Witaj na torze kartingowym! Dostępne jest tu 10 gokartów, więc można przyjść tu większą paczką znajomych i świetnie się bawić! Każdy uczestnik dostaje specjalny kask, a przed przystąpieniem do ścigania nasi instruktorzy wyjaśnią wam zasady obsługi gokartu. Po skończonym rajdzie można podejść do małej kawiarni na górze i napić się czegoś zimnego lub przekąsić jakieś fajne ciastko!
Dowolny napój - 2G Dowolne ciasto - 3G Wstęp na tor gokartowy - 10G
Żadne z Was nie należy do grona wielbicieli typowych randek i całego walentynkowego blichtru, dlatego Słodka Swatka wybrała dla Was odrobinę swobodniejsze miejsce. Tor kartingowy jest pięknie oświetlony i ozdobiony, co nadaje temu miejscu wyjątkowy, aczkolwiek niezobowiązujący klimat. Mimo że na dworze jest bardzo zimno, tutaj warunki atmosferyczne są znacznie bardziej sprzyjające. Chociaż na co dzień jest to mugolskie miejsce, dzisiejszego wieczora zamknięto je dla niemagów i obsługujący miejsce pracownicy oraz instruktorzy są czarodziejami. Gdy znudzi Wam się zabawa możecie usiąść z boku przy przygotowanym dla Was stoliku - obsługa z wielką chęcią poda Wam rozgrzewające napoje i pyszne ciasto! Rozpoznacie się po bransoletach mieniących się jak ogień!
Przed rozpoczęciem randki koniecznie zapoznajcie się z zasadami eventu, które znajdziecie tutaj!
______________________
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire nie miała planów na Walentynki. Starała się nie wspominać tych sprzed roku, ale ciężko było uciec od myśli o czarnowłosym czarodzieju, z którym spędziła ten wyjątkowo przereklamowany dzień. Wolała zająć głowę listem od matki, pierwszym od maja. Odpisywała w sowiarni kreślonymi rozdygotaną ręką zdaniami, nie, nie wrócę, jestem dorosła i będę żyć tak, jak tego chcę bez ingerencji ojca. Jej radziłaby to samo, ale ostatecznie urwała. Wtedy też otrzymała wiadomość od Słodkiej Swatki i parsknęła śmiechem. Nie wierzyła w żadną pomyłkę, ktoś musiał zgłosić Blaithin bez jej pozwolenia. Na myśl automatycznie przyszedł dziewczynie Leo, ale nawet Olbrzym nie byłby tak okrutny... Dla tego, kto trafiłby się Gryfonce. Żarty żartami, ale zgniotła liścik i spaliła na popiół. Dopiero później zastanowiła się nad tym, czy nie przyjść. Mogła zepsuć komuś wieczór, tym samym poprawiając go sobie. Mogła wyśmiać personę, która zgłosiła się do tej idiotycznej zabawy. Mogła skutecznie zniechęcić ją do marnowania czasu na takie błahostki jak miłość. Ewentualnie mogła zgarnąć darmowe żarcie. Więcej znalazła za niż przeciw. W końcu wcisnęła się w płaszcz, pod spodem nosząc ciemną bluzę i dżinsy. Włosy związała w kucyk, a jedynymi ozdobami pozostawał naszyjnik, pierścionek zaręczynowy i bransoletka mieniąca się ogniem. Planowała ją zatrzymać, bo była całkiem ładna. Wśród mugoli musiała wpasować się w tło, ale i tak czuła się bardzo odstawać na ulicach Londynu. Przyszła pierwsza i przez myśl Fire przemknęło, że druga osoba zrezygnowała lub stchórzyła. Długą chwilę siedziała bezczynnie, później powoli zaglądając na tor. Nigdy nie widziała takich dziwnych pojazdów i przyglądała się im podejrzliwie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wrócili. Może i cali, może nie do końca zdrowi, ale wrócili. Mogli znów cieszyć się cholerną brytyjską pogodą i brakiem tego całego gówna z Jamalu, jakie ich otaczało. Nie mieli zbyt wiele czasu nim nowy rok szkolny się rozpocznie, a co za tym idzie Feli zostanie porwany w wir nowych obowiązków, które pewnie pochłoną go do reszty. Może sam nie czuł się najlepiej i nie widział dla siebie zbyt wielu planów na przyszłość, ale wiedział jedno, chce spędzić czas z ukochanym, póki jeszcze mogą nacieszyć się sobą bez myślenia o obowiązkach, czy innych rzeczach, które miały nadejść wraz z rozpoczęciem się września. Zaplanował więc spotkanie, randkę nawet, by jakoś oddalić ich myśli od ostatnich tygodni. Szczerze nie mieli wielu okazji by tak po prostu posiedzieć i nacieszyć się swoim towarzystwem. Nie miało to być nic stricte romantycznego, czy przesadnie wielkiego, ot zwykły dzień na mieście spędzony w swoim towarzystwie. Wysłał do Felka list, ściągając go kilka przecznic od ich prawdziwego celu wyprawy. Miał nadzieję, że uda im się choć na chwilę oddać radości ze wzajemnej obecności i przywrócić te chwile, które sprawiały, że na ich ustach pojawiał się uśmiech, a które często były przyćmione przez inne, mniej przyjemne doświadczenia. -Jak tam Lydia? Pozdrowiłeś ją ode mnie po powrocie? Kiedy wpadacie na herbatę? - Zapytał, gdy już ucałował partnera na przywitanie. Oczywiście, że musiał zapytać o jego matkę, którą zdążył naprawdę szalenie polubić przez ten rok znajomości. Kobieta była ciepła i pełna niespodzianek, które Max zawsze chętnie odkrywał. - Przechodziłem tu przez Hyde Park i jak zawsze roiło się od ulicznych artystów. Jeden zaczął śpiewać szanty i nagle jakieś najebane typki podbiegły do niego z wielką makietą łodzi i w ubraniach marynarzy, i zaczęli odpierdalać całą scenkę. Mówię Ci, ziomek ledwo był w stanie dokończyć występ. - Zaśmiał się, gdy wziął jego rękę i opowiadając, powoli prowadził Felka w stronę ich dzisiejszej destynacji. -Okazało się, że to jacyś aktorzy z pobliskiego teatru właśnie szli na próbę i odbierali skądś scenografię, zahaczając przy okazji lokalny pub. - Dokończył z puentą, bo uważał, że było to warte podzielenia się. W końcu mimo, że Londyn jest dość barwnym miastem, nie często spotykało się tu takie akcje.
