To miejsce oblegane jest przez ludzi, którzy lubią trochę poleniuchować. Specyficznie porozwieszane w rzędach hamaki są niesamowicie wygodne - można się zdrzemnąć w cieniu liści palm, albo poopalać na przyjemnie grzejącym słońcu. Leżaków jest tutaj mało; najwyraźniej wszyscy chcą się trochę pobujać!
Autor
Wiadomość
Silvia Valenti
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Już na pierwszy rzut oka było widać, że to nie jest ten typ człowieka, co za cokolwiek żałuje, a tym bardziej przeprasza. Mimo, że Silvia sama była specyficzna, to jednak nie na tyle, aby uwierzyć w to, że mógłby w ogóle chcieć żałować, że coś powiedział nie tak, czy zrobił. -Ubliżam inteligencji? Jeśli byś ją w ogóle posiadał, to mogłabym się z Tobą zgodzić. W innym przypadku, będzie z tym dosyć ciężko. - odpowiedziała tylko. Jeśli dla niego ta wymiana zdań to była czysta przyjemność, dla niej był to istny koszmar. Nie wyobrażała sobie, aby móc spędzić w jego towarzystwie jeszcze choćby kilka minut. Nie chciała go nigdy więcej spotykać. Nie była sobie nawet w stanie wyobrazić ich kolejnego spotkania. Znając życie, on patrzyłby na nią, jak na idiotkę, a ona spaliłaby buraka na jego widok. Nie, nie mogło to mieć miejsca. I Silvia miała szczerą nadzieję, że nigdy mieć nie będzie. -Oczywiście, że tak. Każdy dostosowuje to, co słyszy, do swoich własnych przeżyć i doświadczeń. Więc w sumie ciekawe, w jaki sposób ty to interpretujesz. - nie mogła sobie odmówić wypowiedzenia tych właśnie słów. Bo w sumie to wiele mówiło o tym z jakim człowiekiem miała w tym momencie do czynienia. To, o czym mówił musiało wynikać z jego własnych doświadczeń. Po prostu musiało, nie było innej opcji. Widać było, że te doświadczenia musiały być bardzo ciężkie, skoro miał teraz takie odczucia względem zwykłej piosenki przez kogoś napisanej i tego, jak można rozumieć słowa w niej zawarte. Może on jednak nie był takim idiotom za jakiego go uważała? Jedna jej brew podniosła się do góry, kiedy sobie to właśnie uzmysłowiła. Tak wielkie emocje panowały jego ciałem, niemal dorównywały rozmiarom tym, które czaiły się w jej własnych zakamarkach. Musiał cierpieć. Musiał mieć duże problemy którym pewnie nie dawał rady. Nie oznaczało to, że Silvia zamierzała pomagać mu je rozwiązywać. Nie po tym, jak się do niej odnosił i traktował jak idiotkę i debilkę. Miała swój jakiś honor. Sytuacja zaczęła się dosyć znacząco zmieniać. Już nie tylko ze sobą konwersowali, ale również zaczęły dochodzić do tego wszystkiego czyny. Ona odwróciła się do niego plecami z zamiarem odejścia, bo już nic nie miała mu do powiedzenia. On widocznie miał inne plany względem niej. A przekonała się o tym w momencie, kiedy jego dłoń złapała jej przegub. Przeraziła się nie na żarty. Gdyby wiedziała, że ma do czynienia z kimś takim, to w ogóle by nie podejmowała rozmowy! Przeprosiłaby w momencie, gdy go zaczepiła i czym prędzej odeszła nie oglądając się za siebie. Próbowała wyszarpnąć swój nadgarstek z jego uchwytu, ale to nie było takie łatwe zadanie. Trzymał mocno. Strach wymalował się na jej twarzy, kiedy odwróciła się ponownie w jego stronę. -P...p...puść mnie. - powiedziała jąkając się przy tym jednym słowie. Bo naprawdę zaczynała się go bać w tym momencie. - Puść mnie, aby zacznę krzyczeć i wołać o pomoc. - dodała trochę pewniejszym tonem niż poprzedni, jednocześnie chwytając mocniej wolną ręką za swoją torebkę, która wciąż jej dyndała na ramieniu gotowa w każdej chwili rzucić się do ucieczki.
