Tym razem czarodzieje na swój użytek otrzymują kompleks domków umieszczonych na drzewach. Każdy domek jest piętrowy. Na jego górnym poziomie znaleźć możemy pięcioosobową, przestronną sypialnię, utrzymaną w jasnych kolorach. Duże łóżka otoczone moskitierą nie tylko zapewniają odrobinę prywatności, ale chronią przed owadami, których na tym kontynencie nie brakuje. Na dolnym poziomie można znaleźć dużą łazienkę, oraz mały taras z mostem prowadzącym do kolejnych domków. Widoki są stąd niezapomniane, a bliskość lasu i drzew sprawia, że w ciągu dnia nie tylko mogą do nas zawitać zaciekawione małpy, ale i różnobarwne, egzotyczne ptaki. Dodatkowo każdy domek wyposażony jest w magiczny świstoklik, którego użycie powoduje przeniesienie do miasteczka oddalonego o paręnaście kilometrów. Czego chcieć więcej?
Lokatorzy:
Ivory Wolff Ingrid Løsnedahl Adam Henderson Edmund Cormac Sophie Polteira
Powoli uchyliła drzwi. Ciekawe czy ktoś zdążył ją wyprzedzić? Rzuciła przy wejściu krótkie „Halo”, odpowiedziała jej głucha cisza. Wzruszyła ramionami, widocznie na razie będzie tutaj … sama. Ach, ale… nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło! Zlustrowała pomieszczenie i zatrzymawszy wzrok na schodach ruszyła w ich kierunku. Znalazłszy się na piętrze spojrzała na łóżka. "To będzie moje" oznajmiła w myślach samej sobie i skierowała się w kierunku jednego z nich. Ogromne i usytuowane blisko okna wydawało jej się najodpowiedniejsze. Oznaczało nieograniczony dostęp do kolumbijskich szerokich przestrzeni gdzie na horyzoncie ziemia styka się z niebem, do widoku zielonych mórz traw czy połyskujących w oddali tafli wód. Nigdy nie zrozumie ludzi stroniących od takich widoków. Położyła się na miękkiej pościeli wyobrażając sobie promienie słońca, które muskając ją delikatnie w zaspaną jeszcze twarz stanowiły rodzaj „kolumbijskiego budzika”, wyrywającego ją z objęć morfeusza każdego poranka. Napływały kolejne obrazy, jak powoli uchyla oczy, spogląda na lekko falujące moskitiery, przeciąga się, uśmiecha, wstaje cicho, żeby nie obudzić reszty lokatorów. Wita kolejny, nowy, nieskazitelnie „czysty” dzień. Uśmiechnęła się szeroko. Czuła, że to będzie niezapomniany wyjazd. Podniosła się z łóżka i postanowiła rozpakować rzeczy. Skończywszy zeszła na dolne piętro i usłyszawszy szmer głosów dobiegający z zewnątrz udała się na taras. Ach tak, dopiero wtedy zauważyła most prowadzący do innych domków.
Był bardzo niezadowolony z umiejscowania szkolnych wakacji. Oczami wyobraźni widział co jego rówieśnicy będę robić...nie, żeby w Hogwarcie tego nie robili, ale tutaj było to legalne. Wszędzie zjarane mordy i ludzie tak niekontaktujący z rzeczywistością, że kopulują na trawie myślac, że są w domku albo w krzakach. Z drugiej strony spędzić dwa miesiące w domu też mu się nie chciało. Może i widziałby się ze swoimi rodzicami, ale nie byłoby tam nikogo w jego wieku. Nathaniela już dawno nie widział i nie było jak go zaprosić na parę dni. Eh, wielka szkoda. Przed przypisanym mu domkiem pojawił się obładowany plecakiem podróżnym i dużą walizką. Większość miejsca zajmowały książki(tak, Edmund uczył się nawet na wakacjach), klatka dla Percy'ego i jakieś tam duperele do zajęcia czasu. Musiał mieć jakąś alternatywe jeśli w domku trafi na niewiadomo kogo prawda? Do samego przybycia nie wiedział z kim będzie mieszkał, dlatego widok @Ingrid Løsnedahl bardzo go ucieszył. Szczególnie, że była sama. -Hej! Już wiem kogo będzie Percy męczył w nocy! Świetne powitanie Cormac, nie ma co. Na dźwięk swojego imienia figura smoka wychyliła swój łeb z kieszeni koszuli. Bestia wyszczerzyła zęby myślać o pysznych palcach krukonki. Edmund minął koleżankę i wszedł do domku. Bo ogarnieciu gdzie co i jak zostawił swoje rzeczy na jednym z łóżek i wyszedł na taras. Podszedł do Ingrid i obdarzył ją jednym z jego uśmiechów. -Comment ca va belle femme?
