Tym razem czarodzieje na swój użytek otrzymują kompleks domków umieszczonych na drzewach. Każdy domek jest piętrowy. Na jego górnym poziomie znaleźć możemy pięcioosobową, przestronną sypialnię, utrzymaną w jasnych kolorach. Duże łóżka otoczone moskitierą nie tylko zapewniają odrobinę prywatności, ale chronią przed owadami, których na tym kontynencie nie brakuje. Na dolnym poziomie można znaleźć dużą łazienkę, oraz mały taras z mostem prowadzącym do kolejnych domków. Widoki są stąd niezapomniane, a bliskość lasu i drzew sprawia, że w ciągu dnia nie tylko mogą do nas zawitać zaciekawione małpy, ale i różnobarwne, egzotyczne ptaki. Dodatkowo każdy domek wyposażony jest w magiczny świstoklik, którego użycie powoduje przeniesienie do miasteczka oddalonego o paręnaście kilometrów. Czego chcieć więcej?
Atria kompletnie i całkowicie nie rozumiała co robiła w Kolumbii. Znaczy tak, jasne, wiedziała, że pojechała na wakacje, razem z całą tą Hogwarcką zgrają, ale nadal nie potrafiła zrozumieć, czemu ojciec kazał jej wybrać się na ten wyjazd. Niby co dobrego miało jej to przynieść? Przecież nie było tutaj Alexsandra, mogła sobie za to dać rękę uciąć. Na samą tę myśl skrzywiła się i złapała za nadgarstek. Niekoniecznie udany dobór słów, skoro ostatnio w Wrzeszczącej Chacie prawie ręki nie straciła i chociaż użyła odpowiednich zaklęć nadal pozostał ślad, który chyba miał jej przypominać o tym, że nie można od tak po prostu uznawać swojej wyższości, bo choć ślizgon mistrzem w swym fachu nie był, to udało mu się wykorzystać element zaskoczenia, który przecież miał należeć do niej. Weszła do domku i zmierzyła go krytycznym spojrzeniem. Dom, jak dom. Położyła swoje bagaże obok jednego z łóżek. Czy właściwie bagaż. Bo raczej nie tachała ze sobą miliona kosmetyków i ciuchów jak normalne dziewczyny. Kilka bluzek, trochę spodni i bielizny i miało starczyć. To i tak był luksus. Uniosła dłoń z błyszczącym pierścionkiem i potarła kark, jakby zastanawiając się, co ze sobą zrobić. Mogła wykorzystać ten czas na medytację. W sumie chyba właśnie w ten sposób spędzi całe wakacje. Medytując i ćwicząc animagię. Usiadła więc przy łóżku, przyjmując pozycję lotosa. Dłonie ustawiła w odpowiednim geście i położyła na udach. Oczy przymknęła i kompletnie się temu oddała, ciesząc się chwilą samotności, którą pewnie zaraz ktoś zburzy. Bo wiedziała, że mimo iż nikt za nią nie przepadał, to nikt też nie zrobi dla niej wyjątku i nie da jej samej na własność tego miejsca. Tym bardziej, że już na wejściu rzuciło jej się w oczy pięć łóżek.
Mikkel cieszył się na wakacje. Nie chciał ich za bardzo spędzać w domu, bo Ellinor gdzieś zniknęła, a po ostatnim spotkaniu z ojcem nie miał ochoty na siedzenie z nim w jednym pomieszczeniu przez całe dwa miesiące. Ba, dnia by nie wytrzymał. Dlatego jak zwykle był niezmiernie podekscytowany wyjazdem wakacyjnym oferowanym przez szkołę. Miał nadzieję spędzić trochę czasu z Winnie, bo wiedział, że też się zapisała. Co prawda miejsce docelowe nie wywoływało w nim zbyt dużego entuzjazmu. Preferował raczej miejsca o niższej średniej temperaturze powietrza i z mniejszą ilością niebezpiecznych stworzeń. Kolumbia była dla niego zbyt gorąca, zbyt niebezpieczna, zbyt egzotyczna. Był raczej domatorem, który nie lubił zmian. A Szwecja czy choćby Wielka Brytania, do której zdążył się przyzwyczaić, różniła się od tego amerykańskiego kraju dość diametralnie. Mimo to starał się nie zniechęcać i utrzymać pozytywne nastawienie do wyjazdu. Kiedy dotarli do swojej noclegowni, pierwsze co zrobił, to sprawdził, z kim został ulokowany w domku i do którego powinien się udać. Odnalazł swoje nazwisko na liście. Domek nr 10. W porządku. Ale dopiero wtedy zwrócił uwagę na listę swoich współlokatorów. O, Carma, Rekin, całkiem miło. I zauważył też dwa nazwiska, których nigdy nie spodziewałby się zobaczyć obok siebie. Atria i Winnie. Ciekawe czyj to był kiepski pomysł, żeby umieścić w jednym pokoju jego narzeczoną i przyszłą, może, dziewczynę. Wakacje zapowiadały się bardzo ciekawie. Mikkel nie miał pojęcia, co mogłoby się wydarzyć. Zmierzał w kierunku wyznaczonego u domku, zastanawiał się, kogo spotka w środku. Zabawne byłoby, gdyby okazało się, że to i Wins i Atria oczekują go w domku. Obserwował okolicę. Organizatorzy faktycznie się postarali. Widoki były przepiękne, mimo że tak egzotyczne. Dotarł w końcu do domku sypialnianego nr 10 i miał właśnie się przekonać, czy jego obawy miały się sprawdzić. Wszedł do środka, poszedł na ostatnie piętro, gdzie znajdowały się łóżka. I zobaczył Atrię. - Uff - odetchnął głęboko - Cześć, żonko - przywitał się żartobliwie i już spodziewał się morderczego spojrzenia z jej strony. Co się stało, że zmienił nastawienie? No właśnie nic się nie stało. Nie otrzymał żadnego listu od ojca, nic się nie zmieniło, więc sytuacja była stabilna. Chyba. Pamiętał, że Atria pojawiła się w jego mieszkaniu i sprezentowała mu woreczek ze skóry wsiąkiewki, który nawet teraz miał na szyi. Ale zmyła się tak szybko, że nie zdążył jej jeszcze podziękować. Postanowił to jednak odłożyć w czasie. - Widziałaś, z kim dzielimy ten cudowny domek? - spytał, rzucając torbę na jedno z łóżek. Z przykrością stwierdził, że jego torba była dużo większa niż torba Atrii, a to chyba dobrze o nim nie świadczyło.
