Osoby: Voice C. Cheney, Percival M. Follett Miejsce rozgrywki: niewielka magiczna wioska nad Adriatykiem, Chorwacja Rok rozgrywki: początek lipca 2016 Okoliczności: Pierwsze wspólne wakacje Percivala i Voice.
Percy odetchnął głęboko słonym, ciepłym wiatrem i radośnie rozprostował nagie ramiona. Ciemne okulary dodawały mu uroku niegrzecznego chłopca, a pięknie wyrzeźbione ciało sportowca przez dwa dni zdążyło już złapać trochę słońca i delikatnie się wyzłocić. Nigdy nie przypuszczał, że jest stworzony do wypoczynku w ciepłych krajach, ale Chorwacja podbiła jego serce. Wpatrywał się w intensywnie błękitną wodę, przypominającą kolorem oczy Voice, która leżała na ręczniku obok, wystawiając się do słońca. - Wysmarowałaś się kremem, prawda? - upewnił się, patrząc na jasną skórę dziewczyny, lśniącą od olejku czy kremu, mając ogromną ochotę dotknąć kuszącego wklęśnięcia jej brzucha. Uśmiechnął się do swoich myśli i przeciągnął z pomrukiem. Wynajmowali całe piętro w domu pary mocno starszych czarodziejów, którzy nie mówili w żadnym znanym Percy'emu języku, ale wykazywali mnóstwo dobrych chęci i co jakiś czas przynosili im prezenty - domową, piekielnie mocną rakiję, figi czy tradycyjne chorwackie ciasto. Jeszcze nigdy nie żyło mu się tak błogo i słodko, jak teraz - mogli spędzać całe dnie w łóżku albo na plaży, kochając się niespiesznie, pływając, sącząc czarną i słodką kawę, albo spacerując wzdłuż brzegu Adriatyku, rozkoszując się lekką bryzą, która muskała ich rozgrzane słońcem ciała. Ich życie erotyczne kwitło, choć wydawać się mogło, że nigdy nie przechodziło kryzysu, ale odkąd Percy nie musiał oszczędzać sił na treningi, oddawał się miłosnym igraszkom (przepraszam, uwielbiam to określenie) z jeszcze większym zaangażowaniem. Na plaży byli sami. Już pierwszego dnia znaleźli sobie odludny zakątek, częściowo osłonięty drzewami, które dawały przyjemny cień, kołysząc się na wietrze. Gdyby przyszła im ochota, mogliby się kąpać nago nawet w ciągu dnia, nie obawiając się, że zgorszą innych plażowiczów, ale nie byli aż tak bezpruderyjni, dlatego opalali się grzecznie w kostiumach kąpielowych, chociaż na dobrą sprawę one również nie zostawiały zbyt wiele wyobraźni. - Idziemy popływać...? - zamarudził Percy, pochylając się nad Voice i niemal muskając jej wargi. Nie mógł usiedzieć zbyt długo w jednym miejscu, o ile nie trzymał jej w ramionach, dlatego ciągle wyciągał ją na spacer, do wody albo dopominał się o coś do jedzenia, twierdząc, że po pływaniu zawsze robi się głodny. Był jednocześnie słodki i nieznośny, ale wyraźnie dobrze się bawił i widać było, że spada z niego cały stres związany z pracą. Mieli przed sobą dwa tygodnie błogiego lenistwa, a w tej zapomnianej części świata nawet szanse na otrzymanie sowy gwałtownie spadały. - Lubię, kiedy pachniesz tym kremem, olejkiem czy co to tam jest... - mruknął, przesuwając palcem wskazującym wzdłuż jej dekoltu, aż do zagłębienia między piersiami, po czym wyprostował się i uśmiechnął zaczepnie.
Przeczesała palcami włosy, odgarniając je z czoła i skroni, po czym przeciągnęła się leniwie. Nie spodziewała się, że Percy weźmie dwa tygodnie urlopu i zabierze ją do wymarzonej Chorwacji, ale była tak zachwycona tym pomysłem, że zgodziła się bez zastanowienia. Po stresującym roku szkolnym i wielu trudnych dla niej wydarzeniach potrzebowała błogiego lenistwa, koniecznie w towarzystwie Percivala. W ciągu zaledwie dwóch dni kompletnie się rozluźniła, odrzucając wszystkie maski, wszystkie złe wspomnienia. Przestała się krępować, otworzyła się, zrelaksowała, a przecież wakacje dopiero się zaczęły... Była szczęśliwa, widząc spokojnego, radosnego Percivala, który wyglądał jak młody bóg i z pewnością przyciągałby spojrzenia wszystkich kobiet, gdyby tylko jakiekolwiek były w okolicy. Wiedziała, że tego wieczora z pewnością najdzie ją ochota na wodzenie po złotej skórze ustami, językiem i dłońmi. Miała go dla siebie na wyłączność, całymi dniami i nocami, i było to tak uskrzydlające uczucie, że Voice nie potrzebowała do szczęścia już niczego więcej. - Mhmm - zamruczała, poprawiając ramiączko błękitnego bikini. Słońce odznaczyło już delikatne piętno na jej skórze, która zazwyczaj była potwornie blada. W Londynie zapewne padało, a w Chorwacji mogła się wygrzać i wypocząć. I najeść fig, które były nieprzyzwoicie słodkie. Szalenie rozbrajało ją starsze małżeństwo, które było wobec nich bardzo serdeczne, mimo że miewali problemy ze zrozumieniem siebie nawzajem. Voice z rozkoszą oddawała się słodkiemu, powolnemu życiu. Nikt niczego od nich nie chciał, nikt nie zawracał im głowy; nie musieli zerkać nerwowo na zegarek ani myśleć o tym, jak ciężki będzie następny dzień, bo następny dzień miał być równie leniwy i przyjemny. Mogłaby tu spędzić całą wieczność, rozkoszując się słońcem, czystą wodą, pysznym winem i Percivalem. Zamknęła oczy, mimowolnie uśmiechając się lekko i muskając palcami miejsce, w którym zapewne ułożyłby się wisiorek, gdyby tylko jakikolwiek nosiła. - No nie wiem... - odparła z nutą zastanowienia, otwierając oczy. Leniwie uniosła dłoń, by zsunąć jego okulary na czubek nosa i posłać mu zmysłowy, promienny uśmiech. Zamruczała cicho, przeciągając się słodko i delikatnie gładząc palcem jego cudowne wargi. - Ale wieczorem odpoczniemy, co? Czy też będziesz chciał popływać? - zaśmiała się, umieszczając jego okulary na dawnym miejscu i dając mu nieznacznego prztyczka w nos, dla potwierdzenia nieszkodliwości swoich intencji. Zachowywał się jak rozpieszczony, ale uroczy chłopiec i wypadał na tyle przekonująco, że chciała spełnić wszystkie jego zachcianki. - Więc co jest lepsze? Olejek, czy moje perfumy? - spytała, uśmiechając się rozkosznie i przygryzając dolną wargę. Uwielbiała na niego patrzeć, zwłaszcza gdy był taki szczęśliwy i zrelaksowany... Westchnęła cicho i powoli usiadła, patrząc na czystą wodę o cudownej barwie. - Wstajesz, skarbie, czy tylko patrzysz? - zaśmiała się, wstając i przesuwając dłońmi od ud, przez pośladki aż po talię i przeciągając się jak wyjątkowo zadowolony kot. Odwróciła się w jego stronę, przechyliła delikatnie głowę, a w jej oczach błysnęły łobuzerskie iskry. - Ale ta woda jest strasznie daleko, a mi się nie chce iść... - jęknęła, mrugając do niego zaczepnie i zrzucając włosy z ramion na kark.
Rozpaczliwie potrzebował wakacji. Mimo zwykłej pogody i pozornej niefrasobliwości, Percy był zestresowany i zmęczony treningami. W dodatku w ostatnim czasie dziennikarze czarodziejskich szmatławców wzięli go na celownik, co mocno nadszarpnęło mu nerwy. Starał się chronić swoją prywatność, szczególnie teraz, kiedy w jego życiu pojawiła się Voice i odczuwał głęboką potrzebę ukrycia się przed wścibskimi spojrzeniami. To nie tak, że się wstydził, wręcz przeciwnie - uwielbiał pokazywać się z nią na ulicy, promieniał wtedy szczęściem i dumą, wpatrzony w Voice jak w obrazek, ale nie mógł znieść myśli, że jakaś banda pismaków odziera jego miłość z całej intymności i magii. Był pod ciągłą presją, zdając sobie sprawę, że nikt nie jest niezastąpiony, a już na pewno nie młody zawodnik, który co prawda wspiął się wysoko, ale musi się jeszcze utrzymać i udowodnić swoją wartość na Mistrzostwach Świata. Z przyjemnością patrzył na jej gibkie ciało, które nabierało miłego brzoskwiniowego blasku, na błękitne bikini, które osłaniało wdzięki Voice przed jego spojrzeniem i na złote włosy mieniące się w blasku słońca. Miał wrażenie, że znaleźli się w innej rzeczywistości, byli prawie jak Adam i Ewa w raju, mając tylko siebie i piękno natury, która karmiła ich dojrzewającymi w słońcu owocami. Usta Voice smakowały figami i brzoskwiniami, były jeszcze słodsze niż w Londynie i jeszcze częściej wyginały się w uroczym uśmiechu. Percy nie do końca potrafił oddać się błogiemu lenistwu, przyzwyczajony do szybkiego tempa, narzuconego mu przez pracę, ale powoli wyhamowywał i z każdym dniem spędzał więcej czasu wygrzewając się w słońcu i nie robiąc nic. Ucałował opuszki jej palców, spoglądając na nią prosząco znad ciemnych szkieł, po czym uniósł lekko brwi, a jego usta drgnęły w łobuzerskim uśmiechu. - Odpoczniemy? A już miałem ci zaproponować nagą kąpiel... co prawda chciałaś jezioro, ale morze to całkiem niezły zamiennik - mruknął, po czym skrzywił się lekko, gdy dała mu prztyczka w nos. Zadumał się głęboko, słysząc jej pytanie, po czym uśmiechnął się kątem ust, a w jego oczach pojawiły się iskierki rozbawienia. - Nie wiem... ale wiem, co jest najlepsze... najlepszy jest zapach twojego pożądania, kiedy tak bardzo mnie chcesz i tak rozkosznie się prężysz w pościeli... - szepnął jej do ucha niskim, zmysłowym głosem, po czym cofnął się z niewinną miną. Uwielbiał ją prowokować, zawstydzać i coraz bardziej się rozzuchwalał, mrucząc jej pikantne wyznania w miejscach publicznych, a potem obserwując delikatny rumieniec wypływający na jej policzki i gorączkowy błysk oczu. - Patrzę... - powiedział z rozbawieniem, przesuwając wzrokiem po jej kuszących kształtach, otulonych słonecznym blaskiem. - Hmm... myślę, że znajdzie się na to rada - roześmiał się, wstając i zwinnym ruchem łapiąc ją w pół. Jeśli Voice liczyła na romantyczne noszenie na rękach, to niestety spotkał ją zawód, bo Percy przerzucił ją sobie przez ramię (co prawda delikatnie, ale stanowczo), po czym bezwstydnie poklepał po wypiętych pośladkach i dziarskim krokiem ruszył w stronę morza. - Czujesz się usatysfakcjonowana? - spytał niewinnie, powoli wchodząc coraz głębiej i pozwalając, by ciepła woda obmyła najpierw jego łydki, potem uda i brzuch. Zanurzył wolną dłoń, po czym ponownie poklepał nią Voice po pupie, śmiejąc się radośnie i nie przejmując się jej piskami.
Czasami denerwowało ją to, że Percy zyskiwał na popularności. Cieszyła się, że tak dobrze mu idzie i że zdobywa uznanie, ale głupawe artykuły doprowadzały ją na skraj wytrzymałości. Nie wstydziła się Percivala, ale od zawsze wolała unikać spojrzeń, a odkąd od czasu do czasu w gazetach zaczęły pojawiać się ich zdjęcia... Ostatnio nawet się rozpłakała, ale nie powiedziała mu o tym; przecież nie działo się nic złego. Niektóre zazdrosne koleżanki też ją denerwowały, zwłaszcza gdy interesowały się pikantnymi szczegółami z ich życia i zadawały krępujące pytania. Potem przez cały dzień chodziła przybita, bo nie chciała, żeby ktokolwiek wtykał nos w jej uczucia do Percivala, żeby zaglądał im do łóżka i głupio się uśmiechał. Może była samolubna, ale pragnęła mieć go tylko dla siebie; zupełnie tak jak teraz, gdy miała wrażenie, że czas się dla nich zatrzymał, że znajdują się w jakimś wyrwanym z mapy skrawku świata, w którym nikt ich nie znajdzie. Czuła się bezpieczna i spokojna, bo była pewna, że tutaj nikt ich nie podgląda, a tym bardziej nikt nie podejdzie po autograf. Starała się go wspierać, zwłaszcza teraz, gdy zbliżał się nerwowy okres. Czekała na niego niemal po każdym treningu, nawet jeśli bolała ją głowa lub nie miała najmniejszej ochoty na wychodzenie z domu. Wiedziała, że Percy potrzebuje odpoczynku, więc dbała o niego jak tylko mogła, usiłując spełnić wszystkie zachcianki i dać mu trochę szczęścia. Wodziła delikatnie palcami po ciepłej skórze na jego szyi, skupiając wzrok to na jego oczach, to na ustach, które kusiły obietnicą słodyczy i namiętności. Wolną dłonią poczochrała jego ciemne włosy, uśmiechając się promiennie, uwodzicielsko i słodko. Podobał jej się taki. Pięknie umięśniony, muśnięty słońcem, zrelaksowany, szalenie pociągający, zwłaszcza z rozkosznym uśmiechem niegrzecznego chłopca, który przyprawiał ją o dreszcze i sprawiał, że w jej brzuchu szalały motyle. Oblizała nerwowo wargi, z trudem powstrzymując się przed zasmakowaniem w jego cudownych, miękkich ustach. - Naga kąpiel z Percivalem Follettem... Czym sobie zasłużyłam? - spytała, przechylając głowę w prawo, z trudem powstrzymując radosne tak, zróbmy to!; lubiła się z nim czasem podroczyć, nawet jeśli wymagało to ogromnego samozaparcia. Wizja jego ciała skąpanego w blasku księżyca, zanurzającego się w morzu... Czemu musiał być tak cudowny i pociągający? Zamruczała cicho, wodząc palcem po jego grdyce, ale po chwili zamarła, wstrzymując na kilka sekund oddech. Delikatny rumieniec oblał jej twarz, a usta rozciągnęły się w słodkim, uwodzicielskim uśmiechu pełnym zadowolenia. Westchnęła, głęboko poruszona aksamitną barwą jego głosu i jego bliskością. Uwielbiała go, gdy był taki pewny siebie, męski, zmysłowy. - Czujesz go teraz, Follett? - szepnęła, ale nie zostawiła mu zbyt wiele czasu na odpowiedź, bo była świadoma tego, że w każdej chwili oboje mogą stracić nad sobą panowanie. Było tak pięknie, tak ciepło, a ich ogarniał urok słodkiego lenistwa. Nie mogła się nim nacieszyć i z pewnością by nie odmówiła, gdyby chciał się z nią kochać nawet przez cały dzień. Niby spodziewała się takiego obrotu spraw, ale i tak ją trochę zaskoczył. Pisnęła i zamachała rozpaczliwie nogami, ale po chwili już śmiała się radośnie, czując przyjemne mrowienie na pośladkach. - Lubię, gdy jesteś taki stanowczy, Follett... - mruknęła, drapiąc delikatnie jego plecy i kark. - A teraz mnie postaw - to chyba miał być rozkaz, który wypadł bardzo kiepsko, bo znów zamachała nogami, kręcąc biodrami, piszcząc jak mała dziewczynka i śmiejąc się słodko.
