Mógłbym zapytać o wiele, o sobie opowiedzieć jeszcze więcej, pragnę zaś owiać Twą postać tajemnicą. Nie odgrywasz w mym życiu ważnej roli, jesteś jedynie epizodem, zatem prędzej lub później sięgniesz końca, choć... Może nie? Oboje posiadamy bezpośredni wpływ na rozwój zdarzeń między nami, innymi słowy - nie skreślam Cię od razu, nie mogę tego zrobić z uwagi na fakt, iż jeszcze się nie poznaliśmy. Swe zwierzenia odsunę na bok, wszak nie lubię się uzewnętrzniać, Twych jednakże z miłą chęcią wysłucham (a raczej wyczytam). Pozwolę sobie wystosować ku Tobie apetyczne pytanie; na co masz teraz ochotę?
Piszesz tak tajemniczo, widzę jak robisz uniki, by tylko nie powiedzieć za wiele o sobie. Może i rzeczywiście pozostanę tylko epizodem w Twoim życiu, a może jednak nie? Kto wie, czy się jednak nie znamy? Ale może nie od tej strony, od której możemy się poznać tutaj? Tylko czy mogę powiedzieć tyle o sobie, ile chciałbyś Rosole wiedzieć? Nie wiem, czy nieznajomej osobie mogę się tak zwierzać. To niebezpieczne. A na co mam ochotę? Na dobrego steka albo łososia, grillowanego. Tylko czemu pytasz? Chciałbyś mnie zabrać na kolację kiedyś? Ot, mały żarcik.
Wszak to właśnie tajemnica jest kwintesencją tejże korespondencji. Wystarczy zwykły gest, a otworzę się przed Tobą, lecz czy poznanie mej tożsamości jest Twą intencją? Prawdopodobnie nie, skoro tutaj jesteś. Nie usiłuję zakwestionować naszej znajomości, przypuszczalnie wpadamy na siebie każdego dnia, a pomimo tego na podłożu listownym jesteśmy sobie całkowicie nieznani. Niemniej jednak muszę się z Tobą zgodzić - mamy sposobność poznać się z zupełnie innej strony, ogromnym błędem byłoby z tego nie skorzystać. Kochany Rhiannonie, pragnę Cię zapewnić, iż nie mam zamiaru wypisywać na Ciebie donosów do Ministerstwa Magii lub też redakcji Proroka Codziennego. Wspólnie możemy wymienić się sekretami, co zapewne nieco zminimalizuje skalę niebezpieczeństwa, jednak wtenczas zaprzeczę temu, co pisałem w pierwszym liście. Czy nie będziesz miał mi tego za złe? Jeżeli odpowiednio zapracujesz na mą sympatię (a może to ja na Twoją?), możesz być pewien, że otrzymasz zaproszenie na wymarzoną kolację, przygotowaną moimi ręcyma.
Może wpadamy na siebie, a może jednak nie mieliśmy takiej okazji. Tylko czy to teraz takie ważne? Niekoniecznie. Niemniej jednak nadal zwierzanie się z sekretów nieznajomemu jest rzeczą, cóż, niebezpieczną, nawet pomimo Twoich zapewnień. Bo wiesz, papier wszystko przyjmie. Zresztą same sekrety mogą być wymyślone, a wtedy nici z poznawania siebie nawzajem, skoro znajomość będzie oparta jedynie na kłamstwie. Czy tego właśnie byśmy chcieli? A zaprzeczanie samemu sobie może być jedynie zwykłą hipokryzją, a może być jakoś umotywowane, jak to jest u Ciebie? Chyba oboje nawzajem musimy zapracować sobie na swoją sympatię, bo co z tego, jeśli ja Cię polubię, a Ty mnie nie? Albo odwrotnie? Wtedy nawet najsmaczniejsza potrawa nie będzie smakować dobrze, gdy atmosfera będzie ciężka.