Ledwo co wrócił, a już zdołał pozałatwiać pewne formalności. Jedną z nich było wytatuowanie sobie pewnej istoty po prawej stronie ciała, na prawym boku tuż nieopodal miednicy, z czego był zadowolony, ale nie do końca. Nie podejrzewał, by pracownicy studio spartaczyli robotę, ale coś mu nie grało w samych ruchach, jakie przejawiał rysunek znajdujący się na jego ciele. Ten już trochę się przyzwyczaił. Trochę, bo nadal łypał nieprzyjaźnie, gdy próbował skierować ku niemu dłoń, gdy ten wchodził powoli i ostrożnie na jedno z ramion, pozwalając na to, by pozostawał lekko odsłonięty. Czysto teoretycznie to wszystko powinno działać wedle jego własnego umysłu i emocji, a okazywało się, że żyło własnym życiem i własnym podejściem do tego wszystkiego. Dopiero podczas brania kąpieli bądź prysznica był w stanie lepiej się przyglądnąć listkom pozostawianym podczas snucia kończyn dolnym oraz samej aparycji stworzenia. Mimo to nie napierał na niego. Dawał mu czas, by przyzwyczaił się do ciała, po którym dane było mu obecnie wędrować. Otrzymany z rana list, kiedy to przetarł oczy, trochę go zdziwił, niemniej jednak spowodował ciepłe uśmiechnięcie się pod nosem. Wbrew pozorom zbliżał się koniec wakacji, a nowy wir obowiązków zechce go, no cóż, pochłonąć w całości. Cieszył się z jednej rzeczy obecnie - z tego, że jako asystent może musiał się przyłożyć, ale jego obowiązki były znacznie mniejsze od tych standardowych. Też, nie zamierzał siedzieć "po" godzinach pracy, więc nic dziwnego, że już szykował sobie w głowie wiele planów na zaoszczędzenie czasu, jaki to będzie musiał spędzić w murach Hogwartu. Lokalizacja, która to została zawarta w wiadomości, niewiele mu mówiła. Nie powodowała snucia żadnych podejrzeń, a więc uznał to za wspólne spędzenie czasu w klimacie Wielkiej Brytanii, który był zdecydowanie przyjemniejszy od Arabii, gdzie miejsce miało naprawdę wiele nieprzyjemnych wydarzeń. Na tym chciał się zatem skupić. Na spędzeniu czasu z ukochanym, gdy koniec końców należał im się odpoczynek od tego wszystkiego. Zarówno od Wariacji z Derwiszami, zarówno od prób powiązanych ze spotkaniem Wielkiej Wezyrki, jak również od wyścigów na dumbaderach. Nadal zbyt wiele nie pamiętał ramowo tego, co się wydarzyło przed i po wypadku, w związku z czym w pamięci panowała całkiem spora, aczkolwiek znacząca tyle co nic dziura. W Londynie mogli poczuć się bezpieczniej, a uczucie bezpieczeństwa powracało, jako że mogli pozostawić rozdział z nieprzyjemnymi wakacjami gdzieś z tyłu głowy. - No cześć, to już się ze mną nie przywitasz? - zaśmiał się, prychnął z lekkim rozbawieniem i widocznym żartowaniem w tych charakterystycznych tęczówkach, które uważnie lustrowały partnera. Stworzenie poruszyło się charakterystycznie po jego ciele, jakoby próbując odwrócić uwagę, pierwsze snując po boku, by następnie wstąpić na zakryte ramię. To wskazywało na to, iż to dostęp do jego myśli jakiś posiadał... albo coś je zaintrygowało w chłopaku. - Lydia się trzyma nieźle... - zastanowił się. - Dom... niezbyt. Zalało cały strych, muszę to powoli zacząć łatać. Dużo roboty. - pokręcił oczami, gdy pocałował go na przywitanie, na krótki moment umieszczając dłoń na boku. Pomagało mu to nie tyko w utrzymaniu bliższego kontaktu, ale dawało także poczucie bezpieczeństwa. - Pozdrowiłem ją i nie może się doczekać, aż znowu ciebie zobaczy. Wydaje się być tobą jeszcze bardziej zafascynowana po tym liście, który jej zostawiłem. - prychnął z widocznym rozbawieniem. - Otóż to od ciebie zależy! Wiesz... ja to czasowo jakoś się wyrobię zawsze, kwestia właśnie tego, by Stacey i Nick byli w domu. - mruknąwszy, sam czuł się niesamowicie dobrze w towarzystwie tak ciepłych ludzi. Sam nie spodziewał się, że będzie miał okazję poznać kogokolwiek, kto będzie stanowił dla niego więcej, niż tylko i wyłącznie przyjaciela, a do tego wszystko się pod względem relacji rodzinnych... układało. To było nowe dla Lowella, jako że nie posiadał żadnych większych powiązań ze swoją własną. - Szanty są zajebiste! Sam bym podbiegł, no dobra, może nie najebany, bo prędzej bym zaliczył zgona, no i zaczął odpierdalać taką manianę. - uśmiechnął się szerzej, odwzajemniając oplątanie palców, by oddać się krótkiemu spacerkowi. Nie wiedział, gdzie idą, ale niespecjalnie o to wypytywał, skoro był zagajony taką historię; puenta spowodowała, że zaśmiał się widocznie, nie mogąc ukryć też własnego zdziwienia. - Ale nie noo... - zastanowił się na krótki moment, gdy poczuł, że istota, która znajdowała się pod materiałem bluzy, snuła sobie po ręce, by zbliżyć się na zaskakująco bliską odległość od dłoni partnera. Nie przesunęła się na wierzch tej należącej do Felinusa, aczkolwiek spoglądała badawczo, jakoby zastanawiając się nad czymś - i stała w miejscu, łypiąc tęczówkami, choć partner nie mógł tego zobaczyć. Nawet nie zauważył, jak na krótki moment spowodował lekką ciszę. - Pytanie najważniejsze - czy naprawdę byli najebani, czy tylko udawali? - wyszczerzył się, kierując wzrok na szmaragdowe tęczówki, którym nie mógł odmówić uroku.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max spędzał wiele czasu na wędrówkach poza domem, próbując nie tylko poukładać sobie myśli, ale też ukryć przed rodziną to, że powracał do starych schematów, z których zdecydowanie nie był dumny. Odnowił kilka znajomości, odkurzył parę skrytek i tak oto starał się przetrwać kolejne dni, choć nie była to narazie jego codzienność. Bywały lepsze i gorsze momenty, gdzie oczywiście te gorsze pchały go w ramiona mroku. Nad łóżkiem obowiązkowo wisiał łapacz snów, bez którego nie byłby w stanie w ogóle zaznać odpoczynku, jako że już na jawie zaczynał mieć nieprzyjemne wizje związane z wydarzeniami poprzedniego roku. Pożar, jakiego uświadczyli na pustyni widocznie złamał jego psychikę do reszty, a ta zaczynała działać w sposób, jakiego Max nie potrafił opanować. Dziś jednak dzień należał do tych lepszych i nic nie wskazywało na to, z czym zmagał się, gdy nikt nie patrzył. Powoli nawet zaczął przybierać na wadze chcąc nieco poprawić swoją formę, choć po dawnych mięśniach na ten moment zostały tylko wspomnienia. -Z Tobą? Nigdy. - Uśmiechnął się, zbliżając wargi, by złączyć je z tymi, należącymi do partnera. Rozkoszował się tym krótkim, acz beztroskim i przyjemnym momentem, czując znajome ciepło, gdy dłoń Felka wylądowała na jego boku. -Nie pierdol! Trzeba się za to zabrać, żeby nie doprowadzić do większych szkód. - Nie była to miła wiadomość, choć faktycznie wiedział wcześniej, że dom partnera powoli ulega zniszczeniu. Zalanie było jednak o tyle chujowe, że łączyło się z przesadną wilgocią, pleśnią i grzybem, a to nie tylko było nieestetyczne pod każdym względem, ale i potencjalnie szkodliwe. - Rozmawiałeś z nią już na ten temat? Widzę, że raczej reakcja była pozytywna. - Ucieszył się, gdy usłyszał te wiadomości. Pamiętał, jak bardzo partner stresował się wyznaniem Lydii tego kim jest i z kim jest. Sam jednak zawsze wierzył, że kobieta nie odtrąci syna z takiego powodu i wychodziło na to, że chyba miał wtedy rację. -Tych dorwać razem w domu to wyzwanie, ale postaram się coś ogarnąć. Stacey wymusiła od jakiejś sąsiadki przepis na pierożki, ponoć warte gwiazdki Michellin, chociaż tu akurat nie wierzyłbym aż tak mocno. - Rodzina Maxa bardzo ciepło podchodziła do jego partnera i choć nie rozmawiali zbyt szczegółowo o tym, że nastolatek w końcu zdecydował się na coś więcej niż