Nigdy nie przypuszczał, że w momencie, kiedy stanie się popularny, nagle zacznie mu to przeszkadzać. Wydawało się, że jest stworzony do życia w blasku fleszy i być może tak rzeczywiście było jeszcze dwa lata temu. Teraz najbardziej zależało mu na stabilizacji, spokoju i intymności, na które w tej sytuacji nie mógł liczyć. Swój sukces musiał okupić męczącymi wywiadami i rozdawaniem autografów, chociaż i tak najgorsze były idiotyczne artykuły, z którymi walczył, jak mógł, starając się chronić Voice i własną prywatność, ale niewiele mógł wskórać, a starsi, bardziej doświadczeni koledzy wzruszali ramionami, mówiąc, że wszystko ma swoje blaski i cienie. Ale tutaj byli bezpieczni. Tutaj Percival Follett był po prostu Percym i mógł bez przeszkód oddawać się słodkiemu lenistwu, trzymając w ramionach kobietę swojego życia i nie martwiąc się, że za krzakiem może czyhać na nich jakaś dziennikarska hiena. Była dla niego prawdziwym wsparciem i Percy bardzo to doceniał. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo brakowało mu kogoś, do kogo mógł się przytulić po męczącym treningu, komu mógł powiedzieć o spięciu z trenerem, kto na niego czekał i po prostu dbał, żeby było mu dobrze. Odpłacał się troskliwością i czułością, stając się najlepszą wersją samego siebie, w miarę swoich możliwości przychylić jej nieba i sprawić, by czuła się zawsze kochana i ważna. Zamruczał z uśmiechem, czując jej subtelny dotyk. Była taka śliczna, prawie nierealna w swojej urodzie i zmysłowym wdzięku, którym nie potrafił się nacieszyć. Niby mimochodem przesunął opuszkami palców po jej kolanie, zahaczył o udo, po czym cofnął rękę, patrząc na nią zaczepnie. - A czym ja sobie zasłużyłem na względy morskiej panny, syreny...? Chociaż... wolę cię w ludzkiej postaci. Jestem bardzo przywiązany do twoich nóg i okolic... - mruknął, uśmiechając się łobuzersko. Z satysfakcją zauważył, że na jej policzki wypłynął delikatny rumieniec, a słodki uśmiech był najlepszą nagrodą dla ego Percivala. Uwielbiał igrać z nią w ten sposób. Rozpalać i prowokować samymi słowami, dwuznacznościami i aluzjami, które jednak nigdy nie stawały się obsceniczne czy wulgarne. Działał na jej wyobraźnię i zmysły celowo obniżając głos i nadając mu uwodzicielskie brzmienie, które wywoływało u Voice pożądaną reakcję. Roześmiał się tylko nisko, a jego spojrzenie wyrażało pewność siebie i swojego męskiego uroku. Jej śmiech rozlewał się falą ciepła w jego sercu, sprawiał, że Percy był gotów na każde głupstwo, każdą błazenadę, chcąc sprawić Voice radość i doprowadzić ją do takiego wybuchu wesołości. Mruknął z zadowoleniem, kiedy przesunęła paznokciami po jego skórze, wywołując przyjemny dreszcz. - Jako stanowczy mężczyzna... odmawiam - powiedział z udawaną powagą, starając się nie parsknąć śmiechem, który jednak pobrzmiewał w jego głosie. - Złapałem złotą rybkę i na pewno jej nie wypuszczę, dopóki nie spełni mojego życzenia... hm... sam nie wiem, o co mogę ją poprosić... - zamruczał, udając, że głęboko się zastanawia, po czym znowu zanurzył dłoń w wodzie i pozwolił maleńkiemu strumyczkowi popłynąć po krzyżu Voice i zmoczyć majtki od bikini. - Złota rybko, masz jakieś propozycje? Jak się wykupisz z tej słodkiej niewoli? - spytał ze śmiechem, pieszczotliwie poklepując ją po pośladkach, ale trzymając mocno za nogi i nie pozwalając na ucieczkę.
Mimowolnie zaciskała dłonie w pięści, gdy ludzie zarzucali jej, że jest z Percivalem dla pieniędzy, artykułów w gazetach i jego urody. Dla niej nie miało znaczenia to, czy Percy gra w narodowej reprezentacji, czy w podrzędnym klubie, czy też w ogóle nie gra w quidditcha i zajmuje się czymś kompletnie innym. Kochała go bezinteresownie i zamierzała być przy nim nawet mimo tego, że dziennikarze próbowali wejść w ich życie z butami. Udawała, że kompletnie jej to wszystko nie rusza, ale czasami miała dosyć. Trochę się bała, że jeśli Percivalowi dobrze pójdzie na Mistrzostwach, wszystkie nieprzyjemności dopiero się zaczną, a ich miłość zostanie brutalnie obdarta z intymności, ale mimo to trzymała za niego kciuki. Zasługiwał na wszystko, co najlepsze, a ona była gotowa zignorować głupie artykuły i pytania. Zbyt mocno go kochała, by tak łatwo się poddać... Zwłaszcza że teraz, gdy nie musiał przejmować się treningami i dziennikarzami, był nieziemsko słodki, kochany i czuły; chciała mieć go takiego zawsze - wypoczętego, rozleniwionego i spokojnego. Przepadała za jego uśmiechem, za mieniącymi się w oczach iskrami, za niskim, ciepłym głosem i silnymi dłońmi. Dbał o nią, a ona starała się dbać o niego, chociaż czasami nie wiedziała jak; wiele rzeczy robiła instynktownie, badała jego reakcje i czasami było jej wstyd, że nie wie co mu powiedzieć albo jak się zachować. Nie była przyzwyczajona do troszczenia się o kogoś, ale dawała z siebie wszystko; przecież rozumiała go bez słów. Delikatnie obrysowała palcem wskazującym kontur jego ust, a jej wargi rozciągnęły się w uroczym, subtelnym uśmiechu. W jej jasnych oczach błysnęły radosne iskry. - Jest pan szalenie kuszącym mężczyzną, panie Follett... Nawet syreny są panem zachwycone. Zwłaszcza ja, gdy dba pan o moje nogi... I okolice... - westchnęła, muskając delikatnie opuszkami swój obojczyk i układając usta w dzióbek, jakby chciała posłać mu całusa, a po chwili już uraczyła go rozkosznym, słodkim uśmiechem. Ułożyła się wygodniej na ręczniku, przygryzając dolną wargę i w ostatniej chwili powstrzymując się przed pocałowaniem go. Tak bardzo pragnęła jego dotyku, jego bliskości... Przymknęła oczy, mrucząc cicho i leniwie sunąc dłonią po jego torsie. Żałowała, że nie widziała jego miny, gdy bezradnie próbowała wyrwać się z jego objęć. Z drugiej strony nie chciała, żeby ją puszczał - zawsze zachwycała ją jego siła; lubiła czuć, że to on fizycznie dominuje, że jest wobec niego bezbronna, bo to oznaczało, że jest też bezpieczna - Percy nie mógłby jej skrzywdzić, za to mógł bronić, ukrywać w swoich ramionach i nosić ją na rękach. Albo przerzucić sobie przez ramię i bezwstydnie pozostawiać na jej jasnych pośladkach różowe, rozkosznie mrowiące ślady. - Jak to? - fuknęła z udawanym niezadowoleniem, wbijając palec w jego łopatkę, ale po chwili zachichotała słodko, podkulając kolana. Zamruczała cicho, mimowolnie wypinając mocniej pośladki i lekko kręcąc biodrami, żeby ułożyć się trochę wygodniej. - Pewnie całus nie wystarczy, co? - spytała niewinnie, z nutą bezradności i rozbawienia w głosie. - Wieczór, Adriatyk, wino, owoce, ty i najpiękniejsza kobieta na świecie całkiem naga...? Nie wiem, jaka dziewczyna jest teraz na topie, ale wszystko da się zrobić - wodziła delikatnie paznokciami po skórze jego pleców, stopniowo obniżając głos. - Chyba że ma pan jakieś specjalne życzenia. Możemy ponegocjować umowę - szepnęła, zanurzając palce w wodzie, by przesunąć nimi wzdłuż jego kręgosłupa.
Czasem miał wyrzuty sumienia, że z jego winy Voice spotykają przykrości. Że nie jest zwykłym facetem, którym nikt się nie interesuje, który może przejść ulicą bez rozdawania autografów i którego życie prywatnie ciekawi co najwyżej wścibskie sąsiadki. Kochał Voice i przychyliłby jej nieba, ale na pewne rzeczy nie miał wpływu, a walka z pismakami i wścibskimi fanami była po prostu walką z wiatrakami. Dlatego napawał się spokojem, bliskością Voice i całkowitą anonimowością, której niespodziewanie mu zaczęło brakować w Wielkiej Brytanii. Nikt nigdy nie dbał o niego w taki sposób jak Voice. Nie chodziło nawet o konkretne czynności czy zachowania - raczej o świadomość, że komuś tak bardzo zależy na jego szczęściu i spokoju, że jest w stanie zrezygnować z własnego komfortu, tylko po to, żeby podawać mu eliksir na przeziębienie czy czekać na niego po treningu. Za każdym razem, kiedy widział jej drobną postać czekającą na niego przy wyjściu, serce Percy'ego zalewała fala czułości i miał wrażenie, że kocha ją jeszcze bardziej. Odwdzięczał się jej, ofiarowując całą swoją miłość i troskę, sprawiając jej drobne przyjemności, czasem przynosząc bez okazji kwiatek, a czasem błyskotkę, która mogła jej się spodobać. Czasem po prostu szeptał jej do ucha, jak bardzo ją kocha i jak bardzo jest szczęśliwy, że ją odnalazł. Opisywał jej dom, który pewnego dnia stworzą i czuł irracjonalne wzruszenie, kiedy widział, że Voice pragnie dokładnie tego samego. - Mmm, proszę mi tak mówić, panno Cheney. Cudownie łechce pani moje ego. A dbanie o pani nogi i okolice to... czysta przyjemność - roześmiał się, po czym mruknął cicho, gdy przesunęła dłonią po jego nagim torsie. Podobał mu się ten układ. Lubił dominować i zaznaczać swoją siłę, a Voice nie miała nic przeciwko temu, chętnie mu ulegając, choć potrafiła też przejąć kontrolę nad sytuacją, a Percy z przyjemnością jej na to pozwalał. Idealnie się dopełniali i nie było w tym układzie żadnych dysonansów, żadnej przepychanki o granie pierwszych skrzypiec. W obecności Voice instynkt opiekuńczy Percivala działał natychmiast i bezbłędnie, podpowiadając mu, kiedy należy ją objąć i przytulić, a kiedy wziąć na ręce i zanieść do łóżka, bezwstydnie domagając się jej wdzięków. Potrafił być w równym stopniu stanowczy i męski, co wyczulony na potrzeby Voice, których nigdy nie lekceważył. Była jego kobietą i podkreślanie tego faktu sprawiało mu przyjemność - ale był równie dumny i zadowolony z faktu bycia jej mężczyzną. - Całus to stanowczo za mało - oświadczył ze śmiechem, rozbrojony jej chichotem, ale zdecydowany nie wypuszczać jej z objęć. - Na topie jesteś tylko ty, złota rybko. Taka oferta brzmi... - urwał, by wydać z siebie głęboki pomruk zadowolenia, gdy jej paznokcie tak przyjemnie podrażniły wrażliwe plecy - ... bardzo kusząco. Pod warunkiem, że dorzucisz jeszcze masaż, wtedy myślę, że się dogadamy - westchnął, wzdrygając się lekko, gdy kropelki wody potoczyły się wzdłuż jego kręgosłupa. Po chwili zsunął Voice z ramienia, ale nie puścił zupełnie, tylko chwycił wygodnie pod kolana i plecy, przytulając do szerokiej klatki piersiowej i patrząc jej z rozbawieniem w oczy. Okulary przeciwsłoneczne szczęśliwie zostawił na brzegu, dzięki czemu mogła wyraźnie widzieć figlarne błyski w jego spojrzeniu. - A teraz buzi w ramach zaliczki - zażądał, po czym zrobił krok na głębszą wodę i wydał z siebie okrzyk bólu i okraszony niecenzuralnymi słowami, mimo że zazwyczaj nie przeklinał w obecności Voice. - Pieprzony jeżowiec! Ach, au, moja stopa! - krzyknął, ale zachował wystarczająco dużo zimnej krwi, by nie upuścić Voice, tylko względnie powoli postawić opuścić ją do wody. Jego przystojną twarz wykrzywił grymas bólu. - Płyń do brzegu - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Nie utrzymam cię - dodał, bojąc się, że dziewczynę może spotkać podobna przykrość, ale zdając sobie sprawę, że kuśtykając na jednej nodze, nie doniesie jej do brzegu. Jego opalona twarz dziwnie zbladła czy raczej zszarzała, dowodząc ogromu cierpienia biednego Percy'ego.
