Paráktios to po grecku "przybrzeżny", co w przypadku tawerny znajdującej się na plaży nie jest szczególnie wyszukaną nazwą. Nie zmienia to jednak faktu, że Tawerna przyciąga ładnym wystrojem i przepysznym jedzeniem. Restauracja serwuje typowe dania kuchni greckiej.
Przystawki: • Tiropitakia - małe, trójkątne pierożki z ciasta filo lub ciasta francuskiego nadziewane serem feta. Podawane na ciepło lub zimno • Horiatiki - sałatka wiejska, znana na świecie jako sałatka grecka. Jej głównym składnikami są: ser feta, pomidory, ogórki, zielona papryka, czerwona cebula i oliwki. • Horta - gotowane mlecze z dodatkiem soku z cytryny i oliwy. • Dolmades - ryż zwinięty w liście winorogronwoe • Dodatki: pieczywo z oliwą, sos tzatziki
Dania Główne: • Mousaka - najbardziej znana grecka potrawa, zapiekanka składająca się z plastrów bakłażana, plastrów ziemniaków, mielonego mięso wieprzowego i grubej warstwy beszamelu. • Kleftiko - jagnięcina w marynacie z oliwy, czosnku, soku z cytryny i mieszanki górskich ziół pieczona z warzywami • Gemista - do wyboru papryka/pomidor/cukinia/bakłażan z farszem z ryżu albo ryżu z mięsem mielonym. Podawane z pieczonymi ziemniakami. • Bakaliaros skordalia - morszczuk smażony w głębokim oleju w chrupiącej panierce. Podawana towarzystwie skordalia, czyli puree z ziemniaków i czosnku • Souvlaki - szaszłyki drobiowe lub wieprzowe z grillowanym mięsem zawinięte (wraz z warzywami i frytkami) w pitę/ • Kolokithokeftedes - smażone na głębokim oleju placuszki z cukinii, fety i ziół.
Zupy: • Fakes - prosta zupa - soczewica gotowana w przecierze pomidorowym z dodatkiem octu winnego • Revithia - zupa na bazie gotowanej cieciorki i podsmażanej cebuli, z dodatkiem soku z cytryny. Jest sycąca i bardzo rozgrzewająca. Za dopłatą dostępna wersja zapiekana.
Napoje: • Ouzo - anyżowy trunek, podawany samodzielnie lub z wodą • Retsina - wino z dodatkiem żywicy sosnowej, podawane w wersji białej, różowej i czerwonej • Woda, soki i kawa mrożona
Hannah cieszyła się na spędzenie wakacji z rówieśnikami tymi starszymi i młodszymi. Odkąd znalazła się w Hogwarcie nie miała dużej możliwości, aby rozwinąć swoje relacje z innymi. Wakacje w Grecji na pewno pomogą jej bardziej zacisnąć więzi z innymi lub może je pogorszą, ale nie bądźmy pesymistami. Przechadzała się po greckich drogach, przyglądając się wszystkiemu i wszystkim z widoczną, a czasami nawet irytującą ciekawością. W końcu usłyszała jakieś dziwne dźwięki, które dochodziły z jej... brzucha? - O jestem głodna! - Spojrzała na swój szczupły brzuch z pod koszulki z napisem "Don't worry , don't cry , drink VODKA and fly." Zaczęła się rozglądać za jakimś jedzeniem. Gdzieś wyhaczyła w oddali nazwę Paráktios. Podeszła bliżej i ujrzała krzesełka i stoliki to zapewne coś w stylu jakiejś restauracji. Właściwie postanowiła to sprawdzić. Weszła do tawerny i od razu poczuła woń pysznego jedzenia. Jej brzuszek mówił, że to musi być coś dobrego. Usiadła sobie na jednym z wolnych miejsc, rozglądając się co jakiś czas. Przyglądała się krzesełkom, serwetką... wszystkiemu. Musiała skombinować jakieś menu i zobaczyć co tu serwują. Wstała i podeszła do lady, gdzie stała jakaś miła pani z obsługi. No i wdała się w dyskusje po angielsku. Dobrze, że nie musiała znać greckiego. Uf, całe szczęście bo pewnie umarłaby z głodu, chociaż jak spojrzała na te menu z nazwami greckimi to na jej czole pojawiły się zmarszczki dekoncentracji. Na jej usta cisnęły się tylko trzy słowa. WTF, których nie zamierzała głośno wypowiadać.
Po dwugodzinnym siedzeniu na plaży i notowaniu wszystkiego, co do tej pory zauważyła w Grecji, co według jej standardów można by wrzucić do kategorii "dziwne, muszę to sprawdzić", stwierdziła, że najwyższy czas na przerwę. Jako zupełnie stereotypowa Krukonka, nawet na wakacjach nie mogła oprzeć się pokusie nauki. Oczywiście nie siedziała w książkach i nie wkuwała zaklęć - w jej przypadku wyglądało to tak, że zabierała notes, samonotujące pióro i ruszała "w teren", eksplorować, poznawać i doświadczać tego, co Grecja miała do zaoferowania. Jedną z rzeczy, które zauważyła od razu po przyjeździe była ogromna ilość kotów. Spotykała je dosłownie wszędzie - ostatnio nawet w hostelu jeden poszedł za nią do ubikacji. Nie przeszkadzało jej to za bardzo, bo kochała zwierzęta, aczkolwiek nie ukrywała swojej opinii, że gdyby miała tu mieszkać na stałe, zdecydowanie wolałaby z nimi zrobić porządek. Zanim weszła do tawerny, strzepała piasek ze swojej zwiewnej, białej sukienki, zakładając, ze wchodząc do lokalu gastronomicznego, nie powinno się robić bałaganu. Chwilę później zauważyła kolejne koty, które uciekły z wewnątrz restauracji, więc tylko westchnęła głośno i weszła do środka. Od razu podeszła do lady i zamówiła placki z cukinii, które jadła już wcześniej oraz kawę mrożoną. Czekając na paragon, zauważyła stojącą obok rok młodszą, znajomą jej Puchonkę, która sprawiała wrażenie mocno zagubionej w gąszczu greckich nazw. - Hannah? - zagaiła uprzejmie. - Jak nie wiesz co wybrać to ja polecam kolokithokeftedes albo gemistę. - Powiedziała tonem znawcy, jakby była co najmniej specjalistą kuchni greckiej, co bynajmniej nie było bliskie prawdy. - W każdym razie lepiej nie brać żadnej zupy, gorąco dzisiaj. To akurat była prawda, upały w Grecji były omal nie do zniesienia - jedynym plusem był lekki, orzeźwiający wiaterek, który pojawiał się od czasu do czasu.