Pytanie, czy bylibyśmy w stanie okłamywać samych siebie? Zatem niechaj nasze sekrety pozostaną sekretami. Twe pytanie jest niezwykle trudne, nie mogę odnaleźć w sobie stosownych słów, aby udzielić na nie odpowiedzi, bowiem każde zrównuje mnie z niewyobrażalnym poziomem hipokryzji. Ufam, iż nie miałeś zamiaru wzbudzić we mnie takowych odczuć. Podobno dobra kuchnia łagodzi obyczaje, Rhiannonie. Wierzę, że oboje będziemy w stanie się dotrzeć, w końcu łut szczęścia raz już raczył nas połączyć, jednakże w wypadku niepowodzenia... Cóż. Psy szczekają, a karawana jedzie dalej. Wobec tego winniśmy rozpocząć od niegroźnej sztampowości. Czym więc parasz się w czasie wolnym? Jak daleko sięgam pamięcią, nie przypominam sobie, abym miał czas na prawdziwy relaks. Żyję w ciągłym biegu. Chwilę dla siebie otrzymuje jedynie w toalecie, ale chyba nie chcesz znać szczegółów.
Moim zamiarem nie było wzbudzenie w Tobie poczucia winy i za to Cię najmocniej przepraszam. Nie chciałam Cię określić hipokrytą. Rzeczywiście sztampowość jest niegroźna, jeśli chodzi o ten konkretny przypadek. A co do czasu wolnego... śpię. I nie do końca to jest żart, odsypiam wieczory spędzane w pracy. Co do toalety to mogę się domyślać tego, co robisz, cóż, wszak jesteśmy jedynie ludźmi. Ale jednak znajdujesz chwilę czasu, żeby odpisywać na moje listy. Czyli nie jest jednak tak źle z tym u Ciebie.
Nie musisz przepraszać za coś, co nie było Twym zamiarem. Wieczory spędzane w pracy? Widocznie nieźle Was tam piłują. Nie możesz mieć pewności, iż ten liścik nie powstał właśnie w zaciszu łazienki. Jednak możesz być pewien - pergamin nie jest pochodzenia rolki papieru toaletowego. Tak łatwo przyszło nam zdefiniowanie płci. Jak sądzisz, kto pisze po drugiej stronie?
Tak i nie, taka specyfika pracy, którą wykonuję, nie da jej się wykonywać kiedy indziej niż wieczorami... choć w praktyce spędzam często całe dnie, bo jeszcze muszę się przygotowywać, ćwiczyć. Jeśli powstał w zaciszu łazienki, cóż, chyba trzeba przywyknąć. Kto pisze? Ktoś, kto lubi rosół.
Gdy piszesz o swej pracy, aż mrozi się krew w żyłach. Zawód warunkujący zaangażowanie w późnych porach, przynajmniej z pozoru, nie prezentuje się niegroźnie. Moja natomiast, zresztą na szczęście, nie wymaga ode mnie poświęcenia wysiłku fizycznego. Niekoniecznie lubi, ale fakt; rosół wpadł mu pierwszy na myśl. Choć czy można odczuwać niechęć względem rosołu, potrawy tak neutralnej, niosącej pomoc przy każdej chorobie? Z całą pewnością jednak nikt nie kierował się wygórowaną sympatią. Rhiannon... W mej głowie powstał pewien dysonans... Wczesne lata siedemdziesiąte, mitologia celtycka czy też zwykły zbieg okoliczności?
Wysiłku fizycznego nie ma aż tak dużo, to nie jest ciężka praca pod ty względem, ale jest czasochłonna; poza tym sama sobie wybrałam tę posadę, więc nie mogę zbytnio narzekać. No ja miałam okazję poznać kogoś, kto rosołu nie cierpi, więc nie jest to potrawa aż tak neutralna, jakby się zdawać mogło. Aż tak stara nie jestem, trop dobry. Z mitologią celtycką też.
Po ostatnim Twym liście wnioskuję, iż to właśnie w sposób żeński winno się zwracać w stosunku do Twej osoby. Prawdopodobnie niektóre Rosoły również posiadły kobiece właściwości. Jednakże to być może i tylko niektóre. Sprawiasz wrażenie artystycznej duszy, droga Rhiannon. Właściwie utożsamiam Cię z twórczą osobowością? Siebie mogę określić mianem... Ot, zagwozdka. Intelektualista... mniej-więcej takowy kurs bym obrała. Z chęcią odkrywam nowinki, aczkolwiek przez wzgląd na pokaźny staż, raczej skupiam się na bliższym badaniu tych już poznanych. Doprawdy, po świecie krąży istota pałająca antypatią do rosołu? Fascynujące zjawisko. Nie było mą intencją sugerować wiek, wybacz. Raczej podążałam w stronę utworu zatytułowanego „Rhiannon”, a powstałego w tym okresie. Przyjemna dla ucha melodia.
