Osoby:@Ruth Wittenberg@Mikkel Carlsson Miejsce rozgrywki: Sztokholm, Szwecja Rok rozgrywki: 2013 Okoliczności: Ostatnie wakacje przed studiami w Londynie to czas zniecierpliwienia, nerwów i nieustannych przygotowań. Przygotowań do nowych wyzwań, nowych celów i nowych znajomości, choć często nie takich, na jakie się było przygotowanym... Ruth miała jasny plan gładkiego startu na londyńskich studiach i zakończenia przygody ze Szwecją, jednak życie najwidoczniej nie miało takiego planu, jak kobieta.
Ruth krążyła po mieście już ładnych parę godzin, więc nogi zaczynały ją boleć od obcasów a włosy trochę się zmierzwiły od mroźnego, sztokholmskiego wiatru. Miała zaróżowione policzki i wyglądała na dość zagubioną, ale w gruncie rzeczy pewnie przemieszczała się pomiędzy sklepami i oddziałami, odhaczając z listy ułożonej w głowie kolejne punkty. Pozostało jej jeszcze wprawdzie kilka rzeczy do wykonania, ale ze względu na to, że zrobiło się już ciemno i mroźno kobieta postanowiła odłożyć to na następny dzień i teraz wrócić do hotelu wziąć ciepły prysznic. Szła wybrukowaną uliczką powoli, niespiesznie i z uwagą stawiając kroki. Nie miała ze sobą nic, oprócz malutkiej torebki, więc nie miała nawet jak poświecić sobie w ciemnym chodniku a trochę obawiała się wyciągania różdżki w środku miasta, gdzie mogli chodzić zwykli ludzie i tak po prostu przyświecać sobie trasę. Niestety, ktoś pomyślał chyba dokładnie tak samo co ona i zamaszystym krokiem przeszedł obok kobiety, zauważając ją dopiero wtedy, gdy mocno potrącił jej bark. Können Sie vorsichtiger sein?* - krzyknął ze złością w stronę Ruth, choć sam przed sekundą ją uderzył nie rozglądając się na boki podczas marszu. -Słucham? - dziewczyna aż zamrugała z niedowierzaniem. Po chwili jednak oprzytomniała i po przeanalizowaniu faktów doszła do wniosku, że ma przed sobą kłótliwego Niemca, który chyba nie do końca widzi na oczy. Owszem, było ciemno, ale nie jak w grobie. To Sztokholm, a nie moskiewskie katakumby. -Entschuldigung, aber... - już chciała mu w delikatny sposób uświadomić, że to on rozpycha się barkami na całą szerokość ulicy, ale po pierwsze nie do końca miała ochotę się wykłócać, a po drugie to, że mężczyzna zorientował się, że Ruth go rozumie tylko dodało mu wiatru w żagle. Zaczął niebezpiecznie machać rękoma i krzyknął coś niezrozumiale, z czego Ruth zrozumiała tylko zwroty "bezczelna" oraz "zaraz ci pokażę" i właściwie tyle jej wystarczyło. Cofnęła się o krok, z przerażeniem stwierdzając, że niespecjalnie ma dokąd uciekać. No to ładnie.