W takim razie Atria zazdrościła mu tej całej radości. Ich rezydencja, zarówno ta w Norwegii jak i ta w Anglii, były na tyle duże, że właściwie, jakby się uparła rodzinę widziałaby tylko przy posiłkach, choc to i tak było opcjonalne, bo matki pewnie jak zawsze by nie było, a ojciec rzucałby jej tylko pełne rozczarowania spojrzenia na każdą odpowiedź jaką wypowiadała by na jego pytanie. Także zrezygnowałby z jedzenia przy stole i powiedziała swojemu skrzatowi, by przyniósł jej posiłek. Jej nie przeszkadzał gorąc, ani chłód. Potrafiła się do nich bardzo szybko przyzwyczaić. Miała to w naturze. Jak zwykle miała na sobie bluzkę, która skrzetnie zakrywała dekolt, na której widniał tatuaż, symbol przynależności do rodziny zabójców. Tyłek opinały krótkie szorty. Atria nie sprawdzała z kim jest w domku. Głównie dlatego, że kompletnie jej to nie obchodziło. Raczej nie zamierzała tutaj pogłębiać przyjaźni, czy też zawierać nowych znajomości. Była tutaj bo musiała. Czy jej ojcu nie wystarczał fakt, że zaręczył ją z facetem, którego postać nie robiła nic, poza drażnieniem jej? Usłyszała kroki, jednak nie otwrzyła oczu. Jedna osoba, odgłos jaki wydawały wskazywały na męskie. Niewiele się pomyliła. Głos od razu dopasowała do Mikkela i początkowo postanowiła go po prostu zignorować, więc twarz jej nawet nie drgnęła na jego jakże głupi komentarz. I chociaż mocno starała się powrócić do medytacji, tak ją rozsierdził tymi głupimi słowami, że nie mogła się na powrót skupić. Słysząc jego kolejne zdanie uchyliła jedno oko, a potem następnę mierząc go uważnie spojrzeniem. Podniosła się i zrobiła kilka kroków zatrzymując przed nim i mierząc spojrzeniem. -Nie interesuje mnie to. - odpowiedziała mu zgodnie z prawdą. Chłodnym tonem kompletnie pozbawionym emocji. Jej wzrok padł na woreczek, który mu dała, a który teraz dyndał na jego szyi. Złapała go w dłonie i przyjrzała mu się lekko marszcząc brwi. Potem podniosła wzrok znów do jego twarzy. - Dobrze, że się przydaje. - mruknęła, nadal trzymając woreczek, a piwnymi ślepiami lustrując go ze swojego pułapu. Była zdecydowanie za blisko, chciaż kompletnie nie zwróciła na to uwagi, głownie dlatego, że nigdy nie wiedziała kiedy zaczyna się naruszać prywatną przestrzeń drugiej osoby. Jej bliskość innego człowieka nie wyprowadzała z równowagi. No, może poza bliskością Rienca. Ale on był w kompletnie innej kategorii niż cała reszta. -I nie mów do mnie żonko. - dodała jeszcze unosząc prawą dłoń, wokół której biegła blizna bo ostatniej przygodzie w Wrzeszczącej Chacie, brzydka różowa, jeszcze świeża. Klepnęła go lekko w policzek zostawiając swoją dłoń w tym właśnie miejscu, a potem poczęstowała doprawdy uroczym uśmiechem, który jednak skrywał w sobie groźbę i Mikkel zaraz się o tym przekonał bo Atria dodała. - bo połamię ci kości. - doprawdy urocza, nie ma co, tylko brać za żonę.
