Na każdego przychodzi czas się usamodzielnić. Na Elizę przyszedł on szybciej niż mogłaby się spodziewać. A stało się tak że Alan również szukał mieszkania, postanowili wynająć je razem. Zawsze to taniej i przyjemniej. Mieszkanie kupiła w najbardziej majestatycznej kamienicy w tajemnicy przed Alanem. Taka niespodzianka
Pokój Elizy
Aby dostać się do sypialni Beti, pierw trzeba oczywiście wejść do mieszkania. Przejść przez kuchnię i pierwsze drwi po prawej. W jej sypialnia znajdowało się duże łóżko, szafa z ubraniami i jej zdjęcia z mamą. Nawet znalazło się tam zdjęcie całej rodziny. Miała również osobny regał na książki.
Pokój Victorii
Pokój Vicotorii znajdował się zaraz obok sypialni Elizy.
Pokój Wasylisy
Znajduje się on na przeciw sypialni Beth.
Kuchnia/Salon
Łazienka
Ostatnio zmieniony przez Elizabeth Benoit dnia Pon 20 Cze 2016 - 19:59, w całości zmieniany 5 razy
-Już prawie jesteśmy - Odezwała się po chwili spacerku. Podejrzewała ze Alanowi nie spodobał się jej pomysł na zaprowadzenie go do niespodzianki, ale cóż. Jej się bardzo podobał. Oczywiście po prowadziło go tak aby nie upadł, ani nic. Dbała o jego bezpieczeństwo. -Już jesteśmy - Odparła gdy wyszli po chwili z parku. Znaleźli się na Alei Amortencji. Spacer był naprawdę krótki, trwał może trzy minutki. -Uważaj stopienie - Zawołała z uśmiechem i pomogła mu wejść po stopniach. Przeprowadziła go po korytarzu i stanęła przed drzwiami ich mieszkania. Tak ich, mieszkania. Otwarła drzwi za pomocą klucza, zamek wydał specyficzny dźwięk otwierających się drzwi. Cóż trochę ją to zdradziło ale co tam, niespodzianka nadal jest. Gdy już przekroczyli próg, machnęła różdżką i za pomocą zaklęcia Finite Incantatem i pach opaska z jego oczek, tak samo jak magicznie się pojawiła tak samo magicznie zniknęła. Nie mówiła już nic, czekała tylko na jego reakcję.
-To trochę więcej, jak "troszku" Odparł sceptycznie, gdy świat pochłonęła ciemność za sprawą zaklęcia Elizabeth, a ona sama zaczęła go gdzieś prowadzić... ale wbrew temu co powiedział, nie oponował przed tym, ani nie próbował ściągnąć przepaski. Ciekawość dała za wygraną i dał się jej prowadzić. Nie lubił takich sytuacji. Głównie dlatego, że po wyeliminowaniu wzroku głównym "łącznikiem" ze światem zewnętrznym byłą osoba, która go prowadziła... i ziemia, choć z tą nie bardzo chciał się bliżej zaznajamiać, więc trzymał się kurczowo Beti z niemal dziecinnym lękiem. -Nie lubię tego wrażenia, że zaraz wpadnę na coś, sięgającego mi do kolan... Poskarżył się jeszcze, ale nadal posłusznie podążał za dziewczynom... i właściwie nie odzywał się do momentu przekroczenia progu. -Teraz mnie zwiążesz i zakneblujesz? Spytał, gdy usłyszał, że zamknęły się za nimi drzwi, ale jeszcze przed momentem w którym Beti ściągnęła mu opaskę. Tak... Krukonka zdecydowanie pasowała mu do tego typu zabaw. Z jednej strony szara myszka, ale tatuaże, czy kolor włosów pokazywał, że ma jakąś drugą naturę. Intrygowała go. Za to gdy opaska w końcu zniknęła... cóż. Z początku nie wiedział za bardzo co myśleć, bo w końcu co takiego widział? Mieszkanie... zwykłe mieszkanie. Dopiero po chwili wszystkie trybiki zaczęły wskakiwać na swoje miejsce, a Alan zorientował się, że trzeba poszukać w pamięci. Dopiero gdy sobie przypomniał, oczy nieco się rozszerzyły, a usta lekko się otworzyły ze zdziwienia. To nasze mieszkanie? Spytał, odwracając się do Francuski.
Zaśmiała się tylko uroczo na "To trochę więcej, jak "troszku"" i pokręciła głową. Przecież ona nigdy w życiu, nic złego by mu nie zrobiła. Na pewno nie wykroiłaby jego serca do mrocznego rytuału czy coś. Ona była przecież spokojna, a raczej wiele ludzi ją za taką uważało. Tylko Alan, tylko on ją przejrzał. Miała nadzieje że nie będzie na nią zły, za to jak to wszystko rozegrała. Przecież ona tak naprawdę, nie chciała mu zrobić nic złego. Chciała tylko sprawić mu radość. Po tym nie udanym balu, chyba im się należało, prawda? -Spokojnie, prowadzę Cie.-. Oparła niemal melodyjnym głosem, przepełnionym podnieceniem. Choć dobrze rozumiała jego obawy, sama nie czułaby sie pewnie gdyby ktoś ją tak prowadził. Ale na szczęście nic mu się nie stało, prawda. Gdy przekroczyli próg mieszkania, jego pytanie ją zaskoczyło. Gdy ściągnęła mu opaskę, uśmiechnęła się łobuzerie i odparła. -Chciałbyś., dodała do tego jeszcze ruch brwiami. Benoit ma drugą naturę, która jest ujawnia się tylko przy nim, co jest dość dziwne. przecież przy kimś innym nigdy się tak nie zachowywała. On wyciągał z nią tą bezpruderyjność... Ciągle z podnieceniem wymalowanym na twarzy, stała tam i obserwowała jego reakcję na ich mieszkanie. Nie chwaląc się i nie żaląc, spędziła tutaj długi czas. Niektóre rzeczy zrobiła oczywiście za pomocą czarów, ale inne musiała zrobić tradycyjną, jak dla niej metoda. Naprawdę byłą dumna z tego wszystkiego. Starała się i to bardzo, musiała dobrać dobre kolory ścian i mebli. Miała tylko nadzieje że będzie zadowolony. Z drugiej strony, zrobiła duży krok do przodu, a raczej dwa. Zamieszka na tak zwanym swoim i jeszcze nie sama. -Tak, chciałam zrobić Ci niespodziankę.- Uśmiechnęła się nieśmiało i przegryzła swoją dolną wargę. Przed chwilą dziewczyna była bezpruderyjna, a teraz znów wyszła z niej szara myszka..