Mikkel szykował się do wyjazdu do Londynu. Wszystko miał już przygotowane w głowie, ale jeszcze dużo brakowało mu w praktyce. Musiał zrobić masę zakupów, pozałatwiać sprawy w Ministerstwie i jeszcze raz zrobić masę zakupów. Był wyjątkowo mroźny dzień, nawet jak na lato w Sztokholmie, co dla niego było idealną okazją do wyjścia z domu i rozejrzeniu się po mieście za potrzebnymi mu rzeczami. Przede wszystkim liczył na to, że nie będzie zbyt wielu ludzi na ulicach i obejdzie się bez zbędnych rozmów, a zaoszczędzony czas poświęci na rzetelne przygotowanie się do wyjazdu na studia. Ellinor miała jeszcze cały rok, żeby zgromadzić potrzebne rzeczy, a on niestety musiał uporać się z tym jak najszybciej. Przechadzał się po ulicach Sztokholmu. Było już całkiem ciemno, ale jemu to nie przeszkadzało. Jeszcze większa szansa, że nie natrafi na kogoś znajomego. Jego wzrok nigdy go jednak nie zawodził i ujrzał śliczną dziewczynę, przebierającą zwinnie długimi nogami. Mugolka czy nie, Mikkel nie mógł się powstrzymać, żeby się na nią nie patrzeć. I całe szczęście. Wówczas pewien Niemiec potrącił ją i zamiast grzecznie przeprosić, jak nakazuje zdrowy rozsądek, zaczyna się awanturować, co okropnie Szweda zirytowało. Podszedł do dwójki i wyciągnął wyprostowaną dłoń w kierunku jegomościa, tym gestem starając się go uspokoić. - Ruhe, Ruhe - powtarzał tylko, aż mężczyzna zmuszony był spuścić z tonu - Bitte gehen weg von dieser schönen Dame - poprosił opanowanym tonem, ale Niemiec nie chciał dać za wygraną. Mikkel złapał więc tajemniczą dziewczynę za rękę i pociągnął za sobą, oddalając się od niego na bezpieczną odległość. - Sind Sie verletzt? - spytał, zakładając, że dziewczyna mówi po niemiecku, bo w końcu odpowiedziała mężczyźnie właśnie w tym języku. A Mikkelowi nie przyszło do głowy, że być może po prostu umie mówić po niemiecku, podczas gdy tak naprawdę jej ojczystym językiem jest szwedzki.
Ustalmy fakty. Jest ciemno, zimno i późno, dziewczyna właśnie została szturchnięta barkiem w podejrzanej uliczce przez jakiegoś Niemca, który zaczął się z nią awanturować nie wiadomo tak naprawdę o co i prawdopodobnie próbował ją nauczyć szacunku hm... ręcznie. W momencie, w którym już miał się zamachnąć a Ruth wyciągać różdżkę (bo w sumie to była jej jedyna sensowna przewaga, nie dałaby rady się inaczej obronić przed rosłym mężczyzną) znikąd pojawiła się jakaś wysoka postać i zaczęła uspokajać napastnika po niemiecku. Czy to jest jakaś niemiecka dzielnica, czy co? - zapytała samą siebie w myślach, rezygnując na chwilę z podjęcia magicznego przedmiotu. Kilka sekund później zrozumiała swój fatalny błąd, jaki popełniła, biorąc nieznajomego mężczyznę za wybawcę, kiedy ten pociągnął ją nagle za rękę i wylądowali razem w jeszcze ciemniejszym zaułku, niż ten, w którym przed chwilą była. Teraz nie była zaniepokojona sytuacją. Teraz była przerażona nie na żarty, choć sama Ruth bardziej by to nazwała szokiem. -To jest jakiś obłęd... - powiedziała w sumie do siebie, ale patrząc na "tego drugiego Niemca", bo przecież też był Niemcem, prawda? Mówił po niemiecku z bardzo płynnym akcentem, Szwedzi nie mówią aż tak poprawnie. Kiedy zapytał ją o stan obejrzała się szybko, stwierdzając z ulgą, że prócz obolałego barku chyba nic jej nie jest. -Nein, danke - skinęła głową i założyła za ucho włosy, które częściowo opadły jej na twarz. Teraz mogła zobaczyć swojego wybawcę dokładnie. Był tak przystojny, że...Dobra. Opanowanie przede wszystkim. Nie można tak po prostu sobie stać z obcym facetem w ślepym, ciemnym zaułku bez kamer i bez jakiejkolwiek linii obrony. To nie film - fakt, że ją uratował przed niemieckim awanturnikiem nie oznacza, że sam ma czyste intencje. -Entschuldigung, ich muss zu Hause gehen - powiedziała uciekając przed nim wzrokiem i już szykując sobie plan ucieczki. To, że był przystojny i właśnie ją uratował nie sprawiło, że kobieta powinna stracić czujność. Właśnie takie mało roztropne panie później znajduje się na pierwszych stronach gazet. I na ostatnich - w nekrologach.