Zaskakujące, że przyszli małżonkowie, a jednak różnili się właściwie w każdym calu. Atria wyglądała na osobę bardzo ciepłą i skorą do rozmowy. Ale tylko wyglądała. Może to jej płomienne włosy sprawiały takie złudne wrażenie. Bo w rzeczywistości była najbardziej chłodną osobą, jaką Mikkelowi udało się poznać. Przynajmniej była taka w stosunku do niego. I według niego było to kompletnie nieuzasadnione. Bo w końcu nie zrobił jej nic złego. W żaden sposób jej nie skrzywdził, a sam traktował ją z szacunkiem. Może to ta mordercza natura kazała jej olewać go ciepłym moczem jak tylko go widziała. Podeszła do niego i z niezwykle perfekcyjną dykcją wysyczała, że jej to nie obchodzi, z kim mają zamieszkać. Niestety, Mikkela to obchodziło. I to bardzo. Nie należał do osób, które chętnie wychodziły na zewnątrz. Więc pewnie większość czasu przesiadywałby właśnie w domku, a to oznaczało, że był skazany na przesiadywanie ze swoimi współlokatorami. A że były nimi obie jego dziewczyny, (ale Casanova) był w tak zwanej kropce. - I tak Ci powiem. Z moją Winnie, z Sharkerem i z Carmą - oznajmił trochę już mniej żartobliwym, a bardziej uszczypliwym tonem. Planował być dla niej miły. Chciał, żeby się jakoś dogadali. Ale ona to tak strasznie utrudniała. Wtedy zwróciła uwagę na woreczek, który dostał od niej w prezencie. - A tak. Przydaje się. Bardzo dziękuję - odpowiedział, trochę żałując, że pierwsza zdążyła to skomentować, nie dając mu szansy podziękować. Może i była za blisko. Ale Mikkelowi to nie przeszkadzało. Nie czuł się nieswojo, kiedy ktoś był… blisko. Nawet sprawiało mu to trochę przyjemność. Normalni ludzie pewnie jakoś by na to zareagowali, ale nie on. Nie zdziwił go sprzeciw za nazwanie jej swoją żonką. To było zdecydowanie do przewidzenia. Za to zdziwiła go blizna na ręcę Atrii. Nie zauważył jej wcześniej, zresztą wyglądała na dość świeżą. Dlatego dał się dotknąć w policzek, dał jej dokończyć zdanie i puścił mimo uszu jej groźbę o połamanych kościach. Chwycił ją za ów naznaczoną rękę, przytrzymując nadgarstek. Przyjrzał się uważniej bliźnie. - Ktoś Ci podpadł? Mam nadzieję, że jego rany wyglądają dużo gorzej - przyznał, nie wątpiąc, ale jednak pojawiło się w jego głowie coś w rodzaju...? Troski? Wiedział, że to absurdalne martwić się o dziewczynę wyszkoloną na zabójczynię. W końcu pewnie poradziłaby sobie z każdym wrogiem lepiej niż on z kimkolwiek innym. Mimo wszystko bał się, że trafiła na przeciwnika o większym doświadczeniu niż ona i przez to trochę go zmartwiła ta blizna na jej ręce. To że nie chciał za nią wychodzić, nie znaczyło, że nie traktował jej jako trochę bliższej mu niż inni.
Wydawała się. Sprawiała wrażenie. Niezliczoną ilość razy ludzie się już nabrali na jej prezencję, która była jednocześnie jej najlepszym elementem zaskoczenia. I mieli nabierać się dalej, a później gorzko rozczarowywać. Bo w sumie zderzenie z wyobrażeniem, a poznanie Atrii było jak oberwanie kubłem zimnej wody, albo otrzymanie siarczystego policzka w twarz. Rzadko kto się tego spodziewał i zdecydowanie nikt tego nie lubił. Chyba, że był jakimś masochistą, ale to już inna sprawa. I to fakt. Mikkel nie zrobił jej nic złego. Ale Atrii nic złego nie trzeba było robić. Ona juz taka po prostu była. Dla wszystkich bez wyjątku. A Carlsson? Cóż, współczuła, że ojciec wcisnął mu ją w ręce. Ale nie zamierzała z litości stać się nagle dla niego miłą. Ona od dziecka znała swoje miejsce i swoje przeznaczenie i po prostu godziła się z nim, wiedząc, że z ojcem nie ma dyskusji. Chociaż kwestia jej wyjścia za mąż nadal była jej bardzo mocno nie na rękę, choć nie wiedziała czemu. Może Carlsson ją tak irytował, a może znalazłby się inny powód, choć Atria nawet nie była go świadoma. A Atrii, w przeciwieństwie do Mikkela kompletnie na tym nie zależało. Nie musiała się z nim dogadywać, wystarczyło, że będą sprawiać odpowiednie pozory. Nic poza tym. Jak dla niej, mógł się szlajać po kątach z kim tylko chciał, ale pod żadnym pozorem nie powinien zszargać jej dobrego imienia, bo tego by jej ojciec nie wybaczył, a uwierzcie mi, poznała już jego gniew i nijak się to miało ze zwykłą rodzicielską złością, gdy spóźniłeś się na godzinę policyjna, albo nie pozmywałeś naczyń. Wyczuła lekką zmianę w jego głosie i nawet pozwoliła mu wymienić wszystkie te osoby, które miały z nimi dzielić domek, ale spośród wymienionej trójki kojarzyła tylko Sharkera i to ledwo i głownie dlatego, że pochodził z jej okolic. Dlatego też powiedziała. -Nie znam ich. - bo było to prawdą. Nie znała w większości. Z Sharkerem nie byli nawet na cześć. Bo w sumie na cześć nie była z nikim. Ludzie raczej omijali ją szerokim łukiem nie chcąc nawet w jakikolwiek sposób zbliżyć się do możliwości, że w jakiś magiczny sposób zostaną zmuszeni do rozmowy z nią. -Carlsson... - mruknęła ostrzegawczo przez zaciśnięte zęby, gdy złapał za jej nadgarstek i już wtedy powinien odezwać się w nim jakiś głos rozsądku i puścić ją czym prędzej, jeśli życie mu było miłe. Ale widocznie nie było, bo postanowił zagłębić się w jej prywatne sprawy.
Rzuć sobie kostką, a co mam wenę::
1,4,6 - Więc nim się obejrzał Atria wykonała szybki ruch, unosząc dłoń która trzymał i obracając się o 360 stopni. A Mikkel, niesiony głównie swoją siłą, którą Atria wykorzystała właśnie boleśnie obijał sobie plecy o podłogę domku. - Proszę pilnuj swoich sprawy. - mruknęła nachylając się nad nim, ale niewiele w tym było prośby. Więcej to miało w sobie z groźby z pokryciem, w ramach niezastosowania się do instrukcji 2,3,5 - Atria chciała wykonać szybki przerzut i rozłożyć go na deskach wykorzystując jego siłę, ale Merlin wie, jakim sposobem Carlssonowi udało się zablokować jej ruch. Chyba przeczuł co się święci, więc przyciągnął ją do siebie uniemożliwiając wykonanie manewru. - Puszczaj. - syknęła tylko w jego klatkę piersiową, kompletnie zaskoczona tym, że ktoś taki jak on był w stanie ją zablokować. Ostatnio zbyt często dawała ponosić się emocją i zbyt szybko się rozpraszała.
a jak nie chcesz rzucać, to sobie wybierz, co tam Ci bardziej pasuje.