Śmiech... Nie wiedzieć czemu śmiech Elizabeth zawszę był w stanie wywołać uśmiech na jego twarzy. Niezależnie od tego co się z nim działo... jak na przykład teraz. Był cały zestresowany, a jednak jego usta wykrzywiły się w lekki uśmiech, gdy usłyszał jej głos... śmiech właściwie... i dodał mu trochę otuchy. -Jakbyś zdjęła mi tą opaskę... - Odparł z uśmiechem na jej "chciałbyś". W sumie gdyby mógł widzieć, co Beti robi nawet nie miałby nic przeciwko związaniu... pewnie knebel nawet nie byłby potrzebny... ...ale kiedy dowiedział się, że to ich mieszkanie w zasadzie nie musiał już nic mówić... a właściwie zaniemówił i przeszedł się po mieszkaniu trochę. Ogólnie mówiąc, spodobało mu się mieszkanko. Nowoczesne, przestronne. Niemalże idealne dla nich. -Skąd wiedziałaś, że lubię niebieski? - Spytał się, gdy wrócił do swojego (jak zakładał) pokoju, bo założył, że ten pokój z niebieskimi zasłonami jest jego... a Beti pewnie szła cały czas za nim, obserwując jego reakcję. Choć równie dobrze mogła iść w innym kierunku. Wtedy musiał się trochę wydrzeć.
Nie odezwała się już ani słowem, na te ich słowne zagrywki. Może zaczęła się zastanawiać co mogłaby z nim zrobić, gdyby go związała ?Hmm tego jeszcze nie wie. Ale może jeszcze kiedyś się nad tym zastanowi. Odrzuciła swoje włosy do tyły i ruszyła za Alanem. W końcu chciała zobaczyć jego minę, jego reakcję. Miała szczerą i wielką nadzieje że mu się spodoba jej mała, a za to jak wielka niespodziana ze strony Elizy. W końcu, poniekąd zrobiła to też dla niego, dla nich. Zagryzła swoją wargę gdy otworzył drzwi od sypialni, od swojej sypialni. To właśnie o ten pokój najbardziej się bała. Było to takie małe wyzwanie. Przecież prawie nic nie wiedziała o Alanie. -Masz niebieskie oczy, ludzie zazwyczaj lubią kolor swoich oczów.-. Posłała mu delikatny uśmiechem i zagryzła swoją wargę. Czyli jednak mu się podoba.- To więc jak, podoba Ci się ?- Spytała, choć czuła że zna już odpowiedź. - Nie wiem co można by zrobić w trzecim pokoju. Więc zostawiłam go pustego, może ty masz jakiś pomysł ?- Zapytała się swoje towarzysza, a raczej współlokatora.
W takie dzień jak ten, nie warto być samemu. Chociaż Lizzie, nie kończyła tych ważnych osiemnastu lat, które miała rok temu. To i tak postanowiła zaprosić kogoś do siebie, nie chciała siedzieć sama w domu. A poza tym, tak długo nie widziała Naeris, że aż żal było jej nie zaprosić. Przecież się przyjaźniły, a przyjaźń trzeba pielęgnować. Beth, sama miała dużo na głowie i jakiś czas jej nie było. Ale postanowiła powrócić do świta żywych, po raz kolejny. Weszła do swojego mieszkania, które niegdyś dzieliła z Alanem, sama nie wiedziała co stało sie z tym chłopakiem, ale może jeszcze wróci, kto go tam wie. Mieszkanie, zawsze przypominało jej o tym jak poznała Alana i jak szybko wzięła sprawy w swoje ręce. Szkoda tylko ze chłopak zniknął i nikt nie wie co się z nim dzieje. Trzeba mieć nadzieje że powrócić. Postawiła swoje zakupy na stole. Miała przyjść tylko Naeris, ale Bet, nie potrafiła zrobić zakupów na dwie osoby ani nawet na jedną. Pewnie znów będzie miała jedzenia a jedzenie i wszystko będzie musiała wyrzucić. Westchnęła cicho, miała wszystko czego potrzebowała. Chipsy, kremowe piwo, słodkości. Nic tylko czekać na dziewczynę.
W takie dzień jak ten, nie warto być samemu. Chociaż Lizzie, nie kończyła tych ważnych osiemnastu lat, które miała rok temu. To i tak postanowiła zaprosić kogoś do siebie, nie chciała siedzieć sama w domu. A poza tym, tak długo nie widziała Naeris, że aż żal było jej nie zaprosić. Przecież się przyjaźniły, a przyjaźń trzeba pielęgnować. Beth, sama miała dużo na głowie i jakiś czas jej nie było. Ale postanowiła powrócić do świta żywych, po raz kolejny. Weszła do swojego mieszkania, które niegdyś dzieliła z Alanem, sama nie wiedziała co stało sie z tym chłopakiem, ale może jeszcze wróci, kto go tam wie. Mieszkanie, zawsze przypominało jej o tym jak poznała Alana i jak szybko wzięła sprawy w swoje ręce. Szkoda tylko ze chłopak zniknął i nikt nie wie co się z nim dzieje. Trzeba mieć nadzieje że powrócić. Postawiła swoje zakupy na stole. Miała przyjść tylko Naeris, ale Bet, nie potrafiła zrobić zakupów na dwie osoby ani nawet na jedną. Pewnie znów będzie miała jedzenia a jedzenie i wszystko będzie musiała wyrzucić. Westchnęła cicho, miała wszystko czego potrzebowała. Chipsy, kremowe piwo, słodkości. Nic tylko czekać na dziewczynę.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naeris strasznie się spieszyła. W biegu wypadła z dormitorium, naciągając na siebie jasną, wiosenną kurtkę. Włosów nawet nie miała czasu poprawić, więc w biegu tylko dodatkowo się zburzyły. Zagapiła się, piekąc ciasteczka dla Liz. Starała się, by były idealne, w końcu to były urodziny Krukonki! Nie zamierzała niczego spaprać. Zapakowała prezent w biały papier urodzinowy, oczywiście zrobiła to własnoręcznie, jak zawsze. Skończyła późno, dlatego musiała się spieszyć do domu przyjaciółki. Z roztargnieniem odnalazła odpowiednie mieszkanie i zatrzymała się przed drzwiami. Uspokoiła oddech, poklepała rumiane policzki, sprawdziła z trzy razy czy ma ciastka i prezent, a dopiero potem grzecznie zapukała. Kiedy Elizabeth jej otworzyła, rzuciła jej się od razu na szyję. - Wszystkiego najlepszego! - krzyknęła wesoło, przytulając ją czule. Przez dłuższą chwilę jej nie puszczała, a potem odsunęła się i wyciągnęła w jej stronę zapakowane ciasteczka i biały prezent. - Proszę! Przepraszam, że nie mam nic więcej, ale trochę krucho z kasą. W końcu była mugolaczką i nie dostawała pieniędzy od rodziców, a jedynie z Ministerstwa. Wierzyła jednak, że Liz się spodoba, w końcu spędziła nad tymi podarunkami sporo czasu. Musiała biegać po sklepach, a potem pilnować tych ciastek. W prezencie czekała nowiuśka przypominajka.
