Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Puebla

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 2 z 2 Previous  1, 2
AutorWiadomość


Leonardo O. Vin-Eurico
Leonardo O. Vin-Eurico

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Dodatkowo : animag (grizzly)
Galeony : 4467
  Liczba postów : 2204
http://czarodzieje.forumpolish.com/t13793-leonardo-ovidio-vin-eurico#365517
http://czarodzieje.forumpolish.com/t13807-love-letters#365644
http://czarodzieje.forumpolish.com/t13804-leonardo-ovidio-vin-eurico#365640
https://www.czarodzieje.org/t18322-leonardo-o-vin-eurico-dzienni
Puebla - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Puebla - Page 2 Empty


PisaniePuebla - Page 2 Empty Puebla  Puebla - Page 2 EmptyWto 9 Maj - 22:55;

First topic message reminder :


Puebla



Puebla to miasto położone w środkowym Meksyku. To miejsce, w którym możesz pozwiedzać - znajduje się tu muzeum historii walk o niepodległość i rewolucji meksykańskiej, a także kościoły i klasztory cechujące się niesamowitą architekturą. Zwykle panuje tu niezwykły upał... ale spokojnie! Miasto obfituje wieloma atrakcjami, a na każdym rogu znajdziesz bar, w którym można nieco odpocząć i napić się czegoś dobrego. Skosztujesz tutaj również najbardziej meksykańskich potraw i nasłuchasz się pięknego hiszpańskiego! A jeśli tylko zapragniesz zapuścić się w kręte, niewielkie uliczki, odkryjesz prawdziwe piękno Puebli. Stara szamanka chętnie powróży ci z dłoni, a tajemniczy starszy pan z uśmiechem zaoferuje dziwnie pachnącą herbatę. Jakieś dzieciaki z pewnością spróbują zaciągnąć cię do gry w piłkę nożną!
To czarujące miejsce, w którym czas zdaje płynąć się wolniej, niż gdziekolwiek indziej (a przecież Puebla wcale nie jest taka mała!). Ciężko opuścić to miasto - ale jeśli już się to zrobi, powrót jest nieuchronny.

Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Ezra T. Clarke
Ezra T. Clarke

Nauczyciel
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Galeony : 6236
  Liczba postów : 3387
https://www.czarodzieje.org/t13332-ezra-thomas-clarke
https://www.czarodzieje.org/t13336-eureka
https://www.czarodzieje.org/t13338-ezra-clarke
https://www.czarodzieje.org/t19322-ezra-t-clarke-dziennik
Puebla - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Puebla - Page 2 Empty


PisaniePuebla - Page 2 Empty Re: Puebla  Puebla - Page 2 EmptySro 27 Gru - 15:38;

Wszyscy kochali święta. Dzieciaki z cukrowymi laseczkami w ustach skaczące wokół uginającej się pod ciężarem świątecznych ozdóbek choinki. Nastolatkowie w obciachowych, wełnianych swetrach pokornie wracający do rodzinnych domów. (Być może mamy od kilku dni stojące w kuchni nie kochały świąt). Ezra nie wyłamywał się zatem ze schematu. On także darzył ten okres w roku szczególnymi uczuciami, doceniając możliwość spędzenia go z rodziną bez zaprzątania sobie głowy szkołą i nauką.
Święta w domu Ezry zawsze były spokojne, być może dlatego, że spędzali je w bardzo wąskim gronie. Nie znaczyło to jednak, że były skromne, bo Margo Clarke w pełni wykorzystywała okazję, aby rozpieścić swoje dzieci domowymi kulinariami. Tym samym nawet po kilku dniach pobytu, Ezra wracał z bagażami wypełnionymi nie tylko ubraniami i otrzymanymi prezentami, ale także porcjami specjałów jego mamy. ("Daj spokój, przecież mamy co jeść" "Nie dyskutuj, Ezra. Mam wrażenie, że od poprzedniej wizyty jeszcze schudłeś. Jak tak dalej pójdzie to zostanie z ciebie tylko cień.")  
Jednak co dobre, szybko się kończy. Margo nie mogła sobie pozwolić na luksus urlopu do Nowego Roku, zatem Ezra stwierdził, że nie ma co dłużej siedzieć jej na głowie. Myślał o tym, żeby wrócić do mieszkania, do Hogsmeade, spotkać się z jakimiś znajomymi... (Może, a może nie, wpadła mu myśl, żeby odwiedzić także Preston.)
Jednak tak naprawdę Clarke nie chciał jeszcze wracać do codzienności i wpadać w monotonię. Nie miał pomysłu, co miałby w ogóle robić w mieszkaniu. Wszystko wydawało się senne i nijakie, skoro nie miał w nim spotkać Leonardo.
Pomysł, który wpadł mu do głowy oznaczony był krzykliwą etykietką głupoty. Ezra nie lubił czuć się niechciany i przyjmowany z grzeczności, a co innego niosło za sobą wproszenie się na dni poświąteczne do domu Leonardo? Nie był tam zaproszony, a mimo to pod wpływem impulsu złapał świstoklik do Puebli, obiecując mamie, że wpadnie po Chione jakoś po Nowym Roku. ("Nie, mamo, nie zabiorę go ze sobą. Tylko czekasz, żeby mi celowo narobić obciachu.")
Czuł się jak idiota, przemierzając uliczki Puebli w szaliku i ciepłym, wełnianym swetrze kryjącym się pod puchową kurtką. Ludzie w bluzkach na krótki rękaw mierzyli go oceniającym - a raczej oceniająco-humorystycznym, bo wydawało mu się, że po prostu przechodniów bawił - spojrzeniem, a Ezra nie wiedział, czy robi mu się gorąco z zażenowania, że nie pomyślał, czy po prostu z temperatury sięgającej bez wątpienia dwudziestu stopni.
Jeśli zatem Ezra miał jakieś wątpliwości, co do słuszności swojej spontanicznej decyzji, na razie niknęła ona pod potrzebą zrzucenia z siebie tych warstw ubrań. Zastukał mocno w wielkie drzwi, będąc pomiędzy chęcią ucieczki, a niecierpliwą potrzebą zobaczenia jego cudownego chłopaka. Starał się przy tym nie myśleć, że nie tylko z Leo i jego mamą przyjdzie mu się zmierzyć...
Powrót do góry Go down


