W tym uroczym miejscu z pewnością znajdziesz kwiaty na każdą okazję, nieważne, czy potrzebujesz ich, by udobruchać żonę, przystroić nimi dom czy złożyć je na grobie nielubianego wujka. Mademoiselle Pensée jest prawdziwą artystką, która zawsze doradzi i cierpliwie zniesie fanaberie klienta, a w jej kwiaciarni zawsze unosi się cudowny zapach i śpiewają kanarki we wszystkich kolorach tęczy.
Asortyment:
róże lilie begonie margerytki goździki dalie gerbery tulipany fiołki irysy bukiecik stokrotek bukiecik konwalii bukiecik niezapominajek dyptam w doniczce hiacynt w doniczce fruwokwiat w doniczce malwa w doniczce pykostrąk w doniczce scilla syberyjska w donicy bratki w doniczce
Wspominanie o tym, że Ruth była spóźniona staje się już tak nagminne, że równie dobrze mogłaby zmienić nazwisko z "Wittenberg" na "late", ewentualnie bardziej ze szwedzka "sen". Cóż, w istocie była to całkiem zorganizowana osoba, ale jeśli piętnaście minut przed rozpoczęciem imprezy doczytuje się, że jest przebierana i w te piętnaście minut trzeba załatwić sobie przebranie, przebrać się i jeszcze dotrzeć do mieszkania gospodarzy każdy miałby mały poślizg czasowy. Ruth już powoli zaczynała załamywać nad sobą ręce, ale dzielnie zorganizowała magiczne tatuaże i skórzaną ramoneskę, żeby wyglądać jak członkini gangu motocyklowego - innymi słowy jedyny ubiór przychodzący jej do głowy, który nie wymagałby robienia z siebie zbyt wielkiego pośmiewiska. Z jej teleportacją bywało różnie, więc o ile z Hogsmeade potrafiła się przeteleportować, o tyle z powodów zawrotu głowy w Dolinie wolała przejść ostatni dystans już nóżkami. Co więcej, nie wypadało chyba przyjść z pustymi rękami, a spodziewała się, że alkoholu będzie więcej niż zwykłych napojów - jak to na studenckich imprezach bywa - więc doszła do wniosku, że w ramach zrobienia miłego prezentu w podziękowaniu za zaproszenie kupi gospodyniom kwiaty. Po drodze do panien Findabair wstąpiła do uroczo wyglądającej kwiaciarni. Szukała czegoś drobnego, symbolicznego i jednocześnie dobrze wyglądającego w wazonie, więc wszystkie niezapominajki, stokrotki czy wiechecie szybko opadających tulipanów odpadały. Ostatecznie zdecydowała się na konwalie, ale ze względu na to, że jeden bukiecik wyglądał absolutnie marnie, ekspedientka zaproponowała dokupienie drugiego w celu poprawy jego objętości. Cały zakup zajął Ruth jakieś trzydzieści sekund i myśląc, że i tak zabrał jej o wiele za dużo czasu i jest spóźniona już na amen wybiegła z kwiaciarni, zostawiając na ladzie dziesięć galeonów zapłaty i puściła się pędem do mieszkania studentek.
Był dziwnie otępiały po wizycie w kościele... I choć sama intencja spełniania życzeń jakiegoś ducha była dziwna, możliwość pozyskania eliksiru szczęścia była nadmiar kusząca. Kiedy już odnalazł kwiaciarnię, o której wspomniała kobieta, stanął przed doniczkami i wiadrami z pojedynczymi sztukami. Nie miał zielonego pojęcia co można położyć na grobie, dodatkowo osoby, której nie znał i nigdy nie chciałby poznać. Uniósł wysoko brwi, a jakiś niewielki bukiecik białych kwiatków wpadł mu w oko. Nie wiedział czy przystoi, czy nie, wziął jeden i podszedł do lady aby uregulować zapłatę. Podniósł kwiaty aby je powąchać, był to bardzo intensywny zapach... Nie wiedział czy mógłby znieść coś takiego w zamkniętym pomieszczeniu... Zmarła raczej nie będzie miała żadnego problemu. Skierował się na cmentarz, który był jego przedostatnim przystankiem.
Czasem dobrze było dać ogłoszenie do Proroka Codziennego, bo jednak znajdowały się dobre duszę, gotowe pomóc innym w potrzebie. Takich osób z kolei było naprawdę potrzeba w szklarniach przynależących do kwiaciarni Mademoiselle Pensée. Kobieta, choć posiadała najpiękniejsze kwiaty w całej Dolinie Godryka i jak przystało na prawdziwą artystkę - tworzyła z nich cuda, nie zwykle wiązanki, zupełnie nie radziła sobie z problemem. Kiedy usłyszała, że przyszło do jej kwiaciarni dwoje zielarzy gotowych pomóc, z radości niemal się popłakała, od razu prowadząc parę na tyły kwiaciarni, a przez dodatkowe wyjście do szklarni, w której trzymała najważniejsze dla siebie rośliny. - Oczywiście zapłacę za pomoc, jeśli tylko uda się państwu odratować moje maleństwa. Zupełnie nie da się z nimi pracować, a przecież wtedy moja kwiaciarnia… Nawet boję się myśleć, co mogłoby się stać… Gdyby cokolwiek było potrzebne, proszę wołać. Mój skrzat, Płatek chętnie wam pomoże, jeśli akurat sam nie zmaga się z halucynacjami - powiedziała kobieta w stronę Christophera oraz Irvette, po czym otwarła drzwi szklarni. W środku czekała na was niemal dżungla stworzona z roślin ozdobnych, które urosły do niemożliwych rozmiarów, przypominając bardziej niezbadane okazy, czy też coś z krainy marzeń, niż prawdziwe rabaty. Stokrotki afrykańskie, choć zwykle są duże, wielkością dorównywały słonecznikom. Róże stworzyły ciernistą ścianę trudną do przejścia, ale pomiędzy nimi widoczne były miejsca, w które pył jeszcze nie dotarł, gdzie roślinność zdawała się opierać dziwnym anomaliom. Pomoc była zdecydowanie potrzebna.
Opiszcie, co robicie, co macie ze sobą i nie zapomnijcie rzucić na widziadła. ~Joshua Walsh
______________________
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Zgłosiła się w sprawie ogłoszenia, które wyczytała w Proroku Codziennym. Nie tylko była gotowa pomóc innym miłośnikom roślin, ale i widziała w tym szansę na zbadanie efektów wróżkowego pyłku w okolicznościach, które nie były jej tak dobrze znane jak własna szklarnia. Już sam ten fakt wprawiał ją w dobry nastrój, a nie była to jedyna przyjemna rzecz tego dnia. Pierwszą miłą niespodzianką był fakt, że adres prowadził ją do jednej z jej ulubionych kwiaciarni. Dobrze pamiętała dzień, kiedy to Borys kupił jej tutaj piękny bukiet i to w tym samym lokalu, Irv wybierała odpowiednią wiązankę dla leżącego w szpitalu Ryana. Ryana, o którym nie powinna była teraz myśleć, choć to wspomnienie na chwilę przekierowało jej refleksję w stronę młodego urzędnika. Na szczęście z tego stanu wyrwała ją druga przyjemna niespodzianka. Tuż obok niej, pojawił się jej ulubiony zielarz - @Christopher Walsh. -Miło Pana widzieć. Nie sądziłam, że się tutaj spotkamy. - Powitała go z uśmiechem, gdy szli na zaplecze kwiaciarni. Nie wiedziała jeszcze, czego może się spodziewać, ale była przyszykowana na wszystko. Wzięła ze sobą cały podręczny ekwipunek, w skład którego wchodziły podstawowe narzędzia zielarskie, takie jak nożyce, sekatory, do tego kryształową fiolkę, rękawice ze smoczej skóry i oczywiście różdżkę, bez której nie ruszała się nawet na krok. Również jej strój był bardziej roboczy niż wyjściowy, gdyż zakrywał większość jej ciała, choć nie brakowało mu dziewczęcego uroku. -Morgano... - Wyszeptała, gdy zobaczyła nienaturalnie przerośnięte rośliny. -Czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Myślałam, że to tylko problem wczesnego przekwitu. - Skomentowała licząc na to, że Christopher nieco rozjaśni jej tę sytuację. Nie patrzyła na pieniądze, czy wdzięczność właścicielki kwiaciarni. Zdecydowanie bardziej interesowało ją dotarcie do sedna problemu, przed którym właśnie stali. -Widzisz Pan? O tam. Zdaje się, że rośliny w tamtym miejscu są nienaruszone przez pyłek. - Wskazała odpowiednie miejsce, nie podejmując jednak na ten moment żadnej akcji, poza uważną obserwacją pomieszczenia.
