To był wyjątkowo dobry dzień na pustyni. Zaczął się od spotkania mężczyzny, który walczył z obskurusem. Początkowo Fyodorova zastanawiała się, czy powinni w ogóle tracić czas na pomoc temu mężczyźnie. Lecz tak naprawdę, to obawa, że jeśli nie pokonają istoty, ta może później ich odnaleźć, skusiło Rosjankę by się zatrzymać i pokonać tą nieokiełznaną moc. Okazało się to podwójnie korzystne, bo nie tylko odsunęli ryzyko późniejszej, nieprzewidzianej walki, ale i mężczyzna zrewanżował się, niwelując męczące ich dolegliwości. To dodało im naprawdę wiele siły. Przełożyło się to, na entuzjazm Rosjanki. Czuła, że są tak naprawdę coraz bliżej celu. W pewnym momencie obrała ścieżkę, bo jak podpowiadała jej intuicja, narastające zakłócenia musiały prowadzić do zagubionego przedmiotu. Choć samego celu wyprawy nadal nie udało się jej zrealizować, to na ścieżce spotkała okolicznych mieszkańców, którzy szybko zaproponowali im bezpieczny nocleg. To nie był koniec podarunków, ponieważ otrzymała także dwie buteleczki z eliksirem. Po szybkich oględzinach okazało się, że były to leczące mikstury. Tego typu wywary miały nieocenioną wartość na tym środku gorącego, piaszczystego piekła. Schowała je więc do kieszeni, zapewniając Rileya, że teraz na pewno wrócą do domu cali. Choć krążyła w jej głowie przygnębiająca myśl, że być może jednak nie uda się im odnaleźć tego, po co tu przyjechali. Ten dzień jednak, był inny niż poprzednie, spokojniejszy, też dlatego, że wiedziała, iż Anthonym ktoś na pewno już się zajął. A przede wszystkim dlatego, że była tu razem z Rileyem i oboje byli cali.
DZIEŃ: 6
STAN ZDROWIA: ★ ★ ★ EKWIPUNEK:amulet uroborosa, eliksir uzdrawiający x2
______________________
Can't stay at home, can't stay at school. Old folks say, you a poor little fool. Down the street I'm the girl next door.
I'm the fox you've been waiting for
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Wyprawa zdecydowanie przestała napawać nas dodatkowym optymizmem. Napotkanie mężczyzny walczącego z obskurusem byłoby idealnym jej zwieńczeniem, ale okazało się, że żadne z nich nie miało dzisiaj przeznaczone rozszarpanie nas na strzępy. Nieco niepewni, ale ostatecznie spontaniczni, pomogliśmy nieznajomemu w jego potyczce, co niezwykle nam się opłaciło. Znał się na uzdrawianiu, dostrzegłem to natychmiast, gdy tylko musnąłem otrzymaną maścią swoją piekącą nieznośnie ranę. Dręczący mnie, przez całą tę długą wędrówkę, uporczywy ból nogi nieoczekiwanie ustąpił. Kto by pomyślał, że zwykłe otarcie może być aż tak uciążliwe. Dopiero wówczas, gdy pozbawiono mnie nieprzyjemnego doznania, uświadomiłem sobie jak wielce mi ów skaleczenie wadziło. W nieco lepszym nastroju, kontynuowałem podróż u boku Rosjanki. Podczas, gdy jej udało się uzyskać eliksiry uzdrawiające, ja musiałem wybrać się na mały zwiad. Wrodzona dociekliwość nie pozwoliła mi zignorować samotnego tubylca błąkającego się po pustyni. Natychmiast podążyłem jego śladem, w związku z czym zupełnie straciłem poczucie czasu i orientację w terenie. Przeszył mnie dreszcz przerażenia, gdy uświadomiłem sobie, że pozostałem sam w samym sercu obcego kraju, ale natychmiast odsunąłem na bok me własne troski. Co działo się z Zilyą? Nie wybaczyłbym sobie, gdyby przez moje bujanie w obłokach, została narażona na niebezpieczeństwo. Spróbowałem znaleźć drogę powrotną, ale zapewne tylko błąkałem się po okolicy zupełnie bez rezultatu.
Nagle Riley zniknął. Pochłonięta była tak bardzo dzielnym przemierzaniem pustyni i tym, aby nie dać się pokonać palącemu słońcu, że przez dłuższą chwilę milczała. To w tym momencie Krukon tajemniczo się oddalił. Była przerażona, bo za pierwszym razem, gdy tak zniknął, wrócił w fatalnym stanie. Nie zwlekając, ruszyła na poszukiwania chłopaka. Na szczęście po chwili dostrzegła go kręcącego się gdzieś za odległymi wydmami. Prędko do niego podbiegła, sprawdzając pierw, czy wszystko z nim jest w porządku, a następnie prosząc, aby się już nie rozdzielali. I tak byli w dwójkę, więc jakiekolwiek rozchodzenie się było strasznie złym pomysłem. Choć w gruncie rzeczy, nie była nawet pewna, czy chłopak nie ostrzegał, że musi się oddalić - od tego słońca, zdawało się, że już traci rozum.
DZIEŃ: 6
STAN ZDROWIA: ★ ★ ★ EKWIPUNEK:amulet uroborosa, eliksir uzdrawiający x2, +1 pkt do kuferka
______________________
Can't stay at home, can't stay at school. Old folks say, you a poor little fool. Down the street I'm the girl next door.