Ta żółta Carlsson'ówna nie mogłaby wysiedzieć ani minuty w jednym miejscu, zwłaszcza na gorącej plaży. Nie dla niej opalanie. Wszystko ją ciekawiło. Nawet, jak trawa rośnie. Raz chciała zobaczyć czy jak będzie się przyglądać trawie przez całą noc do rana to czy zobaczy, jak rośnie. Oczywiście nic z tego nie wyszło, bo zaraz to zaczęła wpatrywać się w gwiazdy. No, uwielbiała te jasne punkciki na niebie. Były takie fajne i miłe dla oka. Wtedy to zapominała o jakimkolwiek świecie. Ta jedyna czynność niemal wywoływała w niej trans, z którego ciężko było ją wybudzić. Wpatrywała się tak w menu tej dziwnej restauracji, której nazwy już zapomniała. Nie uszły jej uwadze koty, które szwendały się nawet tutaj. To było takie słodkie. Tyle mruczusiów w jednym miejscu, aczkolwiek bez przesady. Nie chciała mieć sierści w jedzeniu. Ponownie usłyszała dźwięk burczenia w swoim brzuchu. Matko, jak zaraz czegoś nie zjem to umrę. Przeszło jej przez myśl, ale niespodziewanie na pomoc przyszła jej znajoma twarz. - O, Neszzz... - Jak ona miała na imię? Cholera pewnie ciężko wymówić, jak nazwę tej restauracji. Tak to już było z naszą Hanką, kompletnie wszystko zapominała. Te nazwy co wypowiedziała krukona - na pewno połamałaby sobie język, gdyby miała je wypowiedzieć. - Wezmę i to i to. - Powiedziała do kobiety, która obsługiwała tawernę Paráktios, mając nadzieje, że słyszała Ainsworth. Zamówiła kolokithokeftedes i gemistę, po czym przysiadła się do koleżanki. - Masz racje, na pewno żadnej zupy dziś. - Przytaknęła krukonce, a następnie zaczęła jej się uważnie przyglądać. Podobała jej się ta sukienka.
Niszka również lubiła obserwować otaczający ją świat i badać go uważnie, aczkolwiek w przeciwieństwie do Puchonki, robiła to dokładnie i z anielską cierpliwością. Miała umysł badacza - wyciąganie logicznych wniosków na podstawie tego, co widzi i tego, co już zna, przychodziło jej w sposób naturalny. Dlatego też z nauką nigdy nie miała żadnych problemów i chociaż trudniejsze przedmioty typu transmutacja czy eliksiry, bardzo ją nudziły, to nie sprawiały jej większych kłopotów. - Chyba jesteś bardzo głodna, co? - Uniosła wysoko brwi, słysząc, że Hannah zdecydowała się na oba dania. Po złożeniu zamówień, skierowała się razem z Puchonką w stronę z jego ze stolików blisko wysokiego od podłogi do sufitu okna, przez które rozpościerał się piękny widok na wybrzeże. Usiadły przy stoliku, a Neesha powiesiła swoją torebkę na oparciu krzesła. Położyła dłonie na blacie stołu, po czym nieświadomie zaczęła bawić się swoim pierścionkiem, patrząc trochę rozmarzonym wzrokiem za okno, jak gdyby nigdy nic zapominając o obecności młodszej koleżanki. W głowie planowała już zwiedzanie miejscowych świątyń, o których wiele słyszała od innych uczniów. Mimo że była święcie przekonana, że większość historii to zwykłe plotki, to i tak chciała je wszystkie zbadać, chociażby dla samego zabicia nudy. Większość dziewcząt wolała wylegiwać się na plaży i nic nie robić całymi dniami, co według Neeshy było całkowitym zaprzeczeniem definicji ciekawych wakacji. - Jak ci się tutaj podoba? - zapytała nagle Puchonkę, kierując na nią wzrok. - Pewnie jesteś przyzwyczajona do upałów - dodała, pamiętając, że Hannah pochodziła ze słonecznej Kalifornii.