Czarodziejowa Dusza
Czarodziejowa Dusza

Galeony : 1053
  Liczba postów : 1108
https://www.czarodzieje.org/t10816-czarodziejowa-poczta
Puebla - Page 2 QzgSDG8




Specjalny




Puebla - Page 2 Empty


PisaniePuebla - Page 2 Empty Re: Puebla  Puebla - Page 2 EmptySro 27 Gru - 16:15;

Rodzina Vin-Eurico (a właściwie Eurico) była wyjątkowa w każdym calu, więc w podobny sposób spędzali także święta. Nic dziwnego, że dom był ślicznie przystrojony i już z zewnątrz można było to zobaczyć. Migoczące łagodnie lampeczki rozjaśniały ulicę, na której powolutku zaczynał zapadać zmrok; dodatki jak gałązka jemioły przy ganku czy wieniec na drzwiach wydawały się zupełnie naturalne. Każda wstążka i każdy malutki stroik świadczyły o tym, że tu właśnie mieszkała duża, radosna rodzinka, której nie było straszne ściągnięcie na siebie uwagi. A było to nic w porównaniu do wnętrza rezydencji!
Okres poświąteczny był szczególnie przyjemny, bo trochę lenistwa wkradało się do domu zwykle przepełnionego energią. O dziwo to wcale nie Wigilia była dniem zrzeszającym podróżników, za to później stopniowo wszyscy się spotykali. Ciężko było się zgrać, jeśli ktoś akurat zajmował się kolonią pingwinów na Antarktydzie, albo opisywał wyjątkowo nieznośne zachowanie duszków Caipora w Brazylii. A jednak święta to święta i wszyscy starali się znaleźć choćby odrobinkę czasu dla rodziny.
Dlatego pukanie do drzwi nie przeszło niezauważone - był to dźwięk bardzo dziwny, zważywszy na to, że tu nikt nie bał się wejść bez zaproszenia. Amala akurat walczyła z drażniąco skomplikowanym fragmentem swetra, którego usiłowała wydziergać (tylko po to, by pokazać teściowej, że robótki ręczne jej niestraszne), a brak nożyczek kwitowała cichutkimi przekleństwami. Nie mogła tak od razu przerwać poszukiwań, gotowa zgarnąć z kuchni chociażby tasak (przetne włóczkę? Przetnie!), tak więc do drzwi oddelegowała męża. Trzymetrowy, potężnie zbudowany mężczyzna o długich włosach w odcieniu pozłoconego od słońca jaśniutkiego brązu stanął na progu, otwierając drzwi z łagodnym uśmiechem i zaciekawieniem w krystalicznie błękitnych tęczówkach. Dimas Eurico był świetnym człowiekiem do otwierania drzwi - zawsze spokojny i uprzejmy, a przy tym budzący całą serię emocji u gości. Przystojny w ten dziwnie magnetyczny sposób, czarujący jeszcze zanim pierwsze słowo otulone głębokim barytonem opuściło wygięte w tajemniczy sposób wargi. Marzenie, choć w tym przypadku może raczej koszmar...
-  ¿Buenas tardes? - powitał chłopaka stojącego na ganku, nie podejrzewając zupełnie, że to wybranek serca jego syna. Uniósł pytająco brew, nie chcąc stwarzać nieprzyjemnie niezręcznej atmosfery, zaintrygowany wizytą nieznajomego młodzieńca ubranego conajmniej dziwnie. Żaden nie dostał szansy na odezwanie się, dopytanie czy wyjaśnienie, bowiem Amali udało się odnaleźć nożyczki i teraz wracała z nimi, po drodze do salonu zaglądając do przedpokoju. Wyrwało jej się coś na kształt pisku lub okrzyku, w tonie niezwykle przyjemnym dla ucha. Doskoczyła do drzwi i nim ktokolwiek wiedział co się wydarzy, już wisiała Ezrze na szyi, cmokając go w oba policzki. Nożyczki zdążyła wcisnąć Dimasowi w ręce, więc przynajmniej zagrożenia dla życia w tym wszystkim nie było...