Faktycznie, jej wygląd był dużym plusem dla tego rodzinnego zajęcia. W końcu kto by się spodziewał, że taka mała, drobna dziewczyna ma taką siłę i jest w stanie powalić niejednego osiłka. Od dnia kiedy się zaręczyli, Mikkel szczerze jej współczuł. Nie mógł uwierzyć, że da się wychować dziecko w taki sposób, żeby pozbawić je zupełnie chęci do buntu. Nie znał historii jej rodziny, nie wiedział o zaginionym bracie. Właściwie niewiele wiedział o swojej przyszłej żonie i nie wiedział, w jaki sposób miałby się dowiedzieć. W końcu Atria go do siebie nie dopuszczała, a mimo że nie zamierzał się z nią żenić, chciałby ją chociaż trochę lepiej poznać. Trochę go rozczarowało stwierdzenie, że nie zna ich współlokatorów. Miał nadzieję, że jakkolwiek zareaguje na jego nazwanie Winnie "swoją". Ale najwyraźniej ją to obeszło. Bo ją nic nie obchodziło, co straszliwie Mikkela irytowało. Nawet nie obchodziło jej to na tyle, żeby chociaż udawać. Po prostu miała to gdzieś. Co było tak niesamowicie denerwujące, że wyprowadzało Ślizgona z równowagi. Ostrzeżenie w postaci wypowiedzenia jego nazwiska faktycznie powinno na jego jakoś zadziałać, ale on stwierdził, że bardziej mu zależy, żeby dowiedzieć się, co się stało niż żeby jej nie denerwować. Dlatego nie odpuścił. Czym wywołał w niej agresywną reakcję. Przewidział, że dziewczyna będzie próbować się jakoś przed nim obronić, mimo że przecież nie chciał jej zrobić nic złego. Przyciągnął ją do siebie w momencie, gdy próbowała nim przerzucić, przez co jej się to nie udało. Widział zaskoczenie w jej oczach i może jakąś nutę zdezorientowania i bezradności w tym "Puszczaj". Bardzo go to usatysfakcjonowało. W końcu okazała jakieś emocje. Może niezbyt pozytywne, ale jednak. Udowodniła, że jednak nie jest zupełnie ich pozbawiona i potrafi je okazywać. Szkoda, że potrzebowała tak drastycznego ich wywołania. Wykorzystując swoją chwilową przewagę, ruchem ręki zmusił ją, żeby spojrzała mu w oczy. - Nigdy - zaczął, a jego głos aż kipiał z zadowolenia - Nie próbuj tego na mnie - bo Mikkel przecież też nie był kompletną ciamajdą. Umiał się bić. Ojciec jego też tego nauczył. Oczywiście nie w takiej skali jak pan Ashworth swoją córkę, ale jednak coś tam potrafił - Proszę - dokończył już dużo łagodniej. Naprawdę mu zależało, żeby nie traktowała go jako swojego wroga, a bardziej sprzymierzeńca. Jechali na tym samym wózku. Nie było potrzeby, żeby się sprzeczali.
Wakacje są cudowne. Winona uwielbia swoje magiczne ranczo, stado unilam, rozgardiasz w domu, urocze rodzeństwo. Każdego dnia czuje, że żyje tak jak powinna, kiedy siedzi w swoim wielkim pokoju, przeglądając leniwie wizbooka. Hensley lubi pisać listy do znajomych, pomimo że nie zawierają zbyt głębokich treści. Opisuje beztroskie dni spędzone w teksańskim słońcu. Napisała kilka listów do @Mikkel Carlsson, nie za dużo, żeby broń boże się nie narzucać, ale odpowiednią ilość, by nie zapomniał o niej podczas wakacji. Za to zasypuje ilością papieru biedną @Carma C. Charisme. Podkreśla w każdym z nich, że przyjaciółka musi jej opowiedzieć o swoich romansach, ale równocześnie, nie chce o tym czytać, tylko spotkać się z nią twarzą w twarz. Brakuje jej odwiedzin Cyrusa, co sprawia, że te wakacje nie są tak idylliczne jak zwykle. Jednak powoli rozumie, że czasem po prostu trzeba zaakceptować niekoniecznie pożądany stan rzeczy. Kolumbia brzmi dla niej świetnie. Winona jest szczerze podekscytowana wycieczką do Ameryki Południowej. Znacznie mniej zadowolona jest z idei płynięcia tam z Hogsmeade. Podróże w tą i z powrotem były dla niej całkiem bez sensu. Nie podoba jej się statek na którym płynęli, sprawiający, że niezbyt dobrze się czuła, a nie mogła doprosić się o żadne eliksiry na swoją przypadłość. Z ulgą wymalowaną na twarzy dostaje klucz, by skierować się do swojego nowego mieszkania. - Carma!- krzyczy szaleńczo do dziewczyny, którą zauważa przed drzwiami, ku którym zmierza. Winona rzuca się na nią i obcałowuje jej blade policzki, odsuwa ją po dłuższej chwili, by przyjrzeć się dziewczynie z dalszej odległości. Sama Hensley wygląda kwitnąco, niczym prawdziwa Królowa Teksasu. Z opaloną cerą, rozwianymi włosami, w białej, przewiewnej koszuli i krótkich, jasnych spodenkach. Taszczy za sobą dwa wielkie kufry, które co jakiś czas kopie nogami, odzianymi dla odmiany w zwykłe klapki, a nie zbyt ciepłe kowbojki. Nadaje się idealnie do kiczowatej telenoweli, może znajdzie gdzieś tu jakieś zatrudnienie! - Jesteśmy razem w pokoju!