Mikkel sam niewiele myślał, odciągając dziewczynę na bok w ten sposób. Zupełnie nie przyszło mu do głowy, że mogła go uznać za kolejnego natrętnego nieznajomego, który miał co do niej niecne plany. Och, co za nieszczęście, bo dziewczyna w odczuciu Mikkela była niezwykle zjawiskowa i miał nadzieję porozmawiać z nią chwilę dłużej. Jak na Niemkę, naprawdę zaskakiwała urodą. Wtedy niebieskooka mruknęła coś do siebie, jakby pod nosem, a jednak na tyle głośno, że Mikkel wszystko usłyszał. Wtedy stanął już w kompletnej dezorientacji. To w końcu była Niemką czy Szwedką? Odpowiedziała znów po niemiecku, że nic jej nie jest. Założywszy włosy za ucho wyglądała jeszcze bardziej uroczo niż wcześniej. Chłopak uśmiechnął się, podnosząc jedną brew do góry. - Nej, vänta - odezwał się tym razem po szwedzku, mając nadzieję, że dobrze usłyszał jej wcześniejszą wypowiedź - nie musisz się mnie bać. Jestem Mikkel - kontynuował w swoim ojczystym języku, a wydawało mu się, że ona go rozumiała. Zauważył jej zakłopotanie i lekką obawę. Starał się więc ją uspokoić i w jakiś sposób wyjaśnić, że nie jest jakimś psycholem. Jak na razie zastanawiało go, czemu taka ładna dziewczyna chodzi sama po mieście o tak późnej porze. Przecież mogłoby się jej coś stać, czego dobrym potwierdzeniem jest nastała sytuacja. Chciał ją zatrzymać przy sobie jak najdłużej. Przede wszystkim dlatego, że dobre wychowanie nie pozwalało mu jej zostawić tak samej, skoro nie było wystarczająco bezpiecznie. Oczywiście zrozumiałby, gdyby nie pozwoliła mu się odprowadzić do domu, ale w takim razie byłby zobligowany do zapłacenia za jej taksówkę, czy co tam innego służy mugolom w takich sytuacjach.
Na chwilę, która później wydała się kobiecie zdecydowanie za długa, straciła zupełnie głowę. Mimo, że była na szpilkach mężczyzna wciąż był od niej wyższy i w momencie, w którym uśmiechnął się do dziewczyny z taką niewymuszoną elegancją i urokiem nie potrafiła skupić się na niczym innym, niż na jego oczach. Zauroczył ją tym spojrzeniem na stanowczo zbyt długi czas, bo Ruth ocknęła się dopiero wtedy, gdy przemówił do niej po szwedzku. I o ile jego słowa zabrzmiały uspokajająco i taki też miały sens i przeznaczenie, o tyle tak gwałtowny zwrot akcji sprawił, że dziewczyna mimowolnie chwyciła dłonią za różdżkę, uchylając o centymetr jej trzonek tak, że żaden mugol raczej by nie zwrócił na to uwagi. A ona poczuła się trochę bezpieczniej. Trwało to oczywiście tylko chwilkę, bowiem nie wiedzieć czy to aparycja, czy głos Mikkela sprawił, że kobieta z powrotem schowała magiczny przedmiot i uśmiechnęła się do swojego wybawcy nieznacznie, wciąż z pewnym zakłopotaniem. Z jednej strony była mu wdzięczna, z drugiej bardzo zła na samą siebie, że pozwoliła dopuścić do takiej sytuacji. Następnym razem pomyśli dwa razy, zanim zechce sobie skrócić drogę do hotelu idąc przez podejrzane uliczki. -Ruth. Bardzo mi miło pana poznać, jednak zrobiło się już późno i naprawdę powinnam wracać do hotelu - powiedziała znów czując, że ściana budynku znajduje się zaledwie kilkanaście centymetrów za jej plecami i nie może ot tak się odwrócić i uciec, bo przywali w ceglany mur. Poza tym jakkolwiek przystojny by nie był ten mugol, wciąż pozostaje mugolem i jej matka padłaby pewnie na zawał, gdyby się dowiedziała, że nowy znajomy jej córki nie ma w sobie ani kropli magicznej krwi. Co innego zaczytywać się w mugolskich książkach, a co innego sprowadzać ich samych do swojego życia. A już przede wszystkim dziewczyna próbowała podkreślać sobie w głowie, że to nie film i przystojni, wolni, zdrowi na umyśle mężczyźni nie spadają ot tak z nieba, więc lepiej nie kusić losu sympatyczną pogawędką z nieznajomym w ciemnym rogu, gdzie nikt ich nie widzi. -Dziękuję za pomoc. Nie wiem, jakby się to skończyło, gdyby nie pan... Życzę miłego wieczoru i spokojnej nocy - powiedziała dość niecierpliwie, czerwieniąc się nieznacznie przy próbie pochwalenia go za pomoc. Dziewczyna uznała, że teraz to będzie dobry moment, żeby ładnie się pożegnać i rozejść każdy w swoją