- Nie wiedziałam, że przyjeżdżasz! Ale, nie zrozum mnie źle, bo ja się bardzo cieszę. To jest, my! Prawda? Bardzo. Cudownie, poważnie, to takie kochane... Chodź skarbie, wchodź, nie stój tak, w ogóle co to za kurtka... Prosto z Anglii jesteś? Daj, powiesimy to gdzieś. - I trajkotała dalej (a warto dodać, że bardzo płynnie przeszła na angielski), wciągając Krukona do środka, zabierając jego torby (?) i czekając aż się rozbierze. Dimas tylko stał grzecznie z boku, nie mogąc dojść do słowa, bawiąc się nożyczkami i pozwalając sobie jedynie na szerszy uśmiech.
Przedpokój przystrojony był światełkami, oczywiście. W powietrzu unosiły się słodkie zapachy ciastek i pierniczków, otumanione lekko przez jemiołę i inne rośliny. Dla domowników liczyły się każde figurki i drobiazgi, małe aniołki służące tylko do zbierania kurzu i bibeloty o wartościach sentymentalnych. Wstążki i kokardy zdobiły zarówno wieszak na płaszcze (uginający się od grubych futrzanych kurtek, ale też od cieniutkich bluz i sweterków), jak i szafkę na buty (pełną klapków, traperów, glanów i szpilek), a nawet koszyczek z różdżkami ustawiony na półeczce (wymysł Amali, która miała dość Wingardium Leviosa i Accio - dzięki temu miała zabawę z szukaniem nożyczek i żaden czarodziej nie mógł pomóc). Do tego ostatniego pani Vin zaraz się przysunęła, zapewniając gościa, że może, acz nie musi.
- Jeśli mogę - zaczął Dimas, w końcu zabierając głos, a jego małżonka uśmiechnęła się słodko na ten niski dźwięk. - Miło w końcu poznać. Dimas Eurico - przedstawił się jeszcze dla formalności, podając chłopakowi rękę i obiecując sobie w duchu, że nie zmiażdży mu dłoni. (Jedynie pokruszy kilka paliczków, tak dla zasady)
- Powinnam zawołać Leo? Chcesz się najpierw może odświeżyć - a czekaj, świstoklika pewnie wziąłeś, to może przebrać? Masz w ogóle ubrania? Bo u nas, cholera, ciepło, co? - Amala spoglądała na chłopaka kontrolnie, roztaczając matczyne ciepło każdym uśmiechem i modląc się do wszystkich znanych bóstw, żeby Ezra wytrzymał i nie uciekł. Komitet powitalny dostał całkiem niezły, choć pewnie liczył na spotkanie z kimś innym.
Powrót do góry Go down


Ezra T. Clarke
Ezra T. Clarke

Nauczyciel
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Galeony : 6236
  Liczba postów : 3387
https://www.czarodzieje.org/t13332-ezra-thomas-clarke
https://www.czarodzieje.org/t13336-eureka
https://www.czarodzieje.org/t13338-ezra-clarke
https://www.czarodzieje.org/t19322-ezra-t-clarke-dziennik
Puebla - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Puebla - Page 2 Empty


PisaniePuebla - Page 2 Empty Re: Puebla  Puebla - Page 2 EmptyCzw 28 Gru - 0:52;

