystkie czasy. Wzrusza cię najdrobniejsza rzecz i wyjątkowo łatwo cię urazić. To miejsce wyciąga z ciebie nieprzyjemne wspomnienia i pozwala ci całkowicie oddać się rozpaczy. Niezależnie czy to poważny, delikatny temat, czy zwykła drobnostka i pech dnia codziennego - z pewnością przyda ci się wsparcie, bo wszystko tutaj niesamowicie się potęguje. 3 Mówisz i robisz wszystko na co masz ochotę. Tracisz jakiekolwiek granice i nie przejmujesz się konsekwencjami swoich działań. Czujesz się tak odważny i bezpośredni jak nigdy dotąd, przybywa ci dużo siły i energii. Pewnie tutaj każde wyzwanie uznasz za warte podjęcia i nic nie będzie ci straszne. 4 Od wynurzenia się z wody nie potrafisz normalnie mówić. Zamiast tworzenia zwyczajnych zdań - zaczynasz śpiewać. Wszystko co próbujesz powiedzieć nabiera melodii i układa się w ładnie komponującą się całość. Niezależnie od tego czy normalnie masz talent czy nie, tutaj twój występ jest naprawdę przyjemny dla ucha. 5 Widzisz znacznie więcej niż reszta i jesteś przerażony. Jakby po jaskini chodziły podejrzane zjawy, budzą one w tobie niepokój. Do końca pobytu tutaj będziesz czuł dziwny oddech na karku i nie będziesz w stanie odprężyć się nawet na moment. Niewykluczone, że inni nie potraktują tego poważnie, bo wszystko to jest wytworem twojej wyobraźni. 6 Dawno nie czułeś się tak dobrze. Jakby wszystkie zmartwienia zniknęły, a zostało tylko to co tu i teraz. Cieszysz się pięknem tego miejsca, doceniasz każdą drobnostkę i najzwyczajniej w świecie czujesz, jak ogarnia cię błogi stan, wszystko bawi i nie możesz ściągnąć z ust uśmiechu. To miejsce działa na ciebie lepiej niż najmocniejszy narkotyk, odlatujesz i momentami atakuje cię dziwna głupawka. Inne osoby w jaskini pewnie zirytuje aż taka radość. Szczególnie, kiedy wybuchasz śmiechem bez większego powodu.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Możesz wprowadzić maksymalnie 2 osoby.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Meksyk potrafił być męczący. Mefistofeles przekonał się o tym już pierwszego dnia, gdy zmęczony przepełnionym ozdóbkami pokojem postanowił ani myślał pałętać się po pensjonacie. Na zewnątrz wcale nie było lepiej - może mniej tłoczno, ale za to równie kolorowo i jeszcze bardziej gorąco. Do tych upałów pewnie trzeba było się przyzwyczaić, ale na Merlina, początkowo nieźle dawały w kość. Nic dziwnego, że Mefisto zaraz zaczął szukać jakiegoś zacisznego miejsca, w którym mógłby się schłodzić i spędzić trochę czasu w rozkosznej samotności. Musiał przyznać, - skrycie, przed samym sobą - że jednak cieszył się z tego wyjazdu. Nie miał zbyt wielu okazji i możliwości co do opuszczenia Wielkiej Brytanii, zatem powinien korzystać z rozrywek zapewnianych przez Hogwart. Kilka zastrzeżeń mógłby znaleźć od ręki, jednak teraz, kiedy słońce powoli ustępowało i zbliżał się wieczór, Ślizgon mógł odetchnąć z zadowoleniem. Wałęsał się po wybrzeżu, nie mając ochoty na takie banalne chodzenie po plaży. Planował wybrać się tam rano na przebieżkę; co jak co, ale po piasku biegało się zupełnie inaczej, niż po klasycznej powierzchni. Takie drobne wyzwania sprawiały, że Noxowi jeszcze bardziej się Meksyk podobał. Podczas swojego spaceru zdołał wpaść na grupkę pijanych Meksykanów, zebrać opieprz od jakiejś staruszki (ze swoją słabą znajomością hiszpańskiego zrozumiał jedynie kilka słów, ale ogólnie chyba chodziło o to, że z tymi wszystkimi "tatuajes" jest przyjacielem "el diablo"), a nawet prawie dać się naciągnąć na podróż balonem. Ostatecznie po prostu nie zależało mu na wchodzenie w interakcje z innymi ludźmi, zatem zagłębił się bardziej w dziką część miasteczka. W końcu znalazł jakieś zejście do wody i postanowił z niego skorzystać. Miał niewielki plecak, bardzo wygodny do łażenia po mieście, bowiem wypełniony butelkami z wodą i jakimiś słodkimi cukierkami, które nabył w pierwszym lepszym sklepie. Tak czy inaczej, teraz podręczny bagaż przydał się jeszcze bardziej - pomieścił ubrania Mefistofelesa, chętnego na spędzenie czasu w wodzie. A była ona niesamowicie przyjemna... Nie rozglądał się za znajomymi, kiedy wypływał coraz głębiej. W ciemnozielonych kąpielówkach, z ciasno przylegającym do pleców plecakiem i subtelnym półuśmiechem przyklejonym do twarzy; był po prostu zadowolony, nurkując pod większymi falami i dryfując na tych mniejszych. Planował już zbierać się na brzeg, gdy dostrzegł dziwne coś pod wodą, przypominające jakieś zagłębienie... wejście... do jaskini? Bez zastanowienia ruszył z nadzieją na eksplorowanie mało znanych zakątków, bardziej kameralnych od tej plaży. Jego instynkt dobrze się spisał - Mefisto wynurzył się idealnie w podwodnej jaskini, po której ściankach tańczyły wszystkie kolory tęczy. Obserwował zafascynowany i pełen podziwu, chociaż szybko doszedł do wniosku, że cholernie go te krzykliwe barwy irytowały. Można było dostać oczopląsu...
