Osoby: Peter Michael Brown, Curtis Mousseau Miejsce rozgrywki: Hogwart, głównie gabinet Browna, ale częściowo również korytarz na I piętrze i klasa eliksirów Rok rozgrywki: 2016/17, zima Okoliczności: szlaban Curtisa Mousseau u Petera Browna spowodowany długotrwałym wagarowaniem
- A zatem na dzisiaj to już koniec. Na następne zajęcia napiszecie mi esej na minimum rolkę pergaminu na temat Morphius, ze szczególnym uwzględnieniem tego dlaczego jest to tak niebezpieczny eliksir. No, a teraz do widzenia. - Peter Brown zakończył właśnie swoją ostatnią dzisiejszego dnia lekcję i zmierzał w kierunku swojego gabinetu. Chciał odpocząć po ciężkim dniu pracy kosztując swojego ulubionego jabłkowego tytoniu, potem musiał jeszcze przed kolacją przygotować się do jutrzejszego wykładu. Zmierzał już schodami na pierwsze piętro, gdzie mieścił się jego gabinet, kiedy nagle zobaczył swoją największą zgubę. Był to Curtis Mousseau, student Hufflepuffu. - Dzień dobry, panie Mousseau, miło pana widzieć. Zwłaszcza, że nie widzieliśmy się już bardzo długo... Na tyle długo, że aż się za panem stęskniłem. Będzie pan łaskaw przyjść do mnie w sobotę. - powiedział Brown z uśmiechem, a potem dodał z nieco poważniejszym już wyrazem twarzy - Pańska niesubordynacja pozbawiła właśnie Hufflepuff pięciu punktów, a pan dostaje szlaban. W sobotę o dziesiątej. W moim gabinecie.
Ostatnio zmieniony przez Peter Michael Brown dnia 23/8/2017, 11:46, w całości zmieniany 1 raz
Curtis Mousseau
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 1.88 m
C. szczególne : ślad po ugryzieniu na lewej nodze i wiele mniejszych blizn, wysportowany i zbudowany, lekki zarost, akcent francuski jednak potrafi go maskować
Cholerna zima, jak on nienawidził tej pory roku. Dostawał drgawek na samą myśl o włóczeniu się po szkolnych korytarzach przepełnionych chłodnym oddechem, który wydobywał się z ust uczniów mijających go i najwidoczniej niedostrzegających tego cholernego zimna. Założył na siebie ten szary sweter z czerwonymi zygzakami, który dostał od matki na święta. Szedł przez korytarz i tak jakoś po drodze zagadała go jakaś dziewczyna, w końcu postanowił ją odprowadzić, aż nie chybnie wylądował niedaleko gabinetu profesora Browna. Nic nie byłoby w tym strasznego, gdyby tak nie kochał eliksirów, że nie pamiętał, kiedy ostatnio na nich był. W końcu ruszył przed siebie, omijając szybko gabinet z obawy, że ktoś tam może przebywać. Najwidoczniej nikogo nie było, ale skąd on mógł przecież wiedzieć, że właśnie odbywają się zajęcia z eliksirów. Dla niego ten przedmiot nie istniał. Mousseau za to schodził ze schodów i chciał czy nie chciał, miał zaszczyt napatoczyć się na Peter Michael Brown. W jego głowie pojawiło się tylko jedno słowo, które brzmiało "kurwa". Zatrzymał się i już miał się odwrócić z zamiarem zniknięcia z oczów nauczyciela, kiedy on niespodziewanie go dostrzegł. Właściwie nie mogło to być niespodziewane, ponieważ Curtis był tu niemal jedynym celem i po za tym bardzo znanym studentem Hufflepuffu. Jego sława tyczyła się wagarów właśnie z przedmiotem uczonym przez Petera. - Dzień dobry... - Zdołał wydukać w odpowiedzi. Marna nadzieja, że na przywitaniu się skończy. W końcu padło jego nazwisko. Miał nadzieje, że znowu posłucha jakiejś gadki właśnie w takim stylu co przed chwilą, ale ani trochę nie spodziewał się szlabanu i punktów minusowych. Nie żeby był jakąś piętnastolatką, która przejmuje się odjęciem punktów. - Ale... - Chciał zapytać się Browna za co to wszystko? Za to, że założył sweter mamy bo było mu zimno czy za to, że był z Francji, a może za to, że wyszedł jak ten palant z dormitorium, kiedy skończyły się zajęcia z eliksirów. Żadne z tych pytań nie byłoby na miejscu. - Tęsknota ma najwidoczniej dziwne wymiary sprawiedliwości. - Powiedział od tak, nie myśląc aby narażać się profesorowi, ale kto tam zna reakcje nauczycieli. Grono pedagogiczne bywało nieprzewidywalne.
