Patricia Colloway była młodą magiopsycholog, dopiero rozpoczynającą swoją przygodę w pomaganiu innym. Pierwszy klient miał trafić do niej przez przypadek – jego aktualna magiopsycholog zachorowała i nie miała szans na stawienie się na wizycie. Mefistofeles Nox został przekazany w ręce Patricii Początkowo się cieszyła, później zaczęła się stresować. Marzyła o kubku uspokajającej zielonej herbaty, jednak przez pół godziny powtarzała sobie, że jeśli teraz wyjdzie, to z pewnością się spóźni. Zagapiona na wskazówki podskoczyła zaskoczona, gdy w końcu rozległo się pukanie do drzwi. Krótkie, przypominające bębnienie knykci w rytm jakiejś piosenki, w niczym nieprzypominające normalnie uznanej formy. Zanim ciemnowłosa zdążyła otworzyć usta, do pomieszczenia wszedł klient. Patricia przyjrzała mu się z zainteresowaniem, chcąc jak najwięcej dowiedzieć się po samej postawie pana Noxa. W nieco za dużym t-shircie i rozpiętej bluzie zdawał się być drobniejszy, niż był w rzeczywistości – Colloway dopiero po chwili zwróciła uwagę na jego szeroką klatkę piersiową i ogólnie postawną sylwetkę. Zaabsorbowały ją bardziej ciemne wzory wychylające się spod materiału, wpełzające nie tylko na dłonie i palce, ale również szyję, głowę… Kiedy jej spojrzenie padło na kolczyki zdobiące zarówno uszy jak i twarz chłopaka, nie mogła zignorować wyjątkowo bezczelnego półuśmiechu. Widziała, że nieznajomy czerpie przyjemność z tego, że jest obserwowany. Kobieta podniosła się i wysunęła w jego stronę dłoń, mając wrażenie, że zapomniała o wszystkim, czego uczyła się na studiach. Co miała robić z tym chłopakiem? - Patricia Colloway, bardzo mi miło. Usiądź proszę - sama opadła na fotel, chociaż wpływ miały na to nie tyle chęci, co raczej drżące ze zdenerwowania nogi. - Nie wiem, czy wiesz… - Wiem - przerwał jej chłopak, w dziwnie nerwowym geście poprawiając bluzę. Usiadł na fotelu powoli, ostrożnie, jak gdyby wiedział już, że będzie mu niewygodnie. Uśmiech zniknął i zastąpiła go powaga. Teraz wyglądał jak zupełnie inny człowiek. Magiopsycholog zaczęła się zastanawiać, czy cienie pod jego oczami to nie jest tylko gra światła. - Wiem, pani tylko na zastępstwo. Prawdę mówiąc nie chciałem przychodzić, bo po co tracić czas? Z drugiej strony każda wizyta sprowadza się do tego samego. Od razu mogę zapewnić, że jestem grzeczny, zażywam eliksir i nie rozrabiam, a w trakcie pełni chowam się w jakimś lesie. A moje samopoczucie jest cudowne. Ciemnowłosa doskonale wiedziała, że ta wyuczona formułka to tylko reakcja obronna. W Mefisto było coś dziwnego i intrygującego – zdawał się być odprężony, jednocześnie co chwilę spinał się tajemniczo i pokazywał, że targają nim nieprzyjemne emocje. - Cieszę się - przywołała na twarz łagodny uśmiech. Powoli zaczynała się uspokajać, wbijać w ten rytm wizyty. To był tylko student. Taki student, który za dwa dni zmieni się w krwiożerczą bestię, jak co miesiąc. - Nie masz żadnego tematu, który chciałbyś poruszyć? - Nie powinniśmy rozmawiać o mnie? W końcu taki „temat” to mogłoby być cokolwiek. Co pani w ogóle wie o likantropii? Chociaż nie, mój błąd, to kiepski przykład. To właśnie byłoby o mnie. - Kolejny uśmiech, równie arogancki, co ten pierwszy. Nie tylko Colloway zaczęła odnajdywać grunt pod nogami, Mefistofeles również wyglądał z każdą chwilą coraz lepiej. - Ale chcesz mówić o likantropii? Bardzo chętnie posłucham, panie Nox - zapewniła go pospiesznie. Musiała odnaleźć jakiś punkt zaczepienia. Po tej krótkiej wymianie zdań już słyszała, że Mefisto nie ma problemu z mówieniem, nie jest nieśmiały – teraz tylko trzeba było popchnąć go w dobrym kierunku. Nieświadomie (a może świadomie i bardzo sprytnie?) sam rozpoczął temat, wokół którego skupiała się cała wizyta. Blondyn przeciągnął się nagle, usadzając wygodniej na fotelu. - Muszę przyznać, że podziwiam. Niewiele osób zgodziłoby się na takie spotkanko z wilkołakiem. Pani jest nowa? - Oparł się łokciami o kolana, pochylając przy tym do przodu. Patricia zwalczyła wewnętrzną potrzebę wciśnięcia się we własny fotel, spoglądając dalej na klienta z nieziemskim spokojem. Nie dostała szansy na odpowiedź, Nox kontynuował bez najmniejszej krępacji. - Na studiach chyba nie uczą o takich przypadkach, mam rację? - Wilkołak to po prostu czarodziej z nieco innymi genami - Magiopsycholog drgnęła niespokojnie, wybita z rytmu przez głośny śmiech swojego rozmówcy. Oczywiście, że nikt jej nie przygotowywał na spotkanie z młodym wilkołakiem… - Pani jest nawet bardzo nowa! - Mefisto wrócił do leżenia na fotelu, wyciągając nogi do przodu. - Interesujące podejście, dość