Osoby: Chiara B. Accardo, Elias Sætre Miejsce rozgrywki: Korytarze Hogwartu Rok rozgrywki: Początek roku szkolnego 2016/2017 Okoliczności: Chiara po paru latach spędzonych w słonecznej Italii wraca do Anglii, by w Hogwarcie rozpocząć studia. Okazuje się, że dziewczyna jako mały brzdąc zamek zapamiętała nieco inaczej.
Włochy mogłyby wydawać się spełnieniem marzeń wielu ludzi w Wielkiej Brytanii. Z całą pewnością w kraju znalazłoby się wielu desperatów takich jak jej rodzice, którzy za słońcem są w stanie opuścić dom i narazić swoje dzieci na nieprzyjemne konsekwencje tak nagłej zmiany otoczenia. Nagłej, ponieważ państwo Accardo na ten wspaniały pomysł wpadli na rodzinnych wakacjach. Tak im się spodobało, że postanowili zostać na stałe. Fajnie, co nie? A dzieci postoją obok i popatrzą. Chiara do dziś pamięta wszystkie kłótnie między zbuntowaną młodzieżą, a zakochanymi w sobie i w słonecznej Italii rodzicami, którymi zresztą ona sama przewodziła. W Hogwarcie miała wielu znajomych, przyjaciół, których z dnia na dzień po prostu zostawiła. I było jej z tego powodu naprawdę nieprzyjemnie. Dość długo próbowała się wbić we włoski klimat i chociaż w Calpiatto została całkiem mile przyjęta, nadal tęskniła za deszczową Anglią i grubymi murami Hogwartu. Dlatego właśnie podjęła decyzję o powrocie do zamku. I dlatego właśnie teraz stała na korytarzu i próbowała ogarnąć gdzie właściwie ma iść. Chciała rozejrzeć się nieco po budynku, bo szczerze mówiąc- niewiele pamiętała z okresu dzieciństwa. I nawet nie zdawała sobie sprawy jak wielka jest ta szkoła! -Calpiatto było jakieś prostsze. -Mruknęła pod nosem, gdy po raz trzeci znalazła się na tym samym korytarzu, chociaż miała stuprocentową pewność, że przecież wchodziła na górę i musi, no po prostu musi być wyżej niż była pięć minut temu. Tylko czemu ten korytarz wygląda tak samo? Odwróciła się na pięcie chcąc ogarnąć całe pomieszczenie raz jeszcze, po czym zrezygnowana podeszła do okna. Położyła na parapecie torbę, a sama oparła się o ścianę i zamknęła oczy, chcąc przypomnieć sobie którędy szła. Szlag, czy naprawdę tak mało pamięta? Spróbuję jeszcze raz. Szybkim ruchem zgarnęła z parapetu torbę, wierząc, że tym razem uda jej się dojść do biblioteki albo czegokolwiek innego niż korytarz lub schody i zdążyła zrobić zaledwie dwa kroki, gdy poczuła silne uderzenie w bark. Zdezorientowana i nieco przestraszona, bo co by nie mówić jest dość mała, puściła torbę, z której wyleciało parę drobiazgów.
