Osoby: Fire i @Scorpius A. Dear Miejsce rozgrywki: Rezydencja Dearów na Wyspie Skye Rok rozgrywki: lato 2015 Okoliczności: Fire wymyśla kolejny sposób na to, jak sprawić, żeby życie nie było aż takim piekłem. I na dodatek wciąga w to brata.
Ostatnio zmieniony przez Blaithin ''Fire'' A. Dear dnia Czw Kwi 11 2019, 20:48, w całości zmieniany 1 raz
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire drgnęła mocno, kiedy usłyszała, jak drzwi otwierają się z bardzo cichym szelestem. Odruchowo wcisnęła gruby pergamin pod poduszkę, niemalże go rozrywając. Przekręciła się na bok i przysunęła do siebie podręcznik do nauki o tym, jak skutecznie poskromić wampira w razie ataku, akurat otwarty na stronie z wielką ryciną białowłosego starca o czerwonych ślepiach. Serce waliło ciemnowłosej szybko, ale mimo to leniwie odwróciła głowę w stronę drzwi. - Hm? - mruknęła, jakby wyrwana z zamyślenia, ale tak naprawdę przewiercała stojącego w drzwiach ośmioletniego kuzyna wzrokiem. Jak zawsze korzystała z każdej okazji, żeby uciec od gości do swojego pokoju. Tutaj nie musiała nosić pięknych sukienek, dbać o maniery i czuć na sobie bez przerwy krytyczny wzrok ojca. Tym razem poszło łatwo - nie jadła od trzech dni, więc wyglądała na tyle marnie, że rodzice nie naciskali. Musiała tylko przywitać Lanceley'ów, a później przyszła tutaj i zagłębiła się w lekturze, która bardzo ją w ostatnim czasie zainteresowała... - Mama pyta, czy zjesz bou...illa...baisse. - powiedział nieśmiało chłopczyk kalecząc francuski, a jego pulchne policzki pokryły się rumieńcem. Blaithin chwilę uspokajała się, a potem wzruszyła ramieniem, mrucząc coś w stylu "whatever". Glenn odwrócił się, żeby nie niepokoić więcej swojej szorstkiej i nieprzyjaznej kuzynki, kiedy nagle usłyszał, że ma zaczekać. Szkotka doskoczyła do niego w parę kroków i stanęła obok. Mimo, że była niewiele wyższa, a do tego taka chuda, rudowłosy chłopiec nieco się wzdrygnął. Zwłaszcza, gdy poczuł, jak po chwili wahania, dziewczyna dotyka jego policzków swoimi chłodnymi palcami. Dotyk był ważny, prawda? Powinien pomagać, tak to chyba szło... - Posłuchaj - zaczęła i zmusiła go do patrzenia w jej błękitne oczy, którymi wcale nie mrugała. Glenn patrzył. Blaithin wzięła głębszy oddech, jakby zamierzała zdradzić mu jakąś ogromną tajemnicę, ale zamiast tego powiedziała tylko... - Przynieś mi ciastko. Po czym zaczęła wodzić wzrokiem po całej twarzy chłopca. Chłopiec zastanowił się, czy to nie było jakieś zaszyfrowane, dziwne zaklęcie po którym miała mu zzielenieć skóra. Jego siostra kiedyś sprawiła, że włosy wyrosły mu z uszu kompletnie znikąd! Chwilę milczał, dość zmieszany i w końcu cichutko powiedział: - No... okej. Fire przyciągnęła go do siebie bliżej, niemalże stykając się z Glennem czołem. - Czekaj, chcesz mi przynieść ciastko, bo jesteś miły, czy... nie wiesz, czemu je przyniesiesz? - zapytała, a rudzielec kompletnie nie zrozumiał. Równie dobrze mogłaby mówić po francusku, młody Lanceley nie mógł się jakoś przekonać do nauki tego języka... Otworzył usta, próbując znaleźć wyjście z tej dziwacznej sytuacji. Blaithin nigdy wcześniej go nie dotknęła, dlatego palce rozpraszały. I w ogóle ten natarczywy wzrok, jakby próbowała coś na nim wymusić. - Eeee... I tak miałem iść coś zjeść, nie lubię tego bijobes. - z miny dziewczyny wywnioskował, że to zła odpowiedź. Zirytowana odsunęła się, a Glenn trochę się nawet przestraszył, gdy mruczała gniewnie pod nosem. To chyba znaczyło, że jednak nie chce ciastka. - Bez sensu! - zawołała nagle i rzuciła się na łóżko. Nagły ruch zrzucił jakąś kartkę pod nogi chłopca, a gdy zerknął na nią z ciekawością, dostrzegł tekst główny i milion małych dopisków na marginesach, niektóre nawet nachodziły na linijki tekstu. Zobaczył tylko coś o tym, że na dzieci ma się zawsze większy wpływ i łatwiej nagiąć ich wolę. Odskoczył, kiedy Fire zabrała kartkę i wskazała mu drzwi. Nie zwlekając, szybko uciekł.
