Na trybunach możesz kibicować swoim koleżankom i kolegom, którzy biorą udział w wyścigach rydwanów! Niestety, lub stety, ubrania każdej osoby, która na nie wchodzi, zmieniają się w dziwny kostium jednego ze starożytnych potworów. Nie martw się - gdy tylko opuścisz trybuny, kostium znów stanie się normalnym strojem.
UWAGA! Przy wejściu na trybuny rzut kostką w odpowiednim temacie jest obowiązkowy. Osoby, które napiszą na nich minimum trzy posty, w których faktycznie będą kibicować, otrzymają punkt dowolny do kuferka! Na trybunach nie mogą przebywać osoby, które aktualnie biorą udział w wyścigach. Dopiero po odpadnięciu z gry mogą się tu zjawić, jednak wynagrodzenie punktowe ich nie dotyczy.
Kostki:
1 - Twoje ubrania zamieniają się w dość lekki, bo złożony z szarych piór strój z rozłożonymi skrzydłami. Lepiej nie próbuj latać, mimo, że jesteś harpią! 2 - Czujesz się zupełnie tak, jakbyś chodził na wyjątkowo wysokich koturnach, a w dodatku jest ci okropnie gorąco, a na głowie czujesz okropny ciężar. Z kostiumu minotaura wystaje tylko twoja spocona twarz. 3 - Po obu stronach twojej głowy wiszą dwa pluszowe, psie łby, a za swoimi nogami obleczonymi w jakieś futro wleczesz dwie pluszowe łapy. Cześć, cerberze! 4 - Ledwo wszedłeś na stadion, a na twojej skórze pojawiły się ciasne rzędy czerwonych łusek. Coś dziwnego ciągnie się za twoim tyłkiem, a w dodatku masz coś dziwnego na plecach - czy to smoczy ogon i malutkie skrzydełka? 5 - Twoje buty zostały zastąpione przez coś, co przypomina kopyta, w dodatku cały jesteś obleczony brązowym futrem, a za sobą ciągniesz dwie pluszowe nogi. Na szczęście na twojej klacie została koszulka. Jak się bawisz, centaurze? 6 - Masz paskudnie długie tipsy, a pośród twoich włosów pojawiły się zaplecione z zielonych sznurków węże z językami z włóczki. W dodatku na plecach nosisz dwa puchate skrzydełka, a twoje ubrania zmieniły się w długą, czarną suknię. Jesteś gorgoną!
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget postanowiła po swoim skończonym wyścigu udać się na trybuny (nie mam pojęcia, jak bardzo zaginam w tej chwili czasoprzestrzeń forumową, ale jako że Bridget ścigała się w trzy osoby, może załatwili ich na początku lub skończyła najszybciej? Nie wiem, tak zakładam!), by pooglądać zmagania innych drużyn. Nie każda startowała w tym samym czasie, więc zdąży jeszcze co nieco zobaczyć, a przynajmniej na to liczyła. Po swoim wyścigu wciąż miała niezwykle miękkie nóżki i trzęsące się rączki, a na dodatek nieco ubrudzoną buzię od tego całego pyłu, który został wzbity w powietrze za sprawą kilku par końskich kopyt. Na szczęście obyło się u niej bez jakichś szczególnych obrażeń, nie poobijała się zbytnio (chociaż na kilka siniaków mogła liczyć, to pewne), a jedyne, co się jej przytrafiło, to dziwne bycze rogi, które pojawiły się na jej głowie w kontakcie w iluzją minotaura na torze. Zaraz po zakończeniu wyścigu zniknęły za sprawą czarów obecnych na miejscu amnezjatorów, ale do tej pory czuła dziwne swędzenie po bokach. Drapiąc się w głowę, weszła na trybuny... I omal nie przewróciła się o własne ubrania, które nagle zmieniły się w długą do ziemi czarną suknię. Spojrzała na ciągnący się do ziemi materiał z nieskrywanym zdumieniem, w końcu ubierała rano krótkie spodenki, prawda? Jej twarz połaskotał jakiś sznurek, który spróbowała odgarnąć na bok. Jednocześnie odkryła, że ma ich nieco więcej we włosach. Czy ona właśnie stała się gorgoną?
Boo dalej nie mógł zrozumieć, jakim cudem nie zapisał się na coś tak fantastycznego, jak wyścigi rydwanów. Zapewne duży wpływ na to miał jego późny przyjazd, brak solidnych informacji i duszący kaszel, który jakimś cudem dalej nie chciał mu odpuścić. Tak czy inaczej, od kibicowania nic nie mogło go powstrzymać! Najwyżej się udusi albo coś. Podreptał dzielnie na trybuny, chociaż zupełnie nie znał nikogo, kogo mógłby zagrzewać do walki. Pozostawało mu obstawianie w ciemno i rzucanie jakichś mało spersonalizowanych haseł, które mogły pomóc każdemu. Szukając dogodnego miejsca wyrzucił z siebie już parę "DALEJ" i "TO JUŻ PRAWIE META", co zbyt odkrywczymi słowami nie było. Dodatkowo coś dziwnego zaczęło dziać się z jego ubraniami i czym zmartwił się Boo? Brakiem chusteczek. Zamiast tego cały pokryty był piórkami i jeszcze miał skrzydła, które chyba nie działały. Ktoś chciał go przemienić w harpię, czy coś? Skoncentrowany na odkrywaniu, czy przypadkiem pióra nie są prawdziwe, o mały włos nie wpadłby na dziewczynę, która wyglądała zupełnie jak gorgona ze słabym budżetem. - Hej! - Powitał ją wesoło, na chwilę odrywając wzrok od torów wyścigowych. - Ale super kostium. - O matko, mógł poznać nową osobę! Ładną i wyglądającą sympatycznie, także w ogóle był w niebie. No, jako gorgona wyglądała pewnie trochę dziwaczniej, niż normalnie, ale to szczegóły... - Ale to jest niesamowite, nie? Te wyścigi i... DALEJ, DASZ RADĘ! - Wyrwało mu się, bo jakiś gość już prawie przekraczał linię mety, podczas gdy jakaś dziewczyna bardzo usilnie próbowała go dogonić. Boo poważnie rozważał, czy nie zacząć tym ludziom nadawać jakichś pseudonimów w myślach...