Elias zawsze marzył o tym, żeby wyjechać gdzieś dalej, gdzieś poza granice Norwegii i Wielkiej Brytanii (bo te akurat miał okazję skrupulatnie zwiedzić). Włochy były jednym z miejsc, gdzie bardzo chętnie by się wybrał. Zawsze wyobrażał je sobie, jako istny raj - wspaniała kuchnia, pełno słońca (którego, bądź co bądź, ani w Ålesund, ani w Londynie, nie miał okazji zaznać w dużych ilościach), przyjaźni ludzie, no i te włoskie wina! Niestety, nie miał do tej pory okazji ani środków, by pozwiedzać trochę świata, więc póki co, był skazany na wyobrażenia, jak świetnie musi tam być. Właśnie wracał z jakiegoś niespecjalnie ciekawego wykładu z historii magii. Z racji tego, jak nużyły go wojny goblinów i te inne historyczne wydarzenia, na tych zajęciach zawsze wyjmował swój szkicownik. Najczęściej rysował w nim jakieś głupie komiksy - na lekcjach nie był w stanie narysować czegoś porządniejszego. Na ramieniu miał swoją skórzaną torbę, nieco już znoszoną, pod pachą trzymał szkicownik, w lewej ręce papierowy kubek z kawą, a w prawej - soczyście zielone jabłko. Czuł, że właśnie notes wyślizguje mu się spod pachy, więc panicznie zaczął szukać miejsca, na którym mógłby spocząć na chwilę i jakoś ogarnąć ten bałagan. Oczywiście, nadal szedł przed siebie, nie zwracając uwagi gdzie w ogóle idzie, wykonując przy tym jakieś dziwne ruchy, które miałyby powstrzymać zeszyt przed upadkiem na posadzkę. Robił to jednak na marne, bo nie patrząc przed siebie, wpadł na jakąś dziewczynę. Szczęście, że przynajmniej kawa i jabłko pozostałe w całości. Jednak, oprócz tego, że zgubił swój pergaminowy szkicownik, wytrącił nieznajomej jej rzeczy. - Okropnie cię przepraszam! - wypowiedział przejęty, chowając szybkim ruchem owoc do torby, sprawiając tym, że zwolniła mu się jedna dłoń. Kucnął, zupełnie zapominając o swojej zgubie, zajmując się rzeczami, które przed chwilą wyrzucił z torby dziewczyny. Ostatecznie, odstawił kubek na podłogę obok siebie, by przyspieszyć proces zbierania jej rzeczy. - Mam nadzieję, że niczego nie zniszczyłem, naprawdę strasznie cię przepraszam, w ogóle cię nie zauważyłem... - wymamrotał pospiesznie ze swoim lekko słyszalnym norweskim akcentem, spoglądając wreszcie na ofiarę jego niezdarności. Szczerze mówiąc, nie przychodziło mu do głowy, kim może być ta dziewczyna. Nie wydawało mu się, by chodziła z nim na jakieś zajęcia. - Czy mogę jakoś zadośćuczynić moje gapiostwo? - spytał, uśmiechając się do niej delikatnie i nawiązując z nią kontakt wzrokowy. Może to, co pierwsze o niej pomyślał, gdy jej się przyjrzał, było nieco głupie, ale w tamtym momencie jakoś się nad tym nie zastanawiał. A pierwszą jego myślą, było to, że nieznajoma grzeszy urodą.
Uderzenie nie było silne, jednak była to chyba ostatnia rzecz, której Chiara mogłaby się w tej chwili spodziewać. Nie przypominała sobie, żeby w czasie jej kadencji w Hogwarcie miała jakiś większych wrogów, więc niemal od razu wykluczyła opcję targnięcia na jej życie celowo. Podejrzewała, że wpadł na nią jakiś równie zagubiony co ona pierwszak, dlatego mocno zdziwiła się, gdy podniosła głowę i zobaczyła stojącego przed nią chłopaka, w podobnym wieku do niej samej. -Yyy... -Wyrwało jej się, przez co dziewczyna zawstydziła się jeszcze bardziej i z utęsknieniem spojrzała na leżące na podłodze rzeczy. Cudowne rozpoczęcie roku szkolnego, nie ma co. -Nic się nie stało, to też częściowo moja wina. Powinnam patrzeć gdzie idę. -Ukradkiem spojrzała na nieznajomego, po czym kucnęła i zaczęła zbierać rozrzucone prawie na pół korytarza rzeczy. Niepotrzebnie przed wyjściem z dormitorium użyła zaklęcia zmniejszająco–zwiększającego, bo rzeczy było zdecydowanie zbyt dużo. Westchnęła ciężko i wrzucała wszystko po kolei do czarnej torby. -Dzięki...Szczerze to myślałam, że jest tego trochę mniej. -Rzuciła nieco zakłopotana, gdy zauważyła, że ciemnowłosy kuca obok niej i pomaga jej zbierać rzeczy. -Nic się nie stało, naprawdę. -Powiedziała raz jeszcze, gdy po raz drugi usłyszała przeprosiny, po czym podniosła się z podłogi. W sumie trochę śmieszyło ją zachowanie chłopaka. Z jednej strony dorosły facet, a z drugiej tak przejął się Chiarą, że dziewczyna w duchu stwierdziła, że to w zasadzie całkiem słodkie. Uśmiechnęła się pod nosem, po czym skierowała wzrok w jego stronę. Zauważyła, że nieznajomy też się na nią patrzy, co spowodowało lekkie zakłopotanie. -Już tak nie przepraszaj...Możesz mi pomóc ogarnąć zamek. Dopiero co przyjechałam, ale widzę, że niemal wszystkiego zapomniałam. Małe dzieci chyba nie przywiązują zbyt dużej wagi do tak błahych rzeczy jak wielki zamek, w którym się uczą. I mieszkają.
