Marzyłeś kiedyś o tym, żeby zamieszkać w zamku z piasku? Jak się okazuje, nie jest to całkowicie nierealne. Ta budowla jest wspomagana magią, dlatego wszystko pozostaje na miejscu i tworzy schronienie na tyle duże, żeby swobodnie mogło zmieścić się w środku kilka osób. Pojawia się jednak tylko nocą i jedynie wybranym. Kiedy wzejdzie słońce cała konstrukcja znika, a wokół ciebie znajduje się już tylko zwyczajna plaża. Jeżeli w głębokiej ciemności dostrzeżesz zamek, możesz wejść do środka. Tylko co tam zastaniesz? Ściany z piasku i pustą przestrzeń, a może coś więcej?
Obowiązkowy rzut kostką:
1: Okazuje się, że to naprawdę romantyczne miejsce. Oświetlone przez małe stworzonka, zwane ognikami. Ze zbitego piasku uformowane są wygodne, miękkie fotele, a w rogu zamku nawet jedno łózko. Na samym środku znajduje się stół przyozdobiony delikatnym, jasnoróżowym obrusem. Na jego środku pojawiają się ulubione potrawy osób, które dostały się wewnątrz tajemniczego budynku. Obok nich leży również wymarzony alkohol. W pomieszczeniu rozbrzmiewa piękna, delikatna melodia, która nadaje dodatkowego uroku temu miejscu. Wygląda to na świetne miejsce na randkę. 2: Trafiliście na typową, meksykańską imprezę! Co prawda poza wami nie ma tutaj żywego ducha, ale w tle leci imprezowa muzyka, na stole znajdują się typowe dla tego regionu przekąski, łącznie z ogromną ilością nachosów i przeróżnych dipów. Co ciekawe nad wami znajduje się piñata, a o piaskową ścianę oparty jest kij i opaski na oczy. To jak, rozbijacie? Jeżeli tak, każdy rzuca kostką, najwyższy wynik zwycięża. Dodatkowo wygrany rzuca po raz kolejny, żeby dowiedzieć się co wypadnie ze środka: 1,2: Cała masa słodyczy! Masz wrażenie, że przed tobą rozlało się właśnie morze smakowitości i nie wiesz za co zabrać się najpierw. Wypada podzielić się ze współtowarzyszami, prawda? 3,4: Ze środka wylatują galeony, pełne 50! Oczywiście w drobnych nominałach, więc cały jesteś nimi obsypany. Pamiętaj odnotować zysk w odpowiednim temacie. 5,6: Och, jakie jest twoje zdziwienie, kiedy zamiast przyjemnej niespodzianki spada na ciebie łajnobomba. Wprost na czubek głowy, co za pech. Skutki tego zdarzenia będziesz odczuwać w tym, jak w i nowo zaczętym wątku. 3: Poza piaskiem nie znajduje się wokół was nic materialnego. Jedyne co was otacza to dziwne widma, które odgrywają najbardziej wstydliwe, krępujące sceny z waszego życia. Każdy widzi zarówno te swoje, jak i współtowarzyszy. Po takim wydarzeniu pewnie nie pozostanie między wami zbyt wiele niewypowiedzianych sekretów, chociaż nawet nie mieliście okazji otworzyć ust. 4: Ledwo udaje wam się stanąć na pustej ziemi, bo prawie cała przestrzeń jest zawalona meksykańskimi strojami! Kolorowe odzienia, ogromne sombrera, ba, nawet sztuczne wąsy! Możecie przebrać się za tradycyjnych Meksykanów, lub po prostu zająć miejsce na miękkich jak koce ubraniach i porozmawiać w spokoju. 5: To pewnego rodzaju róg obfitości. Odnajdziecie tutaj wszystkie możliwe używki. Zarówno przeróżne alkohole, jak i magiczne papierosy, a nawet narkotyki. Przez chwilę czujecie się, jakbyście pojawili się w innym wymiarze. Tutaj wolno wszystko. Skorzystacie? 6: To naprawdę pokręcone miejsce. Właściwie w okół nie widzicie nic szczególnego i pewnie wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że nagle czujecie, jakbyście nie znajdowali się we własnym ciele. To nie tylko złudne uczucie, ale rzeczywistość. Po przekroczeniu progu zamku pozamienialiście się wzajemnie wyglądem. Teraz naprawdę możesz poczuć, jak to jest być w czyjejś skórze. Efekt będzie utrzymywał się do opuszczenia murów, lub do świtu, kiedy budowla sama zniknie.