rzadko spotykane. Mam jednak rozumieć, że nie będzie mnie pani wypytywać o ugryzienie, o przemiany? Powinienem przynieść wywar tojadowy tutaj, żeby widziała pani, jak go piję? Spokojnie, w Hogwarcie jest pielęgniarka, pilnuje mnie każdego miesiąca. – Mrugnął bezczelnie. Patricia powstrzymała się od zerknięcia na zegar naścienny. Sekundy przypominały minuty. - To dobrze, że z taką łatwością przyjmujesz eliksir. Jeśli tylko masz ochotę opowiedzieć, to… - Och, chyba powinienem. Pani nie ma pojęcia z kim rozmawia - po tym nieco zagubionym chłopaku nie było już śladu. Nox z łatwością przejął kontrolę nad spotkaniem, pewnym głosem kierując rozmową. Chciał mówić, lubił mówić, napawał się wydźwiękiem własnych słów. Patricia w duchu odetchnęła z ulgą. - Spodziewała się pani potulnego wilczka, który usiądzie i rozpłacze się nad swoim tragicznym losem. W końcu wilkołak u magiopsychologa? Prawdziwa bestia nigdy by czegoś takiego nie zrobiła… Nie wiem tylko, jak dużo pani o mnie wie. Nie jestem tutaj dlatego, że tego chcę. Jestem tutaj z tego bardzo prostego powodu, że Ministerstwo Magii pragnie mnie kontrolować. Nasza współpraca, to jest moja i pani, opierać ma się jedynie na drobnych raportach wspominających o tym, jak wspaniale sobie radzę. - A radzisz sobie wspaniale? - Wtrąciła Patricia, wykorzystując chwilę przerwy w monologu Mefisto. Kącik ust studenta drgnął, okazując tym samym drobne rozbawienie. - Za dwa dni będzie idealnie. - Po pełni? - W pełnię. Wtedy w końcu będę sobą. Nie powiem, że „taki się urodziłem” – niestety dopiero jak miałem trzy lata to zostałem wilkołakiem. Ten dar otrzymałem od ojca. – Colloway zanotowała w pamięci słowo „dar” użyte z uwielbieniem przez chłopaka. Miała ochotę poprawić się na fotelu, ale ostatecznie tego nie zrobiła, nie chcąc pokazać po sobie ani odrobiny skrępowania. Zaczynała mieć wrażenie, że Mefisto obserwuje ją z takim samym zaangażowaniem, co ona jego. - Tak, dar, właśnie tego słowa użyłem. Przemiany są bolesne, oczywiście, ale efektu końcowego nie da się opisać słowami. W pomieszczeniu przez chwilę panowała cisza. Patricia zaczęła rozumieć powagę sytuacji. Usiłowała znaleźć jakieś odpowiednie słowa, ale nic nie pasowało. Mefisto z kolei najwyraźniej czekał na jej reakcję, wpatrzony weń jak w obrazek. - Twierdzisz zatem, że przyzwyczaiłeś się do bólu? - Nie da się do niego przyzwyczaić. To nie jest robienie tatuażu. W mugolskim świecie robi się je za pomocą wbijania drobnych igieł pod skórę, gdzie wpuszczany zostaje tusz. Pierwsze sekundy potrafią niezwykle palić, ale z każdą kolejną robi się coraz łatwiej. Następuje zobojętnienie. Przemiana w trakcie pełni… - Nox wzdrygnął się, a Colloway z przerażeniem dostrzegła, że był to dreszcz ekscytacji, niemal podniecenia. - To zupełnie co innego. Ból ogarniający całe ciało, cierpienie zaćmiewające umysł… Dusza wyrywająca się na zewnątrz. Nie da się przygotować do przemiany. Każda zdaje się być tą pierwszą… - Chłopak przerwał, przymykając na chwilę powieki. Kiedy je otworzył, uwielbienie przestało emanować z jasnych tęczówek. - I tak od… od siedemnastu lat? - Kolejne pytanie, tak niewiele wnoszące do rozmowy. Ciemnowłosa przypomniała sobie zaraz, że to nie jest wywiad. - To musiało być przerażające przeżycie dla trzylatka. Twój ojciec… - Jak miałem trzy lata, to bałem się własnego cienia - Mefisto prychnął pogardliwie i coś w jego postawie się zmieniło, jak gdyby ta część całej opowieści jako jedyna mu nie pasowała. - Nie miałem pojęcia, że durny biwak skończy się raną na pół przedramienia. Głównym problemem było to, że nie rozumiałem, że ten „potwór” to mój ojciec, że odciąga go wycie matki. Byłem głupi. To była ostatnia tak rozbudowana wypowiedź. Wzmianka o ugryzieniu zupełnie wybiła Noxa z rytmu i chociaż Patricia lawirowała pomiędzy tematami jak tylko mogła, na wszystko dostawała jedynie zdawkowe odpowiedzi. Zyskała jednak trochę czasu na przyjrzenie się swojemu nowemu klientowi i próbowała go zrozumieć – niepokój ściskał ją w klatce piersiowej kiedy zaczynała uświadamiać sobie jak trudne zadanie przed nią postawiono. Mefisto z kolei wyszedł z gabinetu z taką samą myślą, jak zawsze. Kobieta mogła się starać, ale i tak nie miała szans go zrozumieć. Była tylko kolejną czarownicą, która chciała dostosować go do życia w magicznej społeczności, w której dzikie bestie nie miały prawa bytu. Nie zamierzał dać się oswoić, ale mógł grać i udawać, chodzić na wizyty i wylewać z siebie całe potoki słów. Jeśli to miało zapewnić mu wolność i możliwość przejścia przez kolejną pełnię, nie narzekał. |