Gospodarze nie kazali na siebie zbyt długo czekać, zatem Ezra nie miał czasu obejrzeć i policzyć wszystkich ozdóbek, którymi obwieszona była rezydencja Eurico. Zresztą, zapewne potrzebny byłby do tego jakiś osobny spacer. (Wierzył, że Leonardo zafunduje mu takie prywatne oprowadzenie, zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz. Na przykład przy swoim poprzednim pobycie nie miał okazji poznać sypialni Gryfona...)
Ezra dosyć naiwnie założył, że otworzy mu ktoś, kogo już miał okazję poznać. Po prawdzie liczył, że będzie to Amala, do której Ezra zdążył już poczuć niemal synowskie uczucia przez to, jak niesamowicie kochana była to kobieta. Ostatecznie sam Leo również by uszedł... Jednak mężczyzna, który pojawił się w drzwiach, nie spełniał wymogów Ezry w żadnym calu. A cali miał całkiem dużo... Krukona nie przekonywał nawet ten uprzejmy uśmiech, mający w sobie coś tajemniczego. Coś łagodnego, lecz w tym wypadku i niepokojącego, niczym śpiew syren zwodzący marynarzy na samo dno.
- Buenaaa... Em.  To znaczy... Dobry wieczór - zająknął się Ezra, w jednym momencie tak dziwnie onieśmielony. To jedno uniesienie brwi sprawiło, że Ezra poczuł się zupełnie nie na miejscu, a wszystkie wątpliwości, dlaczego nie powinien bez zaproszenia przychodzić, znowu do niego napłynęły. Prawdopodobnie dyskomfort, który odczuwał był widoczny gołym okiem. Otworzył usta, żeby jakoś się wytłumaczyć ("Um... Przepraszam, chyba pomyliłem domy, do widzenia"), ale nim wydobył z siebie choćby jedno słowo, sytuację zdominowała osoba wcale nie najpotężniejsza wzrostem.
Ezra natychmiast poczuł jak ogarnia go jakieś poczucie bezpieczeństwa, a z gardła wydobywa się śmiech. Objął lekko kobietę, a policzki wycałowane przez Amalę przybrały już barwę nieintensywnego różu.
- Ja też nie wiedziałem kilka godzin temu, to było dość... Spontaniczne. Moja mama pracuje i miałem wrócić do Hogsmeade, ale pomyślałem... No, że może to nie będzie problem? Nie chciałbym przeszkadzać. - Posłał trochę pytające spojrzenie w kierunku mężczyzny, jakby spodziewając się zaprzeczenia słów Amali. Ezra, tak naprawdę długi czas już nie mając ojca, odrobinę gorzej rozumiał autorytet ojca w domu. I zwyczajnie nie czuł się w tej sytuacji całkowicie pewnie.
Przed Amalą nie dało się uciec, więc Ezra posłusznie oddał jej torbę i pozbył się kurtki, przez chwilę szukając jakiegoś wolnego miejsca wśród tych wszystkich nakryć, pod którymi uginały się wieszaki. (Więcej członków rodziny Eurico matka nie miała?) Jego wzrok przeskakiwał ciekawie po świątecznych bibelotach, jakby była to dla niego zupełna nowość. I w istocie, mieszkanie w Bristolu przystrojone było przede wszystkim estetycznie. Tu wszystko mieszało się ze sobą w ciepłym domowym chaosie. Ezra oczywiście wyjął swoją różdżkę, dokładając ją do wymyślnego koszyczka. Ufał, że nie miała się mu do niczego przydać...
Powrót do góry Go down


Leonardo O. Vin-Eurico
Leonardo O. Vin-Eurico

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Dodatkowo : animag (grizzly)
Galeony : 4467
  Liczba postów : 2204
http://czarodzieje.forumpolish.com/t13793-leonardo-ovidio-vin-eurico#365517
http://czarodzieje.forumpolish.com/t13807-love-letters#365644
http://czarodzieje.forumpolish.com/t13804-leonardo-ovidio-vin-eurico#365640
https://www.czarodzieje.org/t18322-leonardo-o-vin-eurico-dzienni
Puebla - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Puebla - Page 2 Empty


PisaniePuebla - Page 2 Empty Re: Puebla  Puebla - Page 2 EmptyCzw 28 Gru - 1:57;