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Kiedy wokół brak szkolnych murów, łatwo jest się zapomnieć. Znajomość kiełkująca w atmosferze łamania szkolnych przepisów musiała kiedyś wyewoluować. Przełomem okazała się wspólna wyprawa do Zakazanego Lasu, ale to dopiero na wakacjach w Meksyku mieliśmy się lepiej poznać. Wędrowaliśmy ramię w ramię po piaszczystym wybrzeżu, a chociaż panowało między nami milczenie, wiedziałem, że oboje myślimy o tym samym. Chcieliśmy znaleźć coś niezwykłego. W Wielkiej Brytanii nie było takich pięknych plaż, a mimo tego żadne z nas nie uznało, że kawałek wody jest miejscem, którego poszukiwaliśmy. Dopiero wówczas, gdy niebo okryła mroczna zasłona nocy, zwróciliśmy uwagę na enigmatyczną budowlę wyłaniającą się z piasku. - Wydaje mi się czy przed chwilą tu tego nie było? - Spytałem, najpewniej niepotrzebnie, lecz czułem przemożną potrzebę do przerwania milczenia. W końcu, wyrastający spod ziemi, ogromny zamek z piasku nie jest czymś, co widuje się na codzień. Zdaje się, że po prostu chciałem się upewnić, iż nie jest to kolejna fatamorgana, jakich widziałem już wiele podczas wyprawy do Egpitu. Meksyk także nie był łaskawy dla mej zimnolubnej osoby. - Chodź, sprawdźmy to. - Zadecydowałem, zachęcając moją towarzyszkę do podążenia za mną. Jeśli dobrze oceniłem Demetrię to miała mnie ona wyprzedzić jeszcze tuż przed przekroczeniem piaszczystych murów. Wkroczyliśmy wspólnie do opustoszałego zamku. Musnąłem dłonią szorstki mur, lecz wokół nas zalegała jedynie martwa cisza. Wtedy pojawiły się widma, a jedyną reakcją, na jaką było mnie stać, okazało się stężenie w nagłym bezruchu. Zupełnie tak, jakby miało to przerwać scenę, jaka właśnie rozgrywała się na naszych oczach.
Czyż Meksyk nie był jednym z najlepszych substytutów Australii? Woda, piasek, wszystko to, z tego co było jej wiadomo, miała tuż pod nosem wybierając się na szkolne wakacje. Dodając upały obrazek się uzupełniał i takim sposobem uzyskano w miarę szczęśliwą Demi. W miarę, bo przy okazji jakoś tak się złożyło, że nie zdała do następnej klasy. Nie stało się to ot tak, właściwie to sama do tego doprowadziła, co prawda nie do końca samodzielnie, ale wciąż. Z tej właśnie okazji włóczyła się po okolicy, dopóki nie spotkała Rileya, a wiadome już było to, że Demi plus Fairwyn równa się coś ciekawego. Nie znali się jakoś super dobrze, ale najwyraźniej lubili pakować się razem w kłopoty, tym razem miało być inaczej. Po prostu... spacerowali po plaży nawet nie rozmawiając. Każde z nich pogrążyło się w myślach, na szczęście nie czując tej niezręczności spowodowanej milczeniem. Takich znajomych ceniła najbardziej. Jedyne co jej przeszkadzało to jej własne włosy - nazywane przez nią w myślach kudłami, które miotały się na wszystkie strony świata, przez co prawie potknęła się o własne nogi przy próbie uporządkowania ich. W końcu zdenerwowała się na tyle, że pomstując na ich długość, a przy okazji nie chcąc zmieniać nic magicznie, rozpoczęła poszukiwania patyka. Badyl miał jej posłużyć jako przyrząd do związywania włosów, tak więc był dla niej teraz bardzo ważny. Na szczęście dość szybko jakiś znalazła, po czym związała sobie wyżej wspomniane kudły w kok, mogąc już z pełną satysfakcją maszerować dalej. Przeliczyła się myśląc, że teraz już wszystko będzie w porządku. Z biegiem czasu robiło się coraz ciemniej, szli dalej, aż Riley nagle przerwał ich milczenie - Co? - powiedziała cicho, wyrwana ze świata, który stworzyła jej wyobraźnia. Nie miała