Osoby: @Blaithin "Fire" A. Dear, @Michaela A. Dear, @Scorpius A. Dear Miejsce rozgrywki: Mieszkanie nr 65, Kamienica 17, Aleja Amortencji, Hogsmade Rok rozgrywki: 8 maja 2017 roku Okoliczności: Scorp nie spodziewał się, że ktokolwiek będzie pamiętał o jego urodzinach. Rzeczywistość okazała się inna, bo przynajmniej najbliższa rodzina postanowiła jakoś uczcić te wydarzenie.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Nie co dzień kończyło się dwadzieścia cztery lata. Fire uświadomiła sobie, że wyjątkowo dawno się nie widziała ze Scorpiusem, a przecież czas mknął błyskawicznie. Nie przejmowała się tym, bo ostatnio miała mnóstwo na głowie. Ciągle coś się działo, a w dodatku była w klasie owutemowej, więc na tę rudą główkę spadł ogrom nauki. Dodatkowo dochodziły obowiązki wynikające z bycia prefektem, o czym wiedziała zarówno Michaela jak i Scorpius. Daleko było im do typu rodzeństwa, które ingeruje w swoje życia i spędza mnóstwo czasu razem. Trwali obok siebie, ale nie zapominając o drugiej osobie. Tym razem to były urodziny Scorpa, więc Fire nie zamierzała przepuścić takiej okazji. Z tego co wiedziała, nie zamierzał robić jakiejś hucznej imprezy w wyśmienitym lokalu, ale to nawet lepiej. Co prawda, niezbyt uśmiechało się Blaithin siedzieć w jednym pokoju z siostrą... Dla brata mogła się postarać i próbować nie rzucać w jej stronę uszczypliwych komentarzy tysiąca razy na minutę. Jedynie niechętnie spojrzenia. W ogóle nie pamiętała kiedy ostatnio byli gdzieś we trójkę. Założyła coś zwyczajnego i pasującego do jej gustu. Przypięła sobie jeszcze tylko srebrną broszkę wysadzaną rubinami w kształci klucza wiolinowego do piersi i związała włosy w zgrabny kok. Wyszła do Hogsmeade z papierosem w ustach. Fire miała zaskakująco dobry humor i nawet nuciła coś pod nosem, szukając domu Scorpiusa. Jeszcze nigdy w nim nie była i w sumie ciekawiło ją, jak się urządził. Wcześniej pomieszkiwał z Liamem, więc częściej się widywali, ale teraz znowu zaczynali się oddalać. Pod kurtką miała pomniejszone prezenty, opakowane w ciemnozielony papier i przewiązane czarną wstążką. Połaziła trochę po sklepach i znalazła coś idealnego. Obawiała się tylko, że Scorpius widząc, co dostał, zacznie ją ściskać, a wtedy będzie musiała wbić mu różdżkę w oko. W końcu znalazła odpowiednie drzwi i poprawiła włosy. Miała nadzieję, że będzie dużo alkoholu, bo chciała się dobrze bawić, a ostatnio nie umiała bez jakichś wspomagaczy. Naprawdę zakrawało to o alkoholizm, ale pocieszała się tym, że Scorpius miał jeszcze gorzej. W końcu on był już stuprocentowym alkoholikiem. Zapukała i skrzyżowała ramiona, czekając aż podejdzie i otworzy. - No siemanko, żulu. Rok bliżej do śmierci, gratulacje. - uśmiechnęła się, widząc twarz brata, ale oczywiście go nie uściskała ani nic. Bez ceregieli przepchnęła się przez drzwi i zagwizdała głośno, oglądając wystrój salonu. - Ile za to wybuliłeś? Wszystko utrzymane było w jasnych barwach, a to nie był do końca gust Gryfonki. Pomyślała, że ona sama najchętniej pomalowałaby ściany na czerwień albo zieleń. Do tego hebanowe meble! Ale wiedziała, że jeszcze długo minie zanim wyniesie się z domu Liama w Dolinie Godryka i poszuka czegoś na własną rękę. W ogóle przyszłość dziewczyny była bardzo niepewna. - A ona dalej się nie zjawiła? - spytała, mając na myśli swoją kretyńską siostrę. Walnęła się na kanapę z westchnieniem, zrzucając przy okazji dwie poduszki na podłogę. Glany położyła na oparciu i uśmiechnęła raz jeszcze. Była wyjątkowo wygodna. - Chcesz prezenty teraz czy później? No i mów co tam u ciebie.
Szczerze mówiąc, do głowy mu nie przyszło, że rodzina może jednak go odwiedzić. Miał wrażenie, że pomimo faktu, że mieszka teraz na stałe w Hogsmade i tak nikt nie przyjdzie, i nie złoży mu życzeń. A nawet jeśli nikt by rzeczywiście o nim nie pamiętał, nikomu nie robiłby wyrzutów. Każdy ma swoje życie i swoje obowiązki. Zatem, niespecjalnie nawet ogarnął mieszkanie, zwłaszcza, że nie spodziewał się tłumu gości. Rzeczywiście, Blaithin i Scorpowi daleko było do rodzeństwa, które ingeruje nawzajem w swoje życie. Jemu taka opcja bardzo odpowiadała i choć nie do końca się do tego przyznawał, to jednak czasami o niej myślał. W końcu, była jego młodszą siostrzyczką, którą kiedyś tak bardzo starał się uchronić przed szaleństwem ojca. Siedząc sobie spokojnie na fotelu, czytał książkę, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Wstał i skierował się do przedpokoju, po czym ujrzał burzę rudych włosów. W oczy rzuciła mu się również broszka z rubinem w kształcie klucza wiolinowego. Pierwszy raz widział ją w takiej biżuterii i musiał przyznać, że było to dla niego miłym zaskoczeniem. Miał w zamiarze przytulić ją na przywitanie, ale wiedział, że jeśli posunie się o coś takiego, może stracić oko czy coś w tym stylu, więc z kamienną twarzą przepuścił ją do środka. Jej uwaga o żulu tylko go rozbawiła, przez co uśmiechnął się blado i powiedział: - Nie wierzę, że pamiętałaś. - Wcale nie miał problemu z alkoholem. Pił stosunkowo rzadko, pomimo tego, że pracuje jako barman w Trzech Miotłach i ma kontakt z napojami wyskokowymi na co dzień, ale już chyba powszechnie się przyjęło, że wiecznie jest pijany. Ale spokojnie - gdyby miał problem, próbowałby się z nim jakoś uporać. Póki co, miał tylko problem z dwiema innymi używkami, jakimi są kawa i papierosy. I najlepiej niech tak pozostanie. Wpuścił ją przodem do salonu, machając przy tym lekko różdżką - na stole stało pełno opróżnionych filiżanek po czarnej kawie, więc pozbył się ich, posyłając je do kuchni. - Nie na tyle dużo, żeby pożyczać kasę od naszych zbzikowanych starych - odpowiedział, spoglądając na Fire z ukosa. Wiedział, że teraz najpewniej analizuje to, jak brat urządził sobie mieszkanie. Zarówno, był też przekonany, że ten styl do niej nie przemawia. Właściwie, zastanawiało go, kiedy jego siostra wreszcie wyniesie się z domu Liama i zamieszka gdzieś sama. Już dawno powinna to zrobić, w końcu jest taka niezależna. Na wzmiankę o siostrze, przewrócił oczami i powiedział poirytowany: - Och, przestań już. - Usiadł obok niej, podnosząc przy tym poduszki z podłogi i bawiąc się poszewką jednej z nich. - W sumie, obojętnie - odniósł się do pytania o prezenty, podświadomie jednak będąc zaskoczonym, że coś dla niego kupiła. Sama jej obecność i fakt, że pamiętała o jego urodzinach sprawiały, że było mu cieplej na sercu. Nawet nie oczekiwał, że cokolwiek od niej dostanie. - Co u mnie? - kontynuował. - Chyba nic przesadnie ciekawego. A ty, Fire, masz jakieś newsy? - spytał poruszony, spoglądając siostrze w oczy.