Agnes bardzo rzadko miała okazję, by wyjechać za granicę; oprócz corocznych odwiedzin u dziadków w jej ukochanej Francji, dziewczyna praktycznie nie opuszczała Zjednoczonego Królestwa. Wszystko za sprawą ciut nadopiekuńczej matki, która bała się wypuścić nastolatkę dalej, niż ta byłaby w stanie dojechać pociągiem, zresztą i tak nie biorąc pod uwagę możliwości przesiadania się. Od śmierci męża kobieta żyła w dziwnym przeświadczeniu, że wszystkie dalsze wyprawy z pewnością skończą się nieszczęściem, którego - co zrozumiałe - chciała uniknąć. Dlatego Puchonka z utęsknieniem oczekiwała każdego wypadu organizowanego przez szkołę, bowiem przez wiele lat była to dla niej jedyna możliwość, by zwiedzić trochę świata. Sytuacja poprawiła się nieco, kiedy panna Lumière osiągnęła zawrotny wiek lat siedemnastu, uzyskując tym samym pełnoletność oraz niezależność - przynajmniej w teorii, bowiem samodzielna finansowo stała się dopiero po ukończeniu Hogwartu, kiedy decydując się na kontynuowanie nauki na studiach, podjęła swoją pierwszą w życiu pracę. W każdym razie ilekroć taki wyjazd miał miejsce, brunetka starała się czerpać z niego pełnymi garściami, by po powrocie do domu móc przynajmniej wspominać z uśmiechem na twarzy każdą niezapomnianą chwilę. Tak było i w tym roku; Agnes nie zamierzała marnować w pensjonacie ani chwili, obiecując sobie, że zwiedzi kompleks budynków któregoś wieczora. Do pokoju nawet nie zajrzała - w końcu co ciekawego mogłoby się w nim znajdować - zamiast tego rzuciwszy swoje bagaże gdzieś w kąt, tak by nikomu nie przeszkadzały, dziewczyna udała się na pierwszy spacer po Meksyku. Ah Meksyk - miasto setek smaków, tysięcy zapachów, miliona dźwięków i niezliczonej ilości barw. W zależności od dzielnicy, w której akurat się znajdujesz, miejsce to może wzbudzić albo twój podziw albo odrazę. Agnes na szczęście należała do tej nielicznej grupy, która była w stanie ekscytować się niemal wszystkim; w każdej, nawet najzwyklejszej rzeczy, dziewczyna mogła znaleźć coś interesującego, co często stawało się zalążkiem do jej kolejnej nowej pasji, które niestety równie szybko przychodziły, jak i odchodziły. Dlatego przemierzając wąskie, rozgrzane słońcem uliczki, brunetka nie mogła ukryć zachwytu wymalowanego na jej drobnej twarzy, objawiającego się rumianymi z podekscytowania lickami i szerokim uśmiechem, który posyłała każdej napotkanej na swojej drodze osobie. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że miejscowi uznali ją tamtego dnia za wariatkę, ale Agnes nie znała ani słowa po hiszpańsku, dlatego nawet gdyby skrytykowali ją, używając sowicie nieprzyzwoitych epitetów, to dziewczyna i tak nie zwróciłaby na to żadnej uwagi. Zamiast tego szła powolnym krokiem, często przystając, by zanotować coś w swoim notatniku. "Plac z fontanną - dużo dzieci" "Brama naprzeciwko kościoła - pyszne lody" "Dwie ulice od placu - budynek do naszkicowania" I wiele innych, podobnych zapisków. Dzień był upalny, można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że to żar lał się z nieba, powodując doskwierający nawet w cieniu gorąc. Nieprzyzwyczajona do takich temperatur Puchonka, już po kilku godzinach czuła, jak ubranie przykleja się do jej rozgrzanej skóry, chociaż przecież założyła zwiewną, dziewczęcą sukienkę wykonaną z koronki, która wydawała się być odpowiednim wyborem na spacer po tonącym w słońcu Meksyku. Jednak ani przez myśl jej nie przeszło, by wracać z tego powodu do pensjonatu i w ten sposób zaprzepaścić szansę na dalsze zwiedzanie miasta. Zamiast tego wyjęła z torby butelkę wody, którą w trakcie dzisiejszego popołudnia zdążyła już w połowie opróżnić, i ruszyła dalej, w nieznanym sobie kierunku. O ile wcześniej poruszała się raczej w ścisłym centrum, tak teraz z każdym mijanym zakrętem zabudowania stawały się coraz rzadsze, aż wreszcie prawie całkowicie ustąpiły miejsca krzewom i porozrzucanym losowo kamieniom. Gwar przekrzykujących się tubylców ucichł, a na jego miejscu pojawił się szum morza, dobiegający z niezbyt dużej odległości. Już sam odgłos fal rozbijających się o skały sprawił, że Agnes zapragnęła zanurzyć się w chłodnej wodzie, by zaznać choć odrobinę ulgi i ukojenia. Nie zastanawiając się ani chwili, ruszyła przed siebie, kierując się słuchem, który - nie oszukujmy się - nie należał do najlepszych, jednak tym razem wyjątkowo jej nie zawiódł. Po mniej więcej dziesięciu minutach marszu brunetka znalazła się na niezbyt wysokim klifie, o podstawę którego uderzało zaciekle wzburzone morze. Dziewczę zeszło ostrożnie na niewielką, osłoniętą przed wzrokiem niepożądanych, kamienistą plażę, by już po chwili pozbyć się irytującego ją od pewnego czasu odzienia i czym