17 Marca Samonauka
Odkąd Nessa zaczęła uczyć, miała więcej motywacji do samorozwoju. Była też trochę masochistką, która nie umiała odpoczywać i mieć wolnego czasu, wykorzystując każdą chwilę do czegoś. Od rana miała zajęcia z Profesor Bennett, potem pomagała w pokoju nauczycielskim (czytając przy tym kolejną książkę z biblioteki i robiąc własne notatki o gromadzeniu energii magicznej) oraz miała korepetycje indywidualne, na które miała sporo chętnych. Dopiero wieczorem, po wyjściu z kąpieli i w miękkim szlafroku, miała trochę czasu dla siebie. Skrzaty sprzątały dom, jej rodzice pili na dole, więc zamknęła się w łazience, stając przed lustrem. Ułożyła różdżką przy zlewie, poruszając palcami prawej dłoni. Gromadzenie energii rozpoczęła już kilkanaście sekund temu, starając się robić to przy każdej okazji — nawet, jeśli czaru nie zamierzała rzucać. Dla treningu, dla lepszej szybkości. Jej celem były proste zaklęcia użytku codziennego, a pierwszym celem było wysuszenie rudych włosów oraz otwarcie łazienkowego okna. Niewerbalnie rzuciła inkantacje, używając odpowiedniego ruchu palców oraz nadgarstka, nakierowując je w stronę własnych włosów. Uwolnienia energia faktycznie, wystrzeliła ku górze i omiotła ciepłym powietrzem pasma, doprowadzając jednak je tylko częściowo do normy. To wciąż niewystarczająco. Poruszyła palcami kolejny raz, czując maleńkie iskierki oraz ciepło, aby powtórzyć rzucenie prostego zaklęcia — jednocześnie, lewą ręką łapiąc za szczotkę i przeczesując włosy. Skoro miało być naturalnie, musiała umieć zbierać, uwalniać i kontrolować magię przy zwykłych czynnościach. Robić to automatycznie, tak, jak było to z różdżką. Kolejna fala ciepła rzucona bezróżdkowo omiotła górną część jej ciała, podrywając częściowo wysuszone, rude pasma do góry. Westchnęła cicho, przez chwilę tylko czesząc włosy i dopiero po kilku minutach rzuciła silverto, tym razem inkantując pod nosem — cicho, ale pewnie i wyraźnie. Suche pasma rozsypały się po plecach i ramionach, a ona zrozumiała, że kluczem do sukcesu były również inkantacje. Obróciła się, dostrzegając na krawędziach wanny resztki piany, które czekały, aby się ich pozbyć. Magia bezróżdkowa wymagała od niej ciągłej praktyki, której nie towarzyszyło zbyt mocne skupienie się na efektach i sposobie czarowania, a jednocześnie kontrola uwalnianej energii. Brzmiało prosto w teorii i sama na początku bagatelizowała, ale z czasem przekonała się, ile wymagało to poświęcenia, będąc jednocześnie pełną podziwu dla swojego nauczyciela za to, ze się nią posługiwał. Ruda stanęła więc przed wanną, zerkając jeszcze, czy transmutator fizyczny jest w bezpiecznej odległości i uniosła dłoń, starając się zmanipulować zebraną magią tak, aby rzucić Aquamenti. Rzucone niewerbalnie z początku dało tylko kropel, jednak dwie kolejne próby z odpowiednim ruchem palców i inkantacją sprawiły, że strumień wody ostatecznie poleciał na wannę, spłukując pianę z krawędzi. Nie było to zaklęcie spektakularne, ale z pewnością stanowiło ważny element na drodze do biegłości i sukcesu. Uśmiechnęła się pod nosem, unosząc jeszcze dłoń i skierowanymi palcami w stronę okna, uchyliła je, co było chyba najprostszą, a jednocześnie najczęściej wykorzystywaną przez nią sztuczką. I uwielbiała praktyczność tego sposobu na wietrzenie, zwłaszcza gdy siedziała zagrzebana w notatkach, powtarzając kolejny materiał do swoich treningów.
|ZT |