Oczywiście, że umiał przepraszać. Robił to kilkukrotnie, jednak z naprawdę istotnych powodów i w krytycznych sytuacjach. Kiedy coś naprawdę spierdolił... Co było dosyć częstym przypadkiem... Odbywało się to na innych warunkach i kto inny był ich odbiorcą. Poza tym nie widział powodu, dla którego miałby ją przepraszać. Bo co, bo śmiał dotknąć jej słuchaweczeki? Porwać ją w wir rozmowy czy dlatego, że nie uśmiechał się jak głupi do sera i szczerze mówił o tym, co myśli... Zaśmiał się, gdyż była to najodpowiedniejsza odpowiedź. Nie było sensu, ciągnąc tego, co zaczęła... Bo nie umiał nawet znaleźć odpowiednich słów. Ten poziom był chyba zdecydowanie za nisko, żeby mógł tam dosięgnąć. Czemu jeszcze nie odeszła? Naprawdę. Po cholerę tutaj stała, obrażała go i wdawała w dyskusję? Skoro był tak irytujący, skoro był skończonym debilem... I dosłownie miała go dosyć! Czemu nie odeszła, wtedy jej słowa i to jakie miała o nim mniemanie, na pewno miałoby swoje odniesienie. Uwierzyłby jej. A tak, to nic specjalnego sobie z tego nie robił. Wiec to jej wina, że podchodził do niej w tak lekceważący sposób. -Ciebie nie interesuje to, co ja mam do powiedzenia.-Powiedział beznamiętnym tonem głosu. Jakby emocje nigdy nie zakosztowały w nim miejsca. Nie będzie udowadniał, że się pomyliła w osądzeniu jego osoby. Nie myliła się... Miała w większości racje. Nie oznaczało to jednak, że nie był osobą o szerszej gamie charakteru czy osobowości. Może i przeżył niezłe gówno, każdy w tym momencie przeszedł już przez kilka. Nie był wyjątkiem. To się chyba nazywało życiem. I czy sobie z tym nie radził? Nie. Tu chodzi o to, że radzi sobie z tym tak jak potrafi... Choć wciąż probuje innych sposobów. Sposobów na osiągnięcie swojego celu, na pogłębienie swoich paranoi. Nie obawia się ich. Bardziej żyje z nimi. Wszystko, co robił i robi, jest zgodne z tym, kim jest. Nie żałuje. Nie powraca do przeszłości czy swoich złych uczynków. I to chyba było niepokojące, fakt, że naprawdę tak było. Nie zarejestrował momentu, w którym jej spojrzenie się zmieniło. Jego słowa, to co próbował przekazać, odnalazło swoje miejsce, mogło zostać jednak odebrane w zupełnie inny sposób. Jej wyraz się zmienił. I ta zmiana mu się nie podobało. Lepiej przyswajał żywe emocje, gniew, złość, frustrację... Jego palce oplotły jej delikatną skórę. Jak wąż, który wpierw probuje objąć ofiarę przed zmiażdżeniem jej kości... Przypominała mu ofiarę, kiedy jej oczy się rozszerzyły, kiedy świadomość niebezpieczeństwa do niej dotarła. Owszem, trzeba było nigdy nie zaczynać. Przesunął ją bliżej siebie, tak że musiała zadzierać głowę, aby moc na niego spojrzeć. Ułatwił jej zadanie i pochylił się, aby zrównać z nią linie wzroku. Uśmiechał się, dziko i szaleńczo. Jego oczy lśniły, jakby dostał zabawkę, o której zawsze marzył. Cóż, troszkę tak było. -Krzycz.-Otworzył szerzej oczy i się zaśmiał. Jednak nie dlatego iż nie wierzył w to, że zacznie wzywać pomocy. Po prostu... Śmiał się, bo tak reagował jego organizm. Bo bawiła go dziewczyna przed nim, która cos poruszyła... Cos co zapewne nigdy nie powinno zostać uruchomione. Myślała, że się tego nie podejmie? Przestraszy się tego, że ktoś może ich zobaczyć? Sytuacja nie wyglądała na ciekawą już od jakiegoś czasu... Nikt się nie zainteresował. Ludzi nie było tutaj wcale tak dużo, a poza tym... Mieli to zwyczajnie gdzieś.