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget istotnie wyglądała jakby zabrakło jej pieniędzy na kostium, a chciała koniecznie przebrać się za gorgonę, bo całość nie wyglądała w żadnej sposób profesjonalnie, a raczej wręcz śmiesznie. Szkoda, że sama siebie nie mogła zobaczyć... Jedyne co miała przy sobie to wąska torebka, do której mieściła się jedynie różdżka, mała sakiewka na galeony i... No właśnie, paczka chusteczek, także spokojna głowa, nowy kolego, nie masz się o co martwić! Ona sama też nie zauważyła początkowo chłopaka przebranego w pióra (co może sugerować, ze powinna udać się do okulisty, bo z jej oczami definitywnie coś było nie tak - jak można było nie zobaczyć tak czaderskiego przebrania harpii?!), wobec czego na jego słowa zareagowała szeroko otwartymi oczami i sekundową zwiechą. - Chyba twój - odparła w pierwszej chwili, łapiąc się na tym, że ze zdecydowanie zbyt dużym zaciekawieniem analizuje pióra nieznajomego. - E tam, tutaj dzieją się nawet dziwniejsze rzeczy - powiedziała, wzruszając lekko ramionami, a na jej twarz ponownie zawitał sznurkowy wąż z językiem z włóczki. Dopiero w ułamku sekundy zdała sobie sprawę, że pospieszyła się z odpowiedzią, bo chłopak miał na myśli wyścigi, a one faktycznie były niesamowite! - No! Emocje sięgają zenitu jak się jest w takim rydwanie, tym bardziej pierwszy raz. Już się ścigałam, nawet wygrałam, czaisz? - rzuciła z szerokim uśmiechem. - A Ty? Startujesz? - zapytała jeszcze, przenosząc wzrok na najbliższy tor, na którym ścigała się jej koleżanka, Vivien Dear ze Slytherinu. Zobaczyła, że jej konkurentem był między innymi Ezra i w dodatku zbliżał się do tej samej pozycji. Z całych sił wrzasnęła - VIVIEN, NIE DAJ SIĘ!
Te chusteczki to mu pewnie życie uratują. Boo dość brutalnie przekonał się, że tak, ma uczulenie na koty, a jakieś ogromne stado akurat postanowiło nawiedzać ich hostel. Jakby tego było mało, to jeden futrzak nie chciał odstąpić go na krok i nawet teraz przechadzał się po trybunach, co jakiś czas zaczepnie ocierając się o nogi chłopaka. Martwiło go również zainteresowanie w oczach zwierzaka, który dostrzegł piórka na prowizorycznym kostiumie Boo. Chwilowo jednak nic poważnego się nie działo, więc nie ma co panikować, nie? Łzy lejące się z oczu można zrzucić na emocje, o. Bo po co przyznać, że jest się alergikiem! - Wow - niemal szepnął, gapiąc się na swoją rozmówczynię. Ten jej entuzjazm był niesamowity i odbił go ze zdwojoną siłą. Oficjalnie ją teraz podziwiał i nawet nie próbował tego ukryć. Uśmiech zachwytu rozjaśnił jego twarz, bo chociaż nieznajoma nie podała żadnych szczegółów, to poinformowała go, że prowadziła taki rydwan! - Gratulacje! Nie jesteś zmęczona? Ej, to chyba trochę niebezpieczne, nie? - Zapytał jeszcze, po czym potrząsnął głową, bo przecież się nie zapisał i teraz mógł tylko żałować. - Nie, niestety. Głupi jestem. Może innym razem... - Wyraźnie zmartwił się swoim brakiem przedsięwzięcia sportowego, ale cóż. Zaraz się ożywił, bo w tamtym gościu rozpoznał swojego "znajomego" z recepcji, który to tak zwalił go z nóg. Miał komu kibicować! - JUŻ PRAWIE CI SIĘ UDAŁO, DAJESZ, DAJESZ! TAAAAAAAAK! - Zawył radośnie i aż podskoczył w miejscu, bo chłopak faktycznie wygrał! Boo zajęło chwilę ogarnięcie, że to był remis z dziewczyną, której kibicowała "gorgona". Zaśmiał się i potrząsnął lekko głową. - Ha, nieźle nam idzie to kibicowanie, nie? - Zauważył, bo przecież ich faworytom poszło wyśmienicie. - Przepraszam, w ogóle, to jestem Boo! - Gdzie się podziały jego maniery?
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Dziewczyna sama nie wiedziała, czy była zmęczona, czy nie. Powinna i może nawet trochę odczuwała zmęczenie w mięśniach rąk od kurczowego trzymania lejc oraz w nogach od tych usilnych prób odpowiedniego balansowania na chyboczącym się i szybko pędzącym rydwanie, lecz wszystko to było w tej chwili przysłonięte przez buzującą w jej ciele adrenalinę oraz świadomość wygranej w wyścigu! Z szerokim uśmiechem pokiwała głową na słowa uznania od chłopaka, czując się dumna, że osiągnęła coś takiego i że udało jej się wywrzeć na kimś wrażenie. - Nie, jakoś nie - powiedziała nieco pompatycznie, odgarniając włosy na plecy. Przy okazji dostrzegła kręcącego się nieopodal chłopaka kotka, który wydawał się być z nim niezwykle zaprzyjaźniony. Sama Bridget prawdopodobnie wygłaskała już wszystkie kocury pałętające się w okolicach hostelu i nawet ten zwierzak wydawał jej się znajomy. - To twój kot? Wydaje mi się, że bywał na naszym balkonie, ale sądziłam, że to jakiś miejscowy przybłęda - rzuciła jeszcze, po czym wróciła do tematu wyścigów. - Żałuj, że nie startowałeś! Co prawda było trochę strasznie, jak jechałam to nagle wyskoczył mi na drogę minotaur! Myślałam, że prawdziwy i tak się zlękłam, że zaczęłam krzyczeć, ale okazało się, że to tylko iluzja. Dziwnym trafem pojawił się też przed inną dziewczyną z mojej grupy, ale ona nie dostała od tego byczych rogów na głowie. Do tej pory mnie swędzi i się martwię, że jutro się obudzę z nowymi. Co jeśli rosną mi rogi? - Popatrzyła na nieco ze smutną minką. No przecież żadna dziewczyna nie chciałaby wyglądać jak byk, prawda? Przeniosła spojrzenie jeszcze raz na wyścig odbywający się najbliżej i z wielką przykrością skonstatowała, że nie tylko Vivien znacznie zbliżyła się do mety, lecz także zrobił to Ezra. Dziewczyna poczuła ukłucie gdzieś w środku i jeszcze głośniej zawołała - Nie daj mu wygrać, Vivien! Słysząc doping chłopaka szybko zorientowała się, że jednak grali w przeciwnych drużynach. Ale może to tylko taka męska solidarność? - Jeszcze raz, jak masz na imię? - dopytała, mrużąc nieco oczy. Wydawało jej się, że się przesłyszała, gdy się jej przedstawiał. - Ja jestem Bridget, bardzo miło Cię poznać. Chyba Cię nie spotkałam do tej pory w Hogwarcie, a to dziwne - stwierdziła jeszcze, uśmiechając się do niego ciepło.