stronę, więc uśmiechnęła się do nieznajomego życzliwie, mrużąc przy tym delikatnie oczy, co sprawiło, że wyglądała teraz zupełnie jak mała dziewczynka i odwróciła się o dziewięćdziesiąt stopni, robiąc gwałtowny krok do przodu. Na próżno. Zapięciem złotej bransoletki, którą dostała od matki czarownicy, wiec bransoletki praktycznie niezrywalnej, zaczepiła o koszulę mężczyzny i siłą rzeczy musiała nie tylko cofnąć się o pół kroku, ale też przysunąć mimowolnie do niego, lądując mu niemal w ramionach, jak na kiepskim romansidle. Naprawdę? - pomyślała w duchu z pewnym zażenowaniem i westchnęła z politowaniem na swojego dzisiejszego pecha. W końcu też zaśmiała się z całej niedorzeczności sytuacji i czując się absolutnie winna spojrzała na Mikkela tymi roześmianymi oczami. -Przepraszam, nie robię tego specjalnie - uśmiechnęła się i zaczęła liczyć w duchu, że ten człowiek faktycznie ma dobre zamiary, bo jeśli nie, to jest utopiona. A jeśli ma, to czeka ją miły wieczór przypięta do koszuli nieziemsko przystojnego, szarmanckiego Szweda, czyli wcale nie taki pech. Prawda?
Co prawda, to prawda, Mikkel zwykł robić piorunujące pierwsze wrażenie na kobietach. Był niezwykle uprzejmy, wydawał się być inteligentny i traktował każdą piękną niewiastę z należytym szacunkiem, nigdy nie wykazywał swojej wyższości. Z czasem jednak robił się okropnie nie do zniesienia, łamał niewinne serca i zostawiał biedne dziewczyny same. Taka już była natura Carlssona. Nie znał pojęcia miłości, a jedynie pożądania i zauroczenia. Ruth jeszcze nie zdawała sobie sprawy, że za tą piękną grą kryje się człowiek niezwykle podły i samolubny. Mimo swojej niezaprzeczalnej bystrości, która to później zadecydowała o przydzieleniu go do Slytherinu, Mikkel nie zwrócił uwagi na różdżkę, po którą sięgnęła nieznajoma. Uważał ją za zwykłą mugolkę, od której nie mógłby oczekiwać niczego poza fizyczną przyjemnością. Mimo swojej niechęci do brudnokrwistych, nie widział nic złego w jednorazowych romansach z tymi odznaczającymi się od innych urodą. A ten olśniewający uśmiech jego rozmówczyni... - Mnie również. W takich okolicznościach nalegam, żeby pozwoliła mi się pani odprowadzić - skoro to był hotel, a nie jej mieszkanie, to musiała być z innej części Szwecji, zastanawiał się Mikkel. Mimo bycia fatalnym w odczytywaniu ludzkich zamiarów, widział, że Ruth coraz bardziej się denerwuje i chce się od niego znaleźć jak najdalej. Trochę uraziło go to traktowanie jego osoby jak predatora, ale zdawał sobie sprawę, że okoliczności ich poznania nie były po jego stronie. Och, ile by dał, żeby móc się spotkać z nią w jakimś pubie czy restauracji. Niestety nie uczęszczał do tych mugolskich barów, więc pewnie nigdy by się to nie zdarzyło. Z drugiej strony, to musiało być w takim razie przeznaczenie, że spotkał ją tu, na tej konkretnej ulicy Sztokholmu i to jeszcze miał całkiem dobry pretekst, żeby zagadać. Dziewczyna grzecznie odmówiła, co było zupełnie do przewidzenia i powiedziała, że poradzi sobie sama. Uroczy rumieniec ozdobił jej twarz, kiedy dziękowała mu za pomoc, a twarz Mikkela nie kryła zauroczenia jej osobą. A ten uśmiech... Już miał zaprzeczyć, kiedy Ruth odwracała się na pięcie, ale zrobiła to za niego jej własna bransoletka. Niewinne akcesorium postanowiło uczepić się koszuli Szweda, zmuszając piękną niewiastę do zbliżenia się w kierunku chłopaka. Na co on uśmiechnął się serdecznie, tym bardziej widząc, że i na jej twarzy pojawia się uśmiech, co odebrał jako znak, że wcale się go tak bardzo nie obawiała, jak mu się wydawało. - Oczywiście, że nie - zaśmiał się - Twoja bransoletka po prostu bardzo potrzebuje eskorty do domu - zażartował i wcale nie miał zamiaru odplątywać jej od swojej koszuli. Może i było niewygodnie, ale z natury nie mógł przepuścić takiej okazji do lekkiego dokuczenia swojemu rozmówcy. Nieszczęśliwie dla niej, bransoletka utknęła w taki sposób, że tylko on byłby w stanie ją z tego wyplątać. Zamierzał wykorzystać sytuacje i wywalczyć na tym chociaż jeszcze godzinę czasu z Ruth.
