Jest to ekskluzywna i elegancka restauracja, do której możesz przyjść nie tylko w pięknej sukni czy garniturze, ale również stroju kąpielowym. Może zechcesz skorzystać z podgrzewanego, oświetlonego różnymi kolorami basenu znajdującego się po środku? Uważaj jednak, bo ceny są adekwatne do jakości.
Menu:
Przystawki Pandeyuca Arepas Zupa bananowa
Dania główne Ryż z krewetkami i kokosem Bandeja Paisa Hígado Encebollado Ryż z chigüiro Ryż z mięsem boa
Deser Marmolada z guayaba Czekoladowe ciasto ze smoczym owocem Quindim Półmisek owoców (Pitaja, guayaba, guanabana, maracuja, mango, mamey, chontaduro, lulo)
Napoje Tinto Sok z mango Sok ze smoczego owocu Lemoniada kokosowa
Po ustaleniach w domku Candy, Dulce i Keith znaleźli w domku świstoklik który przeniósł ich do miasta. Ponieważ wszyscy byli tu nowi trochę błądzili w poszukiwaniu miejsca, gdzie można coś zjeść. Bar znaleźli, jakieś tandetne fontanny czy inne badziewia, jak stragany ze średniej jakości produktami też, ale po pizzerii, restauracji, czy chociaż barze mlecznym ani śladu. Byli już bliscy zadowolenia się przekąskami od wędrownego sprzedawcy, gdy dziewczyny zauważyły gdzieś na horyzoncie szyld knajpki o wdzięcznej nazwie "Pod skrzydłem kolibra". Uradowani skierowali się w tamtym kierunku. Dzień był piękny, dlatego wspólnie uznali, że można usiąść na zewnątrz. Na szczęście restauracja nie cierpiała na nadmiar klientów o ten porze (a może mają beznadziejne żarcie i zawsze tak jest? ceny na tablicy wywieszonej przy wejściu sugerowały jednak coś odwrotnego, a były przecież ogłoszeniami o promocjach!) dlatego bez trudu usiedli do okrągłego stolika z brzegu ogródka. Ulica w której znajdował się lokal była bardzo urokliwa, wąska, domy obrośnięte bluszczem i wybrukowana droga. Parker oddychał świeżym powietrzem i gdyby nie towarzystwo dwóch pięknych dam zapewne przymknąłby oczy, rozmarzony. Po krótkiej chwili zorientowali się, że nie ma menu na stole, dlatego Keith wstał natychmiast i skierował się do środka. Zamienił kilka słów z śliczną kelnerką, poprosił o trzy karty dań i czym prędzej powrócił do swoich towarzyszek. Podał każdej po jednej i zaczął sam zastanawiać się nad odpowiednim wyborem. Miał tylko nadzieję, że porcje będą dosyć duże, bo mimo że zazwyczaj nie pochłaniał ogromnych porcji to teraz miał wrażenie, że spokojnie dwudaniowy obiad mógłby go nie zadowolić. - Co jecie? - zagaił po chwili, trochę by pogadać, a trochę by może się poradzić, bo nie był przesadnie zdecydowany - Niektóre nazwy niewiele mi mówią... - westchnął - Hí... gado Ence... bol... lado - wydukał z niezbyt sprytnym wyrazem twarzy, pytająco spoglądając na koleżanki. Może będąc przedstawicielkami kraju śródziemnomorskiego lepiej znały tego typu dania? Cholera wie, w sumie Kolumbia nijak się ma do Morza Śródziemnego. Czemu nie mogli nazwać tego nazwać normalnie, mięso X z sosem Y? Bawią się w takie dziwne określenia i nawet nie rozwiną myśli, zupełnie bez sensu.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Wszystko było zachwycające w tym rejonie, nawet uliczki, lekko łudząco podobne do rodzinnych stron Dul i jej siostry. W końcu Kolumbia jak jej się zdawało, chyba niegdyś była kolonią hiszpańską, więc wiele tradycji wynieśli właśnie z tej kultury. Większość ludzi tu posługiwała się na całe szczęście językiem dobrze znanym obu damom i mimo, że Keith nie znał go za dobrze, mógł liczyć na ich pomoc, przynajmniej na młodszą Miramon. Kiedy w końcu odnaleźli ziemię obiecaną, restaurację o pięknej nazwie, gdy otrzymali kartę chłopak zwrócił się do nich. -Ja jeszcze nie wiem, ale słodko wymawiasz niektóre nazwy.