Tylko pozazdrościć Neesh tej anielskiej cierpliwości. Hanka kompletnie była w gorącej wodzie kompana. Po prostu nie mogła dłużej skupić się na czymkolwiek, pewnie dlatego tak beznadziejnie jej szła nauka. Zresztą problemy z pamięcią, która miała nie ułatwiały sprawy. Była strasznie roztrzepana i w ogóle nie na miejscu. Ciągle chciała czegoś nowego. Zaraz to znów gdzieś błądziła wzrokiem, niczym małe dziecko. - Zapomniałam, że miałam coś zjeść i mi się zgłodniało strasznieee. - Spojrzała w kierunku lady, oczekując aż jej jedzenie będzie gotowe. Dopiero co zamówiła posiłek, a już miała wrażenie, jakby minęła co najmniej godzina. Znowu spojrzała na koleżankę, która na chwile znikła w głąb swego umysłu. Ciekawe czy ja też tak wyglądam, jak odlatuje. Myślała sobie. - Fajnie. Chociaż nie podobają mi się te dziwne greckie nazwy. - Nic dziwnego, że nie pałała do nich sympatią. Ciężko było je co najmniej wy mówić a co dopiero napisać. Na szczęście nikt jej nie kazał robić ani tego ani tego drugiego. - Zdecydowanie uwielbiam takie upały. Lepsze są niż te zimne zimy. - W ogóle nie podobał jej się śnieg. Czasami można było robić z nim super rzeczy jak na przykład bałwana, ale tak to był zimy i mokry czyli nic ciekawego. - Widziałaś już coś ciekawego? - Teraz ona chciała się czegoś dowiedzieć, w końcu nie była przesłuchiwana. Na pewno wiele czekało ich interesujących rzeczy na przykład nurkowanie, albo zwiedzanie tajemniczych świątyń. Carlsson obawiała się tylko jednego, że zabraknie jej czasu na zobaczenie i doświadczenie tego wszystkiego, w końcu czas jest taki bezlitosny.
I tutaj się bardzo różniły, bo chociaż Neeshy matka pochodziła z ciepłych Indii, dziewczyna sama była stuprocentową Brytyjką, kompletnie nieprzyzwyczajoną do wysokich temperatur i parzącego słońca. Mimo że jak najbardziej lubiła przebywać na świeżym powietrzu, nie oznaczało to jednak, że była w stanie tolerować ekstremalne warunki. Optymalne osiemnaście stopni całkowicie by jej wystarczyło, by móc w pełni cieszyć się przyrodą. - Nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy potrafią przeżyć w takim upale - powiedziała, po czym uśmiechnęła się lekko, jakby to co powiedziała miało być komplementem. - Może nawet trochę zazdroszczę. - Dodała po chwili zastanowienia, jednak za moment pożałowała tych słów, bo doszła do wniosku, że raczej nie były prawdziwe. To byłby bardzo błahy powód do zazdrości i kompletnie irracjonalny. Hanka będzie musiała się pogodzić z poczuciem bycia przesłuchiwaną w Niszki obecności, bo Krukonka już miała tendencję do zadawania pytań. Taka już była jej ciekawska natura. - Obeszłam już tę wyspę tak z grubsza - powiedziała, a oczy jej się zaświeciły. Wyciągnęła z torebki jej notes, w którym zapisywała swoje notatki na temat rzeczy, które spotykała po drodze. - Prowadzę dziennik - powiedziała. Nie mylić z pamiętnikiem! - dodała szybko, jakby chcąc się usprawiedliwić, zanim Puchonka ją wyśmieje. - Zapisuję w nim raporty, opisuję, to co widzę, szkicuję stworzenia, których nie widziałam - opowiadała, przerzucając kartki notatnika i pokazując niektóre zapiski Hannie. Jej notatki nie wyglądały jakoś imponująco, tym bardziej, że miała okropne pismo i większości czasu notowała wszystko na kolanie. Miały dla nią jednak wielką wartość. Po chwili, do ich stolika podeszła kelnerka z zamówionym jedzeniem. - Smacznego - powiedziała Neesha i zabrała się do jedzenia swoich placków z cukinii. - Wybierasz się na mecz Quidditcha dziś wieczorem? - zapytała.
Taki upał najlepiej spędza się w chłodnym pomieszczeniu, popijając drinka, albo w wodzie. Uwielbiała się pluskać, no bo jeśli chodzi o pływanie to nie należała ta umiejętność do czegoś co umiała dobrze. Tak średnio. Chyba raczej się nie utopi. Hanka mogłaby całe życie spędzić w gorącym klimacie, oczywiście jeśli obok miałaby gdzie się kąpać. Siedzisz w wodzie i cały świat już nie wydaje się taki upalny i beznadziejny. - Oj, jest czego zazdrościć. Plaża, woda i wieeeczne zimne drinki. - Puchonka zaraz to się wyszczerzyła na słowa Neesh. Tęskniła trochę za słoneczną Kaliforiną, w końcu to tam spędziła najwięcej swojego życia. Co do zwiedzania to Carlsson sama już zrobiła kilka rundek po wyspie. Przyglądając się nawet szaremu kamykowi, czy skacowanym falą, które ciągle to się bujały do przodu i do tyłu. Do przodu i do tyłu. Potem sobie je liczyła i tak upłynęło jej kilka godzin. - Serio. Ekstraśnie. - Pomysł krukonki z dziennikiem był naprawdę niesamowity. Tego trzeba było pozazdrościć. - To ja zazdroszczę. Też bym chciała umieć zapisywać tak wszystko. - Hanka nie wiedziałaby od czego zacząć. Nigdy nie wiedziała. Bałagan miała nawet w głowie. - Nawet szkicujesz... - Oczy niemal jej się świeciły z wrażenia. - Pokaż! Pokaż! - Zaraz to zaczęła przyglądać się zapiską Ainsworth, która pokazywała jej tylko niektóre, a szkoda. - Naprawdę są super. - Zabrała się za swoje zamówienie, które przyszło po chwili i zaczęła je pałaszować. - Też smacznego. - Powiedziała niemal z pełną buzią, potem przełknęła i wyszczerzyła oczy w zdziwieniu. - Ooooo, to jest jakiś mecz Quidditcha wieczorem? - Tak to właśnie było z Hannah kompletnie nie tu gdzie trzeba. Nie miała pojęcia o takich fajnych rzeczach. - To muszę być. - Ugryzła placka z cukinii, a następnie zabrała się za gemiste.