przelotny romans, widać było, że cieszą się ich szczęściem. Do tego Flora wyraźnie była relacją tej dwójki zainteresowana i Max naprawdę chciał, by jego siostra mogła w końcu wejść nieco bardziej w jego życie. Planował już nawet zaprosić ją do Szkocji na weekend, czy dłużej, jeśli tylko by zechciała. -Szanty to dla mnie tylko i wyłącznie w połączeniu z alkoholem. Nie dlatego, że ich nie toleruję, ale wtedy nabierają jakiegoś takiego jeszcze weselszego wydźwięku. - Zaśmiał się, przypominając sobie liczne wieczory w pubach, kiedy to najebany tłum łapał się za ramiona i zaczynał wyć te piękne morskie pieśni. Nie miał pojęcia o tym, co działo się pod ubraniem Felka i jak blisko odkrycia tej tajemnicy mógł się znajdować. Większość uwagi aktualnie skupiał na twarzy ukochanego i drodze, by przypadkiem nie popierdolić którychś uliczek, które - ponownie, znał głównie z niezbyt trzeźwych wojaży. Krótką ciszę, jaka zapadłą uznał po prostu za zebranie myśli widząc urwane wcześniej zdanie. -Jeśli udawali to musieli się naprawdę poświęcić i oblać toną piwska przed tym występem. - Podzielił się swoimi spostrzeżeniami, by ostatecznie dostrzec, że w końcu dotarli na miejsce docelowe. -No i jesteśmy! Prawka jeszcze nie mam, więc pomyślałem, że narazie pościgamy się w legalny dla naszej dwójki sposób. Co Ty na to? - Wyszczerzył się, podchodząc do kasy i płacąc za dwa wstępy, by następnie podać Felkowi kask i ochraniacze, jakie obsługa rozdawała tu każdemu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Lowell nie był świadom tego, co tak naprawdę dzieje się z partnerem. Owszem, może powinien coś podejrzewać, jako że przecież był jego chłopakiem, niemniej jednak nie zawsze to, co znaleźć się powinno w zasięgu jego wzroku, bo odpowiednio mógł zareagować, właśnie się znajdowało. Żył iluzją. Bez wiedzy na ten temat, uważał, że część rzeczy szła w dobrym kierunku, choć samemu też trochę się staczał. Przyzwyczaiwszy się do do bólu, którego tak chciał uniknąć, czuł się tak, jakby z powrotem osuwał się w jego ramiona. To, ile złego przytrafiło mu się w ostatnich paru tygodniach, odbijało się czkawką. Sam fakt tego, że nie dbał o siebie podczas walki aż nadto, był jasnym sygnałem, iż coś zaczyna się z powrotem psuć. Potem stracił wzrok, następnie otrzymał z nogi dumbadera prosto w potylicę, by zabarwić szkarłatem widocznie piasek. Ciche demony obudziły się i zaczęły wymagać więcej, gdy znajdował się teoretycznie sam na tej pustyni. I chociaż wiedział, że sesje z psychologiem mu z tym pomogą, nie chciał powracać do punktu początkowego. Niezwykle się tym zatem denerwował, choć tego bezpośrednio nie okazywał. Liczył zatem, że Max może nie będzie jawnym wsparciem, ale to właśnie dla niego znajdzie wewnętrzną siłę, by móc poradzić sobie z tym, co na niego czekało. Początek roku szkolnego zapowiadał się w miarę spokojnie, choć wiadomo - nie myślał o nim obecnie. Chciał w pełni skupić się na chwili, która to trwała między ich dwójką; nic dziwnego zatem, że lgnął do kontaktu. Jak zwykł, od kiedy przyzwyczaił się nie tylko do bycia w związku, ale także zaakceptował to, jaki jest. Już nie chciał tego zmieniać, poddawać się jakiemukolwiek leczeniu. Jednocześnie, gdy tak snuł lekko palcami, zauważał, że pewne rzeczy uległy zmianom. Nie tylko poprzez czekoladowe tęczówki, ale także poprzez swoisty, ludzki zmysł. Już nie był aż tak chudy, jak to miało miejsce po całych wydarzeniach w Zakazanym Lesie. Cieszyły go te drobne zmiany. - A no tak, zapomniałem. Ty nie musisz. - zaśmiał się lekko i widocznie, gdy oddał się chwili, jaką sobie nawzajem zaserwowali. Ten krótki brak kontakt, będący wynikiem braku mieszkania w jednym pokoju, powodował, iż wszelkie rzeczy odczuwał bardziej, mocniej. Zapach, który uderzał w jego nozdrza i był jednocześnie amortencją, pozostawał w swje strukturze niezwykle przyjemnym. - Wiem, nawet mnie nie denerwuj... Część szkód mogę naprawić zaklęciami, część jednak, żeby okolica się nie domyśliła, muszę naprawić manualnie. - pokręcił widocznie głową, spoglądając na partnera. Uroki kupowania domu po taniości, choć podejrzewał, że z takim budżetem, jaki to miał, raczej tak bardzo nie zabaluje. - Tak... przed wakacjami nie chciała chyba podejmować się tego tematu, a poza tym nie było praktycznie okazji. - lekko się uśmiechnął, gdy to szedł sobie obok Maxia, splatając ich palce w ten miły, przyjemny sposób. Mugolskie otoczenie nigdy mu nie przeszkadzało. - Miałeś rację. Może była na początku zdziwiona, ale w pełni to zaakceptowała. - uśmiechnął się, kładąc krótki pocałunek w obrębie policzka i szyi partnera. Był w dobrym humorze, nawet jeżeli musiał zająć się tym remontem i innymi sprawami, które niespecjalnie były przyjemne. - Więc jest wszystko w porządku. - dodał jeszcze, by go w tym zapewnić. Trudno było przyznawać się do tego, kim jest i z kim obecnie trwa jego związek, niemniej jednak z czasem podchodził do tego całkowicie normalnie. Przyzwyczaił się, nic nie ujmowało jego pewności siebie. - No i widzisz! Mógłbym codziennie wbijać, ale żeby właśnie dorwać ich dwójkę jednocześnie, a nie tylko jednego... - pokręcił głowa, przypominając sobie o tym, że relacja z rodziną partnera była w bardzo pozytywnym aspekcie nastawiona, co tylko poprawiało jego samopoczucie. Równie dobrze mógłby trafić na czystokrwistą rodzinę, która wymagałaby wydziedziczenia niesfornego dzieciaka, gdyby ten postanowił nie dość, że związać się z czarodziejem mugolskiego pochodzenia, to jeszcze z ich synem. - Nie wierzyłbyś? Czy to oznacza, że już wiele razy sąsiadka dawała przepisy i były one kompletną klapą, czy jednak jesteś przyzwyczajony do zapiekanki? - uśmiechnął się krnąbrnie, wypytując o szczegóły. Nic w tym dziwnego, skoro naprawdę się interesował podejmowanymi tematami rozmów. Nie były one poważne. Były one beztroskie i idealne na powrót z Arabii w celu odpoczynku. - Czekaj... - wyciągnął coś z torby, choć nie było to praktycznie nic. Trzymając w dłoni powietrze, drugą chwycił za równie niewidzialny długopis, szczerząc się widocznie pod nosem. - Lista metod wkurzania Solberga, część druga... - powiedział to tak, jakby się wczytywał w tekst, który przy sobie miał. Snując palcem po śmiesznej książce, gdy stworzenie cofnęło się na krótki moment, kiedy to przerwał kontakt z dłonią partnera, wreszcie znalazł miejsce. - O, tutaj sobie to wpiszę! - zadowolony zaczął skrobać. - "Nie toleruje szant bez alkoholu..." - mruknąwszy powoli do siebie, gdy to napisał, spojrzał w zielone tęczówki, zaśmiał się i wyszczerzył jeszcze bardziej, powracając dotykiem do dłoni swojego Maxa. Tatuaż z powrotem powrócił na prawą dłoń, na której to wyjątkowo nie posiadał Pochłaniacza Magii - czekał w kieszeni - przyglądając się uważnie strukturze skóry należącej do chłopaka. Nie był jednak widoczny z powrotem, gdy krył się pod ubraniem; nie wychodził po to, by zwrócić na siebie uwagę. Wychodził po to, by obserwować. I był szczerze zdziwiony trochę, jakoby podchodząc do tego z rezerwą, choć zaczynał się przyzwyczajać, że to nie jest jednorazowy chwyt za tę część ciała i na pewno z takiego kawałka będzie musiał zrezygnować. - Oho! Czyli jednak. - uśmiechnął się szerzej, powoli docierając do Hyde Parku, po którym w sumie miał okazję jedynie biegać. Ilość osób, które znajdowały się na miejscu, skutecznie wystraszyła stworzenie, by to powróciło z powrotem na ramię; Felinus to wyczuł. Wyczuł ten gwałtowny