Lubiła te wieczory i poranki, gdy Percy był tylko jej i nikt nie wtrącał się w ich miłość. Lubiła wodzić nosem po jego ramieniu, wdychać jego zapach i wywoływać na jego twarzy uśmiech. Była jego najwierniejszą fanką, chociaż nie krzyczała na trybunach i nie miała jego autografu. Miała za to jego serce, duszę i ciało, miała jego czas, jego dłonie i jego zaufanie. Nie postrzegała go przez pryzmat quidditcha; dla niej był kochanym, ciepłym facetem, na którego zawsze mogła liczyć. Nie liczyły się kwiatki i błyskotki, a skradzione pocałunki, kilka słów wsparcia i słodkie, ulotne dobranoc, wyszeptane wprost w wargi i przypieczętowane westchnieniem. Troszczyła się o niego jak tylko mogła. Czasami, gdy oboje byli już zmęczeni, proponowała dojście do domu naokoło, tak na wszelki wypadek, gdyby na głównej ulicy czekał jakiś wścibski dziennikarz albo zauroczona Percivalem fanka, której nie przeszkadzała nawet obecność Voice. Czasami była o niego trochę zazdrosna, ale wiedziała, że Percy jest w nią zapatrzony i nie zwraca uwagi na inne kobiety; ona też przestała zauważać innych mężczyzn. Liczył się tylko Percy, który rządził jej sercem niepodzielnie i w mgnieniu oka podporządkował sobie także ciało, które domagało się jego uwagi i pieszczot. Nie wyobrażała sobie przyszłości bez Percivala, ale wizja wspólnego domu zawsze wzruszała ją jednakowo mocno. Czasami nie mogła uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę, że znalazła miłość swojego życia, ale wtedy Percy brał ją w ramiona i długo tulił, zupełnie jakby wyczuwał jej zagubienie. Była mu wdzięczna za każdy najmniejszy gest, za każde ciepłe słowo i poświęconą jej minutę. Wiedziała, że to może nie jest bardzo dojrzałe, ale nadal czuła motyle w brzuchu, gdy ją całował lub błądził dłońmi po jej nagiej skórze, i gdy mówił, że ją kocha i jest szczęśliwy. Rozumieli się bez słów. Perfekcyjnie interpretowali spojrzenia, gesty, westchnienia; dostrzegali błyszczące w oczach iskry i delikatne drżenie kącika ust. Wiedzieli, jaki pocałunek sprawi najwięcej rozkoszy drugiej osobie, jakie słowa przyspieszą jej puls i jak ją uspokoić, gdy cały świat zacznie się sypać. Voice czuła się wyjątkowo dobrze, gdy Percy kontrolował sytuację, ale lubiła czasami zamienić się rolami - w końcu była silną, niezależną kobietą, która uwielbiała chodzić w obcasach... Ale uwielbiała też zwiewne, delikatne sukienki, w których prezentowała się wyjątkowo niewinnie i dziewczęco. Uwielbiała chodzić przy nim nago, uwielbiała nosić jego koszulki; jej strój (lub jego brak) idealnie świadczył o tym, jak się akurat czuła i na co miała ochotę. Na przykład w tej chwili marzyła o słońcu i widoku niemal nagiego, odprężonego Percivala... - Masaż... Niech będzie. Ale sam się rozbierzesz - zamruczała, wilgotnym palcem błądząc po jego plecach. Objęła go jednym ramieniem za szyję, gdy już zsunął ją z ramienia, a palcami wolnej dłoni błądziła gdzieś w okolicach jego ust, szalenie spragniona pocałunku. Uśmiechnęła się do niego uwodzicielsko, zaczepnie puszczając oczko. - Nie umawialiśmy się na zaliczkę - fuknęła, mimo to zbliżając się do niego z ogromną ochotą rozchylenia jego warg językiem, rozpłynięcia się w jego ustach... Szkoda tylko, że jeżowce nie mają tak romantycznej wyobraźni. Nie musiała nawet się zastanawiać, by zrozumieć, jakie paskudne zwierzątko zburzyło nastrój chwili. Zgrabnie wyślizgnęła się z jego ramion, przez chwilę kompletnie nie wiedząc, co ze sobą począć. Patrzenie na kuśtykającego Percivala nie wydawało się najlepszą opcją. - Och, przestań. Chodź, pomogę ci jakoś... - jej ton wyraźnie wskazywał na to, że nie zamierza dyskutować i choćby nawet nie pozwolił się dotknąć, to i tak będzie szła przy nim, choćby na każdym kroku miał czyhać na nią jeżowiec. - Przynajmniej nie odszedłeś zbyt daleko... - dodała, zmuszając go do przełożenia ramienia przez jej szyję, żeby choć trochę odciążyć obolałą nogę. Okropnie kuśtykał, ale jakoś dotarli na brzeg; na całe szczęście Voice miała przy sobie różdżkę i asinta mulaf była obowiązkowym zaklęciem. - Chodź, pójdziemy do domu, może ci ludzie wiedzą, jak się pozbyć tego paskudztwa... Straszny z ciebie pechowiec, Percivalu... Ale i tak cię kocham - dodała, zarzucając na strój kąpielowy zwiewną, krótką, białą sukienkę i zwijając ręcznik. Nie chciała tego okazywać, ale trochę panikowała, bo nie należała do mistrzów zaklęć, ratownikiem medycznym była kiepskim, a w dodatku Percy nie przywykł do swojej niemocy.
Kochał weekendy, kiedy nie musiał gnać na trening i mógł spędzić cały ten czas z Voice. Szczególnie w zimne, deszczowe dni jego mieszkanie stawało się cudownym azylem i wynajdywał coraz to nowe sposoby, by spędzić w nim przyjemnie czas. Z jakiegoś powodu czuł się nieswojo w sypialni Voice, jej salon dziwnie go przytłaczał, a kuchnia wydawała się obca i zimna. Starał się jak najczęściej zapraszać ją do siebie, do ciepłych, starych wnętrz, tchnących spokojem i obecnością. Próbował uczyć się gotować i piec, chociaż zbyt często skupiał się na smaku ust Voice, zamiast na smaku zupy. Z upodobaniem scałowywał z jej dekoltu plamki czekolady albo cynamonowy pył. Czasami czytali na głos książki wtuleni w siebie i spokojni. Nigdy nie sądził, że zamknięcie się przed całym światem w czterech ścianach będzie mu odpowiadało, ale Voice wszystko zmieniła. Słodkie sam na sam było najlepszą formą odpoczynku. Czasami wybierali się na krótkie wycieczki albo do restauracji, choć to drugie było zawsze obarczone ryzykiem spotkania dziennikarzy albo fanów, którzy niekoniecznie cokolwiek robili, ale zaglądali mu w talerz, a Voice w dekolt, doprowadzając go tym do szewskiej pasji. Ale szczęśliwie nie zawsze tak było, czasem znajdowali zaciszne zakątki, gdzie tylko kelner uśmiechał się porozumiewawczo, zostawiając im pełną swobodę. Jej niechęć do afiszowania się z ich uczuciem tylko utwierdzała Percy'ego w przekonaniu, że to ta właściwa. Że kocha go dla niego samego, nie sensacyjnych nagłówków i zdjęć na pierwszych stronach szmatławców, nie dla zawistnych spojrzeń innych kobiet, nie dla pieniędzy. Razem mogliby nawet klepać słodką biedę i z trudem wiązać koniec z końcem, ciesząc się sobą. Wiedział, że dla niej mógłby być nawet nudnym ministerialnym urzędnikiem, który nic nie znaczył. To jej miłość nadawała mu znaczenie i tylko takie znaczenie miało dla niego wartość. Kochał ją w każdym wydaniu, w każdym stroju i bez niego. Czasem miał wrażenie, że są jednym organizmem, który z jakiegoś niezrozumiałego powodu podzielił się na dwie niezależne części, które jednak nadal utrzymywały ze sobą łączność. Tak bezbłędnie wyczuwali swoje nastroje, grali na swoich zmysłach i emocjach, dzieląc się rolami i inicjatywą, nie tłamsząc się, nie dusząc w tym związku - rozwijając skrzydła i odnajdują spokój. - Hmmm... dobrze. Myślę, że ci się spodoba, Cheney - mruknął prowokująco, przygryzając lekko wargę i patrząc na jej różowe usta o słodkim wykroju, które powoli się zbliżały... Pieprzony jeżowiec. Percy miał wrażenie, że ból promieniujący ze zranionej stopy obejmuje całe jego ciało, tak że miał ochotę zwinąć się w kłębek i nie wstawać. - Uważaj na te małe skur... - jęknął tylko, reflektując się w pół słowa i wykrzywiając boleśnie usta. Próbował choć trochę oprzeć się na dziewczynie, choć niewiele to dało ze względu na różnicę wzrostu i wagi. Jakimś cudem dotarli na brzeg i Voice znieczuliła mu nogę, która wyglądała okropnie. Z drobnych ranek na podeszwie stopy i w okolicach ścięgna Achillesa, w których nadal tkwiły kolce, lała się krew, spływając na białe kamyczki, przez co Percy wyglądał jak ofiara jakiejś potwornej masakry. Skrzywił się na sam widok, ale dzięki interwencji Voice przynajmniej nie cierpiał już tak bardzo. - Na pewno wiedzą... dobrze że od razu widać, co mi się stało, inaczej musielibyśmy szukać tłumacza - zauważył ponuro, po czym sięgnął po różdżkę i wymamrotał jeszcze ciche Episkey, które co prawda zatamowało krwawienie, ale nie pomogło w pozbyciu się kolców, które za godzinę dadzą o sobie znowu znać. Poza tym mogła wdać się infekcja, a to nie najlepszy przepis na udane wakacje. - Miło, że mój pech cię nie zraża, skarbie - dodał już nieco spokojniej, nie trudząc się ubieraniem, ale zabierając część ich ekwipunku plażowego i ostrożnie ruszając w stronę ich domu, bojąc się, by kolce nie wbiły się jeszcze głębiej. Staruszkowie siedzieli na balkonie, pod różową markizą, rozmawiając po swojemu i racząc się zimną herbatą. Na widok swoich gości rozpromienili się i zapytali o coś, czego Percy nie zrozumiał i nie miał siły się domyślać, dlatego uśmiechnął się tylko blado i spojrzał na Voice. Starsi czarodzieje wskazali im gestem wiklinowe krzesełka, zapraszając, by do nich dołączyli, a Dunja przelewitowała z kuchni półmisek z owocami. Percival odetchnął głęboko, czując się niezręcznie z myślą, że zaraz zaprezentuje bądź co bądź obcym ludziom swoją pokłutą i okrwawioną stopę. W dodatku przy stole.
Czuła się źle w swoim pustym, zimnym mieszkaniu, które wydawało się okropnie smutne. Wolała te dni, gdy Percy zabierał ją do siebie - podobało jej się jego ciepłe, pełne śladów obecności mieszkanie i nie przeszkadzało jej to, że Percival nie był mistrzem garnka. Lubiła okupować jego kuchnię, a czasami dawać mu jakieś wskazówki i kręcić się obok, gdy gotował, nawet jeśli wiązało się to z resztkami ciasta na dłoniach, kropelkami mleka w kąciku ust i drobinkami mąki we włosach. Voice wiedziała o jego słabości do cytrynowych muffinek z kawałkami czekolady i cytrynowego ciasta; odkąd pani Follett nauczyła ją, jak je piec, coraz częściej proponowała Percivalowi popołudnie w kuchni i rozkoszny wieczór przy słodkościach. Potrafiła zapomnieć na chwilę o konieczności dbania o linię, zwłaszcza gdy Percy skutecznie ją rozpraszał pocałunkami i dotykiem silnych, męskich dłoni. Lubiła siadać mu na kolanach, wtulać się w niego i słuchać muzyki, albo trzymać go za rękę, głaskać po nadgarstku i planować najbliższy weekend. Po prostu uwielbiała spędzać z nim czas, nieważne jak i gdzie - w romantycznej, przytulnej kawiarni, eleganckiej restauracji, w parku, w lesie, w domu... Liczyła się jego obecność, spokojny oddech, ciepłe dłonie i niski, cichy głos, który koił zszargane nerwy. Dla niej nie miał znaczenia jego zawód, wiek, status finansowy; pokochała go nie zwracając uwagi na te wszystkie przyziemne sprawy. Jego przeszłość nie miała znaczenia; nie interesowały jej kobiety, z którymi kiedyś sypiał, którymi był dawniej zauroczony. Teraz całą swoją uwagą i miłością otaczał właśnie ją - odwdzięczała mu się tym samym i miała wrażenie, że znają się i kochają od zawsze. Tak bardzo chciała go pocałować, tulić do niego i śmiać się, gdy powoli otaczałaby ich woda, a słońce nadal rozjaśniałoby tęczówki... Szkoda tylko, że jej marzenia zostały doszczętnie zniszczone przez pieprzonego jeżowca, który wlazł pod nogę Percivala... Chyba byłoby lepiej, gdyby to ona na niego nadepnęła. Kobiety jakoś lepiej znoszą ból. No i mogłaby zostać zaniesiona na brzeg - niestety, w tym przypadku zamiana rolami była niemożliwa. - Już, spokojnie... - szepnęła, głaszcząc delikatnie jego bok. W takich chwilach żałowała, że jest tak drobna i delikatna, ale na szczęście do brzegu nie było daleko. Mimowolnie skrzywiła się, widząc stan nogi Percivala. Nie miała zielonego pojęcia, co można z tymi nieszczęsnymi kolcami zrobić, więc liczyła na małżeństwo, które gościło ich u siebie. - Follett, rozchmurz się trochę, albo dzisiaj nici z całowania - mruknęła z przekąsem, biorąc część jego rzeczy i trochę niezdarnie zbierając wilgotne na końcówkach włosy w koński ogon. Zebrali się dosyć szybko, jakby początkowe tempo miało zrównoważyć późniejszy powolny marsz. Nie poganiała go, tylko szła przy jego boku, próbując nie denerwować się stanem jego nogi. Bardzo lubiła tych przemiłych staruszków, którzy często zagadywali do nich po chorwacku i dopiero po kilku chwilach przypominali sobie, że ich goście nic nie rozumieją. Wprawdzie Voice dosyć szybko przyswajała języki - po czesku mówiła dosyć sprawnie, a wcale nie uczyła się długo, ale po chorwacku potrafiła powiedzieć tylko dzień dobry i dziękuję, chociaż jak na dwa dni to i tak spory sukces. Dla rozrywki od pewnego czasu próbowała też zaczerpnąć trochę włoskiego i chyba był to dobry pomysł, bo Dunja też znała kilka zwrotów i czasami potrafiły się dogadać. Tym razem jednak mogła posłać jej tylko trochę zakłopotany, blady uśmiech, bo sformułowanie wdepnął w jeżowca nie figurowało na liście rzeczy, o których Voice potrafiła opowiedzieć po włosku. Na całe szczęście, gdy tylko podeszli bliżej, staruszkowie w mgnieniu oka zorientowali się, że coś nie gra. Bardzo się przejęli i gdy tylko Percy usiadł, porozmawiali chwilę między sobą, a wreszcie mężczyzna użył jakiegoś dziwnego zaklęcia, które brzmiało jak łamaniec językowy, ale sprawiło, że kolce powoli wysunęły się ze stopy, a uderzając o ziemię zamieniły się w ciemny, drobny proszek. Dunja spytała o coś Voice po włosku, a dziewczyna, która wcześniej stała za krzesełkiem i gładziła plecy ukochanego, usiadła na wolnym fotelu i przetłumaczyła: - Dunja pyta, czy jeszcze cię boli i czy chcesz się położyć - szepnęła, a jej blada buzia powoli odzyskiwała zdrowy kolor. Gospodyni w międzyczasie przyniosła zmoczoną w chłodnej wodzie chustkę, by Percy przetarł okrwawioną stopę.