prędzej wskoczyć do wody, która okazała się być o wiele cieplejsza, niż brunetka przypuszczała. Mimo tego przyjemnie chłodziła, pozwalając zmęczonemu upałem ciału na odprężenie. Agnes nie miała pojęcia, ile czasu spędziła nurkując, jednak gdy wreszcie wyszła na brzeg, słońce zaczęło już zmierzać w stronę horyzontu, by za kilka godzin schować się w morskiej pianie. Puchonka wykręciła mokre, posklejane w strąki włosy i usiadła na płaskiej skale, by wyschnąć nieco, zanim ponownie założy na siebie sukienkę, w której tu przyszła. Wybierając się na spacer dziewiętnastolatka nie przypuszczała, że będzie miała okazję zaznać kąpieli, dlatego nie wzięła ze sobą stroju kąpielowego i zmuszona była wskoczyć do morza w skromnej, koronkowej bieliźnie. Nie żeby jej to jakoś specjalnie przeszkadzało, po prostu teraz musiała czekać, aż materiał przeschnie, by nie wracać przez miasto ociekając wodą. Rozłożyła się na rozgrzanym od słońca kamieniu i wyjęła ze swojej wysłużonej, skórzanej listonoszki równie wysłużony notatnik, by po chwili zająć się szkicowaniem wybrzeża. Miała stąd naprawdę dobry widok, sama pozostając niemożliwa do zauważenia. Obserwowała zabłąkanych spacerowiczów, nie poświęcając im zbytnio uwagi, zajęta własną głową, w której teraz aż roiło się od coraz to nowych pomysłów, jak spędzić Meksykańskie wakacje. Pewnie leżałaby tak do momentu, aż jej bielizna stałaby się prawie całkowicie sucha, co umożliwiłoby jej powrót do pensjonatu, gdyby nie pewien chłopak, który postanowił popływać...nie zdejmując z siebie plecaka. Początkowo wzrok Agnes jedynie prześlizgnął się po nim pobieżnie, jednak gdy dziewczyna uświadomiła sobie ów anomalię, powróciła do niego spojrzeniem, mrugając kilka razy. -Oszalał. - skomentowała cicho. -Przecież wszystko, co ma schowane w tej torbie, będzie kompletnie przemoczone.- Puchonka pokręciła głową z niedowierzaniem i od tej pory, z braku innego zajęcia, śledziła poczynania ekscentrycznego pływaka. Początkowo nie było to szczególnie angażujące zajęcie, w końcu co nadzwyczajnego - poza przylegającym do ciała plecakiem - było w nurkowaniu między morskimi falami, jednak w pewnym momencie chłopak, zniknąwszy pod powierzchnią, nie wynurzał się dłuższą chwilę. Kolejne sekundy mijały, a blondyn wciąż tkwił pod wodą. Przez twarz Agnes przemknął cień zmartwienia. A co jeśli coś się stało? Kierowana impulsem poderwała się z ziemi i błyskawicznie wskoczyła do morza, zanurzając się w odmętach błękitu. Zdążyła jeszcze dostrzec nogi, znikające w jakimś zagłębieniu na dnie. Bez wahania ruszyła w tamtą stronę, starając się płynąć jak najszybciej, bowiem ileż powietrza mogły pomieścić płuca, osadzone w tak drobnej klatce piersiowej. Tlen kończył jej się z zawrotną prędkością i dziewczyna już miała zawracać, by wynurzyć się i nabrać kolejny wdech, gdy dostrzegła szczelinę między piaszczystym, morskim dnem, a skałą zanurzoną w wodzie. Ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem i zamiast w stronę powierzchni, brunetka skierowała się w kierunku znaleziska. Ze swoją drobną budową ciała, Agnes nie miała najmniejszego problemu, by zmieścić się w szparze, i już po chwili jej brązowowłosa główka wynurzyła się w jaskini. Niestety przez pierwszych kilka sekund nie dane jej było rozejrzeć się po nowo odkrytym miejscu, bowiem zaczęła się krztusić i łapczywie nabierać powietrza. -Na miłość boską, życie ci niemiłe?- zaczęła, zdając sobie sprawę, że odnalazła najwyraźniej pozbawionego wyobraźni nurka. Przetarła oczy dłonią, starając się wyostrzyć nieco wzrok, co było dość trudne, szczególnie, że dziewczę nie miało zwyczaju pływać w swoich okularach. Udało jej się przynajmniej pozbyć słonej, morskiej wody, która też miała swój udział w utrudnianiu widoczności, dzięki czemu Agnes mogła nareszcie rozejrzeć się po jaskini. Feerie barw pląsających po kamiennym stropie, finezyjne kształty, wyżłobionych przez wodę skał, subtelny szum, przypominający swym brzmieniem ukryty gdzieś pod ziemią strumyk - wszystko to napawało dziewiętnastolatkę zachwytem, odbierając na kilka chwil mowę i przywołując na jej policzki rumieniec podekscytowania. Przez jakiś czas brunetka trwała tak, wpatrzona w cud natury, z niezbyt kulturalnie otwartą buzią. Trochę czasu zajęło jej, zanim wreszcie ocknęła się, odzyskując rezon i odwracając się ponownie w stronę blondyna. Jej wzrok szybko przemknął po jego twarzy, przez pokryte tatuażami ramiona, aż wreszcie spoczął na...Agnes nie była w stanie powstrzymać chichotu, gdy spojrzenie jej kasztanowych tęczówek zatrzymało się na plecaku chłopaka. -Przyjemnie się z nim pływało? - zapytała wciąż lekko rozbawionym głosem, posyłając mu szczery, szeroki uśmiech.