Hogwarckie dekoracje prawdopodobnie w porównaniu do domu rodziny Eurico wydawały się wyjątkowo ubogie. Było czarodziejsko i mugolsko, bo gdzieniegdzie płomienie świec zastępowały standardowe lampeczki na baterię, a fruwające pod sufitem zaczarowane płatki śniegu idealnie współgrały ze zwykłym sztucznym białym puchem upchniętym obok jednej czy drugiej szafki. Leo przyzwyczaił się już dawno do tego, że w jego rodzinie tradycji było mnóstwo, a przy tym każdy coś ciągle zmieniał i dodawał nowości. Nie dziwiły go wyszukane figurki przyszywanej babki, uśmiechał się za to za każdym razem, gdy dziadek upierał się przy dokładnie tym samym ustawieniu świątecznego drzewka. Boże Narodzenie nie było niczym innym jak kolejnym okresem idealnym do celebrowania. Przez tę rezydencję przewijało się ciągle multum osób, tak więc każdy pozostawiał po sobie ślad. I prawie nikt nie był tak kulturalny i ułożony jak Ezra, który zapukał i nie narobił rabanu, wbijając z buciorami do salonu.
Ciężko było oczekiwać od tak bezpośrednich ludzi jak Amala czy Dimas większego taktu - nic dziwnego, że nie przystopowali w żaden sposób i nie zajęli się biednym Krukonem trochę delikatniej. To jest, półolbrzym raczej zbyt głośny nie był i dawał chłopakowi czas na rozeznanie się w sytuacji (nawet nie zmiażdżył mu tej ręki, bo cholera, szkoda mu się zrobiło jak zorientował się jak bardzo speszony dzieciak musi być). To Amala trajkotała uporczywie, tylko czasami wplatając hiszpańskie słówka w angielskie zdania, a przy tym już bez ceregieli - i bez czekania na jakieś konkretniejsze odpowiedzi gościa - prowadziła go do salonu.
Stwierdzenie, że Leo nie spodziewał się zobaczyć tutaj swojego chłopaka, było zbyt delikatne. Taka myśl nawet nie przemknęła mu przez głowę, obecność Ezry w Puebli wydawała się tragicznie abstrakcyjna. Oczywiście, był tutaj już, ale wtedy przyjechali razem i w zupełnie innej sytuacji. Gryfon w całej swojej gryfońskości nie wyobrażał sobie czynu tak spontanicznego i ryzykownego. Poważnie, bliższe poznawanie rodzin swojej drugiej połówki powinno być jakoś nadzorowane prawnie. Co tam odwaga, to już chyba zakrawało o głupotę! Patrząc na charakter Leo wypadałoby się zastanowić, kto go tak wychował. Ktoś musiał. Ezra chciał poznawać tych ktosiów? Wow. Siedział na kanapie w błogiej nieświadomości, z dobroci serca próbując pomóc Amali walczącej z dzierganym na drutach swetrem (choć noga podrygiwała mu niespokojnie od tego parszywego rozleniwienia). Tyle razy widział jak jego rodzicielka męczyła się z robótkami i tyle razy męczyła go o głupie trzymanie włóczki, że w końcu czegoś się nauczył - a dłonie miał zaskakująco sprawne. Wystarczyła raptem chwila, aby odnalazł błąd popełniony przez panią Vin i zaczął go poprawiać bez użycia nożyczek. Kiedy podniósł głowę (a właściwie odwrócił się, bo kanapa znajdowała się tyłem do drzwi) aby poinformować mamę (jej trajkotania nie dało się zignorować), nie sądził, że zobaczy ciągniętego u jej boku Clarke'a. Zastygł na chwilę w bezruchu i przez jego czekoladowe oczy mogło przemknąć coś na kształt przerażenia. Nie czuł się zbyt wyjściowo. Miał na sobie luźne dresy i koszulkę od Fire (która, swoją drogą, była troszkę zbyt dopasowana), kręcone kosmyki włosów rozpaczliwie potrzebujące podcięcia spięte były w wyjątkowo niedbałego koka, a na dodatek robił na drutach.