ruch, aczkolwiek nie mógł na to nic poradzić, w związku z czym trochę się zmartwił, acz nie dał po sobie tego poznać. - Uuu, będziesz wyrabiał? Wiesz, jakbyś chciał, to zawsze mój samochód jest do Twojej dyspozycji. - sprzedał mu lekkiego kuksańca w bok, gdy jeszcze trzymał go za dłoń. - Jak najbardziej! Stęskniłem się za czymkolwiek więcej, niż zdychaniem w odmętach czterdziestu stopni... - pokręcił oczami, nie chcąc powracać do tego tematu, więc to natychmiastowo ukrócił. - A! No i też, następnym razem ja płacę nam za cokolwiek, żeby się ładnie wyrównało. - pokazał mu język i pokazał jeden z tych wielu licznych, szczerych śmiechów. Tak naprawdę to właśnie tylko przy nim ciągle przejawiał te emocje. Radość, szczerość, pozytywne nastawienie, korzystanie z chwili. - Jeździłeś kiedykolwiek? - spojrzawszy na niego, przyjął od obsługi odpowiednie narzędzia, by tym samym powoli udać się na tor, gdy zapiał sobie pierwsze ochraniacze. Kask pod koniec, jako że ograniczał dość widocznie ruchy; kiedy dotyk już zniknął na dobre, nic dziwnego, że tatuaż pojawił się z powrotem na prawym boku. - Dobra, jestem gotowy! Od razu mówię tylko, że nie daję taryfy ulgowej. - wyszczerzył się w jego kierunku szeroko, by następnie obdarzyć go promiennym uśmiechem - ciepłym i szczerym - gdy powoli mogli się przygotowywać do startu.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
To, że byli obecnie partnerami nie oznaczało, że nagle posiadali wiedzę na temat tego, co czaiło się w ich duszach. Max nie czuł się dobrze z tym, co się z nim działo i też strach przed reakcją partnera powstrzymywał go przed powiedzeniem prawdy. Poza tym, od paru okazjonalnych imprez nikt jeszcze nie umarł, prawda? Tak sobie wmawiał, choć w głębi serca wiedział, że to nie powinno się dziać i powinien jakoś z tym walczyć. Nie miał jednak siły więc po prostu pozwalał, by uzależnienie powoli znów przejmowało kontrolę nad nim. Bez względu jednak na swój stan, zawsze chciał być wsparciem dla Felka nawet, jeżeli ten o to nie prosił. Tak, jak miał mu to powiedzieć kilka dni później w liście, jego problemy były także tymi, które zajmowały jego duszę bez względu na to, czy partner postanowił się z nimi podzielić czy nie. Nawet jeżeli o tym nie rozmawiali, Max zawsze gorąco wspierał terapię ukochanego i cieszył się z najmniejszych zmian na lepsze, jakie ta przynosiła. Miał nadzieję, że będzie to szło właśnie w tym kierunku, ale prawdą było, że wakacje w Arabii naprawdę wiele rzeczy pokomplikowały. -Wszystko, co wewnątrz raczej można jebnąć magią, no nie? - Zapytał, bo nie do końca wiedział, co Feli miał tutaj na myśli. Wcześniej już słyszał o złym stanu jego domu, ale nie spodziewał się, że remont przysporzy tylu problemów. -Cieszę się, że tak to wyszło. No i że masz dowód na to, że mnie zawsze warto słuchać. - Wyszczerzył się, mocniej ściskając jego dłoń. Naprawdę potrzebował tej chwili zapomnienia u boku partnera, a przyjemny pocałunek tylko dopełnił tego momentu. -Zdecydowanie to pierwsze. Ale hej, nie skreślajmy jej tka od razu! - Dodał z rozbawieniem, choć domyślał się, jak ta cała kulinarna farsa się skończy. Że też Stacey wciąż jeszcze ufała sąsiadce w kwestii przepisów... Patrzył na ten teatrzyk rozgrywany przez Lowella i ciężko było mu się nie śmiać. Przypomniało mu to listę, jaką miał przygotować dla Lucasa, a która jak oboje wiedzieli, raczej nigdy miała nie powstać. -Dopiero część druga? Jesteś daleko w tyle kochanie. - Wyciągnął ku niemy język i ponownie obejmując jego dłoń. Jak dobrze, że przebywali w Londynie, gdzie ich bliskość nie wywoływała zbyt wielu niepotrzebnych komentarzy, czy zdziwionych spojrzeń. Mogli na spokojnie oddawać się tym małym przyjemnościom bez strachu. -Nigdy nie można być niczego w stu procentach pewnym! - Zażartował, bo choć wierzył, że aktorzy raczej nie udawali, tak zapewne istniał jakiś niewielki procent szansy na to, że się pomylił, a oni faktycznie poświęcili się dla sztuki. -Hej, nie powiedziałem, że będę tylko że nie mam! - Poprawił go, choć faktycznie o prawku myślał już od jakiegoś czasu. Było to wygodne w mugolskich okolicach i zdecydowanie lepsze dla jego żołądka niż świstokliki. -Tam pierdolisz. Ubieraj się, a nie... - Przewrócił oczami, bo jakoś te dwadzieścia galeonów specjalnie go w kieszeń nie zabolało, a w końcu on zapraszał, więc i czuł się zobowiązany do zapłacenia. -Kiedyś rodzice wzięli nas z okazji urodzin młodego. - Przyznał, zapinając sobie kask pod brodą i sprawdzając, czy siedzi tak jak powinien. Następnie przekręcił odpowiednio ochraniacze i wpakował się do gokartu, co przy jego wzroście mogło wyglądać dość zabawnie i nie było wcale aż tak wygodne. -Nawet się jej nie spodziewałem! Niech wygra lepszy. - Błysnął mu białymi ząbkami i już ustawił się na linii startu, gdzie na dany sygnał mogli rozpocząć wyścig.
Zasady:
Cztery kółka, cztery rzuty k100 na prędkość. Osoba z większą sumą pod koniec oczywiście wygrywa. Dodatkowo rzut k6 na zdarzenie losowe:
1,3 - Zapierdalasz jak pojeban, że aż tracisz kontrolę nad samochodzikiem i odbijasz się od opon służących za barierki. Odejmujesz 10 od k100 na tę rundę.
2,6 - Zagapiłeś się w piękno swojego partnera, a może po prostu zamyśliłeś się nad zajebistością swoich umiejętności w prowadzeniu gokarta? Cokolwiek by to nie było wjeżdżasz w samochodzik przeciwnika. Obydwoje otrzymujecie -10 do następnej k100
4,5 - Zapierdalasz, jakby Cię pustnik gonił i chciał odgryźć jedną z Twoich kończyn. Dodaj sobie +10 do 100 na tę rundę.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Związek nie polegał na tym, by znać wszystkie sekrety dotyczące drugiej połówki. Lowell od początku uznawał to za wzajemne zaufanie i szczerość, choć wiadomo, niektóre fakty nie powinny wychodzić na światło dzienne. I tak czuł się właśnie z tym, że sytuacje, które miały miejsce w Arabii, po prostu go przerastały. Znajdowanie się w środku walki, leczenie, potem próby, a następnie wypadek na torze dumbaderów. To wszystko było skumulowane tak mocno w jednym czasie, że zbudziło skutecznie demony, które siedziały pod jego kopułą czaszki. Wiedział jednocześnie o wsparciu, które mógł i chciał zaproponować mu partner, aczkolwiek nie zamierzał go martwić. To był stan przejściowy, a przynajmniej taką miał nadzieję, dlatego zamierzał się tym zająć poprzez terapię. Solberg nie mógł wpłynąć na leczenie; choć zamierzał mu o tym prędzej czy później powiedzieć, chciał mieć pewność, że nie zostanie przykuty do ściany jak poprzednim razem. Kochał go i nie zamierzał stracić. - Dokładnie! Ale gorzej już z tymi rzeczami z zewnątrz, a poza tym... ech, sąsiedzi. - no tak, może okolica nie była wścibska, ale musiał brać pod uwagę to, że mogłoby być całkiem podejrzanie, gdyby w jedną noc dach został naprawiony i odnowiony. Wolał uniknąć takiego scenariusza, w związku z czym zamierzał to wszystko przeprowadzić na spokojnie. Na kolejne słowa pokręcił głową, by następnie przytaknąć i pogładzić opuszkami palców jego dłoń. Była miła, ciepła, przyjemna, a to, co powiedział jego partner na temat przepisu, przyczyniło się do wybuchu śmiechu. Sam nie był idealnym kucharzem, w związku z czym nawet takie przepisy mogły nieść ze sobą lepsze efekty niż cokolwiek spod jego ręki. Wbrew pozorom lubił aktorzyć i nie sprawiało mu to żadnego problemu, dopóki robił to z własnej woli, a nie z przymusu chociażby lekcji Działalności Artystycznej, na której to miał okazję