Kostki na wejście: Podpinam się pod Mefisto Kostki na nastrój: 6
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Chciał odpocząć... popływać w spokoju, może znaleźć jakąś fajną podwodną jaskinię i w niej spędzić resztę wieczoru. Nieźle się zawiódł, kiedy zamiast idealnie urokliwego miejsca wpadł na szalenie kolorowe skały - nie widział nawet, czy mógłby gdzieś tu usiąść. Przepłynął kawałek jaskini, ale szybko doszedł do wniosku, że lepiej nie spędzać tu zbyt wiele czasu. Rozdrażniony planował po prostu zanurkować i opuścić jaskinię... Nawet to zrobił, gdy dostrzegł tuż obok siebie jakąś drobną postać. Wrócił na powierzchnię, czujne spojrzenie od razu wlepiając w kaszlącą dziewczynę, wyraźnie zmagającą się ze zbyt długim wstrzymywaniem oddechu. Coś przypominającego cyniczny uśmieszek pojawiło się na wargach Ślizgona; tylko na chwilę, by zaraz utonąć w grymasie niezadowolenia. Mefistofeles nie mógł sobie żartować, zbyt zły, że ktoś jeszcze mu się tu wpycha. Dziewczynę kojarzył z żółto-czarnych barw Hogwartu, ale w tej chwili nijak to nie łagodziło jego nastroju. Po co pchała się do jaskini, skoro nawet nie potrafiła nurkować? - Mógłbym zapytać o to samo - parsknął cicho. On sam nie miał żadnego problemu z nurkowaniem; świetnie czuł się w wodzie. Obserwował tę nieszczęsną turystkę, zapatrzoną na ściany jaskini tak, jakby świata nie widziała. Przetarł dłonią twarz, później roztrzepał nieco swoje krótkie, przemoczone włosy. Już chyba nawet udało mu się w pełni uspokoić i uzmysłowić sobie, że po prostu ma kiepski humor i denerwują go wszystkie drobiazgi, kiedy dotarł do niego nieznośny chichot. Merlinie. Podniósł wzrok na ciemnowłosą, by dostrzec jak ta mu się przygląda - z wyraźnym rozbawieniem. - Co? Tak - odparł, nie wiedząc o co jej chodzi i czemu tak gapi się na jego plecak. Nox nie był idiotą. Plecak był zaczarowany i nie przepuszczał wody - nadawał się idealnie właśnie na pływanie, nurkowanie czy chociażby plażowanie. Nie było ciężko, a tak to przynajmniej wszystko co potrzebne, to miał przy sobie. Był całkiem nieźle przygotowany; nie mógł tego samego powiedzieć o Puchonce w koronkowej bieliźnie. Znaczące spojrzenie mogło ją o tym uświadomić. - Widzę, że masz wszystko przemyślane...
Zazwyczaj spędzała wakacje - a przynajmniej większą ich część - z dala od czarów i magii; ich dom w Londynie znajdował się w mugolskiej dzielnicy, przez co spotkanie jakiegoś czarodzieja choćby na ulicy niemal graniczyło z cudem. Nawet wewnątrz uroczego budynku z czerwonej cegły, który zamieszkiwała wraz z matką, ojczymem i bratem, rzadko kiedy używano zaklęć innych niż te, pomagające w codziennych obowiązkach jak zmywanie naczyń czy odkurzanie, dlatego Agnes cieszyła się niewyobrażalnie z każdego przejawu magii, którego dane jej było doświadczyć. Dziewczę nie miało wątpliwości, że za różnokolorowymi odbłyskami błądzącymi po skalnych ścianach jaskini musiały stać jakieś czary; nigdy wcześniej nie spotkała się z miejscem, które tak idealnie wpisywałoby się w określenie magiczne i w dodatku byłoby dziełem natury. Hogwart może i miał swoją niepowtarzalną atmosferę, jednak była to szkoła, zamek wzniesiony przez człowieka, niemogący równać się z potęgą przyrody, którą Puchonka właśnie miała przed oczami. Tęczowe refleksy oświetlały jej drobną buzię, maskując w ten sposób rumieniec ekscytacji i zachwytu, który wykwitł na omal niemuśniętych słońcem licach, gdy tylko brunetka dostrzegła w jak niepowtarzalnym miejscu się znalazła. Te kolory były tak intensywne, a przy tym tak dalekie od bycia krzykliwymi czy nachalnymi, że podziwiająca je dziewczyna miała ogromną ochotę, by usiąść teraz w tej jaskini i namalować ów ósmy cud świata, chociaż była pewna, że nawet, gdyby spędziła tu cały miesiąc, nie udałoby jej się oddać piękna tego miejsca. Musiała wyglądać niezwykle zabawnie z rozchylonymi w oniemieniu usteczkami i szeroko otartymi oczami, łapiąc spojrzeniem uciekające barwne plamki. Nigdy wcześniej nie czuła się tak lekko, jakby wszystkie ciążące jej zmartwienia zniknęły. Zmartwienia? Jakie zmartwienia? Puchonka miała ochotę śmiać się z własnej naiwności, w końcu kto przejmuje się egzaminami, mając styczność z tak