- Aaaaach, moja męskość - jęknął, imitując wolnym drutem prosty ruch wbicia go sobie w serce. Zaraz potem odłożył niedokończony sweterek na bok, pozwalając aby na jego ustach wykwitł szeroki uśmiech. Przemknął uważnym spojrzeniem po Krukonie, próbując zignorować przyspieszone bicie serca. To źle, że tak tęsknił? Minęło tylko kilka dni, ale Leonardo naprawdę dziwnie mocno odczuł ich rozłąkę. Nie płakał w poduszkę i dobrze się bawił, a jednak kogoś wyraźnie mu brakowało. Tylko czemu jego animagiczna forma to niedźwiedź, skoro cieszył się tak wyraźnie, jak szczeniak? Przyklęknął na kanapie, prostując się i nieznoszącym sprzeciwu gestem zapraszając do siebie chłopaka. Niezbyt interesowało go to, że dzieliło ich oparcie mebla - liczyło się tylko to, że stęsknionymi dłońmi przesunął po klatce piersiowej Ezry i zacisnął dłonie na materiale swetra, żeby przyciągnąć go do krótkiego, słodkiego pocałunku. Odsunął się tylko dlatego, że jakimś cudem dalej pamiętał o obecności innych członków rodziny. - Co się stało z twoim instynktem samozachowawczym? - Spytał cicho, puszczając Clarke'a i czekając, aż ten obejdzie kanapę i usiądzie obok niego, a przy tym ani na sekundę nie zrywając kontaktu cielesnego, bo jego ręce całkiem umiejętnie przemknęły po torsie aż do dłoni. Dopiero kiedy, z niemalże bezczelnym uśmieszkiem, sprawnym gestem ściągnął z chłopaka jego sweterek odnajdując uprzednio pod spodem cieńszy materiał T-shirtu, przypomniał sobie o obecności innych ludzi. Kontrolnie zerknął na rodziców, którzy trochę zastygli w progu z głupimi uśmiechami (Leo zmarszczył brwi z ledwie wyczuwalną nutką irytacji, a ci oboje zaraz podskoczyli i pomknęli szukać sobie innych zajęć), potem obejrzał się na rozciągniętego na fotelu Goyo, radośnie machającego do Ezry znad swojej gitary, a na sam koniec po prostu zwrócił większą uwagę na samo otoczenie. Nie tylko on wyglądał tak niewyjściowo - stolik zarzucony był gratami, na podłodze gdzieniegdzie walały się jeszcze strzępki papieru prezentowego, ktoś nie odniósł szklanki po ponczu... Jedynym mało chaotycznym elementem tej salonowej układanki była gigantyczna choinka ustawiona w kącie, jaśniejąca jak gwiazda na niebie. To na jej gałązkach czaiły się niewielkie ogniki połyskujące na niebiesko i popiskujące rozkosznie; to na niej wisiało mnóstwo ślicznych ozdóbek. Vin-Eurico westchnął, powracając spojrzeniem do Clarke'a.
- Tu są ciastka, przyniosę jeszcze poncz... Albo Dimas, o, przyniesie zaraz. Musisz spróbować, Ezra, rodzinny przepis - wtrącił niby subtelnie Amala, zawalając stolik kolejnym talerzem i zaraz krzątając się dalej po pomieszczeniu, szukając szklanek. Już sam błysk w oczach Goyo i jego entuzjastyczne "koniecznie!" mogło zaalarmować Anglika, że nie był to dobry pomysł.
- Zdecydowanie nie - zaprotestował Leo na wszelki wypadek, choć i tak Dimas już wciskał Krukonowi w ręce wypełnione po brzegi naczynie, z minimalnie złośliwym uśmiechem na ustach. W końcu kto normalny spodziewałby się po zaledwie jednym łyku poczuć paskudne pieczenie w przełyku, wywołane wypiciem ponczu składającego się głównie z tequili i likieru?
Powrót do góry Go down


