Osoby: Blaithin Astrid Dear & @Ruth Wittenberg Miejsce rozgrywki: Japońskie ogrody pod mostami Rok rozgrywki: Ferie 2017 Okoliczności: Ruth zdobyła nowy aparat, więc postanowiła go wypróbować... A że akurat Fire była pod ręką to umówiły się na mały wypad do Japonii, żeby zrobić parę zdjęć.
Czasem w życiu dzieje się tak, że choć jesteś zarzucony obowiązkami, masz dość wszystkiego i jedyne o czym marzysz to ciepłe łóżko lub mocna kawa to i tak może wydarzyć się coś, co sprawi, że będziesz musiał robić jeszcze więcej i - co najciekawsze - wcale ci to nie będzie przeszkadzało. Tak było teraz w przypadku Ruth. Była okrutnie zajęta. Lekcje, praca, uczenie się w każdej wolnej chwili dodatkowych rzeczy i usiłowanie posiadania życia towarzyskiego wysysały z niej całą moc. Niemniej jednak, kiedy zobaczyła, że Obserwator ogłosił konkurs na wizzie nawet przez sekundę się nie zastanawiała, czy wziąć udział. Uwielbiała ten kanał komunikacji i choć zdawała sobie sprawę z tego, że z największym plotkarzem Hogwartu lepiej nie mieć nic wspólnego nie mogła opanować się przed wstawieniem posta o swoim kochanym dziadku. Szczerze? Ruth wiedziała sporo o teorii, ale niewiele o praktyce. Uściślając, dziadek, jako stary wojskowy i jeden z szefów Boforsa nauczył ją wielu rzeczy dotyczących wojny, mugolskich broni i innych cudaśnych rzeczy, jednak młodej Szwedce nigdy by do głowy nie przyszło, że ta wiedza jest aż tak istotna. Była święcie przekonana, że jej dziadek, skoro jest mugolem nie ma pojęcia ani o tym kim jest jego synowa ani o tym kim jest jego wnuczka. I ogólnie nie ma pojęcia o czarodziejskim świecie. Ruth nigdy nie analizowała aż tak skrupulatnie, dlaczego kochany staruszek tak szczegółowo jej wszystko tłumaczy. Ano zastanówmy się teraz moi drodzy nad jedną korelacją. Skoro Ministerstwo Magii współpracuje w Londynie z premierem Mugoli odnośnie wypadków magicznych, w których udział brali mugole to czy naprawdę uważacie, że na poziomie militariów - a w szczególności badań wojskowych, które są najbardziej zaawansowane z punktu widzenia rozwoju technologii - takiej współpracy nie ma? Cóż, kiedyś była broń palna, więc wymyślono zaklęcie na zatrzymanie pocisku. Dziś istnieje broń radiologiczna, elektromagnetyczna i Merlin jeden wie jeszcze jaka - wszystko idzie z duchem czasu. W końcu kto stoi w miejscu, ten się cofa.
Wracając do dziadka Ruth. Dzięki wpisowi o zaskakującym prezencie wygrała aparat - i to nie byle jaki, bo magiczny. A że kobieta była z tych, którzy łatwo wpadają w sidła 'nowego', postanowiła, że właściwie mogłaby spróbować z fotografią. Nigdy nie wiadomo, kiedy odkryje się swoją prawdziwą pasję... Umówiła się z Fire w dokładnym miejscu na dokładną godzinę, jako że nie była mistrzynią teleportacji łącznej, ba, sama ledwo się przeteleportowała. Czuła, że dziewczyna będzie kręcić nosem na Japonię, ale Ruth naprawdę długo naszukała się idealnego miejsca do sesji i liczyła, że zdjęcia wyjdą co najmniej tak zjawiskowo, jak jej pierwsza modelka.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
List był naprawdę sporym zaskoczeniem, ale ostatnio mało co nie zaskakiwało Fire. Świat jakby uwziął się na podawanie dziewczynie jednej niespodzianki za drugą. Niektóre były całkiem niezłe, o innych wolałaby zapomnieć przy pomocy Obliviate. Życie Blaithin nabrało rozpędu i musiała starannie dopasować swoje tempo, żeby przypadkiem nie wypaść z trasy. Dlatego robiła milion rzeczy naraz, a przy tym korzystała z każdej okazji, żeby dołożyć sobie jeszcze więcej. Bo czym była kolejna nieprzespana noc? Niczym nowym dla Gryfonki. Została nawet prefektem... Chociaż mówiła sobie, że oleje wszystkie obowiązki nie okazały się one aż takie złe. Mogła korzystać z niezwykłej łazienki specjalnie dla uprzywilejowanych, a przy tym nocne patrole na korytarzach Hogwartu bladły. Poza tym wtedy miała wymówkę na szwendanie się po nocach. Mimo to Fire nie płakałaby, gdyby odznakę jej odebrano - orientując się w końcu, że