- Nie, ale nie chce się ode mnie odczepić. Zupełnie nie rozumie, że przez niego kicham jak nienormalny - o, jakoś dawno już nie kichał! Ani nie kasłał, ani nie płakał. Szybko postanowił odciągnąć od tego swoje myśli, żeby czegoś przypadkiem nie przywołać. Rozmówczyni okazała się być w tym niesamowicie pomocna, bo zaczęła opowiadać o przygodach z własnego wyścigu i Boo tylko oczka się powiększały, kiedy to jej tak słuchał z zapartym tchem. Minotaur! - Jestem pewny, że z rogami też wyglądałabyś ślicznie. A jak ci nie podpasuje, to przecież mamy czary, nie? - Uśmiechnął się szeroko. Ciężko mu było wyobrazić sobie dziewczynę z byczymi rogami, ale wierzył, że to może być traumatyczne przeżycie. Z drugiej strony, dla tego typu wspomnień to by się chyba nawet przemęczył. Tak czy inaczej, jemu było dane jedynie sprawdzenie jak to jest skakać na trybunach w pierzastym kostiumie. Było ciepło, jakby ktoś się interesował wrażeniami. Kibicowanie nie było takie złe, Boo mógł sobie krzyczeć i zdzierać gardło coraz bardziej. Zawołał wielce pokrzepiające "TYLKO SIĘ NIE PODDAWAJ" do gościa, który kompletnie sobie nie radził, wyrwał mu się współczujący jęk podczas jakiejś drobnej kraksy... A na dodatek jego faworyt (to jest jedyna znana osoba) poradził sobie brawurowo. - WOHOOOO! BRAWOOOOO! - Ryknął jeszcze, klaszcząc tak mocno, że dłonie piekły go potem przez dobre parę minut. - Nie mam pojęcia co tu robię, właściwie nikogo nie znam, ale dobra... - Zaśmiał się, znowu. - Boo, mam na imię Boo. - Trochę się uspokoił, w końcu na najbliższym torze zwycięzcy zostali już wyłonieni. Teraz mógł więcej uwagi poświęcić Bridget, która się do niego bardzo przyjaźnie uśmiechała. - A no tak, bo mnie jeszcze w Hogwarcie nie było, dopiero od września będę - wyjaśnił z błyskiem w oku. Och, ależ mu się ta szkoła marzyła! Wprost nie mógł uwierzyć, że w końcu postawi nogę w Wielkiej Sali i wdrapie się na szczyt Wieży Astronomicznej. Bri nawet nie wiedziała, jaka z niej szczęściara, że to wszystko było dla niej na porządku dziennym...
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget wydała z siebie pełen współczucia jęk, kucając nieco i wyciągając rękę w stronę koteczka, który chyba był do niej jako tako przyjaźnie nastawiony, bo na moment dał się pogłaskać, a potem czmychnął gdzieś dalej. Dziewczyna cmoknęła zawiedziona, po czym wyprostowała się znów. - Ja to w ogóle mam wrażenie, że koty rozumieją każde ludzkie słowo, szczególnie te koty żyjące wśród czarodziejów. Tylko są zbyt niezależne i się nie słuchają - wyrzekła jedną ze swoich głupiutkich teorii, w którą wierzyła całym serduszkiem przez większość życia. Sama miała kota i przecież Tłuczek nie mógł być aż tak głupiutki, by nie rozumieć komend typu "zejdź z tej półki" lub "zostaw ten wazon". Słyszał to na tyle często, że powinien już wiedzieć, iż postępuje niewłaściwie, prawda? Inna sprawa, że był niezłym buntownikiem... Na następne słowa chłopaka zaróżowiła się nieco, chociaż mogłabym to też tłumaczyć gorącem, które zaczynała coraz bardziej odczuwać Temperatura na zewnątrz sięgała ponad trzydziestu stopni, natomiast jej wcześniej odpowiedni do pogody strój został zamieniony na długą do ziemi suknię w czarnym kolorze, przez co automatycznie zrobiło jej się goręcej. Uśmiechnęła się delikatnie, po czym parsknęła śmiechem. - Mamy magię, owszem, ale po tym, co tu się ostatnio dzieje to zaczynam się bać brać różdżkę do ręki - powiedziała i westchnęła. Przez ostatni tydzień żyła praktycznie jak mugolka, prawie nie używając magii, a jeśli już odważyła się czarować to tylko jakieś proste zaklęcia i to naprawdę okazjonalnie. Po dotychczasowych wypadkach i historiach, które zdążyła zasłyszeć, poważnie obawiała się używania różdżki. Przestawienie się na życie bez magii było trudniejsze niż się spodziewała, ale jakoś jej szło, co nie? - Boo? - zapytała jeszcze, unosząc jedną brew do góry. Pierwszy raz spotkała się z podobnym imieniem i przez moment myślała, że chłopak się zgrywał, jednak jego mina nie wskazywała na żart. - Oryginalne imię, jeszcze nigdy takiego nie słyszałam - przyznała, podając mu rękę i ściskając jego w odpowiedzi na przedstawienie się. A wracając do wyścigu... - Kurde, liczyłam, że Vivien wygra z Ezrą, a tu jakiś remis. Może za słabo krzyczałam i mnie nie słyszała? - rzuciła jeszcze do Boo, myślami będąc już trochę gdzieś indziej, bo zorientowała się, że skoro Ezra przejechał przez metę jako jeden z pierwszych... To w następnym etapie będą się ścigali razem. O zgrozo! - Ale czekaj, Ty tak poważnie? Nie byłeś w Hogwarcie? Ale to jesteś z innego kraju czy jak? Przyjechałeś na wymianę? - zasypała go pytaniami dopiero jak dotarł do niej sens jego słów.
Właściwie, to nigdy nie zastanawiał się nad poziomem komunikatywności takich zwierząt jak koty. Szkoda, bo temat dość ciekawy. Rzecz w tym, że nie tylko mało miewał do czynienia z tymi futrzakami, ale dodatkowo jak się okazało, będzie problem z dokonaniem w tej kwestii jakiejś zmiany. Boo nie wiedział czy koty go rozumieją i ignorują, czy może po prostu nie rozumieją. Zdecydowanie wolał drugą opcję, ponieważ pierwsza świadczyła o ich złośliwości. No łzy mu się lały strumieniami jak spędzał za dużo czasu przy tych bestyjkach, a one dalej nie odpuszczały. Wredoty. - Ach, tak, racja - przytaknął z niejaką konsternacją, bo zdążył już zapomnieć o tych utrudnieniach magicznych. Jakimś cudem świstoklik nie wrzucił go do morza, więc jeszcze nie było aż tak źle, nie? Inna sprawa, że faktycznie trochę go te dziwaczne zaklęcia martwiły, jak zresztą każdego. Boo nie miał problemów z życiem jako mugol, jednak magia go fascynowała i skoro już mógł jej używać, to z tych możliwości korzystał bardzo chętnie. - Ha, dziękuję. Trochę oryginalności nie zaszkodzi, nie? - Uśmiechnął się promiennie. Prawdę powiedziawszy, sam już chwilami zapominał, że "Boo" to nie jest jego prawdziwe imię, a jedynie skrót, który wymyślił sobie jako dziecko. Tak to do niego przylgnęło, że nie wyobrażał sobie przedstawiania w inny sposób. Poważnie, jeśli w dokumentach ma "Bowen", to będzie w szoku. I tak był w szoku, ale dlatego, że nagle z ust Bridget padło imię, przez które Boo prawie dostał zawału. Zastygł w bezruchu i spojrzał na dziewczynę. Wyraźnie kibicowała tej lasce (Vivien?), która zremisowała z jego znajomym z recepcji, a to by oznaczało... Ale przecież niemożliwe, bo... Dobra, zaraz, "Ezra" to nie jest takie oryginalne imię. Znaczy jest, ale na pewno jest sporo ludzi z takim imieniem. - Ezra? - Powtórzył zatem, wyjątkowo słabym głosem. Jeśli to jest ten gość... - Ezra jaki? Kompletnie go nie obchodziło już teraz wyjaśnianie, czemu w Hogwarcie nie był i po prostu gapił się na swoją rozmówczynię, czekając, aż padnie nazwisko, które albo go dobije, albo uratuje. Nie było to zapewne zbyt kulturalne, ale cholera, musiał wiedzieć i to jak najszybciej! - Nie, jestem z Londynu, miałem nauczanie domowe - odparł szybciutko, żeby tak te pytania nie wisiały, ale żeby Bridget mogła skoncentrować się na tym, co istotne.
