Osoby:@Maddie Armstrong i @Scorpius A. Dear Miejsce rozgrywki: wpisz Rok rozgrywki: 2012, październik Okoliczności: Opustoszała sala lekcyjna w Hogwarcie, pora nocna, gdy wszystkie maluchy powinny spać
Piosenka Madds:
Tej nocy zwyczajnie nie chciała spać. Wzięła w ręce swoje skrzypce i cichaczem czmychnęła z dormitorium. Biegła sobie w założonym pospiesznie szlafroku, aż do momentu, gdy dotarła do schodów. Na nie zawsze wolała wchodzić ostrożnie, gdyż wiecie, można rzec, iż tętniły własnym życiem. W sumie to dzięki nim dotarła na wyższe piętro, gdzie zaklęciem alohomora otworzyła opustoszałą od dawna salę. Nikt tutaj nie przychodził, poza nią oczywiście. Zajęć również w niej nie przeprowadzano. Szczerze? Madds, nawet nie pamięta, kiedy tak naprawdę widziała tutaj jakiegoś nauczyciela. I to poważnie! Tak oto, przygarnęła sobie to pomieszczenie, by móc przeprowadzać swoje próby. - Okej, na trzy.. - podłożyła sobie skrzypce do ramienia i przybrała odpowiednią pozycję. Później pozostało jej tylko liczyć - 1, 2... i 3 - zaczęła. Z początku tylko się rozgrzewała, lecz po wstępie przyszła pora na coś poważniejszego, takiego z górnej półki. Usiadła w ramach utworu na ławce i w pełnym skupieniu wygrywała melodię. Odwrócona tyłem do drzwi w długiej koszuli w kratę (w kolorze czerwieni), nawet nie zdała sobie sprawy, iż z korytarza słychać było kroki.
Ostatnio zmieniony przez Maddie Armstrong dnia 30/1/2017, 16:38, w całości zmieniany 1 raz
Scorpiusowi często zdarzało się szwendać nocą po Hogwarcie. Zazwyczaj robił to po pijanemu, nie zważywszy na to, że jest noc, ktoś może go przyłapać i skończy się to dla niego szlabanem. Mam już 19 lat, przecież nie jestem dzieckiem - powtarzał. I tym razem wybrał się na nocną przechadzkę. Może nie był wstawiony, ale właśnie wracał od kumpla, który załatwił jakieś niezłe zielsko, więc był na lekkiej fazie. Tak czy inaczej, zmierzał do swojego dormitorium. Jak zwykle, miał na sobie jakieś zwyczajne, czarne, mugolskie ubrania, zamiast szat, ukazujących jego przynależność do Slytherinu. Szedł standardową dla niego drogą. Po tym, co przed chwilą palił umysł miał trochę zaćmiony, ale zmysły wyostrzone. Przechodząc obok jednej z klas, w której nigdy nie miał zajęć (jakby na wszystkie uczęszczał...), usłyszał dźwięk. Od razy spostrzegł, że muszą to być skrzypce, bo kiedyś słyszał, jak jego siostra Fire podjęła próby grania na tym instrumencie. Kto do licha gra na skrzypcach w środku nocy? Musi być chyba nieźle pierdolnięty... Uznał, że sprawdzi, kto jest w środku. Delikatnie i cicho otworzył drzwi sali i wszedł do środka. Pomieszczenie było małe, więc od razu zauważył jakąś dziewczynę. Nawet od tyłu wyglądała atrakcyjnie, ale Scorpius od razu wyrzucił te myśli z głowy. - Cześć. - powiedział, przegryzając wargę.