Brown lubił sobie nieco dłużej pospać kiedy mógł, w związku z czym w weekendy nie jadał śniadania razem z innymi, ale kazał skrzatom przynosić sobie jedzenie do gabinetu. Posilił się zatem, odesłał naczynia z powrotem do kuchni i nalał sobie szklaneczkę dobrej whiskey. Zupełnie zapomniał, że dzisiaj o dziesiątej ma do niego przyjść ten nieznośny chłopak. Szybko zdjął z siebie szlafrok i pośpiesznie włożył na siebie pierwszą lepszą pelerynę. Zamierzał z nim porządnie porozmawiać. Otworzył okno, przez które wpadły promienie słoneczne oświetlając gabinet i rzucając światło na dość przerażające składniki eliksirów stojące w słoikach i puszkach w szafie. Siedział przy biurku popijając szkocką i czekał na... "petenta".
Curtis Mousseau
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 1.88 m
C. szczególne : ślad po ugryzieniu na lewej nodze i wiele mniejszych blizn, wysportowany i zbudowany, lekki zarost, akcent francuski jednak potrafi go maskować
Niektórzy zapewne powiedzieliby mu, że jest nienormalny. Pewnie kiedyś potraktowałby dywanik u nauczyciela, jako nic nieznaczący incydent w jego życiu. Dzisiaj jednak bardzo się denerwował, ale to nie znaczy, że z tego powodu nie zjadł śniadania. Nigdy nie jadł śniadania. Chyba, że został przez kogoś zmuszony. Na szczęście wstał rano i kiedy każdy pytał czy jadł, on ochoczo kiwał głową, że tak. Wolał przygotowywać jedzenie dla innych. Czasami udało mu się to zrealizować dzięki skrzatom, które pozwalały mu pourzędować w kuchni. Albo użyczały składników typu warzywa, czy jakieś owoce, a on robił z nich wyśmienite, zdrowe sałatki. No i Curtis wcale nie był nieznośny. Zapewne pan Brown już dawno go ocenił bo nie zjawiał się na jego zajęciach i nie błyszczał eliksiralnymi zdolnościami. Nauczyciele mieli zawsze czelność pakować wszystkich do jednego worka. Zwłaszcza ci starzy, zgorzkniali... Skierował się posępnie w stronę gabinetu, ubrany jak na co dzień. Nie musiał zakładać mundurka w końcu był weekend. Po prostu postanowił założyć jakieś ubranie mało rzucające się w oczy. Kiedy dotarł do drzwi Petera, przełknął ślinę i odetchnął głośno. Powtarzając w głowie mantrę "Curtis weź się w garść." Tylko prawda była taka, że on stał przy tych drzwiach i umierał. Każdy by się stresował. Zresztą nic dziwnego, że narobił sobie takich kłopotów. - Merlinie ocal mnie. - Wyszeptał błagalnie i zapukał do drzwi.
- Proszę wejść.- powiedział spokojnie Brown na dźwięk stukania do drzwi gabinetu. - A, to ty, Mousseau... Usiądź proszę.
Brown dopił resztę whiskey ze swojej szklanki i odpalił sobie jeszcze jednego aromatyzowanego papierosa z jabłkowym tytoniem.