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Nie lubił, kiedy coś nie szło tak, jak powinno, a kwestia roślin, które zdecydowanie nie rozwijały się tak, jak powinny, była dla niego niesamowicie ważna. Nic zatem dziwnego, że skierował się do Doliny Godryka, by przekonać się, jaki dokładnie problem zawitał do tamtejszej kwiaciarni, spodziewając się dosłownie wszystkiego. Nie był pewien, jak dokładnie wyglądały teraz wszystkie rośliny, nie był pewien, jak zachowywały się te zamknięte w cieplarniach, ale spodziewał się dosłownie wszystkiego, bo widział już dostatecznie wiele, by wiedzieć, że to, co ich czekało, nie było ani trochę zabawne. Obawiał się, że późniejsze konsekwencje tego, co się obecnie działo, będą o wiele gorsze, niż do tej pory się spodziewano, obawiał się, że za chwilę wszystko zostanie postawione na głowie, ale wiele nie mógł na to poradzić. Pozostawało mu jedynie zdobywać wiedzę i pomagać tym, którzy również musieli mierzyć się z takimi problemami, dlatego też zabrał ze sobą rękawice i sierp Merlina oraz różdżkę, jak również zwyczajne narzędzia, którymi zwykł posługiwać się w swojej pracy. Ubraniem się nie martwił, bo doskonale wiedział, że i tak zapewne będzie cały brudny, nim uda mu się wrócić do domu. - Ciebie również miło widzieć, Irvette – odparł w formie powitania, kiedy już zapewnił właścicielkę, że zdecydowanie nie był tutaj po zapłatę, a najnormalniej w świecie chciał pomóc. Zaraz jednak musiał unieść wysoko brwi, kiedy dostrzegł to, co znajdowało się w szklarni, poważnie zastanawiając się nad tym, czy to, co widział, było prawdziwe, czy jednak nie. Roślinność zdecydowanie wyrosła tutaj jak szalona, a pyłek, jak wszędzie, zdawał się tutaj wciskać każdą możliwą drogą. Chris z tego powodu zatrzymał się w progu, chwilowo obserwując wszystko bardzo uważnie, powoli i niespiesznie, nie chcąc zupełnie wpychać się pośród rośliny, jeśli nie wiedział jeszcze, co się tutaj dokładnie znajdowało i czy nie było tutaj czegoś, co należałoby uznać za niebezpieczne. Zaraz podążył jednak wzrokiem za wskazaniem Irvette. - Hm, ciekawe – mruknął, przekrzywiając głowę. – Z daleka trudno ocenić, czy to jakaś magiczna osłona, czy zwyczajnie pył nie ma tam jak dotrzeć. Istnieje również szansa, że część roślin jest na to bardziej podatna albo rośnie na tyle szybko, że osłania pozostałe – stwierdził, nim zapytał, czy w takim razie wchodzą głębiej, by wszystko dokładnie obejrzeć.
@Irvette de Guise@Christopher Walsh Żadne z was do tej pory nie spotkało się z podobnym efektem wpływu pyłu na roślinność. Wniosek nasuwał się sam - coś w tej szklarni nie było w porządku. Waszą uwagę przede wszystkim przykuły te rośliny, które nie reagowały w żaden sposób na obecny w szklarni pył. Te okazy, które były zbyt wybujałe, z pewnością należało przyciąć, a może nawet przesadzić, żeby sprawdzić, czy pył wpłynął jakoś na system korzeniowy, czy jedynie na to, co wyrasta ponad ziemię. Zdecydowanie czekało was wiele pracy i ciekawostek do wykrycia, o ile zdecydujecie zacząć z roślinami pracę.
Jeśli wchodzicie do środka rzućcie ponownie na widziadła (czy nie strącacie na siebie pyłu z roślin) Wewnątrz szklarni waszą uwagę przykuwają barwy roślin - ich nasycenie jest wręcz bajkowe, a każdy widoczny kolor nie jest nim w pełni, zupełnie jakby kwiaty zmieniały go w zależności od tego, jak zawieje wiatr. Liście oraz pędy wszystkich skażonych roślin skrzą się w promieniach słońca, zaś zapach w środku szklarni jest niezwykle odurzający. Okienka w dachu szklarni nie są szczelnie zamknięte, a łagodne podmuchy wiatru poruszają pyłem zgromadzonym na lewitujących oplątwach. W głębi szklarni widać dżunglę z paproci, które mienią się różnymi barwami, co jakąś chwilę poruszają się, jakby coś trzęsło nimi od wewnątrz. Pomiędzy ogromnymi roślinami są jednak te, do których nie dotarł pył - niezapominajki, frezje, irysy. Ponad nimi królowały tulipany, które nie tylko zwiększyły się dwukrotnie, ale miały wielobarwne płatki, mieniące się w blasku słońca. Po bliższym przyjrzeniu się, widać, że w główkach tulipanów zebrało się mnóstwo pyłku, który w każdej chwili mógł wysypać się i opaść wprost na zdrowe rośliny.
Jeśli pozostajecie na zewnątrz Szklarnia wydaje się zupełnie zwyczajna, jedna z tych, które zostały powiększone zaklęciem i z zewnątrz wyglądają na mniejsze, niż są w rzeczywistości. Dwuspadowy dach pokryty jest pyłkiem, ale nie bardziej niż pozostałe elementy kwiaciarni. Na tyłach stoi niewielka komórka na narzędzia potrzebne do pracy, otwarta i wyraźnie bogato wyposażona. Jeśli czegokolwiek potrzebowalibyście, a nie mielibyście akurat przy sobie, Mademoiselle Pensée z pewnością byłaby w stanie wam użyczyć. Przy komórce można wyczuć charakterystyczny zapach nawozu, jednego z lepszych dostępnych na rynku, ale co zastanawiające, nie widać nigdzie jego worków. Jest za to otwarta w tej chwili skrzynia, a w niej góra tegoż nawozu, który zdecydowanie nie powinien błyszczeć, jak po dodaniu do niego brokatu. Przy skrzyni kręci się domowy skrzat - Płatek, który ze skupieniem zajmuje się dosypywaniem zakupionego przez jego panią nawozu, mieszaniem z tym, który już w skrzyni się znajdował i szykowaniu, żeby biec z nim do roślin i je podsypać.