- piszczy wesoło Wins, kiedy rozumie powód, dla którego znajduje się razem z nią pod drzwiami. Ponownie ją obejmuje i zerka na przydział osób w ich pokoju. - Uuu... i zobacz z kim jeszcze – dodaje i macha zalotnie brwiami wskazując palcem na Rekina. Z lekkim niepokojem uświadamia sobie, że oprócz niego będzie musiała widywać Mikkela z narzeczoną, ale nie komentuje tego. Hensley szybko otwiera drzwi i wchodzi niezbyt zgrabnie ze swoimi dwoma, ogromnymi kuframi, większymi niż bagaż Mikkela, nie porównując nawet do tego Atrii. Widok pokracznie objętych ludzi w ich domku sprawia, że Wins krzywi się niezadowolona. Za to przewinienie nie zwraca na początku uwagi na Carlssona, odwracając się do swojej przyjaciółki. -Niestety, C, jeśli będziesz miała ochotę na jakieś grubsze romanse ze swoim gburowatym Ślizgonem, myślę, że wszyscy zorientują się co robicie, nawet jak rzucicie zaklęcie wyciszające - stwierdza Winona, kiedy podchodzi do łóżka i pokazuje na zwiewne moskitiery. Mruga do przyjaciółki i uśmiecha się szeroko. W końcu odwraca się ku obecnym tu ludziom i kiwa głową do Atrii, którą zna jedynie z ponurych opowieści. -Winnie. Miło cię w końcu poznać, trochę o tobie słyszałam - mówi do dziewczyny i podchodzi do niej na chwilę, by podać jej rękę na przywitanie. Winona stwierdza, że wcale nie wygląda na małego zabójcę i mimochodem zauważa jak bardzo różnią się wizualnie oraz zapewne z charakteru. Wesoła, ale głupiutka czasem Winona przy z pewnością mądrzejszej, ale pesymistycznej Atrii. Mikkel ma spory rozstrzał. -Cześć - mówi do Ślizgona, pozwalając mu się z nią przywitać jak uzna za stosowne, po czym odwraca się ku swojej przyjaciółce. - Znacie Carmę? - pyta raczej retorycznie Carlssona, ale zerka szybko na Astrię. W końcu chyba były w jednym domu. - To moja piękna przyjaciółka - dodaje Winnie i niespodziewanie podbiega ku Krukonce i rzuca się na nią, by razem upadły bez sensu na najbliższe łóżko. Szybko wygrzebuje się z moskitiery, śmiejąc się do Carmy. -Gdzie śpimy? -zadaje wszystkim tu obecnym pytanie rozglądając się po zajętych i wolnych łóżkach. Chciała po prostu być między Carmą a Mikkelem.
Carma zdecydowała się na wyjazd do Kolumbii dosłownie w ostatniej chwili. Jej brat wrócił do Francji, Rasheed ostatnimi czasy był wyjątkowo cichy i nie miała od niego właściwie żadnych wieści, jej współlokatorki również wybierały się na wakacje, a Winnie była tak daleko, że w sumie jedyną szansą na spotkanie się z nią, było wybranie się na hogwarckie wczasy. Szczególnie, że nie miała nawet pojęcia czy przyjaciółka ma zamiar na nowy rok wrócić do Hogwartu... Jako osoba z "lekką" obsesją na punkcie swojej skóry, Carma pobladła jeszcze bardziej niż zazwyczaj (tak, to było możliwe) na wieść o tym, do jakiego kraju zmierzają - opalanie się i możliwe ugryzienia różnych zwierząt i owadów w ogóle nie napawały Charisme radością. Szczególnie, że przez Pana Idealnego, a bardziej przez brak kontaktu z nim, zrobiła się dość drażliwa - przy okazji nie czując się zbyt komfortowo z myślą o podróżach po dżungli, w których wcale nie chciała uczestniczyć... Przynajmniej nie w pojedynkę. Odebrała kluczyki ze skwaszoną miną, a chwilę później przelewitowała swoje kufry pod drzwi odpowiedniego domku. Całkowicie pochłonięta własnymi myślami, prawie dostała zawału, gdy ktoś krzyknął jej imię. - WINS! - odparła równie podekscytowana, gdy zobaczyła u swojej przyjaciółki klucze z tym samym numerkiem. Prawie zabiła się o skrawek swojej wyjątkowo długiej sukienki, która do tej pory jakoś nie sprawiała jej większego problemu przy poruszaniu się. Najwyraźniej gwałtowne ruchy nie były zbyt wskazane... W każdym razie, rzuciła się na szyję Królowej Teksasu, a ktoś z boku mógłby ewidentnie stwierdzić, że śnieżna uroda Carmy w tej chwili maksymalnie kontrastowała z wizerunkiem bogini słońca Winnie. Na jej uwagę o pozostałych mieszkańcach owego domku, serce Charisme zabiło szybciej. I to tak ze sto razy szybciej, niż miało w zwyczaju działać. Czyli jednak będzie na wakacjach..., mruknęła sama do siebie w myślach, przy okazji odczuwając ogromną... ulgę? Mając przy sobie Winnie i Rekina, wyjazd od razu zaczął wydawać się bardziej przystępny. Rozbawiona tańcem brwi Winnie, uśmiechnęła się do niej wyjątkowo promiennie, przy okazji kręcąc głową w rezygnacji z dalszego rozwijania tego tematu. Na ploty będą musiały przejść się gdzieś, gdzie nikt nie będzie mógł ich usłyszeć. I o ile domek wydawał się być miejscem idealnym, o tyle... Ktoś już w nim był. I o ile Mikkela znała bardzo dobrze, o tyle ruda dziewczyna była dla niej całkowitą zagadką, ba, nawet nie kojarzyła jej ładnej buzi - przy okazji, Charisme wyjątkowo raz w swoim życiu wyczuwając jakieś dziwne napięcie wiszące w powietrzu, stwierdziła, że najwyraźniej jakkolwiek powinna ją kojarzyć. Uśmiechnęła się do dziwnie wyglądającej razem dwójki i rozejrzała się po całym pokoju. - Przecież on nie jest gburowaty... - stwierdziła z udawaną powagą, starając się nie prowokować Amerykanki do rozwijania swojej myśli o romansach za moskitierą, która to wizja bardzo Carmę speszyła. Z pewnością nie była tak odważna w tych kwestiach co Winnie i... Tak właściwie to ona w ogóle nie była w tych kwestiach odważna. Ani trochę. Rasheed miał naprawdę ciężki orzech do zgryzienia z tą nieogarnietą Francuzką. Carma jakoś nie odczuła wewnętrznej potrzeby zapoznawania się z nową koleżanką. Nie, żeby była wredna, czy coś, po prostu nie wzięła pod uwagę tego, że