Wiązał z tym miejscem sporo wspomnień, zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych. Kojarzył je z wieczną wilgocią w powietrzu i mocnym, porywistym wiatrem, z rozwianą rudą czupryną siostry, z Gale'm, z Michaelą. Gdyby obok tych wszystkich dobrych aspektów, jakimi są jego młodsze rodzeństwo, nie pojawiały się też te złe, czyli obecność jego zepsutego ojca, pewnie wracałby tutaj częściej. To były pierwsze wakacje od dawna, kiedy pojawił się ponownie w swoim rodzinnym domu. Odkąd uzyskał pełnoletniość, unikał wyspę Skye wyjątkowo dobrze, pojawiając się tam jedynie święta, czy inne formalne okoliczności, kiedy zgrywali szczęśliwą rodzinkę. Tym razem, nie znalazł się też tam z przypadku - podjął decyzję o podróży po Europie (a może i dalej, kto wie?), do której musiał się skrupulatnie przygotować, a to właśnie tam, w rodzinnym domu, miał rzeczy, które musiał ze sobą zabrać. Jego wizyta, dziwnym trafem, wypadła też w momencie, kiedy odwiedzali ich Lanceley'owie, więc jego pobyt przedłużył się o kilka dni. I w ostateczności, nie żałował, że został dłużej - udało mu się spędzić trochę czasu z młodszym bratem, z którym miał bardzo słaby kontakt, głownie spowodowany dużą rozbieżnością wiekową, jaka jest pomiędzy nimi. Właśnie wracał z ogrodu, po meczu quidditcha, jaki rozegrał ze wszystkimi swoimi krewnymi. O dziwo, Scorp bardzo lubił dzieci, najbardziej te w wieku wczesnoszkolnym, więc potrafił dogadać się z Glennem czy Gale'm. Wchodząc do środka, zobaczył, jak skrzaty rozkładają zastawę na stół - świadczyło to o tym, że zbliża się chwila posiłku. Być może, nieobecność Deara przy stole jest w złym guście i tak nie wypada, zwłaszcza, kiedy rodzina przyjechała z wizytacją, ale nie odczuwał głodu, ani chęci, by wysłuchiwać ich rozmów na temat polityki, ciągłego narzekania na dzieci i niewygodnych pytań, skierowanych w jego stronę. Przemknął się po schodach na piętro, by pójść do swojego pokoju. Po drodze, zauważył zaniepokojonego i przestraszonego Glenna, który czmychał z pokoju Blaithin. - Glenn? - zaczepił go tylko, jednak ośmioletni rudzielec zupełnie nie zwrócił na niego uwagi, zbiegając po stopniach na parter. Scorp, bez pukania ani innych koniecznych uprzejmości, wszedł do pokoju Fire, siadając na fotelu naprzeciw niej i spoglądając na nią zdziwionym wzrokiem. - Coś ty mu zrobiła? Wyglądał, jakby chciało mu się płakać - stwierdził obojętnie, przyglądając się kartce, którą trzymała w rękach. Chwilę później, przeniósł wzrok na siostrę. Dawno jej się nie przyglądał i dopiero teraz dojrzał, jaka jest wychudzona. - Mam nadzieję, że przedstawisz mnie temu chłopakowi, dla którego się tak głodzisz - powiedział, śmiejąc się cicho i wyciągając z kieszeni listek gumy balonowej. - Właśnie podają do stołu... - oznajmił cicho, dając jej tym do zrozumienia, że naprawdę wygląda fatalnie i powinna coś zjeść.