Usłyszawszy kroki odwróciła się gwałtownie i zerknęła przez wiszące w oknach tarasowych moskitiery. Jej oczom ukazał się znajomy gryfon, uśmiechnęła się szeroko widząc go. Dobrze mieć za współlokatora kogoś znajomego. – O nie, co to to nie! – zaśmiała się zaglądając do domku – Noc jest przede wszystkim od porządnego WYSPANIA się! Chyba nie chcesz tracić widoku tej wspaniałej okolicy olśnionej promieniami pięknego, kolumbijskiego słońca! - dodała przy okazji zastanawiając się, czy wszystko to równie pięknie wyglądać będzie… właśnie nocą. Poczekawszy aż chłopak rozpakuje wszystkie swoje tobołki cofnęła się delikatnie w głąb tarasu. Obserwowała go, póki nie zniknął z pola jej widzenia wchodząc na piętro. Wzięła głęboki oddech. Powietrze tutaj było zupełnie inne niż to, do którego przywykła. Norweskie, rześkie, przy głębszym wdechu kuło w ludzkie nozdrza wypełniając płuca delikatnym chłodem. Ach, to były czasy… Na dźwięk słów gryfona wzdrygnęła się wyrwana z rozmyślań. Spojrzała na niego swoimi lodowatymi oczyma, tak zupełnie różniącymi się od niej. To jedyny element, który nie pasował do całej tej układanki. Pozostałość przeszłości, tak dawnej, tak odległej. - Och Edmund, nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę widząc Cię tutaj… - uśmiechnęła się do niego i powitała… można rzec przyjacielskim uściskiem. – Całkiem ładnie pachniesz, czyżby podróż nie wymęczyła Cię bardzo? – zaśmiała się i oparła o barierkę nie odrywając od niego wzroku. Przez myśl przebiegło jej tylko jedno pytanie. Kto jeszcze pojawi się w tym domku na czas wakacji?
Zaskoczył go trochę sposób powitania. Owszem, znali się dobrze, ale nigdy dotąd nie witali się tak...wylewnie? Edmunda zrozumie każdy, kto ma ładną koleżankę i zostanie przez nią nagle przytulony. Krótko, ale zawsze. -My też się cieszymy- ja będę miał z kim porozmawiać, a Percy będzie miał z kim się pobawić. Ej, ale nie teraz! Ostatnie zdanie zostało wypowiedziane przy próbie złapania smoka, który wyszedł z kieszeni i wskoczył Ingrid na ramiona. Niestety gad okazał się sprytniejszy i zeskoczył na...piersi. Cholera. -Eeee...ja na ten teren nie wchodzę, musisz sama go ściągnąć. Zarumienił się lekko wściekły na Percy'ego. Pierwszy dzień wakacji i już musiał coś odwalić, świetnie! Będzie siedział resztę czasu w klatce. Na tą myśl Cormac uśmiechnął się złośliwie pod nosem. Dość łatanie kieszeni przez następnego dwa tygodnie, hura! -Ładnie pachnę? Dziękuje? Tak, dziękuje. No wiesz, dezodorant 48 godzin i te inne. Cormac debilu przestań się rumienić! Ludzie, co się z nim dzieje? Jeszcze Ingrid sobie pomyśli, że się w niej zakochał czy coś.
Widząc poczynania smoka a w zasadzie bardziej je CZUJĄC cała zesztywniała. Nie ma się co się dziwić, nigdy nie miała do czynienia z tymi stworzeniami! Spojrzała na gada z błagalnym wyrazem twarzy, z którego dało się wyraźnie odczytać „proszę, nic, ale to nic mi nie zrób! Jestem dobrą ciocią! Naprawdę, nie kłamię!” Uniosła delikatnie ręce w geście poddania– Edmund, proszę, ja wiem, że to krępujące, ale błagam, czy mógłbyś go.. ze mnie.. zdjąć? – zamknęła dłonie w pięści z obawy o swoje palce i wziąwszy nad wyraz głęboki oddech stała wryta w posadzkę patrząc nieco skruszonym wzrokiem na gryfona. Jej twarz przystroił w owej chwili wyjątkowo głupkowaty półuśmiech. Nawet nie chciała sobie wyobrażać jak teraz wygląda. No cóż, zdarza się i tak.