Z zamkniętymi oczami grała sobie na instrumencie. Jej nogi machały to do przodu, to do tyłu, zupełnie tak jakby była na huśtawce. W pewnym momencie przerwała. Słuchem wychwyciła fałszywą nutę, więc jak zawsze zaczęła grać od początku. Robiła to przez chwilę, gdy znowu coś poszło nie tak. Westchnęła, więc ciężko i zmieniła nutę. Starała się nie denerwować, również ze spokojem stawiała kolejne pauzy. Była utalentowana, to pewne, ale często popełniała jakieś niewinne błędy. Można jej przyznać, że nową piosenkę zagrała niemal idealnie, do czasu, gdy usłyszała za sobą jakiś głos. Kto mógł tutaj przyjść o tej porze? Biła się w myślach, odkładając instrument obok siebie. Może.. sobie pójdzie? Poprawiła nerwowo włosy, przekładając wszystkie na jeden bok. Następnie, przełykając ślinę zerknęła za siebie, by zobaczyć nieznanego jej chłopaka. Nie był to nauczyciel, Bogu dzięki, ale miała dziwne wrażenie, że gdzieś go widziała. W ciszy zaczęła mu się przyglądać, jednocześnie odwracając się do niego przodem. Na jej policzkach widniały rumieńce, zaś oczka wyglądały, tak jakby miała się rozpłakać. W gruncie rzeczy, chyba jednak była zmęczona. - Cześć - odpowiedziała drżącym głosem, nie wiedząc zbytnio, co z nim zrobić - To ja może już pójdę... - zagadnęła w pierwszej chwili, bojąc się, iż skończy u nauczycieli. Wszakże ta wersja Madd miała jeszcze... Czternaście lat! Szybkim ruchem chwyciła instrument i zeskoczyła z ławki. Następnie podeszła, zatrzymując się tuż przed nim. Czy ją przepuści, a może zagada? - Hmm, a i jeszcze, co ty tu robisz? Jesteś Prefektem? - zadała ostatnie dwa pytanka. A co jej tam, chciała się upewnić z kim ma do czynienia - tak dla ostrożności.
Zdziwił się, że dziewczyna jest tak młoda. Od tyłu wyglądała na kogoś w jego wieku... Nie no dobra, jest odrobinkę drobniejsza, ale i tak spotkało go zaskoczenie. Z twarzy, dziewczyna wyglądała mu co najwyżej na 15 lat. Jednak, skądś kojarzył jej twarz. Wydawało mu się, że podczas posiłków jadają przy tym samym stole. Czyżby była Ślizgonką? - Nie powinnaś przypadkiem... spać? - spytał, uśmiechając się szeroko. W rękach trzymała instrument. Zwykle, uczniowie wymykali się z dormitoriów w nocy, żeby zrobić... na przykład, coś co jest zakazane, sprzeczne z regulaminem... A właśnie teraz, siedziała przed nim jakaś czternastolatka, ze skrzypcami w rękach. Totalnie popierdolone, choć wcale nie miał zamiaru wyśmiać jej z tego powodu. W jej wieku robił podobne rzeczy, ale raczej powiązane z lataniem na miotle. - Nie, hej, stój. - odrzekł stanowczo, wznosząc ręce w gest obronny i torując dziewczynie drogę do drzwi. - A czy to ma jakieś większe znaczenie? To ja tu jestem pełnoletni - burknął, tym razem krzyżując ramiona i uśmiechając się do dziewczyny. - Nie, nie jestem, ale to chyba nie robi żadnej różnicy, co nie? - spytał, przeczesując sobie włosy. Odniósł wrażenie, że dziewczyna będzie miała zamiar pokazać, kto tu rządzi, jednak do tej pory, średnio jej to wychodziło. Rumieńce na policzkach i załzawione oczy nie dawały jej przewagi. No i pod względem wzrostu, Scorpius znacznie nad nią górował. - Jak się nazywasz?
Zastanawiała się dłuższy czas, co ma ze sobą oraz nim zrobić. Wiedziała jedynie, że skrzypce należy wziąć ze sobą, również przydałoby się stąd ulotnić, by pozostać jedynie wspomnieniem. Zostało tylko pytanie - Jak? Zerknęła w kierunku drzwi, później na czarodzieja, którego po szatach nijak nie potrafiła rozpoznać. Typowe, mugolskie łaszki tak dobrze maskowały ich prawdziwe osobowości, a ona przecież gdzieś go widziała i to raczej nie na lekcji. Wydawał się o wiele starszy, więc skąd? - Chyba tak, ale nie robię tego. Masz z tym jakiś problem? - zapytała ciekawskim tonem, myśląc czy serio mu przeszkadza jej obecność. Jakby nie patrzeć byli sami, a ona jeszcze paradowała w samej koszuli wraz z bielizną. Miała tym samym odsłonięte uda, łydki, również stopy. Na bosaka można ciszej się przemieszczać, aczkolwiek mogła ubrać jakieś grube skarpety. Zwyczajnie jej to wypadło z głowy. Gdy zastawił jej drogę ucieczki, przekrzywiła nieco główkę i zwyczajnie go spiorunowała. W tym samym czasie, również skrzyżowała ręce na piersi i zaczęła ot tak, tupać stopą. Wtedy dopiero zauważyła, że posadzka jest zimna. - No i co, myślisz, że to robi na mnie jakiekolwiek wrażenie? - odburknęła mu, lekko nachylając się w jego stronę. Potrafiła być stanowcza, a lękać się go nawet nie zamierzała! - Czy ja wiem, pewnie nie. Aczkolwiek, gdybyś był mógłbyś mi palcem pogrozić - zaśmiała się w uroczy sposób, by następnie zrobić jeden krok ku niemu. Niby niewinnie, a jednak z zamiarem wydostania się na zewnątrz. Czy pozwoli jej uciec? - Maddie. Maddie Armstrong - stanęła, wzruszyła ramionami, jakby ujawnienie tego nie robiło jej różnicy. Według jej mniemania chłopak wydawał się niegroźny, a przynajmniej, póki co sprawiał takie wrażenie - A ty? Chyba nie liczyłeś, że oto nie spytam? I z jakiego domu jesteś? - zapytała na koniec z pogodnym, typowym dla niej uśmieszkiem.