pojęcia o czym mówi kolega, dopóki nie spojrzała dalej przed siebie, tym razem przytomnym spojrzeniem - Nie było tu tego wcześniej? - dopytała naprawdę nie mając pojęcia czy Krukon na przykład nie postanowił sobie zażartować. Poszła za nim, spodziewając się nawet tego, że właśnie występuje w ukrytej kamerze. Zamek był okazały, jednak na początku wyglądał jak zwyczajny wytwór ludzkich rąk - Widziałam kiedyś takie w Australii, zawsze chciałam zbudować podobny, ale... - przerwała w momencie wkroczenia do budowli. Chęci do kontynuowania opowieści nagle odeszły, za to przyszły wizje, które zdecydowanie chciała pozostawić dla siebie. Spojrzała na towarzysza, stał jak zamurowany patrząc się w swoje, które dopiero co się tworzyły. Narastał w niej smutek, niepokój, a nawet odrobina frustracji, bo jeśli ona widziała to co ukazało się jemu, to równie dobrze on mógł widzieć jej - szczerze mówiąc dość prywatne przeżycia. Były to czasy, gdy usilnie starała się usunąć swoje mankamenty metamorfomagią, bez skutku. Do tej pory pamiętała jakie to było irytujące i ile czasu poświęciła na to by móc wyglądać zwyczajnie. Przesiadywała w swoim pokoju, odcinając się od wszystkiego, jakby odmienny wygląd miał być końcem świata. Teraz wstydziła się swojego podejścia, które miała w tamtych czasach. - Powiedz mi, że tego nie widzisz - zażądała, by upewnił ją w przekonaniu, że być może jej własna wizja, była dla niego zamazana czy jakkolwiek nieczytelna. Inaczej, cóż, dowiedziałby się o wiele więcej niż prawdopodobnie kiedykolwiek by chciała.
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Domagała się, abym wydał z siebie jakikolwiek odgłos, lecz zamiast tego jedynie skamieniałem. Patrzyłem na mgliste, coraz wyraźniejsze widma kształtujące się na naszych oczach i wtem uświadomiłem sobie, że nie powinienem tego oglądać. Nie teraz, nie bez jej zezwolenia i wtem zawstydziłem się na tyle, że nieomal odwróciłem wzrok. Nieomal, gdyż alternatywą było podziwianie moich własnych sekretów, pomysłowo ubranych w postać mojego ojca. Póki co, Garrett Fairwyn jeszcze nie wyrósł nam przed oczami, lecz widząc absurdalnie drogie i pracowicie wypolerowane buty, utworzone z mlecznobiałego dymu, już wiedziałem czego się spodziewać. Zapragnąłem spłonąć ze wstydu. Tu i teraz. Śmierć też byłaby dobrym wyjściem z tej sytuacji. Milczałem, a jednocześnie zawstydziłem się nie tylko swojej przeszłości, ale również i głupoty. To co robiła Demi z przeszłości… to nie była zwykła magia. Przełknąłem ślinę, niemalże dosłyszalnie, nieznacznie się nachylając, jakby mało mi było tych nachalnych wizji. - Obawiam się, że oboje to widzimy. - Przyznałem ostrożnie, świadom, że za chwilę nie tylko Travers załamie ręce nad złośliwościami Meksykańskiej magii. Oklapnąłem na ziemię. Tak po prostu, siadając na piasku. Jakby to miało w jakikolwiek sposób pomóc nam w przywróceniu rozmowie naturalnego, niezmąconego poczuciem żenady rytmu. Nic z tego. - Jesteś metamorfomagiem? - Zapytałem zamiast tego, trochę zaskoczony, że wcześniej tego nie dostrzegłem. Demetria mimo wszystko była mi bliższa, niż wcześniej mogłem przypuszczać. Doskonale zamaskowała utratę palca, nawet pomimo zakłóceń magicznych, jakie przez cały rok szkolny uparcie nawiedzały Hogwart. Oblizałem spierzchnięte wargi, kiedy widmo ojca zaczęło karcić mnie na naszych oczach, a emocje jakie we mnie eksplodowały po dojrzeniu tych wizji zaskoczyły nawet mnie samego. Byłem bardzo spokojnym dzieckiem, lecz jak każdy miewałem chwile