Niewielki basen znajduje się na drugim piętrze hotelu. Niewiele osób wie o jego istnieniu. Są to jedynie osoby, którym o tajemniczym miejscu powiedział ktoś z rodziny prowadzącej hotel. Z basenu można podziwiać niezwykły widok na morze oraz drugą wyspę - Agrios. Rzuć kostką w odpowiednim temacie, żeby dowiedzieć się o tym miejscu. Jeśli wypadnie parzysta - dostałeś informacje o lokalizacji basenu od kogoś z rodziny gospodarzy i możesz powiedzieć o nim dwóm wybranym osobą. Jeśli wypadnie nieparzysta - niestety nie dowiadujesz się o tym miejscu, ale może ktoś z Twoich znajomych podzieli się z Tobą tą informacją.
A więc Grecja. Courtney musiała przyznać, że całkiem tu uroczo. Błękit nieba i promyki słońca okalające jej skórę były miłą odmianą po dość deszczowej Anglii. Słoneczne wakacje rozpoczęte w Kalifornii podczas dwutygodniowego pobytu w domu mogły być z czystym sumieniem tutaj kontynuowane. Sama zaś Courtney, jako ciekawska osóbka i w dodatku pełna pokładów energii, nie potrafiła usiedzieć spokojnie na miejscu i wkrótce po dotarciu na miejsce wybrała się na przechadzkę po okolicy, gdy wszyscy inni wciąż byli w hostelu. Daleko zresztą nie zaszła; wyspa była wciąż jednak pełna nieodkrytych jeszcze przestrzeni, nie mogła więc ryzykować zgubieniem się. Na swojej drodze spotkała tymczasem przeszkodę, którą stanowiła jakaś mała dziewczynka - Greczynka, co było widać już na pierwszy rzut oka. Uśmiechała się, Courtney zdawało się, że złowrogo i stała wprost przed nią, jakby chciała zagrodzić przejście. Spadaj szczylu, pomyślała Hill, jednak nie wypowiedziała tych słów na głos. Zamiast tego odwzajemniła uśmiech i po angielsku zapytała, czy ma jakiś problem. Dzięki kilku mało uczęszczanym londyńskim dzielnicom dowiedziała się, że to pytanie otwiera wiele drzwi. Dziewczynka jednak powiedziała jej, że ma ładne blond włosy (jakby nie wiedziała, hehe) i zapytała, dokąd zmierza. Wkrótce po wymianie kilku zdań i oczywiście komplementów - Hill wiedziała już, jak ją podejść - wskazała bardzo ciekawe, przynajmniej jej zdaniem, miejsce i wyjaśniła, jak do niego dojść. Dzięki temu Kalifornijka odkryła w hostelu basen, z którego roztaczał się niesamowity widok. Następnego dnia postanowiła wrócić tam - tym razem nie sama, lecz z Vivien, której pokazała ów miejsce. Właśnie tutaj dotarły, a Hill po krótkim namyśle stwierdziła, że może pływać teraz nie będzie, ale troszkę zmoczyć się może. Dlatego też zdjęła sandałki, usiadła na brzegu i wesolutko machając nogami uderzała w dotąd nienaruszoną taflę wody. Przestała dopiero, kiedy się ochlapała. - W sumie spoko, że tym razem nie pojechaliśmy do jakiejś Japonii czy innych Emiratów Arabskich - stwierdziła nagle - Tam prawie nie znali angielskiego, tutaj przynajmniej nie trzeba porozumiewać się na migi - wyjaśniła, przypominając sobie zeszłoroczny wyjazd. Który swoją drogą obfitował w wiele niepomyślnych zdarzeń - a to zgubione buty, nieudana opalenizna, ukąszenie żmii. Miała nadzieję, że tym razem nie pozbędzie się żadnej części garderoby, bo nie żeby jej galeonów brakowało, ale na tamte buty wydała dość sporo. - A jak tam u ciebie, Vivi? Może dwa tygodnie to nie tak długo, ale z tego co pamiętam, w Hogwarcie też nie miałyśmy zbyt wielu okazji do rozmowy. Przez te twoje owutemy i w ogóle - powiedziała w końcu, wszak u niej nic szczególnego się nie działo.
Trudno ukryć, że byłam niezmiernie zadowolona z miejsca jakie w tym roku wybrała dyrekcja na naszą wycieczkę szkolną - Grecja była w moim mniemaniu niemalże definicją raju. Mimo, że mieszkanie w deszczowej Anglii na co dzień niespecjalnie mi przeszkadzało, to jednak najlepiej czułam się pływając w chłodnej wodzie podczas upału, co mój rodzinny kraj był w stanie zapewnić mi jedynie przez kilka, może kilkanaście dni w roku. Co do samego wyjazdu miałam sporo szczęścia - przydzielono mnie do pokoju m.in. cudowną Arielle (która miała stać się kiedyś członkinią mojej rodziny), kuzynem Ceasarem oraz Courtney i Rayem, którzy byli dla mnie bardzo bliscy, a dla których ze względu na Owutemy w ciągu ostatnim tygodni nie miałam szczególnie dużo czasu. Podczas jednego z pierwszych dni wyjazdu wybrałyśmy się z Courtney na spacer. Druga ślizgonka zabrała mnie w zupełnie niesamowite miejsce - basen, który znajdował się na drugim piętrze hotelu wyglądał niesamowicie zachęcająco, a widok, który rysował się za nim zapierał dech w piersiach. Miałam ochotę od razu wskoczyć do wody widząc jednak, że koleżanka tylko zamoczyła nogi postanowiłam pójść za jej przykładem. Pozostawiłam klapki na brzegu i usiadłam obok dziewczyny rozkoszując się chłodem wody, w której zamoczyłam stopy. - Na Grenlandii w tym roku też nie było zbyt fajnie - rzuciłam z trudem powstrzymując śmiech na samą myśl o tegorocznym budowaniu igloo - Nie dość, że zimno to jeszcze bez dostępu do cywilizacji. Może odrobinę przesadzałam z tym dostępem do cywilizacji, jednakże mimo iż nie byłam materialistką ze względu na status mojej rodziny przywykłam do pewnych standardów życia, co wiązało się z tym, że nie do końca potrafiłam odnaleźć się w bardzo skromnych warunkach, które zaoferowano nam na Grenlandii. Gdy przyjaciółka zaczęła pytać co tam u mnie nie posiadałam się z radości - miałam jej tyle do opowiedzenia. Nie omieszkałam pochwalić się trzema PO, wybitnym i zadowalającym z owutemów, oraz tym, że mój starszy brat - Dorien w nagrodę za tak dobre wyniki zakupił mi małe mieszkanko w Hogsmeade. - Mam nadzieję, że wpadniesz do mnie na kilka dni, gdy wrócimy z Grecji - podsumowałam uradowana. Trudno opisać jak bardzo cieszyła mnie perspektywa spędzenia czasu z przyjaciółką. - W materii osobistej niestety trochę gorzej - rzuciłam z lekko skwaszoną miną, ale po chwili dodałam z uśmiechem - Ale nie musimy o tym gadać, chętnie posłucham co u Ciebie. Chętnie zwierzyłabym się Courtney ze wszystkich moich problemów. Nieudane randki były drobnostką, z której mogłyśmy się pośmiać, ale odrobinę wzbraniałam się przed rozmową o nocy spędzonej na Nokturnie - nie byłam pewna czy przyjaciółka zaaprobowała by fakt, że tak łatwo dałam się uwieść sporo starszemu facetowi, a na dodatek asystentowi nauczyciela. Trudno zaprzeczyć, że moje życie uczuciowe zawsze było dość żywe, ale w ten sposób zapełniałam pustkę w moim sercu - tak na prawdę jedyny mężczyzna, którego darzyłam czymś głębszym był Ray, ale bałam się do tego przyznać by nie stracić jego przyjaźni. Tłumiłam to uczucie w sobie angażując się w kolejne jałowe relacje i nie mówiąc nic na ten temat swoim przyjaciołom - chociaż odnosiłam wrażenie, że Cort czasem domyśla się prawdy.