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
Drama była z tych, którzy nie bali się ryzyka. Ćpanie z całkowicie nieznajomymi chłopakami? Nie ma sprawy. Wymykanie się w nocy do Hogsmeade? Jak najbardziej! Opuszczanie lekcji, bo przecież trzeba odespać nockę, którą spędziło się szlajając po zamku? Przecież mnie nie wyleją. Balansowała na krawędzi i chociaż nie starała się przechylać szali ani w jedną, ani w drugą stronę, nie miała problemów z łamaniem zasad. Kiedy dowiedziała się, że na wakacjach mają odbyć się wyścigi, miała nadzieje na to, że uda jej się wziąć w ich udział. Na początku myślała, że rydwany będą ciągnięte przy pomocy magii, jednak jak się potem okazało miały to robić biedne konie. W tym miejscu pojawił się największy problem, bo jak bardzo chciała zaryzykować, to tak samo bardzo bała się, że zwierzęta ucierpią. Starała się przekonać ludzi odpowiedzialnych za wyścigi, by zastąpili jakoś żywe zwierzęta, jednak jej prośby nie odniosły żadnego skutku. Gdyby Leo nie miał brać udziału w tym przedsięwzięciu, to pewnie by się nawet nie pojawiła. Postanowiła jednak skorzystać z okazji i przyniosła ze sobą magiczny transparent, który mówił o tym, że takie wyścigi to wielka katorga dla koni. Z daleka nie widziała jednak ludzi przebranych za mitologiczne stwory, którzy to siedzieli na trybunach i naprawdę wielkie było zdziwienie Dramy, kiedy tak starannie przygotowane ubranie szlag trafił. Z zaczarowanej koszulki bowiem miał uśmiechać się jej starszy brat, tak żeby każdy wiedział, kto ma wygrać, a jedyne co jej pozostało to jakieś ptasie pióra i skrzydła. Z wielkim podziwem spojrzała na ludzi, którzy wytrzymywali w przebraniu mantykory i po części dziękowała Merlinowi, że jej przypadła harpia. Niezbyt zadowolona, ale pełna nadziei spojrzała w stronę toru, na którym ścigał się jej brat i z wielkim zapałem wykrzyknęła! - LEO, LEO TO KRÓL TORU, JEST DZIŚ SZYBSZY OD MOTORU! - mówiąc o motorze nie miała na myśli byle WSKi, a super, szybkiego ścigacza, który to pokonałby innych zawodników, przy okazji rozjeżdżając ich, tak by, jak najmniej z nich zostało.
Ten cały wyścig wydawał się być idealnym spędzeniem czasu dla Charismy. Dlaczego więc nie brała w nim udziału? Na początku nawet zamierzała i szczerze nie mogła się doczekać, ale tym razem wbrew sobie postanowiła, że odpuści, miała przeczucie, że na trybunach będzie ciekawiej. Takim sposobem znalazła się tutaj, z zamiarem machania dużą flagą, na której wypisane było „Valerian do boju!” oraz zdarcia gardła na kibicowaniu swojemu przyjacielowi. Niemalże dopiero co weszła na trybuny, a już zdążyła się przekonać, że napewno będzie śmiesznie. Wszyscy byli dziwacznie ubrani, dziewczyna zaczęła się zastanawiać czy to nie za sprawą jakiegoś obowiązku, przyjścia tutaj w takich strojach, o którym nie słyszała. Jej wątpliwości rozwiały skrzydła pojawiające się na plecach i ohydnie długie paznokcie. Miała jeszcze długą, czarną suknię, przez którą mało co się nie zabiła. Na szczęście skończyło się to tylko na podeptaniu jej końcówki. Zdecydowanie była teraz gorgoną! Szybko przedarła się przez tłum do miejsca, z którego wszystko dobrze widziała. Wyścig się zaczął, Charisma ochoczo wykrzykiwała różne hasła mające na celu zagrzewać Cairndowa do walki. - VALERIAN DASZ RADĘ! VALERIAN! Machała również swoją flagą, która wydawała się być narazie największa, co ją niezmiernie cieszyło. No może nie licząc tylko pewnego transparentu dedykowanego koniom. "Ha! Niech tylko ktoś przyniesie taki z rywalem Valeriana, to osobiście zadbam o to, aby nie był większy albo lepszy od flagi" - pomyślała, uśmiechając się.
Po swoich ostatnich przygodach z rydwanami, tym razem postanowił sobie odpuścić wyścig. Miał dosyć wrażeń, poza tym wolał nie igrać ze śmiercią. Tia… głupie gadanie. Jakby to w ogóle obchodziło chłopaka. Chyba po prostu nie miał ochoty na udział w zawodach. W Grecji działo się tak wiele, że wolał odpocząć na trybunach, oglądając zmagania innych. Bez większego ryzyka, mógł spokojnie usiąść i wyluzować. Przynajmniej miał taką nadzieję, dopóki nie przypomniał sobie, że będą tutaj przecież inni uczniowie Hogwartu. Wszyscy się przekrzykiwali i próbowali kibicować. Próbowali, bo nie mógł tego nazwać jakimś sensownym dopingiem. Zero zgrania czy organizacji, po prostu kto głośniej. Tak samo było przy meczach Quidditcha. Pewnie źle to zabrzmi z ust czysto krwistego czarodzieja, ale mogliby się uczyć od mugoli. Przyrządzona dużo wcześniej oprawa i jednogłośny krzyk, który zagłuszał kibiców rywali. Nie wspominając już o wspólnym wyzywaniu sędziego. Szkoda ich trochę, chociaż to niesamowicie zabawne. Śmiać mu się chciało, kiedy na trybunach widział poprzebieranych ludzi. Bez jaj z cyrku uciekli czy jak? Nie potrafił powstrzymać się od śmiechu, kiedy sam padł ofierze tego głupiego żartu. Przy bramce zachodził się przez dobrych kilka minut. Cofał się o krok do tyłu, a później znowu wchodził. Sam nie wiedział co śmieszy go bardziej – włosy, tipsy czy czarna sukienka. Brakowało mu tylko czarnych damskich pantofelków, o które zresztą poprosił jakiegoś przypadkowego typa. Na niewielkim obcasie przechadzał się trybunami w poszukiwaniu wolnego miejsca. Na samą myśl o tym, że spod sukienki wystają mu owłosione łydki, parskał cicho śmiechem. Skrzydełka wesoło dyndały mu na plecach, kiedy zgrabnie kręcił pośladkami. Szkoda tylko, że węże na jego głowie były sztuczne i nie syczały wrogo na nieświadomych mężczyzn. W całym tłumie, jakimś cudem dostrzegł niezbyt dobrze znajomą mu Ślizgonkę. Jej również nie uniknął żart organizatorów. Nie potrafił się powstrzymać od podejścia i przywitania jej jakimś głupim komentarzem. Z udawaną dumą na twarzy podszedł do Dreamy i zagadnął. -Seksowna masz piórka – jakby tego było mało, to jeszcze posłał w jej kierunku zalotne oczko. Mrr… w czarnej sukience i tipsami, w których nie umiał posługiwać się palcami wyglądał naprawdę seksownie. -Chcesz pogłaskać mojego węża? – zapytał, z trudem tłumiąc śmiech w sobie. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z dwuznaczności tego pytania, ale nie miał zamiaru z niczego się tłumaczyć. Przecież oczywiste, że chodziło mu o te na głowie.