słabości. Rozładowywałem tego typu emocje w lesie. Zawsze i odkąd pamiętam, ale to… ten gniew… nie był mój. Tak chciałbym uważać. Do tej pory nawet nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo jestem do niego skory. Wściekłość to doprawdy niszczycielska siła, a jej potęga niemalże wyrwała mi wówczas stery. Zagryzłem wargi i zamknąłem oczy. Nie chciałem więcej patrzeć na drwiącego z moich umiejętności Garretta. To był jeden z wielu moich kompleksów. Moja matka była wspaniałym metamorfomagiem, niezwykle utalentowanym. Wiedziałem, że nigdy nie osiągnę jej poziomu zaawansowania, a mój wrodzony perfekcjonizm sprawiał, że świadomość moich niedoróbek dokuczała mi nie od dziś. Rodzina nie pozwalała mi zapominać o moich wadach. Nigdy… a to było tylko mgliste widmo prawdziwych wydarzeń. Mimo tego poczułem się dotknięty do żywego. Znowu, jakby ta scena miała miejsce ledwie wczoraj. Zasłoniłem twarz dłonią, aby potrzeć skórą o skórę i skoncentrować się na czymś innym. Szorstka faktura odcisków i blizn pokrywających moje dłonie - pamiątek po leśnych wycieczkach oraz spotkaniach ze zwierzętami - nieco mnie uspokoiła. Nie mogłem utracić przy niej kontroli, a aby nie dać się ponieść, spróbowałem zażartować, chociaż kosztowało mnie to więcej, niż mógłbym przyznać. - To było trochę… niespodziewane. Zawsze myślałem, że w takich zamkach raczej organizuje się imprezy. Jeszcze nigdy nie spotkałem się z koniecznością wezwania do nich egzorcysty.
Zdecydowanie za wcześnie uznałam ten dzień za całkiem dobry. Ten często miał w zwyczaju psuć się zaraz przed końcem, pozostawiając mnie ze świeżym przeżyciem i przemyśleniami na resztę wieczoru. Zawsze uznawałam, że wieczory są właśnie po to, aby się wyciszyć i uspokoić przed snem, a przynajmniej większość z nich, te, na które nie zostały zaplanowane jakieś atrakcje. Zawsze było też miejsce dla tych zupełnie spontanicznych, z nimi bywało różnie. Jednak żadne z nas nie mogło przewidzieć nawiedzonego zamku z piasku, który pogrąży nas oboje. To zupełnie jak pokazanie swojego albumu z dzieciństwa, nie pomijając tych bardziej krępujących zdjęć, nie, to nawet było gorsze. W końcu nie ma to jak cała historia ukazana jak w filmie i to bez zgody żadnego z nas. To właśnie przyszło nam oglądać, choć póki co jedynie moja wizja była klarowna, z drugiej strony czy interesowało mnie co ukaże się Rileyowi? O wiele lepiej byłoby gdyby kiedyś sam zechciał mi o tym wszystkim opowiedzieć, cóż, najwyraźniej faktycznie przyjdzie nam przejść przyśpieszony kurs poznawania się, a ja będę musiała o wiele wcześniej przyznać się do tego co ukrywam przed wszystkimi. Kto wie, czy wieść o tym nie rozniesie się potem po całej szkole, miałam nadzieję, że tak się nie stanie, musiałam mu zaufać. - Świetnie - mruknęłam, prawie uznając, że tak w sumie to wszystko mi jedno, ale nie do końca tak było. W mojej głowie rozgrywała się bitwa emocji, poczucie wstydu przegrywało ze zdenerwowaniem, lecz na horyzoncie pojawiała się wspomniana obojętność. 