~Joshua Walsh
______________________
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
To, co tutaj zauważyła było niepodobne do niczego, co widziała gdziekolwiek indziej. Oczywiście jej szklarnie były mocno zabezpieczone przed pyłkiem, ale nawet na łąkach, nie doświadczyła tak silnej reakcji na pyłek, jaka zdawała się zachodzić tutaj. Zdecydowanie musieli dojść do tego, co miało tutaj miejsce i była bardziej niż szczęśliwa, że ma u boku Christophera, który zdecydowanie znał się na rzeczy. -Pył jest na tyle drobny, że nie powinien mieć problemy z dostaniem się nawet tam. Jeśli niektóre rośliny są odporne, to byłoby naprawdę ważne odkrycie. - Myślała na głos, kontemplując ostatnią opcję jako najbardziej prawdopodobną. Przez to zastanawiała się jednak, co może sprawić, że te okazy są mniej podatne na magiczny pyłek. Coraz bardziej ciekawiła ją ta sprawa i nie mogła się doczekać, aż będzie mogła dotrzeć do jej sedna. Nie zamierzała jednak robić niczego pochopnie i jak zwykle, podchodziła do sprawy z należytą uważnością. -Muszę wejść do środka i przyjrzeć się temu z bliska. - Zakomunikowała, wyczarowując chusteczkę, którą przystawiła sobie do twarzy, by przypadkiem nie nawdychać się pyłku. Ostatnie, czego teraz potrzebowała to halucynacje. Weszła w końcu do szklarni i aż przystanęła, patrząc na to, co miało tam miejsce. Rośliny wydawały się tak nienaturalnie piękne, że Irvette nie wierzyła własnym oczom. Oczywiście musiała być to sprawka magii, była tego pewna, a jednak przez chwilę stała tam, ciesząc oczy niezwykłym widokiem. W końcu jednak musiała wrócić na ziemię. Zauważyła kwiaty, nietknięte pyłkiem i górujące nad nimi tulipany, które zdecydowanie rozrosły się do gigantycznych rozmiarów. Co gorsza, z ich kielichów prawie że wysypywał się pyłek, powodując zagrożenie dla frezji, irysów i niezapominajek. Rudowłosa wyjęła różdżkę i wyczarowała barierę nad nietkniętymi roślinami, by w razie czego osłonić je przed pyłkiem i jednocześnie kupić więcej czasu na zbadanie, dlaczego akurat te rośliny uchroniły się przed magią. Planowała podejść jak najbliżej i przyjrzeć się nie tylko samym kwiatom, ale i ich otoczeniu, ziemi i ogólnym warunkom jakie panowały w tamtym miejscu. Pytanie tylko, czy była w stanie bez problemu przebić się przez inne rośliny, by tam dotrzeć.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- Nie, ale być może istnieje naturalna osłona, na którą wcześniej nie zwróciliśmy uwagi - odpowiedział Christopher wyraźnie przyglądając się temu, co się dookoła nich znajdowało. Każdy szczegół mógł mieć tutaj znaczenie, a jego zdaniem skupianie się jedynie na kwiatach, nie było do końca tym, czym powinni się w tej chwili zajmować. Potrzebowali czegoś więcej, czegoś, co mogłoby popchnąć ich dalej i chociaż nie przeczył, że odkrycie odporności niektórych roślin mogłoby im pomóc, mogłoby ich inaczej nastroić i wskazać na to, czego wcześniej nie wiedzieli, nie wydawało mu się, żeby to była jedyna istotna rzecz w tej szklarni. Coś musiało wpływać na rośliny, powodując, że rosły takie bujne, że strzelały ku niebu, rozwijając się coraz bardziej, coraz mocniej, nie zatrzymując się właściwie nawet na chwilę. - Rozejrzę się jeszcze - odpowiedział Irvette. - Być może jest tutaj coś, co zostało przegapione - dodał, starając się wyłowić cokolwiek, co byłoby obce, ale wydawało mu się, że konstrukcja budynku i zabezpieczenia były jak najbardziej stosowne do tego, co się tutaj działo. Dostatecznie wiele światła, wilgoci... Nawozu. Zielarz spojrzał w stronę skrzata, przyglądając się temu, co ten dokładnie robił, widząc, jak bardzo jego okolica mieniła się od pyłu, zastanawiając się, czy to miało znaczenie. Ostatecznie, wszystko, co ich otaczało, było pokryte jego warstwą, oni zapewne również, a jednak było tutaj coś, co należało wziąć pod uwagę, nad czym sam już się zastanawiał. Co, jeśli pył przedostawał się głęboko do korzeni? - Płatku? - odezwał się, mając nadzieję, że skrzat zwróci na niego uwagę, chcąc pomówić o tym, jakich dokładnie środków do utrzymania roślinności używali i jakie zabiegi pielęgnacyjne były stosowne w szklarni. To mogło, aczkolwiek nie musiało mieć znaczenia w zaistniałej sytuacji, jednak warto było mieć pełen obraz sytuacji, nim wyda się wyrok w tej sprawie.
@Irvette de Guise twoim wrogiem w tej chwili są liczne kolce róż oraz chwiejące się główki tulipanów. Choć osłoniłaś usta i nos chusteczką, nie jest to najlepsza ochrona przed pyłkiem, z czego powinnaś zdawać sobie sprawę. Próbując dostać się bliżej pozornie nietkniętych roślin rzuć k100, gdzie przedział 45-65 oznacza, że niestety wdychasz za dużo pyłu i masz halucynacje, na które dorzuć kartą tarota. W innym przypadku możesz podejść do sprawdzania roślin. Jeśli udało ci się ostrożnie zbliżyć do niezapominajek, zdajesz sobie przede wszystkim sprawę, że ich kwiaty także są nieco większe i o intensywniejszej barwie, niż zwykle. Jak widać, również one zostały zakażone pyłem, ale zdecydowanie nie w takim stopniu, jak pozostałe rośliny, gdyż laik mógłby nie rozpoznać zmian, jakie zaszły w kwiatach. Ziemia wokół nich nie wydaje się niewłaściwa, choć pokryta nieznaczną warstwą pyłku, łatwą do usunięcia za sprawą delikatnego podmuchu, czy mechanicznie jakimś pędzlem. Dostrzegasz również, że najwyraźniej skrzat właścicielki nie zdążył jeszcze podlać tych roślin.
@Christopher Walsh zbliżając się do skrzata domowego, dostrzegasz przez szyby szklarni, że jej tył jest gęsto porośnięty, jakby na wzór dżungli. Rośliny mocno napierają na szyby, gotowe rozsadzić je, gdyby tylko znalazły słaby punkt w szkle. Płatek na twoje wezwanie na moment nieruchomieje, ale nie odwraca się w twoją stronę. Po chwili kręci głową, kończąc wsypywać worek świeżego nawozu do skrzyni, w której zaraz zaczyna mieszać, dokładnie łącząc nawóz z ogromną ilością pyłu. Wygląda to tak, jakby ktoś go tutaj naniósł, albo jakby odkurzając szklarnię, przypadkiem wszystko zrzucał w to jedno miejsce. - Płatek nie może pomóc szlachetnemu panu. Płatek musi wpierw dokończyć zadanie. Pani kazała pilnować roślin i dbać, więc płatek się stara. Wie, że potrzebny jest nawóz, a jeszcze nie wszystkie kwiaty go dostały. Płatek nie może teraz przerwać - skrzat odezwał się, kończąc mieszać w skrzyni, nim sięgnął po niewielkie wiaderko i nałożył do niego błyszczącej mieszanki.