- Powiem krótko i bez ogródek- jestem wręcz zażenowany twoją postawą, chłopcze. Bo o ile uczniowie są tutaj z obowiązku i choć również u nich podobne zachowanie jest karygodne, to w jakimś tam stopniu na siłę można próbować ich zrozumieć, o tyle u studentów coś takiego jest aktem niesamowitej bezczelności! To drwina z tej instytucji! - mówił cały czas spokojnie, ale dość stanowczo. - Dawniej, mój drogi chłopcze, już dawno wnosiłbym do opiekuna twojego domu o surowe ukaranie cię. Ale cóż... lata lecą, człowiek łagodnieje... No wiec poprzestańmy na czymś takim- skoro uważasz, że chodzenie na zajęcia z eliksirów jest poniżej twojej godności, no to zapewne jest tak dlatego, że w twojej opinii opanowałeś już ten przedmiot i lekcje są dla ciebie tylko stratą czasu. Porozmawiajmy zatem jak dwóch wytrawnych eliksirowarów. Powiedz mi, mój drogi, jak uważasz- jakie składniki mogą złagodzić efekty uboczne eliksiru rozweselającego?
Brown zaciągnął się jeszcze raz swoim papierosem, aby ukryć złośliwy uśmieszek na swojej twarzy. Zamknął oczy i czekał na odpowiedź Puchona.
Curtis Mousseau
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 1.88 m
C. szczególne : ślad po ugryzieniu na lewej nodze i wiele mniejszych blizn, wysportowany i zbudowany, lekki zarost, akcent francuski jednak potrafi go maskować
Tak, o to w wejściu stał Curtis Mousseau. Ulubieniec profesora Browna! Na dźwięk głosu nauczyciela miał wrażenie, że mężczyzna zaraz wymyśli mu jakieś tortury po których puchon nigdy się nie pozbiera. Dobrze, że mógł usiąść. To była łaska okazana mu na sam początek przed tym wszystkimi strasznymi rzeczami, które miały nadejść. Pewnie by zemdlał, jakby nie przysiadł. W końcu nie jadł śniadania i osłabienie było u niego normalne, zwłaszcza teraz. Na skutek stresu. Curtis siedział tak i wpatrywał się w profesora, jak skończony idiota. Brown dopił whiskey, jakby nigdy nic i odpalił papierosa, również jakby nigdy nic. Puchon natomiast oczekiwał swojego końca. On tu umierał! No, może zdeczka dramatyzuje. Słuchał wypowiedzi Petera i jedyne co mu przyszło na myśl to to, że to nie była krótka wypowiedź, bez ogródek to już bardziej. "Lata lecą człowiek łagodnieje..." Haha... O Merlinie zabawne. Mousseau raczej wydawało się, że w tym zdaniu jest ukryty jakiś sarkazm. Na starość nauczyciele stawali się nieznośni. Puchon mógł wymienić kilku profesorów z grona pedagogicznego, którzy na pewno nie spełniali kryteriów Petera Michaela Browna. - Przepraszam najmocniej, ale w żadnym wypadku eliksiry nie są stratą czasu i ani trochę nie mogę powiedzieć, że zaliczam się do "wytrawnych eliksirowarów" czy też opanowałem ten przedmiot. - Westchnął, zastanawiając się jak ma wyznać profesorowi, że boi się chodzić na zajęcia. Tłumaczyć się praktycznie obcemu człowiekowi. - Zresztą mając taką czelność twierdzenia, że jestem mistrzem eliksirów obraziłbym pana. - Mousseau nie umiał być nie miły, ani w żadnym stopniu bezczelny, nie żeby mu się nie zdarzało, ale powiedział szczerą prawdę bez jakikolwiek ironii czy sarkazmu w głosie.
Brown zaciągnął się dymem z papierosa wciągając jabłkowy aromat, po czym wyzionął dym i spojrzał wymownie na Curtisa. Ten bezczelny chłopak próbował kupić go tanimi pochlebstwami... Niedoczekanie! Takie numery to nie ze starym Brownem!