Urodziny Scorpiusa trafiały się tylko (a może aż) raz w roku, ale to były te wyjątkowe, dwudzieste czwarte! Michaela nie była z bratem w zażyłych stosunkach, tylko czasem wymieniali listy i to nie jakieś specjalnie obszerne. Ona nie ingerowała w jego życie, on nie ingerował w jej i wszyscy byli zadowoleni. Ale mimo wszystko uznała, że skoro jej własny, rodzony brat się dzisiaj starzeje, wypadałoby się pojawić, może też złożyć życzenia. Bo ona naprawdę doceniała fakt, że jeszcze w dzieciństwie starał się chronić ją i tę brzydszą przed okropnym ojcem, ale po prostu tego nie okazywała, bo nie uważała okazywania uczuć za potrzebne. Jednak tak dla odmiany, raz na jakiś czas chyba mogła się z nim zobaczyć, w końcu w domu przechodził to samo piekło co ona. Więzy krwi i te sprawy. Założyła na siebie swoją ulubioną, granatową czapkę, lekko za duży biały sweter i ciemne jeansy, po czym wyszła do Hogsmeade. Liczyła, że Fire jednak nie przyszła. Może się rozchorowała, miała jakiś... wypadek. Michaela nie miała ochoty widywać jej szpetoty. Chociaż to były urodziny Scorpa, pewnie nie chciałby żadnych awantur, więc musiała uzbroić się w sporą dozę cierpliwości, żeby w razie czego znosić jej niedojrzałe zagrywki. Ewidentnie Blaithin zachowywała się, jak młodsza siostra i to dużo młodsza, bo nawet jeszcze nie zrozumiała, że tłuczenie wszystkich po gębie nie rozwiązuje problemów. Krukonka zaopatrzyła się w alkohol, choć sądziła, że brat ma go pod dostatkiem. Z drugiej strony, w jego przypadku nigdy dosyć! Znała adres, dlatego bez problemu tam trafiła i zapukała do drzwi. - Siema, bracie - przywitała się, gdy otworzył drzwi, od razu wciskając mu ozdobną torebkę z butelkami pełnymi alkoholu. - Wszystkiego najlepszego.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
W ogóle to zastanawiała się wcześniej, czy broszka nie jest przesadą. Ale tak bardzo podobała się Fire i dodatkowo przypominała o ważnej jej osobie, że po prostu ją wzięła. Wyglądała ślicznie, chociaż była przygaszona. Nie to co sama Fire - przez ten jeden wieczór chciała być prawdziwym promyczkiem. Odpuścić sobie przejmowanie się wszystkim, co miało nadejść. Po części dla samej siebie, po części dla Scorpiusa. - Przecież jestem najlepszą siostrą na świecie, nie mogłabym zapomnieć! - odparła z łobuzerskim uśmieszkiem. Najwyraźniej w ogóle nie doceniał jej zdolności zapamiętywania dat urodzin. Poza tym miała nadzieję, że nie pamięta już, jak ostatnio się upiła i musiał ratować ją przed śmiercią z rąk jakiegoś brutala. Powiedziała wtedy, że jest najgorszą siostrą, ale była porządnie zamroczona alkoholem, więc wolała, żeby Scorp jej tego nie wypominał. Zresztą - starała się. Parsknęła drwiącym śmiechem. - Za fuchę w Departamencie Tajemnic płaciliby ci tyle, że nigdy nie musiałbyś od nikogo pożyczać. - zauważyła. Nie kwestionowała tego, że wolał zająć stanowisko barmana w podrzędnym barze, a nawet troszeczkę popierała. W końcu to był trochę sprzeciw przeciwko ojcu, który na pewno ledwo to znosił, że jego dziedzic robi za ladą... Z tego, co Fire kojarzyła to Scorp robił jakieś kursy, ale nie wiedziała, czy coś wskórał. Wystroju mieszkania głośno nie skomentowała, jak zwykle zostawiając swoją opinię dla siebie. Chwilę tak leżała na kanapie, obserwując brata, ale w końcu zmieniła pozycję na siedzącą. Nie byłaby sobą, gdyby nie dała najlepszych prezentów pod słońcem - czułaby się wręcz urażona, gdyby Scorpius stwierdził, że nie są świetne. - Żadnej nowej laski? - spytała, podnosząc na niego rozbawione, błękitne oczy. Z kieszonki w kurtce wyciągnęła maleńkie pudełeczko i położyła je na stoliku przy kanapie. Za pomocą różdżki powiększyła prezent do naprawdę sporych rozmiarów. - Nie, u mnie kompletna pustka. Nie była to prawda, ale nigdy nie lubiła dzielić się swoim życiem. Tymczasem ktoś zapukał do drzwi i Fire nie zdążyła ugryźć się w język: - To na pewno nasza ulubiona siostrzyczka. Idź otwórz. Bawiła się wstążką, zerkając ku drzwiom. Oczywiście, nie myliła się i usłyszała głos Michaeli.