Także Courtney była zadowolona z przydziału współlokatorów - co prawda znała tylko Viv i Caesara, zdawało się jednak, że z pozostałymi obejdzie się bez zbędnych problemów. Dzięki temu nie musiała się niczym martwić, z radością oddając się chwilom niezmąconej wolności, którą postanowiła przeznaczyć na psychiczny odpoczynek. Owutemy co prawda zdawała w poprzedniej klasie, ale w bieżącym roku jej wyniki wyjątkowo się polepszyły: same wybitne i jedno powyżej oczekiwań, a wymagało to szczególnego wysiłku. W końcu połączyć naukę z wszystkim tym, co wyprawiała - a było tego naprawdę dużo, wszak co jakiś czas znajdowała sobie nowe zajęcie - było nie lada sztuką. Nie omieszkała pochwalić się stopniami ślizgonce; oczywiście zaraz po tym, jak pogratulowała jej wyników. Doskonale pamięta, jak ciężka w Hogwarcie była siódma klasa i cieszyła się, że wreszcie będzie mogła nadrobić zaległe imprezy z panną Dear. Teraz nawet będzie gdzie, skoro świeżo upieczona absolwentka, a wkrótce studentka, została obdarowana mieszkaniem. - W sumie chętnie! Jakoś nie spieszy mi się wracać do Kalifornii, rodzice świrują, że widzą mnie tak rzadko i rozklejają się przy każdym rozstaniu. A już po paru dniach zaczynają pytać, czy aby na pewno dobrze mi w tej Anglii - przewróciła oczami. Nie lubiła tych pytań, a pożegnań jeszcze bardziej: były to chyba jedyne, które przyprawiały ją o potężne ukłucie w serduszku. Ona też tęskniła za starymi Hillami, ale nie mówiła o tym głośno. Fajnie było wrócić na kilka dni, później jednak stale wracali do nagabywania jej, a często także tematu brata, który zginął w pożarze. Wyraźnie nie mogli się z tym pogodzić. Grono salemskich znajomych Courtney też zresztą stale się zawężało - co prawda pisywała listy z niektórymi, jednak były to nieliczne osoby, a grupa ta stale się kurczyła. Niebawem będzie mogła ich wyliczyć na jednej ręce... I nie jest to tak, że ślizgonce kogoś brakowało, wszak w Hogwarcie było jej dobrze, sama ona zaś nieszczególnie się przywiązywała. Raczej denerwowało ją, gdy ktoś ignorował jej wiadomości. - U mnie nic szczególnego. Kilka małych przygód, parę nowych głupot na koncie. Ot, codzienność - wzruszyła ramionami w zamyśleniu, bo rzeczywiście jej życie osobiste było ostatnio wyjątkowo spokojne. Aż sama się sobie dziwiła, że jeszcze nie wpadła na żaden durny pomysł, jak je sobie urozmaicić. - Zresztą bez sensu, żebym gadała o jakichś pierdołach kiedy widzę, że masz o czym mówić. Wiesz przecież, że mi akurat nic nie umknie. W rzeczy samej, jako że lubiła obserwować zachowania innych ludzi, często także nie umykały jej ich emocje. Zresztą Vivien znała tak dobrze, że nie było to zbyt trudne. Dostrzegała wiele, jednak większość spostrzeżeń zachowywała dla siebie. Nie wiedziała, czy ślizgonka ma ochotę o nich mówić, a że nie była wścibska, wolała poczekać aż ta sama powie, co leży jej na wątrobie. Przedtem jeszcze tylko ochlapała ją wodą, żeby zaznaczyć, że z nią nie ma żartów! Swoją drogą zdziwiło ją, że była tak ciepła - wydawało jej się raczej, że nogi cudownie chłodziła, teraz jednak nie miałaby oporów przed wskoczeniem. No, ale na to będzie jeszcze czas.
Cieszyłam się, że w kwestii ocen przyjaciółce poszło jeszcze lepiej niż mi - było co świętować. Sukcesy moich znajomych dawały mi tyle samo satysfakcji, co moje - może to nie było do końca w ślizgońskim, ale nie przejmowałam się tym - w gruncie rzeczy dom w szkole był tylko jakąś powierzchowną etykietą. Naprawdę cieszyłabym się, Że Courtney przyjęła tak gładko moje zaproszenie, bo chociaż urządzone przez Doriena mieszkanie było przecudowne to nie czułam się tak jeszcze do końca pewnie - większość roku spędzałam w Hogwarcie, a gdy pojawiałam się w domu sypiałam w ogromnej, luksusowej sypialni, która na pewno nie była przytulna. Miłe, mniejsze mieszkanie było wspaniałą odmianą, aczkolwiek musiałam się oswoić z tą całą, dość nową sytuacją. - W sumie trochę ci tego zazdroszczę - powiedziałam cicho, po chwili jednak sprecyzowałam wypowiedź, bo brzmiała dość dziwnie - W sensie tęskniących rodziców. Współczułam Courtney traumatycznych przeżyć związanych z pożarem Salem i utratą brata, współczułam również tego, że z dnia na dzień musiała przenieść się na drugi koniec świata, z drugiej jednak strony zazdrościłam tego, że w domu ktoś za nią tęskni. Mimo dobrych relacji z braćmi źle czułam się w naszej rodzinie - ani ojciec, ani matka nie byli specjalnie czułymi ludźmi, poza tym każde z nich miało już swojego ulubieńca wśród rodzeństwa. Wnętrza luksusowego domu państwa Dear były piękne, ale puste, bo nikt nie wypełnił ich miłością. Mimo to coś ze mnie wyrosło. Potrafiłam kochać, śmiać się, pieniądze nie były dla mnie najważniejsze - nie było to jednak skutkiem wychowania rodziców, a jedynie szczęśliwego trafu. Westchnęłam cicho gdy dziewczyna zaczęła drążyć temat. Nie wiedziałam jak to ująć by nie wyszło bardzo kretyńsko. Przegryzłam wargę, a w tym momencie Cort ochlapała mnie wodą. Parsknęłam śmiechem i jej oddałam, a przestałyśmy się wygłupiać powiedziałam: - Musisz trzymać język za zębami, bo to bardzo delikatna sprawa. Wiedziałam, że mogę liczyć w tej materii na Courtney, która była dyskretna, wolałam jednak się upewnić, że sprawa, która od kilku tygodni mnie dręczyła nie rozniesie się. - Kilka tygodni temu wylądowałam na Nokturnie - zaczęłam niemalże bezgłośnie, tak by uniknąć podsłuchania - Napadł tam mnie jeden facet i najprawdopodobniej straciłabym życie, gdyby nie pojawił się asystent od zaklęć, Reed. Zaprosił mnie na herbatę... - urwałam by po chwili dodać - ... no i stało się. Wiedziałam, że Hill od razu zrozumie o co mi chodzi. Mimo, że spotykałam się w ciągu ostatniego roku szkolnego z kilkoma chłopakami to z żadnym nie byłam w stałym związku, a co za tym idzie - z żadnym nie poszłam do łóżka i moja przyjaciółka o tym wiedziała. Mimo, że cieszyłam się powodzeniem, lubiłam flirtować i nie nazwałabym siebie niewinną to nie byłam osobą, która uprawia seks z byle kim - uważałam to raczej za kolejny etap w związku, a nie za coś co robi się tak po prostu. Ten wyskok był bardzo jednorazowym wybrykiem i mimo, że w gruncie rzeczy wspominałam tamten wieczór dobrze to czułam wyrzuty sumienia i ciążyła mi świadomość, że jeśli komuś o tym powiem to mogę ucierpieć nie tylko ja, ale również mężczyzna, który mimo młodego wieku był zatrudniony w Hogwarcie.
Skromna (bo zapewne dwuosobowa) parapetówka na pewno będzie wspaniałą okazją dla Vivien do oswojenia się z nowym mieszkaniem. Właściwie także Courtney zastanawiała się nad pozostaniem w Anglii na stałe - może postara się o lokal niedaleko przyjaciółki? Dobrze jest mieć kogoś bliskiego "pod ręką". - Nie ma czego - machnęła ręką. W tej chwili państwo Hill powinni przeżywać drugą młodość: dziecko prawie odchowane, oni w domu sami, mający wreszcie chwilę prywatności. Długą chwilę, bo niemal dziesięcznomiesięczną, z przerwą na święta i ewentualnie ferie. Tymczasem stale mieli wątpliwości co do Courtney i jej pobytu w Hogwarcie, w kółko nawijali tę samą śpiewkę. Kalifornijka zastanawiała się czasem, dlaczego Vivi nie jest zadowolona ze swoich relacji z rodzicami - nie żeby nie doceniała miłości, którą ją obdarzali, ale zdawało jej się, że o niebo lepiej sprawdziłby się właśnie chłodny dystans. Przynajmniej miałaby większą swobodę... Tak uważała, nie potrafiła bowiem wyobrazić sobie dokładnie i obiektywnie sytuacji ślizgonki. Wychowana w zdrowej atmosferze nie umiała zobrazować innych realiów. - Zresztą wiesz przecież, że jak nie oni, to ja będę tęsknić - zapewniła, bo rzeczywiście jej się to zdarzało. Nie było to częste zjawisko, ale Vivi należała do tej nielicznej garstki osób, z której Hill nie chciała rezygnować. Reszta mogłaby zniknąć, a ta nawet by nie zauważyła. Jeszcze rzadziej niż tęskniła, zapewniała o tym. Jakoś wszelkie słowa wyrażające przywiązanie kiepsko przechodziły jej przez gardło. A jednak tym razem się udało. Duża dziewczynka! W końcu panna Dear zdecydowała się opowiedzieć, co takiego nie daje jej spokoju. Zamiast odpowiedzieć, Courtney uczyniła gest zasuwania buzi na zamek: będzie siedzieć cicho. - Zamieniam się w słuch - dodała jednak, a potem rzeczywiście zamarła i chwytała każde słowo. Wiedziała bowiem, że skoro mowa o Nokturnie, musiało być niezwykle emocjonująco - co zresztą potwierdzało widoczne na kilometr strapienie dziewczyny. - Stało się? - powtórzyła tępo po usłyszeniu całej historii, rozdziawiając szeroko usta. Oczy miała otwarte jeszcze szerzej, a spojrzenie wyrażało szczere niedowierzanie. - Nie gadaj! - kontynuowała, tym razem uśmiechając się lekko, wciąż z wyrazem zdziwienia. O dziwo zamiast skarcić ją, wszak wizyta na Nokturnie w pojedynkę była skrajnie nierozważna, a "herbata" z kolesiem od zaklęć jeszcze bardziej, tym razem zapytała z zainteresowaniem: - A jak było? Fajnie chociaż? Albo nie, nie mów lepiej, wolę nie wiedzieć! No, ten Reed nie jest taki zły, choć nie w moim typie... Teraz będzie wybitny z zaklęć, co? - zażartowała nawet, lecz wkrótce zaraz spoważniała. Kiedy zdążyła okiełznać emocje, przypomniała sobie bowiem, że Vivi naprawdę nie jest do śmiechu. - Nie przejmuj się - powiedziała wreszcie. - Przygodny seks to nic złego - nazwała rzeczy po imieniu. Nie przejmowała się, że to sformułowanie może być niewygodne dla ślizgonki. Teraz słowa płynęły wprost z jej serduszka, więc nie zastanawiała się nad ich brzmieniem. - Nikogo tym nie krzywdzisz, prawda? Z tego co się orientuję... on jest sam, ty jesteś sama - nic strasznego - wzruszyła ramionami. Fakt, o którym przed chwilą się dowiedziała, wyraźnie ją zszokował, ale nie zamierzała prawić morałów. To nie w jej stylu, poza tym dopóki z czegoś czerpie się radość, po co odczuwać wyrzuty sumienia bądź z tego rezygnować? - A że pracuje w Hogwarcie... No tak, możecie mieć jakieś problemy z tego powodu. Jeśli ktoś się dowie. A raczej w to wątpię, o ile oczywiście będziecie trzymać język za zębami. Jesteś pewna, że on to potrafi? - zapytała, bo nie chciała, by jej przyjaciółka wpakowała się w kłopoty. Zamyśliła się na chwilę i dodała: - Zresztą jak coś, to wiesz, że ci pomogę. W tej materii akurat, skromnie mówiąc, najgorsza nie jestem, więc na każdego znajdzie się sposób. Tylko nie łaź więcej samotnie po Nokturnie, błagam. Nawet ja nie jestem na tyle szalona. Przewróciła oczami, bo w głowie jej się nie mieściło takie głupstwo. Dzielnica największych zbirów i szemranych interesów? Albo pojawiasz się tam z kimś, albo zostaje z ciebie kupka popiołu. Tym bardziej, że Vivi to bardzo ładna dziewczyna - magnes na zboczeńców. Teraz dopiero docierało do niej, co się właściwie wydarzyło. Nie potrafiła jednak ukryć uśmieszku podziwu - dla Reeda, że wyratował ją z opresji, a także dla Vivien. W końcu wylądować w łóżku asystenta profesorka to nie lada wyczyn!