Lizzie, cały dzień, jak wróciła z sklepu, zaczęła przystrajać swoje mieszkanie. W sumie, jakaś urodzinowa atmosfera, musiała być w domu. Inaczej byłoby nudno i byłaby to wyjątkowo nudna impreza. Choć i tak pewnie będzie, to i tak chciała zrobić coś super. Na stoliku ułożyła chipsy, czekoladki, popcorn i napoje. Po napoje poleciała do mugolskich sklepów. Bo przecież impreza bez Coca-Coli i miętowo-jabłkowego napoju to nie impreza. W pewniej chwili usłyszała delikatnie pukanie. Otwarła drzwi i nawet chciała się przywitać, jakoś normalnie. Ale Naeris, rzuciła się jej na szyję, co było oczywiście miłe, nawet bardzo. Cieszyła się że ma kogoś takiego jak ona. - Dziękuje, kochana. Na prawdę się ciesze że przyszłaś i że znalazłaś dla mnie czas. - wyszczerzyła się do przyjaciółki. - Nie przesadzaj, nie musiałaś nic kupować. Dla mnie ważne jest to że jesteś. Wiele to dla mnie znaczy. - uśmiechnęła się do niej i jeszcze raz ją przytuliła. Elizabeth, miała ten sam problem co Naeris, on też była mugolaczką i nie dostawała pieniędzy od rodziców. W sumie.... Jej ojciec, nigdy nie wysłałby jej pieniędzy, zacznijmy od tego. - Wchodź do środka, przecież nie będziemy tak stały w przejściu. Opowiadaj co tam u ciebie. Tak dawno sie nie widziałyśmy. - zaczęła zachęcać dziewczynę do rozmowy. Weszła do salonu i usiadła na kanapie. Na stoliku znajdowało se wszystko, co było potrzebne na urodziny.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Cudownie było usłyszeć takie słowa. Naeris potrzebowała bliskości i chciała czuć się doceniania i kochana. Właściwie to chyba każdy człowiek tak miał. A rzadko kiedy słyszała "Dobrze, że jesteś". Poczuła, że jej twarz rozjaśnia szeroki uśmiech. Weszła do środka i rozejrzała się pobieżnie. - Śliczne mieszkanie. - powiedziała uprzejmie. - Ale strasznie duże... Mieszkasz tu sama? Naeris ciężko było sobie wyobrazić, że sama mogłaby tak żyć z daleka od rodziny. Każde wakacje spędzała albo u rodziców albo u cioci. Wiedziała jednak, że kiedyś (a nawet niedługo) przyjdzie czas, by się usamodzielnić. Poszła do salonu za Beth i usiadła na kanapie, podziwiając kominek. - Oczywiście, że musiałam ci coś kupić. - zaprzeczyła Krukonka. - Otwórz prezent od razu, nie mogę się doczekać twojej miny. Uwielbiała dawać i obdarowywać innych. Zobaczyła, że na stole jest piwo kremowe. Wzięła sobie kubek i nalała trochę jasnego napoju. To był jedyny alkohol, jaki lubiła pić. Elizabeth nieźle ją znała. Do drugiego kubka też nalała piwa kremowego i podsunęła go przyjaciółce. - Więc będziemy tylko my dwie? - upewniła się. W sumie to nawet lepiej. Źle by się czuła wśród obcych ludzi, a przy Lizzie mogła być sobą. - U mnie po staremu. - upiła łyk piwa, by mieć czas na przemyślenie tego, co się w jej życiu działo. - Dużo nauki, dużo roboty, dużo zamieszania. I poznałam jednego chłopaka. - palnęła nagle, a zaraz potem spuściła wzrok. Dobra, była po prostu niezwykle nieśmiała i niepewna jeśli chodziło o tematy męsko-damskie. Nic dziwnego, w końcu nigdy nawet nie miała chłopaka.