Może i była trochę spanikowana całą sytuacją, ale nie była głupia i kiedy bransoletka zaczepiła o koszulę Mikkela Ruth nie próbowała jej bezcelowo szarpać, rozrywając mu ubranie i finalnie robiąc z siebie nieudolną dziewczynkę. Zamiast tego spróbowała zmniejszyć naprężenie materiału spowodowane zahaczeniem i nie bardzo zwracając uwagę na to, jak niebezpiecznie zmniejsza odległość, przysunęła się do mężczyzny jeszcze bliżej, zginając rękę w łokciu i przyciągając do siebie. Ten dziwny manewr poskutkował wyłącznie tym, że kobieta znajdowała się teraz kompletnie osaczona przez ramiona mężczyzny, ale także zorientowała się z wielkim zawodem, że tylko on może ją w tym momencie uwolnić. Jak blisko niego była zdała sobie sprawę dopiero w momencie, w którym poczuła na swojej szyi ciepło bijące od mężczyzny i mając wciąż w pamięci jego pociągający wzrok zareagowała tak, jak zareagowałaby każda kobieta na jej miejscu - zadrżała. Nie chciała już bardziej się wiercić dookoła niego, więc pozostała nieruchoma, ocierając swoim ramieniem o jego tors i z największą ulgą, jaką przyszło jej dziś czuć odetchnęła, słysząc jego życzliwy śmiech. Z perspektywy opanowanej, twardo stąpającej po ziemi Ruth to była trochę paranoja, że właśnie utonęła w tym śmiechu nieznajomego mężczyzny, od którego nie może się fizycznie uwolnić... O dziwo, nie miała jednak nic przeciwko temu. Jeśli chciałby jej zrobić krzywdę, już by to zrobił. Teraz jest po prostu zabójczo przystojnym, szarmanckim mężczyzną, który już po pięciu minutach znajomości sprawił, że miała gęsią skórkę. Dobry wynik. Stała do niego obrócona lekko bokiem, więc przechyliła głowę tak, aby choć po części go widzieć i nie ryzykować tym samym zetknięcia się nosami. -W tej sytuacji chyba powinnam się zgodzić - powiedziała z sympatycznym uśmiechem, mrugając go niego długimi rzęsami. -Właściwie to mieszkam niedaleko, kilka minut stąd, więc nie zajmę ci zbyt wiele czasu - powiedziała, sprawnie przechodząc na jego linię mówienia sobie na "ty". To, w jaki gładki sposób zmniejszył między nimi słowny dystans świadczyło nie tylko o jego salonowym obyciu, ale o wielkiej pewności siebie, która ją pociągała - z pewnością siebie wiązała się zawsze inteligencja, a to było coś, za co Ruth obdarzała szczególnymi względami. Tak właściwie, to gdyby nie była taka rozsądna i może nie taka trzeźwo myśląca, to przystojny Szwed mógłby z nią zostać w...Dosyć tego robienia dramatu. To przecież zwykła sytuacja, nic się nie dzieje. No, może pomijając fakt bycia otoczoną przez muskularne ramiona najprzystojniejszego Szweda, jakiego widziała od naprawdę ładnego czasu...