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
To, co działo się na torze, było niezwykle emocjonujące. Drama nie wiedziała, na czym skupić wzrok, z jednej strony obserwowała Leo, jednak oczy co chwilę spoglądały na Fire, Lope i Viv. Na szczęście walczyli oni blisko, chociaż na dwóch różnych torach, dlatego też nie miała problemów z ogarnięciem tego co się przed nią działo. Śmieszyła ją nieporadność Leo, który zaliczył falstart oraz to, że Lope nie szło aż tak dobrze, jak by się po nim spodziewała. Widziała Viv, która przemykała sprytnie i chyba miała wygrać. Z dwojga złego wolała ją niż jakiegoś nieznajomego, który potem chwaliłby się wygraną. Wiedziała, że Lope jest mega ambitny i było wielkie prawdopodobieństwo, że tenże nieznajomy skończyłby ze złamanym nosem, w takim przypadku przynajmniej nikt nie zostałby uszkodzony. W tym momencie skupiła się właściwie tylko na tym, jak idzie jej bratu, nie interesowały jej już inne osoby i liczyła na to, że uda mu się wygrać. Zacisnęła mocno kciuki i co chwilę podskakiwała, kiedy widziała, że jego rydwan spotyka się z innym. Za każdym razem, gdy robiło się groźnie, przymykała oczy w nadziei, że ten głupek, który miał więcej szczęścia niż rozumu, wyjdzie z kłopotów cało. Nawet nie zauważyła, kiedy podszedł do niejo młody Fairwyn, przestraszona podskoczyła do góry i złapała się za serce, które o mały włos nie wypadło jej z piersi. Nie lubiła aż takich niespodzianek i chociaż jego towarzystwo zawsze było miłą odskocznią, to na jego widok zmarszczyła mocno brwi. Po chwili uśmiechnęła się jednak pięknie i dopiero po chwili zorientowała się, w co wcisnęli Maxa. Zamarzła na chwilę, zilustrowała go od góry do dołu i ryknęła głośnym śmiechem. Nie mogła się powstrzymać i przez chwilę czuła się jak po głupim Jasiu. To wszystko było tak całkowicie nie w jego stylu, szczególnie że daleko było mu do drag queen, a tą właśnie jej teraz przypominał. Dopiero po chwili wzięła głęboki wdech i ciągle uśmiechając się szeroko, rzekła. - Jak na Ciebie patrzę, to jednak wolę być kurczakiem - podsunęła się trochę, tak by zrobić mu miejsce. - Za węża Cię nie złapię, ale mogę pomiziać Cię po kolanku — dodała jeszcze i wzruszyła ramionami. Cieszyła się, że Max nie wkurzyło to, w jaki sposób został ubrany, gdyby był kimś innym, to najprawdopodobniej zrezygnowałby z udziału w imprezie i poszedł gdzieś indziej, co skutkowałoby opuszczeniem tak świetnej zabawy. Wszędzie panował wielki hałas, uczniowie przekrzykiwali się i sama Drama starała się cały czas patrzeć na tor, to zadanie zdecydowanie utrudniał ubiór chłopaka, a brunetka nie mogła powstrzymać się przed ciągłym spoglądaniem na wężowe włosy czy długie pazury, które wyglądały obrzydliwie. Kiedy jeden z zawodników prawie znokautował jej brata, zakrzyknęła dziko. - TY SKURWYSYNIE! BO MI BRATA ZABIJESZ, A JEŚLI MI GO ZABIJESZ TO CI ŁEB URWĘ — W jednej chwili wszystkie spojrzenia były skierowane na nią, na jej usta wpłyną jedynie sarkastyczny uśmiech, by zagęścić atmosferę, uniosła faka do góry. Jak się spodziewała, gest spotkał się z szeptami i cichym buczeniem, jednak ona miała wyjebane. Przecież nie da sobie psuć zabawy i nie będzie się ogarniać, bo jakimś pajacom nie podoba się jej zachowanie. Na chwilę zapomniała nawet o obecności anglika, który siedział obok niej i był zainteresowany wyścigiem na równi z Dramą. - Wybacz, mogę zachowywać się wybuchowo, ale sam widzisz co tam się kurwa dzieje — Emocje buzowały w jej żyłach, atmosfera była nieziemska, wysoka temperatura, słońce i suchy wiatr, który ciągle im towarzyszył, powodował, że Drama czuła się jak w swoim żywiole. Ona uwielbiała taką pogodę i to wszystko dodawało sił. Gdyby mogła to najprawdopodobniej poszłaby wyjebać temu gościowi, ale przecież niezbyt umiała latać, a innego sposobu na ściągnięcie go z powozu nie potrafiła sobie wyobrazić.