Sam gest, że siostry go odwiedziły uznał za kochany, dlatego nawet gdyby wszczęła się pomiędzy nimi jakaś kłótnia i tak uważałby, że to fajny wieczór. Jednak, nie na co dzień widywał się z rodziną, dlatego takie momenty, kiedy byli prawie wszyscy razem (brakowało Gale'a), były na swój sposób wyjątkowe. - Myślę, że jednak siebie przeceniasz - powiedział złośliwie, ale nieszczerze. Nie uważał jej za najgorszą siostrę na świecie, mimo że ciągle pamiętał o tamtym incydencie w jednym z barów, kiedy była okropnie pijana i wdała się w mugolską bójkę. Z drugiej strony, jak każdy, miała swoje wady, jednak Scorp nauczył się tego, żeby nie zwracać uwagi tylko na negatywy, ale dostrzegać w człowieku również te pozytywne strony. Podchodził z takim nastawieniem do każdego człowieka i może właśnie dlatego miał stosunkowo niewiele wrogów. - Nawet bez pracy w Departamencie Tajemnic nie muszę pożyczać - oznajmił, wzruszając ramionami. I tak miał w planach niebawem podjąć tę pracę, jednak wymagała ona nieco wyższych kwalifikacji niż bycie barmanem (choć i tak wyglądało już na to, że Scorp jest bliżej końca niż początku, by spełnić wymagania do zostania niewymownym). Nie znał zdania Fire na ten temat, ale pod jednym względem miała rację - praca w Ministerstwie Magii przynosiłaby mu znacznie większe zarobki, wręcz dwa razy takie. Dla takich pieniędzy był w stanie się poświęcić. - Chciałbym cię uświadomić, że nie jestem w związku od około dwóch lat... Więc odpowiadając na twoje pytanie: nie, żadnej nowej laski - odpowiedział, nieco poirytowanym głosem. Czy ona sądziła, że nadal bawi się kobietami? O dziwo, od czasów studiów bardzo sporadycznie zdarzało mu się mieć z jakimiś do czynienia, a jeśli już tak się działo, to wcale nie uciekał z obiecującej relacji, a co więcej, nawet próbował w jakiś sposób je podbudowywać. To, że nic z tego nigdy nie wychodziło to już inna sprawa. Nie wiedział dlaczego, ale jej podejście chyba działało mu na nerwy. Ona sama, raz w życiu (chyba że o kim innym nie wiedział), miała chłopaka, na dodatek mugola i to tylko dlatego, by wkurzyć tym ojca. Trochę wyczuł, że chyba nie do końca mówi mu prawdę, ale niespecjalnie w to ingerował. Jeśli nie chciała go o czymś powiadomić - okej, spoko. Na jej uwagę o siostrze, wysłał jej tylko spojrzenie mówiące coś w stylu "zachowuj się", po czym skierował się do drzwi wejściowych. Rzeczywiście, Blaithin się nie myliła, bo w progu ujrzał Michaelę. - Hej! - przywitał się zadowolony, ściskając ją (może nawet trochę za mocno) i zapraszając do środka. Od razu otrzymał od niej niezbyt lekką torebkę, w której dojrzał kilka różnych rodzajów alkoholi, zapakowanych w ozdobne butelki. Czy to jakaś przenośnia do tego, że ma ponoć problem z alkoholem? Tak czy siak, jedynie bawiły go te wszystkie uwagi, odnośnie tego, że nadużywa trunków (bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wcale tak nie jest!), więc zadowolony przyjął od niej prezent i podziękował. Zastanawiało go tylko, skąd Miśka wytrzasnęła to wszystko - przecież miała dopiero 16 lat! Zaprowadził siostrę do salonu, w którym siedziała rudowłosa, po czym zapytał: - Co chcecie do picia? Zaproponowałbym wam jakiś alkohol, ale Fire nie umie panować nad tym, ile powinna wypić, a ty Miśka, jesteś jeszcze niepełnoletnia, więc jakby ktoś z zewnątrz, nie daj Boże, dowiedziałby się, że ci go podałem, to odpowiadałbym przed Wizengamotem za demoralizację własnej rodzonej siostry... Więc mogę wam zaoferować... wodę, kawę, herbatę, jakiś sok albo kakao - powiedział poważnym tonem, spoglądając na miny sióstr.
Była lekko w szoku, gdy brat ją uściskał, w dodatku tak mocno, że chyba o mało co nie złamał jej żeber. Nie była przyzwyczajona do takich gestów, ale mimo wszystko postanowiła okazać trochę człowieczeństwa i sztywno poklepała go po plecach - w sumie to dlaczego nie, przecież jakby nie patrzeć to był jej brat. Gdyby odważył się ktoś inny, zapewne skończyłby pobity. - Miażdżysz - wykrztusiła w końcu i wyślizgnęła się z objęć Scorpa. Weszła do mieszkania, przy okazji rozglądając się - było jasno i przestronnie, czyli dla Michaeli całkiem w porządku. Tylko jeden element psuł otoczenie - Fire siedziała w salonie, czyli raczej nie miała żadnego wypadku i najwyraźniej dalej żyła. No ale cóż, w sumie Mad była na to przygotowana. - Hej, siostro - powiedziała z lekko złośliwym uśmiechem i zajęła sobie wygodne miejsce na jednym z foteli. - No chyba sobie żartujesz - skomentowała słowa Scorpiusa. - Znaczy w sumie to trochę rozumiem, ale Fire może pić soczek. Albo może nie pić nic, niech usycha - przemknęło Michaeli przez myśl, ale nie chciała wywoływać żadnych spięć, więc musiała się powstrzymać od takich wypowiedzi. Chociaż skoro Blaithin miała problemy z alkoholem, to nie powinna mieć do niego dostępu, prawda? A Mad za niecałe dwa miesiące miała być już pełnoletnia, pić umiała z umiarem, to gdzie był problem? Wzruszyła lekko ramionami, zakładając nogę na nogę.
On też był w lekkim szoku, że Michaela w ogóle dała się przytulić. Takie bliskości to nie była codzienność w ich rodzinie, a jednak, siostra nie prześlizgnęła się między jego ramionami, tylko dała się uściskać. I niech nie przesadza - wcale nie zrobił tego tak mocno. Po prostu, cieszył się, że obie go odwiedziły w jego urodziny, ale Fire wolał nie okazywać tego w ten sposób. Chociaż, on kompletnie nie rozumiał podejścia jego sióstr do bliskości. W końcu, byli rodziną, co prawda, Michaela i Blaithin nie były w najlepszych relacjach, ale tak czy siak, nadal pozostawali rodzeństwem, a on był ich starszym bratem. Dopóki rodzice nie wysłali go do Durmstrangu, starał się je obie chronić. Oczywiście, w ramach swoich możliwości, bo przecież sam był wtedy jeszcze dzieckiem. Najwyraźniej, żadna z nich o tym nie pamiętała (a Michaela na pewno!). Na jej uwagę, że "miażdży" uśmiechnął się tylko delikatnie, przepuszczając ją przy tym wgłąb mieszkania. Sam nie wiedział, co jego siostra może myśleć o tym, jak się urządził, jednak zdołał dostrzec mimikę twarzy Miśki, gdy ta dostrzegła Fire siedzącą na kanapie. Już biegł, by w razie potrzeby, zapobiec kłótni między dziewczynami, jednak do tej pory, oprócz wysyłania sobie złośliwych uśmiechów, nie robiły niczego nieodpowiedniego. - Kilka miesięcy temu miałem okazję wynosić z jakiegoś pubu naszą kochaną, schlaną siostrę, więc nie, nie żartuję - powiedział cicho, spoglądając na Michaelę i dodając po chwili: - Poza tym, ja nie wiem, czy ty teź odziedziczyłaś mocną głowę po ojcu i czy mi się tu przypadkiem nie upijesz, więc... wolę nie ryzykować. - Przeniósł wzrok na siostry, które spoglądały teraz nia niego kpiącym wzrokiem, po czym bez słowa skierował się do kuchni. Otworzył swój "tajny" barek z alkoholami i wyjął jakiś pierwszy z brzegu. Wódka. Wzruszył ramionami i chwycił za trzy kieliszki, udając się z tym całym gabarytem do salonu. Oczywiście, że żartował z tym sokiem - skoro już go ktoś odwiedził, to powinien jakoś uczcić dwudzieste czwarte urodziny!