być i zwyzywać Julkę w dość nieprzyjemny sposób. Zmieniał się. Nic nie stało w miejscu, czas płynął nieubłaganie, a widoczne problemy starał się zakrywać z powrotem. Solberg nie wiedział o tym, że to wszystko uległo pogorszeniu. Nie wiedział również o tym, iż nieustannie dźwigał w swojej torbie ponownie czerwony flamaster - gdyby jednak nie wytrzymał i starał się jakoś odreagować. Może nadawał się do walki, może potrafił myśleć trzeźwo, ale każda taka akcja wiązała się z powrotem tych najmniej przyjemnych wspomnień. - Nie... po prostu część pozostawiam sobie na później. - obdarował go promiennym uśmiechem, jako że lubił sobie zostawiać pewne rzeczy na później. Objęcie dłoni było natomiast przyjemne i uspokajało jego duszę; w Londynie nie musieli się zbytnio martwić o jakiekolwiek krzywe spojrzenia. I chociaż mogło się zrobić gorąco w każdej chwili, nie zamierzał się kryć z tym, kim jest i kogo tak naprawdę kocha. Nawet jeżeli niektóre tęczówki spojrzałyby na nich z pogardą - i pewnie to miało miejsce, gdy nie patrzyli dookoła - miłość nie miała dla niego sztywnych ram w postaci związku między osobami płci przeciwnej. To nie on wybierał, kto go będzie interesował. Taki się urodził, taki był i nie potrafił się zmienić, a nawet jeżeli mógłby - nie chciał. Na odpowiedź dotyczącą aktorów, Lowell widocznie się zaśmiał, bo jakby nie było, nic nie stało na przeszkodzie, by te obie czynności stały się jedną całością. Bycie kompletnie najebanym i jeszcze odstawienie takiego szczytu aktorstwa; nie rozmyślał nad tym jednak zbyt długo, przechodząc płynnie do dalszej kwestii ich spotkania. - Ojtam, ojtam, może będziesz miał! Pamiętaj, zawsze mogę ci moje pojazdy odstąpić, bo po chuj masz płacić za ubezpieczenie i inne pierdoły. - uśmiechnął się szerzej, bo co jak co, ale jakoś bardziej widział Maximiliana na motocyklu, co dodawałoby mu zapewne kilkudziesięciu punktów do zajebistości. Poza tym, jeżeli ten by chciał, byłby w stanie odstąpić na jakiś czas własnego Turnova, bo i tak czy siak prędzej poruszał się samochodem. Mimo to na razie czekał na naprawę, w związku z czym było to tylko gdybanie, aniżeli rzeczywiste stwierdzanie faktów. - Jak żeby inaczej. - wyszczerzył się lekko złośliwie, wyjątkowo powoli zakładając to, co było konieczne, by bawić się na torze kartingowym. Mimo to w głębi serca zrobiło mu się miło, no i też, po części głupio. Wolałby coś załatwić również dla partnera, niemniej jednak już powoli się do tego szykował, aczkolwiek nadal nie mógł znaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania. - I spuściłeś na torze wpierdol młodemu? - wsłuchał się w tę jakże długą historię, doklejając odpowiednie dopełnienie samemu. Nie zdziwiłby się, gdyby to Max właśnie wygrał podczas wyścigu, aniżeli celebrujący, przybrany brat, ale nic bardziej dziwnego. Wrzód na tyłku czasami musiał wiedzieć, gdzie jest jego miejsce, a ten o tym ewidentnie zapomniał, gdy postanowił wparować do pokoju podczas Wigilii. Było mu wtedy cholernie wstyd, ale teraz, gdy już pogodził się ze samym sobą, kompletnie mu to zwisało. - Dokładnie! Powodzenia w takim razie. Dać ci kopa na szczęście? - parsknął. Różnicą zasadniczą w zakresie między doświadczeniem Maximiliana a jego własnym, było właśnie to, iż jeździł. Codziennie praktycznie korzystając z własnego pojazdu, jak również przez ostatni rok w ramach wykonywanego zawodu sprzedawcy z możliwościami dostawy składników bez konieczności teleportacji, a do tego z ich ogromnymi ilościami. Była to bardzo cenna wiedza w jego mniemaniu, bo przynajmniej potrafił jeździć prawidłowo i bez żadnych problemów, nie paląc ani sprzęgła, ani nie martwiąc się o potencjalne naprawy. Choć miał dziwne, wiodące przeczucie, że może za niedługo wyłożyć na Ogniomiota znacznie większą kwotę, co go zaczynało powoli dobijać, jako że wakacje nie zapewniły mu satysfakcjonującej wypłaty. A do tego źródło w postaci stypendium zostało na zawsze utracone; westchnąwszy ciężko, nic dziwnego, że postanowił oddać się w pełni rozrywce. Bez problemów, bez wewnętrznych konfliktów, gdy zaczął od razu się poruszać i jedyne, na kogo zwracał uwagę, to partner. Choć musiał bacznie uważać, jako że nie chciał się wykoleić, choć nie był to akurat największy problem. Nie. To był największy problem; kompletnie nie ogarniał działania gokarta i nie dość, że szło mu co najmniej chujowo, to jeszcze przy okazji obijał się o barierki składające się z opon wyłożonych tuż nieopodal. Idealnie; aż wilk, który się poruszał pod bluzą niespokojnie, postanowił zejść na wewnętrzną stronę uda, co go jeszcze bardziej rozproszyło. - Co do... - zaśmiał się, gdy wreszcie jakoś się wydostał z tego pasma porażek - kurwy. - pozostał bardzo daleko w tyle, a jego prędkość mogła być porównywana do ślimaczej, ale nic na to nie potrafił poradzić. Początkowe zapierdalanie jak pojebany nie przysłużyło mu się dobrze, bo koniec końców ostatecznie poruszał się bardzo powoli - jakby porzucając doświadczenie, które zdobył wraz z prawkiem. Idealnie. - Czitujesz! - spojrzał na niego, gdy jeszcze miał jakikolwiek widok.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Pewne rzeczy wymagały tego, by najpierw je przepracować. Nawet jeżeli wiedzieli, że mogą na siebie liczyć, czasem potrzebowali przejścia tej drogi samemu i tak było teraz w przypadku zarówno Felka jak i Maxa. Może nie było to najlepsze na świecie podejście czasami, ale też odrobina poczucia, że wszystko jest u drugiej osoby na miejscu zdecydowanie była dla nich zbawienna. -Najgorszy monitoring na świecie... - Prychnął, ale coś o tym wiedział. Mimo, że sam nie mieszkał w bardzo zaludnionej części Inverness, sąsiedzi potrafili wyłapać takie smaczki, dlatego też używając teleportacji pojawiał się albo w pobliskim lesie, albo prosto we własnej sypialni. O tym, że Felek lubił aktorzyć wiedział bardzo dobrze. Nie raz miał już okazję się co do tego przekonać i wcale mu to nie przeszkadzało. Wręcz lubił te momenty i często poprawiały mu one humor, gdy ten akurat nie był najlepszy. Sam zresztą nie stronił od podobnych okazji do poudawania nieco. Shawn skutecznie zaraził go aktorstwem i nawet brakowało mu tych spotkań z krukonem. O flamastrze nie miał zielonego pojęcia, a jego obecność w torbie ukochanego nawet by mu za wiele nie powiedziała. Ot, dziwna rzecz do trzymania przy sobie. Nie widział w końcu nigdy, jak ten z niego korzysta i co miało to na celu. -A no chyba że tak. Na pewno Ci w takim razie zajęcia w przyszłości nie zabraknie. - Ogromnie cieszyło go to, że Felek doszedł do zgody z własną naturą. Od początku związku raczej nie sprawiało im to problemów, ale gdyby mieli do czynienia z jakąś nieciekawą reakcją, Max byłby spokojniejszy wiedząc, że ten tak łatwo nie da się podkopać, choć były to tylko nadzieje. To, czy samoocena jego partnera uległaby pogorszeniu po podobnym incydencie wyszłoby w bezpośredniej konfrontacji. -Wiem, kotek, na spokojnie. I tak nie planuję narazie jakiejś podróży, więc nie uważam, by prawko było mi bezwzględnie potrzebne. - Przyznał, kciukiem gładząc wierzch dłoni partnera. Oczywiście, że samego też bardziej ciągnęło go do motorów niż normalnych aut, ale musiał przyznać, że umiejętność ta mogła być po prostu przydatna. W końcu nigdy nie wiedział, w jakiej sytuacji może się znaleźć, a życie nie raz upewniło go w tym, że warto być przygotowanym na absolutnie każdy przypadek. -No a jak! Nie ma forów, nawet z