Niszka uśmiechnęła się, kiedy Puchonka skomplementowała jej notes, aczkolwiek wcale nie miała zamiaru dokładnie pokazywać co jest w środku. Nie żeby prowadziła tam jakieś prywatne zapiski, bo tak nie było - w ogóle nie należała do osób, które kusiłoby prowadzenie pamiętnika i przelewanie swoich emocji na papier. Krzywiła się na samą myśl, wręcz uważała, że to śmieszne i dziecinne. Jednakże jej notes to była dla niej świętość. Jeżeli chciała go komuś pokazać, to tylko ona mogła go trzymać i przerzucać kartki, nie pozwalała na to nikomu innemu, tak więc Puchonka niech trzyma rączki przy sobie! - No jest - odpowiedziała, po czym wzięła łyk mrożonej kawy. - Nie wiem kto gra i nie interesuje mnie to, ale dużo osób tam idzie chyba. Wzruszyła ramionami. Mimo że lubiła uprawiać sport, miała totalnie gdzieś Quidditcha. Gry zespołowe doprowadzały ją o ból głowy, zawsze było tam głośno, wszyscy się nawzajem przekrzykiwali i zachowywali jak zwierzęta. Przez moment przypatrywała się jak Puchonka je, nie przejmując się, czy wprawi ją to w zakłopotanie czy nie. Sama już skończyła jeść swoje placki z cukinii. Stwierdziła, że uprzejmie byłoby zaczekać na towarzyszkę, aż skończy posiłek, zanim się z nią pożegna. Kiedy Hannah skończyła pałaszować gemistę, uśmiechnęła się szeroko i klasnęła w dłonie. - No - rzekła. - Dzięki za towarzystwo. Muszę jednak spadać do hostelu zostawić rzeczy i chyba pójdę pływać. - Zastanowiła się przez chwilę. - Albo i nie. Nie wiem. W sumie to nie miała zielonego pojęcia co będzie robić, chciała tylko wyrwać się z tej restauracji. Nie żeby nie cieszyło jej towarzystwo Puchonki, ale jednak jej introwertyczna strona zaczęła domagać się odpoczynku od jakichkolwiek ludzkich interakcji. - Do zobaczenia! Mecz jakby co będzie gdzieś na plaży. Ogłaszali to ostatnio - powiedziała na do widzenia, po czym zarzuciła torebkę na ramię i wyszła z tawerny.
Ach Grecja! Miejsce pełne beztroski. Impreza za imprezą, zero zmartwień - po prostu idealnie. Nie ma co ukrywać, że odkąd zamieszkałem w Anglii brakowało mi tego luzu, bo mimo wszystko musiałem pracować, uczyć się - gdy mieszkałem z ojcem i przemieszczałem się po świecie dostawałem pieniądze na wszystkie zachcianki i nie miewałem zbyt wielu zmartwień, a teraz było zupełnie inaczej, dlatego wyjazd do Grecji sprawiał mi wiele radości. Byłem umówiony z chłopakami na imprezę (nic nowego), ale wyszedłem z hotelu odrobinę wcześniej - by coś zjeść i zrobić sobie małego aftera. Z racji mojej postury mogłem wypić znacznie więcej niż inni chłopacy, dlatego zazwyczaj chodziłem przed imprezą się napić, by chociaż minimalnie wyrównać szanse. Udałem się do nadmorskiej tawerny słynącej z pysznej kuchni i tradycyjnych alkoholi. Zająłem miejsce przy barze i obdarzyłem promiennym uśmiechem uroczą Greczynkę, która była jednocześnie kasjerką i kelnerką. - Kalispera, miláte angliká? * - powiedziałem po grecku recytując wykute na pamięć zdanie z rozmówek angielsko-greckich. Gdy kelnerka przytaknęła zamówiłem porcję kolokithokeftedes (w czasie zamawia przejęzyczając się milion razy) i podwójne ouzo. Dość szybko wciągnąłem placuszki (nie była to wprawdzie potrawa w moim typie, ale z racji tego, że w swoim życiu poznałem tak wiele kuchni potrafiłem docenić jej kunszt), po czym zabrałem się za trunek. Tak bardzo zająłem się spożywaniem tego wybitnie oryginalnego (i w moim mniemaniu całkiem smacznego) napoju, że zupełnie nie zwróciłem uwagi, że miejsce obok mnie zajęła dziewczyna, którą w gruncie rzeczy nawet znałem.