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
- Ranisz, braciszku - mruknęła, kiedy Scorpius odwdzięczył się niemniej sarkastycznym komentarzem. Jednak było coś w ich całym rodzeństwie, nawet w Gale'u, co sprawiało, że z pewnością wiedzieli, w jaki sposób zakpić z człowieka. W innym przypadku z pewnością nie odpuściłaby tych słów tak szybko, ale stwierdziła, że lepiej będzie się nie przejmować. Scorpius był bratem Fire, więc naturalnie traktowała go o wiele łagodniej i potrafiłaby mu wybaczyć naprawdę wiele. - W sumie zazdroszczę, ale to dobrze. - powiedziała, myśląc o tym, że sama cierpiała na taki brak kasy, że nawet zaczęła pracować nielegalnie w jednym z klubów. Gdyby ktokolwiek się dowiedział miałaby ogromne kłopoty, ale Blaithin miała w sobie wystarczająco dużo sprytu. Nie wątpiła, że ze Scorpiusem było inaczej - w końcu też umiał sobie poradzić. - Wiesz, zawsze może być taka na jedną noc, ale okej, nie chcę wnikać. - parsknęła śmiechem, widząc, że ta drobna uwaga go podrażniła. Sama reagowała w identyczny sposób, kiedy ktoś próbował ją o to zapytać. Wiedziała natomiast, że w przypadku Michaeli z całą pewnością nikt nie poruszał takiego tematu - w końcu po co, skoro odpowiedź jest wiadoma... Nadal bawiła się wstążką, odrobinę ją rozwiązując, ale zaraz znowu poprawiając. - A skąd ty to wytrzasnęłaś? - spytała zdziwiona, zwracając od razu uwagę na to, co siostra trzymała w rękach. Przynosić alkohol alkoholikowi? Tylko ona mogła wpaść na równie ironiczny pomysł. Odchyliła się i oparła plecami o kanapę, krzyżując ramiona. - No hej, hej. - odparła naśladując dokładnie ten sam złośliwy uśmieszek. W sumie dobrze, że przyniosła butelki. Fire będzie mogła rozbić jakąś na jej pustej głowie, a później zrzucić to na uniesienie alkoholowe. Takie przypadki chodzą po ludziach, prawda? Poza tym tak bardzo widać było, że chwali się tym, że będzie pełnoletnia... Dear westchnęła. Najważniejsze, żeby ten wieczór był miły dla Scorpiusa. - Potrzebuję czegoś mocnego, żeby móc cię znosić, siostro. - odparła spokojnie, paląc spojrzeniem błękitnych oczu Scorpiusa, kiedy wygadał się o tej całej feralnej sytuacji. Miśka wcale nie musiała o tym wiedzieć! - No daj spokój, raz przesadziłam. Kiedy wyszedł, starała się nie patrzeć na Michaelę. Miała nadzieję, że po prostu będą się ignorować i tak byłoby najlepiej, ale w ich przypadku raczej nie dało się uciec od ciętych komentarzy. Scorp znalazł się między młotem a kowadłem, ale Blaithin liczyła na to, że interweniować nie będzie musiał. - To teraz otwieraj. - powiedziała, wstając i przejmując od brata wódkę z kieliszkami. Mógł nalać później, teraz chciała, żeby zobaczył, co mu przygotowała. W pudełku ułożyła równo czarną bluzę z krwistoczerwnym nadrukiem "MY BIG SISTER IS THE BEST". Dużo się naszukała, bo większość zawierała po prostu "sister", a wtedy mogłoby to dotyczyć, broń Merlinie, Michaeli, a do tego wahała się między jakimś cytatem z Felix Felicis (Arctic Monkeys)... Oboje uwielbiali ten zespół. Fire uznała, że taka bluza to za mało, więc kupiła jeszcze magiczny spray do malowania po murach, a także małą pozytywkę znicz. - Żebyśmy mogli napisać wszędzie, że nasz ojciec ssie. - wyjaśniła poważnym tonem, wskazując na spray. - A pozytywka specjalnie zaczarowana na melodię, którą nuciła nam mama... kiedyś. Wzruszyła ramionami, starając się wyglądać obojętnie, ale uważała, że zasłużyła na jakieś miłe "dziękuję". Oczywiście bez dotykania. Rzuciła jeszcze pełne wyższości spojrzenie siostrze, żeby wiedziała, że to ONA daje najlepsze prezenty.