jednak panna Dear nie jest aż takim wzorem do naśladowania. Ostatnio nie miała czasu na prywatne spotkania ze znajomymi, ale Ruth ją zaciekawiła. Bycie czyimś pierwszym modelem powinno schlebiać Blaithin i napawać ją dumą z tego, że w końcu została wybrana z tylu dziewcząt... Ale po prostu czuła tylko niepewność. Bo czy w ogóle nadawała się do pozowania? Przez większość czasu uśmiechała się drwiąco albo krzywiła z niezadowolenia. Piękny uśmiech zarezerwowany był na bardzo wyjątkowe okazje. Z pewnością Ruth wybrała trudną modelkę, ale jej sprawa. Fire będzie współpracować na tyle, na ile potrafi. Całe szczęście, że Gryfonka niedawno zajęła się kursem na teleportację. Inaczej miałaby problem z dotarciem do Japonii, czego i tak nie powinna robić. Nie poinformowała nikogo, zabierając ze sobą jedynie różdżkę i salamandrę drzemiącą spokojnie w torbie. Całą noc majstrowała tak, żeby torba mogła sama się ogrzewać, utrzymując Ignis przy życiu. Zjawiła się w ogrodzie i niemal od razu się wywaliła przez zawroty głowy. Mogła się lepiej przygotować psychicznie na tak daleką podróż. Utrzymała równowagę z trudem, zapewne tworząc małe trzęsienie ziemi z perspektywy Ignis. Odetchnęła zimnym, japońskim powietrzem. Pierwszą myślą Blaithin zachwyciła się tutejszym krajobrazem. - Wow, ale tu ładnie. - wymsknęło się Gryfonce, która dopiero po chwili zorientowała się, że tuż obok jest Ruth. Ku swojemu zdziwieniu niesamowicie dobrze trafiła. - Zgaduję, że wieki zajęło ci wybranie miejsca na tę sesję. Nie przywykła do normalnych powitań i jakichś przytulasków. O tym nie mogło być mowy w przypadku Fire. Ograniczyła się do lekkiego uśmiechu i podejścia bliżej. Chciała zobaczyć aparat i statyw. Tak, nawet postanowiła dowiedzieć się czym jest statyw. Co prawda, miała nadzieję, że to nie jest jakiś mugolski aparat. Lubiła ruszające się zdjęcia. - Co mam robić? - spytała od razu, jakby miały zacząć już dokładnie w tej chwili. Spięła się na myśl, że powinna postarać się chociażby dla Ruth. A przecież powinna być swobodna i rozluźniona, jak te piękne panie z reklam i bilboardów mugolskich. Oczekiwała instrukcji w stylu "Stań tam. Uśmiechnij się. Oprzyj się o drzewko." No i nie zależało jej, jak normalnemu człowieku, na jakiejś tam rozmowie z Wittenberg. Za bardzo skupiała się na tym całym pozowaniu.
Osobistym sukcesem Ruth był fakt, że Blaith naprawdę spodobało się miejsce. Zapewne gdyby ognistowłosa wiedziała, że Szwedka stoi tuż obok, nigdy w życiu nie pochwaliłaby jej wyboru a tak - Ruth wiedziała, że Fire jest w miarę zadowolona, a to chyba dobrze. Modelka zadowolona to modelka efektywna. Asekuracyjnie nie podbiegła też pomóc znajomej obawiając się, że za branie panny Dear za ofermę, która nie potrafi sobie poradzić sama dostanie po głowie. Sama też zresztą raczej nie byłaby bardzo szczęśliwa, gdyby ktoś rzucał jej się z pomocą za każdym razem, kiedy kręci się jej w głowie, bo biorąc pod uwagę ostatnie otrucie i fakt przewracania się Ruth co pół godziny szybko miałaby dość "pomocników". Wracając do zdjęć, krukonka nie byłaby sobą gdyby ściągała dziewczynę aż do Japonii po jedno zdjęcie. Naszukała się tego miejsca. Idealna pora, idealne światło, półmrok i bajkowe wręcz otoczenie sprawiało, że Ruth postawiła te japońskie ogrody na pierwszym miejscu na swojej liście plenerów. No bo hej, była czarownicą, nie musiała ograniczać się do szukania dobrego miejsca na sesję tylko w Hogsmeade, prawda! Powiedzmy też szczerze...Jeśli ktoś posiada glob zaginionych to wystarczy, że zacznie wyszukiwać za jego pomocą sławnych czarodziejskich modelek i w pół godziny można zrobić listę najciekawszych miejsc do zdjęć. Bycie zaradnym ułatwia życie, zdecydowanie. -Pół godziny - powiedziała rozbawiona, splatając ręce na piersi. Blaith jak zwykle miała związane włosy, ale Ruth nie była mistrzem fryzjerstwa, więc w sumie odetchnęła na fakt, że nie będzie musiała się mierzyć nie tylko ze światłem i temperamentem Fire, co jeszcze z jej