dodatkowo rzućcie proszę oboje k6 i zsumujcie swoje wyniki - efekt poznacie w następnym poście ~Joshua Walsh
______________________
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
-Tak będzie najlepiej. W razie czego, wyślę patronusa. - Uważała rozdzielenie się za naprawdę dobry pomysł. Obydwoje byli w końcu kompetentni i wiedzieli, mniej więcej, co robią. Nie potrzebowali trzymać się za rączki i konsultować każdego kolejnego kroku. Weszła więc do szklarni i choć chusteczka nie była najbardziej skuteczną ochroną przed pyłkiem, to zdawała się działać na ten moment. Widząc, jak rośliny pod tulipanami wydawały się uchować od magicznego działania osadu, ostrożnie zaczęła się do nich zbliżać. Gdy dotarła na miejsce dopiero zdała sobie sprawę, że była w błędzie. Niezapominajki wcale nie były nietknięte, ale zdecydowanie pyłek nie oddziaływał na nie w ten sam sposób. Było go jednak mnóstwo na glebie i musiała uważać, by się go nie nawdychać. Delikatnie, przy pomocy różdżki, oczyściła kawałek ziemi i gdy była pewna, że nie ostał się na niej żaden ślad osadu, zbadała glebę nieopodal zdrowszych kwiatów. Wydawało się, że była bardziej sucha, jakby ktoś zapomniał podlać tę część szklarni. Uniosła różdżkę ponownie i wysłała Chrisowi patronusa. -Podejrzewam problem z glebą. Odnalazł Pan coś? - Krótko, lecz na temat. Wyjęła fiolki i delikatnie nabrała do jednej ziemi spod niezapominajek, a do drugiej ziemi spod tulipanów, by móc dokładniej się im później przyjrzeć. Najchętniej sama podlałaby ten fragment, ale obawiała się, jakie skutki może to przynieść.
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- Płatku, ten nawóz jest pełen pyłu wróżek – zauważył spokojnie Christopher, zastanawiając się, czy skrzat tego nie dostrzegał, czy być może uważał, że używając tego tajemniczego smogu, faktycznie pomaga. Trudno było mu powiedzieć, bo nie znał skrzata i nie wiedział do końca, jak powinien się do niego zwracać. Musiał jednak przyznać, że to, co ten robił, było dość niepokojące i mogło prowadzić w konsekwencji do całkowicie nieprzewidzianych problemów. Albo dokładnie takich, jakie właśnie widzieli, czyli do nadmiernego rozrostu roślin, które zdawały się nie móc zatrzymać nawet na chwilę. Zupełnie, jakby miały się za chwilę wybić ponad dach szklarni albo zrobić coś podobnego. Pytaniem jednak pozostawało, czy skrzat zdawał sobie sprawę z tego, co robił i czy właścicielka kwiaciarni miała o tym choćby cień pojęcia. Rozejrzał się uważniej, starając się dostrzec, skąd właściwie mogło wziąć się tutaj tyle pyłu, próbując odgadnąć, czy ten mógł skądś spaść, czy jednak nie. Nie był do końca pewien, czy skrzat mógł go zbierać, by później wyczyniać cuda, jakie właśnie wyczyniał, a oskarżanie go o cokolwiek nie było z całą pewnością intencją zielarza, który poważnie zastanawiał się nad tym, jak do sprawy miał w ogóle podejść. Bo niespodziewanie wydała mu się o wiele bardziej skomplikowana, niż to zakładał, jakby kryło się w niej więcej elementów, niż te, które do tej pory dostrzegał. Wcześniej zakładał, że pył wróżek mógł po prostu w jakiś swobodny sposób dostawać się do tych pomieszczeń, ale teraz był właściwie pewien, że nic takiego nie miało miejsca, a problemy, jakie miała kwiaciarnia, brały się z czegoś zupełnie innego. Problem jednak polegał na tym, że pewne kwestie należało jakoś udowodnić, więc zwyczajnie spróbował zapytać skrzata, czy wie, dlaczego było tutaj tak wiele smogu, jak również, jakiego właściwie używał nawozu, bo być może odpowiedź leżała właśnie tutaj, przed jego nosem. Właściwie to trzeba było przyznać, że Chris był o tym przekonany. - Albo o nawóz - odparł, gdy Irvette się odezwała i wskazał na to, co robił Płatek.
@Irvette de Guise, wyraźnie widzisz, że gleba przy niezapominajkach i pozostałych ledwie zanieczyszczonych pyłkiem kwiatach jest raczej zwykłej barwy. Owszem, pokryta była pyłkiem, ale nie w sposób alarmujący. Dostrzegasz za to, że ziemia przy tulipanach nie jest aż tak pokryta pyłem, a wydaje się z nim wymieszana. Wyraźnie niedawno była przekopywana, co nie byłoby aż tak dziwne, jeśli ktoś próbował ją użyźnić, czy też wymieniał cebule kwiatów. Jednak fakt, że była wymieszana z pyłem, był alarmujący. Patronus poszybował do Christophera, a ty w tej samej chwili słyszysz cichy chichot dobiegający z końca szklarni, gdzie paprocie delikatnie ruszały się, choć przecież w środku nie było wiatru. Chichot na moment ustał, tak jak znieruchomiały rośliny, ale czujesz, że jesteś uważnie obserwowana i cokolwiek kryje się w paprociach, jest zaciekawione twoimi działaniami.
@Christopher Walsh, skrzat usłyszał cię i na chwilę zaprzestał mieszania nawozu, przyglądając mu się uważnie. Jak na pomocnika w kwiaciarni zdawał się nie wiedzieć zbyt wiele o tym, co robił, albo sam także był pod działaniem pyłu. Któż mógł to wiedzieć, skoro nie było sposobu na sprawdzenie tego? Jednak twoje słowa wyraźnie zasiały ziarno zwątpienia w Płatku, który odwrócił się w końcu do ciebie, wycierając brudne z nawozu dłonie w swoje odzienie. - Pani chciała, żeby rośliny dobrze rosły i były piękne. Czarodzieje lubią piękne i nietypowe. Płatek pomaga przy roślinach i Płatek stara się, żeby pani miała kwiaty, jakie chce. Wróżka pomagała. Wróżka zniknęła, ale mówiła, że u nich kwiaty są piękniejsze… Płatek… Płatek nie chciał… Płatek wykonuje pracę… - skrzat mówił coraz ciszej, coraz bardziej chaotycznie, szarpiąc za swoje odzienie, a po chwili zaczął szarpać za swoje uszy, wydając z siebie niezrozumiałe dźwięki pełne jednak żalu i gniewu. Obok skrzyni z nawozem leżała niewielka miotełka, jaką można było zmieść pył ze szklanego dachu, wprost do skrzyni z nawozem. Jej witki pokrywał pyłek w większej ilości, niż pozostałe narzędzia, które wręcz wydawały się z niego czyszczone.