Śmiech Ślizgonki był chyba najgorszą rzeczą, która mogła go w tym momencie spotkać. Nie żeby go nie lubił czy coś. Nic z tych rzeczy, ale naprawdę, gorzej chyba być nie mogło. Było mu tak cholernie głupio. Stał w bezruchu i przyglądał się rozbawionej dziewczynie czekając, aż nieco ochłonie. Na twarzy Fairwyna jedyne co było widać to zrezygnowanie i mina mówiąc – serio. Nieco przesadzała, a przynajmniej tak uważał Anglik. Nie no, bądźmy szczerzy – nie mogła przesadzać. Pewnie gdyby sam się teraz mógł zobaczyć to umarłby ze śmiechu. Nie chciał dać koleżance tak szybko chwili wytchnienia, więc jak tylko nieco ochłonęła, Max znowu zaatakował. Zrobił głupią minę, która chyba miała być jakaś seksowną, ale wyszło jak wyszło. Lekko machnął swoimi przerażająco długimi tipsami – naprawdę, nosząc je bał się o swoje życie. Czuł się, jakby miał sobie zrobić krzywdę. – i wydał z siebie lekki ryk. -Argh! – a zaraz po tym, na jego twarzy zagościło zrezygnowanie. Pewnie gdyby wierzył w któregoś z mugolskich bogów, w tym momencie właśnie zacząłby się do niego modlić i to nie o pomoc, tylko szybką śmierć. Przecież to musiałby jakiś najgorszy koszmar dla ludzkiego oka. Przez dekolt w sukience wystawały mu tatuaże na klacie. Nie wspominając już o jego nogach, czy eleganckich bucikach, które załatwił już na własną rękę. -Jak widzę te paznokcie i wyobrażam sobie siebie w sukience, to mam ochotę zostać nago – nie żartował. Anglik rozważał opcję rozebrania się do samych bokserek i zostawienia jedynie włosów, które akurat mu się spodobały. Sztuczne węże miał swój urok i od razu kupiły serce Maxa. Dosłownie zakochał się i z chęcią zostawiłby je sobie nawet po całej imprezie. Podejrzliwym spojrzeniem obdarzył Ślizgonkę, gdy chciała go Mizia po kolanie. Pff, co za zboczeniec! Jeszcze czego. Parsknął głośno, a przynajmniej na tyle by dziewczyna usłyszała. Popisał się swoimi aktorskimi zdolnościami i udał obrażonego. -Jeszcze czego, zbereźniku! – mruknął obciągając sukienkę za kolano, tak je ukryć nawet od przypadkowych spojrzeń dziewczyny. Kolana jej się zachciało, jeszcze czego. Może od razu macanie po pośladkach? Anglik w tym momencie był prawdziwą mityczną damą i się szanował! Nie to co niektóre dziewczyny… Szczerze mówiąc od wyścigu bardziej wciągnęły go tipsy na palcach. Jednym okiem śledził zmagania na torze, a drugim skupiał na wielkich szponach, przez które miał ciarki na karku. Jego własne paznokcie dosłownie go przerażały. Próbował je zdjąć czy coś, a tylko na próbach się skończyło. Zaraz się czuł dziwnie jakby miał urwać sobie cały palec, albo zedrzeć paznokcia. Sama myśl o tym bolała, ble! -O kurwa – westchnął chyba nieco przerażony. Takiej wiązanki z ust Ślizgonki raczej się nie spodziewał. Znaczy rozumiał wiele rzeczy, ale bez jaj, czy ona teraz komuś groziła? Odruchowo spojrzał na zmagania na torze. Wzrokiem szukał loczka, a gdy w końcu go znalazł to coś mu chyba nie szło zbyt dobrze. Zdziwienie ogarnęło go dopiero gdy okazało się że Lorka prowadzi. Wstał z miejsca i uważnie zaczął przyglądać się końcówce, trzymając kciuku za koleżankę. No w myślach je trzymał, bo z tipsami bał się zacisnąć dłonie… -Twój brat dostaje wpierdol – zaśmiał się, z dosyć melodyjnym tonem głosu. Ciekawiła go reakcja dziewczyny. Emocje były spore więc spodziewał się wszystkiego. Nawet cios w nos nie był w stanie go powstrzymać przed dogryzieniem ciemnowłosej. -Właściwie, to dlaczego nie bierzesz udziału? –spytał, kątem oka zerkając na dziewczynę. Dosłownie poświęcił jej tylko ułamek sekundy, bo nie mógł przegapić tego, jak Lorka dokopywała bratu Ślizgonki.
Cóż, na początku sam chciał się zapisać, ale nie czuł się na siłach. Nie był jeszcze nigdy tak bardzo skacowany i po prostu to nie było na jego możliwości. Leżał na łóżku, nie chcąc się poruszać i paląc papierosa, mimo ostatnich akcji z Gemmą i Lottą. Na szczęście, bądź nieszczęście, był sam i nikt nie przychodził. Mógł się więc delektować dymem bez żadnych przeciwskazań, a jeśli wieczorem będzie śmierdziało, to już go to nie interesuje, go tu nie będzie. Tak więc, przegapił zapisy na rydwany, lecz wciąż mógł przyjść i kibicować, albo swojej kuzynce, albo Gemmie, albo Lotce. Te dwie ostatnie opcje były dla niego najbardziej atrakcyjne, gdyż przynajmniej będzie ciekawie… no i cóż, może im pomoże, albo przeciwnie, utrudni zadanie. Tak więc, wstał z łóżka i wiedząc, że wyścigi już się zaczęły, poszedł wolnym krokiem na trybuny. Po drodze wypalił coś specjalnego, tak że teraz jego oczy były przekrwione, lecz nie narażał się na razie żadnemu nauczycielowi, żeby ten to zauważył, a nawet jeśli to nie miał już niczego przy sobie, więc o nic oskarżyć go nie mogli. Wchodząc po schodach, jakaś magia zawirowała wokół niego i sprawiła, że jego ubrania się zmieniły, albo na nie zostały nałożone nowe. Ubrany był w kostium mitologicznego cerbera, psa z trzema głowami i w sumie zabawne były te dwie pluszowe głowy na jego ramieniu. Na trybunach byli już ludzie i w sumie, nie zamierzał siedzieć samotnie. Szybko podejmując decyzję, podbił do tej dwójki, ciemnowłosej i wytatuowanego ziomeczka. - Elo, wbijam do was. – Nie słuchał żadnych zaprzeczeń i zaczął chociaż trochę oglądać te rajdy. Przyszedł akurat w momencie, kiedy Blaithin była przed jakąś laską, która nagle złapała się za buzie i nie do końca było wiadome co się stało. Cóż, oby więcej ludzi nie podzieliło losu jego kuzyna, Caluma. Wpadł do tej dwójki akurat, kiedy chłopak stwierdzał fakt o bracie dziewczyny. - Który to ten, co dostanie soczysty wpierdol? – Spojrzał na nich, a potem na rydwany i ostatecznie usiadł obok tej laski. Dante rozłożył się wygodnie na swoim siedzeniu i ziewnął przeciągle. - Niech się wydarzy coś zajebistego i niebezpiecznego. – Powiedział do siebie, do nich i do całego świata. Cóż, był dla nich nieznajomym, a wpierdolił się, jakby znali się chociaż z widzenia. A nawet tak nie było. Ją widział na imprezie w dwójce, ale to tyle, a jego widział pierwszy raz. Jak to się kurwa stało, że rok wystarczał, żeby ludzie w Hogwarcie tak bardzo się zmienili. Dopiero po chwili było wiadome, że to co się stało dziewczynie za Blaithin, to naprawdę było stracenie zęba. Dante wybuchnął śmiechem i dalej oglądał wyścigi, połowę uwagi poświęcając tej dwójce obok niego.