niecodziennym zjawiskiem. Zresztą...dlaczego miałaby się powstrzymywać? W jaskini ponownie rozbrzmiał dziewczęcy, radosny chichot, którego właścicielka po chwili przeniosła spojrzenie roześmianych tęczówek na znajdującego się nieopodal chłopaka, jakby przypomniawszy sobie o jego obecności. Kojarzyła go ze szkoły - może kilka razy mieli wspólnie zajęcia, a może tylko rzucił jej się w oczy na korytarzu, jednak sam fakt, że mogli się znać, wprawił Agnes w jeszcze lepszy nastrój, który objawił się szerokim uśmiechem, który posłała w kierunku nieznajomego-znajomego. Parsknięcie bruneta potraktowała jako objaw równie dobrego humoru. Przewróciła oczami na jego słowa, chociaż miał on trochę racji. Prawie się utopiła nurkując za nim, by - o ironio - sprawdzić, czy nic mu nie jest, kiedy dłuższą chwilę nie wynurzał się spod morskich fal. Dziewczyna ponownie zaczęła chichotać, mocno rozbawiona całą tą sytuacją, przerwawszy jednak na niezbyt zrozumiałe dla niej stwierdzenie chłopaka. Posłała mu pytające spojrzenie, nie mając pojęcia, o czym brunet mówi, jednak napotkawszy jego znaczący wzrok, Agnes nagle doznała olśnienia Jej twarz pokrył szkarłatny rumieniec, a mina Puchonki zdradzała lekki szok i niedowierzanie. Dziewczyna spojrzała na swój strój, na nieznajomego pływaka, ponownie na siebie i ponownie na chłopaka, a po chwili roześmiała się w głos. Nie był to już cichy, uroczy chichot, a dźwięczny śmiech, który odbijał się od skał, które tym bardziej odgłos potęgowały. Dłuższą chwilę zajęło jej uspokojenie się, a gdy wreszcie wyrównała oddech posłała brunetowi najszerszy uśmiech, odsłaniający rząd białych zębów. -Nie powiesz mi, że rozprasza cię damska bielizna. - powiedziała nadal rozbawionym tonem, jednak po chwili skrzyżowała ramiona na piersi, by choć trochę osłonić się przed wzrokiem bruneta. Miała szczęście, że czubkami palców w stóp dotykała jakiegoś kamienia, bowiem w innym wypadku ręce byłyby jej potrzebne do utrzymania się na powierzchni. -Lepiej?
Oszukamy troszeczkę kolejność kostek, ale cicho, nikt nie widział! W każdym razie. Titus postanowił poświęcić ten dzień na relaks. Chciał trochę odpoczynku. Dobrze raz w życiu nie mieć energii na poziomie nieskończoności. Czuł, że odpowiednie towarzystwo mu w tym bardzo pomoże. Dlatego też zaprosił na łódki Marceline. Wcale że nie tylko dlatego, że chciał sobie popatrzeć na nią w kusym stroju kąpielowym! To była korzyść wynikająca z jego niezwykłość sprytu i kreatywności, że zaproponował jej akurat takie wspaniałe zajęcie. Proste! W każdym razie. Jak postanowił, tak zrobili. I na początku faktycznie pływało się bardzo miło. Porozmawiali, pożartowali, typowe sprawy. Ale Titus czuł, że czeka ich coś więcej. I to coś jest całkiem niedaleko. - Chodź, bądźmy piratami! - zachęcił ją, ruchem głowy wskazując na jakąś niepozorną jaskinię niedaleko. Thìdley po prostu czuł, że to najlepszy pomysł tego tygodnia. Holmes nie miała wiele do gadania, szczególnie, że to Titus wiosłował. I dowiosłował ich do wejścia. A potem namówił ja, by spróbowali wpłynąć do środka, bo może spotkają jakąś super zagubioną fokę albo inne cholerstwo. No cóż. Dopłynęli, to na pewno. Szkoda tylko, że na miejscu nie było foki. Titus wygramolił się z wody, stając na kamienistej powierzchni. Miał rację. To było bardzo ciekawe miejsce. I piękne. Puchon czuł, jak ogarnia go dzika satysfakcja z powodu tego, że w ogóle tutaj są. Cieszył się jak dziecko. Chociaż nie. Tak to on miał na co dzień. Teraz cieszył się, jakby przedawkował cukier. Jak pięciolatek, który zjadł kilogram waty cukrowej. Wszystko było takie piękne, radosne i kolorowe. Rozłożył szeroko ręce i zakręcił się wokół własnej osi, obserwując sufit z zafascynowaniem. - Marceline, patrz! Ta jaskinia jest taka piękna jak ty! Jak ja! Wszyscy troje jesteśmy tacy przepiękni. Jesteśmy najlepszymi piratami w tej zatoce! Dajcie nam rum i kurtyzany z najbliższego portu - zawołał, śmiejąc się po tym dziko, jakby powiedział najlepszy żart w swoim życiu. Nie był w stanie się powstrzymać od tej radości. A była napompowana, nawet jak na niego. I wcale go to nie martwiło. Czuł, że tak właśnie powinno być i dokonali właśnie czegoś wielkiego i niezwykłego!