włosami, bo...Miała plan. Cóż, skoro Fire, to zrobimy Fire, w końcu każdy ma różdżkę. I zna zaklęcie. -Incendio - machnęła różdżką i w jednej chwili przed młodą Dear pojawiło się niewielkie półkole z ognia, które sięgało jej mniej więcej do piersi. Statyw miała ustawiony już wcześniej, choć musiała rzucić nań kilka zaklęć, w tym powiększające i jakieś stabilizujące, bo miała wrażenie, że aparat wciąż lekko na nim faluje, a denerwowało ją każde, nawet najmniejsze przegięcie obrazu. Choć to może ona nie umiała się bawić z tymi cudami techniki...Dzięki Merlinowi, są zaklęcia! -Podnieś trochę brodę do góry i ściągnij barki...A właściwie to powinnam cię teraz jakoś rozbawić, bo wyglądasz, jakbyś chciała mnie zabić - powiedziała już całkiem szczerze, w co zresztą sama uwierzyła. W końcu gdyby była Fire sama siebie by chciała zabić za ten wypad do Japonii po kilka zdjęć. Cóż, Ruth to Ruth, bywała bezmyślnie odważna i często nie zastanawiała się zbyt długo nad tym, co mówi, ale w gruncie rzeczy ją za to lubili. -Masz ładne czoło - powiedziała, żeby rozbawić dziewczynę. Ezra użył na niej tego komplementu i rozładował tym samym intymną atmosferę, więc może i na Blaith podziała. A jak nie to rzuci jakieś zaklęcie, coś się wymyśli, bez stresu...
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire nie zwracała uwagi na otoczenie w takim stopniu, jak na przykład robili to artyści, ale umiała docenić piękno. Preferowała muzykę, ale miłe widoki także doceniała. A tutaj było po prostu wspaniale, choć to nie sprawiło, że poczuła się dużo lepiej. Pocieszała się faktem, że przynajmniej tło wyjdzie ładne. Zdawała sobie sprawę z tego, że Ruth nie jest profesjonalistką, ale przewidywała, że bardzo szybko wszystkie się nauczy. W końcu nosiła krawat Ravenclawu, a tam bardzo często bywali ludzie równie ambitni co Ślizgoni. Do tego Fire zawsze uważała swoją znajomą za perfekcjonistkę, co je odróżniało. Szkotka częściej robiła coś na tak zwane "odwal się", zwłaszcza, jeśli dana rzecz jej nie interesowała. Może stąd te oceny... Zastanawiała się, czy Ruth przygotowała coś specjalnego, czy może po prostu zrobi jej zdjęcie ot tak. Blaithin liczyła jednak na litość ze strony Wittenberg, bo nie zamierzała się dziwnie wyginać przy drzewach albo robić różne pozy przy, dajmy na to, strumyku. Przejrzała parę sesji przed tym spotkaniem i dziwiła się, na co modelki potrafią wyrazić zgodę. Według panny Dear zakrawało to wręcz na brak poszanowania do samej siebie. Obserwowała ruchy Krukonki z uwagą, skupiona w pełni na tym, co powinna robić. - A myślałam, że już jestem wystarczająco hot. - rzuciła z nikłym uśmiechem, który jednak bardzo szybko zniknął. Wkroczyła w półkole bez chwili wahania, czując przyjemne ciepło bijące od ognia. To się nazywa odrobina wyzwania, która zdecydowanie sprawiała, że sesja była ciekawsza. Sama myśl o tym, że na zdjęciach będą ją otaczać płomienie, była miła. Blaithin starała się podążać za wskazówkami Ruth, ale nieświadomie zmarszczyła brwi i zapewne naprawdę wyglądała teraz... no cóż, tak jak mówiła Wittenberg. Fire wolałaby chyba wiedzieć dokładnie, jak wygląda. Sama świadomość, że Ruth doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że wcale nie czuje się swobodnie w tak obcej sytuacji była dobijająca. Komplement podziałał, bo Fire trochę się rozjaśniła. A przynajmniej się uśmiechała, głównie dlatego, że tak głupiej taktyki się nie spodziewała. Ruth miała niewiele czasu na uchwycenie tego momentu na zdjęciu, bo już po chwili Blaithin odgarnęła kosmyki włosów z czoła. - Co za idiotyzm. - rzuciła, ale zorientowała się, że raczej nie powinna mówić, bo przecież modelce wypadało raczej zamknąć usta... Choć skąd Fire miała takie rzeczy wiedzieć? Odchrząknęła cicho. - Aha i pokażesz mi potem te zdjęcia jakoś? - wtrąciła tylko. Chciałaby je obejrzeć, ale to mogło okazać się kiepskim pomysłem. Zapewne stwierdziłaby, że na wszystkich wyszła okropnie i nie zgodziłaby się na kolejną sesję.