Dobra, Cormac wyluzuj, wyluzuj...masz tylko złapać smoka, który tańczy na piersiach twojej koleżanki, nic specjalnego. Nawet sama cie o to poprosiła, nic się nie stanie, wszystko będzie w porządku. No już, raz, dwa, trzy! -Ojej, przepraszam. Przepraszam. Dobra, zaraz wracam. Niestety mimo starań Edmunda zamiast złapać smoka jedynie zmacał Ingrid. Czerwony jak burak pobiegł po klatkę do sypialni dość głośno kląc po francuzku. Głupi Percy, głupi Cormac, głupi wyjazd! Złapał klatkę i nieco za szybko próbował zbiec ze schodów bo z paru najniższych zleciał. Na szczęście wylądował telemarkiem(gdzie tabliczki z 10/10!?), wyciągnął różdżkę i za pomocą wingardium leviosa przetransportował smoka do klatki. -Zły smok! Za karę nie będziesz się z nikim bawił przez 2 dni! Zamknął klatkę na kłódkę i postawił ją na najbliższym stoliku. Odetchnął z ulgą, że ten koszmar się już skończył. Nie będzie mógł teraz spojrzeć na Ingrid nie przypominając sobie tej sceny. Przynajmniej już wiedział, że na prawdziwą randkę zabieranie ze sobą smoka nie jest dobrym pomysłem. Powtórka w miejscu, gdzie byłoby więcej osób zmusiłaby Edmunda do wykopania sobie dziury i wskoczenia do niej. -Bardzo a to bardzo Cie przepraszam Ingrid. Nie wiedziałem, że on się tak zachowa. Nie był w stanie spojrzeć na dziewczynę, złączył ręce z przodu i wpatrywał się zawstydzony w podłogę.
Nie no, zupełnie nie przeszkadzały jej tam jego ręce. Zupełnie. W każdym razie, czas w którym gryfon zdążył wejść na piętro i o mało co nie zostawić garnituru zębów na kolumbijskiej posadzce podczas drogi powrotnej dłużył jej się niesamowicie. Chociaż w rzeczywistości trwało to zdecydowanie szybciej. Wciąż obserwowała Percy’ego i jego poczynania. „Najważniejsze są palce, najważniejsze są palce” powtarzała w myślach jak mantrę ściskając pięści coraz to mocniej. Gdyby któregokolwiek straciła, kto wie jakby mogła posługiwać się dalej migowym – tak bardzo w jej życiu istotnym językiem. Odetchnęła z ulga gdy jej młody oprawca zniknął za kratkami. Wzięła głęboki oddech i swobodnie opuściła dłonie. Mało brakowało! Spojrzała na smoka uśmiechając się, teraz znów mogła być sobą. Usłyszawszy głos gryfona zrobiło jej się nieco… przykro, że właściwie to z jej powodu i strachu młodzian będzie odsiadywał dość surową karę, mamy przecież wakacje, taki szczęśliwy czas… - Oj Percy, ja się będę z Tobą bawiła pod bacznym okiem Edmunda! Wszystko oczywiście w ramach moich możliwości, ale błagam, nie rób mi więcej takich niespodzianek! – rzuciła w kierunku smoka. – Oczywiście, jeżeli Twój Pan nie będzie miał nic przeciwko. – uśmiechnąwszy się jeszcze szerzej przeniosła wzrok na chłopaka. – Ej, Edmund, wszystko gra? – zdziwiła się nieco widząc jego zachowanie. Owszem, mógł się nieco zestresować, ale dobrze wie, że przecież się znają. Nie był dla niej nikim obcym, podeszła nieco bliżej i dotknąwszy jego ramienia chciała również złapać jego wzrok, by upewnić się, czy nic mu nie jest. Może gdzieś się uderzył, upadł, no cokolwiek, w końcu ona była zajęta obserwowaniem Percy'ego. Dopiero po chwili ocknęła się i odsunęła lekko zabierając rękę. – Och, no co Ty, przecież nic się nie stało! Mając takiego towarzysza musisz być gotowy na wszystko – zaśmiała się cicho szukając w głowie jakiegoś zastępczego tematu. – Wiesz może, kogo jeszcze tutaj spotkamy? I kogo będzie nam dane nazywać kolumbijskim współlokatorem? – dodała po chwili.