okazji urodzin. - Utwierdził go w tym przekonaniu, zresztą zgodnie z prawdą. Nawet nie chodziło o to, by dać mu jakąś nauczkę, a po prostu miał widać do tego lepszy dryg niż małoletni jeszcze Hugo. -Dawaj, może coś pomoże. - Zaśmiał się, bo jakoś nie obawiał się połamanego kręgosłupa od jednego kopa w dupę na szczęście. Dziś również nie przejmował się tym, że Feli miał większe doświadczenie w prowadzeniu pojazdów. Mieli się po prostu dobrze bawić mimo wszelkich niewygód związanych z siedzeniem w przymałym gokarcie. Wyścig rozpoczął się i Max wystrzelił, jakby go pustnik gonił, a ten chciał spierdolić jak najdalej i jak najszybciej. Kierownica chętnie z nim współpracowała, a podkurczone mocno nogi, bez większego wysiłku operowały pedałami. Gładko pokonywał więc kolejne metry, pamiętając o odpowiedniej redukcji na zakrętach, podczas gdy Lowell odbijał się o opony, jakby pierwszy raz siedział za kółkiem. -Mam po prostu talent! Weź się do roboty, bo skończę na mecie zanim, Ty pokonasz pierwsze kółko! - Krzyknął do niego z dość sporej już odległości, po raz pierwszy przekraczając linię mety i pędząc dalej do przodu. Skoro nie miało być forów, to sam nie zamierzał ich partnerowi dawać.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Korzystał zatem z tych chwil; pozwalał na to, by ciepło opanowało jego klatkę piersiową, a świadomość tego, iż ma obok siebie kogoś tak ważnego, wędrowała widocznie po jego umyśle. Nie bez powodu; koniec końców musiał jakoś wziąć pod uwagę parę istotnych rzeczy podczas występujących wewnątrz jego umysłu problemów. Chciał się zmienić nie tylko dla siebie, by żyć bardziej zgodnie z innymi, ale przede wszystkim dla Maxa. Wiedział, że w poprzednich miesiącach prędzej go ściągał na dno swoją ignorancją wobec bezpieczeństwa, jak również miał kompletnie gdzieś to, kogo dla niego tak naprawdę znaczy. Może sytuacja w marcu nie była radosna, bo była wręcz tragiczna, ale mając nóż na gardle, ciężko było o to, by siedział w jednym i tym samym gównie, skoro wiedział, iż zawalił po całości. - Najlepszy dla sąsiedztwa, najgorszy dla mieszkańca tego domu. - prychnął również, kiedy to doskonale wiedział, że koniec końców takie monitoringi są cenne, ale o prywatności to może sobie zamarzyć co najmniej przez następne parę lat. I o ile jego okolica nie była wścibska, tak o tyle wolał jednak nie brać się z motyką na słońce i tłumaczyć, jak to jest możliwe, że w nocy została załatana widoczna dziura w dachu, a zewnętrzny grzyb również zaniknął w odmęty zapomnienia. Niespecjalnie ukrywał się z tym, że przeszłość niosła ze sobą konieczność zakładania masek. Nie był z tego dumny, ale koniec końców czasami się to przydawało. Wystarczyło spojrzeć na obecną chwilę; trzymając wyimaginowane przedmioty, spisywał sobie najważniejsze rzeczy. Co prawda miał ku temu odpowiednie narzędzia, aczkolwiek nie zamierzał na obecną chwilę kreślić sobie po dzienniku, choć ewidentnie stanowił on kopalnię informacji. Też, nie chwalił się jakoś specjalnie tym, do czego coś konkretnie służy. Wbrew pozorom lusterko trzymał nie tylko po to, by utrzymywać kontakt z ukochanym, lecz także po to, by móc skontaktować się z terapeutą. Flamaster? Dopóki nie dostawał pytań, to nie tłumaczył. To nie tak, że te rzeczy nagminnie ukrywał, bo jawnie znajdowały się one przed oczami Maximiliana. Prędzej nie widział sensu "chwalenia się", skoro nie było czym tak naprawdę się chwalić. - Na starość będę sobie rozwiązywał krzyżówki z metodami wkurwiania cię. - prychnął, bo o ile to było coś odległego i wręcz nierealnego przy ich szczęściu, o tyle lubił żartować. Edycja specjalna krzyżówek, hasło w pionie, na siedem liter. Nieźle by się przy tym bawił, dopasowując konkretne odpowiedzi. Sam jednak nie wiedział, jak by zareagował, gdyby doszło do bezpośredniej konfrontacji. Wiedziałby, by się nie denerwować i sobie nie dokopywać, starałby się, ale tak naprawdę w praniu różnie mogłoby być. Od skrajnej ignorancji do skrajnego zamartwiania się - z nim to wszystko jest możliwe. Przymknął oczy, kiwnął głową. Wbrew pozorom nie musiał robić wszystkiego już, od razu, teraz, natychmiast. Zaproponował coś, co wydawało mu się naturalne, a samemu pozostawał stosunkowo wrażliwy na dotyk na wierchu dłoni. Może nie było to aż tak intensywne, jak miało to miejsce w Szklanej Komnacie, tuż po próbach, niemniej jednak udowadniało, że chłopak na niego działał. Sam robił wszelkie stosowne dokumenty, dopóki miał oczywiście czas. Za niedługo to wszystko miało się skończyć. - Nie dziwię się, że Hugo zaczął ci fajki podpierdalać. - pokazał mu język, bo co jak co, ale młodszy brat był naprawdę upierdliwy i nie zamierzał tego w żaden sposób negować. Mimo to podejrzewał, że bardziej żywiołowa dusza będzie miała większe problemy z opanowaniem jazdy w takim pojeździe, w związku z czym nic dziwnego, że to Solberg dał po dupie, ale nie dostał po niej - przynajmniej nie w tamtym momencie. - Mówisz? - uśmiechnąwszy się, sprzedał mu kolanem prosto w tyłek, lekkiego kopniaka, śmiejąc się przy tym przy okazji. Ale, żeby było sprawiedliwie, klepnął go przy okazji w to samo miejsce. - Taka zapłata mi wystarczy. - puścił mu oczko, zanim to nie przedostał się do pojazdu, by następnie rozpocząć najgorszy wyścig w jego życiu. Przymały gokart dla samego Lowella nie był wcale taki przymały. To po prostu Max był ogromny i nie zamierzał tego negować, jako że w średniej brytyjskiej wyjebał daleko poza skalę. Niespecjalnie mu to jednak przeszkadzało w relacji, którą tworzyli, w związku z czym cieszył się jego obecnością i możliwością wspólnej zabawy w tak dziecinny, aczkolwiek bardzo rozluźniający sposób. Szkoda tylko, że operowanie tym gokartem nie było wcale takie proste, w związku z czym co chwilę lądował na oponach, by potem znowu się rozpędzić i znowu w nie uderzyć. - Ta, a ja mam w domu hip- słonia w trampkach! - wyciągnął dłoń do przodu, by pokazać mu soczystego fakasa, uśmiechając się pod nosem charakterystycznie. Nie miało to negatywnego wydźwięku, a prędzej zadziorny, charakterystyczny dla rywalizacji. Wchodziła mu powoli głupawka, której to nie potrafił ogarnąć, w związku z czym nic dziwnego, że jazda szła mu coraz to gorzej. Sam nie wiedział, skąd się to u niego wzięło, niemniej jednak nie narzekał, gdy zapominał o większości problemów i mógł skupić się w pełni na korzystaniu z życia. Na sięganiu po to, co naprawdę sprawiało mu radość. - Muszą być pierwsi i ostatni, czyż nie? - wystawił dłonie, ponownie uderzając o krawędź toru, by wykonać niezwykle śmieszny obrót w tym samochodziku i ponownie ruszyć do przodu. Powoli, skrupulatnie, centymetr po centymetrze... Dopiero po czasie się odpalił i zaczął zapierdalać do przodu tak, jakby legilimenta z Nokturnu go gonił.