Sorki za mały poślizg! I w sumie za długość też, samo wyszło, heh
Zawsze brakowało mi ze strony rodziców uwagi i miłości. Byłam zawsze tą drugą córką - niekoniecznie potrzebną. Jasne, wszystko miało swoje plusy i to, że rodzice nieszczególnie zwracali na mnie uwagę wiązało się z tym, że w pewnych (ale nie wszystkich) kwestiach miałam sporo swobody, która nie wynagradzała mi jednak braków w innej materii. Odetchnęłam z ulgą widząc reakcję Courtney - zależało mi na tym, żeby przyjaciółka miała o mnie dobre zdanie, więc gdy okazało się, że nie widzi w tej sytuacji nic złego było mi znacznie lżej i bez problemu mogłam zacząć o tym mówić. - Lepiej niż myślisz - rzuciłam z lekko tajemniczym uśmiechem wiedząc, że przyjaciółka raczej nie chciałaby znać zbyt wielu szczegółów. Trudno jednak ukryć, że Reed mimo swej stanowczości był bardzo delikatny i szczerze powiedziawszy (a raczej pomyślawszy hehe) ta noc była bardzo udana - W moim w sumie też nie jest, sama jestem zaskoczona, że było tak dobrze. Może dlatego, że Shawn był starszy, a może dlatego, że zwyczajnie był w tym dobry? W gruncie rzeczy nie miało to specjalnego znaczenia, ale trochę przeżywałam to, że po tak długiej przerwie udało mi się mieć tak dobry seks. - Niestety tylko powyżej oczekiwań - rzuciłam wybuchając śmiechem. Podłapałam żart dziewczyny, zupełnie się nim nie przejmując. Wiedziałam, że nie mówi tego na poważnie i że na pewno nie chce mnie urazić. Znałyśmy się na tyle dobrze, że tego typu śmieszki były raczej na porządku dziennym. - Wątpię, żeby się wygadał - powiedziałam fachowym tonem - Wie, że mogę się zemścić, a wtedy on straci pracę. Poniekąd ta nielegalność była w tym wszystkim dość mocno emocjonująca, dodawała tym zdarzeniom pikanterii. Z drugiej jednak strony cieszyłam się, że z tego, że Shawn nie może się wygadać - nie chciałabym, żeby cała szkoła plotkowała o moich sprawach łóżkowych, ani tym bardziej wylecieć z tego powodu ze szkoły. - Okej - przytaknęłam lekko a propos łażenia po Nokturnie. Nie ukrywam, że załatwienie nielegalnych składników właśnie tam było najłatwiejszą opcją, ale przyjaciółka miała mnóstwo racji, więc zdecydowałam, że następnym razem po prostu kogoś ze sobą zabiorę.
nie ma sprawy, ja przepraszam, ze u mnie długość posta zawodzi, ale troszkę nie mam weny, a nie chcę zbytnio nam stopować XD
Patrzyła na przyjaciółkę z lekko otwartymi ustami, co swoją drogą musiało wyglądać bardzo głupio. W głowie bowiem wciąż analizowała zasłyszaną przed chwilą sytuację, zupełnie jakby nie mogła pojąć, że Reed może posiadać życie poza Hogwartem i zaklęciami. Jakby tylko im, uczniom i studentom, wolno było sypiać z kim zechcą, a kadra po zajęciach grzecznie siedzi z książką przy kominku i doszkala się, bądź ewentualnie gra w gargulki, które są ich największą rozrywką. Shawn nie wyglądał na tego typu nudziarza, ba! Był właścicielem Borgina i Burkesa, jeśli dobrze się orientowała, dlatego teraz Courtney zaczęła zadawać sobie pytanie, co on w ogóle robi w Hogwarcie? - Profesorek się rozkręca - stwierdziła w końcu, choć w zasadzie był to zaledwie asystent. - Myślisz, że będzie jeszcze coś z tego? Skoro było fajnie? Wiedziała, że jest to skrajnie nierozsądne, ale dlaczego Vivien miałaby sobie czegoś odmawiać bądź ukrywać się, skoro Reed jest starszy zaledwie kilka lat. W tej chwili Kalifornijce wydawało się, że to tylko niepotrzebny kruczek, że te wszystkie świętoszkowate zasady i zwyczaje są po prostu bezzasadne. I przerażał ją tylko fakt, że rycerz z Borgina i Burkesa mógł spóźnić się kilka minut, a Vivien inaczej wspominałaby ten dzień. Albo w ogóle by go nie wspominała. Chcąc nie chcąc, ta wizja nieco ją przeraziła. - Ja wam kibicuję - wyszczerzyła ząbki w słodkim uśmiechu, tym, którym obdarzają najczęściej babcie widząc swoich pulchnych wnuków, brudnych od czekolady. - Wskakujemy do wody? - zapytała jeszcze, bo jakoś nabrała ochoty na kąpiel.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Wyjazdy organizowane przez Hogwart zawsze budziły dużo emocji, tym bardziej, że szkoła rok w rok starała się ich coraz bardziej zaskoczyć. No halo, dostali pokoje w hotelu, to było aż nieprawdopodobne. Gdyby ktoś wcześniej próbował go o tym przekonać, za nic by nie uwierzył. Powiedziałby, że prędzej organizatorzy wyrzucą ich na puste pole i każą sobie zbudować domki ze znalezionych przedmiotów, niż że faktycznie wynajmą im hotel. A jednak! Opłacało się pierwszego dnia poszlajać się trochę po okolicy - Ezra nie tylko poznał swoją francuską modelkę, ale po odprowadzeniu jej, kiedy zrezygnowany wracał do dwójeczki, zawarł kolejną korzystną znajomość. Jakiś mały Grek, zgodnie z narodową mentalnością, nie miał problemu z tym, żeby przyjacielsko zagadać do przechodzącego Ezry. Rzecz jasna, w swoim języku, co dla Clarke'a było trochę problematyczne. Większość osób z Grecji znało jednak angielski, w końcu dużo mieli tu wycieczek. To chyba był wyjątek... Spróbował więc po angielsku zbyć chłopca, ten jednak tak nakręcił się z próby nawiązania jakiejś rozmowy, że Ezra dosłownie przepadł. Nie mógł jednak powiedzieć, że to nie było zabawne - każdy z nich mówił w swoim języku i mimo wszystko coś tam Ezra zrozumiał. Głównie dzięki rozbudowanemu migowemu. Ezra początkowo sądził, że to jakiś zwykły klient hotelu, a zdanie zmienił dopiero w momencie, jak chłopiec w wyrazie sympatii zaprowadził go do jakiegoś miejsca. Miejsca z naprawdę zapierającym dech w piersiach widokiem. Kiedy się rozstawali, chłopak przyłożył palec do ust, mamrocząc greckie słowo oznaczające "cisza", (nie żeby Ezra wiedział, ale była to dosyć logiczna wypowiedź więc...) jakby chciał się upewnić, że Krukon od razu nie rozpuści plotki. I nie zamierzał, ale z drugiej strony samotne przebywanie nawet w takim miejscu, niezbyt go interesowało... To był zupełny przypadek, że Ezra następnego dnia radośnie zaczepił Leo i rozkazał ubrać się jakoś kąpielowo. Zupełny przypadek, że podczas wyprawy na drugie piętro prawie cały czas trajkotał o niesamowitym miejscu, które Leo na sto procent pokocha, jak tylko je zobaczy. - Ta dam - Otworzył szeroko ręce, przepuszczając Leo pierwszego. Dlatego też dopiero po chwili zauważył, że niestety ktoś ich ubiegł. (Czyli ten basen nie był aż taką tajemnicą?) No ale trudno, dziewczyny będą musiały przeżyć dodatkowe towarzystwo, bo Ezra nie zamierzał się wycofywać. Clarke śmiało minął Leo i bez zastanowienia wskoczył do basenu, (a co, gdyby było płytkie dno? Bardzo mądrze) ochlapując przy tym nieznacznie siedzące nieznajome. Zaraz się wynurzył ze wesoło-złośliwym uśmiechem. - Cześć dziewczyny. Będzie wam przeszkadzać, jeśli się dołączymy? Nie, żeby się nie spodziewał odpowiedzi "tak".