Może dziewczynie to nie przeszkadzało, ale Edmundowi już tak. Są pewne sfery gdzie nie powinien dotykać nikt poza daną osobą i jej partnerem życiowym. Cormac nie zaliczał się ani do jednego ani do drugiego, więc poczuł się nieswojo. Tak go już wychowano i nic tego nie zmieni. -Ta, wszystko gra. Burknął po nosem, nadal cały czerwony. Ingrid pogorszyła sprawę kiedy złapała go za ramię. Spiął się jeszcze bardziej o ile to było możliwe i ledwo się powstrzymał by tą rękę nie strząsnąć. Musi się uspokoić, nic sie przecież nie stało...oddychaj Cormac, oddychaj. -Nigdy jeszcze się tak nie zachował, nie przypuszczałem, że może skakać po ludziach. Ostatecznie to przecież tylko figurka. Podrapał się po głowie nie wiedząc co ma sądzić na ten temat. Podziękował losowi, że dziewczyna chyba zorientowała się o co chodzi i go puściła. Teraz powinno być nieco łatwiej. Zerknął na klatkę w której wielce zrozpaczony Percy chodził w kółko szukając wyjścia. Komentarz Ingrid nieco go zaskoczył. Po czymś takim dalej chciała się bawić ze smokiem? Czegoś takiego zupełnie się nie spodziewał. Musi chyba zmienić temat co do wrażliwości pewnych osób. -Dobra, ale jeżeli znowu odmaluje jakąś sztuczkę to go zamknę i nie wyjdzie z klatki do końca pobytu. No już, przestań tak na mnie rozpaczliwie patrzeć i wyłaź. Cormac otworzył klatkę a Percy przeszczęsliwy wypadł z niej i zaczął biegać jak szalony po całym stole. Oby tylko nie zachciało mu się sprawdzać, czy stół jest ognioodporny. Łatki w kieszeniach już chyba wystarczą. -Z tego co wiem to prawie cała szkoła zgłosiła chęć na ten wyjazd. Jeżeli chodzi o naszych współlokatorów to nie mam pojęcia. Może jest gdzieś tutaj jakaś lista? Odrobina poszukiwań czy pilnujemy tego gagatka?
Spojrzawszy na Percy’ego odsunęła nieco krzesło od stołu, na którym się znajdował. Usiadła na jego skraju i spojrzała na Cormaca. – W zasadzie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby się tutaj trochę rozejrzeć! – uśmiechnąwszy się potoczyła wzrokiem po pokoju. – Ale młodego lepiej będzie mieć na oku. Może zostań przy nim, a ja zrobię szybki obchód – zaśmiała się widząc od razu swoje palce pomiędzy małymi, ale jakże ostrymi ząbkami, gdyby przyszło jej go teraz pilnować. Przeszła się wzdłuż pomieszczenia szukając czegoś co przypominałoby listę. Zaglądała wszędzie, za moskitiery, pod fotele, może gdzieś się odczepiła i porwana przez wiatr znalazła się w miejscu, w którym nikt nie by się jej nie spodziewał? Te całe poszukiwania miały niestety marny skutek. Postanowiła raz jeszcze sprawdzić wejście. Dokładnie obejrzała drzwi, zarówna z zewnątrz jak i z wewnątrz domu. Pusto. Zaczęła zaglądać do szuflad i szafek znajdujących się na parterze. Niczego nie znalazłszy skoczyła z impetem na piękny biały i zapewne wygodny worek sako. Zatapiając się w nim rozłożyła ręce w geście zrezygnowania. – Poddaję się, teraz Twoja kolej – kiwnęła głową spojrzawszy na niego. Ciekawe co słychać u Yngve? Przymknęła oczy. – Edmund, ja.. ja muszę na chwilę wyjść.. – rzuciła pospiesznie wstając gwałtownie z zajmowanego miejsca – Wrócę niedługo – dodała i skierowała się do wyjścia. Odwróciła się i spojrzała na gryfona – Owocnych poszukiwań – uśmiechnęła się i zamknęła za sobą drzwi. z/t