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Fakt, że mieli siebie nawzajem naprawdę wiele zmieniał i pomagał. Sam dzięki temu mógł nieco inaczej na pewne sprawy spojrzeć i kilka rzeczy poprawić, choć do ideału było naprawdę daleko. To, co działo się w marcu może i nie było przyjemne, ale z perspektywy czasu poniekąd konieczne, by obydwoje mogli co nieco zrozumieć. -Dokładnie tak. - Zgodził się, bo lepiej sam by tego nie ujął. Na szczęście nie miał z tym za wiele problemu, a z sąsiadami, choć nie było ich wiele, utrzymywali dość przyjazne stosunki. Max nie był kimś, kto bez powodu wypytywałby o takie rzeczy. Sam miał wiele tajemnic, których niezbyt chciał zdradzać i parę takich, na które zapytany przez Felka od razu udzieliłby odpowiedzi. Może nie zawsze chętnie, ale gdyby jakiś jego projekt wpadł kiedyś w ręce ukochanego, nie ukrywałby swoich dawnych zamiarów. Jeżeli chodziło o bransoletkę jednak, to po tym, co miało miejsce w Arabii znów zabrał się do pracy. Zauważył, jak potrzebny mógł to być wynalazek i ile dobrego mógłby zrobić. -To zawsze jakaś rozrywka! Lepsze niż gapienie się całymi dniami w telewizor. - Rozbawiła go ta wizja, gdy wyobraził sobie siedzącego w fotelu Felka, w dość podeszłym wieku, który krzyczy do niego z drugiego pokoju "SKARBIEEEEEEEEE, co Cię wkurwia bez alkoholu? Na sześć liter!". Nic dziwnego, że zaczął się śmiać jak pojebany, przez chwilę nie mogąc się opanować. Nawet nie zauważył, że pierwszy raz w życiu wyobrażał sobie z kimś tak daleką przyszłość. Faktycznie to, co czuli w Szklanej Komnacie było wyjątkowo intensywne, ale prawdą było, że eliksir jakim zostali upojeni tylko wzmocnił to, co mimo wszystko Max i tak już do partnera czuł. Nie potrzebował więc kolejnych toastów, by dzielić z nim czułe gesty, czy słowa przeznaczone tylko i wyłącznie dla jego uszu. Szczególnie teraz, gdy ten dzień poświęcał tylko i wyłącznie jemu i właśnie na jego osobie całkowicie się skupił. -Chyba przerzucę się na kręcone. Gówniak zdecydowanie za dużo hajsu mi marnuje. - Zaśmiał się, bo to że Hugo kradł mu fajki nie było tylko jego wybrykiem. Po części była to też umowa między nimi, która często zapewniała dyskrecję i spokój. Długo nie musiał namawiać, żeby dostać jednak tego kopniaka. Choć odruchowo spiął mięśnie, uśmiech nie schodził z jego twarzy. -Ale mi nie! Dupa mnie teraz boli, potrzebuję masażu. - Wyszczerzył się, choć nie dał szans na jakąkolwiek reakcję, gdy zaczął pakować swoje długie kończyny do gokarta. Faktycznie tutaj to jego wymiary były problemem, a nie rozmiar pojazdu. Jakby nie było w każdym wieku ma się prawo do zabawy, więc to, że Felek przekroczył już magiczną dwójkę z przodu nie znaczyło, że jest za stary na coś takiego. Charakter Maxa odrzucał podobne podejście. Był święcie przekonany, że nawet na starość będzie w stanie czerpać radość z podobnych rozrywek i wcale nie było mu z tego powodu źle. -Wcale bym się nie zdziwił, Ty mój zoofilu. - Odwrócił się żeby pokazać mu język w odpowiedzi na tego pięknego fakasa i to był jego błąd. Te kilka cennych sekund sprawiło, że nie wszedł odpowiednio w zakręt i zaczął odbijać się jak piłeczka od opon ustawionych na skraju toru. Mimo, że wciąż miał przewagę, utracił nieco na prędkości, którą zaraz to postarał się odzyskać. W końcu rywalizacja to rywalizacja!
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
To go cieszyło. Sam fakt tego, iż nie poddawali się, a po prostu szli razem do przodu, ze splątanymi dłońmi, gdy nicie przeznaczenia pozostawały w kontakcie. Sam nie spodziewał się, że tak wiele zdoła się zmienić i fakt tego, jak kiedyś to musiał ukrywać, wcale go nie pocieszał. Cieszył się natomiast z tego, że to nie było wielce kolorowe romansidło, no ba, komedia romantyczna, a po prostu ludzka relacja bez fajerwerków w tle. Jeżeli chcieli, to potrafili spędzać czas na różne sposoby. Czy to we własnych ramionach, czy to właśnie poprzez sporty, jak chociażby korzystanie z toru do kartingu. Nie ograniczali się do ciągłego siedzenia w domu i patrzenia sobie w oczy, a od dłuższego takiego spoglądania pewnie by mu się to znudziło. Cieszył się natomiast, że ich relacja nie zmieniła się nagle o sto osiemdziesiąt stopni, gdy uznali, że są na tyle pewni własnych uczuć, by być ze sobą razem. Jedyne, co się zmieniło, to bardziej czułe gesty - wolność i radość ducha pozostały na miejscu. Sąsiedzi to był poniekąd temat tabu na wsi i szczerze - nie przepadał za tym. Ojczym doskonale utrzymywał fasadę idealnego męża, gdy po kryjomu był w stanie zapewnić innym piekło na ziemi. Całe szczęście, że ten rozdział miał za sobą, choć nie był z niego dumny. Ani z kwestii zrzucania ze schodów, ani z kwestii bycia bitym, ani z kwestii czegokolwiek, co było z nim powiązane... Ten rozdział uważał za kompletnie zamknięty, choć demony przeszłości próbowały przedrzeć się przez drzwi, które to zamknął na klucz. Nie czuł się ani dobrze, ani prawidłowo. - Panie, za tyle lat to nie będzie telewizorów, tylko własnie WiRtUaLnA rZeCzYwIsToŚć. - pozwolił sobie na gest palcami własnych dłoni, gdy wyobraził sobie tę kwestię. Coś, co zdawało się być kiedyś niemożliwe, wchodziło do użytku codziennego. A poza tym, zgodnie z rozwojem technologicznym, możliwe, że za niedługo we śnie będą wbijać do jakichś wirtualnych światów i korzystać z klas postaci w jakimś internetowym mmorpg. Mimo to nie zdziwił się na śmiech, jako że musiało to być naprawdę zabawne. Nawet nie zauważył, że w sumie nawiązał do czasów, które mogą nigdy nie nadejść, albo mogą nadejść w innych okolicznościach. Z innym partnerem obok, choć na samą myśl o tym skręcało mu jelita. Eliksir, który zadziałał w ich żyłach, co prawda potęgował to uczucie, podnosząc je poniekąd na piedestał. Nie oznaczało to, że Felinus czuł słabszą miłość w kierunku do własnego partnera. Po prostu te czułe gesty były mniej nakierowane tylko i wyłącznie na znajdowanie się we własnych ramionach, skoro zamierzali pobawić się przecież na torze kartingowym. Nigdy wcześniej nie miał okazji, więc nic dziwnego, że później poszło mu równie względnie chujowo. Może za bardzo wpatrzył się w partnera? - Mam już doświadczenie, więc jakbyś potrzebował pomocy, to możemy razem kręcić. - no tak, jako biedny student zawsze szukał jakichś alternatywnych rozwiązań i o ile e-fajki brzmiały spoko, o tyle ciągłe kupowanie gotowych szlugów nie działało zbyt dobrze dla jego portfela. Zamiast tego zamierzał zaoszczędzić, jako że lista wydatków rosła ciągle w górę i w górę, nie dając mu ani chwili wytchnienia. W Arabii o to się nie martwił, ale tam psychika natomiast została skutecznie nadszarpana. Tutaj miał odpoczynek od złych wydarzeń, ale nie na długo, skoro pieniądze kończyły się w zaskakującym tempie. - Boli? Pocałuję i pomasuję, ale nie tutaj! - pokazał mu widocznie język, by następnie oddać się w ramiona rywalizacji. Ta dwójka z przodu znaczyła tyle co nic, jako że przecież w Oazie Cudów nie był wcale taki stary. Wbrew pozorom cofnął się w dojrzewaniu, a teraz, mimo dwudziestki w dowodzie (i wyżej), tak naprawdę czuł się niczym nastolatek, głównie za sprawą tego, iż przeżywał te wszystkie emocje tak intensywnie. Co prawda nie miał czasu, by nad tym teraz rozmyślać, no ale wbrew pozorom gdyby nie Max, zapewne mentalnie byłby gdzieś przy trzydziestce. Odkrywając samego siebie, sięgał po te elementy przeszłości, których nie odkrył; poza tym miał w dupie wszelkie zasady i nakazy poprzez wiek, skupiając się w pełni na tym, by korzystać z życia. - Oho, czekaj tylko, aż go na ciebie naślę! - uśmiechnął się, obserwując to pokazanie języka i wjebanie się na pełnej piździe w opony, od których to zaczął się odbijać i tracić równowagę. - Karma wraca! - pokazał mu język i ruszył nagle do przodu. Lowell postanowił wykorzystać ten moment przewagi, ale nie dawało mu to nic, jako że i tak był o okrążenia do tyłu, w związku z czym dotarł do mety jako ostatni, gdy ustawił się w miarę prawidłowo i wreszcie mógł rozprostować kończyny. - Było ZAJEBIŚCIE. - zaśmiał się, gdy podwiesił prawą dłoń na ramieniu partnera, a drugą trzymał kask, który miał zamiar odłożyć. - Gratuluję wygranej, mistrzu. No co tam chcesz w ramach pierwszego miejsca? - puścił mu oczko i dał buziaka, by przejść przez krótki moment do przodu i się szerzej uśmiechnąć. Co prawda przegrał, ale nie chodziło tutaj o podium, a prędzej o to, żeby się zajebiście bawić.