I'm the fox you've been waiting for
Ostatnio zmieniony przez Zilya Fyodorova dnia Wto Maj 01 2018, 13:40, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Zilya Fyodorova' has done the following action : Rzut kośćmi
'Wyprawa - Narracja' :
______________________
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Ulżyło mi, gdy na horyzoncie dostrzegłem Zilyę. Prawdę mówiąc, to ogromne niedopowiedzenie - nie pamiętałem, abym wcześniej odczuł taką ulgę na widok kogokolwiek. Bez wahania obiecałem jej, że już więcej się nie rozdzielimy i przez pewien czas nawet udawało mi się dotrzymać słowa. Kiedy wędrówka zanadto nas strudziła, znaleźliśmy miejsce na nocleg, ustalając między sobą, że jeżeli następny dzień nie przyniesie ze sobą żadnych korzystnych zmian, wracamy do Wielkiej Brytanii. Początek dnia wydawał się być całkiem przyjemny. O wiele milej maszerowało się w pełni zdrowia, nawet jeżeli higiena oraz prywatność wydawały się być jedynie wytworem naszych wyobraźni. Nie pamiętałem już, jak to jest spać samotnie we własnym dormitorium, bez piachu wdzierającego się do uszu i trzeszczącego pomiędzy zębami podczas posiłku. Rozmyślałem o tym, gdy na nowo krążyliśmy wśród rozgrzanych wydm, aż nieoczekiwanie natrafiliśmy na grupę mężczyzn z wielbłądami. Kiedy tylko okazało się, że możemy się do nich przyłączyć, natychmiast skorzystaliśmy z okazji do przejechania się na wielbłądzim grzbiecie. Wydawało mi się, że nie czuję już własnych stóp, więc ta krótka droga była dla mnie niezwykle przyjemną odmianą od podróżowania na własnych dwóch nogach. Dotarliśmy do niewielkiego miasteczka i z niezrozumiałego dla mnie powodu, nasze spalone słońcem gęby przypomniały tubylcom kupców. Zalała nas fala ofert wymiany, kupna i sprzedaży. Zdezorientowany pogrzebałem w kieszeniach i znalazłem kilka monet. Dzięki potędze negocjacji udało nam się pozyskać całkiem obfity posiłek, kolejne eliksiry uzdrawiające, coś co nazywano światełkiem dźwiękowym (musiałem przyjrzeć się mu po powrocie do domu) oraz kolorowe chusty, jakie natychmiast zawiązaliśmy sobie na głowach. Nie miałem pojęcia, jak wielką ulgę może przynieść zwykły kawałek tkaniny w obliczu nieustępliwego słońca. Po posiłku uznałem, że warto byłoby po raz ostatni rozejrzeć się po okolicy. Zapoznałem Zilyę z moim planem i wspólnie wyruszyliśmy na krótki zwiad. Dzisiejszego dnia wyglądałem raczej drogi powrotnej do Wielkiej Brytanii, więc znalezienie mapy z zaznaczonymi nań skupiskami zakłóceń magii w jednej z opuszczonych chat, było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Korciła mnie dalsza podróż w poszukiwaniu artefaktu, a jednak oboje byliśmy już zdecydowanie zbyt doświadczeni trudami wędrówki. Stuknąłem palcem w krawędź mapy. - Może tutaj? - Zaproponowałem, sugerując abyśmy zaczęli oddalać się od zakłóceń i opuścili wreszcie to zapomniane przez Merlina pustkowie.
Nawet noc poprzedzająca ostatni dzień wyprawy wydawała się przyjemniejsza od wszystkich pozostałych. Lżejsza i przynosząca większe ukojenie, może dlatego, że wisiała nad nią perspektywa bliskiego powrotu do domu. Domu, który był w Anglii i którego nazywać tak, nawet się nie wahała. Miała wrażenie, że wyprawa z Fairwynem musiała się udać. Być może nie znaleźli przedmiotu, a same drobne rzeczy, a jednak wracali w dwójkę cali i zdrowi. Miała przeczucie, że są ulepieni z podobnej gliny, która tak dobrze pozwala im zachować zdrowie w tych trudnych warunkach. Tak bardzo doceniała fakt, że ma przy sobie kogoś, kto jest do niej podobny. Wschód słońca przyniósł długą karawanę, która doprowadziła ich do okolicznego miasteczka. Szybko zaopatrzyła się w kolejny eliksir na rany, magiczne światełko i chustę, która cudownie ochraniała ją przed słońcem w ciągu kolejnych godzin na pustyni. Riley znalazł mapę, która nie tyle miała im wskazać przedmiot, co podpowiedzieć, jak mogą wrócić z tego rozgrzanego słońcem, miejsca. - Już ktoś na pewno znalazł go przed nami - stwierdziła, nawiązując do tego, że dalsza podróż po prostu nie przyniesie żadnych efektów, poza tym, że nabawią się w końcu udaru słonecznego. Kiedy uznali, że wrócą do Anglii, Fyodorova zdążyła jeszcze zgubić mapę, a potem znaleźć ją kilka metrów dalej, porwaną przez słaby podmuch gorącego wiatru. Z mapą, czy bez niej, i tak wróciliby do Wielkiej Brytanii, do Doliny Godryka, do domu.
zt x2
DZIEŃ: 7
STAN ZDROWIA: ★ ★ ★ EKWIPUNEK:amulet uroborosa, eliksir uzdrawiający x3, +1 pkt do kuferka, światełko dźwiękowe
______________________
Can't stay at home, can't stay at school. Old folks say, you a poor little fool. Down the street I'm the girl next door.