~Joshua Walsh
______________________
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Skoro już dostrzegła, gdzie może leżeć problem, zaczęła coraz mocniej przyglądać się glebie. To, co zauważyła ani trochę nie napawało jej optymizmem. Pyłek zdawał się być bardzo dobrze wmieszany w glebę, z czym nie miała jeszcze okazji się do tej pory spotkać. Czy to możliwe, by ktoś specjalnie sabotował rośliny, by zaszkodzić biznesowi? Sama ta myśl ją zdenerwowała. Gdyby to był jej interes, nie odpuściłaby podobnego sabotażu, przelewając swój gniew na sprawcę. Nim jednak zdołała cokolwiek z tą myślą zrobić, usłyszała za sobą cichy śmiech i poczuła czyjś wzrok na swoich plecach. Ostrożnie, aczkolwiek szybko, spojrzała za siebie, ale nie zauważyła niczego, poza poruszonymi paprociami. Dziwne, nie wyczuła żadnego podmuchu wiatru. Rzuciła więc niewerbalnie Appare Vestigiuim licząc na to, że uda jej się coś odkryć, nim jej plany zostaną pokrzyżowane przez cokolwiek, co się tu znajdowało. Miała jednak przeczucie, że to nie człowiek, a jakaś istota, obserwuje ją zza paprotki.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Chris nie lubił, kiedy skrzaty zachowywały się w ten sposób. Nie wiedział dlaczego, ale kiedy zaczynały karać same siebie, kiedy robiły wszystko, żeby pokazać, że coś było ich winą, budził się w nim jakiś sprzeciw. Wewnętrzna złość i niechęć, ale wiedział, że nie mógł tak po prostu doskoczyć do Płatka, że nie mógł tak po prostu złapać go za ręce i powstrzymać przed wyrwaniem sobie uszu. To najczęściej prowadziło do o wiele gorszych konsekwencji i do czegoś, czego nie dało się już tak łatwo odwrócić. Dlatego też Christopher odetchnął, spojrzał na miotełkę, na dach, na skrzata i przywołał wszystkie swoje pokłady cierpliwości, wiedząc, że musiał jakoś nad sobą zapanować, jeśli nie chciał, by wyniknęły z tego większe problemy. - Wróżki niestety nie życzą nam zbyt dobrze, Płatku - powiedział spokojnie. - To prawda, że kwiaty wyrosły wielkie i wspaniałe, ale niestety ich wielkość nieco wszystko komplikuje i trudno powiedzieć, co będzie się z nimi dalej działo. Myślę, że trzeba będzie pozbyć się tego nawozu - dodał, oglądając się jeszcze na Irvette, ale ta zajmowała się czymś innym, najwyraźniej próbując złapać kogoś, kto się tutaj kręcił. I być może Chris nawet wiedział, o kogo chodziło, skoro skrzat uległ pewnym namowom. Skoro tak, nie można było tego zostawić bez słowa, więc zielarz na chwilę odwrócił się w stronę młodej kobiety. - Podobno jest tutaj wróżka, która ma bardzo ciekawe pomysły - rzucił na tyle głośno, żeby Irvette na pewno go usłyszała, licząc na to, że zdoła jej jakoś pomóc. Miał jednak świadomość, że nie mógł zostawić Płatka samego, bo ten był gotów do uderzania głową o ścianę albo do czegoś równie niemądrego, szalonego i bolesnego, co skończyłoby się dla niego tragicznie.
Między dobrym a złym uczynkiem stoją tylko intencje. @Irvette de Guise na twoje pytania o powód wymieszania ziemi z pyłem odpowiedzi odnalazł Christopher, choć mogłaś nie słyszeć jego słów. Chichot ponownie wybrzmiał w szklarni, a rzucone zaklęcie potwierdziło jedynie, że nie jesteś sama. Paprocie odsunęły się w miejscu, w które zaklęcie trafiło, ukazując niewielki domek, podobny do tych, jakie widywałaś w Hogwarcie. Domek wróżki, która najwyraźniej postanowiła na dobre zadomowić się w szklarni, ukrywając między roślinami. - Podobają ci się rośliny? Piękne są, prawda? - wróżka odezwała się, chowając dalej między roślinami. Zdawała się jednak nie zatrzymywać w jednym miejscu, więc trudno było ją pochwycić, nie mówiąc o dostrzeżeniu. Zdawała się jednak zadowolona ze stanu roślin w szklarni, w przeciwieństwie do mademoiselle Pensee. @Christopher Walsh twoje słowa docierały do skrzata, ale ten nie przestawał szarpać się za uszy, błądząc szalonym spojrzeniem po narzędziach poustawianych pod ścianami szklarni, jakby szukał jeszcze czegoś, czym mógłby wymierzyć sobie karę. Znieruchomiał, gdy powiedziałeś o pozbyciu się nawozu, odwracając się gwałtownie w stronę skrzyni, a później znów spojrzał na ciebie swoimi ogromnymi oczami, teraz jeszcze większymi ze strachu. - Pani będzie zła, jeśli się tego pozbędę. Pani dużo zapłaciła, Płatek widział… Płatek nie może tego tak wyrzucić - powiedział płaczliwym tonem, po czym wrócił do szarpania za swoje uszy, wyraźnie nie będąc zdolnym zrobić cokolwiek więcej. - Wszystkie rośliny nawoziłem, jak pani kazała... Jeszcze jedne pozostały, Płatek powinien dokończyć... Czarodziej mówi, żeby się pozbyć, ale Płatek nie może... Nagle do waszych uszu dociera charakterystyczne trzeszczenie szkła i metalu, gdy coś próbuje je rozpierać. Od wewnątrz szklarni widać jedynie, że paprocie znów rosną, zasłaniając już całkowicie tył pomieszczenia. Z zewnątrz widać, jak rośliny napierają na ściany, szukając najmniejszych szczelin, aby móc się w pełni rozwinąć. Zaraz też dołączyła do was Mademoiselle Pensee, która widząc zachowanie swojego skrzata, wydała z siebie cichy okrzyk zaskoczenia. - Płatku, nie szarp się tak! Chciałam sprawdzić, czy coś udało się państwu znaleźć, ale teraz... Co to za dźwięki? - odezwała się, urywając, gdy i ona zwróciła uwagę na trzeszczenie szklarni.
~Joshua Walsh
______________________
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Zauważyła domek wróżki i od razu zrozumiała, co tutaj się działo. Usłyszała głos Christophera, ale niezbyt wyraźnie, by zrozumieć jego słowa. Brzmiało jednak na to, że również doszedł do jakiś wniosków. Skupiła się na istocie, która wydawała się ogromnie cieszyć z problemu, jaki im sprawiła. Irvette jednak wcale nie bawiła się tak dobrze. -Zdrowe kwiaty są o wiele piękniejsze. - Odpowiedziała głosikowi, nie kryjąc wcale goryczy w swoich słowach. Nie zawsze same kolory i wzrost oznaczały piękno i akurat rudowłosa bardzo dobrze o tym wiedziała. Nie liczyły się dla niej pozorne walory roślin, a ich witalność, która była o wiele ważniejsza dla każdego profesjonalnego zielarza. Chciała jakoś złapać wróżkę, ale ta była zbyt mała i szybka. W tej samej chwili usłyszała też niepokojący głos, który zdawała się wydawać konstrukcja szklarni. -Christopherze Szklarnia!! - Krzyknęła najgłośniej, jak potrafiła, rzucając zaraz zaklęcie tarczy Camelotu licząc na to, że dzięki temu nic ciężkiego nie spadnie jej na głowę, gdy będzie się ewakuować, co też od razu planowała uczynić.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- Będzie o wiele gorzej, jeśli będziesz nadal używał tego nawozu, Płatku. Rośliny już teraz osiągnęły zdecydowanie zbyt wielkie rozmiary i nie dzieje się z nimi najlepiej – zauważył, starając się jakoś przemówić do skrzata, ale to nie było wcale takie łatwe, jak mogło się wydawać. Ten był uparty, kiedy coś postanowił, najwyraźniej nie widział innych opcji, nie widział sposobu na to, by uciec od problemów i chyba nie dało się z nim niestety logicznie o tym wszystkim podyskutować. Dlatego też zielarz właściwie ucieszył się, gdy zorientował się, że do szklarni weszła właścicielka tego przybytku, zamierzając jej wszystko wytłumaczyć. W tej samej jednak chwili usłyszał niepokojący hałas, później krzyknęła Irvette, a on spojrzał w górę, orientując się, co najwyżej się święciło. I wcale mu się to nie podobało, powodując, że musiał działać o wiele szybciej. Zdecydowanie tak, jak przystało na Gryfona. Dlatego też zniknęła gdzieś jego cierpliwość i sięgnął po różdżkę, błyskawicznie podejmując decyzje co do tego, co powinien zrobić. Znał się o wiele lepiej na transmutacji, niż na ogólnie pojętych zaklęciach, więc uciekł się do niej, koncentrując się w pełni na tym, co chciał w tej chwili osiągnąć. -Occidere – wypowiedział pewnie, kierując zaklęcie w stronę tafli szkła ponad nimi, starając się zamienić je w ciecz. Wiedział, że to nie będzie łatwe, z powodu powierzchni szklarni, ale mimo wszystko lepiej było, żeby spadł na nich deszcz, niż niezliczona liczba szklanych drobinek. To mogłoby ich zranić i doprowadzić do prawdziwej katastrofy, natychmiast odsyłając ich do Munga, co nie byłoby ani trochę wskazane. Rośliny również na pewno by ucierpiały, ale w tej chwili te były mimo wszystko zdecydowanie mniej ważne. Ostatecznie dało się je odbudować, dało się rozmnożyć je na nowo i stworzyć z nich piękne kompozycje. Gorzej jednak było z istotami, które tutaj przebywały.