normalni ludzie zapoznają się ze sobą, gdy mają przyjemność dzielić jedną sypialnię przez dłuższy czas. Przy okazji, przez ostatnie kilka minut miała do czynienia z takim rozchwianiem emocjonalnym, że nie miała specjalnie siły na poznanie się z nową osobą. Nie miała też pojęcia, że rudowłosa dziewczyna jest w jakiś głębszy sposób powiązana z Winnie i Mikkelem... W ciszy usiadła na ogromnym, miękkim łóżku, usytuowanym gdzieś na uboczu pokoju, kontemplując swój zachwyt nad standardem, w jakim mieli możliwość zamieszkać. Gdzieś w tle usłyszała nawet swoje imię, ale nie zwracała na otoczenie uwagi, dopóki Winnie nie rzuciła się na nią tak, że obie leżały już rozpłaszczone na białej pościeli, prawie tracąc życie z powodu uduszenia moskitierami. - Przecież my się wszyscy zmieścimy na jednym, po co wybierać - stwierdziła rozbawiona, starając się wygrzebać z zasłon bez urwania połowy włosów, które zaczepiły się najwyraźniej o wszystkie możliwe miejsca, w tym guzik od pościeli czy bransoletkę. Ewidentnie będzie musiała zainwestować w gumki do włosów i olbrzymią ilość wsuwek. A co jeśli w jej włosy zaplącze się jakiś pająk?!
Miał być. A nawet powinien, ale jak się zaczęło ostatnio okazywać, coś mocno nie funkcjonowało w tej zabójczej maszynie, którą rzekomo miała być Atria. Może przebywanie z taką mieszanką kulturową, jaką spotkać można w Hogwarcie w jakiś sposób ją zmieniło? A może po prostu od samego początku swojego istnienia była wadliwa. Nie miała w zamiarze rozczarowywać Mikkela swoim stwierdzeniem. Ale też nie miała żadnej korzyści w tym, by jakoś mu się przymilać. Była na niego skazana nie z własnej woli. I nie musiała w żaden sposób zyskiwać jego sympatii, na której nawet nie jej nie zależało. To, że Mikkel przewidział jej zachowanie kompletnie wytrąciło ją z równowagi i możliwym jest, że to "puszczaj", które miało zabrzmieć mocno i groźnie wypadło dość słabo. Zabarwiło je zdezorientowanie i odrobina bezradności, bo zaczęła czuć, że ostatnio traci grunt pod nogami. Zawsze ufała sobie i swoim zdolnością, teraz jednak wszystko to waliło się bo po raz drugi w tak krótkim czasie komuś dało się podejść. A ta mina, która teraz zdobiła twarz Mikkela tylko ją mocniej rozsierdziła. Był z siebie taki... dumny. Że aż miała ochotę złamać ku kilka kości. Albo nos w tej całkiem niebrzydkiej Carlsonowej twarzy. Stała tak, złapana w kompletnie niespodziewany uścisk. Kompletnie zapomniała, żeby się wyswobodzić jak najszybciej, bo w myślach ciskała w niego właśnie zdecydowanie zbyt dużą, jak na młodą damę, ilością przekleństw i czarnomagicznych zaklęć. To, że ktoś wszedł do domku zrozumiała dopiero wtedy gdy jakiś wysoki głos wyrwał ją z jej własnych myśli. Odwróciła wzrok od twarzy swojego narzeczonego i przeniosła go na dwie nowe osoby, które pojawiły się w domu, nie biło jednak z niego jakieś wielkie zainteresowanie. Odepchnęła w końcu @Mikkel Carlsson od siebie i wróciła spojrzeniem do niego. -Zrób tak jeszcze raz, a zginiesz. - powiedziała mu spokojnym, stonowanym głosem, który zdecydowanie mógł usłyszeć każdy obecny w domku. Pewnie większość osób rzuciła w swoim życiu tak groźbą, z tą różnicą jednak, że Atria mogła spełnić są obietnicę na kilka sposobów. Nawet nie wpadła na to, że ślizgon spytał o nadgarstek z zwykłej troski, nie zaś ze zbyt nadmiernej ciekawości. Mówiłam, że jej zdolność komunikacji i funkcjonowania w grupie kuleje mocno? Pewnie nie raz mówiłam. Gdy @Winnie Hensley zwróciła się bezpośrednio do niej zmierzyła ją dokładnie lustrując spojrzeniem piwnych ślepi od góry do dołu, jakby w ten sposób mogła dowiedzieć sie o nim wszystkiego. Prawdą to nie było. Wszystkiego nie dało się dowiedzieć po wyglądzie, ale można było wyczytać z niego wiele. Uniosła lekko brew ku górze, gdy Winnie stwierdziła że wiele o niej słyszała. I dosłownie zerknęła tylko na Mikkela. Jednak wzrok ten nie był przyjemny i zawierał w sobie ostrzeżenie, że lepiej było by, gdyby pamiętał, że o jej "pozaszkolnym zawodzie" nie powinien wiedzieć nikt. Podała jej dłoń, po czym przesunęła spojrzenie na @Carma C. Charisme która przysiadła gdzieś koło łóżka i jej też skinęła głową. Ledwo zdążyła skinąć głową Carmie już Winnie leżała na niej i obie walczyły z moskitierami. Atria skrzywiła się lekko. Taki rodzaj entuzjazmu trochę ją odstręczał. Może dlatego, że nigdy taka nie była. Ale w jakiś sposób uroczy sposób bycia, różowa wata cukrowa i motylki nie były w jej stylu. -Jeśli ma to dla Ciebie znaczenie możesz wskazać kto na którym powinien spać. - mruknęła Atria, kompletnie bez zainteresowania tą sytuacją. Bo naprawdę było jej mocno wszystko jedno na którym z tych łóżek będzie spała. I wierzcie mi lub nie, ale ona nawet nie wiedziała, że to z Winnie Mikkel się prowadza i romansuje. A nawet gdyby wiedziała to i tak by to po niej spływało jak woda po szybie. Tak długo, jak długo Carlsson nie obściskiwał się z nikim w miejscach publicznych, tak długo nie obchodziło ją kto jest wybranką jego serca.
