Ali z Lucasem miała pewien problem poznawczy. Zawsze się dogadywali i umieli nawet milczeć wspólnie, ale od pocałunku pod wpływem truskawkowego mleka na Celtyckiej Nocy, ciężko było jej stwierdzić, jak chłopak ją traktował. Troszczył się, był miły i zawsze wyrażał chęć, aby podzieliła się z nim swoimi problemami – niczym starszy brat lub dobry przyjaciel, a z drugiej strony zgodził się na ten pokrętny pomysł, do którego jedynym warunkiem były pocałunki. Nie zmuszał jej do niczego, nie naruszał jej przestrzeni osobistej w sposób nachalny, pozostając słodkim i uroczym Sinclairem. Krukonka wolała jednak nie myśleć, że traktował ją dokładnie tak, jak siostrę, bo na tle tak prostego stwierdzenia mogłoby wyjść wiele nieporozumień. Rozmawiała z Sophie tylko raz, ale czułe, łagodne i opiekuńcze spojrzenie, które zawsze kierował w stronę dziewczyny, było tak wyraźne i intensywne, że nie można było go z niczym pomylić. Na nią też tak patrzył? I tak i nie, bo przecież, dlaczego wówczas miałby chcieć ją całować? Westchnęła cicho, nie chcąc się jednak dłużej nad tym zastanawiać, skoro to miało być ich ostatnie spotkanie na dłuższy czas. Uśmiechnęła się na jego słowa z jakąś wdzięcznością, nie chcąc wchodzić w szczegóły swoich problemów i zmian w zachowaniu. Bo na pewno nie była sobą całkiem, prawdziwej i w pełni beztroskiej wersji Alise nie miał okazji jeszcze poznać. Zawsze było jej trudno mówić o sobie. - Lucas, nie ma głupich pytań, tylko czasem są na nie po prostu głupie lub zbyt oczywiste odpowiedzi. - odparła zadziornie ze wzruszeniem ramion, nie mogąc powstrzymać puszczenia w jego kierunku oczka. Uśmiechnął się, to dobrze. Przestawał myśleć o głupotach. Uśmiechnięta wersja Ślizgona była tą najlepszą. Spoważniała jednak, odwzajemniając spojrzenie, gdy kontynuował swoją wypowiedź. - Cokolwiek się stanie, zawsze będę Twoją przyjaciółką i możesz na mnie liczyć. No i wciąż możesz mnie całować, gdy tylko chcesz. Dodała, chcąc poprawić mu humor i trąciła go łokciem, aby zaraz ukraść szybkiego całusa, bo przecież to działało w dwie strony i ona też mogła, a przynajmniej tak sobie powtarzała. Całus jednak nie wystarczył. Wydała z siebie ciche mruknięcie, gdy przesunął po jej plecach w dół i wsunął palce pod materiał bluzki, palcami błądząc po rozgrzanej skórze pleców. Każdy, najmniejszy nawet ruch zostawił za sobą dreszcz i za nim gęsią skórkę, a ona mocniej do niego przyległa, unosząc powieki z odrobiną niezadowolenia, gdy się odsunął. Nie drgnęła nawet jednak wciąż zaciskając palce spodniach, układając wygodniej dłoń w kieszeni. Nie tylko on wyciągał czasem z rękawa malutkie gesty, których wcześniej wobec siebie nie stosowali. Nie odpowiedziała, znów myśląc, że ma o niej zbyt dobre zdanie. Zamiast tego westchnęła tylko ciężko, przekręcając nieco głowę i wolną dłonią przesunęła po jego policzku. - Kto Ci pozwolił przestać, Sinclair? Nie umiała pogodzić się z tym, że jej decyzje mogły kogoś skrzywdzić. Nie dojrzała jeszcze do tego, niszczyło to jej altruistyczną wizję zbawienia świata, a przynajmniej tej najważniejszej dla niej części. Była tą dziewczyną, która oddałaby drugiej osobie wszystko, nawet rękę czy oko, a potem jeszcze dziękowała, że mogła pomóc. Nie chciała nic w zamian. Więc dlaczego wątpił, że randka, na którą ją tu zabrał – niezależnie czy prawdziwa, czy nie, kosztująca tak wiele wysiłku, mogłaby się jej nie podobać? Była zachwycona nawet wtedy, gdy ktoś kupował jej loda w upalny dzień. Małe rzeczy, małe gesty i czyny miały przecież największe znaczenie. Wybrał ją od spędzenia dnia z rodziną czy kolegami. Nic dziwnego, że nie mogła przestać się uśmiechać i była podekscytowana. Pozbywała się resztek loda z wafelka, nadgryzając słodką przenoskę i odwróciła głowę w jego stronę, posyłając