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
Wyścig coraz bardziej nudził Dramę, bo ile można patrzeć na ludzi jeżdżących w kółko na koniach. Gdzieś ktoś wybił ząb, gdzieś ktoś złamał rękę, ile można. Doświadczenie nauczyło Dramę, że wiele nie trzeba żeby stracić uzębienie, wystarczyło wspomnieć o Calumie, który raz oberwał tłuczkiem i stracił dwójkę. Śmieszna sytuacja, ale dziewczyna nie chciała się nigdy w takiej znaleźć. Lubiła marchewki i inne takie, więc sprawny narząd gryzienia był potrzebny. Teraz bardziej zainteresowana Maxem przyglądała się mu co chwilę, nadal uśmiechając się może trochę zbyt wrednie, ale kto by przywiązywał do tego uwagę. - Jak chcesz, to się rozbieraj, ja chętnie popatrzę co masz po sukienką - i nic nie mogło ją powstrzymać przed napastowaniem. Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że sama kiedyś była w podobnej sytuacji, kiedy ktoś zachowywał się jak „zbereźnik” i nie życzyła tego nikomu, jednak ona no cóż, żartowała sobie i wiedziała, że Max nie weźmie tego na poważnie. Jako że łydki anglika były odkryte, to stwierdziła, że zacznie właśnie od nich, schyliła się udając, że musi poprawić coś przy bucie i kiedy zaczęła się podnosić, niby niechcący zaczepiła bokiem dłoni o owłosioną nogę. Szła do góry powoli, ciągle nie podnosząc wzroku do góry, kiedy doszła do kolana — przykrytego materiałem lekko zaczepiła o tkaninę, a ta podwinęła się. Drama nie chciała pokazać reszcie świata tego, co ukrywał pod tą kiecką, wolała pozostawić takie widoki na wieczór albo noc, więc przeskoczyła i dalej ciągnęła dłonią po czarnym materiale. Kiedy już była przy biodrze, oderwała rękę i wróciła do siedzącej pozycji, robiąc udawanie skruszoną minę i wywijając usta w podkuwkę, rzekła. - Ah, wybacz, to tak niechcący, nie chciałam się narzucać - wzruszyła ramionami i gotując się w sobie, oparła rękę na kolanie. Taka pozycja pomogła ukryć Dramie buzię pomiędzy włosami, a starszy chłopak nie zobaczył głupiego wyrazu, jaki wpłynął na lico nastolatki. Słysząc słowa o wpierdolu ponownie wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się głupio. - Znasz tą pannę co wygrywa? - zagaiła - Bo jeśli znasz, to chyba lepiej, żeby wygrał ktoś znajomy niż jakiś no name. - cmoknęła głośno ze wstydu. Zastanawiało ją jak to możliwe, że tak wysportowany koleś tak słabo radzi sobie z magicznymi dyscyplinami. Jeszcze jakby był chucherkiem na jednego ciosa, a tu wielki chłop, boksujący w dodatku i właściwie sobie nie radził. To, że jeszcze nie wjechał w trybuny albo koń mu nie spierdolił, było spowodowane opatrznością losu, która chroniła całą publikę. Rozkmine brunetki o nieporadności brata przerwał prawie nieznajomy chłopak. Dante, kuzyn Fire, z którym może miała okazję obcować, ale nie udało im się porozmawiać. Przelotnie skinęła do Deara głową. Chociaż Dreame ucieszyła obecność nowej, znajomej twarzy to nie miała ochoty na okazywanie jakiś mega pozytywnych uczuć. - Jak się nawiniesz to też możesz dostać rykoszetem - nachyliła się w stronę Brytyjczyka i prawie, jak ta miła, ale wkurwiająca ciocia, którą każdy posiada, złapała za policzek i porządnie go za niego wytarmosiła w tym samym czasie mówiąc - Ale jesteś takim pięknisiem, że jednak szkoda twojej mordki - Ryzykowała, bo mógł się wkurwić albo inne takie, jednak nie spodziewała się po nim avadowania, bo co złego mógł zrobić, w najgorszym wypadku strzepnie kościstą dłoń Vin-Eurico, niczym irytującą muchę i tyle. - Ja czekam na wybuchy ognia, a tu chuj, tylko robią te okrążenia i tak jeżdżą w kółko. Nuda. Przelotnie spojrzała na to, co robi Leo, była wierną siostrą i wierzyła w niego, pomimo że szło mu badziewnie. Z nadzieją w sercu i wesołą rymowanką w głowie wykrzyknęła ponownie. - LEO, LEO ZDOLNY CHŁOPAK, JEŚLI WYGRA KUPUJE MU PIWA SZEŚCIOPAK! - robiła im wiochę, ale nie przejmowała się tym. Póki miała jak, to korzystała z wakacji i swobody, jaką te gwarantowały dziewczynie.
Niby jeździli na torach cały czas w kółko, ale zabawnie było obserwować jak niektórzy mieli problemy z ujarzmieniem koni. Atmosfera w rydwanach musiała być dużo bardziej napięta, niż ta na trybunach. No, może nie licząc Dramy, która przeżywała wyścig, jakby to ona jechała. Cały czas ktoś się o siebie zderzał i wyprzedzał. Fairwyn miał cichą nadzieję, że ktoś zgubi koło, albo nawet gorzej – wypadnie z rydwanu. Nie życzył nikomu źle, nic z tych rzeczy. Z doświadczenia wiedział, że nie było to nic dobrego i bezpiecznego, ale emocje towarzyszące upadkowi pewnie poruszyłby każdego widza. -Kusisz, ale może później – mruknął rozbawiony. Dla Ślizgonki nawet po wyścigach mógł założyć tą czarną sukienkę, by później zrzucić ją w jakiś komiczny sposób. Sam fakt, że zostałby w niej dłużej, niż tylko na czas zawodów, brzmiał zabawnie. Zadrżał delikatnie, kiedy poczuł na swojej łydce jej delikatny dotyk. Z początku udał, że to ignoruje i kątem oka zerknął na Gryfona, który się do nich dołączył. Biedaczek chyba nie mógł liczyć na taką przyjemność, ale nie było czego zazdrościć. -Już skończyłaś? – spytał, troszkę zawiedziony. Miał cichą nadzieje, że podwinie jego kieckę jeszcze nieco wyżej. Przewrócił lekko oczyma i tak – zrobił to. Zdjął z siebie czarną sukienkę, zostawiając tylko seksowne tipsy i boskie włosy. Na szczęście bielizna chłopaka nie uległa żadnej zmianie i nie miał na sobie damskiej koronki, ani stanika tylko zwykłe bokserki. Stanął na swoim siedzeniu, ręce uniósł do góry, a w jednej trzymał sukienkę. -Jak chcesz to możesz dotknąć – mruknął do koleżanki i puścił jej oko. Oczywiście miał na myśli swoje zgrabne pośladki, którymi świecił przed resztą widowni. Ciekawe, kto zgarnie większe show – uczestnicy wyścigu, czy prawie nago dopingujący Max. -WOOOOOOOOOOOOO LEO! – krzyknął ile tylko miał siły w płucach. W tym momencie bawił się naprawdę doskonale i chciał by inni też poczuli ten klimat. Sukienką zaczął machać jak jakąś flagą, a bioderkami zgrabnie kręcił na boki. Biedny Dante, że zdecydował do nich dołączyć. -Tak znam – odparł mając w głowie obraz sprzed kilku, może kilkunastu dni, kiedy wspólnie wybrali się do hodowli hipokampusów. Zajebiście było przejechać się na rydwanie w tamtym miejscu i chętnie by to jeszcze powtórzył, tylko dostał zakaz wstępu za włamanie. -DAWAJ LORKA! – krzyknął, zmieniając obiekt swojego dopingu. Miał nadzieję, że Puchonka go nie zobaczy, a jeśli nawet to szybko zapomni. Widok Maxa w samych bokserkach i kilku dodatkowych ozdobach mógł być bardzo rozpraszający i nie chciał, by przypadkiem przez niego straciła prowadzenie. -Brakuje tu jakiś odpadających kół – podsumował wypowiedź Ślizgonki. Mimo wszystko, aż tak bardzo nudno nie było. Max bawił się doskonale, ale to chyba dlatego, że sam robił wielkie widowisko.