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Leżała na łóżku zniechęcona, ale ożywiła się nieco, słysząc, że przyszedł Scorpius. Podejrzewała nawet, że ktoś po prostu kazał chłopakowi sprawdzić, czy jeszcze nie uciekła przez okno. Nie byłaby sobą zdziwiona. Scorp i rodzice pewnie też nie. A może po prostu chciał wiedzieć, czy wszystko w porządku. - Właśnie o to chodzi, że nic nie zrobiłam. - wymamrotała, zła na samą siebie i, jak to nastolatki miały, na cały świat. Kompletny brak efektów. Dopiero co zaczęła naukę, ale choćby drobny przejaw tego, że szła w dobrym kierunku z pewnością podniósłby dziewczynę na duchu. Dodał motywacji, podekscytował, napełnił nadzieją, że jeszcze parę miesięcy i już będzie gotowa. Blaithin nie wiedziała wiele, ale uznała, że nie zaszkodzi spróbować. I poznała gorzki smak rozczarowania. Wyglądała bardziej na zdenerwowaną tym niż przybitą. Najwyraźniej żadne z rodzeństwa niezbyt przejmowało się ewentualnym złym samopoczuciem Glenna. Przed sobą jednak mogli ukazywać więcej emocji, a przynajmniej ze strony Fire. W jakiś sposób przy bracie zawsze odrobinę łatwiej było się otworzyć. Szybciej przejść do sedna sprawy zamiast owijać w bawełnę. Gale był za mały, żeby mogła z nim szczerze rozmawiać, ale w Scorpiusie wyczuwała oparcie, bez względu na ich kłótnie. - Spadaj... - parsknęła śmiechem, przełamując swój kiepski humor na moment. Chwyciła za jedną ze sporych poduszek i wzięła lekki zamach, żeby posłać ją w stronę Scorpiusa. Niby miała prawie szesnaście lat, a dalej czasem trzymały się jej takie dziecinne zachowania. Nawykła do tego, że w razie zaczepek brata, najlepiej było mu oddać. Mocniej. - Lepiej podziel się gumą. W takich chwilach żałowała, że nie umiała równie gładko okazywać sympatii innym ludziom. Jak dobrać słowa, żeby nie przesadzić i nie wyjść na sentymentalną? Jak pokazać komuś, że jej zależy, a mimo to nie zmuszać nikogo do czucia się zobowiązanym? Jak być dobrą siostrą? Uczono ją jak ranić i walczyć, jak nigdy się nie poddawać i nie uznawać kompromisów. Proste relacje międzyludzkie stawały się niesamowicie trudnym polem dla Blaithin. Czuła się niekomfortowo, gdy Scorpius zauważał to, że wygląda tak średnio. - Nic mi nie jest. - zapewniła, odrobinę łagodniej i spokojniej, ale z naciskiem. To właściwie nie było kłamstwo. Może odrobinę słabła przez głodówki, czasem kręciło jej się w głowie, ale wytrzymywała. Stawiała sobie za cel wyjść na swoje i dotychczas nawet ojcu nie udawało się Blaithin przekonać do zmiany zdania. Nigdy nie kończyły jej się pomysły na nowy sposób buntu... - Naprawdę, Scorp. Mam za dużo na głowie, żeby tam siedzieć i udawać, że mnie cieszy widok ciotki. No może tylko z Ness da się pogadać. Ciebie to nie męczy? - podniosła wzrok na starszego chłopaka, skubiąc rąbek pościeli. Dla Fire każde rodzinne spotkanie to festiwal niezręczności i najczęściej kończyło się tragicznie, kiedy nie chciała tańczyć, jak jej rodzice zagrają. Może z wiekiem łatwiej zachowywało się milczenie i ignorowało fałszywość. Z Lanceley'ów głównie Nessę potrafiła zaakceptować. - Heaven ich wystarczająco zabawia. Prychnęła cicho pod nosem, wciąż zła za każdym razem, gdy młodsza siostra zbierała pochwały za swoje nienaganne zachowanie. Nieraz specjalnie robiła wszystko, żeby tylko ją w jakiś sposób ośmieszyć. Ale teraz wolałaby o tym wszystkim nie myśleć, więc z wahaniem przysunęła kartkę z zapiskami o hipnozie w stronę swojego brata. Wzrokiem umknęła ku własnym dłoniom. Jak zareaguje? Czy w ogóle wiedział coś o tej niebezpiecznej umiejętności? Poczułaby się mocno zgaszona, gdyby uznał, że tylko sobie żartuje albo się nie nadaje. Zależało jej na zdaniu brata i ewidentnie liczyła na pozytywny odzew, więc wzięła głębszy wdech.