Dziewczyna znajdowała się już tak blisko, że za pewne wyczuwała jego oddech w swoich włosach. Drżenie jej ciała także nie umknęło jego uwadze, ale postanowił nie czynić ku temu żadnych zbędnych komentarzy, obawiając się, że mógłby ją tym odstraszyć. Mikkel był pod wrażeniem swoich umiejętności odczytywania ludzkich emocji, bo tego dnia szło mu to jakoś nadzwyczaj dobrze. Zauważył zmianę w zachowaniu i nastawieniu Ruth i wiedział, że już nie jest tak przestraszona jak wcześniej. Być może napięcie po sprzeczki z Niemcem trochę z niej zeszło, co skutkowało jej rozluźnieniem. Dostając zgodę na odprowadzenie się do domu, uśmiechnął się szeroko i jednym ruchem dłoni uwolnił splątaną w jego koszuli bransoletkę Szwedki. Podstawił swoje ramię, pozwalając by się go złapała. - W takim razie prowadź na około - powiedział półżartem-półserio, mając jednak nadzieję, że ich spacer będzie trwał nieco dłużej niż owe kilka minut, o których wspominała. Miał ogromną ochotę dowiedzieć się o niej trochę więcej. Żałował, że nie dane mu było spotkać równie uroczej czarownicy, ale mimo wszystko kontynuował rozmowę z nie mniejszym zapałem. - Jesteś stąd? - spytał, mając na myśli oczywiście Sztokholm. Sam się tu wychował i znał to miasto jak własną kieszeń. Mimo że 7 lat swojego życia spędził w szkole, to jednak dane mu było pozwiedzać rodzinne miejsce w trakcie wakacji czy świąt. Niestety, nie bardzo orientował się w tych mugolskich miejscach i nie potrafił stwierdzić, gdzie mógłby zabrać towarzyszkę, żeby się dobrze bawiła, a na pewno nie miał ochoty kończyć tego spotkania tak szybko. Liczył więc na Ruth i starał się tak ją sobą zahipnotyzować, by także wolała nie wracać zbyt prędko do domu. Nie znosił kłamać, to nie było w jego stylu. Z pogardą patrzył na tych, którzy uciekali się do kłamstwa i tracił szacunek do tych, którzy tak robili. Najgorsza prawda, ale prawda. Ale tym razem nawet nie miałby oporów, żeby jakoś okrężnie powiedzieć coś o sobie. Nie mógł przecież przyznać, że jest czarodziejem przypadkowo poznanej osobie. Ale tak bardzo pragnął z nią porozmawiać, że byłby w stanie posunąć się nawet do tak znienawidzonego przez siebie kłamstwa. Czemu zrobiła na nim aż takie wrażenie? Oprócz niezaprzeczalnej urody, imponowała mu jej widoczna inteligencja i taki styl bycia, który sprawiał, że nie sposób było przejść obok niej obojętnie.
_____ może nie za długo, ale w końcu jest!!! następny za dwa tygodnie
Jeśli miał zamiar ją zahipnotyzować, to zrobił to w bardzo profesjonalnym stylu. Ruth kompletnie przepadła w usposobieniu mężczyzny, momentalnie chwytając jego wyciągnięte ramię i jak gdyby nigdy nic prowadząc w dół uliczki. Bardzo zależało jej na tym, żeby porozmawiać z nim choć chwilę dłużej, jakoś zainteresować go swoją osobą, ale oprócz dosłownego złapania go na haczyk niewiele więcej potrafiła zrobić w tej sytuacji. Trzeba to zwalić także na sytuację, w której się znaleźli - Ruth po całym dniu maszerowania tu i tam za sprawunkami na uczelnię miała zwyczajnie dosyć miejskich eskapad i była po ludzku zmęczona. Mimo to bardzo jej zależało na tym, żeby Mikkel spojrzał na nią przychylnie, kompletnie zapominając o grożeniu palcem matki, jak i całej reszty rodziny a propos zadawania się WYŁĄCZNIE z czarodziejami. A już najlepiej czystej krwi. Ruth nie do końca mogła ot tak się przechadzać z mugolem po Sztokholmie, ale w chwili obecnej oczarowana jego aparycją i wyjątkowo przyciągającym