Ciągle stał i taranował drzwi, cały czas wpatrując się w Maddie. Z jednej strony wyglądała bezbronnie i bardzo niewinnie, z drugiej jednak wydawała się być buntownicza i wrogo nastawiona. Scorpius przecież nie chciał jej krzywdy, był po prostu zwyczajnym nastolatkiem, który w nocy wracał do swojego dormitorium. - Nie powinnaś szwendać się po nocy - powiedział, krzyżując ramiona i kręcąc przecząco głową. Ewidentnie bawił się tym, że jednak ma nad dziewczyną lekką przewagę, chociażby wzrostu. Dopiero teraz zdążył dojrzeć, że Maddie jest w piżamie... i nie ma butów, kapci ani nic w tym rodzaju. Z pewnością było jej zimno w stopy, chociaż Scorpius też nie mógł pochwalić swojego ubioru - była zima, a on jak zwykle paradował zaledwie w bluzie. Nadal miał trochę czerwony nos z zimna. Skrzyżowała ręce i zaczęła tupać stopą... A zatem, chłopak miał co niej rację - była zbuntowaną nastolatką i chciała pokazać, kto tutaj rządzi. - Nie miało to zrobić na tobie wrażenia... Chciałem tylko przez to powiedzieć, że jeśli ktoś cię złapie, mogą cię nawet wywalić, a zakładam, że zostało ci jeszcze kilka lat nauki. - Wzruszył ramionami i odszedł trochę na bok, tak, że nie zakrywał już wyjścia swoim ciałem. - Nie ciesz się tak bardzo, zawsze przecież mogę na ciebie nakablować... zwłaszcza, że cała kadra nauczycielska darzy mnie sympatią - powiedział, z bladym i złośliwym uśmieszkiem na twarzy. - Scorpius. - Podał jej rękę na przywitanie, z nadzieją, że to będzie jedyne pytanie, która zada mu dziś dziewczyna. - Slytherin, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. - dodał z przekąsem.
Uparciuch - stwierdziła, myśląc nad jego charakterem. W dodatku stał w tych drzwiach jak jakaś nieokrzesana księżniczka i pokazywał, kto tutaj ma władzę. Pff, gdyby była od niego starsza, może by zrobiła to samo, ale w obecnym przypadku nawet nie śniła jej się postawa. Zwyczajnie chciała sobie wytorować drogę do drzwi i wyjść przy okazji bez szwanku. Ta druga sprawa, niestety, wydawała się trudniejsza. Bowiem nie miała karty przetargowej. - Może i nie powinnam, ale nie mam kiedy ćwiczyć. To nie jest coś, co robię normalnie - mruknęła, przyglądając się jego butom. Może i w zamku było ciepło, ale na tym korytarzu mogłaby przysiąc, iż jest znacznie zimniej. Czuła to chociażby po swoich udach. Co ona sobie myślała w zimę? Pokręciła szybko głową, przecież i tak tego nie zmieni. - Teraz rozumiesz? - upewniła się, podnosząc do niego głowę. Jakby, chcąc przez to potwierdzić, że będzie wiedział, o co jej chodzi. - Zabawny z Ciebie Rudolf - przechyliła czaszkę na bok, zaraz po jego kolejnym wywodzie. Wywalą ją? Wzorową uczennicę, która mimo utarczek z bratem, zawsze potem robi skruszoną minę? Nie, nie, ale zdecydowanie ten pupilek mógł jej zaszkodzić. - Nakablować? Ojej.. - odwróciła się do niego tyłem i spojrzała na stare okno, pokryte pajęczyną. Robiło się niedobrze, tak, iż nawet nie skorzystała z okazji wyjścia z tego pomieszczenia. Musiała coś