Aaaaa, obiecuje, że następny post będzie lepszy. Przy pisaniu tego miałam kompletny brak weny ;_;
spokojnie, to też są moje pierwsze posty Eliśkiem, więc najprawdopodobniej nie wychodzą najlepsze na świecie, ale jak się trochę rozkręcę, na pewno będzie lepiej
Nie, Elias zdecydowanie nie zrobił tego celowo. Bo gdyby zrobił, na pewno nie przepraszałby i nie pomagał zbierać rozrzuconych na posadzce rzeczy. A właściwie, skąd u Norwega to przejęcie? Ano pewnie stąd, że bardzo źle czułby się z tym, że mógłby komuś coś zniszczyć. Paradoks pojawiał się w momencie, kiedy chłopak bywał niemiły. Bo wtedy, jakoś niespecjalnie dbał o to, czy kogoś krzywdzi, czy nie. W momencie, gdy usłyszał jej głos, zdał sobie sprawę, że najprawdopodobniej jest obcokrajowcem. Nietrudno było wyłapać jej włoski akcent. Może jest nowa, bo przyjechała tutaj na studia z Calpiatto?, przemknęło mu przez myśl. - O nie, nie zrzucaj winy na siebie. Przecież to ja potrąciłem ciebie - stwierdził stanowczo, widząc, że ilość rozrzuconych przedmiotów już znacząco się zmniejszyła. Właściwie, to jak jej się udało upchnąć tyle rzeczy do tak małej torby? Na pewno musiała użyć do tego zaklęć. Cieszył się, że nieznajoma zareagowała na jego gapiostwem naprawdę spokojnie. Już niejednokrotnie wszedł w drogę ludziom, którzy z byle powodu robili niepotrzebne zamieszanie. Całe szczęście, tym razem nie trafił na nikogo takiego. Nie miał ochoty na wysłuchiwanie obelg skierowanych w jego stronę. Gdy przedstawiła mu swoją ofertę, to jest pokazanie zamku, Sætre szczerze się ucieszył. Znał tę szkołę na wylot, więc z chęcią może ją po niej oprowadzić. Spojrzał na zegarek i spostrzegł, że następne zajęcia ma dopiero za półtorej godziny. Właściwie, to i tak nie miałby co robić w czasie okienka, więc nawet dobrze się złożyło. - Jestem Elias - przedstawił się. - I z ogromną chęcią pokażę ci szkołę.