Ezra T. Clarke
Ezra T. Clarke

Nauczyciel
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Galeony : 6236
  Liczba postów : 3387
https://www.czarodzieje.org/t13332-ezra-thomas-clarke
https://www.czarodzieje.org/t13336-eureka
https://www.czarodzieje.org/t13338-ezra-clarke
https://www.czarodzieje.org/t19322-ezra-t-clarke-dziennik
Puebla - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Puebla - Page 2 Empty


PisaniePuebla - Page 2 Empty Re: Puebla  Puebla - Page 2 EmptySob 30 Gru - 1:12;

Anglik - nieczuły, flegmatyczny, wykazujący specyficzne poczucie humoru, powściągliwy, o każdej porze dnia z upodobaniem rozprawiający o pogodzie. Taki wedle stereotypów powinien być Ezra Clarke, uznający się za Brytyjczyka z krwi i kości. Nigdy nie lubił zatem uogólniania i nie chciał być postrzegany przez pryzmat narodowości, z której pochodził. A mimo to od momentu przekroczenia progu rezydencji, Ezra był praktycznie pewny, że mieszkańcy tego domu to żywiołowi, pozbawieni pewnych granic taktu w kontaktach z innymi osobami, a przede wszystkim typowo głośni Meksykanie. Zresztą, sam Leonardo niejednokrotnie dawał mu odczuć, że chaos był jego prawdziwą domeną. Gdyby Ezra był stereotypowym Brytyjczykiem, nie wytrzymałaby tu nawet minuty.
Czego się jednak nie robi z miłości?
Ezra miał świadomość, że pojawianie się teraz w Puebli było trochę niebezpieczne. O ile poprzednim razem byli jedynie dwójką przyjaciół, o tyle teraz byli parą. I samo brzmienie tego słowa niosło za sobą jakiś ogromny ciężar - Ezra nie był pewny, czy był w stanie go udźwignąć. Spodziewał się, że rodzina Leo będzie patrzyła na niego trochę inaczej, w końcu był chłopakiem, który pogmatwał uczuciową ścieżkę jedynego syna państwa Eurico. Spodziewał się niezręczności i takiego rodzicielskiego przepytywania; Merlinie jego własna matka zatracała granice przyzwoitości przy partnerkach Ezry, co z ludźmi, którzy nawet takiego słowa nie znali?
Wszystko jednak było łatwiejsze, gdy jego wzrok padł na Leonardo zajętego misterną - przynajmniej w oczach Krukona - ręczną robótką. Na jego usta wkradł się czuły uśmiech, kiedy ich równie przestraszone spojrzenia się skrzyżowały i Clarke przez tę pierwszą sekundę zupełnie zatonął w kaskadzie emocji, które spadły na niego niczym lawina. Zlustrował go uważnie, kochając sposób w jaki skręcały się kosmyki jego przydługich włosów, uciekając z upięcia. Ten jakże swobodny strój również zupełnie Ezry nie odstraszał, a wręcz przeciwnie - trudno było znaleźć w pamięci lepszy widok niż obraz Gryfona w domowej odsłonie, szczególnie gdy po jego śniadej skórze tańczyły promyki porannego słońca.
- A ja myślałem, że już przywitałem się z panią tego domu - zaśmiał się z tą drobinką złośliwości, oddychając lżej i ani na chwilę nie spuszczając wzroku z chłopaka. Leonardo się stęsknił? To nie on, jak ostatni desperat, świstoklikował się prawie na drugi koniec świata, (tak, dla osoby spędzającej niemal całe życie w jednym miejscu Meksyk był końcem świata) wchodząc do paszczy meksykańskiego lwa. To nie on wpatrywał się w swojego chłopaka żałośnie cielęcym spojrzeniem (do którego Ezra w żadnej sytuacji w przyszłości nie zamierzał się przyznać). Wcale nie potrzebował zaproszenia, aby zbliżyć się do Leonardo, bo najwyraźniej w tej kanapie ukryta była jakaś magnetyczna siła, która i tak przyciągała Krukona. Nachylił się nad chłopakiem, spragnionym gestem przebiegając po jego ramionach i błądząc w kierunku szyi. Jego serce uderzało szaleńczo, jakby chciało się wyrwać z piersi i znaleźć się przy tym, do którego rzeczywiście należało.
(Tym właśnie sposobem Leonardo przejął chwilowo tytuł głosu rozsądku.)
- Nie mam pojęcia, głupieję, kiedy nie ma cię obok - odparł równie cicho, mocniej ściskając jego rękę i nawet nie czując zażenowania, kiedy Gryfon bezceremonialnie pozbawił go swetra. Zaczął się nawet cicho śmiać, lecz był to dźwięk krótki, urwany natychmiast, gdy spojrzenie Ezry padło na obserwującego ich Goyo.
- Buenas tardes - mruknął, poprawiają się na kanapie i woląc się nie oglądać na rodziców Leo. - Piękna gitara - dodał, z podziwem patrząc na instrument. Clarke uwielbiał muzykę w każdym jej przejawie. Poza tym była dobrym punktem zaczepienia do niemal każdej rozmowy.
Uśmiechnął się do Amali, biorąc ciasteczko z talerzyka (przynajmniej będzie miał wymówkę, dlaczego milczy), ale na wzmiankę o ponczu natychmiast kręcąc głową, co oczywiście zostało zignorowane. Posłał Leo trochę przerażone spojrzenie, zbliżając szklankę do nosa, tylko po to, aby mocny zapach alkoholu uderzył go w nozdrza. Merlinie, nic nie mogłoby go zmusić do wypicia tego pseudo ponczu. Miał wrażenie, że sprawdziły się na przykład przy czyszczeniu rur, a takich substancji do gardła nie powinno się wlewać...
- Jak bardzo bym chciał, nie pozwala mi na to moja abstynencja... pani Eurico - zaryzykował po chwili zawahania, wciąż nie wiedząc w jaki sposób powinien się zwracać do mieszkańców domu. Kiedy tylko mógł, starał się używać formy bezosobowej, teraz jednak się zapomniał i wyszło jak wyszło. To był już czas na stopienie się z kanapą, czy mogło być jeszcze gorzej?
Powrót do góry Go down


Leonardo O. Vin-Eurico
Leonardo O. Vin-Eurico

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Dodatkowo : animag (grizzly)
Galeony : 4467
  Liczba postów : 2204
http://czarodzieje.forumpolish.com/t13793-leonardo-ovidio-vin-eurico#365517
http://czarodzieje.forumpolish.com/t13807-love-letters#365644
http://czarodzieje.forumpolish.com/t13804-leonardo-ovidio-vin-eurico#365640
https://www.czarodzieje.org/t18322-leonardo-o-vin-eurico-dzienni
Puebla - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Puebla - Page 2 Empty


PisaniePuebla - Page 2 Empty Re: Puebla  Puebla - Page 2 EmptySob 30 Gru - 13:49;