U Elizabeth, Naeris miała to zagwarantowane, ona zawsze doceniała ludzi, którzy byli tego warci. A jej przyjaciele, byli tego warci. Bethi, czuła że dziewczyna, lubi być doceniania. Wszyscy lubią, ona też. Ale wolała doceniać innych, to dawało jej wiele radości. - Dziękuje. - uśmiechnęła się do niej i skinęła głową. Następne pytanie ją zaskoczyło, nawet ukuło w serce. Nie chodziło o to że dziewczyna nie miała prawa wiedzieć, tylko po prosu. To wspomnienia, bolało, tak po prosu. Chociaż, ta cała sytuacja z Alanem była dziwna. - Nie, raczej, mieszkałam tutaj z Alanem, raczej, miała z nim zamieszkać. Nawet tutaj był, ale cóż, później no wiesz, zniknął bez słowa. - wzruszyła ramionami, bo więcej nie miała nic do dodania. Nawet nie była pewna, co łączyło ją z Alanem. Raz się całowali, potem poszli na bal. Ale czy to znaczyło że byli razem? Chyba jeszcze nie... Uśmiechnęła się do niej i zaczęła otwierać swój prezent, pierw dobrała sie do ciastek. Nie mogła się opanować, tak ładnie pachniały że od razu wzięła kęsa. - Są wspaniałe, takie pyszna i kruche. Musisz dać mi przepis. - wymamrotała z pełną buzią. Co nie było za bardzo kulturalne, ale co tam. Gdy przełknęła ciastko, a potem drugie odłożyła je na stół i otwarła drugi pakunek. PRZYPOMINAJKA! Tak, to coś co jej pomoże nie zapominać, uwierzcie lub nie, ale często zdarza sie jej coś zapomnieć. - Dziękuje, nawet bardzo. - wyszczerzyła się do niej szczęśliwa. Na prawdę była szczęśliwa, cieszyła się że miała ją przy sobie. - No tak, mam nadzieje że ci to nie przeszkadza. - W sumie miała tylko ją. Traktowała ją jak człona rodziny. Bo na swoją rodzinę, to liczyć nie mogła. Chyba że na swoją siostrę, choć z nią to bywało różnie. Czasem z nią gadała, a czasem zachowywała się tak jak by jej nie było. Czyli jak reszta rodziny. - O opowiadaj, jakiego chłopaka ? - . Oczywiście że Benoit, zainteresowała wieść o chłopaku. Hallo, przecież jest dziewczyną, a dziewczyny lubią plotki. Nawet bardzo.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naeris skinęła głową na znak, że rozumie całą tą sytuację z Alanem, ale po prawdzie to nie rozumiała. Jak ktoś może zniknąć bez słowa? Od tak, wypisać się z historii naszego życia? Pozostać jedynie wspomnieniem? Śladem po ołówku, niedokładnie wymazanym gumką? Krukonka zastanowiła się nad tym, co łączy Beth z tym chłopakiem, ale widząc, że raczej nie był to dla niej przyjemny temat, postanowiła nie drążyć. Nie chciała przywołać smutnych wspomnień, w końcu to urodziny i powinny się świetnie razem bawić. Naeris uśmiechnęła się, widząc jak dziewczynie smakują jej ciastka. - Oczywiście, że dam ci przepis. - zapewniła. Lubiła dzielić się własną wiedzą, a jeśli chodziło o wypieki to umiała przygotować różne rodzaje ciastek i babeczek. A to się przydawało, bo kto by nie kochał takich słodyczy? Elizabeth wyglądała na szczęśliwą, więc Naeris pomyślała, że świetnie zapowiada się czas, który mają spędzić razem. Nawet jeśli będą same. Naeris także miała siostrę, ale o tym szkoda gadać... Nie znosiły się przez to, że młodsza zazdrościła starszej czarodziejskiego talentu. Wybuchały przez to wieczne afery w domu, a rodzice nie mieli pojęcia, którą córkę poprzeć. - Takiego zwykłego... - usiłowała ubrać to jakoś w słowa. - Ale to nie tak jak myślisz! Wcale mi się nie podoba. Znaczy się, jest przystojny... Ale nie w takim sensie... Wiesz. - westchnęła zirytowana tym, że nawet nie umie się dobrze wysłowić, gdy przychodziło do mówienia o tych sprawach. - Jest z naszego roku. Krukon. - uśmiechnęła się pod nosem, upijając jeszcze parę łyków piwa kremowego. Poczuła, jak przyjemnie ją rozgrzewa i rozluźniła się. - James Waters. - powiedziała w końcu, smakując jego imię i nazwisko. Wątpiła, by Elizabeth go znała. Naeris nie chciała jednak mówić wyłącznie o sobie, poza tym plotkowała dość rzadko i bała się, że sobie nie poradzi z opowiadaniem, co tam się u niej działo. Zwyczajnie wolała słuchać, co inni mają do powiedzenia. - Lizzie, powiedz lepiej, co u ciebie. - uśmiechnęła się do jubilatki.
Ona sama Tego nie rozumiała, Alan po prostu.. Zostawił w jej życiu ślad i to nawet duży. A potem odszedł, bez żadnego ale. No cóż, ona sama zniknęła na chwilę, na dłuższą chwilę. Nie było jej, ale wróciła, a potem Alan się nie pojawił, nie odzywał. Cóż, takie już jej życie. Lizzie, nie będzie sie obracała do tyłu, musi iść do przodu. Kiedyś jeszcze będzie szczęśliwa.. - Dziękuje, są pyszne. - uśmiechnęła się do niej i poprawił przy tym swoje włosy. Przy Naeris, czuła się sobą, więc nawet nie zakrywała swoich tatuaży. W sumie, to już zaczęła je pokazywać ludziom. Nie chodzi o to, że wcześniej się wstydziła, tylko po prostu nie chciała aby ludzie, je widzieli. To było jej mały sekrecik. Pamięta jak pierwszy raz, Alan zobaczył ją w sukience, która odkrawała prawie każdy tatuaż. Wtedy, to właśnie wtedy Alan, nazwał ja bezpruderyjną. W sumie, miał rację. - No właśnie, nie do końca, wiem. Ale chyba rozumie. Podoba Ci się, ale na razie nie wiesz, jak to obrać w słowa ? - uśmiechnęła się do niej. Czyżby Naeris, się zakochała ? Czy może jeszcze nie wiedziała.. Skinęła tylko głową na jej słowa.. Prawdopodobnie, nie znała chłopaka. - Chyba, jednak go nie znam. - wzruszyła delikatnie ramionami. Nie znała wszystkich, gdyby znała każdego, wtedy jej głowa by wybuchnęła od natłoku informacji. Ale, ważne że znała, najważniejsze osoby dla niej. Przyjaciół miała, a jak wiadomo Elizabeth, nie jest za bardzo otwarta na nowe znajomości. Nie jest jej to potrzebne, a raczej tak myślała. Chociaż, może przydałby się jej jakiś nowy znajomy. - No wiesz, w sumie to nic ciekawego. Miała chwile przerwy, a teraz znów wracam do życia. Na weekend, była w domu. Ale oczywiście, nic się tam nie zmieniło. Co nawet mnie nie zaskoczyło. - wzruszyła delikatnie ramionami i napiła się jednego z mugolskich napojów.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naeris tym bardziej odczuwała sympatię do Beth, ponieważ i ona nosiła na ciele tatuaże. Sama nigdy nikomu nie powiedziała o skrzydłach anioła, które zdobiły całe jej plecy, ale jej przyjaciółka wyraźnie nie obawiała się ukazywać dzieł, zrobionych na jej skórze jakąś wprawną różdżką (a może mugolskim sposobem? Naeris za bardzo bałaby się bólu, dlatego zdecydowała się na magiczny tatuaż). Ale włosów by nie kolorowała na tak krzykliwe kolory, aż tak odważna nie była. - Nie, to kompletnie nie tak. - poczuła gorąco na policzkach i ścisnęła mocniej kubek w dłoni. - Nie podoba mi się, ale go lubię. Wydaje się fajnym chłopakiem. - wreszcie powiedziała to, co miała powiedzieć i nie dodała nic głupiego. Nigdy nie miała chłopaka i nie była jeszcze na takie rzeczy gotowa. - Nie zakochałam się. - dodała, jakby upewniając w tym nie tylko Elizabeth, ale i samą siebie. Ostatnio w jej życiu zawiązało się wiele nowych znajomości, co przyniosło jej małą burzę emocji, ale tego dnia miała ochotę się wyluzować i zapomnieć o wszelkich stresach. Skinęła głową na słowa Liz. - Też pewnie niedługo pojadę do domu. - wzięła sobie jednego żelka i włożyła do ust, zastanawiając się nad tym, czy w jej rodzinie coś się zmieniło. Pewnie nie. Listy były takie same - nudne i długaśne, z różnymi głupimi pytaniami dotyczącymi albo świata magii (jak uspokoić to samopiszące pióro, które u nas zostawiłaś w wakacje? Ciągle za nami lata) albo tego, czy Naeris ma już chłopaka. - A jak ci idą przygotowania do Owutemów? - uśmiechnęła się łobuzersko. Sama odczuwała ostatnio jakąś chęć do leniuchowania.