@Irvette de Guise@Christopher Walsh Wasza natychmiastowa reakcja pozwoliła na uratowanie ścian szklarni, choć pozwoliło wróżce na ucieczkę. Słychać było jeszcze jej chichot, ale zdecydowanie nie było czuć jej obecności nigdzie wokół. Właścicielka kwiaciarni podeszła do swojego skrzata, aby uspokoić go i widać było, że stworzenie właśnie tego potrzebowało. Mademoiselle Pensee spojrzała na nawóz, przy którym pracował Płatek i wydawało się, że zrozumiała, co musiało się wydarzyć, szczególnie że skrzat wciąż powtarzał przeprosiny i tłumaczył swoje zachowanie. Roślinność, która do tej pory była ograniczona przez ściany szklarni, nagle zaczęła wyciągać się ponad ściany, dodatkowo zwilżona przez transmutowane w wodę szkło. Róże opadły poza ściany, a paprocie rozwinęły w pełni swoje liście. W tej chwili szklarnia w pełni wyglądała na przejętą przez florę. - Wygląda na to, że mój skrzat narobił całego zamieszania z powodu mojej prośby - odezwała się kobieta, spoglądając na nawóz. - Czy mogłabym jeszcze poprosić państwa o pomoc w przesadzeniu roślin? Mam do zrobienia kilka bukietów, a klienci będą za godzinę. Nie zdążę, jeśli zajmę się szklarnią, a nie mogę pozwolić, żeby rośliny dalej pozostawały w tej ziemi - poprosiła raz jeszcze, składając przed wami błagalnie ręce. Płatek zdążył się uspokoić i stanął obok swojej pani, kłaniając się w pas, obiecując pomoc.
Jeśli decydujecie się pomóc z przesadzaniem roślin, rzućcie kością literową, gdzie samogłoska oznacza, że nadmiar pyłu miał na was wpływ i w kolejnym wątku macie halucynacje - rzucacie tylko na scenariusz; spółgłoska z kolei oznacza, że macie zdecydowanie szczęście tego dnia i możecie dorzucić k6, gdzie wynik 1 albo 6 oznacza, że dostajecie sadzonkę fruwokwiatu.
Za pomoc każde z was (bez względu czy decydujecie się na pomoc z przesadzaniem roślin, czy nie) otrzymuje 10 galeonów. Zgłoście się po nie w odpowiednim temacie.
~Joshua Walsh
______________________
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Podziękowała Christopherowi za ingerencję przy pomocy transmutacji. Nie była to jej mocna strona, więc rzadko myślała o tym, by posłużyć się podobnym zaklęciem, szukając raczej rozwiązań ofensywnych lub defensywnych. Na szczęście obydwoje wyszli z tego cało, choć szklarnia i rośliny były w opłakanym stanie. -Oczywiście. Najważniejsze teraz, to pozbyć się skażonej ziemi. - Zgodziła się na pomoc. Na całe szczęście i tak nie spodziewano się jej dzisiaj w szklarni, którą prowadziła. -Christopherze, znajdziemy jeszcze w szopie coś czystego? - Zwróciła się do zielarza, bo to on rozmawiał ze skrzatem i dużo lepiej widział, jakie narzędzia dostępne są do ich użytku. W razie potrzeby była gotowa przynieść szybko potrzebną ziemię z własnych szklarni. Pracę rozpoczęli szybko i choć nie była wcale łatwa, a magiczne rośliny przesadzało się o wiele trudniej, to w końcu uporali się z zadaniem i mogli uznać dzień za zakończony. Niestety miało się okazać, że wróżkowy pyłek mocno osiadł na rudowłosej czarownicy, w efekcie czego jej przyszłość miała być usiana mało przyjemnymi widziadłami.
//zt
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Zdołali poradzić sobie ze szklarnią, choć nie prezentowała się teraz tak dobrze, jak powinna, ale przynajmniej ocaleli i nie musieli udawać się do Munga, czego mimowolnie się obawiał. W końcu nie było tutaj ani trochę bezpiecznie, w każdej chwili mogli zostać uderzeni albo zaczarowani przez wróżkę, która przez jakiś czas wciąż gdzieś się tutaj kręciła, wywołując więcej zamętu, niż było to w ogóle wskazane. Christopher z ulgą przyjął ten deszcz, który na nich spadł, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, że rośliny właściwie natychmiast ruszyły w górę, zupełnie jakby się tutaj dusiły, jakby nie miały dla siebie żadnej przestrzeni. Nad tym również trzeba było popracować, ale był na to jeszcze czas. Nie sądził, by natychmiastowe ścinanie roślin, które tak wybujały było konieczne, ale zdecydowanie trzeba było zająć się ich przesadzeniem. - Musimy dokładnie sprawdzić - odpowiedział, kiedy on również przystał na pomoc, bo nie widział powodu, dla którego teraz miałby się wycofać. Praca nie była łatwa i zajęła im zdecydowanie więcej czasu, niż podejrzewał, ale wcale się tym nie przejmował, najnormalniej w świecie wypełniając swoje obowiązki, starając się zrobić wszystko, jak należy, by nie pozostawić niczego w tyle. Tak było lepiej i zdecydowanie wygodniej, a poza tym dawało im szansę na to, że jeszcze kiedyś ktoś zgodzi się, by mu pomogli. Jakkolwiek to nie brzmiało, było dla Chrisa ważne, bo jednak nie chciał wychodzić na miernotę, tym bardziej że był profesorem, a do takich najłatwiej było mieć uwagi. Nikt nie chciał, by jego dziecko uczył ktoś, kto był skrajnie niekompetentny.