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget oparła się o barierki, przechylając się nieco do przodu, przez co większość tych dziwnych wężyków wplecionych w jej włosy wpadło jej na twarz. Starając się utrzymać czuprynę w ryzach, zmrużyła oczy i dokładnie przyglądała się wydarzeniom na torze. Niestety wzrok ją nie mylił i faktycznie był remis między Vivien i Ezrą. Po cichu liczyła na własną pomyłkę, jednak teraz już wiedziała, że jeśli dostała się do następnego etapu, istniało duże prawdopodobieństwo rychło nadchodzącej konfrontacji, co w połączeniu z rydwanami i wyścigami nie wróżyło nic dobrego. Jej usta utworzyły prostą linię, a klatka piersiowa uniosła się w głębokim westchnieniu. Słysząc słowa chłopaka, odwróciła głowę i spojrzała na niego nieco zdezorientowana, a uczucie to pogłębiało się z każdą sekundą, którą spędziła na analizie rozemocjonowanego chłopaka. Patrzył na nią z taką miną, że początkowo zupełnie zapomniała, o co ją zapytał, a widać było, że bardzo zależało mu na odpowiedzi. Odchrząknęła, aby mieć pewność, że nazwisko to w ogóle będzie w stanie przejść jej przez gardło. - Clarke - powiedziała krótko, nie mogąc ukryć goryczy ani w głosie, ani na twarzy. Przeniosła spojrzenie na moment gdzieś w bok, przełykając z trudem ślinę. - Pieprzony Clarke, miał szczęście i to duże, skoro udało mu się zremisować z Vivien. To twarda zawodniczka - poinformowała go jeszcze. Widziała jak Vivien gra w Quidditcha, stąd też wnioskowała, że była najbardziej prawdopodobnym zwycięzcą. Słysząc o nauczaniu domowym poczuła się znacznie bardziej zainteresowana i wolałaby pociągnąć rozmowę na ten temat, zamiast rozprawiać nad osobą Ezry, która w tej chwili jej nie obchodziła lub też dziewczyna chciałaby, żeby tak było. Uśmiechnęła się do Boo delikatnie, próbując go zachęcić do powiedzenia czegoś więcej na temat tego nauczania. - O, to ciekawe! Nie znam zbyt wielu przypadków uczniów z nauczaniem w domu, a szczególnie przez siedem lat! Miałeś osobne przedmioty tak jak w szkole? Ciężko było tak samemu, czy lepiej? A w ogóle to dlaczego? Siedem lat to spory kawałek czasu, prawie połowa naszego życia... - powiedziała i przekrzywiła głowę w geście ciekawości.
W dużym skrócie, Thomas wcale nie był Thomasem. Boo sam nie wiedział czemu aż tak go dziwi - intryga była niczym z filmu, niczym z komiksu z superbohaterami, którzy chcą ukryć swoją prawdziwą tożsamość. Problem w tym, że o ile faktycznie pokładał w kuzynie wielkie nadzieje, to nie chciał od razu zakładać, że jest takim Flashem czy Supermanem. Nawet w całej swojej słodkiej naiwności nie był w stanie znieść tak wielkiego zawodu. Nie miał pojęcia czemu Krukon miałby ukrywać tak istotną informację, skoro Boo mu się przedstawił tak, jak podpisywał się pod wszystkimi listami. Najwyraźniej sprawa była poważniejsza. - Ach. No tak. Świetnie jej szło, nie? - Wyrzucił z siebie na wydechu, dalej nieco oszołomiony tym, że rozmawiali częściowo o jego kuzynie. Ależ miał farta, że wpadł na Ezrę już na samym wstępie, zaraz po dotarciu do Grecji! Dziwnie się niby to wszystko potoczyło, ale Merlinie, Runner cieszył się jak głupi. Nieszczególnie miał zatem rozprawiać na temat swojego życia i nauczania domowego, ale Bridget była bardzo sympatyczna i chyba ją to zainteresowało, a Boo nie przywykł do odrzucania ludzi. W końcu miał z kim porozmawiać i co, zmarnować taką okazję? Odwzajemnił uśmiech, zerkając raz jeszcze na tory wyścigowe. - Rzecz w tym, że mam bardzo słaby układ odpornościowy i o ile teraz jest już nieźle, wcześniej nie mogłem wyjść z domu bez złapania jakiegoś choróbska. Całe życie siedziałem w zamknięciu, stąd nauczanie domowe - wyjaśnił, bawiąc się jednym piórkiem, które odpadło mu od kostiumu. Ciekawe, czy jeśli zejdą z trybun, to ich normalne ubrania wrócą? - No, przedmioty miałem oddzielnie, wiesz, na każdy wydzielony czas. Tylko niezbyt wiem czy to było lepiej czy gorzej, bo w końcu nigdy nie siedziałem w normalnej sali lekcyjnej z innymi uczniami... - Zmarszczył lekko brwi. Pójście do Hogwartu było jego marzeniem, a jednak ostatnimi chwilami łapały go wątpliwości. Każda osoba przejawiająca choćby drobne zdziwienie sprawiała, że zaczynał czuć się coraz mniej i mniej pewnie. W końcu prawdę mówiąc nie wiedział na co się pisze, nie?
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Dla Bridget nowością był fakt, że istniał ktoś, dla kogo szkoła była czymś nowym i nieznanym. Chyba pierwszy raz w swoim życiu poczuła się jakaś taka bardziej światowa i obeznana, w końcu to ona miała od kogoś większe pojęcie na dany temat, którym o dziwo okazała się być szkoła i panujące w niej realia. Niby słabo, ale zawsze coś, prawda? Słuchając jego szybkiego wytłumaczenia, wybałuszyła na niego oczy i obrzuciła go badawczym spojrzeniem od stóp do głów, zupełnie jakby miała zamiar dostrzec od zewnątrz ten słaby układ odpornościowy. - Wow - podsumowała krótko nie spuszczając z niego wzroku i uśmiechnęła się kącikiem ust. - Ale to musi być dziwne, nie być nigdy w szkole. Czasem sobie myślę, że może byłoby fajniej, bo na pewno inaczej, ale chyba nie potrafiłabym żyć bez szkoły. Boo, zobaczysz, Hogwart Ci się spodoba i pewnie zakochasz się od pierwszego wejrzenia jak ja - powiedziała z szerokim uśmiechem, wspominając na szybko ten pamiętny dzień, kiedy wybrali się rodzinnie na Merliniady w Hogsmeade zanim Bridget w ogóle dostała list z Hogwartu. Dziewczyna po raz pierwszy zobaczyła wtedy mury tego ogromnego zamku i już wtedy poczuła, że to będzie jej drugi dom. - Jakbyś kiedyś potrzebował pomocy w czymś, szukał rady albo chciał po prostu pogadać, to możesz do mnie pisać. O, właśnie, wiesz, w jakim już będziesz domu? Ja jestem w Hufflepuffie - dodała jeszcze.