wykombinować, choć czasu miała niewiele. Kiedyś będzie musiała wrócić do swojego łóżka. - Może to... Pozostać naszym sekretem? - odwróciła się pospiesznie, zerkając na jego twarz - Nie chcę by ktokolwiek się dowiedział, o grze na tym instrumencie również - dodała cichszym głosem. Następnie tak jak uczył ją tatuś, podała mu rękę na przywitanie, zupełnie tak jakby nie martwiła się, o to co jej odpowie. Chociaż musiała przyznać, że przez jego uśmieszek poczuła się lekko zagrożona. - O, to stąd Cię znam! Jadamy przy tym samym stole i jak wracam do dormitorium to minęłam Cię parę razy. Teraz mi świta! - odezwała się w błogim triumfie. Fotograficzna pamięć nareszcie górą! Jednakże, teraz zauważyła drobny szczegół. - Nazwisko... - wyszeptała, a następnie palcem dotknęła jego klatki piersiowej - Chcę poznać Twoje nazwisko.
To, że był uparty, jak najbardziej się zgadzało, jednak rzadko kiedy to pokazywał, bo zazwyczaj wszystko miał gdzieś. Ważne jest, żeby się nie przejmować i niczym nie interesować. Wyjebaaaane!, powtarzał, machając przy tym ręką, by jeszcze bardziej podkreślić, jak bardzo nic go nie obchodzi. - Serio?- spytał, jak zwykle z szerokim uśmiechem na twarzy. Humorek mu dopisywał, ale to chyba przez zielsko, które przed chwilą palił. - Właściwie, nie ma tu za wiele do rozumienia - powiedział, po chwili znów wybuchając śmiechem. Jego zachowanie było z pewnością dziwne, jednak nie był do końca świadom, że Maddie może zacząć podejrzewać, że jest na fazie i to dlatego śmieszy go dosłownie wszystko. Na uwagę o Rudolfie, wyjął rękę z kieszeni, z której wyleciała zgnieciona już paczka papierosów i potarł dłonią o szczyt nosa. Schylił się po papierosy, na których widniał znaczek Insygniów Śmierci i z powrotem schował je pospiesznie do kieszeni. Armstrong nie wiedziała, ile Scorpius ma lat, przez co mogła mu narobić jakichś kłopotów. Miał jednak nadzieję, że nie zwróciła na to jakiejś większej uwagi i nie będzie zadawać jakichkolwiek pytań. - Nie, spoko, nie jestem taki - wycofał się, pokazując teraz dziewczynie, że jednak nie chce nad nią w żaden sposób górować. - Powinnaś się tym chwalić... W końcu do grania na skrzypcach, należy mieć choć trochę talentu - stwierdził, wzruszając ramionami. Gdy zaczęła opowiadać, skąd kojarzy jego twarz, zrobiło mu się trochę głupio. W końcu, on nie kojarzył zbyt wiele twarzy, zwłaszcza tych z młodszych klas. Gdy dotknęła go placem w klatkę piersiową, poczuł się dość dziwacznie i jednocześnie niepewnie. Po co jej jego nazwisko? Raczej niewielu tak charakterystycznych z wyglądu Scorpiusów łaziło po szkole, więc gdyby się wysiliła i popytała jakichś starszych uczniów, na pewno dowiedziałaby się, jak chłopak ma na nazwisko. Chwycił jej rękę, cały czas szeroko się uśmiechając i jej wyciągnięty palec upchnął w garść, tworząc z dłoni dziewczyny zaciśniętą pięść. - Już i tak wiesz, jak mam na imię, a to bardzo dużo informacji - powiedział, przewracając oczami i odwracając się do dziewczyny plecami.