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Sam, choć nie stronił od romantycznych gestów, nie wyobrażał sobie zaprzestać ich wspólnych głupawek i innych podobnych zachowań. Choć może, gdyby mógł to zmniejszyłby ilość kłótni, jakie to kiedyś mieli. Tyle dobrego, że te spięcia pomogły im nie raz się zrozumieć i nie musieli już patrzeć na nie z wielkim wyrzutem. A przynajmniej Max nie miał do nich takiego podejścia. -Jeden chuj. Jeżeli Brooks mnie czegoś nauczyła, to tego, że krzyżówki są lepsze. - Zaśmiał się, bo akurat krukonka kojarzyła mu się z tą rozrywką nieodłącznie i podziwiał jak wiele razy potrafiła spędzić nad uzupełnianiem krateczek niejedną godzinę. Był też przekonany, że jeżeli ten scenariusz dojdzie do skutku, to tylko z Felkiem u boku. Nie wyobrażał sobie kogoś innego przy sobie. Był nawet pewien, że jeżeli kiedyś ich drogi się rozejdą, sam wróci do poprzedniego życia, które zakładało wielu partnerów bez zobowiązań raczej niż jednego stałego. -Kręcić potrafię, ale we dwójkę na pewno pójdzie szybciej. - Puścił mu oczko bo w swoim krótkim życiu miał okazję nie tyko robić własne szlugi, ale i przygotowywać skręty, a wszystko to działało na tej samej zasadzie. Dla wygody wolał po prostu kupować gotowce szczególnie, że palił jak smok. -Boli i to jeszcze jak! - Powiedział, nie mogąc się doczekać obiecanej nagrody. W tej chwili mieli jednak przed sobą coś ważniejszego. Zapierdalanie na torze i jego odciągnęło od wszelkich innych myśli w tej chwili. Pęd i ta niewielka dawka adrenaliny sprawiały, że kojot na jego ramieniu szczerzył się jak pojebany, odzwierciedlając to, co widniało na twarzy chłopaka. Kwestia tego, że wygrywał wcale temu nie przeszkadzała, choć nie była najważniejsza. -Uważaj bo się wystraszę! - Odkrzyknął, po czym przyjebał na pełnej piździe w opony i wybuchnął głośnym śmiechem, powoli ogarniając się do kontynuacji wyścigu. Dawno nie miał okazji tak miło spędzić dnia, więc rozkoszował się każdą jego chwilą. -Oj było. Tego mi było trzeba! Cieszę się, że Ci się podobało. - Powiedział, po czym sam zaczął wygrzebywać się z pojazdu, przy czym o mało co nie wyjebał się na ryj, gdy jego noga utknęła w gokarcie. -Wspominałeś coś o jakimś masażu... - Wyszczerzył się, po czym odwzajemnił pocałunek i oddał kask pracownikowi, by ponownie chwycić partnera. Tak naprawdę nie potrzebował niczego w ramach nagrody, ale skoro Feli sam zapytał...
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Sam również sobie tego nie wyobrażał. Co jak co, ale nie zamierzał przestawiać się tylko i wyłącznie na jedną czynność, więc zgrabnie łączył te romantyczne gesty z głupawkami, jakie to przejawiali. Kłótnie w przeszłości nie były w żaden sposób miłe, choć ewidentnie pokazywały im, jak znacząco się różnili. Choć teraz wszelkie różnice względem zachowania z przeszłości i teraz wypłynęły podczas konfrontacji w Oazie Cudów, gdzie Lowell wcale nie zamierzał pić herbatki i dzielić się doświadczeniami z pola walki. I nie zamierzał mu tego wypominać; oboje byli na tyle wkurwieni, że wszystko dało się tam uzasadnić. Zarówno zachowanie, jak i padające słowa, które ewidentnie nie były miłe, choć dawały upust złości. Sam był wkurwiony i nie krył się z tym po kątach, pokazując to, że jednak ma własne zdanie i potrafi przeciwstawić się jakiejkolwiek logice. Co zaprzeczało oklumencji, ale wobec niego miał zamiar być szczery w stu procentach. - A jeszcze lepsze jest odsyłanie rozwiązanych krzyżówek i dostawanie darmowego tostera lub wycieczki na Hawaje. - uśmiechnął się szerzej, bo trochę nie wierzył w to, żeby te nagrody były w stu procentach prawdziwe i ludzie naprawdę je dostawali. No co jak co, ale sam wydruk i stworzenie tego, zredagowanie, wymagały odpowiednich zasobów, więc coś mu tam nie pasowało. Poza tym, jakby nie było, takie krzyżówki pozostawały stosunkowo tanie, choć darmowy toster to by przytulił. Lubił tosty, ale Maxa wolał jeszcze bardziej. - O to chodzi - maksymalizacja zysków. - pstryknął palcami w jego kierunku, uśmiechając się pod nosem, a charakterystyczny wyszczerz przejął na chwilę kontrolę nad jego aparycją. Choć skupił się równie na drugiej kwestii, spoglądając na ten krótki moment kocim wzrokiem w kierunku tej części ciała. Jakoś nie potrafił się powstrzymać, a też - był facetem. Naturalnie zatem spoglądał na pewne rzeczy, które wzbudzały jego ciekawość. - No to masz to zagwarantowane. - powiedział w jego kierunku całkowicie szczerze, bo i tam łapki mogły się znaleźć, ale ewidentnie nie tutaj. No chyba że chcieli, by ktoś ich wywalił na zbity pysk. Wyścig poszedł mu co najmniej do dupy i nie zamierzał się z tym kryć, w związku z czym przyjął godnie porażkę, do której to nadstawił policzka. Nie było to coś przyjemnego, ale też - nie godziło jakoś specjalnie w jego duszę. Zamiast tego skupił się w pełni na rozrywce, która może była prowizoryczna i dla dzieciaków, ale zamierzał w pełni skorzystać z chwili, którą zapewnił mu partner. Znajdująca się na jego ciele istota jednak nie reagowała zgodnie z uczuciami, które przejawiał chłopak. Owszem, w niektórych kwestiach się zgadzali, ale ten zdawał się żyć własnym życiem. Zamartwiało go to poniekąd, w związku z czym zaczynał się obawiać, czy przypadkiem dobrze zrobił. Tatuaż był wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju, ale przejawiając własną wolę, mógł nieść potencjalne zagrożenie. - No patrz, jak spierdalasz! - wyszczerzył się bardziej, by następnie zakończyć ten wyścig niezbyt prawidłowo, bo jako ostatni, ale z pozytywnymi emocjami, które gromadziły się pod kopułą czaszki. Tego im brakowało - swobodnego dnia bez cienia obowiązków, dzięki któremu mogli zapomnieć o tym, co miało miejsce w poprzednich dniach. I całe szczęście; naprawdę czuł się dobrze w towarzystwie byłego Ślizgona; podszedł do niego i kiedy zauważył tę niesforność w wychodzeniu z pojazdu, zaproponował własną pomoc. - Uważaj, nie chciałbym zbierać twojego mózgu z podłogi. - uśmiechnął się, choć ta wizja nie była jakoś miła. Wręcz przeciwnie, choć na szczęście wszyscy wydostali się z tych zabójczych pułapek, a Lowell ruszył powoli, po zwróceniu akcesoriów, w kierunku wyjścia, przybliżając do siebie na krótki moment Ślizgona. - Mówisz? Ja nie pamiętam. - postanowiwszy zarzucić żartem, wzruszył ramionami, by następnie przytulić się bardziej. - Jak chcesz, to mogę ci to załatwić. Termin odbioru nagrody mija za tydzień, więc masz sporo czasu, by się nad tym zastanowić. - uśmiechnął się zawadiacko, bo o ile to miała być nagroda dla Maxa, była również poniekąd dla niego - z naturalnych, oczywistych powodów. Już od dłuższego czasu, po terapii z seksuologiem i kolejnych sesjach z terapeutą, ciągnęło go z powrotem w ramiona Ślizgona, by przekroczyć granicę, która wcześniej wydawała się być niemożliwa do przesunięcia. Było to coś, przed czym się wzbraniać nie mógł - koniec końców trudno było mu przenieść z jego zielonych tęczówek wzrok. Wspólnie spędzili jeszcze trochę czasu, zanim zdołali się teleportować i skorzystać jeszcze z własnej obecności; dzień mijał spokojnie i bez żadnych trosk, by jakkolwiek mógł zostać zepsutym.