Jego mieszkanie niespodziewanie zmieniło się w dom. Dom pachnący ciastem i perfumami Voice, pełen ciepła i miłości, które nie były już wyłącznie echami dawnego życia jego dziadków, ale czymś żywym i obecnym tu i teraz. Wygłaszał peany na temat muffinek i ciasta, którym karmiła go Voice - wskazówki mamy okazały się bezcenne i po męczącym treningu nic tak nie podbudowywało Percy'ego jak zapach jeszcze ciepłych wypieków i bliskość ukochanej dziewczyny. Przy niej odkrywał coraz to nowe przyjemności, takie jak wsuwanie jej do ust truskawek czy kawałków ciasta (które czasem się kruszyły i wpadały jej za dekolt - Percy wtedy stawał na wysokości zadania i robił wszystko, by się ich stamtąd pozbyć... zazwyczaj wargami i językiem) - było w tym coś niesłychanie intymnego i miłego. Lubił patrzeć jak je i czasem powtarzał, że kocha ją niezależnie od wszystkiego i że wcale by się nie pogniewał za odrobinę więcej ciałka, ale grunt, żeby ona czuła się dobrze. Często wydawała mu się za szczupła i czuł się spokojniejszy, kiedy w jego obecności zapominała o diecie i bez wyrzutów sumienia zjadła coś słodkiego. Chciał, by przestała czuć jakikolwiek przymus. Że musi być piękniejsza, mądrzejsza, szczuplejsza... Chciał, żeby po prostu cieszyła się życiem i ich miłością, nie przejmując się niczym. Miało być tak pięknie, ale życie to nie bajka, a jeżowce nie mają wyczucia chwili, dlatego Percy ze wszystkich sił starał się zachować spokój i resztki godności, mimo że drobne kolce doprowadzały go do obłędu, a ból zdawał się promieniować na całe ciało. Tym razem nawet obecność Voice i jej łagodna pieszczota niewiele dały. Posłał jej zbolały uśmiech, próbując oprzeć się na niej w jakiś niemożliwy sposób, jednocześnie odciążając nogę i nie obciążając dziewczyny, nie stracić równowawgi, pochylając się w jej stronę i ogólnie wyjść z opresji z twarzą, która z każdą chwilą coraz bardziej bledła. Na taką groźbę spojrzał na nią z wyrzutem, po czym westchnął i wygiął usta w parodii uśmiechu, mimo wszystko czując się pokrzywdzonym, bo to nie z jej stopy jeżowiec zrobił sobie poduszeczkę do igieł. Nie było to nic poważnego, naprawdę bywało gorzej czy to w puszczy, czy po treningu, ale to było wyjątkowo przykre i niespodziewane w tej sielskiej scenerii i może dlatego tak wytrąciło Percy'ego z równowagi. Szedł powoli, próbując opanować własne zniecierpliwienie, zdając sobie sprawę, że może głupio wbić sobie kolce jeszcze głębiej, przez co trudno będzie je usunąć. Z ulgą zdał się na zdolności językowe Voice. Sam mówił biegle po angielsku i francusku, ale po włosku potrafił powiedzieć tylko dzień dobry, dobranoc, piękna i cappuccino co nie czyniło z niego zbyt dobrego rozmówcy. Nie czuł się do końca komfortowo w roli pacjenta, ale bardzo doceniał zarówno troskę Voice, jak i swoich gospodarzy, którym podziękował szczerym hvala ljepa i najpiękniejszym ze swoich uśmiechów, po czym zapewnił, że ma się już doskonale i nic nie boli, co zresztą było zgodne z prawdą. Z wdzięcznością przyjął mokrą chustkę i przetarł okrwawioną stopę, która wyglądała jak nowa i ucałował policzek Voice, która, jak dopiero teraz ze wstydem sobie uświadomił, naprawdę się o niego martwiła i była blada jak płótno. Posiedzieli jeszcze trochę, próbując rozmawiać z gospodarzami, racząc się owocami. Zabawne, ale bariera językowa nie była wcale tak wielką przeszkodą, by spędzić razem miło czas. Właściwie to najważniejsza była ta miła atmosfera i wysiłki obu stron, by jakoś się dogadać, a ilekroć dochodzili do porozumienia, cieszyli się jak dzieci. W końcu zaczęli się zbierać. Mirko jeszcze nabazgrał na kartce jakieś słowa, których Percy nie rozumiał, ale za pośrednictwem Dunji dowiedzieli się, że to zaklęcie, które otacza rodzajem bańki ochronnej stopy, dzięki czemu unikną kolejnych tego rodzaju nieprzyjemności. Podziękowali wylewnie, wcale nie mając pewności, czy zdołają to wymówić, mimo starań swoich uroczych gospodarzy. - Wracamy na plażę? - spytał Percival, będąc już na schodach i mając do siebie trochę żal, że tak nastraszył biedną Voice.
Nie lubiła nocy bez niego; snuła się wtedy po pustym, zimnym mieszkaniu, w którym wszędzie pozapalane były światła, bo okropnie bała się ciemności, a gdy już kładła się do łóżka, nie potrafiła zasnąć. Wolała bezsennie leżeć w jego ramionach, niż mordować się z kołdrą, która jak na złość nie dawała ani odrobiny ciepła. Z Percivalem wszystko było prostsze i przyjemniejsze. Czasami siedzieli w salonie lub kuchni do późna, ciesząc swoją obecnością, jedząc ciasto i leniwie, niespiesznie się całując; czasami byli tak zmęczeni, że natychmiast po szybkim prysznicu zakopywali się w pościeli i nie wstawali aż do rana. Voice wolała pierwszą opcję, ale wiedziała, że odpoczynek też jest niezbędny; zawsze jednak nadrabiali stracony wieczór następnego dnia, kupując owoce albo gotując coś razem, albo po prostu rozmawiając i śmiejąc się, dopóki kompletnie nie brakowało im sił. Rozkosznie wiła się pod najdrobniejszym jego dotykiem, więc gdy tylko jego ciepłe wargi choćby muskały jej dekolt, puls natychmiast przyspieszał, a wyobraźnia zaczynała szaleć, zachęcając do odważniejszych gestów. Uwielbiała łobuzerskie iskry w jego oczach, ciepło jego silnych dłoni na swoich biodrach i stopniowo obniżany, szalenie kuszący głos, na dźwięk którego miała ciarki i mimowolnie rozchylała usta. Szalała na jego punkcie i doskonale o tym wiedział; dla niego była skłonna nawet przytyć kilka kilogramów, starannie sprawdzając, czy odkładają się tam, gdzie trzeba. Ulżyło jej, gdy Percy potwierdził, że wszystko jest już dobrze. Dopiero zdała sobie sprawę, że jej serce biło jak szalone; bała się, że wynikną z tego jakieś powikłania, bo przecież różne rzeczy się dzieją... Na szczęście wszystko wróciło do normy, a Voice mogła spokojnie najeść się fig i trochę pokaleczyć piękny, włoski język, który sprawiał jej wiele problemów. O wiele lepiej dogadywała się po francusku, zwłaszcza odkąd zaczęła zachęcać Percivala, by od czasu do czasu uraczył ją kilkoma słowami w tym języku. Z uroczym uśmiechem podziękowała za zaklęcie, mimo że formuła wyglądała na trudną, a literki kompletnie się ze sobą nie kleiły. Pokiwała głową, zbierając swoje manatki i ruszając za Percivalem, by złapać jeszcze trochę słońca.
Wieczór nadszedł wyjątkowo szybko. Percy chciał jeszcze coś zrobić, więc Voice umówiła się z nim w ich ulubionym, osłoniętym drzewami miejscu, chcąc jeszcze trochę bezmyślnie popatrzeć na Adriatyk i nasycić się dziwną nostalgią, która zawsze dopadała ją po zachodzie słońca, zwłaszcza gdy znajdowała się w wyjątkowo pięknym miejscu. Koc, wino, kieliszki, owoce i sandałki zostawiła kawałek od brzegu. Sięgające pasa włosy były lekko wilgotne od słonej bryzy. Miała na sobie długą, zwiewną, białą sukienkę na ramiączkach, z wycięciem na nodze i dekoltem, który odsłaniał część wyzłoconych słońcem piersi. Spryskała się za uszami odrobiną perfum. Od rana ani razu go nie pocałowała, jakby chciała sprawdzić swoją wytrzymałość. Wiedziała, że teraz jego usta będą smakować jeszcze lepiej i niemal cały czas o nich myślała, szalenie spragniona pocałunków, najdelikatniejszych muśnięć jego warg. Rozkoszne napięcie rozchodziło się po jej ciele na myśl o jego nagich ramionach i barkach, które będzie mogła rozmasować. Zaczynała się niecierpliwić, ale rozumiała, że Percy może ćwiczyć zaklęcie chroniące przed jeżowcami, bo zwykły prysznic chyba nie zająłby tyle czasu... Chyba że jej prysznic - potrafiła godzinami siedzieć w łazience, zwłaszcza gdy wiedziała, że nikt nie czeka na swoją kolej i nie dobija się do drzwi. Ale Percival to Percival i mógłby trochę podkręcić tempo... O ile nie zamierzał tego wieczora faktycznie jej zachwycić.
Rozgryzienie chorwackiego zaklęcia zajęło mu trochę czasu, podobnie jak opracowanie właściwego ruchu różdżką, ale w końcu osiągnął zadowalający efekt, który dawał mu gwarancję, że żaden jeżowiec nie stanie już na drodze ich romantycznemu wieczorowi. Nie protestował, gdy Voice postanowiła sama pójść na plażę - właściwie nawet mu to odpowiadało, bo pozwalało na efektowne entrée. Zresztą zdawał sobie sprawę, że oczekiwanie tylko zaostrza apetyt i postanowił, że odrobina niecierpliwości tylko doda smaku temu, co planował na później. Wziął prysznic, ogolił się i spryskał wodą kolońską, której zapach zawsze działał na zmysły Voice, po czym wybrał ciemne dżinsy, w których było mu co prawda za ciepło, ale wiedział, że jego pośladki prezentują się wyjątkowo korzystnie, a w końcu obiecał dziewczynie pokaz. Po chwili namysłu założył cienką, białą koszulę, podwinął mankiety i uśmiechnął się do lustra. Tak powinno być dobrze. W końcu dotarł na plażę. Przez chwilę patrzył na delikatną sylwetkę Voice na tle morza, czując dziwne ściśnięcie serca. Od rana nie miał okazji skraść jej pocałunku i miał wrażenie, że z tęsknoty mrowią go wargi. W oczach Voice widział prowokację, robiła to celowo, sprawdzając ich oboje i w jakiś sposób uświadamiając, jak bardzo Percy potrzebuje ciepła jej warg. Kochał ją tak bardzo, że czasem nie wiedział, co powiedzieć, tylko uśmiechał się bezradnie i całował w czoło, oddychając zapachem jej włosów. - Cześć, złotowłosa. Stęskniona? - spytał miękko, stając obok niej i opuszkami palców przesuwając po jej nagich, wyzłoconych słońcem ramionach. Nie miał jeszcze okazji oglądać jej w tej sukience, ale już czuł, że uplasuje się na samym szczycie jego ulubionych kreacji. Jego wzrok mimowolnie prześlizgnął się po dekolcie Voice i Percy poczuł przyjemną falę ciepła, ogarniającą jego ciało. - Wyglądasz zja-wi-sko-wo, złota rybko - wymruczał z niekłamanym zachwytem, owiewając oddechem jej zaróżowione ucho, po czym delikatnie przesunął nosem po wysmukłej dziewczęcej szyi, wdychając zapach jej perfum i rozgrzanej skóry. Dopiero po chwili odsunął się kawałek i oparł podbródek na czubku jej głowy, patrząc na morze i migoczące na drugim brzegu światła miast. Milczeli, sycąc się swoją bliskością i pięknem tego wieczoru. W końcu jednak Percy nie wytrzymał i delikatnie, ale stanowczo ujął dłoń Voice i poprowadził ją w stronę rozłożonego koca i koszyka z owocami i miejscowym winem, które było cudownie delikatne. - Voice... piję za nas i za naszą miłość. Za moją miłość do ciebie - powiedział z uśmiechem, kiedy już rozlał do kieliszków płynne złoto, unosząc je w toaście. W jego oczach błyszczało wzruszenie i ciepło i widać było, że jest zwyczajnie szczęśliwy. Nachylił się w jej stronę i pocałował ją w usta, delikatnie, ale namiętnie, w jednej dłoni wciąż trzymając kieliszek, a drugą gładząc jej śliczną szyję, bawiąc się jasnymi włosami i przelewając w ten pocałunek całe swoje uczucie. Jeszcze przez pewien czas raczyli się winem, owocami i łagodnymi pieszczotami, pozwalając by alkohol miło zaszumiał im w głowie. W końcu Percy odsunął się od niej z tajemniczym uśmiechem i wstał, po czym wyciągnął różdżkę i mrucząc coś pod nosem wyczarował iluzję tańczących w powietrzu płomyków, rzucających na nich ciepłe światło, a jednocześnie tak dyskretnych, że przypadkowy przechodzień, o którego było tu trudno, widziałby wyłącznie niewyraźne sylwetki. Zmarszczył lekko brwi, po czym wyszeptał jeszcze jedno zaklęcie, a kilka płomyków zbliżyło się do niego i podążało za nim krok w krok. Uśmiechnął się z satysfakcją i teatralnym gestem rozłożył ramiona, patrząc na Voice błyszczącymi oczami i z łobuzerskim uśmiechem. - Czy jest pani gotowa na prapremierę, mademoiselle?