z.t +
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Stała przed kwiaciarnią, w jednym ręku trzymając doniczkę z paprotką i w drugim trzymając, cóż, drugą doniczkę z druga paprotką. Jej wieczne próby do wpasowywania się w społeczeństwo były karkołomne, ale była specjalistą leczenia zaburzeń, więc śmiesznym by było, gdyby nie próbowała zwalczać w sobie pewnym niewygodnych zaburzeń, mimo posiadania wiedzy, jak się za to zabrać. Znosiła już całkiem dobrze tłumy ludzi, bywała czasem na koncertach, zdarzało się jej chodzić do barów czy pubów i wysiedzieć względnie dużą ilość czasu. Następnym krokiem na drodze samorozwoju, było budowanie międzyludzkich relacji. Dwukrotnie nieudane zaręczyny były wystarczającym powodem do niezadowolenia matki, con przeobraziło się w klarowny sygnał, że jeśli wszyscy inni są niezadowoleni, a ona nie widzi problemu, to właśnie ona jest problemem. Praca nad relacją z drugim człowiekiem była procesem bardzo kompleksowym. Nie miała wiedzy w zakresie tego, jak rozumieć niewerbalne sygnały, a insynuacje i metafory omijały jej ośrodek poznawczy jak mewy kominy domków na nabrzeżu. Każdy proces jednak mógł być ostatecznie osiągalny, wystarczyło go rozbić na mniejsze składowe, a te mniejsze składowe na proste kroki. To poradziłaby swoim pacjentom, więc czemu sama miałaby nie posłuchać własnych rad dyktowanych medyczną wiedzą. Patrzyła na paprocie w donicach, nie mogąc się zdecydować, którą z nich sobie kupić. To ważna decyzja, pierwszym etapem nauki dbania o drugą osobę, jest nauka dbania o roślinę doniczkową. Jeśli paprotka przetrwa wakacje, można będzie rozważyć zakup chomika. Może nie chomika, chomiki były dość obrzydliwe. Ale czegoś bardziej wymagającego. Ludzi jeszcze nie można było sobie kupić, to jednak znacząco ułatwiłoby pracę. Jej skupienie w wyborze przerwała jakaś awantura, odbywająca się po drugiej stronie ulicy. To było... inne. Ciekawe. W jej życiu nikt się szczególnie nie kłócił. W zasadzie ludzie w Mungu często krzyczeli, ale to były bezowocne kłótnie wariatów, to widać było jakąś awanturę z pasji. Z pasji? Nie mogła się powstrzymać, by nie podsłuchiwać, bezmyślnie idąc ni to tyłem, ni to bokiem do wejścia do kwiaciarni, ze wzrokiem utkwionym w ludziach awanturujących się, ostatecznie wpadając na niewinnego człowieka tak nieporadnie, że niemal upuściła obie donice. - Och. - szepnęła. Nie przeszkodziło jej to jednak dalej wpatrywać się w awanturę.
Wybierał się następnego dnia do domu spokojnej starości, aby odwiedzić Dorothę i postanowił znaleźć dla niej jakiś kwiatek, który mogłaby postawić sobie na parapecie w pokoju. Słyszał, że zajmowanie się czymś, po utracie kogoś bliskiego było zbawienne, a za podobny przypadek można było z pewnością uznać rozłąkę z fogsem, którego Jamie trzymał w tej chwili na smyczy. Właściwie można było uznać, że obaj zastanawiali się, jaki kwiatek byłby odpowiedni, gdy obaj w nieco podobny sposób przekrzywili głowy, lustrując spojrzeniem wszystkie rośliny. Chciałoby się powiedzieć, że obaj znali się na nich równie dobrze, ale jednak zielarstwo plasowało się pośród ulubionych przedmiotów Jamiego, który teraz oceniał walory zapachowe niektórych roślin kwitnących, częstotliwość kwitnienia i jak wiele uwagi potrzebowały, aby naprawdę cieszyć oko i… Nie miał pojęcia, co powinien wybrać. Był gotów wyjść z kwiaciarni i skontaktować się ze znajomą, aby poprosić ją o pomoc w doborze rośliny, kiedy poczuł, że ktoś na niego wpadł. Choć wpadł było nieco dużym określeniem jak na to, że Jamie nie poruszył się ani trochę, ale kobiecie prawie wypadły paprotki. Spojrzał na nią uważniej i jedno słowo przemknęło przez jego myśl. Słaba. Była to zdecydowanie drobna, przynajmniej w jego odczuciu, blondynka, która wyraźnie skupiała się na czymś innym, wpatrując przed siebie z zaciekawieniem. Podążył za jej spojrzeniem, chcąc dowiedzieć się, co sprawiło, że nie zwracała uwagi na otoczenie i zauważył kłócącą się parę. - Może do nich dołączysz, zamiast podglądać, wpadając na innych - burknął, unosząc lekko brew, krótkim spięciem powstrzymując Roya przed podejściem do kobiety. Szczeniak posłusznie został w miejscu, ale węszył z zaciekawieniem, którego Ślizgon zdecydowanie nie podzielał. Jednak paprotki w jej dłoniach zainspirowały go. W końcu czy nie była to idealna roślina dla kogoś, kto kiedyś zajmował się zwierzakiem? Znane były ze swoich kapryśnych zachowań, a więc wymagały dostatecznie wiele uwagi, aby odwrócić ją od wspomnień. To była dobra myśl. Potrzebował paprotki dla Dory.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Ciche "umpf" wyrwało się z niej, bo praktycznie odbiła się od człowieka jak kauczuk od ściany i nieporadnie złapała donice w ręce. To by dopiero był dramat, gdyby zawiodła w opiece paprotki zanim jeszcze stała się jej właścicielką. Myśli natychmiast pognały w stronę dywagacji, czy to oznaczałoby, że jakiekolwiek szanse na relacje międzyludzkie są w jej przypadku stracone? Bardzo ponura wizja. Na szczęście ręce niczym chwytne łapki gekona praktycznie przykleiły się do doniczek, ratując je przed niechybnym pobiciem. - Jak myślisz, o co się kłó... - odwróciła się do "ściany" z którą się zderzyła, jak zwykle nie orientując się w prostych aspektach społecznych konwenansów typu: nie rozmawiaj z nieznajomymi, jakby byli znajomymi, ale zająknęła się - cą. - i zmarszczyła brwi, cofając lekko głowę. Jej twarz drgnęła w jakimś nieokreślonym spazmie, spowodowanym bardzo dziwnym procesem myślowym. Bertha Shercliffe lubiła w życiu porządek. Rzeczy musiały być na swoich miejscach, z pewną precyzją i dokładnością pilnowała swojego kalendarza, swoich drobiazgów, książek na półkach, ustawienia butów w szafie. Porządek i schludność otoczenia sprawiała, że czuła się spokojniej, jej myśli nie odbijały się od skołtunionej pościeli, rozwalonych ubrań czy rozchełstanej gazety. Spoglądając na twarz nieznajomego, zobaczyła jego... cóż, symetrię. Niewątpliwie piękno potomków wili, było niebagatelne, była upośledzona, ale nie na tyle, by tego nie dostrzegać. Bardziej jednak niż promienie, odbijające się platynowymi błyskami od jasnych włosów, zafrapowała ją proporcja jego twarzy. Tak... estetyczna. Uporządkowana. Był taki... schludny. Odchrząknęła, prześlizgując się spojrzeniem po jego barkach i torsie, rejestrując trzymaną przez niego smycz, a na jej końcu - psa. Wciągnęła powietrze, robiąc chwiejny krok w tył i zamrugała. - Nie mogę do nich dołączyć. - oznajmiła - Nie znam ich ani nie wiem, o co się kłócą. - nigdy nie umiała wyczuć ani ironii, ani sarkazmu. Metafory czy uszczypliwości omijały ją, większość usłyszanych słów odbierała szczerze i dokładnie takimi, jakimi je usłyszała. Zmarszczyła lekko brwi w zdziwieniu tą sugestią, bo to dość niedorzeczne, czemu miałaby dołączać do obcych ludzi. - Wybacz, że na Ciebie wpadłam. - pominęła uprzejmość per "pan" bo wyglądał dość młodo, miała jednak dość poważny problem, za każdym razem jak podnosiła wzrok z psa na jego twarz, żeby przestać się gapić. Po chwili tego niezręcznego, chyba, wpatrywania się - Bertha nie odczuwała niezręczności - uśmiechnęła się lekko: - Jesteś bardzo proporcjonalny. To estetyczne. - z pewnością takiego komplementu w życiu nie usłyszał.