mu pytające spojrzenie. Na chwilę przestała zachwycać się parkiem, jego florą oraz infrastrukturą, skupiając się tylko na swoim towarzyszu, którego dłoń wciąż trzymała w dość ciasnym uścisku. - Przecież my zawsze mamy wenę twórczą i jesteśmy kreatywni. - zaczęła, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie, bo przecież mieszkańcy jej domu już tak mieli. Dlatego pewnie lubiła nie tylko rysować smoki, ale przede wszystkim szyć czy robić na drutach. - Nie, byłam wtedy śmiertelnie poważna! I teraz znasz mój sekret, wiesz, że mam słabość do huśtawek. Chociaż to dopiero pierwszy z wielu. Dopowiedziała tajemniczo, robiąc niewinną minę i dojadając wafelka, otrzepała dłonie i oblizała usta, nieco rozczarowana, że zjadła go tak szybko. Poprawiła swój niewielki plecaczek, a także wygładziła spódniczkę, wydając z siebie ciche „waa” na ilość tkwiących na placu zabaw huśtawek. Było ich mnóstwo i to różnych rodzajów, były też karuzele. Urzekające było to, jak o wszystkim pamiętał. Zacisnęła dłonie na łańcuchach, wciąż siedząc na kolanach i przodem do niego, przyglądając mu się z ciekawością, ale i jakąś jeszcze iskrą widniejącą w błękitnych tęczówkach. Gdy zrozumiał, co miała na myśli, kiwnęła głową, przesuwając dłonie tak, że palcami poza chłodnym metalem, zahaczała jeszcze o jego dłonie. Westchnęła z rezygnacją, jak on bardzo siebie nie doceniał i jak bardzo ten „nielicencjonowany” brzmiał źle. - Czasem jesteś głupkiem i chociaż mnie to irytuje, to jest też urocze, więc mogę z tym żyć. - oznajmiła z powagą, przenosząc spojrzenie na jego oczy. Ruchem głowy zgarnęła jasne pasma na plecy, zwilżając usta.- Często mnie zaskakujesz, chociaż tego nie widzisz. I nie widzisz też fanek i młodszych dziewczyn, które zerkają w Twoją stronę dość łakomie. Nie chciałbyś? Chłopcy nie lubią, gdy ładne dziewczyny są nimi zainteresowane? Nie wierzę Lu, a Sophie kocha Cię najbardziej na świecie, to prawda. No i masz też swoją nielicencjonowaną dziewczynę, która będzie trochę samotna, jak zmienisz ją na lepszy model i przestaniesz spędzać z nią tyle czasu, do czego ją przyzwyczaiłeś. Oznajmiła, teatralnie wzdychając, odrywając dłoń i dając mu pstryczka w czoło, po czym nie czekając na odpowiedź, uśmiechnęła się i usiadła jak człowiek na huśtawce, poprawiając spódniczkę tak, aby nie podwiewała. Smutne, że tacy wspaniali ludzie tak mało w sobie widzieli. Nigdy nie pomyślałaby, że wstydził się swojej więzi z siostrą, chociaż to stwierdzenie znów na ułamek sekundy pchnęło ją w stronę wcześniejszych rozmyślań. Przymknęła oczy, czując przyjemny chłód na twarzy, wymieszany z promieniami palącego słońca. Wciąż było wcześnie, drzewa szumiały dookoła, mieszając się z dźwiękiem wydawanym przez łańcuch i krzykiem mew. Wydała z siebie ciche mruknięcie, gdy zapytał, ale tylko dlatego, żeby potrzymać go w niepewności. Gdy uniosła powieki, już stał przed nią. - O tym, że powinniśmy iść zrobić zakupy i iść na plażę, nad ocean. I o tym, czy mnie złapiesz, jeśli z tego zeskoczę. Trochę też o kokosowych chmurach. - zaczęła dość szczerze i skrupulatnie wymieniać powiązania snujących się w głowie myśli z jego osobą i tym miejscem, pomijając jednak kontemplacje nad ich relacją. Na jego uśmiech nie mogła powstrzymać śmiechu. Pokręciła głową. - Nie, nie wracamy. Zostańmy tu na noc. To znaczy nie na huśtawkach, ale.. Ale jesteśmy dorośli i chyba nic się nie stanie, nie? Zwłaszcza że nie będę Cię długo widziała. Mówiąc, rozpędzała huśtawkę, aby ostatecznie puścić się i w najwyższym punkcie zeskoczyć, zaciskając powieki i śmiejąc się wesoło. Nie mogła powstrzymać chęci sprawdzenia, czy faktycznie ją złapie. Całe szczęście, spódniczka nie była aż tak rozkloszowana, chociaż z pewnością odsłoniła nieco więcej ud, niż powinna. |