Trudno byłoby wierzyć, że Ruth po wkręceniu się w jakąś dziedzinę będzie podchodziła do niej z niewielkim zaangażowaniem. Nie wynikało to oczywiście z jakiegoś niezdrowego przerostu ambicji, tylko faktu współpracy z ludźmi, a ci wymagali skupienia i poświęcenia im maksymalnej uwagi. Skoro Blaith zdecydowała się zaangażować i nie stroiła fochów, to Ruth czuła się zobowiązana również podejść do sprawy maksymalnie profesjonalnie. Stąd też nawet nie drgnęła jej powieka, kiedy Fire wkroczyła w ogniste półkole, którego płomienie sięgały jej już prawie do ramion i z miną maksymalnego skupienia robiła zdjęcie za zdjęciem. Czuła, że czar tych ruchomych fotografii jest istotnie magiczny, ale uchwycenie ognia w zawieszeniu, w takiej wręcz nienaturalnej chwili czasu wydawało jej się być o wiele bardziej atrakcyjne. Dziewczyna z pokorą znosiła też komentarze swojej modelki, mając absolutną świadomość tego, że niekoniecznie jej w smak był taki wyjazd na drugi koniec świata tylko po kilka zdjęć. W dodatku Blaith nie była jedną z tych atencyjnych kobiet, które zabiegają o słanie im róż pod nogi co krok. Raczej należała do grona twardych, zaradnych istot, z którymi trudno było walczyć, bo zawsze wygrywały, w każdej dziedzinie swojego życia. Chociaż...Właśnie! Róże! Ruth odwróciła się na chwilę plecami do dziewczyny, szukając wśród półmroku jakiegoś zielonkawego badyla, który mogłaby użyć jako rekwizyt, totalnie zapominając o tym, że przecież może przetransmutować byle jaki kamień w piękną, czerwoną różę. -Tak, jasne. Nie chcę cię długo męczyć, więc zaraz kończymy. Wybiorę jedno, może dwa zdjęcia i ci wyślę do akceptacji - machnęła ręką, wciąż nie patrząc na koleżankę. Dopiero, kiedy zrezygnowana bezowocnymi poszukiwaniami odwróciła się z powrotem w stronę Blaith w ciągu sekundy zauważyła, że coś jest bardzo nie tak. -Fan, Blaith! - zaklęła po szwedzku. Próbowała się oduczyć takich brzydkich słów, ale ostatecznie dochodziła do wniosku, że i tak nikt ich nie rozumie w tej szkole - Twój mankiet! - wycelowała różdżką w dziewczynę, jednocześnie pokazując, jak jasne ogniki dobierają się do jej koszuli.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
A więc właśnie w tamtej chwili Fire oficjalnie została modelką. To brzmiało śmiesznie nawet w myślach dziewczyny, która stwierdziła, że matka bardzo by się ucieszyła z takiej wiadomości. Ale nikomu nie mówiła, bo i po co? Robiło to wyłącznie dla Ruth, którą przecież lubiła. Starała się patrzeć w obiektyw, a nie na płomienie, jakie falowały wszędzie wokoło. Uwielbiała ten żywioł, więc ani przez chwilę nie bała się, że coś może pójść nie tak. Uważała ogień za rodzaj ochrony, z jakiej chętnie korzystała. Spokojnie tkwiła w płomiennym kręgu, czekając aż Krukonka zrobi to, co do niej należy. Zastanawiać się nad tym, jak to wszystko działa nie zamierzała. Nie miałaby chyba cierpliwości do fotografii ani do modelowania na dłuższą metę. - Dobrze. - odparła z prostotą. Męczarnie dla Blaithin to nie były. Wpatrywała się w Ruth, zainteresowana tym, czego szuka. Nie chciała przeszkadzać rozmową, wiedząc jak ważne jest skupienie podczas pracy, a poza tym nie przepadała za pogadankami. W myślach zaczęła już planować wypad z Ruth na chwilę do jakiejś kawiarni niedaleko. Mogłyby poudawać mugolki, byłoby śmiesznie... Widząc zaskoczony wzrok Krukonki zorientowała się, że pojawił się jakiś problem. Spojrzała na swój lewy rękaw, który padł ofiarą