Kompletnie nie wiedziała, czego spodziewać się po Percivalu, który miewał różne głupie pomysły, ale jeszcze nigdy nie postanowił się przed nią rozebrać w... W dość efektowny sposób. Wiedziała tylko, że z pewnością będzie to niezapomniany widok i wiele dziewczyn dałoby się za to pokroić, ale Voice raczej nigdy nie była fanką zrzucających przed nią ubrań facetów. Była za to fanką Percy'ego i miała nadzieję, że jej wysokie oczekiwania nie zostaną zrównane z ziemią. Czuła rozkoszne dreszcze na myśl o jego zapachu, roziskrzonych oczach i cieple miękkiej skóry, rozpływała się na wspomnienie słodkich warg i miała bolesne wrażenie, że nie wytrzyma już ani chwili dłużej bez jego dotyku. Tęskniła ze jego silnymi ramionami, spokojnym oddechem i delikatnymi, subtelnymi pieszczotami. Czasami zastanawiała się, jakim cudem Percy zawsze wie, jak jej jej dotknąć, jak ją pobudzić i jak uspokoić. Nie inaczej było tym razem. Czuła na sobie jego wzrok jeszcze zanim do niej podszedł. Zawsze wiedziała, że jest gdzieś obok, jakby faktycznie łączyła ich dziwna nić porozumienia. - Bardzo - mruknęła, wzdychając słodko i poddając jego delikatnemu dotykowi. Leniwie przesunęła po nim wzrokiem, chwilę dłużej przypatrując się kilku rozpiętym guzikom koszuli, potem ustom, a na końcu hipnotyzującym, ciemnym tęczówkom. Posłała mu uroczy, lekko uwodzicielski uśmiech i przygryzła lekko dolną wargę. - Dziękuję, panie Follett... Pan również prezentuje się wyjątkowo dobrze - odparła dość niezobowiązującym tonem, ale w jej oczach błyszczały radosne iskry, a kąciki pełnych ust kierowały się ku górze. Zamruczała cicho, nieznacznie przechylając głowę na bok, by lepiej wyeksponować szyję. Kilka złotych kosmyków zabłąkało się na jej dekolt, ukrywając piersi przed wzrokiem Percivala. Gdy się odsunął, ostrożnie ujęła jego dłonie i ułożyła tak, by obejmował ją ramionami tuż pod talią. Znów westchnęła, przymykając delikatnie oczy i obserwując falującą wodę, która skutecznie ją uspokajała i wprawiała w dobry, choć nieco melancholijny nastrój*. Zastanawiała się, kiedy Percy znudzi się niemal bezczynnym staniem, ale absolutnie nie było to złośliwe. Czuła dziwne, trochę irracjonalne szczęście i słodkie napięcie, gdy zajęła miejsce na kocu, bardzo blisko Percivala, ale dość daleko, by mieć złudzenie przestrzeni. Ostrożnie ujęła kieliszek, unosząc nieznacznie do góry i zaglądając w oczy Percy'ego. Był szczęśliwy. Naprawdę szczęśliwy. Jej serce ścisnęło się w gwałtownym, dosyć długim skurczu, gdy jej wargi rozciągnęły się w tym najpiękniejszym, promiennym i pełnym wzruszenia uśmiechu, a w oczach eksplodowała radość i zachwyt. - I za moją miłość do ciebie, Percivalu - szepnęła niemal wprost w jego usta, które po całym dniu wreszcie znajdowały się tak cudownie blisko... Pocałowała go bardzo delikatnie, na początku odrobinę niepewnie, ale znajomy smak i miękkość tak ją otumaniły, że po chwili całowała go już namiętnie, choć nadal lekko i nienachalnie, jakby sprawdzając, czy po tak wielu godzinach jego usta nadal mają taki sam wzór. Ostrożnie przesuwała wolną dłonią po jego ramieniu, czując pod palcami cienki, nieco szorstki materiał koszuli. Wolała go bez niej, ale cóż... Nie można mieć wszystkiego na raz. Przez chwilę zastanawiała się, czy woli smak wina, brzoskwiń czy jego ust, ale naprzemienne testy podsunęły jeden wniosek - najcudowniejsze na świecie były jego usta, zwłaszcza delikatnie uśmiechnięte. Nawet nie zauważyła, w którym momencie alkohol przyjemnie zaszumiał jej w głowie, a Percy nieco się odsunął, przypominając jej o obietnicy pokazu, masażu i nagiej kąpieli. Gdy wstał, rozsiadła się wygodniej, a rozcięcie sukienki rozchyliło się, ukazując długą, zgrabną nogę, na której tańczyło światło płomyków i księżyca. Voice ponownie uniosła kieliszek do ust, wypijając z niego resztkę wina, po czym oblizała nieznacznie wargi, cały czas obserwując poczynania Percivala i czując rozkoszne rozleniwienie połączone z delikatnym podnieceniem. - Oui - odparła z kuszącym, subtelnym uśmiechem, odchylając się do tyłu i opierając na dłoni. - Po pokazie ma pan ochotę na seks francuski, panie Follett, czy wystarczająco pana pobudza sam mój widok? - mruknęła, mimowolnie eksponując dekolt, zwłaszcza że jedno ramiączko sukienki niebezpiecznie się zsunęło.
Cóż, sama chciała, a znając Percy'ego, powinna się domyślać, że nie zadowoli się szybkim zrzuceniem ubrań z okrzykiem "ta-dam!". W końcu Percy to Percy - uwielbia efekty specjalne, pewną teatralność i ubieranie nawet prostych rzeczy w kostium nadzwyczajności. Może dzięki temu trudno się z nim nudzić. Zawsze lubił prowokować, bawić się i wyczarowywać coś z niczego, sprawiając, że nawet najzwyklejszy spacer stawał się czymś wyjątkowym. Wykazywał się nieprawdopodobną wręcz pomysłowością i inwencją, gdy chodziło o sprawienie Voice przyjemności czy doprowadzenie jej do śmiechu. Jeszcze nigdy nie miał okazji robić czegoś podobnego, ale przecież lubił wyzwania i był dziwnie pewny, że uda mu się zrobić wrażenie na Voice. Tego dnia odmawiali sobie pieszczot, jakby chcąc zostawić więcej na wieczór, spotęgować napięcie i tęsknotę, by zwieńczyć dzień fajerwerkami. Uśmiechnął się, napawając dotykiem jej skóry i bliskością, która jednocześnie wywoływała napięcie i uspakajała. Była piękna i niesamowicie pociągająca w swojej pozornej niewinności, która bezustannie prowokowała go do kolejnych podbojów, kolejnych prób uwiedzenia jej, mimo że wiedział, że w rzeczywistości już dawno ją zdobył. Ta ciągła gra sprawiała im przyjemność, dodawała dreszczyku codzienności i sprawiała, że mimo że ich związek trwał już kilka miesięcy, nie mogli się sobą nacieszyć. - Miło mi to słyszeć... - roześmiał się nisko, leniwie pieszcząc jej skórę. Po chwili posłusznie objął ją tak, jak chciała, napawając się tą chwilą, chcąc zapamiętać każdy szczegół i móc przywoływać go, ilekroć poczuje smutek czy zniechęcenie. Kochał jej uśmiech. Było w nim coś rozbrajającego, jednocześnie kobiecego i dziecięcego, coś, co chciał chronić i pielęgnować. Kiedy patrzyła na niego w ten sposób, czuł się doskonale szczęśliwy i spełniony. Nie potrzebował niczego więcej... ... może oprócz jej pocałunków, które po całym dniu wstrzemięźliwości smakowały jeszcze lepiej. Jej pełne wargi były cudownie miękkie i uległe, słodkie i czułe, a jednocześnie potrafiły wyrazić całą namiętność, jaką w niej wzbudzał. Nie mogąc się powstrzymać, zaczepnie musnął koniuszek jej języka swoim, mrucząc z przyjemności. Trwało to tylko moment, bo zdawał sobie sprawę, jak niewiele im potrzeba, by dać się ponieść, a przecież na dzisiejszy wieczór mieli inne plany. Wszystko wydawało się bardziej miękkie i proste. Szczęśliwie alkohol nie wpłynął w żaden sposób na jego zdolność do wypowiadania zaklęć, dzięki czemu jego... występ miał szanse na sukces. Pożerał Voice wzrokiem, starając się skupić na tym, co miał za chwilę zrobić, ale jej sukienka za bardzo działała mu na wyobraźnię. Delikatny blask księżyca i płomyków sprawiał, że jej skóra wyglądała jak atłas. Słysząc jej słowa, spojrzał na nią zaskoczony z błyskiem pożądania w ciemnych oczach, po czym uśmiechnął się łobuzersko. Nigdy, przenigdy nie słyszał czegoś tak odważnego i bezpruderyjnego z ust Voice, ale sam ton jej głosu sprawił, że jego podbrzusze wypełniło przyjemne ciepło. - Kim musiałbym być, by odmówić? Chociaż sam pani widok działa na mnie wystarczająco mocno... - mruknął ochrypłym głosem, prześlizgując się wzrokiem po jej dekolcie. - Ale proszę mnie nie rozpraszać, bo inaczej z pokazu nici, a to mój debiut - dodał z poważną miną, po czym machnął jeszcze różdżką, mrucząc Cantus Musica, a w powietrzu rozbrzmiały dźwięki piosenki, którą uznał za najbardziej stosowną. Zaczął kołysać biodrami w rytm, uśmiechając się przy tym najbardziej zmysłowym ze swoich uśmiechów i nie odrywając wzroku od Voice. Po chwili nie wiadomo skąd w jego dłoni pojawiła się butelka z wodą (rozważał wino, ale uznał, że to marnotrawstwo i wcale nie pachnie dobrze), którą niespiesznie otworzył. Upił kilka łyków, po czym pozwolił, by reszta pociekła mu po piersi. Mokry materiał przykleił się do jego umięśnionego torsu, pokazując więcej niż gdyby nie miał na sobie nic. Zerknął kątem oka na Voice i roześmiał się, widząc jej minę, po czym odrzucił butelkę i wciąż rytmicznie kołysząc biodrami, zaczął niespiesznie rozpinać koszulę. Guzik po guziku. Nieznośnie wolno. Krople wody migotały w świetle płomyków na jego nagiej skórze, która wyłaniała się spod mokrego, lepkiego materiału przy akompaniamencie ochrypłego głosu wokalisty. Dotarłszy do połowy klatki piersiowej, Percy uśmiechnął się* i odwrócił tyłem do Voice, tym razem dając jej możliwość podziwiania jego kształtnych pośladków, kołyszących się prowokująco i doskonale podkreślonych przez dżinsy, które na co dzień były zbyt dopasowane, ale na taki wieczór jak ten... wręcz wymarzone. W przypływie fantazji wymierzył sam sobie klapsa, żałując tylko, że nie widzi twarzy Voice i jej reakcji na taką bezwstydność. Choć z drugiej strony był w stanie to sobie wyobrazić. W końcu od pewnego czasu stawał się coraz bardziej bezwstydny.