Przez jakiś czas ukrywała swoje tatuaże. Ale teraz, mało jej interesowała co ludzie o niej powiedzą. Ona jest jaka jest i nic ani nikt tego nie zmieni. Magiczne tatuaże ? No tak, dowiedziała się o nich na balu, zupełnie przez przypadek. Nawet nie wiedziała że takie coś istnieje. Alan miał z niej niezły ubaw, gdy dowiedział się że dziewczyna leżała przez dwanaście godzin, pogrążona w bólu a mogła zrobić to za pomocą różdżki. No cóż, niewiedza boli i to bardzo. Uśmiechnęła się do niej, gdy dziewczyna zaczęła opowiadać jej o chłopaku. Będzie musiała się dowiedzieć, jak wygląda. Bo przecież, nie ładnie tak się pytać dziewczyny. Najwyraźniej, sama nie wiedziała czy jej się podobał czy nie, bo prawdę mówiąc, nie przekonała panienki Benoit. - Dobra, już nie będę Ciebie tak męczyła, tymi pytaniami. Ale fajnie że poznałaś, kogoś, kto wydaje się bardzo miłym. - uśmiechnęła się do niej. A gdy odparła, że się w nim nie zakochała, cóz, nie brzmiało to za bardzo przekonywując. A raczej, Naeris, chciała sama przekonać do tych słów siebie. Eliza nie miała zamiaru poruszać tego tematu. - Ja jakoś, nie mam zamiaru tam wracać. To był ostatni raz, gdy tam pojechałam. - odparła dość smętnie. Naeris, wiedziała o sytuacji w jej domu. Wiedziała, że Elizabeth, nie jest akceptowana przez swojego ojca, brata i siostrę. Że jest uważana że wyrzutka i coś nie normalnego. A jej matka, cóż, zmarła. A tylko ona była jej przyjaciółką i tylko ona ją akceptowała. Niestety, śmierć zabrała ją za szybko. - Nawet dobrze, czuję się nawet do nich przygotowana. - pokiwała głową. No tak, Benoit była niezłym kujonem. Nie da się tego ukryć.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Spostrzegła, że najwyraźniej nie była wystarczająco przekonująca, ale co poradzić? Elizabeth powinna jej jednak uwierzyć ze względu na to, że nigdy nie kłamała. Więc po prostu mówiła otwarcie to co myśli, a w tamtej chwili naprawdę nie czuła do tego chłopaka nic więcej, poza sympatią. - Dzięki. Mam nadzieję, że też znajdziesz kogoś, kto wypełni pustkę po Adamie. - powiedziała ostrożnie, nie umiejąc przewidzieć reakcji dziewczyny na te słowa. W końcu intencje miała dobre, ale mogła ją tym zasmucić. I znowu najpierw palnęła, zamiast się zastanowić. - Przepraszam. - dodała szybko. - Po prostu zasługujesz na coś więcej od życia. Masz bardzo dobre serce. Naeris nie wstydziła się okazywać ciepłych uczuć, wobec osób na którym jej zależało. A Lizzie była jej przyjaciółką i to oczywiste, że ją kochała i wiele by dla niej zrobiła. - Było aż tak beznadziejnie? - spytała Naeris, starając się przypomnieć, dlaczego dziewczyna tak nie lubi wracać do domu. No tak, nie każdy mugolski rodzic akceptował to, że jego dziecko potrafi patykiem unosić przedmioty w górę albo rozpala ogień jednym machnięciem. Delikatnym gestem wyciągnęła rękę i uścisnęła dłoń Elizabeth, chcąc jej dodać otuchy. Chciała, by wiedziała, że chociaż w domu może nie ma co liczyć na pomoc i dobre intencje, tutaj jednak miała ją. - Ja chyba też, ale jestem jakoś zabiegana. Brakuje mi czasu na takie zrelaksowanie się, jak teraz. - uśmiechnęła się nagle. - Może byśmy w coś zagrały? Masz tu jakieś ciekawe gry? A zawsze możemy ruszyć wyobraźnią i same coś sobie wymyślić.