Zgodziła się bez namysłu na to spotkanie, jak gdyby pragnąc wyrwać się z oków pensjonatu, które coraz częściej zamykały ją szczelnie między czterema ścianami. Marceline wolała zaszyć się we wnętrzu pokoju lub tych najbardziej odległych zakamarków, aniżeli tkwić w miejscu, które oznaczało tę abstrakcyjną sferę wyodrębnioną od ludzi. Titus wydawał się zatem doskonałym partnerem do realizacji przyjętych wcześniej planów, a skoro i tak miała ewidentną słabość do chłopaka – jak mogłaby mu odmówić? - Piratami? Wolałabym zostać syrenką, która mamiłaby marynarzy i wciągała w odmęty wody- skwitowała z szerokim uśmiechem, który przyozdobił jej lico oszronione piegami. Obserwowała puchona bystrym spojrzeniem i z każdą kolejną chwilą zarażała się ekscytacją, która emanowała z niego, jakby był nakręcony przez jakieś czarodziejskie siły. Nie wiedziała skąd posiadał w sobie pokłady takiej energii, niemniej – zazdrościła mu, bo czy sama jeszcze miesiąc temu nie lawirowała na pograniczu szaleństwa i pasji względem codziennej egzystencji? Och, jak wszystko potrafiło się zmieniać w mgnieniu oka. Z trudem przepłynęła odpowiedni odcinek, wszak jej zdolności do przebywania w wodzie graniczyły z cudem, a druga sprawa, chłopak nie był Melusine, która dopingowała rudowłosą Francuzkę w kolejnych próbach i nauce pływania. Raz po raz jednak walczyła z własnymi obawami i kiedy w końcu dotarła na brzeg, stanęła na skraju i rozejrzała się po okolicy. Uśmiech ponownie wygiął karminowe wargi, by później obdarzyć nim towarzysza. - Uważasz, że jestem piękna? – spytała przekornie i skrzyżowała ręce na piersi, bo skoro tak mówił to… - Dlaczego zatem potrzebujesz kurtyzan, mój drogi? – musiała, nie potrafiła powstrzymać się od takiej uwagi. Nie rozumiała mężczyzn, którzy ubóstwiali tego typu rozrywki, choć wierzyła, że Titus jest inny i mimo wszystko nie korzysta z takich usług.
Wszystko mieniło się tak cudownym blaskiem! Titus czuł, jak przepełnia go energia i chęć do życia. Nie żeby mu tych rzeczy brakowało na co dzień, ale teraz odczuwał je w zwiększonej dawce. Były takie oczywiste, bardziej naturalne niż zwykle. W tym momencie nie był nawet w stanie pojąć, jak można byłoby czuć się inaczej. Trochę jakby wyparowała z niego empatia, co chyba nie jest najlepszym zwiastunem pod słońcem. - Oczywiście, że jesteś piękna, Marceline - odpowiedział bez cienia nieśmiałości. To kolejne z odczuć, które by mu teraz nawet do głowy nie wpadło. Choć to akurat poza jaskinią dopadało go rzadko. To przecież śmiały chłopak, który lubił, gdy jego przyjaciele czuli się dobrze sami ze sobą. I chętnie im w tym pomagał, bo właśnie od tego się ma Titusa! - Ale ty, moja kochana, nie chcesz mi oddać tego piękna na własność chociażby na pół godziny, prawda? - Odbił piłeczkę, podchodząc bliżej Krukonki. Nigdy nie płacił za seks i miał nadzieję, że nigdy też nie będzie na tyle zdesperowany, by to zrobić. Czułby się z tym jakiś taki... brudny i niepotrzebny. A zdecydowanie wolał czuć się kochany i doceniany. Wyszczerzył się w szczerym uśmiechu, wyciągając ręce w stronę Marcelowej twarzy. Opuszkami palców przejechał po jej policzkach i nosie, jakby chciał ją w niepewny sposób pogłaskać. - Miłość jest taka piękna, Marceline. Otwórz się i nas kochaj! Siebie, mnie, świat. Ten kamień! - zachęcił radośnie, kucając przy wspomnianym kamieniu, który wydawał mu się najładniejszym, jaki w życiu widział. Wziął go nawet w rękę, prostując się żwawo. Uniósł dłoń i zaczął z dziecięcym zafascynowaniem oglądać go pod światło. Ależ było kolorowo!