wyjątkowo niepokornego żywiołu. Płomień zdołał musnąć skórę Gryfonki, więc zareagowała dość gwałtownie. Machnęła ręką, ale to niczego nie naprawiło, jak można było się domyślić. Ważne, że nie cofnęła się do tyłu, bo wpadłaby prosto w okręg i w mgnieniu oka cała zmieniłaby się w żywą pochodnię. - Spokojnie, mam to pod kontrolą! - zawołała, bardziej panikując na myśl, że Ruth właśnie celuje w nią różdżką. Wyciągnęła swoją z kieszeni i stawiając na jak największe opanowanie skierowała ją w ogień, który pochłaniał materiał i miał lada chwila palić skórę dziewczyny. W walce z nim liczył się spokój, a skoro nie odczuwała strachu to dlaczego miała wyłączać zdrowy rozsądek? - Aquamenti. - wypowiedziała i z ulgą poczuła strumyczek wody, jakim potraktowała swój nadgarstek. Ruth mogła w tym czasie pozbyć się piekielnego okręgu. - Cholera, Wittenberg... Myślałam, że wiesz, że Fire to taka ksywka i tak naprawdę nie jestem ognioodporna. Oglądała swoją zaczerwienioną skórę prześwitującą przez przepalony materiał. Świetnie... To normalne, jeśli Fire nie zabezpieczała swoich zaklęć, ale u Ruth sprawa wyglądała inaczej. Westchnęła głośno, ale wcale nie czuła jakiegoś gniewu. - Teraz musisz mi postawić piwo w tamtej kawiarence albo nigdy ci nie wybaczę. - powiedziała bardzo poważnym tonem, wskazując na budynek niedaleko parku.
Jedną z bardzo widocznych wad młodej Szwedki było to, że bardzo irytowały ją przedsięwzięcia niedopięte na ostatni guzik. Oczywiście innym nic nie wytykała, bo była nauczona - jak to w aż za nadto tolerancyjnej Skandynawii - żeby żyć i dać żyć innym. Jednak kiedy to ona czegoś nie dopilnowała, albo o czymś zapomniała, złościła się jak małe, rozpieszczone dziecko, bo przecież nigdy nie dopuściłaby do siebie myśli, że nie zabezpieczyła ognia, żeby Blaith nie stała się krzywda i nie kazała stanąć koleżance w żywych płomieniach. A jednak. Nie było jej głupio - najprościej w świecie wystraszyła się, że Fire mogłoby się coś stać i z oczami pełnymi przerażenia przestała już celować w dziewczynę, a wycelowała w ogień. -Reducto - rzuciła, żeby zaraz potem znów werbalnie zalać niedogaszone ogniki wodą. Ruth była na studiach i miała pojęcie o niewerbalnych zaklęciach, ale w tym momencie wolała na głos wypowiedzieć formułę, żeby na wszelki wypadek nie musieć ratować nie tylko Fire, ale i całego ogrodu. Rozproszony czarodziej to nieefektywny czarodziej. -W jakiej... - chciała zadać pytanie, odwracając się w stronę, w którą pokazywała Blaith i zobaczyła całkiem przyjemną knajpkę nieopodal. Ciekawe, że zawsze w takich miejscach można było usiąść pod dachem i czegoś się napić. Niektórzy byli po prostu lepszymi przedsiębiorcami niż inni i potrafili wykorzystać potencjał urokliwych miejsc. -A, okej, widzę. Możemy się przejść, myślę, że mam wszystkie ujęcia, ale czy ty przypadkiem nie jesteś za młoda na alkohol? - zmarszczyła brwi, czujnie wpatrując się w koleżankę. Na samego Merlina mogła przysiąc, że pamiętała, w której klasie jest Blaith i świtało jej, że uderzyło ją, że jest taka młoda, ale chyba była już pełnoletnia, bo przecież niepełnoletniej osoby nie dałoby się tak sprawnie uratować przed konsekwencjami ze strony ministerstwa. Rodzice, te sprawy... Niemniej jednak finalnie Ruth za nic nie mogła dojść, czy może bezkarnie postawić koleżance piwo. Była tolerancyjna, ale wolała nie rozpijać nieletniej, tym bardziej, że sama miała dość konkretnie ustalone podejście do picia.