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Leo zdecydowanie wolał hotele od budowania igloo, jak to im się przydarzyło na Grenlandii. Z drugiej strony, jakby mieli zamieszkać w jakimś zajebistym szałasie, to chyba wcale by nie narzekał. Tak czy inaczej, wybitnie mu się tutaj podobało. Mieli fajną stołówkę z dobrym żarciem, plażę tuż pod nosem i ogólnie ładne widoczki (chociaż Leo niezbyt nastawił się na zwiedzanie świątyń czy innych zabytkowych miejsc). Jego głównym celem było zorientowanie się, co ciekawego można tutaj porobić, oprócz surfingu, który był dla niego podstawą. Miał już iść na jakieś rozeznanie, kiedy przyjaciel zaczął gadać coś o cudownym miejscu, związanym z pływaniem - Gryfon po prostu przytaknął i poszedł grzecznie za nim, nie wnikając w szczegóły. Jakim cudem Ezra już zdążył poznać każdy zakamarek hostelu? W każdym razie dotarli na miejsce i Leo musiał przyznać, że było tutaj wyjątkowo ładnie. - Czekaj, niespodzianka to basen, czy dziewcz... - zaczął, ale przerwał natychmiast, kiedy tylko paniom się lepiej przyjrzał. @Vivien O. I. Dear za dobrze nie znał, kojarząc ją po prostu jako kuzynkę Fire, ale o jej towarzyszce tego samego powiedzieć nie mógł. Otworzył usta, żeby powiedzieć przyjacielowi, żeby może lepiej się stąd dyskretnie oddalili, ale Krukon już wskakiwał do wody. Teraz mu się zebrało na dziką spontaniczność, serio? Leo zdusił westchnięcie, zerkając ponownie na @Courtney Hill. - Hej - rzucił jedynie, a potem zajął się mentalnym uświadomianiem Ezry, że to był wyjątkowo głupi pomysł i Leo jednak wolałby wyjść. Chyba niestety nie opracowali jeszcze przesyłania sobie myślami informacji... Zawsze była taka możliwość, że Ślizgonka po prostu go zignoruje i zajmie się rozmową z przyjaciółką!
Uśmiechnęłam się do przyjaciółki. - Wątpię - rzuciłam beztrosko. Nie żywiłam do Reeda żadnych uczuć, ani tym bardziej głębszych nadziei co do naszej znajomości - byłam zdania, że w najlepszym razie zostaniemy znajomymi, a tamte chwile zapomnienia traktowałam jak przygodę jednej nocy. Jasne, trochę to rozpamiętywałam, ale głównie dlatego, że tego typu zachowanie nie do końca było w moim stylu. Przytaknęłam na pytanie Courtney gotowa na kąpieli, gdy nagle ochlapał nas wskakujący do basenu chłopak. Gdy krople wody poleciały na mnie i drugą Ślizgonkę wzdrygnęłam się lekko. Po chwili nieznany mi chłopak wynurzył się z wody i zapytał czy nie będzie nam przeszkadzała obecność jego i jego kompana. Uśmiechnęłam się delikatnie i grzecznie zaczęłam: - No jak już musi.... Urwałam dostrzegając towarzysza chłopaka. Nie chowałam żadnej osobistej urazy do @Leonardo O. Vin-Eurico, mój stosunek do tego dryblasa był raczej ambiwalentny, jednakże z racji tego, że Leo był byłym chłopakiem Courtney musiałam stanąć w obronie przyjaciółki. Ich związek był dość burzliwy i zakończył się zdradą ze strony chłopaka, a ja uważałam to za niedopuszczalne. - Chłopcy, to chyba nie jest dobry moment - powiedziałam dość chłodnym głosem. Nie zamierzałam psuć wieczoru przyjaciółce narażając ją na obecność tego kretyna, z drugiej jednak strony nie chciałam opuszczać tego miejsca - było niesamowite, a my byłyśmy tu pierwsze.
Courtney sądziła, że niewielka część osób będzie w stanie dotrzeć do tego miejsca, wszak nie jest łatwo porozumieć się z Grekami. Całe szczęście, że ona trafiła na dość oczytaną dziewczynkę, która znała podstawy angielskiego. Zdziwiła się jednak, gdy do basenu wskoczył jakiś chłopak - czy ta smarkula rozpowiedziała o basenie wszystkim? Lekko ochlapana otarła krople wody z twarzy. Nie wiedziała, dlaczego Vivien ich spławia. Miała ochotę zapytać: halo, co ty robisz? - W zasadzie... - to nie mam nic przeciwko męskiemu towarzystwu, chciała powiedzieć, przenosząc wzrok na jego towarzysza. I właśnie dlatego urwała wypowiedź - dostrzegła nikogo innego, jak Leonarda. Dobrze, że w pobliżu była woda; w razie gdyby Kalifornijka zapłonęła ze złości, będzie jak ją ugasić, he he. - ...to nie bardzo - dokończyła wreszcie, patrząc na gryfona i uśmiechając się złośliwie. Szybko jednak zwróciła się do Ezry, którego właściwie nie znała: - Wybacz, ale nie cierpię towarzystwa dupków i nic na to nie poradzę. Oczywiście nie mowa o tobie, a o twoim koledze. Z setki ludzi, którzy przybyli z Hogwartu do hostelu w Grecji, z dziesiątek przystojnych młodych mężczyzn musiał to być akurat on! Czy to wróży, że już do końca wyjazdu będzie prześladował ją pech? Niewiernemu byłemu najchętniej podpaliłaby te jego loczki albo utopiła tu i teraz, w basenie. Niestety skubany świetnie pływał, więc były na to marne szanse. Ale może kiedyś uda się go zepchnąć ze skały? Błagam, niech jakimś cudem znajdzie się tu jakaś górka, na którą będzie organizowana wycieczka! To uchroni wiele niewinnych dziewcząt przed zdradą. Albo i chłopaków, bo Kalifornijka skłonna była wierzyć, że Vin-Eurico zaliczył już żeńską część Hogwartu, tą, która była równie głupia co kiedyś Courtney. Kiedy tylko dostrzegała gryfona na horyzoncie, czuła w środku lekkie ukłucie. Ale to wcale nie bolące serduszko - to duma, która nie pozwalała jej przejść obojętnie. Która sprawiała, że wewnątrz aż się gotowała, a panowanie nad emocjami nie było jej mocną stroną. Dlatego teraz wyglądała, jakby jej wzrok mógł ciskać piorunami. Spojrzała porozumiewawczo na Vivi, pełna złości, jednocześnie w duchu dziękując, że ta jednak ich próbowała spławić. I gdyby mogła czytać w myślach, pewnie zgodziłaby się, że pierwszeństwo należy do nich.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Ezra był oczywiście głupio i radośnie nieświadomy prób telepatycznej łączności, które podejmował Leo. Najwyraźniej jego zwyczajowy instynkt też szwankował, bo nie wyczuł żadnego napięcia, które natychmiast zdominowało atmosferę. Bardziej skupił się na delikatnym uśmiechu, który pojawił się na ustach Vivien, przekonującym, że dostają zieloną kartkę. Druga z dziewcząt, Courtney, także nie wydawała się mieć nic przeciwko takiemu obrotowi spraw... I nastawienie ich obu magicznie zmieniło się, kiedy dostrzegły, że jego towarzyszem jest Leonardo. Leonardo, który też nie wyglądał na tak zrelaksowanego jak zawsze - a powinien! Miał wodę na wyciągnięcie ręki i dwie śliczne panny. Z szybkiego rachunku wychodziło mu, że ich też było dwóch, co znacznie upraszczało to równanie. - Chyba czegoś nie rozumiem. O co chodzi? Leonardo, wiesz o co chodzi? - dopytał, bo w końcu to w Gryfonie najwyraźniej był jakiś problem. Stało się to zupełnie oczywiste, kiedy Courtney nazwała Vin-Eurico dupkiem... Ezra wrócił do chłopaka wzrokiem, marszcząc brwi z dezaprobatą, jakby chciał zapytać, co chłopak nawywijał. Znajoma, która się zawiodła? Była dziewczyna? Laska, która została odrzucona? Było tak wiele możliwości, by wzbudzić w kobiecie zniesmaczenie, jeśli nie nienawiść! I wcale nie były takie trudne do zrealizowania.... Podejrzewał, że Leo daleko jest do aniołka, (mimo tej całej uroczej aparycji, będącej dobrym kamuflażem) a przecież i Ezra miał swoje na sumieniu, starał się więc tego pochopnie nie oceniać. - Też nie lubię towarzystwa dupków - powiedział przyjaźnie, robiąc dwa kroki w stronę Courtney, a na jego ustach rozciągał się szczery półuśmiech. Nie lubił czegoś nie wiedzieć i nawet jeśli naruszało to teraz prywatność Leo, chciał dotrzeć do tego, o co chodziło z tą dwójką. A przecież utrzymywał, że tak nienawidził wścibstwa! - Ale nie uważam, by on nim był. Na jakiej podstawie ty masz takie zdanie? - zainteresował się jej wersją wydarzeń. I dla całej ich trójki był to jasny komunikat - nigdzie się stąd z Leo nie ruszamy.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Liczył na to, że wszyscy zachowają się jak dorośli (hipokryta...) i poradzą sobie z zaistniałą sytuacją. Nie dziwił się, że Vivien twardo stanęła po stronie swojej przyjaciółki. Sam pewnie zrobiłby to samo, jeśli nawet nie więcej. Tak czy inaczej, był teraz w wyjątkowo głupim położeniu, a Ezra był nieświadomy jak małe dziecko. Gryfon nie miał pojęcia, jak szybko i dyskretnie wyciągnąć go z basenu. Sam nie zbliżył się ani o krok wiedząc, że lepiej będzie po prostu sobie odpuścić i stąd wyjść. - Chodzi o wyjątkowo dziecinne trzymanie urazy - palnął, zanim dał radę się powstrzymać. Kiedy Courtney nazwała go dupkiem, mimowolnie przewrócił oczami, co musiało wyglądać wyjątkowo bezczelnie. Serio chciała robić sceny? Kiedy niby wszystko między nimi się popsuło, w kwietniu? No, może w maju. Przecież to przeszłość... To nie tak, że Leo uważał swoją zdradę za coś dobrego, nie. Od początku było mu z tym głupio i źle się czuł wiedząc, jak łatwo ulega impulsom. Był jednak święcie przekonany, że nie jest to sprawa aż tak poważna, więc "przepraszam" powinno wszystko rozwiązać i tyle. Tymczasem Ślizgonka trzymała się tematu. Najgorsze było jednak to, że Ezra bardzo zainteresował się tematem, a to tylko komplikowało sprawę. Krukon chyba nie wiedział, jak głupio postępował chwilami Leo. - Ezra. - Zaplótł ręce na klatce piersiowej, posyłając chłopakowi zirytowane spojrzenie. Teraz chciał się bawić w małego detektywa? Gryfon może mu opowiedzieć, pewnie, ale bez rozemocjonowanej Courtney, która z pewnością wszystko przedstawi wprost tragicznie. Podszedł nieco bliżej, żeby zwrócić na siebie uwagę przyjaciela i jakoś go stamtąd wyciągnąć - a żadne wrzucanie do basenu czy podtapianie w ogóle mu do głowy nie wpadło, więc czuł się całkiem bezpiecznie.