*zupełnie jak Sting w "Don't Stand So Close To Me"
Jednego była pewna - jej facet umiał zaskakiwać. Nie był tanim showmanem, a niespodzianki, które robił, zawsze były odpowiednio wyważone. Mimo wszystko nie potrafiła sobie wyobrazić rozbierającego się przed nią Percivala, a przynajmniej nie w efektowny sposób. Z drugiej strony, nagi Percy i ta-dam! też jakoś do niej nie przemawiało... Mogła tylko zdać się na jego fantazję i mieć nadzieję, że nie poniesie go ona zbyt mocno i dookoła nie zaczną przechadzać się żonglerzy i połykacze ognia. Dobrze wiedział, że Voice uwielbiała intymną atmosferę, delikatne światło i bycie z nim sam na sam; niewinne żarty, flirt, jego śmiech, przelotne muśnięcia warg. Lubiła, gdy próbował ją zdobyć i wciąż pokazywał, jak bardzo mu na niej zależy. Jej poczucie własnej wartości skakało wtedy w górę, a serce przepełniał zachwyt i duma, że ma tak wspaniałego faceta. Zawsze dziękowała mu za wspaniałe randki, za drobne prezenty i komplementy, których nie żałował. Starała się mu odwdzięczać, chociaż jej nieśmiałość czasami nie pozwalała nawet na śmielszy dotyk. Trochę się bała, że coś zepsuje, że pocałuje go inaczej, niż by chciał... Ale wszystkie wątpliwości rozwiewały się w chwili, gdy cicho wzdychał i mruczał, ulegając jej pieszczotom. Czasem naprowadzała jego dłonie na właściwe miejsca, bardzo delikatnie, powoli, bez użycia jakichkolwiek słów, a on doskonale wszystko rozumiał, jakby czytał w jej myślach lub czuł każdy pojedynczy dreszcz, który przebiegał przez jej kręgosłup. Zamruczała cicho wprost w jego usta, przechylając nieznacznie głowę i muskając ciepłymi palcami jego szyję. Miała wrażenie, że faktycznie czuła całego Percivala, że doskonale rozumiała jego ciało, jego potrzeby... Kochała to uczucie niemal tak mocno, jak kochała Percy'ego - do nieprzytomności i z całych sił. Roześmiała się cicho, słodko, bo była w pełni świadoma, że nieczęsto proponowała mu coś takiego. Był o wiele bardziej bezpośredni niż ona; Voice znacznie częściej nieśmiało coś mu sugerowała, niż pytała wprost, a jeszcze rzadziej natychmiast przechodziła do czynów. Powoli przesunęła koniuszkiem języka po górnej wardze, patrząc mu w oczy i uśmiechając się niewinnie. - W porządku, panie Follett. Proszę się nie wstydzić. Jury jest dla pana przychylne - zaśmiała się, unosząc lekko brwi i zrzucając włosy z ramion na kark. W jej tęczówkach, które w tym świetle wydawały się zielonkawe, błysnęło zdziwienie, gdy usłyszała muzykę, ale po chwili ukazała w uśmiechu rząd równych białych zębów. Przecież to Percival - musiał zadbać o odpowiednią oprawę, by uzyskać oczekiwany efekt... Już pożerała go wzrokiem, błądząc spojrzeniem po jego sylwetce i zastanawiając się, jak to możliwe, że facet przez duże F potrafi się tak ruszać. Ledwo przestała się dziwić, a już trafił się kolejny powód, by otworzyć oczy nieco szerzej. Z dziwnym zadowoleniem patrzyła, jak pił wodę, czując nieznośną suchość w ustach, która nasiliła się jeszcze bardziej, gdy jego koszula zaczęła powoli moknąć... Mimowolnie zamruczała, dopijając wino i odkładając kieliszek gdzieś na bok, by śmielej oprzeć się na obu dłoniach. Chciała mieć jak najlepszy widok, zwłaszcza że właśnie działy się prawdziwe cuda. Leniwie przesuwała wzrokiem po jego torsie, do którego teraz z przyjemnością by przyległa, obsypując pocałunkami i spijając kropelki wody z nagiej, rozgrzanej skóry... Jej policzki były delikatnie zaczerwienione, a usta rozchylone, spierzchnięte i szalenie spragnione pocałunków. - Follett... - chyba chciała coś dopowiedzieć, ale widok jego skóry, lśniącej od odbijającego się w wodzie blasku płomyków, skutecznie zamknął jej usta. Jego uśmiech sprawił, że zadrżała, a po całym ciele rozpłynęło się słodkie napięcie. Ramiączka sukienki znacznie się zsunęły, gdy nerwowo poruszyła ramionami. Nie wiedziała, na czym się skupić - czy na jego pośladkach, czy na drżeniu mięśni na plecach, czy na nieznacznych ruchach barków... Po chwili jednak Percy wyraźnie jej zasugerował, gdzie powinna ulokować spojrzenie. Roześmiała się cicho, rozkosznie i perliście, przymykając oczy i zasłaniając jedną dłonią usta, bo minę miała naprawdę zaskoczoną, a w jej oczach iskrzyło się tyle uczuć, że przez krótką chwilę sama czuła się tym wszystkim przytłoczona. Jej oddech dziwnie przyspieszył, a rumieniec nadal gościł na policzkach. A przecież to był dopiero początek...
Zależało mu na jej uśmiechu i pewności siebie. Chciał, żeby rozkwitała pod wpływem jego miłości i zainteresowania, by przestały dzielić ich jakiekolwiek bariery wstydu czy skrępowania, i z radością obserwował, jak Voice powoli się zmienia. Z każdym dniem nabierała coraz więcej odwagi, coraz więcej ufności we własny urok i jego miłość. Ośmielał ją komplementami i pochwałami, czasem po prostu westchnieniem czy pełnym zadowolenia pomrukiem, gdy z właściwym sobie wyczuciem odkrywała, gdzie powinna teraz go pocałować albo dotknąć. Odgadywała jego potrzeby i pragnienia szybciej, niż mógłby je wyartykułować, ale po pewnym czasie oboje nabrali śmiałości, by delikatnie korygować niektóre gesty, pokazując sobie wzajemnie, które pieszczoty sprawiają im największą przyjemność. Ta otwartość była kamieniem milowym, oznaczała całkowite zaufanie i brak zawstydzenia, które pozwalały im na odczuwanie niczym nieskrępowanej radości ze swojej bliskości. Nadal nie mógł uwierzyć, że Voice zaproponowała mu coś takiego. Musiał się naprawdę skupić, by wyprzeć z myśli tę pociągającą wizję, a niesamowicie seksowny i zarazem teatralnie niewinny uśmiech Voice wcale mu tego nie ułatwiał. Żadna kobieta nigdy nie działała na niego aż tak intensywnie, używając tak niewielu środków - wystarczyło, że spojrzała na niego w sugestywny sposób, uśmiechnęła się czy odrobinę obniżyła głos, by po plecach Percy'ego przebiegały dreszcze, a pozornie niewinna rozmowa nagle stawała się pełna znaczeń i podtekstów. Nie przypuszczał, że będzie się tak dobrze bawił. Roziskrzone spojrzenie Voice łechtało jego próżność i prowokowało do kolejnych ruchów, kolejnych łobuzerskich uśmiechów. Widział, że się nie spodziewała i czerpał z tego ogromną satysfakcję. Z każdą chwilą coraz bardziej wczuwał się w rolę, dając z siebie wszystko, odkrywając pokłady samczego magnetyzmu i seksapilu, o których istnieniu nie miał pojęcia, mimo że zawsze bez skrupułów korzystał ze swojego uroku. Widocznie nigdy nie sięgał aż tak głęboko. Niemal fizycznie czuł jej spojrzenie, prześlizgujące się po jego napiętych mięśniach, dotykające stwardniałych sutków przebijających przez mokry materiał, muskające brzuch i kark. Widział rozchylone wargi, zaróżowione policzki i pragnienie, które w niej wzbudzał. Uśmiechnął się triumfująco, tylko na sekundę skupiając wzrok na niesfornych ramiączkach, na głębokim dekolcie, odsłaniającym jasne półkule piersi, po czym obrócił się zgrabnie, dając jej możliwość podziwiania innych partii jego ciała. Obejrzał się przez ramię i mrugnął do niej, słysząc perlisty śmiech, po czym wciąż kołysząc biodrami kontynuował rozpinanie koszuli, która w końcu zsunęła się z jego ramion, obnażając umięśnione plecy i ramiona. Percy odwrócił się przodem do Voice i z komicznie poważną miną zakręcił nad głową swoją koszulą, po czym rzucił ją w kierunku dziewczyny, uśmiechając się swoim czarującym uśmiechem niegrzecznego chłopca. Cały czas patrząc jej w oczy, podszedł odrobinę bliżej, nadal poruszając się w takt muzyki i zaczął powoli rozpinać pasek, który już po chwili upadł na ziemię, brzęcząc klamerką. - No nie wiem... chcesz więcej czy mam na tym poprzestać? - spytał niskim, zmysłowym głosem, bawiąc się guzikiem spodni, po czym przesunął koniuszkiem języka po górnej wardze, uśmiechając się lekko. W jego ciemnych oczach błyszczało rozbawienie, duma i coś jeszcze, czego sam nie potrafił do końca nazwać.
Coraz śmielej się w niego wtulała, bo docierało do niej, że Percy nie ma nic przeciwko jej bliskości. Przestała się krępować, gdy przesuwała nosem po jego policzku albo kradła słodkiego całusa, mimo że na początku bardzo bała się odtrącenia i krótkiego Voice, nie rób tak. Wiedziała, że Percival nigdy by tak do niej nie powiedział; najwyżej bardzo delikatnie naprowadzał ją na właściwe miejsca, a ona starała się wszystko zapamiętać, tworząc w głowie mapę jego ciała. Cudownego ciała, które mogłaby drażnić, pieścić i pobudzać przez cały dzień, a i tak co chwilę odkrywałaby coś nowego - niewielką bliznę, pieprzyk czy zgrubienie skóry. Nie wstydziła się już swoich potrzeb, a czasami z niewinnym uśmiechem prosiła, by ją pocałował lub objął. Ufała mu i wiedziała, że on ufa jej; idealnie się dopełniali i rozumieli, zwłaszcza odkąd się na niego otworzyła i przestała wstydzić swojej kobiecości. Lubiła go uwodzić, flirtować z nim i rzucać niewinne aluzje, które w połączeniu z delikatnym, dziewczęcym uśmiechem, wydawały się nierealne. Nigdy jednak nie zdobyła się na taką bezpośredniość, ale tym razem wino przyjemnie szumiało jej w głowie, a atmosfera sprzyjała śmielszym słowom i gestom. Miała wrażenie, że cały świat należy do niej, na czele z Percivalem, który prężył się przed nią tak rozkosznie, że była gotowa wstać i pomóc mu z szybszym pozbywaniem się ubrań, a równocześnie chciała nadal patrzeć, podziwiać, nasycać się jego widokiem... Był tak przystojny i dziwnie nierealny, gdy blaski rzucane przez płomyki tańczyły po jego twarzy i ciele, że marzyła już tylko o wtuleniu się w niego i zatopieniu w zapachu i cieple, i o podziwianiu jego harmonijnych rysów, i o wodzeniu palcami po konturach mięśni... Mimowolnie westchnęła, nieświadomie przechylając się na bok i opierając na lewej ręce, a prawą przenosząc na udo i delikatnie, nieznacznie je głaszcząc. Uniosła wymownie brwi, gdy do niej mrugnął, z zaciekawieniem przechylając głowę na bok i uważnie go obserwując. Przygryzła nerwowo wargę, widząc nagie ramiona, kark, plecy... Delikatnie wbiła paznokcie w udo, czując rozchodzące się po całym ciele napięcie. Po chwili jednak znów słodko się śmiała, łapiąc jego koszulę i wtulając w nią nos, by poczuć zapach jego wody kolońskiej i skóry. Zamruczała cicho, uśmiechając się z dziwnym rozczuleniem, ale ani na sekundę nie spuszczała z niego wzroku. Brzęk klamerki podziałał na nią elektryzująco. Niespiesznie wstała, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że ramiączka sukienki opadły niemal na łokcie, odsłaniając fragmenty stanika z pudroworóżowej koronki, po czym powoli podeszła do niego, uśmiechając się w ten cudownie kuszący, charakterystyczny dla siebie sposób, z pewną nutą niewinności. - Może panu pomogę z tym guzkiem, bo widzę, że ma pan mały problem, panie Follett... - szepnęła, przebiegając pełnym radosnych iskier spojrzeniem po jego ciele. - Pozwoli pan... - dodała, zaglądając mu w oczy z rzadko spotykaną w jej tęczówkach odwagą. Ułożyła dłonie na jego barkach, powoli wędrując w dół, starannie gładząc cały tors, drażniąc sutki, aż wreszcie dotarła do tego upragnionego guzika, który rozpięła pewnym, szybkim ruchem. Po chwili jednak jakby się zakłopotała, oblizała nerwowo wargi i już ostrożniej rozpięła zamek, lekko pociągając jego spodnie w dół. - Od jakichś dwóch minut marzę tylko o tym, żeby mnie pan pocałował, panie Follett - mruknęła, posyłając mu rozkoszny, odrobinę niepewny uśmiech.
Nie przypuszczał, że te drobiazgi mogą mieć aż takie znaczenie. Że będzie w stanie pokochać kobietę tak mocno, by rozczulać się nad każdym pieprzykiem i każdą blizną, uczyć się na pamięć wszystkich wypukłości i wklęsłości jej ciała, mając wrażenie, że to najważniejsza wiedza, jaką może posiąść. Cieszyły go jej prośby, które coraz częściej zastępowały nieśmiałe sugestie. Chciał, by czuła się w pełni swobodnie, by ufała mu bezgranicznie i być może pierwszy raz w życiu była wolna od obaw i skrępowania. Wziął sobie za punkt honoru uwolnienie jej z tych więzów, które wyciszały jej głos, sprowadzając krzyk do szeptu, a śmiech do wygięcie warg. Chciał ją z całą gamą emocji, wszystkimi potrzebami i marzeniami, które chciał spełnić. Oboje byli przyjemnie odprężeni, szumiało im w głowach, a wszystkie opory rozwiały się w delikatnej bryzie, która muskała półnagie ciało Percy'ego. Ta chwila wydawała się cudownie nierealna, co tylko dodawało odwagi obojgu, sprawiając, że robili i mówili rzeczy, które w normalnych okolicznościach uznaliby za zbyt prowokujące. Nigdy dotąd nie rozbierał się przed kobietą w taki sposób i nie przypuszczał, że sprawi mu to taką satysfakcję. Widział, jak bardzo działał na Voice, co tylko go motywowało i rozbudzało jego fantazję. Instynktownie wiedział, jak spojrzeć, jak się uśmiechnąć, jak przesunąć palcami po swoim ciele, by przyprawić ją o kolejny dreszcz podniecenia. Nie przypuszczał, że tak dobrze odnajdzie się w roli striptizera, ale coraz bardziej mu się to podobało, zwłaszcza że spojrzenie Voice stawało się coraz bardziej gorączkowe i słodko nieprzyzwoite. Uśmiechnął się, gdy do niego podeszła, sama nieco roznegliżowana, z wyglądającym spod sukienki ślicznym, koronkowym stanikiem, który cudownie odzwierciedlał charakter Voice - jej niewinność i zmysłowość. Jej bliskość dziwnie przyspieszyła mu oddech, a dotyk sprawił, że przez jego ciało przebiegł dreszcz. Cóż, musiała wyczuć, jak gwałtownie zareagował na jej pieszczoty i prowokujący głos, szczególnie manipulując w okolicach zapięcia jego spodni. - Proszę częściej mi tak pomagać - mruknął ochryple, patrząc jej w oczy z czułością i pragnieniem. Jęknął cicho, przygryzając dolną wargę, gdy dotykała go w ten sposób, drażniąc i coraz bardziej pobudzając. Jego klatka piersiowa unosiła się przy szybkim oddechu - miał wrażenie, że Voice nagle przejęła kontrolę nad sytuacją, ale nie miał siły się przed tym bronić. Nerwowo oblizał usta, gdy ściągnęła mu spodnie, po czym uśmiechnął się promiennie, słysząc jej słowa, wypowiedziane dziwnie niepewnym głosem, zwłaszcza jak na kogoś, kto jeszcze przed sekundą wykazał się wyjątkowo podniecającą bezpruderyjnością. Objął ją mocno w pasie, przyciągając do siebie. Przez chwilę chciwie wdychał zapach jej włosów i skóry, delikatnie wodząc palcami po jej plecach, wsuwając je pod materiał sukienki i wprawnie rozpinając haftki koronkowego stanika. - Hmm... wiesz, to o tym zapachu mówiłem dzisiaj rano... - szepnął z rozbawieniem, po czym złożył na jej ustach zaskakująco delikatny i czuły pocałunek. Zupełnie nieadekwatny do sytuacji i sposobu, w jaki jeszcze przed chwilą się prężył i eksponował, ale oddający jego uczucia do Voice. Całował ją leniwie, czule, nie spiesząc się nigdzie, niby mimochodem wyplątując ją ze stanika, który odrzucił na koc, muskając opuszkami bok jej prawej piersi, potem przesuwając się niżej, ale omijając rozkosznie stwardniały sutek. - Podobało się przedstawienie? Mogę to sobie dopisać do CV? - spytał ze śmiechem, odrywając się na moment od jej warg, ale nadal wodząc palcami po jej piersi, niespiesznie, pozornie bez większego zaangażowania, drażniąc ją i mając cudowną świadomość, że przed nimi cała noc.