Grecja naprawdę mocno przypadła Ortedze do gustu. Odpowiadało jej tutaj wszystko; od klimatu zaczynając, a kończąc na architekturze. Z niemałą przyjemnością zwiedzała różne zakątki wyspy, podziwiając jej malowniczość i wykorzystując czas na aktywnym wypoczynku. Zazwyczaj czyniła to samotnie, co wcale jej jakoś nie doskwierało. Co prawda oczywiście lepiej jest poznawać nowe w towarzystwie przyjaciół, aczkolwiek Venus była tym żądnym przygód typem osoby, która nie potrzebowała koleżanki obok, by zdobywać doświadczenia i tym samym kolekcjonować piękne wspomnienia. Kochała podróże i wszystko to, co się z nimi wiązało, całym sercem. A trzeba nadmienić, że potrafiła odnaleźć się w niemal każdej sytuacji, była kontaktowa i śmiała, zatem nie miała najmniejszego problemu z samotnymi oględzinami miejscowości i kontaktami z tubylcami. Wręcz przeciwnie; nawet to lubiła, gdy była zdana tylko na siebie i cudzą życzliwość. Ubrana w wygodną sukienkę, przemierzała właśnie plażę, rozkoszując się widokiem niespiesznie zachodzącego słońca. Uwielbiała te momenty, gdy niebo ubierało się w barwy różu i oranżu, jakby popisywało się specjalnie dla turystów. Była prawdziwą, zapaloną miłośniczką piękna, dlatego takie momenty nieustannie ją zachwycały, dając poczucie szczęścia. Ulotnego wprawdzie, ale umiała te chwile wyłapać i wycisnąć z nich maksimum. Spacerując tak, zwróciła uwagę na ciekawy lokal tuż przy brzegu. Nabrała ochoty na coś chłodnego, a może nawet mocniejszego. Weszła do restauracji, nie rozdrabniając się i od razu uderzając do baru, przy którym siedział już ten wysoki chłopak z Hogwartu. - Cześć. – spojrzała na niego, po czym przeniosła wzrok na Greczynkę. - Dobry wieczór. – przywitała się z dziewczyną za barem, uśmiechając promiennie. Po grecku umiała tylko kilka pojedynczych, podstawowych zwrotów, ale było to wystarczające. Dopiero gdy byłeś gdzieś za granicą i nie znałeś języka, okazywało się, jak bardzo nie musi być on w ogóle potrzebny, by dogadać się z drugim człowiekiem. Wtedy fakt, że słowa to ledwie siedem (bodajże) procent naszej komunikacji nabierał wiarygodności i sensu. Zerknęła na to, co pił chłopak o trudnym nazwisku, którego nie mogła sobie teraz przypomnieć. - Zaufam Ci. – rzuciła w stronę blondyna, po czym gestem wskazała na trunek w jego dłoniach, uśmiechając się wdzięcznie do Greczynki, gdy rozpoczęła przygotowywanie napoju. Skupiła ponownie spojrzenie na chłopaku, mrużąc nieco duże oczy, jakby coś sobie przypominała. - Lysander, prawda? Nie przeszkadza Ci, że tak się dosiadłam? Alkohol lepiej smakuje w towarzystwie. – wzruszyła delikatnie ramionami, nie zdając sobie do końca sprawy z intensywności swojego spojrzenia. Ciężko ją winić, był mega dobry.
Z zupełnego zamyślenia wyrwał mnie miękki, przyjemny dla ucha głos. Uniosłem wzrok i ujrzałem znajomą twarz w towarzystwie ciała, które ze względu na sprzyjające warunki atmosferyczne było mniej odziane niż zazwyczaj. Towarzystwo w tej sytuacji było wręcz pożądane, więc od razu podjąłem dialog. - Uważam z tym zaufaniem - rzuciłem z delikatnym uśmiechem - Ouzo jest bardzo mocne. Wódka i whisky uchodziły za mocne alkohole, a ouzo miało prawie dziesięć procent więcej. Nie był to wprawdzie absynt, ale nie sądziłem, że dziewczyna ma tak mocną głowę jak ja. Od podwójnego ouzo nikt (no może prawie nikt) jeszcze nie umarł, ale większa dawka to już nie były przelewki. Uśmiechnąłem się do dziewczyny bez problemu przypominając sobie jej imię. - Tak, jestem Lysander. A Ty Venus, prawda? - zapytałem, by po chwili rzucić trochę głupim żartem - Venus, ale nie z Milo? Po chwili jednak zreflektowałem się, bo doszło do mnie, że dziewczyna najpewniej słyszała ten żenujący tekst więcej niż raz. Klepnąłem się dłonią w czoło i rzuciłem: - Wybacz tę żenadę, nie mogłem się powstrzymać. Mimo tego, że tak słabo rozpocząłem rozmowę liczyłem, że uda mi się wyciągnąć od dziewczyny skąd pochodzi - byłem pewny, ze nie jest rodowitą Brytyjką, ale nie mogłem sobie przypomnieć z jakiego kraju pochodzi, co szczerze mnie interesowało. Z racji swojego pochodzenia i stylu życia jaki prowadziłem przez ostatnie lata, zawsze interesowały mnie osoby, które tak jak ja widziały kawałek świata poza Wielką Brytanią i plażą w jakimś śródziemnomorskim kurorcie. - Oczywiście, że mi nie przeszkadza - powiedziałem z lekkim uśmieszkiem odwzajemniając jej intensywne spojrzenie. Była piękna, a ja lubiłem patrzeć na ładnych ludzi i nie uważałem by to było coś zdrożnego - tak jak ona byłem miłośnikiem piękna, z tym, że moją działką było piękno mniej ulotne. Z tego co pamiętałem wymieniłem z nią zaledwie kilka słów w szkole (była na roku z moją ukochaną siostrą na roku), jednakże od razu wzbudziła moje zainteresowanie - była nie tylko piękna, ale miała też coś do powiedzenia. Mimo, że jeszcze nie rozgadaliśmy się na dobre, byłem niemal pewny, że spóźnię się do chłopaków. Gdy dziewczyna otrzymała szklankę z trunkiem uniosłem lekko moje szkło i zapytałem: - Za co pijemy?