Uniosłam brwi słysząc uwagę Ezry - chłopak był ewidentnie nieświadomy tego, że jego towarzysz nie jest milusim chłopaczkiem, a głupim osiłkiem, który zamiast szczerości preferował kłamstwa, a zamiast normalnego, pokojowego zakończenia związku wybierał wskakiwanie innym (równie durnym co on) dziewuchom do łóżka. Zamierzałam odpowiedzieć Ezrze dość pokojowo, jednakże przeszkodził mi w tym sam Vin-Eurico, któremu widocznie nie zależało na tym by nasza rozmowa miała względnie spokojny To spotkanie mogło się skończyć bezproblemowo - Leo mógł dać znak koledze, żeby się stąd ulotnili, mógł chociaż nic nie mówić, a jednak zamiast podjąć próbę względnie pokojowego rozwiązania sprawy zaczął obwiniać Courtney, co sprawiło, że zrezygnowałam z zachowawczości i przeszywając Gryfona ostrym jak szpada spojrzeniem powiedziałam zimnym, bezlitosnym głosem: - Wydaje mi się, że bycie głupim dryblasem, który nie potrafi zapanować nad swoją dupą i wsadza kutasa w każdą dziurę, którą napotka na swojej drodze jest bardziej dziecinne niż trzymanie urazy. Od razu po zwerbalizowaniu tych zorientowałam się, że trochę przegięłam - ta odzywka była zwyczajnie chamska i zupełnie nie w moim stylu, gdyż byłam osobą hm.. miłą. Nie zamierzałam być jednak sympatyczna, gdy ktoś próbował obrazić moją przyjaciółkę. Na wszelki wypadek gdyby któryś z chłopaków zbyt mocno się wkurzył, ścisnęłam różdżkę, którą miałam w kieszeni spodenek.
Kalifornijka przewróciła oczami. Ezra był niczym pies broniący swego pana - co z jednej strony było urocze, z drugiej zaś aż przykre, że Leo nie potrafił wziąć spraw w swoje ręce. Ale czego innego można spodziewać się po człowieku, który myśli członkiem, zamiast mózgiem... Courtney nie przepadała za takimi konfrontacjami - gdy wtrącają się osoby trzecie, których to nie dotyczy. Miała wrażenie, że skaczą wokół tych swoich przyjaciół, warcząc na każdego kto krzywo spojrzy, niczym matki chroniące swoich bezradnych - i przede wszystkim niewinnych - syneczków. Z drugiej jednak strony była wdzięczna Vivi, że ta się za nią wstawiła. Rzuciła jeszcze pogardliwe spojrzenie gryfonowi i pomyślała, że rzeczywiście wygląda bezbronnie, co zresztą zirytowało ją jeszcze bardziej. - Cieszę się, że się zgadzamy. I może na tym skończmy - odparła, a zanim jeszcze zdążyła cokolwiek dodać, odezwała się czarna owca, o której mowa była od początku. Na słowa Leonarda Courtney tylko prychnęła. Niestety sama obecność, a co dopiero durne tłumaczenia Vin-Eurico działały na nią jak płachta na byka. Na szczęście Vivien szybko go zripostowała, a Hill posłała jej spojrzenie pełnie wdzięczności i niekłamanego podziwu. To było cholernie miłe, właśnie dlatego, że wypowiedź była chamska i mocna. Dobrze mu tak! - Może powinnam pogłaskać cię po główce i powiedzieć, że w sumie nie szkodzi, że ruchasz kogo popadnie? Pewnie zrobiłbyś to samo, gdybym ja zdradziła ciebie, tak? - zapytała tonem pełnym ironii. Miała wątpliwości, czy gdyby to jemu ktoś wywinął taki numer, w ogóle by się przejął. W końcu wskakiwał do łóżka pierwszej lepszej dziewczynie, może więc nie przeszkadzałoby mu, gdyby ona była równie rozwiązła. Tym razem Courtney zwróciła się uprzejmie do Ezry: - Może więc zgodzisz sie ze mną również, że będąc w związku nie sypia się z innymi? Niestety nasz znajomy, Leo, jest bardzo puszczalski, co czyni z niego dupka. Ale tak to jest, gdy myśli się penisem - podsumowała uśmiechając się. Tylko może lepiej, żeby Ezra się uciszył, a Leonardo stąd zniknął, bo ta jego buźka działa jej naprawdę na nerwy.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
W którym momencie Ezra zachowywał się jak pies broniący pana, prawdopodobnie miało zostać dla niego tajemnicą. Domniemanie niewinności było przywilejem jego przyjaciół, ale to byłoby na tyle. Ezra tylko chciał dociec, o co konkretnie poszło, w żaden sposób chłopaka nie broniąc. Był zdania, że nie ma co się innym wtrącać w konflikty... Czego nie dało się powiedzieć o Vivien, która swoją dosadną odzywką trochę Ezrę rozbawiła, a trochę odrzuciła od swojej osoby. Wolał inteligentne przytyki, a nie forsowanie na siłę wulgarność i dlatego jego zdaniem żadna to była riposta - dlaczego Leo miałby się przejąć jakimś piekleniem się prawie obcej laski? - Nie ma to jak rozmowy na poziomie - prychnął na jej słowa, decydując się nie odpowiadać żadnym obrażającym ją komentarzem, bo przecież nie zależało mu na zrobieniu sobie wrogów. Bardziej zainteresowała go wypowiedź Courtney... Nie chciał być niemiły, więc tylko uśmiechnął się pod nosem, bo z tego co już Leo znał, raczej dziewczyna nie mogła liczyć na ogromną empatię z jego strony w tej kwestii. Jakby się tak zastanowić, Ezra nie był aż tak zaskoczony oskarżeniami rzucanymi w Vin-Eurico. Z jakiegoś powodu dobry wygląd (cholernie dobry wygląd) i przyzwoitość często nie szły w parze. Nad czym Ezra w głębi duszy oczywiście ubolewał jako przedstawiciel tego podgatunku facetów. Westchnął i wyszedł powoli z basenu, zdając sobie sprawę, że jednak nici z pływania. Odpowiedział Courtney uprzejmym uśmiechem, rozważając zadane pytanie. - Zgodzę się z tobą, że w związku nie sypia się z innymi... Potępiam w stu procentach. Ale z drugiej strony, dziewczyna która nie potrafi nic zaoferować swojemu facetowi, powinna się liczyć z tym, że zaraz zostanie przez kogoś zepchnięta na drugi plan. To musi być przykre, wiedzieć, że nie jest się wystarczająca... - zawiesił głos, współczująco kiwając do dziewczyny. Skoro nikt z tej trójki nie starał się prowadzić spokojnej rozmowy, on też nie będzie się trudził. - Idziemy, Leonardo? - zapytał już chłopaka, uśmiechając się przesłodko.