Stali tak dobrą chwilę w takiej pozycji jakby się właśnie bili, co nie było zbyt dalekie od prawdy, albo jakby się właśnie całowali. I na domiar złego właśnie tą chwilę los wybrał na moment pojawienia się w drzwiach Winnie Hensley. Mikkel miał nadzieję, że dziewczyna będzie dobrze wiedziała, jak odczytać sytuację, w której ich zastała. Winnie dobrze wie, jak Carlsson zapatruje się na to całe małżeństwo i że z jego narzeczoną to się za dobrze w tej, a właściwie w jakiejkolwiek kwestii, nie dogadują. Atria odepchnęła go od siebie w momencie jak jego Królowa Teksasu wraz z Carmą stanęły w drzwiach. Jej groźba nie zrobiła na nim wrażenia, głównie dlatego że zdążył się już do nich przyzwyczaić. Ot, znają się może od miesiąca, a jednak Mikkel nie przejmuje się tymi nie-tak-absurdalnymi groźbami ze strony Ashwothówny. Odpowiedział jej tylko lekceważącym uniesieniem brwi. A co, w końcu musiał zachowywać się jak mężczyzna, a nie dawać sobą pomiatać jakiejś dziewczynie. Szczególnie że obserwowały ich już w tym momencie dwie inne. Winnie najwyraźniej postanowiła zignorować element zaskoczenia i podeszła najpierw do Krukonki, żeby się odpowiednio przedstawić, a potem zmierza w jego kierunku. W tym samym momencie Ślizgon wyłapuje mordercze spojrzenie Atrii, które ponownie nie robi na nim wrażenia, ale jednak pojawia się w jego umyśle mała, czerwona lampka. Musi przypilnować, żeby Krukonka nie dowiedziała się jakimś cudem, że zdążył już opowiedzieć Winnie wszystko, co wie o Ashworthach. Swoją drogą, dlaczego miałby jej nie mówić, skoro ufał jej tysiąc razy bardziej niż zależało mu na ukrywaniu sekretu rodziny, z którą miał się złączyć. Prawda, gdyby dowiedział się o tym ojciec Atrii, mógłby nawet nie przeżyć. Mimo wszystko cicho liczył, że nie ma takiej możliwości, żeby cokolwiek do niego dotarło. Mikkel obejmuje Winnie w pasie, kiedy ta do niego podchodzi, lekko ją do siebie przyciągając i całuje w czoło na przywitanie. - Cześć - odpowiada. Hensley pyta o Carmę, ale Mikkel już jest w drodze, żeby przytulić także Carmę. Tak się składa, że on i panna Charisme to też całkiem dobrzy kumple, jak nie przyjaciele. Oczywiście daleko mu, żeby być dla niej takim powiernikiem jakim jest Wins, ale wciąż stawiał siebie trochę ponad resztę. Zaśmiał się, nawet na głos, co mu się nigdy, nigdy nie zdarza, kiedy obie dziewczyny wylądowały w moskitierach łóżkowych. Wyglądały i zachowywały się wtedy jakby miały dwanaście, a nie dziewiętnaście lat i wyjechały na pierwsze wczasy bez rodziców. Mikkel jest wielkim fanem beztroskich zabaw, a przynajmniej ich obserwacji, bo sam uważa, że wyglądałby komicznie w takiej sytuacji. Raczej woli przywdziewać wizerunek osoby poważnej, która nigdy nie łamie swoich zasad. - Carma, a gdzie Twój Rekinek? - tradycji musiała stać się zadość, a Carlsson nie przeżyłby, gdyby nie rzucił jakieś zgryźliwej uwagi w tym temacie. Swoją drogą był ciekaw, czy cokolwiek zmieniło się w tej kwestii, czy dalej Rekin z Carmą bawią się w jakiegoś kota i myszkę, sami nie bardzo wiedząc na czym stoją. Właściwie było to trochę hipokryzją z jego strony, żeby ich w ten sposób oceniać. Sam nie wiedział na czym stoi. Ba, miał jeszcze twardszy orzech do zgryzienia. W końcu nawet obecnie przebywał w jednym pokoju z dziewczyną, która była mu bardzo bliska i o której względy zabiegał jeszcze jej nie znając, a także z jego obecną narzeczoną, z którą nie łączyło go zupełnie nic prócz wymagających i nie znoszących sprzeciwu ojców. Nie potrafiłby określić, jaki jest jego stan matrymonialny. Czy powinien się obnosić z tym, że wbrew własnej woli został zaręczony? Przecież nie potrafił udawać swoich uczuć do Atrii i mówić, że robią to z miłości, tym samym nie był w stanie ukrywać, że darzy jakimś głębszym uczuciem Winnie. Była to dość skomplikowana sytuacja. Właściwie zdecydował, że wtajemniczy Carmę w swoje rozterki, ale ostatnio wcale nie miał na to czasu. Był zbyt zajęty znajdowaniem sobie miliarda wymówek, dla których nie mógł wrócić do Szwecji na wakacje. - To jest Atria - dopiero dotarło do niego, że jego narzeczona się nie przedstawiła; kiedy sama dała wszystkim do zrozumienia, że jest jej wszystko jedno, gdzie będzie sypiać - Moja narzeczona - dodał, właściwie informując o tym właśnie tylko Carmę, bo Winnie i tak znała wszelkie szczegóły dotyczące tego połączenia.