W zasadzie ucieszyła się, że wpadł na nią ktoś mniej więcej w jej wieku. Zawsze może to być pretekst do poznania kogoś nowego. Nie żeby Chiara była jakoś szczególnie nieśmiała, ale w przypadku, kiedy wraca do starej szkoły po X latach nieobecności, przydałby się ktoś, kto pomógłby jej to wszystko ogarnąć. A cóż...jakby nie było, chłopak sam zaproponował zadośćuczynienie. Ona tylko uprzejmie skorzystała z oferty. -Jak tak twierdzisz... -Wzruszyła ramionami, po czym uważnie przyjrzała się nieznajomemu. Jej wzrok na chwilę zatrzymał się na jego szacie, a dokładniej na jej kolorach i już po chwili wiedziała, że chłopak należy do domu Roweny. Momentalnie próbowała przypomnieć sobie uczniów tego domu sprzed paru lat i po dłuższej chwili stwierdziła, że chyba byli w porządku. -Hmm, mogę Cię o coś spytać? -Dodała po chwili, obliczając szybko w głowie, że jeżeli chłopak nie przyjechał studiować do Anglii z innego kraju, to najprawdopodobniej uczył się tutaj już dużo wcześniej. -Uczysz się tutaj od początku, czy przyjechałeś tylko na studia? -Zapytała, nie czekając nawet na odpowiedź chłopaka na poprzednie pytanie. Przy okazji stwierdziła, że powinna trochę przyhamować z zadawaniem pytań, chociaż z drugiej strony zawsze taka była - spotykała osobę pierwszy raz w życiu i przy pierwszej rozmowie albo musiała się jakoś ośmieszyć, albo zadać dziwne pytanie. Bo niby czemu nie. -Jej, będę miała własnego przewodnika! -Zaśmiała się, przypominając sobie przy okazji, że w Calpiatto nikt jej nie zaoferował pomocy. Musiała sama wszystko ogarnąć, a znajomi pojawili się akurat po tym, jak młoda zdążyła nauczyć się mapy szkoły. Mimo to, nikomu nie miała tego za złe. Rozumiała, że dla uczniów włoskiej szkoły, uczeń z innego niż leżącego na południu Europy kraju, może być swego rodzaju fenomenem. Nawet, gdy posiada typowe włoskie imię! W Anglii od zawsze było inaczej. Tutaj ludzie są niezwykle tolerancyjni, co widać zresztą w samym Hogwarcie. Nawet stojący przed nią chłopak zdawał się nie być Anglikiem, chociaż Chiara wcale nie da sobie uciąć ręki, jeżeli o to chodzi. Możliwe, że po prostu coś jej się wydaje. -Może coś mi się poprzypomina, bo wiesz, ja tu się kiedyś uczyłam, ale potem wyjechałam i teraz znów tu jestem. -Odgarnęła z twarzy włosy, które dość niedawno znacznie skróciła i przypomniała sobie, że się nie przestawiła. -Oh, ja jestem Chiara. -Dodała i posłała w stronę Eliasa naprawdę miłe spojrzenie.
Chłopak i tak nie miałby co robić przez tę wolną godzinę między zajęciami, więc oferta jaką wydała mu nieznajoma, wcale nie zaburzała mu grafiku (jakby w ogóle posiadał go wyjątkowo rozbudowanego...). A z poznawaniem nowych osób nie miał problemu - w końcu jest towarzyski, charyzmatyczny i pewny siebie. Musiał jednak przyznać dziewczynie, że jest wyjątkowo bystra - jakby nie patrzeć, wykorzysta Eliasa w konkretnym celu. Pewnie gdyby on był na jej miejscu, machnąłby ręką i w życiu nie wpadł na to, by poprosić kogoś o pomoc w ogarnięciu zamku. Właściwie, to nieczęsto zdarzało mu się nosić te typowo hogwarckie szaty. Nie żeby mu przeszkadzał fakt, że trafił do Ravenclawu (choć, osobiście, to Slytherin jest jego faworytem). Po prostu, nie czuł się w tym dobrze. Dziś jednak uznał, że założy na zajęcia zwykłą, białą koszulę. A z racji, że i tak rzadko reprezentuje szkołę, co mu zaszkodzi założyć ten jeden raz niebiesko-srebrny krawat? Zarówno, jak dziewczyna, on też zdążył wyłapać, że ta jest Gryfonką, ale szczerze mówiąc, nigdy nie zwracał uwagi na to, kto jest z jakiego domu. Nie popierał sporu między Ślizgonami i Gryfonami ani nie uważał, że do Hufflepuffu trafiają najgorsi. Szanował i tolerował wszystkich, niezależnie od tego, skąd pochodzili. - Jasne, pytaj - odpowiedział, odnajdując wreszcie