- Panie Mousseau... - zaczął dość spokojnie - Skromność to wielka zaleta, jakże pożądana w dzisiejszych pełnych nieumiarkowania czasach... Ale chyba pan mnie nie zrozumiał... Oczekuję od pana odpowiedzi na to pytanie, bo w przeciwnym wypadku zacznę mieć poważne wątpliwości, czy nadaje się pan na studia, panie Mousseau... - znów zaciągnął się dymem z papierosa, a potem wstał z krzesła patrząc na Puchona z góry. - Panie Mousseau, jeśli nie zna pan odpowiedzi na moje pytanie, to spędzi pan w tym gabinecie tak wiele czasu, dopóki pan jej nie pozna i nie uwarzy w miarę użytecznego eliksiru rozweselającego, który nie wywoła takich efektów ubocznych jak czkawka czy chęć łaskotania wszystkich dookoła. Oczywiście ma pan do dyspozycji całą moją bibliotekę i wszystkie prywatne zbiory zapasów. Gdyby chciało się panu jeść albo pić, proszę się nie krępować... Oczywiście wiem, że to może potrwać, nawet całą wieczność... - te ostatnie słowa Brown wypowiedział już z wyraźną ironią w głosie. Dopalił papierosa do końca, po czym usiadł z powrotem za swoim biurkiem, pogrążając się w lekturze Transmutacji współczesnej.
Proponuję zabawę w kości. 1-2 oczka: Curtis przeszukuje bibliotekę Browna, ale nigdzie nie może znaleźć odpowiedniej receptury. 3-4 oczka: Curtis znajduje recepturę, bierze się do warzenia wywaru, ale podczas przygotowywania eliksiru napotyka jakieś komplikacje. 5-6 oczek: Curtis uwarzył eliksir i czeka na reakcję Browna.
W opisie fabularnym możesz skorzystać z receptury na eliksir wyostrzający poczucie humoru (dostępny w spisach), ale uwzględnij też eksperymenty z tymi efektami ubocznymi
Curtis Mousseau
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 1.88 m
C. szczególne : ślad po ugryzieniu na lewej nodze i wiele mniejszych blizn, wysportowany i zbudowany, lekki zarost, akcent francuski jednak potrafi go maskować
Puchon obserwował, jak profesor zaciąga się dymem i po chwili wypuszcza go z ust. Nawet miał przyjemność poczuć aromat jabłkowego papierosa. Nie zareagował jednak na to. Zresztą zastanawiał się czy dobrze zaczął rozmowę z Brownem, jak się mógł spodziewać grzeczność w przypadku starych, zgorzkniałych nauczycieli nie opłacała się. Powinien być bezczelny, może by to jakoś przeszło. Dostałby jakieś minusowe może wizytę u dyrektora... Innym ich arogancja uchodziła na sucho, wątpił żeby to podziałało w jego i tak beznadziejnej już sytuacji. Oj tak... Nadaje się na studia? Chyba jednak trzeba było postawić na bezczelność. Kiedy Brown tak podniósł się z krzesła i obserwował biednego Curtisa z góry, on przy wzroście 1.88 m poczuł się naprawdę niski. Czyli miał uwarzyć eliksir rozweselający. Skoro Peter Michael Brown zaproponował mu coś do jedzenia i picia to zapewne obstawiał, że Mousseau naprawdę jest skończonym imbecylem z tych eliksirów. Chociaż nie umrze z niedożywienia. Właściwie to wyglądał, jakby był wychudzony i kiedy spojrzał na to co miał do skonsumowania profesor to aż go zemdliło, nie mniej jego żołądek domagał się uwagi. Ruszył w kierunku poszukiwania receptury, którą jakimś cudem szybko znalazł, co było mało pocieszające, ale jednak. Teraz czekało go warzenie wywaru. Gdyby był wierzący na pewno by się przeżegnał. Zaczęło się od tłuczenia skarabeuszy, dodaniu korzenia imbru i żółci pancernika. Wszystko szłoby świetnie, gdyby nie wyglądał tak koszmarnie i to nie z powodu anoreksji, a tych skarabeuszy, które były wszędzie i wylania żółci pancernika z nerwów na swoją bluzę na co nie zwrócił kompletnie uwagi. Chyba za mało dolał tej żółci. Wszystko jedno, miał tylko nadzieje, że profesor nie będzie mu kazać tego pić. Błagam zakończmy te tortury. Pewnie i tak ten eliksir do niczego się nie nadawał.