Winnie wtula się w pięknie pachnące włosy Carmy. Jej blada skóra, zdaniem kowbojki, wygląda pięknie i majestatycznie na tle opalonych ludzi z Kolumbii. - Ślicznie wyglądasz - chwali jeszcze przed drzwiami przyjaciółkę. Uśmiecha się do niej szaleńczo, dotykając jej niesamowitych włosów. Patrząc na objęte wie dziewczyny, człowiekowi momentalnie przychodzi na myśl powiedzenie, że czasem przeciwieństwa się przyciągają. Winona obserwuje reakcję przyjaciółki na fakt pojawienia się Rekina w ich domku, ale Carma postanawia póki co nie ujawniać żadnych szczegółów jej relacji z ich współlokatorem, więc Winnie jedynie mruga do niej pogodnie. W końcu jeśli mają spać razem pod moskitierą będą miały mnóstwo nocy na opowiedzenie sobie wszystkiego! Wpadają do środka akurat, by zobaczyć niepokojącą scenę i usłyszeć uzasadnione groźby. Po słowach Atrii, Winona zerka na Carmę i znacząco podnosi brwi do góry na takie nietypowe powitanie, jak osoba, która w tej chwili nie powie co o tym sądzi, ale wie, że jej przyjaciółka ma podobne odczucia. Gdzieś kołacze jej się Mikkel mówiący niepokojące rzeczy o rodzinie drobnej Krukonki, ale Wins czuje się niepokonana ze swoim nazwiskiem Hensley, jakby pornobiznes był najróżniejszą bronią tego wieku. Poza tym oczekiwałaby tego raczej od kiepskich magicznych sztuk teatralnych, a nie prawdziwego życia. Cały czas nie wierzyła do końca w profesję owej rodziny. Ignoruje złowieszcze spojrzenia rudowłosej dziewczyny, oczekuje od niej odpowiedzi i przywitania, dlatego wyczekująco patrzy na narzeczoną Mikkela. Jednak nie otrzymuje nic oprócz kolejnego ostrzegawczego zerknięcia, tym razem w kierunku narzeczonego, dlatego wzrusza ramionami i oddala się od dziewczyny, by chwilę potarzać się w pościeli z przyjaciółką. Szczególnie, że Mikkel na przywitanie całuje ją w czoło. Wins parska śmiechem, bo jej ojciec dał jej bardziej pełne pasji całusy w policzek, kiedy wróciła do domu, niż Carlsson. Jednak ponieważ Winona nie wie co tak naprawdę miedzy nimi jest i czy coś jest oprócz przyjaźni i wzajemnego zrozumienia, szczypie go tylko lekko w policzek, po czym składa na nim lekki pocałunek. Uśmiecha się zwycięsko do Carmy, kiedy chłopak zadaje pytanie o Rekina. - Właśnie, też nie jestem przekonana, że długo razem pośpimy, jeśli w końcu coś ze sobą porozmawiacie i zbliżycie się, mieszkając w jednym pokoju – stwierdza Hensley i wygrzebuje się z Carmy i moskitiery. Trąca ją wesoło łokciem, ale po zadaniu swojego beztroskiego pytania słyszy ponurą odpowiedź Atrii. Wins wstaje z miejsca, tym razem ona świdruje ją spojrzeniem przez chwilę. Opiera się o najbliższą drewnianą kolumnę. - Świetnie - mówi krótko i odwraca się ku Mikkelowi, który postanawia przedstawić wszystkim Atrię, skoro sama tego nie robi. Winona zastanawia się dlaczego osoby z wysokich rodów na co dzień nie potrafią czasem się zachować jak normalny człowiek. Czy rodzice uczyli ich tylko, że są lepsi niż inni i zapominali o dobrych manierach? Może to raczej przez trudną sytuacji w domu, Ashworth Wins zaliczyłaby do grupy osób lekko zdziczałych w towarzystwie, do których sama Królowa Teksasu nie jest przyzwyczajona. Po przedstawieniu Mikkela "narzeczona" Wins kiwa głową i uśmiecha się krzywo. - To szczęśliwej parze pewnie też wystarczy jedno łóżko - stwierdza zaczepnie. Swoją drogą szkoda, że jej nikt nie uprzedził, że jeśli będzie miała ochotę kręcić ze Ślizgonem, będzie musiała ukrywać się z nim po kątach, bo nie do końca zgadzałaby się z tymi warunkami.