'No niech sobie ogląda, nic na to nie poradzę' - pomyślałam, zastanawiając się jednak nad jego reakcją. Spojrzałam na kolegę, dopiero wtedy, kiedy siedział już na piasku, ucieczka od odpowiedzi nie wchodziła już w grę, wszystko miał wyłożone na tacy, a ja nie mogłam zaprzeczyć. Kątem oka wciąż widziałam swoją wizję, milczałam, myśląc nad tym co powiedzieć, w końcu postanowiłam nie mówić nic. Może nie byłam w stanie? Poza tym na ten moment o wiele lepsze było rozwiązanie numer dwa. Emocje i tak wciąż nie pozwalały mi na ułożenie czegoś sensownego. Miałam w zwyczaju chować uszkodzoną rękę, mimo tego, że ubytki nie były widoczne, latem bywało to trudniejsze, jednak do tej pory wszystko odbywało się zgodnie z planem. Musiałam teraz z tym skończyć, choć na chwilę, wyciągnęłam dłoń, która nie była już wspomagana metamorfomagią, bez palca oraz z bliznami po ataku stworzenia, które mógł już doskonale znać. Nie miałam pewności czy będę gotowa opowiedzieć mu resztę historii, jeśli o nią zapyta. Teraz bardziej liczyłam na to, że tego nie zrobi, w końcu miał też do pokonania swoją, która stawała się coraz bardziej widoczna. Nie miałam zamiaru się w nią zagłębiać, a tym bardziej drążyć temat, uznałam, że najważniejsze będzie poradzenie sobie z odczuciami z tym związanymi. Na pewno nie chciał, żebym o tym wszystkim wiedziała, tak więc, najgorszym wyjściem będzie bycie ciekawskim. Podeszłam do niego, starając się ignorować swoją wizję, w końcu znałam każdy jej szczegół, przykucnęłam przy nim widząc, że nie radzi sobie najlepiej, nie żebym ja to robiła... po prostu, znalazłam w sobie siłę, która pozwoliła mi zrobić to co w tej chwili było priorytetem. Ze swoimi emocjami mogłam poradzić sobie później, o ile nie zagłuszę ich w jakiś sposób, na dobre. 'Tylko weź się nie rozpłacz' - myślałam, wiedząc, że mogę sobie pozwolić na skupienie na tej jednej myśli i tak nie chciałam teraz gadać. Na chwilę położyłam rękę na jego ramieniu, wiedząc, że gest prawdopodobnie zostanie odrzucony, zwłaszcza jeśli będzie trwał zbyt długo. Musiałam jednak w pewien sposób okazać Fairwynowi wsparcie. - Kto wie jak kończą się meksykańskie imprezy, może główną atrakcją są egzorcyzmy? - odpowiedziałam żartem z serii być może niezbyt śmiesznych, przy okazji starając się zobrazować sobie coś takiego. Potrząsnęłam głową wyrzucając sobie te głupawe obrazki, to nie czas na bujanie w obłokach - Teraz nie wiem czy mam być zainteresowana innymi atrakcjami w okolicy, szkoła wybrała nam jakieś nawiedzone miejsce pobytu - ciągnęłam, możliwe nie zahaczając o to co działo się w tym przeklętym zamku z piasku - Chcesz tam temu miejscu jeszcze jedną szansę? Tylko starajmy się trzymać z dala od takich rzeczy - 'o ile się da' dopowiedziała sobie w myślach. Czekając aż ochłonie, przyłapałam się na tym, że zapomniałam o swoim kamuflażu, w pierwszym odruchu chciałam z powrotem wszystko zamaskować, jednak z tego zrezygnowałam, jaki był sens to ukrywać, kiedy wiedział już o co się rozchodzi? Westchnęłam spoglądając na wodę i myśląc jakie to wszystko będzie miało konsekwencje.
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Jej nienachalny dotyk na moim ramieniu z początku nie spotkał się z żadną reakcją z mojej strony. Po prostu siedziałem na lekko wilgotnym piachu, starając się ułożyć sobie w głowie wszystkie te zbędne emocje, jakie wywołały we mnie te nieprzyjemne wizje. Nie chciałem jej odtrącać, chociaż skłamałbym, gdybym powiedział, że jej dotyk sprawił mi przyjemność. Było wprost przeciwnie. Nie znałem jej na tyle długo, aby przyjmować podobne objawy współczucia z jej strony, ale nie dałem tego po sobie poznać. Doceniłem, że nie pozostała obojętna, lecz nie odwzajemniłem jej dotyku… a przynajmniej na początku. Zgrabnie wykorzystałem okazję do urwania kontaktu fizycznego. Kiedy Demetria odsłoniła swoją największą skazę, zgrabnie chwyciłem ją za nadgarstek, aby przelotnie rzucić okiem na jej zdeformowaną rękę. Byłem niemal pewien, że wówczas ją cofnie, ale nie tylko dlatego