Leo nie potrzebował wiele do szczęścia. W tej jednej chwili był w Meksyku, miał pod ręką całą rodzinę i w dodatku trzymał blisko Ezrę. Mógł na niego patrzeć i zachwycać się tym, jak dobrze się czuł. Oczywiście było w tym trochę zażenowania, mimo wszystko znajdowali się przy złośliwcach z rodu Eurico... A poza tym Gryfona odrobinę kłopotało to, jak bardzo zależny stał się od swojego chłopaka. Zawsze przedkładał przyjaciół na pierwsze miejsce, nigdy jednak nie traktował miłości w podobny sposób. Nie przedstawiał wybranki rodzicom, nie tęsknił w ten dziwnie nurtujący sposób. Leo nigdy nie miał problemu ze znalezieniem sobie jakiegoś towarzystwa, a jednak sporo nocy spędzał w łóżku samotnie. Teraz wydawało mu się to okrutnie trudne. Brakowało mu kogoś, kogoś konkretnego. Z tego wszystkiego ledwie zwrócił uwagę na złośliwość chłopaka, uznając ją za tak naturalną jak wdychane powietrze. Musieli wymienić się przynajmniej kilkoma głupimi zdaniami, aby wrócić do starego rytmu. Vin-Eurico zupełnie stracił oddech, kiedy Ezra mocniej ścisnął jego rękę, a to subtelne wyznanie znaczyło zdecydowanie więcej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Merlinie, był słaby.
- Biorąc pod uwagę fakt, że też straciłem dla ciebie głowę... - westchnął cicho, gładząc kciukiem wierzch dłoni chłopaka. Sam nie wiedział kiedy wcisnął się w narożnik kanapy i przyciągnął Anglika do siebie (na siebie?), otulając go ramieniem. To było po prostu naturalne.
- A dziękuję - Goyo rozpromienił się wyraźnie. Clarke całkiem trafnie dobrał temat, słusznie podążając tropem dzierżonego w dłoni instrumentu. - Grasz? Próbuję nauczyć Leo, ale idzie dość opornie. Tak sobie myślę, że po prostu mu na mnie nie zależy. Z Amalą dzierga, z Davą uczył się animagii... Ze mną nawet nie pobrzdąka na gitarze. Chociaż z drugiej strony, po mnie chyba przejął trochę inne... Zainteresowania. - Uśmiech mężczyzny poszerzył się znacząco, gdy mało subtelnym spojrzeniem przejechał od Leo do Ezry.
Ten poncz miał być chyba gwoździem do trumny. Gryfon doskonale wiedział, że jego partner tego nie wypije i sam nawet nie zamierzał go namawiać - głównie dlatego, że szanował decyzję chłopaka odnośnie abstynencji. Gdyby miał mu jednak coś proponować, to zasugerowałby coś delikatniejszego. Z odrobinkę cierpiętniczym uśmiechem przejął od niego szklankę, żeby bez zastanowienia wlać w siebie napój, ale słowa Clarke'a tak go zaskoczyły, że prawie się udławił. Odkaszlnął, próbując pozbyć się mocnego pieczenia w przełyku, ale wydawało mu się, że tylko zaognił sprawę.
- Pani Vin - poprawiła go grzecznie Amala. - Ale tak też do mnie nie mów, skarbie. Po imieniu, proszę - dodała jedynie.
- To w sumie ciekawy temat - zaczął Goyo, a błysk w jego oku zaalarmował Leo do tego stopnia, że pomimo palenia w gardle postanowił zabrać głos. Jedno trzeba przyznać - Ezra świetnie odciągnął uwagę wszystkich od swojej abstynencji!
- Mamy inną tradycję z nazwiskami - wyjaśnił, mimowolnie przyciągając chłopaka jeszcze bardziej, bo bliskości z nim nigdy nie miał dosyć. Na chwilę zamilkł, zastanawiając się jak to ubrać w słowa, a później zupełnie bezwiednie przeszedł na język hiszpański. Ciężko stwierdzić, czy była to kwestia przyzwyczajenia czy może tego, że po prostu zerkał na rodzinę i nie miał pojęcia jak do nich zwracać się po angielsku. - Przy małżeństwie nie zmienia się nazwiska i nie łączy się ich, a dziecko dostaje dwa. Moja mama jest Vin, a tata Eurico, więc ja jestem Vin-Eurico. Z kolei moje albo Dreamy dziecko miałoby - coś w jego głosie wskazało na dziwną nutę zastanowienia - jedno nazwisko Eurico, a drugie od drugiego rodzica.
Jedynie na chwilę zapadła cisza, podczas której do pomieszczenia zdążył wejść niewiele niższy od Dimasa czy Goyo mężczyzna o kruczoczarnych włosach i nieco ostrzejszych rysach twarzy; zaraz po nim w salonie pojawiła się mała Nieve, błyskawicznie odnajdująca drogę na kanapę i kolana Ezry, które poczęła ugniatać z wiernym pomrukiwaniem. Tutaj wszyscy byli spragnieni czułości.
- Dlatego nie mamy dzieci - wtrącił z rozbawieniem Ferris, przysiadając na podłokietniku fotela Goyo i opierając się lekko o ramię swojego partnera. - No, nie tylko dlatego... Ale jak można pokarać dziecko nazwiskiem Nepomuceno-Eurico...
- Zawsze możemy uciec na górę. - Leo musnął mimowolnie wargami płatek ucha Ezry, pochylając się nad nim aby szepnąć o rozpaczliwym planie ucieczki. Największy problem polegał na tym, że Nieve w końcu położyła się i ziewnęła, jak gdyby planowała dłuższą drzemkę. - Jak święta? - Spytał już normalniej, bo pojawienie się Ferrisa było świetnym rozproszeniem i zajęło przynajmniej niewielką część rodziny.
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Puebla - Page 2 QzgSDG8








Puebla - Page 2 Empty


PisaniePuebla - Page 2 Empty Re: Puebla  Puebla - Page 2 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Puebla

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 2Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Puebla - Page 2 JHTDsR7 :: 
reszta świata
 :: 
Świstokliki
-