Wcale nikt go tutaj nie przysłał. Przyszedł do niej z własnej woli, choć sam by się do tego nie przyznał. Przede wszystkim chciał sprawdzić, czy wciąż jest żywa; łudził się też na to, że może w końcu wyciągnie ją z łóżka. W tonie jej głosu i minie dostrzegł nutę rozczarowania, i złości. Nie odebrał tego jednak jako coś, co miało głębsze uzasadnienie; Scorp był już przyzwyczajony do jej wiecznego niezadowolenia i irytacji, zwłaszcza kiedy siostra była w tym miejscu, a ojciec był obecny w domu. Nie podejrzewał jednak, że może mieć to związek z jej nieudaną próbą hipnozy kuzyna. Gdyby wiedział wcześniej, pewnie sam poddałby się jej próbom. Niestety, nie był już dzieckiem, więc pewnie i tak nie chciałaby na nim próbować. Lepiej wykorzystać do tego Lanceley'ów. Choć ostatnimi czasy rzadko kiedy mieli okazję porozmawiać, zawsze starał się dawać swojemu rodzeństwu poczucie, że mają w nim oparcie. Doskonale wiedział, jacy są rodzice, a że to on był tym najstarszym, przychodziło mu to naturalnie. Nie dziwiło go więc, że Blaithin potrafi się przed nim otworzyć - wiedział, jaka relacja jest pomiędzy nią i Heaven; zdawał sobie również sprawę z tego, że choć Gale jest ukochanym bratem, to wciąż jest dzieckiem. Drogą eliminacji można było wywnioskować, że pomimo wielu swoich wad, Scorpius pozostaje jedynym członkiem rodziny, któremu Fire może się zwierzyć. Widząc lecącą w jego stronę poduszkę, przygotował obie dłonie, by móc ją złapać. Chwilę później podłożył ją sobie pod głowę i rozłożył się wygodnie na fotelu. Na jej prośbę, rzucił jej kwadratowe opakowanie gumy balonowej. Chciał jeszcze rzucić jakimś tekstem, że przecież powinna zjeść coś normalnego, ale doszedł do wniosku, że nie będzie już jej dłużej uprzykrzał życia. Najwyżej uschnie na tym wyrze z głodu i złości. - Wiesz, są inne sposoby buntu wobec niego, znacznie lepsze niż głodówki. Ja zupełnie nie rozumiem jak ty możesz rezygnować z takiego dobrego, darmowego żarcia. Korzystaj, póki możesz i nie wybrzydzaj - stwierdził, słysząc jej zapewnienia o dobrym samopoczuciu. - Ach, zresztą zrozumiesz, jak będziesz na studiach i nie będziesz chciała korzystać z kasy tatusia - dodał, przyjmując obojętny wyraz twarzy. Uważał, że jego siostra jest dojrzała, jak na swój wiek, ale niektórych jej zachowań zdecydowanie nie pochwalał. - Wiesz, ja też nie jestem największym fanem tych rodzinnych zjazdów, zwłaszcza takich jak te, kiedy musimy udawać przed Lanceley'ami, że jesteśmy kochającą się, zgraną rodzinką. Ale czasami po prostu tak trzeba. Najlepiej po prostu jest milczeć i myśleć o czymś miłym, nie słuchać ich pieprzenia - odpowiedział, kierując wzrok na siostrę. - Myślę, że takie poświęcenie dla takiego obiadu jest warte - dodał jeszcze, tym razem z uśmiechem na twarzy, puszczając siostrze oczko. Na gorzką wzmiankę o Heaven parsknął śmiechem, starając się zachować powagę. Obie siostry traktował na równi, choć zdawałoby się, że z Blaith ma trochę lepszy kontakt; pomimo tego, nie mógł powstrzymać swojej reakcji na tę ciętą ripostę, w której mimo wszystko, było ziarnko prawdy. Na początku ukradkiem zerkał na kartkę, którą dziewczyna tłamsiła w rękach; niespodziewanie, z pewnym wahaniem, zdecydowała się jednak pokazać Scorpiusowi, co się na niej znajduje. - Hipnoza? - przeczytał głośno, kierując na nią swoje spojrzenie. Co jak co, ale tego się po niej można spodziewać. Nie podejrzewał jednak, że rzeczywiście powinien mieć ku temu jakieś podstawy. - Biedny Glenn - powiedział, kojarząc fakty i łącząc je ze sobą. - Wiem, że jestem stary, ale jakbyś chciała potrenować, to mogę zostać królikiem doświadczalnym - zaproponował, z poważnym wyrazem na twarzy. Nie potraktował tego w żadnym stopniu niepoważnie - w jej wieku też pragnął podjąć się nauki legilimencji, ale lenistwo, w tym wypadku, przezwyciężyło ambicje.