Doceniał to, że ma taryfę ulgową u rodziny - w końcu, jego siostra, właściwie obie, łatwych charakterów nie miały, na dodatek Scorp też bywa często nie do zniesienia. Każdy w ich rodzinie był na swój sposób nietuzinkowy, zwłaszcza, jeśli mówimy tutaj o temperamencie, osobowości i charakterze, i choć każde z rodzeństwa jest inne - są na tyle wyjątkowi, że mimo wszystko widać pomiędzy nimi pokrewieństwo. - Jak tylko zagrzeję miejsce na tym stanowisku w ministerstwie, zostanę milionerem - oznajmił, dając do zrozumienia, że za niedługo przestanie wreszcie myć brudne szklanki i zamiatać podłogi w Trzech Miotłach. Nie żeby takie stanowisko mu przeszkadzało - po prostu, wolał kisić się z tymi korpoświrami, ale przy tym znacznie więcej zarabiać, niż z przyjemnością robić klientom drinki za połowę mniejszą pensję. - Już się w to nie bawię - powiedział dumnie, krzyżując ramiona, po czym dodał cicho: - Raczej. Gdy poszedł do kuchni po alkohol, dyskretnie nasłuchiwał, czy siostry już zdążyły się pokłócić, jednak nie doszły do jego uszu żadne docinki. Cieszył się, że potrafią uszanować fakt, że dziś są jego urodziny i choć przez chwilę mogłyby powstrzymać się od sprzeczek między sobą. W końcu, są siostrami. W momencie kiedy Fire wcisnęła mu do rąk ładnie opakowany prezent, bez wahania rozwiązał kokardkę, którą siostra tak zawzięcie się bawiła. Kiedy zobaczył, że kupiła mu czarną bluzę z minimalistycznym, ale uroczym nadrukiem, uśmiechnął się delikatnie. Nie miał pojęcia, że Gryfonka będzie w stanie tak trafić w jego gust. Miłe zaskoczenie. Przeszedł do następnych prezentów, bo nie skończyło się na bluzie, wyjął z pudełka... spray i obdarzył rudowłosą pytającym spojrzeniem. Na jej wyjaśnienie, wybuchnął śmiechem i kiwnięciem głowy potwierdził, że z niecierpliwością oczekuje na moment, w którym rzeczywiście pójdą gdzieś razem i starannie dobiorą dobrze widoczny budynek (najlepiej taki naprzeciw jego okna w biurze w Ministerstwie Magii), na którym będą mogli umieścić wyzwiska w stronę tatusia. - Fire, mam urodziny, nie wspominaj na głos o tym skurwysynie w mojej obecności - powiedział, udając urażonego, wywracając oczyma i sięgając po ostatni przedmiot, jaki znajdował się w pudle. Pozytywka w kształcie znicza. Na dodatek wygrywa melodię, którą nuciła mu matka... jakieś dwadzieścia lat temu. Chyba lepszych prezentów nie mógł sobie wymarzyć. Naprawdę, siostra trafiła w dziesiątkę, nie wzmacniając przy tym jego alkoholowego uzależnienia (jak uczyniła Michaela). - Dzięki. - Przeniósł spojrzenie na tę starszą siostrę i, mimo lekkich obaw co do tego, jak ta zareaguje na jego gest, objął ją, pokazując tym, jak bardzo cieszy się z jej - jak i Michaeli - obecności. Zważywszy na fakt, że przerastał ją o jakieś dobre piętnaście centymetrów, jak nie więcej, i na to, że jest dorosłym facetem o znacznie większej posturze od niej, nieco zmiażdżył ją tym przytulasem, ale właściwie, niespecjalnie się tym przejmował. Aż przypomniały mu się czasy, kiedy byli dziećmi i zamiast beztroskiego dzieciństwa, męczył się i buntował, że nie chce uczyć się czarnej magii, usiłując ochronić przed tym młodsze rodzeństwo. Przez te wspomnienia, poczuł się jakoś tak melancholijnie, więc chwycił butelkę z wódką oraz kieliszki i rzucił krótkie pytanie: - To co, siostrzyczki? Wypijemy za zdrowie Julka? - spytał z ironicznym uśmieszkiem, napełniając trunkiem wszystkie trzy kieliszki.
Uśmiechała się złośliwie, słysząc, że Scorp kilka miesięcy temu musiał wynosić schlaną Fire z jakiegoś pubu. Odnotowała ten fakt w pamięci, żeby w razie czego kiedyś użyć przeciwko siostrze. W sumie szkoda, że nie miała jeszcze jakichś upokarzających zdjęć, ale no cóż, trudno się mówi. W jej oczach pojawiły się niebezpieczne iskry, naturalnie nie omieszkała spojrzeć z wyższością na siostrę. Scorpius wreszcie przyniósł coś godnego uwagi, ale naturalnie ta idiotka mu to zabrała i kazała otwierać prezenty, na co Michaela przewróciła wymownie oczami. Obserwowała brata wyjmującego z pudełka bluzę i chyba pękło jej żebro, kiedy powstrzymywała się od śmiechu. W końcu wyszło z tego dziwne parsknięcie, które zapewne nie uszło uwadze rodzeństwa. "Big sister"? Naprawdę? "Big sister" z takim karzełkowatym wzrostem? Chyba trochę parodia z tego wyszła. Następny był spray, a potem jakiś znicz, ale Mad straciła zainteresowanie. Dopiero chwilę po otworzeniu wszystkiego poczuła na sobie spojrzenie Blaithin, a jako, że do tchórzliwych nie należała, podniosła odważnie wzrok i uśmiechnęła się wrednie z nutą pogardy. - Ciekawe, co mi kupisz na urodziny - stwierdziła, siląc się na uprzejmy ton, co (o dziwo!) nawet jej wyszło. Oczywiście spodziewała się jakiejś chamskiej odpowiedzi, ale szczerze, to mało ją obchodziło, co siostra ma do powiedzenia. Scorp w ramach podzięki postanowił objąć Fire, a Michaela już chciała wtrącić uwagę, że "gówna się nie tyka", ale na szczęście w porę się powstrzymała. Jako osoba kulturalna (w przeciwieństwie do kogoś innego w tym pomieszczeniu i to wcale nie był Scorpius) wiedziała, że taka uwaga byłaby nie na miejscu i mogłaby zepsuć jubilatowi dzień. - Jasne - odparła krótko na pytanie brata i ostrożnie podniosła jeden z kieliszków.