Nie chodziło o to że Beth, jej nie wierzyła. Po prostu chciała ją pozaczepiać, tak długo jej nie widziała. Więc musiała ją trochę poirytować, bo czemu nie? - Alanie. - poprawiła ją z delikatnym uśmiechem. - Na razie, skupie się na cieszeniu się z życia, a jak się trafi to się trafi. A jeśli nie, to nie,. - wzruszyła delikatnie ramionami. To nie tak że musiała kogoś mieć. Miała przyjaciół, to jej starczy. Przecież na miłości świat się nie kończy, ani nie zaczyna. Jakoś to będzie, Beth nie przywiązywała do Tego większej uwagi. - Nic się przecież nie stało i dziękuje. Ale widzisz, za to mam takich przyjaciół jak ty. - uśmiechnęła się do niej. - W sumie to było normalnie. Tak jak było zawsze, ale mam już dość tego że moja rodzina omija mnie szerokim łukiem. Lepiej mi jest bez nich. Co nie znaczy że wolałabym ich nie mieć. Ale nie muszę ich ciągle oglądać. - No tak, cieszyła się że ma rodzinę. Nawet taką jaką miała, ale to nie znaczy że chce ich ciągle oglądać. Niech sobie po prostu będą, może kiedyś zmienią o niej zdanie.Posłała jej delikatny uśmiech, gdy dziewczyna uścisnęła jej dłoń. - Jedyną grę jaką mam, to twister. - zaśmiała się dziewczyna, już wyobrażając sobie jak dziewczyny wyją się po macie.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Też chciała mieć takie luźne podejście do tematu miłości. Była, to była, a jak nie było to nie. I wszystko grało, życie dalej się toczyło, nikt nie rozpaczał. Tyle, że Naeris podświadomie pragnęła kochać i być kochaną, nie tylko w sensie stricto przyjacielskim. Ale życie nie dało jej takiej okazji. Uznała, że czasem po prostu nie dostajemy tego, czego pragniemy zbyt mocno. - No tak... Cieszenie się z życia. - uśmiechnęła się do Liz. - Dopóki jesteśmy młode pozwólmy sobie na odrobinę szaleństwa. - uniosła kubek z piwem i stuknęła się nim z Krukonką. - Za zdrowie jubilatki! - wypiła cały napój jednym haustem i musiała odkaszlnąć. Tak rzadko pijała alkohol, że mógł szybko zawrócić jej w głowie, a upijać się na pewno nie chciała. - Masz dość tego, że rodzina omija cię szerokim łukiem, a jednocześnie lepiej ci bez nich? - znów się uśmiechnęła. - Tak, to się trzyma kupy. - nie było to powiedziane złośliwie, po prostu Naeris także lubiła się czasem podroczyć. Elizabeth nie musiała jej tłumaczyć, co miała na myśli, bo Krukonce wydawało się, że to rozumiała. Nikt nie lubi być ignorowanym i lepiej jest już trzymać się z daleka, niż mijać codziennie, ale nie umieć się ze sobą normalnie porozumieć. Z dalszej odległości to jakoś mniej boli. Miała tak z siostrą i cierpiała z tego powodu. - Twister? Uwielbiam to. - powiedziała z iskierkami w oczach panna Sourwolf. Przypomniała sobie, jak wiele razy w dzieciństwie w to grała i zawsze kończyło się brzuchem obolałym od śmiechu. A teraz miała ochotę się pośmiać, pobawić i zapomnieć o troskach. - Możemy zagrać nawet teraz, jeśli masz ochotę. - rzuciła jej szczenięce spojrzenie, któremu ciężko byłoby odmówić. Gdy przychodziło co do czego, Naeris bywała dziecinna, ale kto by widział poważne przyjęcie urodzinowe? Tu trzeba było energii i zabawy, przynajmniej zdaniem małej Krukonki.
Każdy pragną podświadomie być kochanym i kochać. Po prostu nieliczni potrafili zadusić w sobie to uczucie. Właśnie taką osobą była Beth, zduszała w sobie uczucia, które jak na razie nie były jej potrzebne i tyle. Teraz słowo miłości, wywoływało u dziewczyny słowo problem. - No i własnie o to chodzi. - wyszczerzyła się do niej. Może życie było szare, ale nie zapominajmy o tym. Że życie dawało nam też kredki, w postaci przyjaciół. Którzy kolorowali nasze życie. Właśnie taką kolorową kredką była Naeris. Stuknęła się z nią swoim bez alkoholowym napojem i napiła się małego łyka. Jakoś nie wiedziała w picu alkoholu zabawy, ale nie wypominała innym że piją. Zaśmiała się sama ze swoim słów. - - No tak, jest to dość pokręcone. Ale nic na to nie poradzę, właśnie tak to wygląda. - wzruszyła ramionami. Nie trzymało się to kupy, ale jednak, to własnie były jej uczucia. Wiedziała że dziewczyna się z nią droczy, nawet nie była jakoś o to zła, czy coś. Bo przecież, dzięki niej potrafiła się z tego śmiać i to było dobre. W tym jej pokręconym życiu. Widząc jej iskierki w oczach, od razu sama się uśmiechnęła jeszcze szerzej. O ile było to możliwe . - Jasne że zagramy i że mam na to ochotę. - uśmiechnęła się do niej. Miała już przed oczami, jak to wszystko sie potoczy. Będzie kupa śmiechu, a jutro bolące mięśnie. Ale co tam, w końcu trzeba się bawić. Wstała ze swojego fotela i poszła do pokoju. Rzuciła sie na podłogę i wgramoliła pod łóżko, po to aby wyciągnąć grę. Oczywiście że mogła użyć czarów, ale jakoś, zapomniała ? A raczej bardziej jest przyzwyczajona do mugolskiego życie. Wróciła do salonu. Rzuciła mate na ziemię i uśmiechnęła się zadziornie do swojej przyjaciółki. - Gotowa na twistera ? -
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Uczucia ogółem były pokręcone, podobnie jak cała psychika człowieka. Naeris nie wierzyła w to, że ludzi da się poszufladkować. Tych do optymistów, tych do choleryków, tych do introwertyków... Przecież człowiek zawsze zachowa się inaczej, zależnie od sytuacji. Uśmiech sam wykwitł na jej twarzy, gdy zobaczyła starego, mugolskiego twistera. Ten widok wywołał w niej falę przyjemnych wspomnień. Nawet nie zauważyła tego, że Lizzie nie pokusiła się o użycie accio, często sama zapominała o tym, że może używać różdżki. Ale nie uważała, że to coś złego, bo też i nie wstydziła się tego, że czasami myślała jak typowy mugol. - Oczywiście, że gotowa. - wyszczerzyła się i związała prędko włosy w jakiś nieporządny kucyk. Jako, że były tylko we dwie, wyciągnęła różdżkę i rzuciła proste zaklęcie. Teraz w pokoju rozlegał się metaliczny głos, wypowiadający kolejne polecenia. - Zaczynamy! - uśmiechnęła się jeszcze raz do Elizabeth, gdy były gotowe. Prawa ręka na czerwone. Zadziałał szybki refleks Sourwolf i po sekundzie jej dłoń dotknęła czerwonego koła. Parę pierwszych komend mogły wykonać bez trudu, w końcu miały trochę miejsca. Jednak kiedy Naeris musiała przenieść lewą rękę na zielone, prawie upadła, bo zaplątała się w nogi drugiej Krukonki... - Uważaj! - ostrzegła Beth ze śmiechem, bo do stracenia równowagi brakowało niewiele. Na kolejne polecenie przełożyła stopę na niebieskie pole, co kosztowało ją praktycznie wykręcenie się w zupełnie inną stronę. - Au... Moja noga... - zaśmiała się, czując, że mięśnie drżą jej z wysiłku utrzymania ciała w takiej pozycji. W końcu po kolejnym nie wytrzymała i upadła, z ulgą rozprostowując kończyny. Śmiała się przy tym swobodnie. - To moja ręka czy twoja? - spytała, bo praktycznie leżały na sobie. Nawet jeśli Naeris przegrała to niezbyt się tym przejęła. - Okej, chwila odpoczynku dla mojego zmaltretowanego kręgosłupa...