Przyglądał się jej, kiedy tylko zaczęła mu odpowiadać na pytanie, zaraz unosząc jedną brew ku górze, aby spojrzeć znów na kłócącą się parę i prychnąć pod nosem. - A to ma jakieś znaczenie? - odpowiedział i był gotów mówić dalej, gdyby nie zorientował się, że przyglądała mu się nieco dziwnie. Nie to, żeby wpatrywanie się w niego było dla półwila czymś dziwnym, ale zwykle towarzyszyła temu inna mimika. Nie tak badawcza, choć to słowo nie oddawało w pełni tego, co zdawało się, że widział na twarzy nieznajomej. Czuł, jak mimowolnie zaczyna się irytować, kiedy kobieta się odezwała wypowiadając najdziwniejszy komplement, jaki kiedykolwiek słyszał. - Proszę…? - wykrztusił z siebie z cieniem zaskoczenia, nim zaczął się śmiać - tak zwyczajnie, wyraźnie rozbawiony. Dawno nie miał do tego okazji, częściej denerwując się, złoszcząc i marszcząc w irytacji brwi, jednak to proste zdanie nieznajomej sprawiło, że poczuł, jak całe napięcie z niego ulatuje, a on po prostu ma ochotę się śmiać i dokładnie za tym podążył. Uniósł dłoń, zwijając ją w pięść i w ten sposób docisnąć ją do ust, aby opanować napad wesołości, przymykając przy tym oczy. - Przepraszam, to dość niespotykane, słyszeć uwagi do swojej… Proporcjonalności. Zwykle inaczej to nazywają - powiedział wprost, starając się jakoś wytłumaczyć swój napad śmiechu, choć nie musiał tego robić. Chęć odsunięcia się od kobiety i zajęcia swoimi sprawami jakby nieco przygasła, zostawiając miejsce na niezobowiązującą rozmowę. Kto wie, może trafił na kogoś, przy kim urok wili nie będzie tak upierdliwy, jak zwykle? Owszem, niby nie każdego od razu zaczynało się zauraczać, ale sam widok błysku w spojrzeniu rozmówców, gdy widzieli go po raz pierwszy, błysku zdradzającego, że nie są ślepi na jego urodę, był już wkurwiający. Ale ta blondynka… Estetyczne… Ciekawe porównanie. - Paprocie są dość kapryśne, ale skoro bierze pani dwie, to zakładam, że mam do czynienia z miłośniczką tych roślin? - zapytał, gestem wskazując na rośliny, po chwili nachylając się do fogsa, aby pogłaskać go krótko, dając znać, że wszystko było w porządku.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Mierzyli się na spojrzenia, choć wystarczyły trzy pierwsze minuty, by umysł człowieka ocenił i umiejscowił nowo napotkanego rozmówce według swojej skali wartości. Psychologia społeczna miała w sobie nauki, skupiające się na analizowaniu cech, które sprawiają, że przypisujemy danej osobie wrażenie pozytywne i odbieramy ją np. jako dobrego kandydata na przyjaciela. W dużej mierze rozważania te dotyczą niesamowitej zależności międzyludzkiej, nazywanej efektem halo i dzięki tym badaniom została ona bardzo dokładnie opisana. Efekt halo to błąd poznawczy, który polega na przypisywaniu pozytywnych cech osobom w jednym obszarze, które następnie są przenoszone na inne aspekty. Efekt halo to połowicznie automatyczny proces psychiczny, który sprawia, że podświadomie przypisujemy komuś określone cechy pozytywne. Potomkowie wili wywoływali efekt halo swoją obecnością zupełnie bezwysiłkowo, niezależnie od swojej woli. Wystarczyła ich prezencja, by ludzie odgórnie zakładali ich piękno, dobro i szlachetność. Przeszło jej przez myśl, że to bardzo krzywdzące, pozbawiające człowieka przestrzeni na wyrażenie siebie, swojej osobowości. A mimo to i tak obserwowała z niedowierzaniem jak precyzyjnie równo od siebie są jego oczy względem nosa, jak cień wargi podkreśla łuk podbródka. - Oczywiście. - powiedziała tonem sugerującym, że nie dowierzała w to, że chłopak nie zdawał sobie z tego sprawy - Jeśli nie wiem, o co się kłócą nie mogę dołączyć. Może to być kłótnia o coś, w czym nie mam nic do powiedzenia. - z pewnością nie należała do osób, które biłyby piane w przestrzeniach, w których nie posiadały żadnej wiedzy. Może dlatego podpytywała, jak myślał, o co się mogli tak emocjonalnie kłócić. O miłość? Pieniądze? O zdradę? Wtedy się zaśmiał. Wrażenie było takie, jakby ktoś na krótką chwilę wyłączył resztę świata. Ogarniała ją coraz większa niesamowitość względem genów, które w sobie niewątpliwie nosił. Jak to jest możliwe, samym swoim śmiechem tak rozproszyć nawet najbardziej precyzyjny, analityczny umysł. Obserwowała go, jak się śmiał, nie czując urazy - nie wiedziała więc za co przepraszał. Czy mogłaby być urażona, dostając taki widok? Było w tym coś spełniającego, co umiała w swojej głowie porównać jedynie do wrażeń, jakie budziły w niej niektóre obrazy w Galerii Sztuki Swansea. - Może nie potrafią nazwać tego co widzą. - zasugerowała. Ubogość leksykonu słów przeciętnego anglika nie była dla niej żadnym zaskoczeniem- Nazywanie ludzi ładnymi jest bardzo... nieprezycyjne. - dodała. Spojrzała na trzymane paprotki i zmarszczyła lekko brwi. Miłośniczką? To dość duże słowo. Słowo "paproć" kojarzyła głównie z bajki o poszukiwaniu kwiatu paproci. Decyzję o zakupie tej rośliny podjęła z dziesięć minut temu. - Chcę wziąć jedną, ale nie wiem, czym się różnią. - przyznała otwarcie. Nie umiała zamaskować swoich mankamentów, ubytków wiedzy. Nie potrafiła też zwodzić, nawet jeśli w takiej sytuacji zwód mógłby być jakimś benefitem tej rozmowy. Potrafiła tylko w szczerość. - ...poza tym, że ta ma dwanaście gałęzi - uniosła lekko jedną doniczkę -A ta tylko dziewięć. - nie była zielarką. Nie znała się na roślinach.- Potrzebuję paproć, ponieważ są trudne, a ja chcę nauczyć się dbać o coś, co będzie ode mnie wymagać więcej, niż... sukulent. - nakreśliła mu, chcąc sprostować sytuację. Byłoby dość niezręcznie, gdyby założył, że była doświadczoną zielarką. Jej doświadczenie ograniczało się do jednego, pojedynczego sukulenta w małej doniczce na parapecie w pracy. I tenże sukulent nie wymagał właściwie niczego. Spojrzała na to, jak gładził psa. Czy mogłaby mieć kiedyś psa? Musiałaby nauczyć się akceptować zarazki. I sierść. Na pewno gubił sierść. Zacznijmy może od paprotek... - A Ty? Czego szukasz?