wzrokiem swój szkicownik, po czym schował go do torby. Jej pytanie nieco go zaskoczyło, bo sądził, że zada pytanie, które będzie odnosiło się do szkoły, a nie do jego samego, ale bez wahania, powiedział od razu: - Uczę się tutaj od początku. - Po dłuższej chwili bytowania z Gryfonką, zdążył zauważyć, że ta jest wygadana, jednak jemu to nie przeszkadza, przecież jest taki sam. - Oprowadzić cię mogę, ale jeśli chcesz poznać jakieś suche fakty, to co najwyżej mogę pokazać ci, gdzie jest biblioteka, a tam znajdziesz Dzieje Hogwartu - powiedział, uśmiechając się na jej uwagę. Elias może i nie opowie jej ciekawostek, ale skoro jest tutaj nowa, to na pewno w jakiś sposób pomoże. Zresztą, nie sądził, żeby podczas ich wycieczki była zainteresowana rzeczami, jak... zaczarowany sufit w Wielkiej Sali, który pokazuje aktualną pogodę na zewnątrz, czy fakt, że nie można aportować się i deportować na terenie zamku. Nie, Chiara się nie myliła. Elias z pochodzenia jest Norwegiem i dopiero gdy był dzieckiem, zamieszkał w Londynie. Nawet jego charakterystyczne nazwisko wskazywało na to, że nie jest Anglikiem. - Wyjechałaś do Włoch? - spytał zaciekawiony. Włochy od zawsze go fascynowały, a teraz poznał dziewczynę, która najpewniej mieszkała tam przez dobre kilka lat! - Dobra, nie ociągajmy się i zacznijmy naszą podróż po Hogwarcie! - oznajmił rozentuzjazmowany, wskazując dłonią, w którą stronę zamierza pójść.
Chiara od kiedy pamięta była wyjątkowo cichą i nieśmiałą osobą. Wszystko zmieniło się o 180 stopni, gdy zmieniła otoczenie i chcąc nie chcąc musiała się przełamać. Nie chciała wyjść bowiem na jakąś aspołeczną i to jeszcze będąc w obcym kraju. Na jej szczęście odziedziczyła po rodzicach trochę południowych genów, więc wyglądem aż tak nie odstawała od całej reszty. A trzeba przyznać, że Calpiatto nie wyróżniało się na tle innych szkół wybitną tolerancją wobec ludzi z krajów nie-południowych, dlatego dziewczyna bardzo dziękowała matce naturze, że postanowiła obdarzyć ją trochę ciemniejszą karnacją niż typowe angielki -przynajmniej mogła bezpiecznie wtopić się w tłum. Teraz od gryfonki biła taka pewność siebie, że czasem ona sama zastanawiała się co się stało ze starą Chiarą. -Hmm, zupełnie Cie nie kojarzę, ale to może dobrze. Wiesz, nowy początek i te sprawy. -Rzuciła w odpowiedzi i ukradkiem spojrzała na szkicownik, który chłopak właśnie chował. -Rysujesz? -Zapytała po chwili i wskazała na zamkniętą już torbę. Sama ostatnio zaopatrzyła się w taki sam, jednak raczej nie było tam niczego godnego uwagi. JESZCZE! -Cóż, bardziej chodzi mi o ogarnięcie całego zamku... -Zawahała się, nie wiedząc jak ładnie ująć to, że nie wie nawet na którym piętrze teraz stoi. Czuła się trochę zagubiona -od zawsze wiedziała, że jest to duży, nawet bardzo duży zamek, jednak myślała, że będzie pamiętać nieco więcej. -Żebym mniej więcej wiedziała gdzie są wszystkie lekcje i nie spóźniała się na nie jak jakaś kretynka, bo nie mogłam znaleźć sali. Proszę, powiedz, że nie miałeś teraz nic ważnego do roboty, a ja ci tego nie zepsułam. -Dodała i uśmiechnęła się do chłopaka trochę przepraszająco. Miała tylko nadzieje, że nie pokrzyżowała mu planów. -A za suche fakty z biblioteki na razie podziękuje. -Zaśmiała się i znów spojrzała na chłopaka. Tak bardzo chciała się go spytać czy przypadkiem nie pochodzi gdzieś z zagranicy, ale szybko stwierdziła, że bez przesady. Nie będzie mu teraz robiła wywiadu środowiskowego, bo jeszcze stwierdzi, iż nie dość, że zgubiła się w zamku (głupia), to będzie mu jeszcze robić jakieś przesłuchania Bóg wie po co. -Owszem. -Odpowiedziała na pytanie Eliasa, po czym ruszyła w stronę, którą wskazał jej chłopak. -Pięknie tam i w ogóle, ale stęskniłam się za tymi murami. I nawet trochę za deszczem.