- Serio serio - odpowiedziała, naciskając na oba te słowa. Chciała żeby wiedział, iż to co mówi jest prawdą. Z resztą, nie miała powodu do kłamania. Była szczera, również otwarta, ale sekretami nie lubiła się dzielić, zwłaszcza, tymi, które nigdy nie wychodzą na jaw. Tutaj popełniła błąd, nie zamykając zaklęciem klasy. Gdyby o tym pomyślała, prawdopodobnie wyszłaby z obronną ręką, nie musząc zeznawać przed chłopakiem, z którym po raz pierwszy rozmawiała. O innych spotkaniach nie miała pojęcia, no chyba, że coś jej umknęło. Czyli mało prawdopodobne. - Co Cię tak śmieszy? Chory jesteś? - przechyliła na bok główkę, nie wiedząc zbytnio skąd taka, a nie inna reakcja. Był pijany, naćpany, a może eliksir? Możliwości było wiele, lecz odpowiedź pozostała jedna. Tylko, która? Biedna Madds zaczęła nad tym dłużej rozmyślać. - Cieszy mnie to, a co do instrumentu, to nie chcę się tym chwalić. Nie wiem jak to inni odbiorą - uśmiechnęła się pogodnie, mówiąc cichszym głosem. Rozgłos za sprawą maleńkiego narzędzia, nie oto jej przecież chodziło. Mogła być ciekawą osobą bez wiedzy o tym, iż należy do grona wirtuozów. Z resztą wstydziła się tego, nigdy nie wiedziała, czy gra poprawnie. Brakowało jej dawnego nauczyciela. - Czy ty palisz? - zagadnęła go może i za późno, ale nie umknęło to jej uwadze. Gdy wyciągnął rękę z kieszeni od razu uchwyciła paczkę papierosów. Nawet był moment, że chciała ją podnieść, lecz jak słup soli przypatrywała się jego ruchom, tudzież zachowaniu. Musiała być jego, to do niej dotarło w pierwszej chwili, lecz czy powinna to rozgadywać? Niezbyt wiedziała jak do tego podejść, ani co z tym fantem zrobić. Tamtą chwilę spędziła, więc w ciszy. Był tylko on i jego przedmiot, a ona nie chciała przeszkadzać. Następny zabieg był prosty, chociaż nie wiedziała, po co go tknęła. Był obcy, ale mimo wszystko chciała, by poczuł nacisk z jej strony. Z lekkim uśmiechem, pewnością siebie i czymś jeszcze, postanowiła wydobyć z niego tą informację, lecz ten jej nie podał. Nawet wziął jej palec i sformował z jej dłoni pięść. Patrzyła na to jak oczarowana, lecz nie zapomniała o swoim celu. - Mało. Nie jestem stalkerem, by innych pytać o Twoje nazwisko. Sam rozumiesz, prawda? Z resztą moje znasz, dlatego oczekuję od Ciebie tego samego... - rzuciła ze słyszalną prośbą w głosie. Przecież mógł być wobec niej fair, prawda? A tak naprawdę niewiele od niego oczekiwała. Zaledwie nazwiska. Patrząc na jego plecy, wpadła na dość dziwny pomysł. Nie chcąc mówić o kulturze, zwyczajnie ugięła nogi i spinając mięśnie, wskoczyła mu na barana. Czepiając się jego ramion podsunęła się wyżej, aż w końcu mogła się trzymać z rączkami na jego szyi. - To może teraz Ci coś zagram. Co ty na to? - chwytając się mocniej, skrzypce wysunęła przed niego. Zawsze mogła grać, opierając przedmiot o jego bark. No, ale najważniejsze było to, iż świetnie się przy tym bawiła. Cały czas się śmiała, czekając na reakcję Scorpiusa. Oby jej nie zrucił!