Nawet nie zauważyła, w którym momencie puściły pierwsze blokady; w którym momencie usłyszał jej śmiech i zobaczył szczery, uroczy uśmiech. Z jej oczu powoli znikała mgła smutku i zamyślenia, a zastępowały ją radosne iskry. Zaufała mu - pokazała swoją zranioną, pełną cierpienia duszę, pokazała wszystkie wady swojego charakteru, a potem całkowicie uwierzyła w jego miłość, bo kochał ją mimo wszystko. Miała blizny na dłoniach, ślizgoński charakterek i mnóstwo bolesnych wspomnień, ale to wszystko blakło, gdy był blisko niej i otaczał silnymi ramionami, w których żadne nieszczęście nie mogło jej dosięgnąć. Wynagradzała mu to wszystko kobiecym ciepłem, czułością i troską, i cierpliwym słuchaniem jego narzekań, które czasami były kompletnie niemądre, ale Voice i tak starała się brać je na poważnie, bo w końcu facet to facet - nie wstaje z łóżka, gdy jest przeziębiony. Wiedziała jednak, że Percy dbał o nią jak nikt inny i kocha z całych sił, równoważąc tym ogrom jej miłości i sprawiając, że ich związek był bardzo harmonijny i piękny. Czasami, choć nadal dosyć rzadko, bezwstydnie pchała mu się na kolana albo na ręce, marudząc coś o tym, że bolą ją nogi tudzież inne partie ciała. Lubiła, gdy przenosił ją z pokoju do pokoju lub pozwalał skulić się na jego kolanach i przytulić głowę do piersi, bo czuła się wtedy naprawdę bezpieczna i spokojna. Wiedziała, że jej nie puści ani nie zepchnie i grzała się w jego cieple, wdychając jego zapach i śmiejąc się lub wzdychając. Bała się, że jego pokaz będzie niezdarny albo śmieszny, i faktycznie był lekko zabawny, ale w ten pozytywny, rozkoszny sposób, bo nieczęsto faceci rzucali w jej stronę swoją koszulę albo klepali się po pośladkach. Przede wszystkim Percy uświadomił jej, że dla jej uśmiechu jest gotowy zrobić największą głupotę, a to bardzo podbudowało jej ego i pozwoliło jeszcze bardziej się otworzyć. Przestała ukrywać swoje emocje - teraz z jej twarzy i ciała można było z łatwością wyczytać absolutnie wszystko. Percival już nie miał przed sobą złamanego, zagubionego stworzenia, a Voice. Szczęśliwą, prawdziwą Voice, lekko pobudzoną winem i może trochę bardziej śmiałą, ale Voice. Dotyk ciepłego, wilgotnego torsu pobudził jej zmysły, a zapach wody kolońskiej Percy'ego na krótką chwilę odebrał jej oddech. Dopiero teraz zauważyła, że przed ich spotkaniem musiał się ogolić - było to dziwnie rozczulające i przypomniało jej, że ostatnio jego zarost sprawił niemiłego psikusa. - Jestem do pańskiej dyspozycji, panie Follett. Po prostu musi pan czasami powiedzieć, że jest problem z guzikiem... Może zwężę trochę dziurkę? Wtedy z pewnością będę częściej potrzebna... - zamruczała z rozkosznym, nonszalanckim uśmiechem. W jej jasnych oczach błyszczało rozbawienie, miłość i fascynacja. Wtuliła się w niego, ale nie chciwie i ostentacyjnie, a z zaufaniem i właściwą sobie delikatnością, składając pocałunek na jego szyi. Mruczała cicho, gdy dotykał jej skóry, w międzyczasie błądząc paznokciami po jego plecach i unosząc głowę, by znów spojrzeć w oczy, ale już po chwili przymknęła powieki, by rozsmakować się w pocałunku. Jego usta były cudownie delikatne i smakowały winem. Trochę nieśmiało objęła jedną dłonią jego policzek, nieznacznie gładząc go kciukiem i cicho wzdychając wprost w jego wargi. Uśmiechała się, gdy go całowała. Uśmiechała się, bo naprawdę była szczęśliwa i zadowolona, i prawdziwie zakochana. W którymś momencie poczuła, jak jej sutki otarły się o materiał sukienki, ale chyba było to już na długo po tym, jak Percival pozbawił ją stanika, bo była skutecznie rozproszona jego bliskością i nie zwróciła na to uwagi. Dopiero dotyk jego ciepłych palców sprawił, że jakby obudziła się z rozkosznego, zimowego snu. - Hmm... Tak, wydaje mi się, że możesz... Jestem bardzo zadowolona - dodała, całując jego brodę i uśmiechając się wyjątkowo promiennie i słodko. - Pozwoli pan, że zademonstruję swoje umiejętności masażu? Też chciałabym coś dopisać do CV... A potem mogę jeszcze zademonstrować próbkę języka francuskiego, żeby pan powiedział, czy warto uczyć się dalej - ostatnie zdanie dopowiedziała konspiracyjnym szeptem, mrugając do niego zalotnie i powoli przesuwając dłonie na jego barki, jakby chciała zasugerować, że najwyższa pora na masaż.
Lubił, kiedy pchała mu się na kolana, kiedy oczekiwała, że będzie ją nosił na rękach, przytulał albo całował. Podobało mu się, że nareszcie uczyła się, jak komunikować swoje potrzeby i pragnienia, że nie wstydziła się poprosić go o czułość, czasem wręcz domagać się pieszczot albo ciepłych słów, których zresztą nigdy jej nie skąpił. Czasami zasypiał, tuląc ją do siebie i odchylając głowę na oparcie kanapy. Potem budził się zesztywniały i obolały, ale wystarczył rzut oka na spokojną twarz Voice, by pogodził się z niewygodą i trwał dalej w tej samej pozycji, chociaż zwykle po prostu delikatnie brał ją na ręce i niósł do łóżka. Pobudzanie jej do śmiechu było dla Percy'ego największą przyjemnością, a jego pewność siebie pozwalała na wszelkie wygłupy, bo przecież chodziło tylko o zabawę. Robił to tylko dla niej, choć musiał przyznać, że sam się przy tym dobrze bawił, szczególnie widząc jej entuzjastyczną reakcję na jego popisy. Oboje byli na lekkim rauszu, co tylko pomagało się rozluźnić i w pełni cieszyć tym wieczorem, pełnym wygłupów i miłości, tak bardzo intymnym i zabawnym jednocześnie. Było im ze sobą dobrze, z każdym dniem coraz lepiej, nawet jeśli czasem czuli lekkie zniecierpliwienie i musieli iść na kompromisy. Reagował na nią tak intensywnie, że po raz kolejny był tym zaskoczony. Oddychał zapachem jej perfum i rozgrzanej skóry, napawał się prowokującym dotykiem i pragnął tak bardzo, jakby jeszcze nigdy nie miał okazji jej pocałować ani pieścić. Nie traciła uroku nowości, wręcz przeciwnie - każdego dnia odkrywał ją na nowo, nie mogąc się nadziwić, że to wciąż ta sama dziewczyna, którą kochał tak bardzo, że nie potrafił już bez niej normalnie funkcjonować. - Och... kompleksowe usługi krawieckie... masz jeszcze jakieś talenty, o których nie wiem? - spytał ochryple, uśmiechając się do niej i pożerając wzrokiem. Podobała mu się w takiej odsłonie. Podobała mu się kokieteryjna i zmysłowa, słodka z nutką pikanterii, która pobudzała go lepiej niż jawne pieszczoty. Zamruczał przeciągle, czując ciepło jej warg na wrażliwej szyi, a potem paznokcie, przesuwające się po jego plecach. Uśmiechnął się w jej usta, pogłębiając pocałunek, ale wciąż nie przyspieszając tempa, które było rozkosznie powolne. Drażnił ją subtelnie, niemal niewinnie, pozwalając, by jego palce przemykały po jej skórze, odsłaniając kolejne jej fragmenty. Im dłużej byli ze sobą, tym częściej przeciągali pieszczoty, ciesząc się nimi w pełni. Czasem nadal towarzyszył im gorączkowy pośpiech świeżo upieczonych kochanków, ale powoli uczyli się coraz bardziej wyrafinowanych sposobów sprawiania sobie przyjemności i przedłużania jej niemal w nieskończoność. Lubił momenty, kiedy kochali się albo całowali z czułym uśmiechem na ustach. Nie zmniejszał on w żaden sposób pożądania i chemii, która między nimi była, ale dawał rozkoszne poczucie bezpieczeństwa i bliskości. - Miło mi to słyszeć... Och, chętnie sprawdzę pani umiejętności... - westchnął z rozbawieniem, czując gorący dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa, gdy przesunęła dłonie na jego barki, jednocześnie składając mu tak cudownie bezwstydną propozycję, że nie był w stanie wymyślić nic bardziej oryginalnego. Skradł jej ostatni pocałunek, po czym usiadł na kocu, tyłem do niej, jednocześnie nalewając sobie do kieliszka wino i podając go Voice. Kiedy upiła łyk i zwróciła mu kieliszek, oddał się w jej delikatne, smukłe ręce, rozkoszując się smakiem wina i jej dotykiem. Pomrukiwał cicho, starając się ignorować zdradliwą wypukłość w bokserkach, która również domagała się uwagi. Na ten wieczór miał zaplanowane jeszcze coś, ale czekał na właściwy moment. - Mamy dziś... mmmm... bardzo napięty grafik... - wymruczał z wyraźnym zadowoleniem, prężąc plecy pod dotykiem Voice i starając się zapanować nad nieznacznie przyspieszonym oddechem. Upił łyk złocistego wina, które migotało w blasku ogników, tańczących wokół nic i tworzących magiczną atmosferę.
Lubiła, gdy otaczał ją silnymi, męskimi ramionami i pozwalał się do siebie tulić. Czasami zachowywała się jak nieznośny, ale uroczy dzieciak lub słodki, zmarznięty kotek, wbijający się pazurkami w jego koszulkę i cicho pomrukujący z zadowolenia. Czuła dziwną satysfakcję z tego, że może zasypiać w objęciach szalenie przystojnego faceta z zabójczym uśmiechem; faceta, który bez problemu bierze ją na ręce lub na kolana, ale wiedziała też, że wcale nie chodzi tylko o jego fizyczność, ale o to, że dawał jej poczucie bezpieczeństwa, dbał o nią i pozwalał sycić się jego spokojem i pewnością siebie. Nie był chłopcem. Mimo że uśmiechał się tak świeżo i czarująco, był mężczyzną, w którego towarzystwie nic jej nie groziło i do którego mogła się przytulić, gdyby przypadkiem na jej drodze stanął jakiś pająk, albo gdy zgaszali światło, by iść już spać, a otaczająca ich ciemność zbyt mocno ją przerażała. Czasami budziła się rano i nie pamiętała, jak znalazła się w łóżku. Jednak zdezorientowanie szybko mijało, a na twarzy pojawiał się uśmiech, gdy uświadamiała sobie, że musiała zasnąć na kolanach Percivala. Rozpoczynała wtedy jego dzień nie tylko delikatnym pocałunkiem, ale też wyjątkowo niemądrym pytaniem: nie jestem za ciężka? i uroczym rumieńcem zawstydzenia. A potem... Potem potrafiła godzinami domagać się pieszczot, rozmawiać z nim o głupotach i śmiać się niemal wprost do jego ucha, niewinnie trącając je nosem. Wciąż nie mogła zrozumieć, jak to możliwe, że jej ciało tak intensywnie reaguje na jego bliskość i nadal nie potrafiła się do tego przyzwyczaić. Codziennie fascynował ją na nowo, pieszcząc trochę inaczej, mówiąc jej kompletnie nowy komplement, a ona zwracała uwagę na inne fragmenty jego skóry, zmieniała nacisk na nią, całując w inny sposób,... Szukała klucza do jego całkowitej rozkoszy; do tego, by zwariował na jej punkcie, i miała wrażenie, że z każdym dniem jest bliżej celu. - Świetnie całuję. Ale to już przecież wiesz... - dodała z kokieteryjnym, rozbawionym uśmiechem, przechylając nieznacznie głowę na bok i rozchylając wargi. Czuła rozkoszne dreszcze, które wstrząsały jej drobnym ciałem zawsze, gdy patrzył na nią tak intensywnie. Delikatnie przesunęła opuszkami wzdłuż jego kręgosłupa - najpierw w górę, potem w dół, bardzo powoli, jakby zgrywając to z tempem pocałunku, które pozwalało jej czerpać pełnię przyjemności i nie zastanawiać się nad tym, czy nadąży za impulsywnym Percivalem. Podobał jej się taki rozleniwiony, stanowczy, a równocześnie czuły i subtelny. Drażniła palcami miejsce, w którym jeszcze kilka chwil temu znajdował się pasek od spodni. Wiedziała, że nikt ich tu nie znajdzie, że ta chwila jest tylko dla nich, by mogli poznać kolejne fragmenty swoich ciał, nacieszyć swoją obecnością. Uklękła za nim, po chwili ujmując w dłoń kieliszek i upijając łyk wina, ale dość szybko oddała mu naczynie, zachwycona perspektywą pieszczenia jego skóry. Przesunęła dłońmi po jego barkach, pochylając się, by ucałować wrażliwy kark. - Spokojnie, panie Follett. Ze wszystkim zdążymy - szepnęła, składając jeszcze jeden pocałunek za jego uchem i tym samym rozpoczynając długą noc pełną wrażeń, zakończoną słodką miłością w wodzie, a potem snem na plaży, przerwanym dopiero pierwszymi promieniami wschodzącego słońca.