Nie zależało mi na opinii Clarke - skoro tak zajadle bronił @Leonardo O. Vin-Eurico to był tak samo nic nie wart. - No tak, faktycznie - powiedziałam cicho, lecz pewnie - To nie jest mój poziom, ale do dialogu z Wami musiałam się uniżyć, żeby Wam się móżdżki nie przegrzały od nadmiaru informacji. Na co dzień nie byłam tak wulgarna - wręcz przeciwnie. Byłam słodką istotką, miłą dla świata, którą piekielnie trudno było zdenerwować. Nie zamierzałam pchać się dalej w tą czczą dyskusję, jednakże @Ezra T. Clarke naprawdę grubo przegiął. Czy on naprawdę stwierdził, że Leo zdradził Courtney, bo za mało mu dawała. Szczęka mi opadła. Przez ułamek sekundy, ani ja, ani @Courtney Hill nie byłyśmy w stanie nic powiedzieć, lecz w końcu, gdy cały sens tych słów do mnie dotarł poderwałam się z miejsca krzycząc. - Słuchaj, Ty.... - przerwałam się szukając odpowiednio obraźliwego określenia, które byłoby na tyle trudne, żeby ten tępak Vin-Eurico nie zrozumiał go (bo biorąc pod uwagę jego szacunek do kobiet trochę bałam się wpierdolu) - Ty zidiociały safanduło! Jak śmiesz mówić takie rzeczy o niej? Byłam oburzona - nie dość, że obrażał moją przyjaciółkę, to jeszcze obwiniał ją o zdradę dokonaną przez Leonarda, mimo że wina stała ewidentnie po jego stronie. Po chwili jednak opanowałam się - pomyślałam sobie, że Ezra ma jakiś powód by bronić tak zaciekle Leo. Spojrzałam na Krukona i tym razem spokojnie, z sarkastycznym uśmieszkiem powiedziałam: - To oczywiste, że Courtney mu nie wystarczała, skoro woli hmm... - zmierzyłam Krukona z pogardą - ... bardziej męskich? No powiedzmy.. Byłam sprytna - wiedziałam, że oskarżenie o homoseksualizm będzie ciosem, ale że dla Clarke czymś dużo gorszym będzie zakwestionowanie jego męskości - trudno ukryć, że każdy facet ma na tym punkcie fioła. W momencie gdy Ezra głowił się nad ripostą, ja doprowadzona do granic wkurwu wyciągnęłam z kieszeni różdżkę i wycelowałam w chłopaka krzycząc: - Tarantallegra! Gdy nogi Ezry zaczęły pląsać (@Bridget Hudson sends regards) parsknęłam śmiechem - poczułam pewną ulgę. Wycofałam się pośpiesznie, zanimi do tego głupka Leonarda dotarło co zrobiłam, po czym stanęłam koło przyjaciółki i szepnęłam niemalże bezgłośnie: - Protego! Bariera nie była szczególnie trwała, ale na kilkadziesiąt sekund wystarczyła, więc gdyby Leonardo wpadł na pomysł, żeby miotać w nas zaklęciem miałybyśmy chwilę na przemyślenie co dalej. Nie żebym się bała, z tego co kojarzyłam Vin-Eurico czarował gorzej niż mój dwunastoletni kuzyn, ale lepiej dmuchać na zimne!
Kostka: 2 (parzysta, czyli zaklęcie się udało i trafiło w Ezrę) Kostka 2: 6 (parzysta, czyli tarcza udana)
Sory, że poza kolejnością, ale Ezra mnie tak wkurwił, że nie wytrzymałam XD
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Ciężko było się przejmować w sytuacji, w której wszelkie argumenty sprowadzane były do żałosnego poziomu. Leo powstrzymywał się od ostentacyjnego przewracania oczami i automatycznie się spiął, mając nadzieję, że uda mu się zachować spokój. Vivien wiernie wspierała Courtney, której robienie szopki chyba jeszcze, o dziwo, nie znudziło. - Z pewnością nie robiłbym z tego takiej afery - odparł błyskawicznie. Nie czuł się wcale święty i widział swój błąd - nie rozumiał jednak takiego roztrząsania sprawy. Niestety wiedział, że tłumaczenie się wyszłoby jeszcze gorzej... bo "i tak miałem z tobą zerwać" przypominało bardziej gwóźdź do trumny, niż odpowiednią odzywkę. Do rozmowy postanowił wtrącić się jednak Ezra (albo raczej, Courtney go do tego wciągnęła). Gryfon od razu dostrzegł, że ten uprzejmy uśmiech wcale nie jest uprzejmy i ze szczerym zaciekawieniem czekał, aż chłopak rozwinie swoją wypowiedź. Ostatecznie po prostu go zatkało i przez chwilę chyba stał z rozchylonymi lekko ustami, zerkając z niedowierzaniem na Courtney. Sam nie wiedział, jak reagować w takiej sytuacji - dziewczyna została teraz solidnie obrażona. Krukon potrafił być ekstremalnie chamski i Leo nie był pewny, czy się do tego kiedyś przyzwyczai. Przerobił swoje zdziwienie na łagodne rozbawienie, chociaż w duchu już się martwił, czy Courtney ich za to kiedyś nie zabije. Przy okazji utwierdził się w przekonaniu, że nie chciałby się kłócić z Ezrą. Jak się okazało, to panna Dear nie potrafiła nad sobą panować. - Daruj sobie, Vivien - rzucił jedynie, ale kiedy kontynuowała swoją wypowiedź poczuł się tak, jakby zupełnie stracił grunt pod nogami - nie miała prawa zarzucać tak idiotycznych insynuacji, szczególnie nie w tak głupiej sytuacji. Warto jednak tutaj dodać, w razie gdyby ktoś miał wątpliwości, że Leonardo Ovidio Vin-Eurico w życiu nie uderzyłby kobiety, choćby doprowadziła go ona do istnego szału. Nie chodzi tutaj oczywiście o przytrzymanie, obrażanie słowne (którego czasem niemal nie dało się uniknąć, ale Leo do szczególnie wrednych osób i tak nie należał) ani rzucanie zaklęć - choć tutaj Leo zapewne również bardziej by się wstrzymywał, niż w przypadku osoby o podobniejszej posturze do niego. Gdyby którakolwiek z pań wpadła na idiotyczny pomysł, że Gryfon może je skrzywdzić wykorzystując swoją siłę, to lepiej aby zachowały to dla siebie. Najprawdopodobniej byłby to niesamowicie dobry sposób, aby znaleźć sobie wroga do końca życia, bo nawet w swojej naiwności Leo nie dałby rady tolerować takiej obrazy. Ze złości wytrąciło go zaklęcie, które Vivien rzuciła, o Merlinie, na Ezrę - w tym wszystkim chłopak trochę pogubił się, jakim cudem on przestał być "tym złym". Chyba lepiej było być zdradziecką szują, niż niewinnym chłopakiem, który przypadkiem został wrzucony na pole bitwy i postanowił obronić się jedną chamską odzywką. Skoncentrował się na tym, aby jedną ręką przytrzymać przyjaciela, a drugą odnaleźć swoją różdżkę. Potem rzucił na niego po prostu Finite, chociaż głos drżał mu ze złości. - Piękny popis, jeszcze coś? - Zapytał, chociaż brzmiało to bardziej jak warknięcie. Jak to było? Liczyć do dziesięciu dla uspokojenia? W tej jednej chwili bardzo zaczął żałować, że mają wakacje - w innym wypadku miałyby panie problem z prefektem. Leo raczej nigdy nie wykorzystywał tego, że dostał odznakę, ale z drugiej strony... Nigdy nie dostał okazji. Teraz jednak mógł co najwyżej lecieć do dyrka na skargę, a nie oszukujmy się, tak nisko nie upadł. Obrzucił dziewczyny jeszcze jednym wściekłym spojrzeniem i po prostu wyszedł, ciągnąc ze sobą Ezrę aby uniknąć jakichkolwiek dalszych dramatów. (Zakładał przy tym, że Ślizgonki nie są na tyle głupie, żeby ciskać zaklęciami w ich plecy - chociaż patrząc na ich zachowanie, to mógł znowu się przeliczyć) Był prawie pewny, że Krukon i tak nie pokusi się o żadną zemstę, więc chyba po prostu chodziło o to, że sam musi się uspokoić i przyda mu się w tym drobna pomoc.