Puchoni byli doprawdy zaskakujący dla Marceline, która nieczęsto tryskała choćby elementarną radością. Wszystko tłumiła w sobie, wszelkie rozważania podejmowała w sercu, zdając sobie sprawę, że jej zmartwienia nie są problemem kogokolwiek, za co od Bridget zapewne dostałaby po głowie. Tutaj – w towarzystwie Titusa – wolała być naturalną nastolatką, która jest w stanie korzystać z życia, karmić się iluzoryczną pewnością siebie, która była daleka od prawdziwości, a mimo to wiedziała, że było to fałszywym obrazem. Ktoś kto znał i przebywał w towarzystwie Holmes musiał być tego świadomy i tak jak Thìdley otrzymał szansę na poznanie krukonki, tak wierzyła, że nie zacznie jej prawić kazań, bo mimowolne starała się wychodzić do ludzi, by nie tkwić w bezpiecznym kokonie absurdu. - Zawstydzasz – szepnęła cicho i poczuła jak oszronione piegami policzki zaczęły się rumienić. Nie sądziła, że takie komplementy usłyszy od chłopaka, a mimo to ciągle czynił z nią dziwnego rodzaju rzeczy, dając jej poczucie bycia atrakcyjną, a w to przecież wątpiła nieustannie. Niemniej, kryzys będący zakorzeniony w głowie Marce przytłaczał ją, dusił i pętał w okowach niejasności. - A czym byłoby pół godziny, Titusie? – zagaiła jeszcze i przysiadła na skraju, by wreszcie zanurzyć stopy w przyjemnej wodzie. Melancholia i smutek zaczął ogarniać jej drobne, wątłe ciało, a łzy pojawiły się w jej błękitnych tęczówkach, które mieniły się folklorem terenu, na którym się znajdowali. Tęczowe barwy coraz bardziej otumaniały swoją intensywnością, ale feeria nagromadzonych uczuć zaczęła poddawać destrukcji emocjonalnie zakorzenioną niepewnością, coraz bardziej łamiącą uczucia wytworzonej przez to miejsce. - Powiedz mi, skąd w tobie tyle pozytywnej energii? – powiedziała z trudem, a z oczu zaczęły płynąć łzy, nad którymi nie była w stanie zapanować. O co tu, do cholery, chodziło?
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Gdyby magia jaskini nie wpływała na niego tak mocno, zupełnie inaczej patrzyłby na stojącą przed nim w wodzie dziewczynę. Mefistofeles miał pewnego rodzaju słabość do wychowanków domu Borsuka; ciężko stwierdzić, jak długo to potrwa, biorąc pod uwagę, że wylądował do pokoju z samymi Puchonami. Coś czuł, że może się okazać, że zaraz cała sympatia mu przejdzie, bo będzie miał dość dzieciarni. Nie wybiegał tak myślami wprzód, zbyt zmartwiony poszczególnymi kwestiami, które mogły pójść na różnorakie sposoby. Chodziło tylko o to, że Agnes mogła zostać otoczona prawdziwą troską - Mefistofeles bywał złośliwy i nieprzyjemny, ale koniec końców czasami nawet ludziom pomagał. Pewnie łagodniej podszedłby do dziewczyny, która wcisnęła się do jaskini, jednocześnie nie objawiając zbyt godnych podziwu zdolności w temacie nurkowania. Próbował jakoś zapanować nad irytacją. Podpłynął bliżej jakiejś wystającej z wody skały, żeby się o nią podeprzeć; zacisnął mocno palce na powykrzywianych krawędziach, pozwalając by knykcie zbielały, a nieprzyjemne uczucie podchodzące pod ból otrzeźwiło mu umysł. Denerwował go śmiech Puchonki, chociaż nie miał w sobie nic szczególnie nieprzyjemnego - raczej należał do normalnych dźwięków, które humor powinny poprawiać, a nie psuć. Ta kolorowa jaskinia zupełnie wytrącała go z równowagi... - Nie rozprasza - poinformował ją trochę oschle. Nijak nie dało się stwierdzić u niego rozkojarzenia - był raczej spięty i poddenerwowany, ale zlustrował dziewczynę wzrokiem tylko raz, krótko, aby wytknąć błąd w jej postępowaniu. - Pływaj tu sobie nago, jak chcesz, tylko się nie utop - dodał jeszcze, przekręcając lekko głowę w bok. Brała pod uwagę, że będzie musiała się z tej jaskini wydostać? I to zapewne taką samą drogą, jaką tu wpłynęła...