O Dearach powiedzieć można było wiele, ale przede wszystkim w tym rodzie każdy coś sobą reprezentował. Szkockie rodzeństwo zdecydowanie przyjemne w obyciu nie było, czasami nawet jeśli chodzi o przyjaciół. Wpływ zapewne miało to, że wychowywani byli w atmosferze pełnej strachu i bólu. Co prawda, jakoś sobie z tym radzili i za bardzo nie odstawali od normalnych ludzi. Popatrzyła na brata i wyobraziła go sobie w urzędniczej szacie, za biurkiem zapełnionym papierami i okularami na nosie. Merlinie! Doriena już to spotkało, a Fire widziała, że kuzyn stał się trochę "sztywniejszy" niż był wcześniej. Z pracą jako niewymowny wiązało się dbanie o publiczną opinię, więc Scorpius na pewno musiałby zrezygnować z dotychczasowego stylu życia... Zostałby nudziarzem? - Podzielisz się ze mną. - zażartowała. - I kupimy coś zajebistego. W ogóle, Blaithin ciężko było myśleć o tym, że niegdyś naprawdę kochała Michaelę i uwielbiała spędzać z nią czas. To były te czasy, kiedy jeszcze były siostrami w pełnym tego słowa znaczeniu. Teraz ledwo wytrzymywały w jednym pomieszczeniu. Szkotka nie wyobrażała sobie, żeby jej relacje ze Scorpem kiedykolwiek aż tak się zepsuły. Obserwowała wyraz twarzy brata, kiedy odpakowywał prezent i mimowolnie też zaczęła się uśmiechać. Doskonale wiedziała, że doceni podarunki i że go ucieszą. Może i Blaithin często była podła, ale lubiła też sprawiać, że inni czuli się szczęśliwsi. Miała wtedy wrażenie, że ma jakąś wartość w tym świecie. Już nawet nie obchodziło jej, że Michaela zachowywała się jak koń i parskała. Najchętniej zostałaby ze Scorpem sam na sam, młodsza siostra tylko psuła chwilę. Zaśmiała się lekko z komentarza mężczyzny. Początkowo obawiała się odrobinkę, że ta pozytywka będzie przegięciem. Nie lubiła sentymentalności, a także aż takich powrotów do przeszłości, ale... ale to było coś wyjątkowego. I widziała, że jej brat to zrozumie. No i kto tu nie potrafił się powstrzymywać od głupich odzywek? Fire nie była pewna, czy w ogóle warto słuchać tego, co ta jędza ma do powiedzenia, bo i tak Michaela wyrzucała słowa, nie zastanawiając się nad ich sensem. Na pewno jej nic nie kupi, nie ma szans. - Ależ ty naiwna. - odparła, w przeciwieństwie do niej dość cierpko. Z jakiegoś powodu, fakt, że specjalnie udawała miłą, żeby nie psuć urodzin Scorpiusa, zaczynał ją irytować. A może to przez jej twarz. Nieważne, rozproszyła się bardzo szybko, bo nagle została zamknięta w uścisku. Fire powstrzymała chęć natychmiastowego odskoczenia albo sprzedania bratu prawego sierpowego. Niepewnie, bo naprawdę bardzo rzadko to robiła, położyła dłonie na jego plecach, a twarz przytuliła do klatki piersiowej mężczyzny. Merlinie, ależ on był wysoki! Jakoś tak do Blaithin dotarło, że rzeczywiście skończył całe dwadzieścia cztery lata i jest dorosły. Pozwoliła mu chwilę na tak mocne przytulenie, chociaż wstrzymywała przez cały czas oddech. Odetchnęła dopiero, kiedy odzyskała wolną przestrzeń. Ale i tak, dzięki temu poczuła się całkiem miło. Dobrze wiedzieć, że istniał jeszcze ktoś, kto chciał Fire obejmować. Dobrze było mieć świadomość, że ma brata. Usiadła na kanapie, uśmiechając się delikatnie. - Za zdrowie Scorpa. - poprawiła spokojnie, stukając się z rodzeństwem... przy okazji zahaczając o ten Michaeli zbyt mocno i z satysfakcją widząc, że kilka kropel spadło na jej dłoń. - Za tego chuja możemy wypić później. W końcu to Scorpius był teraz najważniejszy, a nie człowiek, który poniekąd porządnie zniszczył sporą część życia całej trójki. Nie czekając, wypiła cały kieliszek wódki i skrzywiła się, bo to było mocne. - Zagramy w coś? - zapytała, bo to było dobrym sposobem na spędzanie czasu. Może Scorp trzymał gdzieś planszę do Durnia albo Therii? Mogli też skombinować beerponga albo wybrać coś zwyczajnego, jak "nigdy nie".
Scorpius siedzący za biurkiem, w urzędniczej szacie i z okularami na nosie, to rzeczywiście spora zmiana, jednak chłopak nie uważał, by przez zmianę posady zmieniłby się aż tak bardzo. Akurat o to, czy zostanie nudziarzem, nie za bardzo się martwił - nie sądził, by fakt pracy w ministerstwie odcisnąłby na nim aż tak widoczny ślad. A rezygnacja z dotychczasowego stylu życia, zdecydowanie nie wchodziła w rachubę. Ten świat zupełnie do niego nie przemawiał, na dodatek bardzo kojarzył mu się z ojcem, którego tak bardzo nienawidził. Zmiana pracy wiązała się dla Deara tylko z podwyżką. Scorpowi też ciężko było myśleć o tym, jak drastycznie zmieniły się relacje jego sióstr. Były do siebie naprawdę mocno przywiązane, zdawałoby się czasem, jakby były bliźniaczkami (może niespecjalnie z wyglądu) - nierozłączne i szczerze się kochające. Jeden moment zmienił absolutnie wszystko. A wszystko, oczywiście, za sprawą ojca. Na szczęście, żadne z nich (a przynajmniej Scorp), nie bywało już w rodzinnym domu i nie miało kontaktu z nim, dlatego mężczyzna nie bał się o swoje relacje z rodzeństwem - ten pajac nie mógł już niczego zniszczyć, ani pomiędzy nim i Fire, ani pomiędzy nim i Michaelą. Wątpliwy pozostawał jedynie Gale. To właściwie nie tak, że Scorpa irytowały wzajemne odzywki dziewczyn. Czasem ta ich złośliwość nawet go bawiła, do momentu, kiedy przypominał sobie, że to jak się do siebie odzywają, wcale nie jest żadnym żartem lub specjalną konwencją. Tak czy siak, nie chciał, by zachowywały się tak wobec siebie, bo dziś był jego dzień. A on, już jako dziecko, zawsze widział ich wszystkich razem, szczęśliwych, z bardzo dobrym kontaktem, kochających się. Zgrzyt pojawiał się, jeśli chodziło o relację Blaithin i Miśki, bo on, choć tego nie okazywał i, zdawałoby się, był zupełnie obojętny wobec swojego rodzeństwa, to jednak w głębi duszy ich wszystkich kochał oraz doceniał fakt, że ich ma. Pozytywka wyglądała z pozoru na nieco infantylny podarunek, jednak kiedy Fire oznajmiła, że wygrywa melodię, którą kiedyś nuciła im matka... Właściwie, Scorp właśnie jej zawdzięczał swoje wychowanie. I choć wielu może wyrazić zdziwienie i zacząć zastanawiać się, z której strony on jest wychowany, zważywszy na jego cięty język i, krótko mówiąc, bycie chujem, to jednak matka zadbała o niego. Był pierwszym dzieckiem, więc poświęcano mu najwięcej czasu, nawet jeśli później przyszło na świat kolejne rodzeństwo, nigdy nie czuł się zaniedbywany przez Thalię. Owszem, często się z nią nie zgadzał, zwłaszcza, gdy chodziło o jej postępowanie z Juliusem, ale gdyby nie ona, to nie miałby żadnego rodzica. A taka sentymentalna rzecz, jak pozytywka, tylko przypominała mu o matce, którą tak czy siak, doceniał. Brak jakiejkolwiek obrony ze strony rudowłosej wywołał u Scorpiusa niemałe zaskoczenie, ale raczej to pozytywne. Nie wykonała żadnego odruchu, bo miał urodziny i nie wypadało go teraz od siebie odepchnąć, czy może dlatego, że jego gest rzeczywiście sprawił, że zrobiło jej się miło? Pozostawił to sobie jako zagwozdkę. Stawianie tak mocnego alkoholu jak wódka dla sióstr może i nie było najrozsądniejszym pomysłem na świecie, ale skoro już zorganizowali sobie taką mini-imprezę... - Mam gdzieś planszę do Durnia... - oznajmił, wstając od stołu i zaczynając grzebać w szafkach. Ostatecznie, poddał się i zamiast mugolskich, ręcznych poszukiwań, użył magii, przywołując do siebie grę zaklęciem. - Ten kto przegra, musi wypić dodatkowy kieliszek - rzucił, będąc przekonanym, że siostry zgodzą się na te zasady bez wprowadzania większych zmian. Merlinie, chyba wieki temu ostatni raz w to grał.