zdobyłem się na ten ruch. Prawdę mówiąc, byłem cholernie ciekawy historii, jaka kryła się za jej bliznami. Jednakże, zamiast zapytać, postanowiłem podarować jej spokój. Ona również nie wnikała w moją żenującą historię, byłem jej winien równie wielkoduszne zrozumienie. Puściłem jej skórę zaledwie po kilku sekundach. - Masz swoje drugie „ja” czy jeszcze nad nim pracujesz? - Zapytałem, chcąc określić jak bardzo zaawansowane są jej zdolności. Cóż, jakikolwiek temat, jaki tylko nie oscylował wokół naszych przypałowych historii był dobry. Prychnąłem cicho po jej słowach. Zabrzmiało to odrobinę sztucznie i tak też było w rzeczywistości. Nic nie szkodzi, oboje byliśmy teraz nieswoi. - W takim razie ja się wypisuję. Już chyba wolę być skończonym nudziarzem. - Oznajmiłem, uśmiechając się z nieco większą swobodą, niż miało to miejsce przed chwilą. Jak to zrobiłem? Cóż, zwyczajnie przyjąłem tą samą taktykę co Demetria. Kosztowało mnie to naprawdę wiele, ale czy nie robiłem tak przez całe życie? W tłamszeniu emocji byłem już całkiem wprawiony. Wysłuchawszy jej słów, nie wahałem się ani przez chwilę. - Wracajmy do pensjonatu. Nie podoba mi się ta złośliwa plaża. - Zawyrokowałem, podnosząc tyłek z ziemi i otrzepując spodenki w kilku krótkich ruchach. Wyminąłem swoją wizję, rzucając po drodze Garrettowi iście mordercze spojrzenie. - Idziesz? - Zawołałem, znikając za piaskową ścianą. Chyba jeszcze nigdy aż tak bardzo mi się nie spieszyło z powrotem do pensjonatu.
W końcu uciekłam z głośnego festynu. Nie licząc pewnych nieciekawych wydarzeń, było w porządku, muzyka ciekawa, a jedzenie niczego sobie. Mimo to aż huczało mi w głowie od tego hałasu i w pewnym momencie po prostu czułam potrzebę oddalenia się na jakąś bezpieczną odległość. Na taką, żeby móc delektować się cisza i spokojem. W dodatku chciałam jeszcze przejść się gdzieś z @Cherry A. R. Eastwood, a z tego co dostrzegłam kątem oka, wyszła trochę wcześniej. Dotarłam do pokoju i nie myliłam się, puchonka była już na miejscu. - O, hej. Też już miałaś dosyć? Co powiesz na spacer po plaży? Chętnie posłucham szumu fal dla odmiany - stwierdziłam i zawahałam się, idąc w kierunku szafy. W pierwszym odruchu chciałam się przebrać, ale doszłam do wniosku, że moja sukienka i tak była luźna i plażowa, nie było potrzeby ubierania czegoś innego. Jedynie zmieniłam buty na płaskie i oświadczyłam Wiśni, że jestem gotowa. Poczekałam aż jej uda się zebrać i wyszłyśmy razem z pensjonatu zmierzając w kierunku wybrzeża. To był naprawdę duszny dzień. Oczywiście przy brzegu było trochę lepiej, dało się oddychać, szczególnie po zmroku. To powietrze jednak powinno być dla nas ostrzeżeniem, przed burzą, która pojawiła się nagle i nawet jeżeli nie na długo - zdążyła zmoczyć nas od stóp do głów. Rozejrzałam się za schronieniem i ze zdziwieniem zauważyłam ogromny zamek. Dziwne, dałabym słowo, że nic takiego w tym miejscu wcześniej nie stało. Moknąc nie miałam wiele czasu, żeby się nad tym zastanowić, więc po prostu wciągnęłam dziewczynę do środka, mając nadzieje, że pod wpływem wilgoci nietypowa budowa się nie posypie. Byłyśmy całe przemoknięte. Na szczęście wnętrze było ciepłe i przyjemne. - O. Chyba nie uciekniemy dzisiaj od muzyki - zauważyłam, jednak melodia, która rozbrzmiewała tutaj była naprawdę delikatna i kojąca. Wnętrze robiło wrażenie. Panował przyjemny półmrok, a do mnie dotarł zapach pysznego jedzenia, które po chwili odnalazłam wzrokiem na stole. To wszystko wyglądało jak idealne miejsce na randkę.