- Zaryzykuję. Ortega nigdy wcześniej nie miała okazji pić ouzo, zatem była bardzo ciekawa, jak smakuje. Swoją drogą biedna nie była świadoma, że przyjdzie jej pić podwójne. Nie miała wybitnie mocnej głowy, bo i często nie sięgała po procenty, aczkolwiek abstynentką również nie można jej było nazwać. Zwykle lubowała się w winach, a na coś mocniejszego musiała mieć wyjątkową ochotę; w tej kwestii nie ulegała żadnym presjom wydarzeń, czy towarzystwa. Objęła przyjemnie chłodne szkło dłonią, ponownie skupiając uwagę na chłopaku. Jego żart może i faktycznie nie był najwyższych lotów, ale już to, co powiedział później, skwitowała szczerym śmiechem. - Nic nie szkodzi. Wiem, że to samo ciśnie się na usta. – rzekła z rozbawieniem, unosząc brew. Lubiła swoje imię, a to, że przywodziło dość jednoznaczne skojarzenia natury astronomicznej, artystycznej, bądź też mitologii rzymskiej, w ogóle jej nie przeszkadzało. Wszelkie komentarze odnośnie tej kwestii nie budziły zatem jej irytacji, przywykła do nich. - Ale uściślając, Venus Maria Ortega. Z Oviedo. – dodała, po czym świeżo ochłodzoną dłoń wyciągnęła w stronę Zakrzewskiego, by uścisnąć jego własną, co by dobrym obyczajom stało się zadość. Wprawdzie miała okazję już go poznać, jednak nigdy nie było to tak oficjalne. W roku szkolnym po prostu od czasu do czasu zdarzało im się powiedzieć do siebie parę słów, wymienić uśmiechami, mijając na korytarzu, zwyczajnie widywać w tłumie. Obracali się w podobnych towarzystwach, aczkolwiek nigdy tak naprawdę nie mieli sposobności, by pobyć sam na sam i lepiej się poznać. Niemniej jednak jakoś intuicyjnie Ortega zawsze wyczuwała w nim kogoś, przy kim człowiek czuje się swobodnie, na luzie. I teraz w duchu przyznawała swojej intuicji rację, bo właśnie takie miała wrażenia, kiedy tak siedzieli obok siebie przy barze w greckiej restauracji. Również uniosła szklankę, podążając za nim. Nad toastem nie musiała długo myśleć. - Za wieczór pełen wrażeń. – delikatnie stuknęła szkłem o jego, po czym uniosła szklankę do ust i pociągnęła łyk. Podwójne ouzo zapiekło ją w gardle, krzywiąc twarz w dość zabawnym, odruchowym grymasie. Aż łzy stanęły jej w oczach. - Konkretny jesteś. – wychrypiała, kasłając. Po tej mieszance nietrudno było stwierdzić, że miała do czynienia z mocnym zawodnikiem. Odłożyła szklankę, a jej obie brwi powędrowały nieco do góry, jakby chciały zasygnalizować, że V wciąż jeszcze przyswaja ten smak. Gorąco rozeszło się po jej ciele, drażniąc nieco przełyk, ale kiedy ten moment nieco przygasnął, poczuła się całkiem dobrze. - Bardzo mocne to mało powiedziane. Niewykluczone, że po takim jednym drinku będę tutaj tańczyć. – rzekła, kiedy już jej głos wrócił do siebie. Obróciła się na stołku w jego stronę. – Okej, Lysander. Jak alkohol, to może i jakaś pijacka gra? Skoro już na Ciebie tutaj wpadłam, może dowiem się o Tobie czegoś więcej. Jeśli masz czas i ochotę. – spojrzała na niego spod długich rzęs, posyłając nieco łobuzerski uśmiech.
Większość mieszkańców krajów śródziemnomorskich gustowała w słabym winach, dlatego nieszczególnie zdziwiłoby mnie gdyby Venus wybrała trunek o niższym natężeniu procentowym. Ja sam w kwestii alkoholu wdałem się w moich polskich przodków bardziej niż powinienem - piwo i wino w zasadzie w moim mniemaniu nie były liczone jako porządne alkohole, a jako delikatne napoje wyskokowe. Ouzo było w moim mniemaniu idealnym alkoholem - nie dość, że mocniejsze to jeszcze lepsze w smaku niż wódka albo whisky, a na dodatek po wymieszaniu z wodą wychodził z tego całkiem niezły, odrobinę słabszy koktajl. Uścisnąłem wyciągniętą w moją stronę dłoń, a jej posiadaczkę obdarzyłem promiennym uśmiechem, który jeszcze się rozjaśnił gdy usłyszałem, że Venus pochodzi z Hiszpanii. Mieszkałem dość długo (jak na mnie - co de facto oznaczało kilkanaście miesięcy) w Iberoameryce i potrafiłem się porozumiewać po hiszpańsku względnie komunikatywnie. - ¡Encantado de conocerle de nuevo, bellisima!* - powiedziałem po hiszpańsku z delikatnym uśmiechem, by po chwili wrócić do angielskiego - Lysander Skarsgård-Zakrzewski. Z Londynu. I ze Sztokholmu. Nie chciało mi się precyzować - opowiadałem historię o moim pochodzeniu tyle razy, że już nie miałem ochoty robić tego po raz kolejny. Stwierdziłem, że jeśli Venus będzie miała ochotę posłuchać to zapyta i nie muszę sam o tym opowiadać. - Przyjechałaś do Hogwartu dopiero na studia, prawda? Byliśmy w Gryffindorze, mieliśmy sporo wspólnych znajomych, a Ortega była w wieku mojej siostry, jednakże nigdy dotąd nie udało mi się do niej zbliżyć. Jasne - widywaliśmy się na imprezach, rozmawialiśmy na lekcjach, ale nigdy nie spędziłem więcej czasu w jej towarzystwie sam na sam, więc czemu nie tym razem? Wakacje są po to by próbować nowego, nieprawdaż? Stuknąłem delikatnie szklanką o naczynie dziewczyny wznosząc toast. Niemalże dopiłem swoje ouzo, a Venus chyba nie spodziewała się, że ten trunek jest aż tak mocny, bo bardzo się skrzywiła. Spojrzałem na kelnerkę, na szklankę Venus (w której wciąż było sporo alkoholu) i na swoją szklankę (już pustą), po czym poprosiłem o jeszcze jedno podwójne ouzo dla siebie. Po chwili zastanowienia dodałem do zamówienia jeszcze wodę mineralną i od razu uregulowałem opłatę. Podsunąłem wodę dziewczynie i z uśmiechem rzuciłem: - Możesz rozcieńczyć sobie ouzo albo popić, woda bardzo łagodzi jego smak. W kwestii alkoholu byłem raczej wyrozumiały, szczególnie wobec kobiet - nie każdy musiał mieć taką głowę do chlania jak ja. - Pijacka gra? - zapytałem - Masz na myśli grę w pytania czy coś innego? Oczywiście się zgadzam, pod warunkiem, że ty zaczniesz. Nawet nie spojrzałem na zegarek. Koledzy mogą poczekać, poza tym beze mnie będą bawić się równie dobrze.