Oczywiście że nie można poszufladkować ludzi. Ludzie są tak od siebie różni. Wydaje się to nawet nie możliwe, jest tyle ludzi na świecie i wszyscy są różni. Tak unikatowi, tak oryginalni. Widząc uśmiech dziewczyny, sama coraz bardziej się uśmiechała. Wiedziała ze przy niej może być sobą i tylko sobą. Nie musiała nikogo udawać, była po prostu Beth. Po prostu sobą. - To zaczynamy zabawę. - wyszczerzyła się i związała swoje włosy. przecież nic nie mogło jej przeszkadzać w taj zachwycającej grze. O, magia często się przydawała, jak w takiej chwili. Bo kto by kręcił teraz kręciołkiem, który pokazywał ci co masz robić? No własnie, nikt. Lizzie, wykonywała wszystkie czynności jakiego tajemniczy głos jej podawał. Uwierzcie, albo nie. Nigdy nie podejrzewała że jest tak giętka. Choć od po pięciu minutach gry, odczuwała już swoje mięśnie. Czuła je wszędzie, nawet tam gdzie nie miała o nich pojęcia. Musiały wyglądać teraz bardzo zabawnie. Takie powyginane, były wygięte. Tak jakby nie miały kręgosłupa. Przez chwilę myślała że upadnie na swoją koleżankę. - Uważam, uważam. - zaśmiała się i przełożyła rękę pod plecami dziewczyny. - Zaraz padnę. - parsknęła śmiechem. Można powiedzieć że był remis, bo dziewczyny padły na plecy w tym samym czasie. Au! Wszystko ją bolało, serio wszystko. - Chyba moja - zaśmiała sie i poturlała na bok. Zaczęła łapać oddech. - Zgadzam się, przerwa nam się należy. - parsknęła znów.
[wybacz, kompletny brak weny. To pewnie przez to że napisałam dzisiaj jakieś dwadzieścia postów xd]
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naprawdę dobrze jej to zrobiło. Mogła na chwilę znów poczuć się, jak dziesięciolatka. Zdjęła na chwilę z barków ten ciężar codziennych stresów i zmartwień. I nawet to, że czuła ten lekki ból w kręgosłupie odczuwała jako przyjemność. Uśmiechnęła się serdecznie do Elizabeth, bo naprawdę była w tej chwili szczęśliwa. Gdyby się nad tym zastanowiła, to rzadko kiedy tak się czuła. - Jestem ci naprawdę wdzięczna za zaproszenie. - powiedziała z rozbrajającą szczerością. Naeris potrafiła otwarcie wypowiadać się o swoich uczuciach, czego pewnie sporo osób jej zazdrościło. Dla niej nie było problemu w powiedzeniu, że jest zmartwiona albo, że się boi. Tak samo proste wydawało jej się okazywanie wdzięczności. - Żałuję, że nie podarowałam ci czegoś jeszcze. - westchnęła cicho, podchodząc do kanapy. Strząchnęła z poduszki parę papierków po słodyczach. Jeśli Lizzie zechce to Naeris chętnie zostanie, by to jeszcze wszystko posprzątać. Wiadomo, najpierw jest zabawa, a potem sprzątanie tego wszystkiego. Krukonka nalała sobie tym razem Coca Coli do plastikowego kubeczka. Tak rzadko ją pijała, przywodziła jej na myśl dzieciństwo. Naprawdę czasami współczuła czarodziejom, że nie znali tak wielu mugolskich przysmaków. Wiele tracili, nie korzystając na przykład z internetu. Ale mieli też własny, niesamowity świat i ostatecznie to Naeris wolała go bardziej do tego mugolskiego. - Będziesz teraz szukać współlokatora, skoro Alana nie ma? - spytała z grzeczności, ale po części była też zaciekawiona. W sumie, to jak to było mieszkać samemu? Naeris lubiła towarzystwo ludzi, ale to by jej chyba nie przeszkadzało. Wolała mieć spokój i ciszę, gdy pracowała nad rysunkami lub opowiadaniami. Właściwie, jakby tak popatrzeć, to zawsze gdy zamierzała tworzyć, szukała jakiegoś odludnego miejsca. Najczęściej nad jeziorem albo w jakiejś cichej klasie w zimniejsze dni. Mieć własne mieszkanie to musiało być z jednej strony obciążeniem, bo wszystko załatwiasz sama, ale z drugiej strony to była też świetna opcja. Naeris chciałaby się kiedyś usamodzielnić, a niedługo przecież stanie przed wyborem - szukać pracy czy iść na studia? Na razie wszystko wskazywało na to, że będzie dalej się dokształcać i może znalazłaby jakieś przyjemne mieszkanko w Hogsmeade albo w Londynie.