Chyba zbyt wiele o sobie powiedziałam, bo odgadłaś idealnie. Aż tak to widać w moich listach? Chyba niezbyt umiem się kryć. Nie jest złym poszerzanie wiedzy o czymś, co już się w jakimś stopniu wie, ale też ciągle pojawia się coś nowego, nie zapomnij o tym. Owszem. Mnie też to bardzo zaskoczyło, nie wierzyłam, że to możliwe. Bardzo przyjemna, jedna z moich ulubionych.
Odkąd tylko sięgam pamięcią, zdolna byłam do scalania poszczególnych faktów w spójną całość. Nie chwaląc się, oczywiście. Wywnioskowałam to z treści Twych listów na podstawie informacji o pełnionym przez Ciebie zawodzie, jego wymogach, a także samej świadomości o istnieniu celtyckiej mitologii. I gust muzyczny... Wyszukany. Na brodę Merlina... Chyba powoli zamieniam się w aurora. Staram się być na bieżąco, ale dziękuję za przypomnienie. Kwestia z zupełnie innej bajki... Czy pisząc ze mną nie odniosłaś wrażenia, jakobym była zakompleksioną i pomyloną paranoiczką? Czuję, że uśmiechasz się pod nosem. Ja również.
Cieszy mnie, że uważasz, iż mam wyszukany gust muzyczny. Aczkolwiek jednak zaczynam martwić się, jeśli rzeczywiście zamieniasz się w aurora... A może zwyczajnie masz zdolności detektywistyczne. Nie chciałaś nigdy działać na własny rachunek? A może to już robisz, tylko się nie chwalisz? Ty? Paranoiczką? A skądże! O kompleksach trudno mi się wypowiedzieć, ale nie podejrzewałabym Cię o to. A pod nosem się uśmiecham, a jakże.
Cieszy mnie Twe szczęście. Ostatnio nieczęsto mam okazję sprawiać komuś radość, stąd też ślepo wpatruje się obecnie w pergamin, szczerząc się przy tym jak głupia. Co do aurora... Obiecuje się opamiętać. W zasadzie cały czas pracuję na własny rachunek, aczkolwiek nie dla Ministerstwa, chociaż... Jakby się nad tym intensywniej zastanowić... Śmiech to zdrowie, szkoda tylko, że pozostają po nim zmarszczki, niestety - nie ma nic za darmo. Nawet za zwykły uśmiech przyjdzie nam na starość odpłacić. Chyba niezła ze mnie wróżbitka, nie sądzisz? Wróżbita Rosółdziej. Brzmi znośnie.
Mnie również cieszy Twa radość! Listy to niby drobna rzecz, takie nic, ale jednak jaki mają wpływ na nasze życie. Aż czasem trudno w to uwierzyć. Zmarszczki i tak przyjdą, prędzej czy później, chociaż teraz magia może zdziałać cuda, co i rusz się słyszy o jakichś nowych zaklęciach czy eliksirach odmładzających.
Drobiazgi cieszą najbardziej, a przynajmniej tak słyszałam. Co zmarszczek się tyczy - nawet jeśli co chwila ukazują się nowe, cudowne eliksiry, to i tak lepiej, aby przyszły później niż prędzej. Tak z czystej ciekawości, gdybyś miała wybrać się na krótkie wakacje, jakie miejsce najchętniej obrałabyś sobie za cel? Takie naprawdę krótkie, góra trzy dwa-trzy dni.
Oczywiście, lepiej później niż wcześniej, jeśli chodzi o zmarszczki. Ale czy jest tak naprawdę się czego bać? To nie zmarszczki są problemem, a nasz strach przed starością i śmiercią. Chociaż czarodzieje i tak są długowieczni, ilu tu jest znanych czarodziejów, którzy dożyli ponad stu lat? Nie mam pojęcia, nie zastanawiałam się nad tym jakoś. Ale może Francja? Paryż? Albo Włochy - Rzym, Mediolan... chociaż nie. Toskania. Jest piękna. Chętnie bym tam wrócił.