/pisze z telefonu z dzialki wiec moze wyjsc słabo xD
Silvia Valenti
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Nie odeszła, bo nie umiała odejść, nie wiedziała czemu jeszcze tego nie zrobiła. Może jej wrodzona wiara w ludzi chciała jej szepnąć, że on nie jest takim beznadziejnym przypadkiem, że jeszcze da się coś z nim zrobić? Że jeszcze zdoła mu pomóc? A ona powinna kopnąć ją w dupę i powiedzieć, odwal się, to jest chłopak który nie pragnie pomocy, tylko destrukcji. Powinna, ale nie zrobiła tego. To chyba jednak ona w tym gronie była skończoną idiotką, która bezustannie wierzyła w ludzi. A nie powinna, patrząc na Thomena. -Interesowałoby, gdybyś miał coś sensownego do powiedzenia. Gdybyś mi nie ubliżał od razu i nie traktował jak ciekawej zabawki. Wtedy z chęcią bym wysłuchała co masz do powiedzenia. - wykrztusiła w jego stronę. Chyba jednak faktycznie ją rozdrażnił, skoro postanowiła odpowiedzieć mu w taki sposób. Nie podobało jej się to, że przysunął się bliżej. Nie powinien w ogóle się do niej zbliżać, dotykać jej. Nie powinna w ogóle mieć z nim kontaktu! Powinna uciekać czym prędzej, żeby aż kurz pozostał za jej plecami. A tymczasem stała tutaj, nie zdolna do tego, aby uczynić chociaż krok w inną stronę. Nogi przyrosły jej do ziemi, stały się zbyt ciężkie, aby mogła unieść stopę. Strach przed nim ją wręcz sparaliżował. To, jak się nad nią pochylał, jak jego błękitne tęczówki zdawały się wręcz płonąć z radości. Czuła się jak mały zając, który właśnie stał się ofiarą wygłodniałego wilka. To było dla niej straszne uczucie, po prostu patrzeć, nie będąc zdolną do obronienia samej siebie. Czar jednak prysnął w momencie, kiedy chłopak zaczął się śmiać jak szaleniec. Normalna osoba zaczęłaby wtedy bać się jeszcze bardziej. Cóż, Silvia chyba nie była w takim razie normalna. Na nią jego śmiech zadziałał trzeźwiejąc. Jakby ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody i obudził ją z dziwnego snu. Wyrwała w końcu dłoń z jego uścisku a jej oczy niemiło się zmróżyły. Wpatrywała się w niego gniewnie. -Jesteś idiotą. Do tego chorym psychicznie i nie zdolnym do egzystowania z normalnymi ludźmi. - wysyczała w jego stronę po czym po prostu popchnęła go dłońmi. Cios z pewnością nie był mocny, ale mógł go na tyle zaskoczyć, że odsunął się od niej na jakieś dwa kroki. -Mam szczerą nadzieję, że nigdy w życiu Cię już nie spotkam. - po tych słowach odwróciła się, tym razem zdecydowana na to, aby odejść i nigdy go więcej nie spotkać.
Przecież już dawno spisała go na straty. Widział to w spojrzeniu, które mu rzucała. Najpierw było to niedowierzanie, które jasno sugerowało, że nie spotkała się w swoim życiu z kimś takim jak on. Mówiło, że nie wierzy w to, co wychodzi z jego ust. Później było tylko lepiej... Później ta świadomość świra stojącego przed jej osobą stała się zbyt przytłaczająca aby mogła to ogarnąć. Spokojnie, da jej czas. -A jednak nie jesteś aż tak wolno-sprytna na jaką wyglądasz!-Zaśmiał się głośno, jakby to co powiedziała jakoś go rozbawiło. No w końcu! Myślał, że już nigdy się nie połapię. Zabawa w końcu zaczyna się dopiero w momencie, w którym ofiara(tudzież zabawka, bo zdecydowanie ładniej brzmi) zdaje sobie sprawę z manipulacji... I podejmuje kroki, które mają ją uwolnić z jego sieci(czy to nie poetyckie?) Uciekaj, uciekaj, a ja będę Cię gonić. To mówiły jego rozżarzone tęczówki. Chciał aby jego spojrzenie paliło, aby czuła go nawet w momencie, w którym będzie sama lub w gronie najbliższych przyjaciół. A kiedy poczuje się bezpiecznie... Aby nagle zdała sobie sprawę, że mógł czaić się w każdym rogu, w każdym cieniu wywołanym przez blask świecy. Miał stać się jej nocnym koszmarem... A czemu tego pragnął? To już wie tylko jego psychopatyczna podświadomość, która skora jest do destrukcyjnych czynów. I wybuchła. Cudownie. Choć samo odepchnięcie nie bolało tak bardzo, jak słowa, które wyszły z jej ust. Co oczywiście jest kłamstwem... Był zadowolony z tego, jak sprawy przybrały obrót. Nie zaczęła krzyczeć, tak jak to obiecywała. Nie zrobiła sceny... Wolała wydrzeć się na niego i położyć na nim swoje rączki... Ciekawe, powiedziałby, że nawet interesujące. Zrobił krok do tyłu i z wymalowanym(idealnie wymalowanym) niedowierzaniem na twarzy przyglądał się jej postaci. Temu jak obróciła się z zawrotną prędkością i jeszcze większą oddaliła się od jego osoby. Czuł... Czuł... Nie wypowiadaj tego na głos.