Cherry rzeczywiście dość szybko zawinęła się z festynu. Ogółem wspominała go całkiem nieźle, przynajmniej początkowo... To jest, nic złego się nie wydarzyło. Była cała i zdrowa, wytańczyła się za wszystkie czasy i jedyny zarzut, jaki mogła postawić tej nietypowej zabawie, to podejrzana atmosfera. Nie wierzyła, żeby jej znajomi robili pewne rzeczy bez szczególnego wsparcia zawieszonej w powietrzu magii. Niestety nie zmieniało to faktu, że dalej w głowie siedział jej widok Heaven całującej jakąś Ślizgonkę, a jakby tego było mało - dokładnie pamiętała gdzie i jak przesuwały się po jej własnym ciele dłonie Neirina. Dodatkowo na pamiątkę miała jego różdżkę, która była ostatecznym kopniakiem w stronę zakończenia zabawy. Nie chciała rudzielca szukać w tłumie. Zamiast tego wzięła ważny dla niego patyczek i, kiedy tylko mogła, zebrała się do pensjonatu. Trafiła tam nawet przed Heaven, więc mogła na spokojne wziąć prysznic, przebrać się i poleżeć. Nie była pewna, czy Dearówna szybko wróci, nie umówiły się na konkretną godzinę; na szczęście, długo nie czekała. Myślała, że będzie musiała jeszcze dać Heaven chwilę, ale ostatecznie to Cherry dłużej zbierała się do wyjścia. Miała ochotę wskoczyć do wody chociażby na chwilę, zatem cieszyła się, że założyła zwykłe czarne bikini... Tylko nie mogła zdecydować się na sukienkę/kombinezon/cokolwiek, a zatem ostatecznie narzuciła na ramiona rozpiętą koszulę, zabraną od starszego brata. Nie była tak gadatliwa, jak zawsze. Heaven spokojnie mogła uznać to za zakłopotanie, albo zmęczenie - obie opcje były poprawne. Cherry wydawało się, że ma strasznie dużo na głowie i chyba spory związek z tym uczuciem miała wetknięta w niedbałego koka różdżka. Trochę głupio było jej brać coś tak cennego na spacer po plaży - nie chciała być odpowiedzialna za różdżkę Neirina, ale jednocześnie nie podobało jej się paradowanie bez czegoś tak przydatnego. W końcu to wszystko było jego winą, a Cherry pomimo wyrzutów sumienia nie zamierzała strzelać sobie w kolano. Jak się potem okazało, żaden patyk nie miał ochronić jej przed burzą, która zupełnie znienacka zmusiła je do poszukiwań schronienia. - To jest gigantyczny zamek z piasku? Zawsze tu był? - Zdziwiła się, gdy już zniknęły w oświetlonym niewielkimi latającymi kulkami pomieszczeniu. Kojarzyła ogniki jako bardzo spokojne i przyjazne stworzenia; to było jedyne, co o nich wiedziała. Nie poświęciła im też zbyt wiele uwagi, bo przejęła się jedzeniem, muzyką i ogólnym wystrojem. - Ta jest trochę łagodniejsza - zauważyła z rozbawieniem, przysiadając na jednym z foteli. Przysmaki wyglądały niesamowicie apetycznie... - Strasznie dużo tu magii, nie? Podobno tyle niemagicznych osób tu mieszka... Aż ciężko uwierzyć. Zaczarowany zamek, festyn z takimi atrakcjami...
Byłam zdziwiona, że Cherry mówi naprawdę niewiele. To nie było w jej stylu i chyba pierwszy raz widziałam ją taką milczącą. Na ogół wystarczyło podsunąć temat, zadać jedno, krótkie pytanie, żeby skutecznie uruchomić dziewczynę i bez problemu zabić ciszę. Tym razem jednak było inaczej i szłyśmy przez plażę niemal w milczeniu. Przynajmniej dopóki nie złapała nas ulewa. Pokręciłam głową na pytanie Wiśni. Byłam pewna, że wcześniej nie widziała tu tej budowli. Pojawiła się tak z nikąd? Widocznie działało tu jakieś kompletnie nieznane mi zaklęcie. - Nie, głowę bym sobie dała uciąć, że rano jeszcze był tutaj tylko piasek, ale fajne to - podsumowałam, rozglądając się po całkiem imponującym wnętrzu. - Fakt. Najwidoczniej są nieźli w zabezpieczaniu tego. Podeszłam trochę bliżej stołu, bo czułam że w powietrzu unosi się ciekawy i dobrze mi znany zapach. Nie myliłam się, kiedy podniosłam pokrywkę jednego z półmiska ujrzałam swoją ulubioną potrawę. Plumpki w sosie musztardowym trudno było porównać z czymkolwiek innym. Od dzieciństwa właśnie to było moim ulubionym smakołykiem, a zarazem specjalnością naszego domowego skrzata. W dodatku obok stało najlepsze białe wino jakiego miałam okazję próbować. Czy to miejsce czytało mi w myślach? Bez zastanowienia sięgnęłam po łyżkę i spróbowałam odrobinę. Smakowało dokładnie jak to domowe, co było wręcz nieprawdopodobne. - Okej, nie wiem co to za magia, ale to absolutnie najlepsza rzecz na świecie, spróbuj - powiedziałam, nakładając odrobinę i kierując widelec w stronę ust Wiśni, patrząc na nią wyczekująco. - Mam nadzieję, że jesteś głodna, bo tego się nie da przestać jeść, zapewniam - poinformowałam ją, odgarniając jej włosy za ucho, żeby przypadkiem jakiś kosmyk nie zaplątał się w widelec. Uśmiechnęłam się.