Raczej nie znał ludzi, którzy mieli jakieś pasje. Albo przynajmniej nie znał tego drugiego oblicza owych osób. On sam nigdy nie miał masy pasji, bo nie był na tyle wszechstronnym człowiekiem, ale bardzo lubił grać w Quidditcha i przed nikim tego nie ukrywał. - Coś ty taka poważna? - spojrzał na nią z ukosa i ponownie obdarzył szerokim uśmiechem. To, co wziął ewidentnie na niego działało. Normalnie i tak by się uśmiechał, ale nie aż tyle. - A co cię obchodzą inni? Powinnaś mieć na nich wyjebane i robić publicznie to, co lubisz. No chyba, że uważasz grę na skrzypcach za jakiś wstyd - podsumował, wzruszając ramionami. - Nie w szkole... - odpowiedział, z bladym uśmieszkiem na twarzy. Miał już dziewiętnaście lat, był pełnoletni i mógł sobie robić, co chciał. Zresztą, jakby on palił tylko papierosy... - Dear. Jeśli to cokolwiek dla ciebie zmienia... Coś knujesz? - spytał, znów wywracając oczami i marszcząc brwi. Nadal nie wiedział po co dziewczynie jego nazwisko... Zdziwiony nagłym obrotem sytuacji, jedyne co zrobił to stanął tak, by Maddie z niego nie spadła. Nie daj Boże, jeszcze by sobie coś zrobiła i mógłby mieć przez to jakieś kłopoty... Zjarany, w nocy, wpadł na czternastolatkę i złamał jej nogę. Nie brzmiało to najlepiej. Dziwiło go zachowanie dziewczyny. Normalnie, zrzuciłby ją z siebie i powiedział tylko, żeby sobie nie pozwalała na zbyt wiele. Tymczasem jednak, umysł miał trochę przyćmiony, a i humorek mu dopisywał, więc nie próbował pozbyć się dziewczyny ze swoich pleców. Zastanawiające też dla niego, jak udało jej się tak wysoko doskoczyć, by się na nim uwiesić. Miał w końcu 180 cm wzrostu, a Maddie nie była też jakoś przeraźliwie wysoka, raczej normalna. - Dobra, dawaj. - Średnio miał siłę by trzymać Armstrong na plecach, w końcu miał za sobą cały dzień i to niezwykle wyczerpujący, jednak nadal miał Ślizgonkę na plecach.
- Martwię się... - pokręciła głową, w końcu o tej porze nijak nie mogła być poważna. Nieco zmęczona najwyżej, ale nic innego. Z resztą przez te jego śmiechy wydał jej się zabawny. Sama przez niego cicho się zaśmiała, choć powodem był głównie On. Jakoś rozweselił jej mordkę, co było bardzo miłą odmianą. Od dawna nie spotkała takiej duszyczki. - Nie potrafię. Ciężko mieć w poważaniu ludzi, gdy się nimi otaczasz. Co do skrzypiec są one moją dumą, ale.. Co jeśli wzięliby mnie do jakiegoś chóru? Za dużo mieszańców, grrr - wzdrygnęła się na sam pomysł przebywania blisko szlam. Ktoś z mugolskiej rodziny, gdzie zwykli ludzie przeważają nad magicznymi korzeniami? Ohyda, paskudztwo. Nie chciała się z kimś takim integrować, a tym bardziej grać w jednym zespole. Jakoś nie była przekonana do tego pomysłu, a szkalując duże pokrewieństwo z niemagami, nijak nie potrafiła się z nimi dogadać. Nawet jeśli to były tylko żarty. - Hmm, dobra - skinęła główką, pokazując palcami na swoje usta. Następnie udając mima, przekręciła ,,kluczyk" i wyrzuciła go gdzieś za siebie. Tym samym jego nałóg potraktowała jako swój sekret. A wiadomo, one były u niej bezpieczne. - Ja? Nieeeee - rzuciła srkazmem, myśląc do czego może wykorzystać jego nazwisko. Była pewna, że kiedyś jej się przyda, lecz póki co mogła je wyłącznie dopisać do twarzy. Może w przyszłości właśnie ono uratuje jej tyłek. Chociaż brzmi to absurdalnie, ale w dzisiejszych czasach wszystko było możliwe. Także w myślach dopisała je do zbioru osób, które znała i zwyczajnie więcej go nie badała. Przyjdzie moment, iż wyjdzie na wierzch, ale jeszcze nie teraz. Następna akcja była szybka i choć Ślizgon był ogromny jak wieżowiec, to pobliskie krzesło przyczyniło się do cudu. Madds bez niego by sobie nie poradziła, ale tak, odbiwszy się od niego wylądowała na plecach chłopaka. - Tylko co... - zamyśliła się na moment, by koniec końców przyłożyć instrument do jego barku. Robiła tak zaledwie trzy razy, ale uznajmy, iż jest mistrzynią - poradzi sobie. Ustawienie instrumentu było łatwe, gorzej już z graniem na nim. Wspięła się wyżej, tak, że stykała się z początkiem jego żeber. Później jedną rękę wzięła za nim, by w jakiś sposób manewrować palcami na strunach. - Trzymaj mnie, inaczej spadnę - powiedziała z nutą niepewności, a gdy to zrobił puściła się jego ramiona i pewnym ruchem zaczęła grać. To od niego zależało, czy runie w dół...