Już chciała rzucić jakimś chociaż odrobinę złośliwym komentarzem w stronę Fire, ale na szczęście po raz kolejny zdołała ugryźć się w język. Gdyby Scorp wiedział, ile kosztuje ją przebywanie w jednym pomieszczeniu z tą idiotką! I pomyśleć, że kiedyś naprawdę zachowywały się jak kochające siostry, a teraz ledwo mogły wytrzymywać ze sobą w jednym pomieszczeniu. Michaela na codzień wolała udawać, że nie ma siostry, a jak już musiała się do niej przyznawać, zazwyczaj sypała złośliwymi uwagami. A tak naprawdę wszystko zepsuło się jednego dnia. Jednego dnia, kiedy Blaithin chciała ją torturować. W sumie od tego dnia zaczęły się problemy Mad, zaczęła się złość, niekontrolowane wybuchy i jej stopniowe coraz większe zamykanie się w sobie. Wszystko przez Fire... A może ojca? Zapewne przez tego sadystę, który śmiał się nazywać jej ojcem, chociaż tak naprawdę najchętniej by się do niej nie przyznawał. W jego mniemaniu była słaba i nic nie warta, od lat zbierała się, żeby udowodnić mu, że tak nie jest... I nic nigdy z tego nie wyszło. Michaela nie miała ochoty stuknąć się kieliszkiem z siostrą, ale nie dała rady go ominąć, gdy ta kretynka celowo sprawiła, że kilka kropel wódki spadło jej na rękę. Postanowiła jednak udawać, że tego nie zauważyła i wypiła od razu zawartość kieliszka. Dostrzegła, że Gryfonka się krzywi i sama miała ochotę to zrobić, ale stwierdziła, że pokaże jej, że jest lepsza i tego nie zrobi. Rywalizacja na każdym kroku może była niezdrowa, ale co zrobić, przecież ktoś musiał pokazywać Frajer, gdzie jej miejsce. Sięgnęła do torebki po chusteczkę i wytarła rękę. - Mam szczerą nadzieję, że zrobiłaś to przez przypadek - powiedziała do siostry. Na wzmiankę o Durniu nie zareagowała. Kilka razy w życiu miała okazję zagrać w tę grę z Warrenem (bo innych przyjaciół nie miała) i nie była w to jakoś wybitnie dobra. Ale gdy Scorp wspomniał o dodatkowym kieliszku za karę, przestała się jakoś martwić przegraną. Chyba, że dostanie naprawdę okropną kartę. - Myślę, że to akceptowalne warunki - odezwała się spokojnym tonem, chociaż była pewna, że Fire zaraz zaprotestuje dla samego faktu zaprotestowania. Ależ ona była irytująca, doprawdy. Michaela postawiła sobie za punkt honoru jeśli nie swoją wygraną, to chociaż przegraną siostry. Talia sama się przetasowała i każde z nich dostało swoje karty. Mad wyłożyła swoją - Cesarzowa. Chyba nie było tak źle. Oby przyniosła zwycięstwo.
Kostka: 6
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Chyba tylko dzięki matce, nie wyrośli na jakichś skończonych psychopatów, chociaż nie było im do tego aż tak daleko (a przynajmniej Fire). Gryfonka miała mnóstwo wspomnień z dzieciństwa, a tych złych było niewiele więcej niż tych dobrych. Rzadko o tym myślała, ale za każdym razem czuła, że powinna dbać bardziej o Scorpiusa. Czy kiedykolwiek dała mu do zrozumienia, że naprawdę go kocha? Przeważnie była oschła i odpychająca, a mimo to brat wcale jej nie odrzucił. Czego nie da się powiedzieć o Miśce, ale ona w ogóle obarczała Fire winą za to, co się prawie stało. Z tym, że najwyraźniej zapominała, że Blaithin wytrwale odmawiała ojcu ze łzami w oczach, nie mogąc zdobyć się na skrzywdzenie siostry. Za co później cierpiała, bardzo cierpiała. Ale nigdy, nawet teraz, nie żałowała swojej decyzji. Rozsiadła się na kanapie, blisko Scorpiusa i jak najdalej od Michaeli. Z lekką satysfakcją obserwowała, jak siostra wyciąga chusteczkę, żeby wytrzeć wódkę. Niby nie było to nic wielkiego, ale na co dzień nawet nie myślała o tym, że ta ameba umysłowa w ogóle istnieje, więc każdą okazję do robienia jej na złość skrzętnie wykorzystywała. - Naturalnie, siostrzyczko. - odpowiedziała spokojnie, nie do końca wierząc w to, że jest aż tak naiwna. Fire rzadko coś robiła przez przypadek. Najczęściej kierowała się niezbyt dobrymi intencjami i tak było w tym przypadku. Ze strony Scorpiusa musiało to wyglądać całkiem zabawnie, gdy obie toczyły taką ukrytą wojnę. Zresztą, Blaithin nie mogła uwierzyć, że rzeczywiście tak bardzo skupia się na tym, żeby dogryźć Michaeli, podczas gdy to ich brat zasługiwał na całą uwagę. Na wzmiankę o Durniu uśmiechnęła się lekko, bo to była jedna z ulubionych gier Szkotki. Czy to ze znajomymi czy przyjaciółmi czy w jakichś szkolnych rozgrywkach - zawsze lubiła grać, a jeszcze bardziej wygrywać. Jeśli chodziło o rywalizacje, Blaithin nie miała większych zahamowań. Mogła zaryzykować bardzo wiele. Chciała nawet pomóc Scorpiusowi w poszukiwaniach planszy, ale to było jego mieszkanie i wątpliwe, że wiedziałaby, gdzie zaglądać, a gdzie nie. Na szczęście zwykłe Accio pomogło i niebawem na stoliku przed kanapą rozłożyła się cała gra. - Jak dla mnie spoko. - odparła, przewracając oczami. "Akceptowalne warunki"? Merlinie, była nastolatką, a już wyrażała się jak jakaś stara panna z Ministerstwa. Nawet jej głos był równie irytujący. - I jeszcze jedno. - podły uśmieszek powoli rozjaśnił twarz Fire, gdy sięgnęła po swoją kartę. Wylosowała Maga, jedną z całkiem lekkich, według niej, kart. Szkoda tylko, że miała małą wartość i automatycznie zmniejszyły się jej szanse na wygranie tej rundy... Nadzieja w tym, że Scorpius będzie miał większego pecha. - Ten, kto przegra będzie musiał wykonać jedno wyzwanie, które pozostała dwójka wymyśli. Deal? Wiedziała, że ani Scorpius ani Michaela nie są tchórzliwi. Akurat tego nie można było odmówić żadnej z osób siedzących w tym salonie. A to, że każde z nich było złośliwe... to już co innego. No miłej kary przegrany na pewno nie dostanie. Blaithin już i tak była w pełni zmobilizowana, żeby udupić siostrę, ale nowa motywacja nie zaszkodziłaby. - No to co tam wylosowałeś, kochany braciszku? - zapytała.