Jej twarz rozpromieniła się jeszcze bardziej, gdy okazało się, że chłopak zna hiszpański. Automatycznie poczuła się w jego towarzystwie jeszcze swobodniej, co wprawny obserwator zauważyłby w jej mowie ciała. Uśmiechnęła się uroczo, uśmiechem całkowicie zasługującym na miano pięknej, którym ją obdarzył. - To mi jest miło. Coraz bardziej mnie zaskakujesz, kolego. – odpowiedziała również w swoim rodowitym języku, ciesząc się, że może to uczynić. Żyjąc w Anglii i uczęszczając do Hogwartu nieczęsto miała okazję porozmawiać z kimś po hiszpańsku. Oczywiście sama wtrącała w dialog różne słówka, które jednak niekoniecznie były rozumiane, a w przypływie silnych emocji jakoś tak automatycznie potrafiła zmienić język, nie zawsze zdając sobie nawet z tego sprawę. Była głęboko przekonana, że hiszpański wyrażał więcej emocji, był językiem pełnym pasji, barw i lepiej oddawał każde najmniejsze frazy, niż angielski, który choć znała od dziecka, to jednak tchnął dla niej jakimś chłodem, zupełnie jak angielska aura. - Londyn i Sztokholm. Cóż za połączenie. – rzekła z nutą uznania, kiwając głową. Ciekawiła ją jego historia i pochodzenie tego trudnego nazwiska, którego chyba nadal nie potrafiła wymówić, aczkolwiek uznała w duchu, że jest to temat na zupełnie inną rozmowę i inne okoliczności. Bo kto wie, może okazji do spotkań od dzisiaj będą mieli troszkę więcej? Los był nieprzewidywalny i przewrotny. Jak u Zenka. - Tak, zgadza się. Wcześniej chodziłam do Calpiatto. – odrzekła, oblizując wargi po mocnym ouzo. – Właściwie w Hiszpanii spędziłam całe moje dotychczasowe życie. Nie licząc różnych podróży. Położyła dłoń ponownie na szkle, opuszkiem palca wskazującego cichutko wystukując tylko sobie znany rytm. Spokojnie obserwowała chłopaka, gdy ten składał kolejne zamówienie. Było coś wyjątkowego w tych rysach, spojrzeniu, aurze, jaką nad sobą roztaczał. Nie do końca potrafiła to rozgryźć, co z kolei napędzało bardziej jej zaintrygowanie. Lubiła nowości. Lubiła też zagadki, wszelkiego rodzaju zagwozdki i to, co nie pozwalało się poznać od razu, było skryte gdzieś we wnętrzu człowieka. Już teraz podświadomość szeptała, że to całe zainteresowanie może przynieść kłopoty. A to jeszcze bardziej na nią działało. Uśmiechnęła się z wdzięcznością, gdy Lysander podsunął jej wodę. - Dziękuję. Ja pijąca to samo, co Ty.. to byłaby nierówna walka. zaśmiała się, po czym idąc za jego wskazówką, rozcieńczyła sobie ouzo. Spróbowała nowej mieszanki, z zadowoleniem odkrywając, że teraz napój smakuje nieco lżej i jest znacznie przyjemniejszy w smaku. - Może dwa kłamstwa i jedna prawda? – przekrzywiła głowę, uśmiechając się. To był łatwy sposób na szybkie przełamanie lodów, rozkręcenie atmosfery i zwyczajne poznanie się. Po co bawić się w wywiad, skoro można dowiedzieć się czegoś o sobie w zabawniejszy sposób? - Okej. Podam Ci trzy informacje o mnie. Musisz rozstrzygnąć, co jest prawdą. – pociągnęła spory łyk alkoholu, oblizując usta. - Kiedy miałam dziesięć lat, wujek zabrał mnie do mugolskiej dzielnicy. Nie chciał puścić mnie samej do sklepu z zabawkami, kiedy sam rozmawiał z kimś w interesach, więc po złości uciekłam, a kiedy po mnie biegł, zaczęłam prosić jakiegoś mugola o pomoc, mówiąc, że nie znam tego człowieka, a on zabrał mnie od mamy. Trafiliśmy na mugolski komisariat. Wujek jako podejrzany o porwanie dziecka. Zrobiła pauzę, zaznaczając, że pierwsza historia dobiegła końca. - Na pewnym meczu quidditcha wdałam się w sprzeczkę z kobietą, która wyjątkowo pobłażała zachowaniu swojego dziecka; mały miał może sześć lat i usilnie próbował obejrzeć moją bieliznę. Dałam mu reprymendę, a matka naskoczyła na mnie i tak zaczęłyśmy się ze sobą sprzeczać. Zaserwowałam jej niezłe kazanie, skrytykowałam od stóp do głów, a kilka dni później spotkałyśmy się na imprezie charytatywnej. To była siostra Ministra Magii. – znowu uczyniła pauzę, uśmiechając się nieznacznie. - Jako mała dziewczynka naczytałam się opowieści o smokach i postanowiłam poszukać sobie jednego i go sobie wychować. Nikt nie traktował moich słów na poważnie, więc postanowiłam wyruszyć sama w drogę. Spakowałam się w plecak i wyszłam z domu, kierując się w stronę lasu i rozpoczynając wędrówkę w celu dotarcia do Rumunii. Pół Oviedo szukało mnie przez kilka godzin. Wzięła kolejny łyk, spoglądając na Lysandra. - Zatem?