Kończymy powoli? c: Chyba, że masz jakiś fajny pomysł, co jeszcze możemy porobić ^^
No cóż, życie potrafiło dawać w kość. Z tym trzeba się zgodzić, wiec nawet Lizzie, była zadowolona z takiej zabawy. Bo było naprawdę fajnie, przez chwilę zapomniała o wszystkich zmartwieniach. Tak jak druga krukonka, bo o to w tym chodziło. To znak, że czuły się dobrze we własnym towarzystwie. A na tym polega przyjaźń. - Oh, nie przesadzaj. Jak nie ciebie, to kogo innego miałabym zaprosić ? - posłała jej uśmiech. Mówiła prawdę. Bo kogo innego miałaby zaprosić ? Ludzi, których nie znała, albo znała tylko z widzenia. Nie, dziękuje. Tak było zdecydowanie lepiej. Elka, nie lubiła tłumów, znacznie lepiej czuła sie w mniejszym towarzystwie. Jeśli chodzi o pokazywanie uczuć, z tym Benoit mogła mieć "niewielkie" problemu. Zawsze zaszywała się za wielkim murem. Tylko niektórzy potrafili ją przejrzeć. Spojrzeć jej w oczy i powiedzieć że wiedzą że jest smutna. Niestety, nie każdy był obdarzony takim darem. A szkoda. - Przestań! Tutaj nie chodzi o prezenty, tutaj chodzi o dobrą zabawę. Dałaś mi dzień bez myślenia o zmartwieniach. A to jest, najlepsze co mogłam dostać. - Tak, mówiła szczerze. Choć wiele ludzi, powtarza że nic nie chcą na urodziny, żadnych prezentów, nic. Prawda jest taka, że każdy lubi je odstawać, tylko mówi tak z grzeczności. Lizzie, miała co do tego inne zdanie. Jej, na prawdę na tym nie zależało. Może dlatego, ze nigdy ich nie dostawała. Sprzątanie ? Meeh, jedno machnięcie różdżką i wszystko ogarnięte. Akurat, do tego nie zapominała o używaniu różdżki. Tak samo jak do zmywania naczyń. To najgłupsze co może być, serio. Przy zmywaniu naczyń, Eliza dostaje szału. To nie jest nic fajnego, nic! - Jeszcze nie wiem. Muszę to przemyśleć. Ale wydaje mi się że pewnie tak. - Pokiwała głową. Mieszkanie samemu, wcale nie było aż tak złe. Chociaż, w takim wielkim mieszkaniu, brakowało jej kogoś. Z chęcią, zamieszka by z kimś. Nawet z Naeris, tylko że ona była uczniem. A mieszkać na swoim, mogą tylko studenci. W sumie szkoda, ale. Pewnie ktoś się znajdzie. Pożyjemy zobaczymy. Nie ma co się teraz tym przejmować. Jakoś to będzie, może nadal gdzieś ma nadziej że Alan wróci? Pewnie tak, ale to tylko nadzieja, nic więcej.
Można kończyć, powoli c:
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Świadomość, że była jedyną osobą, którą Elizabeth mogła zaprosić na swoje urodziny dziwnie oddziaływała na Naeris. Z jednej strony napawało ją to dumą i szczęściem, bo była dla kogoś kimś ważnym, przyjacielem. A z drugiej żałowała, że Lizz nie ma więcej osób na których mogłaby polegać, z którymi mogłaby równie dobrze się bawić i swobodnie mówić o problemach. Nie miała pojęcia co odpowiedzieć Krukonce. Właściwie liczyło się tylko to, żeby czuła się teraz dobrze. W końcu to wyjątkowy dzień. - Nawet nie masz pojęcia, jak miło jest usłyszeć takie słowa. - uśmiechnęła się szczerze do przyjaciółki. Trudno jej było pomieścić w sercu całą sympatię, jaką teraz czuła do Lizz. Bo naprawdę, rzadko kiedy słyszała tak miłe dla ucha słowa. - Oczywiście, przecież masz na to czas. - starała się brzmieć wyrozumiale. W końcu, po co się spieszyć? Jeszcze tyle nauki przed nimi obiema. A potem co? Szukanie pracy? Naeris nie umiała się pogodzić z tym, że kiedyś opuści Hogwart, ta szkoła stała się jej domem. Ale może... może nie będzie musiała go opuszczać? Tylko czy nadawałaby się na nauczycielkę? Urodziny Elizabeth przebiegały w wesołej atmosferze - dziewczyny nie poruszały więcej drażliwych tematów rodziny, zakochań albo tych nudniejszych, jak Owutemów. Naeris po dłuższym czasie poczuła, że chyba wypiła za dużo piwa kremowego, bo odrobinę kręciło jej się w głowie. Nic wielkiego, ale nie chciała, by zrobiło jej się niedobrze. Krukonki pośmiały się, wymieniły opiniami na wiele tematów, Naeris opowiedziała trochę o swoim życiu, o tym, co się ostatnio u niej wyprawia. Niby były to tylko pogaduszki, ale przynajmniej miło spędziły czas. W końcu Sourwolf wstała i pomogła ogarnąć bałagan. Cieszyła się, że przyszła. - Mam nadzieję, że będziesz korzystać z tej przypominajki. - powiedziała ze śmiechem przy drzwiach. - Teraz będę mieć mało czasu, pewnie zobaczymy się dopiero na balu... Posłała jej ostatni uśmiech, wyściskała ją mocno i wycałowała w oba policzki, jeszcze raz życząc wszystkiego najlepszego.
Wakacje. Czyż to nie cudowny czas? Każdy może odsłonić trochę ciałka, poflirtować z nowo spotkanymi chłopakami, pozwiedzać, mieć mnóstwo wolnego czasu. A co robi Lisa? Przyszła do domu. Wcześniej wysłała victorii sowę by przyszła też. Miała nadzieję, że Elizabeth też będzie. Miała cholerną ochotę się rozerwać, porobić coś ciekawego. Potrzebne były jej dziewczyny. Zawsze miały jakiś pomysł by się nie nudziło. Ale od tego właśnie były wakacje, prawda? Dziewczyna nigdy nie narzekała na brak towarzystwa. Zawsze się znajdzie ktoś kogo mogłaby trochę pomęczyć albo deptać komuś po pietach. Taka już była. Mimo wszystko tego nie robiła. Miała swój honor. Tego dnia założyła krótkie spodenki i koszulkę na ramiączkach, a mimo wszystko było jej gorąco. Usiadła na kanapie w salonie i uniosła głowę do góry i krzyknęła. - Jest ktoś?!