charakterem jakoś przestała myśleć o czystości jego krwi i przede wszystkim - o rasie. Szczerze mówiąc najgorsze było to, że hotel, w którym nocowała dziewczyna był naprawdę bardzo blisko. Nie zdążyli przejść minuty i już za zakrętem na końcu poprzecznej ulicy wyłonił się duży, kamienny budynek stylizowany na zamek ze strzelistymi wieżyczkami. Na szczęście mugole budowali podobne zameczki co czarodzieje, więc Ruth odetchnęła z ulgą stwierdzając w duchu, że nie będzie musiała tłumaczyć tego specyficznego wyglądu hotelu. -Jestem z Uppsali, przyjechałam do Sztohkolmu załatwić parę spraw przed wyjazdem na studia... - zaczęła, sama nie wiedząc czemu tak sprzedawać o sobie informacje. Najzwyczajniej w świecie bardzo dobrze się czuła przy tym tajemniczym mężczyźnie i nie błądziły jej z tyłu głowy żadne obawy, że może być stalkerem lub psychopatą. Był po prostu sympatycznym, uprzejmym i diabelnie pociągającym facetem. -A ty? - zdążyła zapytać i w tym momencie dotarli do ciężkiej, masywnej bramy zamku. Ruth wiedząc, że do przejścia został im jeszcze dziedziniec, otworzyła drzwi i w tym samym momencie znaleźli się na ukwieconym placu mocno porośniętym wijącym się bluszczem, wyglądającym trochę jak z bajek dla dzieci o czarodziejskich krainach. Naturalnie, otoczenie nie wyglądało jak industrialna część Sztokholmu, ale Ruth tłumaczyła to sobie faktem, że może Mikkel pomyśli, jakoby kobieta miała ochotę odsapnąć od całego zgiełku stolicy w małym, cichym hoteliku stawiającym nacisk na dobre odwzorowanie przeszłych czasów. Nie planowała się tłumaczyć mężczyźnie, dlaczego to miejsce wygląda akurat tak, a nie inaczej, tak samo jak nie planowała mu mówić zbyt wiele o sobie. Jednak o nim posłuchałaby jak najwięcej, dlatego okrutnie żałowała, że to spotkanie skończyło się tak szybko. Cóż, na szczęście - nieszczęście jest zawsze w pogotowiu! Ruth jeszcze dobrze nie przeszła przez bramę, pozostawiając towarzysza nieznacznie za sobą, a już usłyszała charakterystyczne brzęczenie wokoło. Niemal natychmiast znikąd pojawił się starszy, okrągły i czerwony na twarzy pan machający niecierpliwie rękami. -Panno Wittenberg, mamy inwazję Bahanek! Proszę nie wchodzić, musi pani dziś przenocować gdzieś indziej - zaczął wypychać zdezorientowaną Ruth z powrotem za bramę dopiero po chwili zauważając, że ktoś z nią jest. Cudownie. Nie dość, że Mikkel poznał teraz jej dane osobowe to jeszcze dowiedział się, że nie ma gdzie dziś spać. Oczywiście chciała załatwić tę sprawę na spokojnie, denerwując się w duchu, że jej towarzysz musi brać udział w tej dyskusji, ale ostatecznie może zrobić tak, że pożegna się - z wielkim zawodem - ze swoim wybawcą i dopiero wtedy zacznie awanturować, jak to jest możliwe, że przy takiej sytuacji hotel nie zapewnia miejsc zastępczych. Poza tym, litości, bahanki to nie smoki, wytępienie ich nie zajmuje całej nocy... Niestety, tutaj także Ruth się pomyliła. W momencie tej ogólnej dezorientacji z otwartych przez właściciela hotelu drzwi wejściowych, położonych jakieś piętnaście metrów od bramy głównej wyleciały trzy czarne, włochate, wyglądające jak małe ludziki z Czarnobyla istotki, brzęcząc niemiłosiernie i tłukąc z wielkim entuzjazmem rząd niewielkich lampek powieszonych nad drzwiami. W tej chwili Ruth myślała jedynie o tym, czy zaklęcie Obliviate to dobry pomysł i czy potrafi je w ogóle rzucić, bo logiczne wyjaśnienie obecności latających elfów było dla niej nie do przeskoczenia.