Uśmiechnąłem się do dziewczyny lekko - spodziewałem się takiej reakcji. Większość ludzi gdy słyszała swój ojczysty język na obcej ziemi reagowała rozluźnieniem, ale również pozytywniej podchodziła do rozmówcy. Uwielbiałem języki obce, bo każdy z nich był zupełnie inny, każdy wyrażał inne emocje, każdy miał inny zasób słów odpowiedni do różnych sytuacji. Szwedzki był moim pierwszym językiem, w którym poznałem pierwsze słowa i chociaż angielski znałem tak samo dobrze, bo używałem go znacznie więcej to jednak ten pierwszy był mi bliższy - głównie ze względu na mamę. Gdy mówiłem o rodzicach niemal zawsze nazywałem ich pappa i mamma. To samo tyczyło się uczuć - łatwiej było mi je sprecyzować po szwedzku, mimo że Szwedzi byli bardzo chłodni. Niemiecki był językiem do żartów - gdy mówiłem po szwabsku, między mną, a moim najlepszym przyjacielem - Basem nie było żadnych barier. Polski nadawał się do przeklinania, a hiszpański kojarzył mi się ze sferą flirtu. Każdy kolejny język, w którym znałem chociaż kilka słów nadawał się do czegoś innego. Tak bardzo chciałem znać ich coraz więcej, i więcej. - Po hiszpańsku mówię tylko trochę - rzuciłem dość skromnie jak na mnie. Komunikatywna znajomość hiszpańskiego była dla mnie czymś co przyszło bardzo łatwo i żałowałem, że nie jestem w stanie prowadzić w tym języku skomplikowanych konwersacji. - Mama Szwedka, tata Anglik z polskimi korzeniami - rzuciłem rozwiewając jej wątpliwości dotyczące dziwnej zbitki miast, po czym z lekko przekornym uśmieszkiem odpowiedziałem na wzmiankę o studiach - Ja też przyjechałem na studia, dwa lata temu. Nie pamiętam kiedy ostatni raz mieszkałem tak długo w jednym miejscu, ale bardzo lubię Anglię Nie czarowałem jej, byłem jednak świadomy wrażenia jakie na niej robię - moja aura działała tak na wiele kobiet będąc i błogosławieństwem, i przekleństwem. Mogłem mieć niemal każdą, co wbrew pozorom nie było takie kuszące. Uwielbiałem kobiety, darzyłem je niemal nabożną czcią, ale spotykanie się z pięknymi niewiastami, które nie mają nic do powiedzenia - to nie było dla mnie. Venus była nie tylko osobą wyjątkowej urody, wydawała się również interesującą osobą, a takie istoty najbardziej mnie pociągały. - W kwestii alkoholu wdałem się w polskiego dziadka - zaśmiałem się uprzejmie. Pijane dziewczęta bywają urocze, ale nie chciałem by panna Ortega za trzy minuty leżała pod stołem. Przytaknąłem na jej propozycję i patrząc w jej oczy wsłuchałem się we wszystkie opowiastki. Była bardzo wprawnym kłamcą, bo miałem problem z rozpoznaniem prawdy. Zlustrowałem ją jeszcze raz i rzuciłem: - Jedynka odpada, myślę, że Twój wujek odbił by Cię w kilka minut, poza tym nie wyglądasz na kogoś kto tak brzydko by kłamał. Trójka jest całkiem prawdopodobna, dwójka pewnie mniej, ale coś mi mówi, że to jednak jest ta druga. Spojrzałem na nią wyczekująco, a gdy udzieliła odpowiedzi i wyjaśniła całą sprawę zabrałem się za swoje trzy historyjki. - Moja siostra jako sto razy piękniejsza wersja mnie płci przeciwnej zawsze jest obiektem uwielbienia mężczyzn, jednakże traktuje ich z dystansem. Gdy mieszkaliśmy w Afryce cieszyła się jeszcze większym powodzeniem ze względu na oryginalną, skandynawską urodę. Gdy odrzuciła względy jednego absztyfikanta, ten poszedł do mojego ojca i zaproponował mu za nią osiem krów - powiedziałem zupełnie naturalnie się śmiejąc, po czym po popiciu łyka ouzo przeszedłem do kolejnej opowieści - Gdy miałem jedenaście lat i przyjechałem na wakacje zimowe do taty, będąc z nim w mieście w akcie furii rozwaliłem pół mugolskiego supermarketu. Sklep i pamięć wszystkich obecnych musiało doprowadzić do porządku całe grono amnezjatorów, a ojciec miał przeze mnie bardzo poważne problemy w pracy. Na skutek tego i paru innych incydentów, z którymi nie dawaliśmy sobie rady na jakiś czas przeprowadziłem się ciotki. Udając, że się zastanawiam dorzuciłem jeszcze: - Gdy miałem szesnaście lat zakochałem się w dziewczynie mojego przyjaciela. Miałem jednak zasadę, że nie zarywam do zajętych kobiet, więc skłóciłem ich ze sobą, a gdy zerwali zacząłem do niej podbijać. To był największy błąd mojego życia, bo gdy ponownie się zeszli żadne z nich nie chciało mi wybaczyć. Spojrzałem na nią wyczekująco uśmiechając się lekko.