Kolejne dni również były bardzo emocjonujące, raczej pozbawione przykrych doświadczeń, takich jak bliskie spotkania z jeżowcami. Obfitowały za to w słodkie owoce, miłość, wino i słońce. Chyba dochodziła szesnasta, gdy Voice, ubrana w zwiewną, długą, białą sukienkę szła po plaży za rękę z Percivalem. Nie miała na sobie ani butów, ani biżuterii, a lekko wilgotne od morskiej bryzy i kąpieli włosy opadały luźną kaskadą na delikatny kark. - Jest jakaś szansa, żebyśmy zostali tu na zawsze? Albo przynajmniej wzięli ze sobą do Londynu całoroczny zapas wina i fig? - spytała, ściskając mocniej jego dłoń i posyłając mu czarujący, dziewczęcy uśmiech. Wprawdzie mieli przed sobą jeszcze tydzień lenistwa, ale czas mijał o wiele za szybko.
Lubił te poranne przekomarzania. Lubił delikatne pocałunki i jej pytania, na które odpowiadał z łobuzerskim uśmiechem "tylko trochę, mój mały grubasku, ale ja jestem bardzo silny", na co Voice reagowała protestem i udawanym fochem, który szybko przemieniał się w śmiech, kiedy Percy zaczynał całować jej idealnie płaski brzuch, między jednym buziakiem a drugim wygłaszając peany na temat słodkich fałdek. Uwielbiał ją rozpieszczać i mógł godzinami tarzać się z nią w pościeli, obsypując pocałunkami i pieszczotami, żartując i śmiejąc się tak po prostu, bo byli młodzi, zakochani i szczęśliwi. Nie chodziło wyłącznie o fizyczność, ale o to, jak dobrze się ze sobą czuli, jak bezpiecznie i pewnie, wciąż nie mogąc się sobą nacieszyć ani znudzić. Sprzeczki trwały tak krótko, że następnego dnia w ogóle o nich nie pamiętali, uczyli się sztuki kompromisu i nigdy nie rozstawali bez pocałunku na zgodę, nawet jeśli byli poirytowani uporem drugiej strony. Ta noc była chyba jedną z najbardziej niezwykłych w jego życiu. Nigdy dotąd nie doświadczył takiego nasycenia zmysłów, takiej rozkoszy, która zupełnie odebrała mu jasność myślenia. Byli tylko dla siebie i oddawali się sobie z pełnym zaangażowaniem, wtulając się wargami w ciepło skóry, słonej od morskiej bryzy i potu, błądząc palcami po najwrażliwszych punktach, gryząc opuszki palców, płatki uszu, szyje i piersi. Zmieniali tempo pieszczot - od leniwych i nieznośnie prowokujących, po intensywne do utraty tchu i zmysłów, łapczywe i namiętne. Żadna kobieta nie potrafiła bawić się jego pożądaniem w taki sposób. Żadna nie była Voice i nie budziła w nim uczuć choćby zbliżonych do tych, które odczuwał w jej obecności. Rozkoszowali się sobą, swoją miłością, a łagodny szum morza i śpiew cykad łączyły się z ich westchnieniami i pomrukami. Noc spędzili na plaży, spleceni ze sobą w jedno ciało, zmęczeni miłością i wrażeniami minionego dnia, zaskakująco niewinni w swoim śnie, przypominający raczej jakieś pomniejsze bóstwa morza niż zwykłych śmiertelników.
Percy starał się nie myśleć o powrocie do rzeczywistości. Był zbyt szczęśliwy tutaj, nie musząc się nigdzie spieszyć, oddając się słodkiemu lenistwu i jeszcze słodszej miłości, by perspektywa morderczych treningów i natarczywych spojrzeń mogła mu się wydać choćby znośna. Ściskał dłoń Voice, idąc wzdłuż brzegu i czując lekki ucisk w piersi jak zawsze, gdy był zdenerwowany. Starał się pokryć to wrażenie uśmiechem i chyba całkiem dobrze mu szło. Posłał Voice czuły uśmiech i przyciągnął ją do siebie, delikatnie układając dłonie na jej biodrach. - Pomyślimy o tym. Może kupi mnie jakaś chorwacka drużyna. Nie są może najlepsi, ale dzięki temu moglibyśmy tu zamieszkać... mielibyśmy dom nad morzem i robilibyśmy własne wino. Brzmi nieźle, prawda? - powiedział ze śmiechem, po czym ucałował jej dłoń i mrugnął do niej porozumiewawczo. - Chodź, muszę ci coś pokazać. Nurkowałem dzisiaj rano przy tych skałach i znalazłem coś niezwykłego... musisz to zobaczyć. Tylko rzućmy na siebie Bąblogłowego, bo to dość głęboko - powiedział z tajemniczą miną, ściągając spodnie i zostając w samych kąpielówkach, w których ostatnio chodził zdecydowanie częściej niż w bieliźnie. Już po chwili zanurzali się powoli w wodzie, z głowami tkwiącymi w powietrznej bańce, która sprawiała, że wyglądali co najmniej głupio. Starał się zachować spokój i nie dać po sobie poznać, że chodzi o coś innego niż wyjątkowo kolorowa gąbka albo skała o dziwnym kształcie.
Znów utwierdził ją w przekonaniu, że z żadnym innym mężczyzną nie byłoby jej tak dobrze. Znów pozwolił, by poczuła się absolutnie bezpieczna i spokojna, oddając w jego ramiona z pełną ufnością, zamykając oczy i pozwalając, by szum fal, muśnięcia ciepłego wiatru i zapach ciała Percivala zawładnęły jej zmysłami. Już tamtego styczniowego, chłodnego wieczoru zaprzedała mu duszę, a teraz już cała była jego, pozbywając się kolejnych warstw wstydu i zagubienia na rzecz niczym nieskrępowanej miłości, pełnej słodkich westchnień i jeszcze słodszych pocałunków. Nie wiedziała, ile godzin się kochali, jakie wyznania szeptała wprost do jego ucha ani jak długo patrzyła potem w jego oczy, zatracając się w ich intensywnej barwie. Pamiętała tylko, że o poranku niezdarnie przykryła się jego koszulą, wtulając w niego mocniej i jak w amoku powtarzając jego imię. Nawet gdy szli za rękę po plaży, zakochani i szczęśliwi, tylko pozornie niewinni, w pamięci Voice wciąż majaczyło wspomnienie smaku wina, skóry Percivala i jego męskości, którą kilka nocy temu niespiesznie badała dłonią, posyłając mu najrozkoszniejszy z uśmiechów. Nie chciała wracać do porządku dziennego, do szarego Londynu i długich, nudnych godzin, które Percival spędzał na treningach, a ona nad książkami. Chciała zostać tu na zawsze, bo chociaż ramiona ukochanego zawsze były dla niej azylem, to tutaj wydawały się azylem w azylu. Podobał jej się taki rozluźniony, promienny, ciepły i spokojny i żałowała, że już wkrótce znów będzie chodził spięty lub poirytowany, a w chłodnej Anglii prawdopodobnie błyskawicznie nabawi się kataru. Cieszyła się ostatnimi dniami lenistwa, próbując zapamiętać jak najwięcej szczegółów, jak najwięcej kamyków, roślin i wzorów, w które układały się pojedyncze, pierzaste chmury. Wiedziała, że jeszcze kiedyś tu wrócą, że znów będzie mu kradła z palców figi i przesuwała łydką po jego kolanie, cicho prosząc, by dolał jej wina. Ułożyła dłonie na jego barkach, miarowo zaciskając na nich palce, jakby chciała rozmasować mięśnie. Przechyliła nieznacznie głowę na bok, uśmiechając się słodko z wesołymi iskrami w oczach. - Całoroczne wakacje? - zaśmiała się, oczami wyobraźni już widząc uroczy dom kilkadziesiąt metrów od morza. - Czyżby uwiodła cię jakaś syrena, Follett? - uniosła delikatnie brwi, ale posłusznie zsunęła ramiączka sukienki, która niemal sama opadła bezgłośnie na ziemię. Biały kostium podkreślał kolor lekko opalonej, miękkiej skóry i krągłości, które przez ostatni tydzień stały się jakby odrobinę wyraźniejsze, sprawiając, że jej sylwetka wyglądała wyjątkowo harmonijnie. Wchodziła do wody niespiesznie, nie wiedząc, czym spowodowany jest ten dziwny blask w oczach Percivala i aura tajemniczości. Nigdy nie lubiła Bąblogłowego ze względu na nieestetyczny efekt, ale tym razem nie grało to żadnej roli. Na jej ustach błąkał się delikatny uśmiech, który jednak nieco przybladł, gdy już znaleźli się pod wodą. Zawsze bała się nurkowania, jednak przy Percym lęk był mniejszy. Nie pozwoliłby, żeby stała jej się krzywda.
Był pewien, że to właśnie ona. Tylko z nią był tak szczęśliwy i spokojny, tylko z nią potrafił odkrywać drobne przyjemności, przekraczać granice wstydu i rozkoszy. Był tak bezgranicznie oddany Voice, że czasem czuł strach. Nie potrafił bez niej funkcjonować, nie znosił nocy, które spędzali oddzielnie. Odruchowo szukał jej ciepła, zapachu, chciał wtulić twarz w jej włosy, nieprzytomnie ucałować jej rozgrzane od snu ramię, a kiedy nie mógł jej znaleźć w pościeli, wybijał się ze snu i przez resztę dnia chodził rozdrażniony. Dopóki jej nie zobaczył. Z każdym miesiącem coraz bardziej dusił się w Londynie i coraz poważniej myślał o małym domku na wsi, gdzie mogliby pielęgnować swoją miłość i łapać oddech po ciężkim dniu. Miał już wystarczająco dużo pieniędzy i widział oczami duszy promienną Voice bujającą się na huśtawce w ich pięknym ogrodzie, opalającą się na trawie, a za parę lat bawiącą się z ich dziećmi wśród kwiatów i starych drzew. W Chorwacji czuł się doskonale szczęśliwy, wolny od wszystkich trosk, upojony szczęściem, bliskością Voice, winem i tym wszystkim, co tworzyło tę cudowną sielską atmosferę. Londyn oznaczał obowiązki, rozstania na wiele godzin, ciężką pracę fizyczną i psychiczną, kłótnie i napięcia, ciągły lęk, że jeśli nie będzie wystarczająco dobry, po prostu wyleci z reprezentacji. Kochał quidditcha, ale czasem nie mógł znieść tego napięcia, presji związanej z byciem na szczycie, z którego tak łatwo mógł spaść. Dlatego chciał wycisnąć z tych wakacji wszystko, sprawić, by były naprawdę niezapomniane, wyjątkowe. Mruknął cicho, czując jej dotyk, i przymknął na moment oczy, po czym uśmiechnął się do niej łobuzersko. - Czemu nie? Syrena... raczej złota rybka, która spełnia wszystkie moje życzenia. Ale ją zawsze mogę wsadzić do akwarium i zabrać ze sobą - roześmiał się cicho, obejmując ją rozkochanym spojrzeniem, z przyjemnością odnotowując, że jej kształty odrobinę się zaokrągliły, zyskując na kuszącej miękkości, a złocista opalenizna rozkosznie kontrastowała z czystym błękitem jej oczu i bielą kostiumu. Percy starał się zapanować nad przyspieszonym biciem serca i niepewnością, która mimo wszystko nie dawała mu spokoju. Jednak woda przynosiła ukojenie, podobnie jak jej jednostajny szum w uszach, jak jej cudowny odcień. Przecież musiało być dobrze, prawda? Wiedział, że nie przepadała za nurkowaniem, ale płynął tuż obok, ocierając się o nią co jakiś czas, tak by miała świadomość, że jest przy niej i nie musi się niczego obawiać. Nie musieli płynąć daleko ani szczególnie głęboko, by zauważyć na dnie ogromną białą muszlę, wielkości spodka, otwierającą się i zamykającą, otoczoną delikatną różową poświatą. Percy uśmiechnął się zachęcająco, po czym dał nurka głębiej, aż dosięgnął do dna i delikatnie ujął w dłonie ogromną muszlę, która natychmiast się zatrzasnęła, jednak wciąż emanowała delikatnym blaskiem. Czując, że zasycha mu w gardle, podał zdobycz Voice i dał jej znak, że powinni się wynurzyć. Gdy wyszli na brzeg, Percival zdjął z nich zaklęcie i uśmiechnął się pogodnie, próbując zachować spokój. - Piękna, prawda? Tylko pytanie, jak ją otworzyć... - mruknął z tajemniczą miną, patrząc na różowe światło opromieniające palce Voice i czując, że serce zaraz wyskoczy mu z piersi.