Dla Wiśni ta magia była właśnie niesamowicie kluczowa. Mimo wszystko była czystokrwistą czarownicą i chociaż tolerancyjnie podchodziła do świata mugolskiego, z subtelną nutą zaciekawienia zbierając odnośnie niego informacje - to i tak ostatecznie najbardziej znajome dla niej było to, co magiczne. Nic dziwnego, że tak entuzjastycznie podchodziła do uroków Meksyku. Budowla z piasku nie była niczym naturalnym i Cherry żałowała, że tak szybko wparowały do środka; nie było czasu na przyjrzenie się zamczysku z zewnątrz. Z drugiej strony, gdyby nie ta burza, to pewnie w ogóle by schronienia nie znalazły, ba - po prostu by go nie szukały. Wyjęła różdżkę spomiędzy kosmyków włosów, aby zaraz machnąć nią delikatnie z cichym Accio aparat fotograficzny na ustach. Doskonale wiedziała gdzie znajduje się jej cacko, wystarczyło tylko się skoncentrować i zaraz później trzymała skarb w dłoniach. Dobrze, że różdżka Neirina przy bardziej podstawowych zaklęciach nie odmawiała posłuszeństwa. - Mamy szczęście do takich ciekawie oświetlonych miejsc, nie? Świetliki, ogniki... Rozszerzysz mi portfolio o barwne plamki - zauważyła z rozbawieniem, pstrykając kilka fotek, żeby mieć jakąś pamiątkę z niezwykłej budowli. Heaven w tym czasie zdążyła zainteresować się bardziej przygotowanym przez nieznane im moce posiłkiem... Eastwoodówna pomrukiwała coś jeszcze pod nosem w całej swojej gadatliwości, skoncentrowana na aparacie i tym, żeby uchwycić wszelkie możliwe kąty pomieszczenia. Znikąd pojawił się przed nią widelec, a zaraz potem Ślizgonka nawiązała kontakt cielesny, przez co Cherry prawie upuściła aparat. Dobrze, że był jej największym skarbem, bo w innym wypadku z pewnością wylądowałby na piasku. - Nie jakoś bardzo - przyznała, chociaż dokładnie w tym samym momencie zaburczało jej w brzuchu. Stres potrafił nieźle to zataić, no proszę... - Ale skoro jest takie dobre... W ogóle, co to? M-może ja zrobię zdjęcie, co? - Płonęła rumieńcem, w końcu w formie ratunku przyjmując poczęstunek. Gdyby tego cuda nie spróbowała, to pewnie paplałaby dalej jakieś głupoty; musiała przyznać, danie było wyśmienite. Zaciekawiona zerknęła na stół i dostrzegła tam parujący dzbanek... i dopiero skojarzyła przepiękny zapach jaśminowej zielonej herbaty, doprawionej orientalnymi przyprawami. - O Merlinie - zaświergotała z zachwytem, wychylając się w tamtym kierunku i zaraz napełniając dwie filiżanki. Co tam alkohole, herbata! - Ale ja kocham herbatę... No najbardziej na świecie, poważnie. Jaka by to nie była, po prostu uwielbiam; nawet nie wiem czemu. Moja mama na przykład nie pije prawie w ogóle, ale zawsze pieje nad herbatą z mlekiem - taka pyszna, ale nie wypada, czy coś. Ona to w ogóle najchętniej odżywiałaby się energią słoneczną. Za dużo czasu spędza z modelkami, a niektóre z nich to prawdziwe wieszaki. Nie wiem, czy można przytyć od herbaty. Chyba niezbyt mnie to obchodzi - upiła kilka łyków. Trafiły do jakiegoś małego, meksykańskiego raju?