Niegdyś, Elias nie był specjalnie charyzmatyczny i komunikatywny. Nie lubił ludzi i nie czuł się dobrze w ich towarzystwie, dlatego był raczej typem outsidera, który nikomu nie wchodzi w drogę. Po depresji, która go dotknęła, nigdy więcej nie chciał doprowadzić się do takiego stanu, więc otworzył się innych. I zauważył, że Chiarze pewności siebie też nie brakuje - to akurat plus, znacznie łatwiej jest się dogadać ze śmiałymi. - Kiedyś nie miałem zbyt wielu znajomych, tutaj, w Hogwarcie, więc raczej pozostawałem na uboczu - oznajmił, wyjaśniając tym, dlaczego Angielka go nie kojarzy. - Taa, czasem się zdarzy... - odpowiedział, pospiesznie wpychając zeszyt do torby. Nie wstydził się swojego zamiłowania do sztuki, broń Boże, po prostu nie lubił przechwalać się swoimi pasjami. Poza tym, w tym szkicowniku znajdowały się tylko te głupie rysunki, które tworzył podczas lekcji - nic, czym można by się chwalić. Poza tym, Norweg bardziej specjalizował się malarstwie (choć, rzeczywiście, to rysunek jest jego podstawą). - Uczę się tutaj już tyle lat, że znam każdy kąt tego zamku, więc... - nie skończył, dając tym do zrozumienia, że z nim się nie zgubi. W końcu, siedział w tej szkole już ósmy rok, na dodatek miał dobrą orientację w terenie. - Spokojnie! Mam teraz okienko, zresztą, często opuszczam zajęcia, więc jeśli miałbym teraz jakieś, to żaden problem - powiedział, pobłażliwie machając przy tym ręką. Gdy był uczniem i mieszkał w Hogwarcie, nie zdarzało mu się opuszczać lekcji. Co najwyżej, spóźniać na tę pierwszą. Odkąd zamieszkał w Londynie, coraz częściej zdarzały mu się takie sytuacje. Nie byłby zły na nią, gdyby spytała go, czy przypadkiem nie pochodzi zza granicy. Po pierwsze, miał chyba jedno z najpopularniejszych męskich imion w Norwegii, a po drugie - ledwie, ale słyszalny, norweski akcent. Trudno zatem nie było zauważyć, że chłopak Anglikiem z krwi i kości najprawdopodobniej nie jest. Ruszył z nią we wskazanym kierunku. Najpierw, chciał pokazać jej te najważniejsze z sal lekcyjnych, a przede wszystkim - jak do nich dotrzeć. - Ja lubię słońce, więc myślę, że bym się tam odnalazł - stwierdził półgłosem, rozmyślając o tym, co by było, gdyby trafił do szkoły innej, niż Hogwart. - A Tobie, podobało się w Calpiatto?