Agnes z pewnością należała do osób raczej pozytywnych i czerpiących radość z życia, czy to poprzez docenianie małych rzeczy, szukanie "tej jaśniejszej strony medalu", czy po prostu korzystanie pełnymi garściami z tego, co świat jej oferował. Jednak stan, w jakim znalazła się po wpłynięciu do jaskini, był zbyt entuzjastyczny nawet jak na nią; dziewczyna sama się sobie dziwiła, słysząc kolejny wybuch śmiechu wydobywający się z jej ust. Oczywiście że uważała śmiech za zdrowie i nie miałaby nic przeciwko, gdyby codziennie nadarzała się okazja do takiego rozbawienia, jednak salwy śmiechu co drugie zdanie tu już chyba lekka przesada, prawda? Mimo nieznacznego zdumienia dziewczyna nie zawracała sobie jednak głowy zbyt długo tym nagłym napadem dobrego humoru - w końcu po cóż to rozdrabniać, czy nie wystarczy, że Puchonka po prostu czuła się świetnie? Na co dzień także nie mogła narzekać ma brak dobrego samopoczucia, jednak w tamtej chwili wszystkie i tak nieliczne strapienia zdały się wyparować, czyniąc osiemnastolatkę najbardziej beztroską i radosną osobą w Meksyku. Dziewczyna niemal zapomniała, że znalazła się tutaj, ponieważ zmartwił ją niewypływający na powierzchnię Ślizgon, ponadto wbrew temu, co można by sądzić, jaskinia wraz z jej feerią barw pląsających po ścianach nie traciły na uroku w miarę przebywania w ich otoczeniu, a wręcz przeciwnie, z każdą mijającą sekundą ten cud natury wydawał się Agnes coraz to wspanialszy, co tym bardziej utwierdziło ją w przekonaniu, że wskoczenie za chłopakiem do wody było dobrą decyzją. Wspomnienie siebie samej rzucającej się na pomoc Ślizgonowi wydawało się już tak odległe, jednak dopiero teraz szatynka zdała sobie sprawę, jak zabawne to było. - Kiedy ja tu wcale nie zamierzam pływać. Nie wynurzałeś się z wody, przestraszyłam się, że coś ci się stało i zanurkowałam za tobą. Gdybym wiedziała, że mam do czynienia z olimpijczykiem, to nie ruszałabym się z miejsca. - powiedziała, zdając sobie sprawę, że brzmi, jakby chciała się chłopakowi tłumaczyć, dlatego zamknęła na chwilę buzię i zmrużyła powieki. -Można więc powiedzieć, że to twoja wina, że prawie się utopiłam - spróbowała zrobić gniewną minę, ale zdradzały ją iskierki rozbawienia w oczach, zmieniające facjatę groźnej Puchonki w minę rozzłoszczonego szczeniaka z tysiącem piegów. Podczas gdy Agnes starała się się udawać rozdrażnienie, na zewnątrz rozpętał się całkiem mocny wiatr, burząc spokojny do tej pory ocean i powodując to mniejsze, to większe fale, które przedostały się również do jaskini, mącąc przypominającą lustro taflę wody. Zapewne nie wpłynęłoby to w żaden sposób na normalnie funkcjonującego człowieka, jednak panna Lumière już dawno nazwała się niezdarą i jak na razie nic nie zapowiadało, by określenie to stało się choć odrobinę mniej adekwatne. Podwodne prądy, które choć do najsilniejszych nie należały, to z łatwością zachwiały drobną szatynką, ledwo dosięgającą stopą głazu, na którym stała. Noga dziewczyny ześliznęła się z kamienia pokrytego wodorostami, a sama osiemnastolatka dała nura pod wodę, nie zdążywszy nawet nabrać powietrza w płuca.
O jaskini dowiedziała się od znajomych i, jak to Carson, postanowiła na własną rękę sprawdzić, czy historie, które opowiadano o przeżyciach w jej wnętrzu będą prawdą, czy wyłącznie cudzymi majakami i wyobrażeniami podrzucanymi do głowy przez gnany adrenaliną mózg. Dziewczyna czasem przesadzała w swojej usilnej chęci udowadniania wszystkim wkoło, a szczególnie sobie samej, że jest niezależna i samowystarczalna - na tę wyprawę zdecydowanie przydałby jej się kompan. Nie zabrała jednak nikogo, samodzielnie dostając się aż pod samo wejście do jaskini. Płynęła łódką wypożyczoną spod molo na wybrzeżu, wiosłowała dzielnie, nie narzekając na prażące słońce ani pryskającą wkoło wodę. Z zewnątrz jaskinia wyglądała mało imponująco i Carson zastanawiała się, czy aby na pewno trafiła w odpowiednie miejsce. Nawet nie wiedziała, czy z tej strony było wejście... O, było tam dalej, skryte pod taflą wody! Carson ledwo je dostrzegła, bowiem już miała zawracać i uznać, że ktoś zrobił sobie z niej niezły żart. Och, czyli musiała zanurkować? Rozważała to tylko przez moment, mimo poprzednich kiepskich doświadczeń w wodzie ciekawość okazała się być silniejsza. Zanurzyła się w wodzie, a potem nabrała głębokiego oddechu i zaczęła nurkować. Płynęła prosto do otworu, a ostatecznie wynurzyła się po drugiej stronie w miejscu, które było warte każdej spalonej podczas pływania kalorii! Feeria barw, która zaatakowała mokre oczy Carson była tak niesamowita, że przez moment zabrakło jej oddechu, mimo iż znajdowała się już ponad powierzchnią wody. Wydostała się czym prędzej na brzeg, gotowa zgłębić tajemnice tego miejsca tak szybko, jak tylko się dało! Niestety tylko w założeniu jej plan był cudowny i możliwy do spełnienia. Im dalej była od wody, tym gorzej się czuła wewnątrz jaskini. Rozglądała się co chwilę, patrzyła przez ramię i miała nieodparte wrażenie, że ktoś za nią podąża. Nie było możliwe, by w środku jaskini wiał wiatr, a mimo tego czuła delikatny powiew na karku od czasu do czasu. Każdy kolejny powodował, że przez jej plecy przebiegały ciarki, a każdy włosek na ciele stawał dęba. Chyba nie powinna iść dalej... Decyzja o odwrocie przyszła do niej bardzo szybko - bez większego zastanowienia wskoczyła do wody, by wydostać się z jaskini. Wypłynęła po drugiej stronie, łapczywie nabierając powietrza w płuca i z zadowoleniem stwierdziła, że jej łódka nie zdążyła oddalić się na tyle daleko, by nie dała rady do niej dopłynąć. Dopiero na drewnianej ławeczce odetchnęła z ulgą. To doświadczenie należało do najdziwniejszych w jej życiu i chyba nie będzie miała się czym chwalić koleżankom. Ale przecież dotarła tam sama, prawda? /zt