Brown siedział za swoim biurkiem i przeglądał swoje czasopismo nie zwracając uwagi na majstrującego przy eliksirze Curtisa. Kiedy minęło półtorej godziny wstał od biurka i założył swój czarny garnitur. Mousseau cały czas był skupiony na warzeniu eliksiru, choć Brown mógłby przysiąc, że zaczął się robić nieco nerwowy... W końcu zdecydował się podejść do niego.
- Może pan już przerwać, panie Mousseau... - powiedział spokojnie.
Spojrzał na eliksir, który powinien mieć jaskrawożółtą barwę, a kolorem i konsystencją przypominał błoto. No tak, oczywiście żółć pancernika rozlana jest wszędzie, tylko nie tam gdzie powinna... Machnął różdżką i natychmiast oczyścił bluzę Curtisa oraz całą rozlaną po stole żółć pancernika, która znalazła się w jednej z fiolek. Kolejnym machnięciem różdżki wyczarował następną buteleczkę, do której nalał próbkę eliksiru. Chwycił ją i wręczył Curtisowi.
- No dobrze, mój drogi chłopcze. Nie muszę chyba mówić, że ten eliksir nie nadaje się do niczego, nawet do tego by nakarmić nim świnie, bo się biedactwa potrują... W przyszły czwartek oczekuję, że pojawi się pan na lekcji, i to bynajmniej nie sam, ale z kociołkiem, wagą, zapasem ingrediencji i podręcznikiem, oraz że weźmie pan aktywny udział w lekcji. Tej i każdej następnej. To jeszcze nie wszystko! Najpóźniej za tydzień chcę zobaczyć na moim biurku twój esej opisujący dokładnie proces warzenia eliksiru rozweselającego z dokładnym wyszczególnieniem błędów, które popełniłeś. A teraz, możesz już iść... - powiedział, po czym mruknął Evanesco! stukając różdżką w kociołek, a ten opróżnił się z tego... czegoś.
Curtis Mousseau
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 1.88 m
C. szczególne : ślad po ugryzieniu na lewej nodze i wiele mniejszych blizn, wysportowany i zbudowany, lekki zarost, akcent francuski jednak potrafi go maskować
Wpatrywał się w miksturę, jak skończony palant, zastanawiając się co tam ma jeszcze do rzucić. Nagle jego myśli i skoncentrowanie zostało przerwane przez Browna. Naprawdę mógł przestać? Przerwać? Już skończył? Nie wydawało mu się, żeby barwa eliksiru miałaby mieć taki wygląd. - Eeemmm... - Bąknął i podrapał się po głowie. Chciał chyba coś powiedzieć, ale nie musiał. Obserwował, jak profesor sprząta ten cały bałagan. Nawet jego bluza zasługiwała na litość Petera Michaela Browna. Wyciągnął niepewnie rękę po próbkę eliksiru, którą wręczył mu nauczyciel i spojrzał na nią niepewnie. Odnosił wrażenie, że zaraz puści pawia. - Czwartek, esej, tydzień... - Wyliczył, nie chcąc zapomnieć. - Do... widzenia? - Zebrał się w sobie i ruszył do wyjścia, jak najszybciej. Teraz musiał sobie odpowiedzieć na bardzo trudne pytanie. Czy będzie unikać Browna za wszelką cenę czy zmierzy się z problemem, który sam stworzył?
Brown stał przez chwilę jak grobowy posąg w miejscu i wpatrywał się w wychodzącego z jego gabinetu Curtisa. Może wreszcie zrozumiał co zrobił i nauczy się traktować poważnie swoje studia? No bo jeśli nie, to faktycznie nie nadaje się do tego...
- Do widzenia... - odpowiedział cicho.
No cóż, teraz można już tylko czekać i liczyć na to, że zdarzy się jakiś cud i coś olśni tego gamonia... Zerknął na zegarek. Było już południe. Nie chciał już więcej marnować czasu, zajął się zatem sprawdzaniem prac domowych i już więcej nie myślał o tym, co się stało.