O ile wcześniej Courtney mogła powiedzieć o sobie, że jest opanowana, o tyle ostatnie słowa Ezry ugodziły w nią bardzo mocno. W pierwszej chwili zamilkła, nie była w stanie nic powiedzieć, a szczęka gdyby mogła, pewnie opadłaby jej do samej ziemi. Dopiero po chwili dotarło do niej, co krukon przed chwilą oznajmił. Zanim jeszcze Vivien zdążyła cokolwiek powiedzieć, Kalifornijka bez słowa wstała i wymierzyła siarczysty policzek chłopakowi, po którym pozostał czerwony ślad - nagle przybyło jej mnóstwo siły. Przy tym dosłownie odebrało jej mowę, na szczęście przyjaciółka natychmiast wkroczyła do akcji i odbiła piłeczkę, za co była jej naprawdę wdzięczna. Sama zaś nie spuszczała wzroku z Clarke i w tym momencie właściwie nie wiedziała, kogo bardziej nie cierpi: jego, czy Vin-Eurico, o którego wybuchła cała ta afera. - To gówno prawda i dobrze o tym wiesz - zaczęła przyciszonym głosem, wlepiając wściekłe spojrzenie w krukona. - Ale oczywiście najlepiej wypowiadać się, nie mając o niczym pojęcia. Zresztą nawet gdyby tak było... wtedy się rozmawia, a nie wskakuje pierwszej lepszej do łóżka. Najwyraźniej nie rozumiesz tego, bo jesteś takim samym dzieciakiem jak on. Jesteście siebie warci. Właściwie nie wiedziała, po co ten cały wywód. Chyba miało jej się zrobić dzięki temu lepiej, ale wcale tak nie było. Utwierdziła się jedynie w przekonaniu, że Leonardo jest rzeczywiście skończonym idiotą, a do tego dobiera sobie przyjaciół na swoim - dość niskim - poziomie. Wstyd przyznać, że kiedyś z nim była. Tylko jednym uchem słuchała, co mówi ślizgonka, ponieważ resztkami sił powstrzymywała się przed tym, by zwyczajnie nie pobić krukona (o ile chłopak w ogóle mógłby jakoś poważniej ucierpieć w starciu z drobną dziewczyną). W momentach wzburzenia nie myślała wiele, a głównie działała, nierzadko zapominając o swoich różdżkarskich umiejętnościach i używając gołych pięści. Dopiero gdy za sprawą Vivien krukon zaczął pląsać, parsknęła śmiechem razem z nią i właściwie poprawiło jej to samopoczucie. Nawet złość trochę z niej spłynęła, ustępując miejsca zwyczajnemu politowaniu - przecież Leo nie potrafi nawet się obronić, stojąc jak kołek i przyglądając się całej sytuacji, więc muszą robić to za niego jego przydupasy. Jakie to słodkie! - Widzę, że randka z Reedem nie poszła na marne - szepnęła szczerząc ząbki, co jednocześnie było swoistą pochwałą za szybką reakcję. Nie poznawała Vivi, na co dzień bowiem zachowywała się zupełnie inaczej, nie mogła jednak powiedzieć, że ta wersja jej się nie podobała. Pomachała na odchodne gryfonowi ze złośliwym uśmieszkiem, a gdy tamci zniknęli z pola widzenia, wydała z siebie westchnięcie ulgi przemieszanej z irytacją. - Dobrze im nagadałaś - oświadczyła. - Gdyby nie ty, nie wiem co bym zrobiła. Totalnie mnie zatkało - skrzywiła się, bowiem obie zachowywały się zupełnie odwrotnie, niż zwykle. Gdyby mogła, pewnie ozłociłaby przyjaciółkę, na razie jednak tylko ją uścisnęła w ramach podziękowań. - Wracamy do pokoju? Chyba dość wrażeń na dzisiaj - oznajmiła, kierując się w stronę wyjścia.
Cieszyłam się, że nie musieliśmy kontynuować tej rozmowy chociaż nie ukrywam, że z wielką chęcią wyzwałabym Clarke na pojedynek. - Przestań - parsknęłam lekkim śmiechem na uwagę rzuconą przez przyjaciółkę, chociaż w środku aż skręciło mi wnętrzności. Przypomniałam sobie jak Shawn poradził sobie z napastnikiem i przeszedł mnie dreszcz. Ten człowiek był bardzo zły, ale wciąż w głowie pozostawał mi widok jego zakrwawionego krocza potraktowanego nieznanym mi dotąd zaklęciem, które najprawdopodobniej nie miało nic wspólnego z białą magią. - Cała przyjemność po mojej stronie! - powiedziałam szczerząc zęby gdy tylko obaj chłopcy zniknęli z pola widzenia. Rozmowa z nimi nie była wprawdzie przyjemna, za to patrzenie na Courtney wymierzającą policzki oraz na Ezrę wymiatającego nogami jak doświadczony steper było aż nazbyt zabawne. Pozwoliłam się uścisnąć przyjaciółce, po czym na jej prośbę o powrót do pokoju przytaknęłam lekko głową. Szkoda, że tych dwóch półgłówków zepsuło nam popołudnie.
/zt za mnie i za Court
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Poprzednia wycieczka na basen nie była zbyt udana - z jakiegoś powodu wciąż znajdowały się osoby, które nie lubiły Leo... a teraz także Ezry. To dopiero była przyjaźń. Ezra dwoma zdaniami potrafił sprawić, że przejmował od Vin-Eurico tytuł wroga publicznego numer jeden... Tak czy inaczej, basen w hotelu był miejscem, które z jakiegoś powodu niezmiernie mu się podobało i korciło go, żeby pokazać go komuś jeszcze. No bo dlaczego nie? To nie tak, że odkąd oficjalnie zszedł się z Gryfonem, przestał mieć innych znajomych. Bez uprzedzenia pojawił się pod pokojem numer osiem i entuzjastycznie zastukał w drzwi. Kompletnie nie miał pojęcia, że pokój ten zajmowały też dwie panie, które były ostatnimi osobami, na które chciał trafić. Podejrzewał, że spotkanie z Courtney i Vievien nie skończyłoby się za dobrze - on urazy za to głupie zaklęcie ani za uderzenia nie trzymał, ale dziewczyny? Wszyscy wiedzieli jakie były dziewczyny. Na szczęście w drzwiach pojawił się nikt inny, jak przeurocza Arielle Tender, która najwyraźniej nie miała zbyt wielu planów. Ezra nie zapomniał sytuacji z pierwszego dnia i mimo że minęły już chyba ponad da tygodnie, wciąż bardzo chciał bliżej poznać tę słodką osóbkę. Uważał, że bardzo dobrze się dogadają, a ponadto nikt nie mógł mu zarzucić złych intencji - Arielle miała chłopaka i Ezra też miał chłopaka. Oprócz stroju kąpielowego narzucił na siebie luźną koszulkę, żeby przemieszczanie się po hotelu wyglądało trochę przyzwoiciej. (Chodziło też o przezorność - wszyscy znali Obserwatora i w swojej złośliwości na pewno zaraz zarzuciłby Ezrze granie na kilka frontów, przy czym ucierpiałaby jeszcze reputacja Ari. Myślał o wszystkim!) - No i jak tam wrażenia, jeśli chodzi o Grecję? Żadnych więcej namolnych miejscowych? - zagaił z lekkim uśmiechem, przepuszczając ją pierwszą w przejściu.
Jak się okazało, z Arielle aż tak towarzyska istota nie była. Zaczynało ją denerwować, że prywatności właściwie nie ma. Zupełnie nie rozumiała idei pokoju dla tylu osób, ale starała się za bardzo nie narzekać, aby nie zepsuć humoru współlokatorom. O wiele częściej jednak wychodziła z pokoju, ale tutaj też już miała dość - znudziło jej się chodzenie w kółko na plażę, albo błąkanie po lesie na Agrios. Jakoś nie mogła znaleźć miejsca, które by ją przyciągnęło i przytrzymało. Postanowiła zatem oddać się swojemu hobby, jakim było krawiectwo. O wiele łatwiej było ignorować współlokatorów, gdy siedziała nad materiałami i machała różdżką nad różnymi dodatkami. Niepokoiły ją jedynie magiczne niedogodności, które w Grecji solidnie czarodziejom doskwierały. Francuzka w dodatku zapomniała pudełka z ozdobami i teraz czekała na sowę z domu, mając nadzieję, że siostra poratuje ją i przyśle paczkę. Skoro czekała, to nie planowała wychodzić z hotelu... Leżała sobie właśnie na łóżku w kostiumie kąpielowym własnej roboty, walcząc z jakąś nitką wystającą bezczelnie z boku biustonosza, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Akurat była w pokoju sama i wszystko wskazywało na to, że powinna gościa powitać. Ze zwycięskim okrzykiem (pozbyła się nitki!) zeskoczyła z łóżka, narzuciła na siebie jasnozielony sweter i owijając nim nieco dokładniej, otworzyła drzwi. W pierwszej chwili kompletnie ją zatkało, ponieważ zawitał do niej sam Ezra Clarke, którego przecież zamierzała bardzo subtelnie unikać. Ciężko jej było jednak odmówić, w szczególności dlatego, że chłopak zaproponował pójście na jakiś przepiękny basen. - Hm, nie, raczej nie - odparła z zastanowieniem, z zaciekawieniem zaglądając do pomieszczenia, do którego ją przyprowadzono. - Ale ogólnie sporo tutaj osób, prawda? Nie męczy cię, że siedzisz z tymi ludźmi zamknięty w zamku, a potem jeszcze prawie całe wakacje? - Podeszła do brzegu basenu, przy okazji zsuwając ze stóp klapki. Nie mogła powstrzymać szerokiego uśmiechu, gdy przyglądała się spokojnej taflii i promieniom słonecznym wpadającym z zewnątrz. Odwróciła się do swojego towarzysza i skierowała uśmiech do niego, odrzucając sweter na bok. Właściwie, to nie mieli czym się stresować. Przecież tamtą sytuację sobie wyjaśnili, a Arielle nie zamierzała popełniać więcej błędów. Była trzeźwa i zdeterminowana, aby nie narobić ani sobie, ani Calumowi problemów. Ezrze pozostawało to jedynie zaakceptować. Wyglądał na porządnego faceta, więc... - A jeśli pytasz ogólnie o Grecję... Mam wrażenie, że czas tu stoi w miejscu. - Zrobiła krok w tył i tym samym wskoczyła do wody. Wynurzyła się zaraz, poprawiając mokre włosy i mrugając trochę szybciej. Założyła ręce na krawędzi i oparła na nich głowę, wpatrując się wyczekująco w chłopaka. Zanim zdążyła dodać coś jeszcze, przez okno wpadła sowa i upuściła na podłogę niewielką paczkę. Następnie wyleciała, drąc się przy tym niemiłosiernie. Może te dziwne zakłócenia magiczne w jakiś sposób oddziaływały również na ptaki? - To chyba do mnie - uznała, ale nie miała zamiaru wychodzić po ozdóbki z basenu.