Nie mam pojęcia czy robisz to usilnie czy też nie, ale coraz bardziej mącisz w mej głowie. Po Twym ostatnim liście zaczęłam mieć wątpliwości co do sposobu w jakim powinnam się w Twoim kierunku zwracać. Konkretnej starości natomiast nie mogę się już doczekać. Naprawdę. Codziennie marzę o emeryturze, masie wolnego czasu, który zapewne wykorzystałabym na podróże i spełnianie swych pasji, lecz najpierw musiałabym je odkryć, bowiem przez notoryczny brak czasu nie miałam jeszcze takowej możliwości. A Ty, artystyczna duszyczko, interesujesz się czymś osiągalnym dla zwykłego, szarego śmiertelnika? Odnoszę wrażenie, iż zachód Europy stał się nieco sztampowym miejscem do podróżowania. Zdecydowanie chętniej, niźli do Francji czy Włoch, wybrałabym się do chłodnej Rosji. Poza Europą... Cóż, chyba widzę się w Wietnamie.
Mącę? Ja? A cóżże takiego zrobiłam? Dziwię się, że nie odkryłaś swych pasji do tej pory, to bardzo ważne! Nie wierzę, że nie masz chociażby jednej, nawet ukrytej czy taką, którą rzadko wykonujesz z braku czasu, ale cokolwiek. Coś musi być, prawda? Oczywiście, że tak, nie jestem taka nadzwyczajna, wbrew pozorom stąpam po ziemi, nie latam wcale. Może i nieco sztampowe, ale nadal piękne. A ja lubię piękno. Chociaż Wietnma brzmi również interesująco.
Wybacz to uniesienie, w poprzednim liście prawdopodobnie zjadłaś literkę, stąd moje wątpliwości, które zresztą wyraziłam w sposób zbyt trywialny, za co pragnę Cię serdecznie przeprosić, nie to było mą intencją. Czasem zdarza mi się gotować, ale to chyba każdej z nas, prawda? Do pichcenia przywiązuję nieco większą wagę, bowiem wszystkiego, co potrafię przygotować, nauczyła mnie mama, z którą obecn[skreślić] Architektura małych miasteczek w zachodnich częściach Europy jest nie tylko piękna i interesująca, ale również - przynajmniej w moim mniemaniu - trochę nas uczłowiecza. Możemy poczuć się tak zwyczajnie po ludzku, pogrążyć w zadumie lub po prostu podziwiać, są to kompozycje spod znaku wolności. Wietnam... Dawniej marzyło mi się spędzenie tam kilku miesięcy bez niczego, prócz tego, co miałabym na sobie. Teraz chyba nie byłabym w stanie odważyć się na taki ruch.
Składanie słów nigdy nie sprawiało mi problemu, powiedziałbym, ze do tego zostałem wręcz stworzony, a jednak odkrycie kawałka duszy, skierowanie czegoś prywatnie do Ciebie, gdy nie znam ani odrobiny Twojej osobowości, wydaje mi się cholernym wyzwaniem. Mimo wszystko forma listowna jest dla mnie zachwycająca - możliwość dotknięcia Ciebie przez słowo bez schematów utartych przez twarze wydaje mi się niesamowitym przeżyciem. Zastanawia mnie jaki albo jaka jesteś, co jest Twoim celem. Chciałbym usłyszeć o Tobie więcej
Bezosobowość listów w przypadku kiedy nie znamy nawet adresata, jest czymś, z czym spotykam się pierwszy raz. Czy powinnam czuć obawy przed tym, czego mogę dowiedzieć się o Tobie? A może przed tym, czego dowiem się o własnej osobie? Zawsze byłam oszczędna w słowach, ważąc w ustach ich ciężar i dźwigając go przy każdym uśmiechu. Czuję ulgę na myśl, że nie muszę doszukiwać się w Tobie ukrytych motywów. Nigdy się nie spotkamy. Nie będziemy musieli kwestionować swoich czynów, słów czy każdego najmniejszego grymasu na twarzy.