On sam, odkąd każde z nich dorosło i zaczęło mieć życie, które nie było zbudowane na podstawie rodzinnego domu, nie dbał o siostry, tak jak kiedyś. Nie liczył też zatem, że mimo tego wszystkiego, ich bliski kontakt pozostanie. Tak, jak były relacje, które potrafił pielęgnować (Arnošt...), tak o relację z rodzeństwem nie dbał z aż taką zażyłością, co wcale zresztą nie znaczyło, że ich nie kochał. W Eksplodującego Durnia nie grał tak długo, że jeszcze nim rozpoczęła się gra, był przekonany, że tej rozgrywki nie wygra. Na studiach grywał w to, jak i w Krwawego Barona, bardzo często, a zazwyczaj na pieniądze. Cierpiał wtedy na okropny ich brak, a rodziców nie chciał o nie prosić, zwłaszcza że wydawał je wyłącznie na głupoty. W tamtych czasach miał sporo szczęścia, więc rozgrywki z kumplami zwykle kończyły się jego zwycięstwem. Wtedy, o przegranej nawet nie było mowy, dlatego nieraz zdarzyło mu się kantować. Nie dopuszczał do siebie myśli, że któryś z jego kumpli mógłby zgarnąć te pieniądze, w tym jego stawkę. Gdyby w grę nie wchodziłyby galeony, nie miałby żadnego problemu ze stratą rozgrywki - przez lata grania w quidditcha, nauczył się przegrywać, lecz oczywistym było, że tak czy siak, zawsze dążył do wygranej. Pomimo tego, że całkiem niedawno pewien bardzo uczynny i miły gość wysprzątał Scorpowi w domu wszystkie szafki, w czasie, kiedy był w pracy, ten już zdążył zepsuć panujący w nich ład i porządek. Na dodatek, w Durnia grywał teraz tak rzadko, jak nie wcale, więc zupełnie zapomniał, gdzie podziała się talia kart. Na propozycję Blaithin, westchnął cicho, ale potwierdził swoją zgodność skinieniem głowy. Sięgnął po swoją kartę. Koło fortuny. I pewnie byłby zadowolony, gdyby jego karta nie miała najniższej wartości z kart całej trójki. Po wyłożeniu jej na stół, pojawił się eliksir. A ponieważ to on stracił życie w pierwszej rundzie i właśnie na wylosowaniu mikstury i wypiciu jej polegało Koło fortuny, musiał posłusznie opróżnić buteleczkę. - Myślicie, że bezpiecznie mieszać to z wódką? - spytał, chwytając naczynie z niewiadomym mu napojem i rozsiadając się wygodnie na kanapie. Jednym haustem opróżnił zawartość, a chwilę później wziął do ręki kieliszek i wypił swoją porcję wódki. Powoli odstawił puste naczynko na miejsce, po czym, nieco rozmarzonym wzrokiem, spojrzał na Miśkę, a następnie na Fire. - Szkoda, że nie mam aparatu, bo inaczej uwieczniłbym taką piękną chwilę, razem z przyjaciółkami! - powiedział entuzjastycznie, aby chwilę później wysłać siostrom uśmiech, którym nieczęsto się posługiwał. - To co, następna rundka? - zapytał, aż nadto rozweselony. Pewnie, gdyby nie fakt posiadania przy sobie swoich najlepszych przyjaciółek, byłby wkurzony, że stracił już jedno życie. Ale cóż, pewnie przez długi jeszcze czas nie będzie sobą.
Była pewna, że siostra będzie musiała jeszcze wtrynić jakieś swoje warunki do gry i jak się okazało, wcale się nie pomyliła. W sumie Fire była dla Krukonki okropnie przewidywalna i chyba jeszcze nigdy nie zrobiła czegoś, co by Michaelę w jakiś sposób zdziwiło. Może poza odmową rzucenia Cruciatusa - wtedy Mad się tego nie spodziewała i było to całkiem spore zaskoczenie, ale już nie miało znaczenia, bo i tak Blaithin była beznadziejna pod wieloma względami. I jeszcze uważała się za fajną, pfff. Już miała z irytacją przewrócić oczami, ale ruda, jakby nie patrzeć, powiedziała coś w miarę sensownego jak na nią. Michaela już miała przed oczami multum sposobów, na które mogła udupić siostrę na amen. - Deal - oznajmiła z cieniem złośliwego uśmiechu. Po wystawieniu karty przez siostrę była już niemal pewna, że Gryfonka przegra, była bardzo słaba. Żegnaj, pierwsze życie Fire. Ale potem Scorp ujawnił swoją kartę i Mad mentalnie strzeliła facepalma. Chociaż może dobre i to, przynajmniej ona miała swoje trzy życia. Na stoliku pojawiła się buteleczka z eliksirem, który Scorpius wypił bez większego ociągania, popijając kieliszkiem wódki. Skutek był natychmiastowy, jednak Michaela postanowiła za bardzo nie komentować tej wesołości i miłości do świata. Uśmiechnęła się tylko, w sumie też chciałaby nie aparat i uwiecznić brata w takim stanie, bo rzadko go w takim widywała. W ogóle nie widywała go zbyt często, ale do tego stopnia rozweselony mężczyzna był ciekawym zjawiskiem. Spojrzała na swoją następną kartę i jej uśmiech trochę przybladł (nie żeby wcześniej był jakiś szczególnie wesoły czy promienny). Umiarkowanie - z tego co kojarzyła, to sprawiało , że znikał napój, który aktualnie piła. A jeśli nie piła, znikało jedzenie, ewentualnie zawartość kieszeni. Karta miała wyjątkowo niską wartość, więc Krukonka popatrzyła tęsknie na kieliszek i wystawiła swoje Umarkowanie ze smętnym westchnieniem. - No to już się nie napiję.