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Nie było się co oszukiwać, Ezra też zdecydowanie bardziej wolałaby mieć pokój z bardziej ograniczoną liczbą łóżek. Trzy osoby to byłaby odpowiednia liczba. Już maksymalnie cztery... Łatwiej byłoby się pozbywać ich z pokoju, a tak ciężko było liczyć na prywatność, bo zawsze ktoś się w pobliżu kręcił. Był jednak raczej wyrozumiały, czego nauczyło go mieszkanie przez tyle lat w krukońskim dormitorium. Po jakimś czasie po prostu akceptuje się, że nie jest się pępkiem świata i trzeba dzielić się swoją przestrzenią życiową, być miłym i otwartym. ... Nie, bzdura. Ezra też momentami czuł się przytłoczony i właśnie dlatego szukał towarzystwa osób spoza grona jego pokoju. Zawsze była to jakaś odmiana. A akurat w przypadku Arielle może przeznaczenie, skoro dziewczyna jakby oczekiwała na niego już w stroju kąpielowym. - Szczerze? Oszaleć można. Pomimo całego uroku Grecji, chyba wolałbym przed końcem wakacji jeszcze się stąd wyrwać - odparł ze zrozumieniem. Trzeba jednak zaznaczyć, że Ezra przezywał to wszystko rok rocznie, a Ari znała tych ludzi od zaledwie kilku tygodni... i już ją męczyło? Powodzenia w takim razie podczas roku szkolnego. - Zawsze jednak można poznać kogoś nowego, więc nie narzekam. Staram się po prostu łukiem omijać Krukonów i jest dobrze. Obserwował, jak Arielle zrzuca z siebie okrycie i na moment wmurowało go w ziemię. Nie zrozumcie go źle, uwielbiał być w związku z Leo i niczego nie żałował, ale jednocześnie był tylko chłopakiem i ciało panny Tender zdecydowanie bardzo wpisywało się w jego gusta. Zwilżył lekko wargi, zanim jednak cokolwiek zrobił, dziewczyna wskoczyła do wody. I czar (prawie) prysł. Zaśmiał się lekko, zrzucając koszulkę i chcąc już do niej dołączyć, kiedy przez okno wpadła sowa z paczuszką. Ezra nie spodziewał się żadnych prezentów, a Arielle potwierdziła jego przypuszczenie. Podniósł paczuszkę z ziemi i lekko nią potrząsnął, wydobywając ciche grzechotanie. Zbliżył się do basenu i przysiadł na jego krawędzi. Jeśli Arielle oczekiwała, że po prostu jej paczkę odda, musiała poczuć się rozczarowana. Uniósł przedmiot poza zasięg rączek Arielle z małym błyskiem w oku. - Ale musisz ją najpierw sobie zdobyć, panno Tender. - Posłał jej zachęcający uśmiech, będąc ciekawy taktyki, którą obierze. Poza tym wspominał, że ładnie jej było w tej nowej, krótkiej fryzurce? Bo bardzo ładnie. Nawet przemoczonej.
Ari nie należała do szczególnie wyrozumiałych osób i doskonale wiedziała, że przesadza. Całe życie mieszkała z czterema siostrami, bratem i rodzicami. Musiała zatem borykać się z podbieraniem ubrań, zabieraniem kosmetyków, zostawianiem bałaganu i ogólnie mieszaniem w rzeczach. Ostatni rok jednak spędziła sama, w różnych miejscach ale zawsze bez tak uciążliwego towarzystwa kilku osób. Niezmiernie jej się to podobało i po prostu odzwyczaiła się od dzielenia przestrzeni osobistej z innymi ludźmi. Teraz dodatkowo przeszkadzało jej to, że ich nie zna. Wiedziała czego spodziewać się po Anette, a czego po Alais, jak zwrócić się do Adriena i za co nakrzyczeć na bliźniaczki. Rodzinę miała obcykaną, to pewne. Z kolei obcy? Uczniowie i studenci Hogwartu, którzy w sobie widzieli poparcie, ale Francuzki nie znali i, w gruncie rzeczy, znać nie mieli prawa? - Ooo, jakieś plany? - Zainteresowała się, podchwytując pomysł chłopaka co do wyjazdu pod koniec wakacji. Ciekawa była, że jest raczej spontaniczny, czy też sobie wszystko dokładnie zaplanuje. Podczas pierwszego spotkania próbowali się nawzajem rozgryźć, ale przecież wszystkiego od razu nie da się wyłapać. Obserwowała uważnie, jak chłopak bierze jej paczkę i zdusiła w sobie pełną oburzenia myśl, że to prawdziwa bezczelność. Zaśmiała się krótko, kiedy nią tak bezpardonowo potrząsnął. - A co jeśli zamówiłam sobie zastawę porcelanową? - Zacmokała z dezaprobatą. W pudełku na szczęście nie powinno być niczego szczególnie cennego - zapewne sporo przypinek i innych małych pierdółek, które można gdzieś wszyć lub przyczepić. - Wiesz jak sprawić, żeby się dziewczyna na ciebie rzuciła... - Prychnęła z rozbawieniem, gdy postawił przed nią takie zadanie. Nie wahała się jednak długo przed podjęciem wyzwania i po prosto solidnie swego towarzysza ochlapała. Następnie podparła się jedną ręką na jego kolanie i wybiła nieco do góry, żeby drugą ręką złapać paczkę. Do wody wróciła ciągnąc ją ze sobą. - Nie wiedziałam, że jesteś tak zainteresowany ozdobami krawieckimi... - Mruknęła, ale w tej samej chwili paczka się otworzyła i do wody wpadła... Kulka? Arielle pochwyciła drobny, srebrzysty przedmiot i obróciła go parę razy w palcach. Następnie zerknęła do pudełka, gdzie znajdowało się jeszcze trochę innych kulek... - Gargulki? - Palnęła z zaskoczeniem. Czyżby siostra pomyliła pudełka i wysłała przez przypadek grę z dzieciństwa panny Tender?
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Tak naprawdę wszystko było kwestią przyzwyczajenia. Jedne zwyczaje przychodziły łatwiej, inne trudniej. Na przykład Ezra bardzo łatwo przywykł do dzielenia łóżka każdej nocy. Ciężko uwierzyć, że tak nie było zawsze. W Hogwarcie to on będzie na odwyku BezLeonardowym. - A nie, nie wiem. Często mówię, co mi ślina na język przyniesie. Jeśli poczuję dobry impuls to po prostu coś ze sobą zrobię i tyle... - Wzruszył lekko ramionami. To tak naprawdę zależało od sytuacji, bo Ezra do pewnego stopnia nawykł do wykorzystywania okazji i spontanicznych zrywów, ale też nie gardził, jeśli miał czas na przygotowanie jakiegoś swojego stanowiska w temacie czy po prostu zemsty. - Too... Miałabyś teraz potłuczoną zastawę porcelanową - odparł z lekką bezczelnością i niewinnym uśmiechem na osłodę. No proszę, czy Arielle mogłaby patrzeć na niego i realnie być na niego zła, nawet gdyby coś tam spsuł? Był przecież uosobieniem słodkości i samo to powinno go ratować. Ale jeśli nie to chociaż logika - po co się przejmować, skoro wystarczy jedno reparo i po krzyku? Dziewczyna przejawiała jednak głównie rozbawienie, a to znaczyło, że jednak francuska modelka jest w stanie przeżyć w Grecji bez przesadnych luksusów i porcelanowej zastawy. Chyba że była wymierającym gatunkiem. Ezra ze śmiechem zasłonił się rękami, jakby to miało powstrzymać basenową wodę przed zetknięciem się z jego skórą. Niestety nie miał w rekach bariery pojawiającej się na zawołanie i oczekiwania się nie spełniły. Jednak skończył mokry, a ponadto paczka została przejęta przez jego przeciwniczkę. Słaby wynik, panie Clarke. - Lubię uczyć się nowych rzeczy. Nawet gdyby miało to być wyszywanie czy inne krawieckie zabawy - odparł z entuzjazmem. Pomijając to, że prawdopodobnie taka umiejętność byłaby bardziej gejowska niż samo posiadanie chłopaka, Ezra chętnie by spróbował, bo dlaczego nie? Arielle szybko jednak zrujnowała tę chwilę natchnienia do nowej pasji. Krukon zsunął się do basenu i praktycznie zabrał własność Ari z jej rąk, nie przejmując się tym, że mogło ją takie bezczelne zachowanie niecierpliwić. Zdaniem Ezry ludzie powinni się ze sobą dzielić. Dopóki to nie on był tym, który miał więcej... - Gargulki? Ale ekstra. Moja siostra nigdy nie chciała w nie ze mną grać. Zagrasz ze mną, Arielle? A potem posłał jej swój rozbrajający uśmiech numer 3 z nadzieją, że poruszy jej francuskie serce. Drugą opcją było dźganie po brzuchu albo płyta pod tytułem "proszęproszęproszę", więc lepiej, by zgodziła się po dobroci.