-wcale nie była zgryźliwa, wręcz przeciwnie i była zachwycona próbą wymówienia czegokolwiek z karty. Mimo, że przodkowie tubylców zapewne pochodzili z Hiszpanii wiele nazw też, jej nie wiele mówiło, było łudząco podobnych do tego co zna w nazwach hiszpańskich, najbardziej zdziwiła się, kiedy zobaczyła jedną pozycję w menu. "Ryż z chigüiro". Zrobiła lekko zdziwione oczy. -Cóż, mają tu mięso z Hydrochoerus, nie wiem jak to się nazywa po angielsku, ale po łacinie brzmi właśnie tak. To jest tak gryzoń z tego co mi się wydaje, ale tak czytając menu od początku, to masz tak: bułeczki, chyba z tapioki, dalej, to też taki, hmm... placuszki do dań, można jeść je same lub jako dodatek, tak jak ryż, frytki.-miała nadzieję, że wszystko dobrze tłumaczy i nie wprowadza chłopaka w błąd. -Z dań głównych Bandeja Paisa, można najprościej porównać do czegoś jak typowe brytyjskie śniadanie, jada się tam chyba fasolę, jakieś mięso, ryż, jajko sadzone. Hígado Encebollado to po prostu gulasz, dalej jest właśnie ryż z kapibarą, ryż z boa. Reszty nie znam.-uśmiechnęła się do chłopaka i chyba wiedziała co już wybierze. Jakoś nie wyobrażała sobie jeść ryżu z biedną kapibarą, ale była ciekawa reakcji Kei na tą nowatorską potrawę. -Same, pyszności.-skwitowała ironicznie mając na uwadze dość nie codzienne menu. -Ja poproszę w każdym razie ryż z krewetkami i kokosem, byle pikantne! Do tego chyba na deser zamówię Quindim oraz sok z mango. Skoro siostra płaci.-spojrzała na nią jak chytra baba z Radomia na "Trzy cytryny".
Teleportacja… niestety, żadna z dziewcząt nie była nigdy w tym miejscu, więc teleportacja nie wchodziła w grę. Chyba że Keith chciałby podziwiać urokliwą Walencję. Aczkolwiek Candida nadal nie zdała egzaminu na teleportację łączną, chociaż tak właściwie to już by mogła. Jednak nie zamierzała ryzykować srogą karą, gdyby ktoś ich złapał. W domku ignorowała jeszcze wypowiedź Dulce, która chyba miała jej za złe, że odezwała się po angielsku (ale przynajmniej Candida nie zwróciła jej uwagi, że jest niegrzeczna) i nie zapomniała o tym, że chociaż w Kolumbii język hiszpański jest ojczystym, to one są na wycieczce z anglojęzyczną grupą. Żeby już nie podjudzać Dulce do kłótni, Candy zakręciła się po pokoju i znalazła świstoklik. Wszyscy go złapali i zaraz pojawili się w mieście. Nie za bardzo wiedzieli, gdzie znajdą jakąś restaurację, a dookoła było chyba więcej turystów niż miejscowych, więc nawet próby zaczerpnięcia wiedzy okazały się niezbyt pomocne. Ale wystarczyło tylko trochę pochodzić i zaraz znaleźli przyjemny lokal Już sama nazwa spodobała się Candidzie. Gorzej z cenami, bo wychodziło naprawdę drogo, jak na gust dziewczyny, ale nie mieli wyjścia. Weszli i usiedli na zewnątrz, a Keith poszedł po menu, bo niestety kelnerzy chyba o nich zapomnieli (a może powinni poczekać, aż ktoś po nich wyjdzie?). Wtedy Candy postanowiła odezwać się do siostry. – Za nic nie płacę – uprzedziła lojalnie, ale tematu nie ciągnęła tematu, aby nie kłócić się z nastolatką o pieniądze. Dobrze wiedziała, że Dulce tylko ja wyzyskuje, a sama ma jakieś oszczędności. Wizja kraba skutecznie ją od tych myśli odciągnęła. – Czy ty jesz coś poza owocami morza? – zapytała. Nie zapomniała, co podają w Calpiatto, ale nigdy nie zastanawiała się nad tym, co wybiera siostra. Do stołu wrócił Keith, więc odezwała się już do obojga. – Nie mamy porządnej kuchni w domku, ciężko tam cokolwiek ugotować – odparła, pomijając jakiekolwiek przechwałki na swój temat. Wiedziała, że gotuje bardzo dobrze, ale głupio tak od razu oświadczać to współlokatorowi, który mógłby wziąć takie stwierdzenie za przechwałki. Wzięła kartę dań i szybko ją przejrzała. Dulce natychmiast zaczęła się łasić, a Candy nie rozumiała, po co. Czyżby robiła jej na złość? Ale studentce w ogóle na chłopaku nie zależało, a z pewnością nie w takim sensie, jak Dulce sobie wyobrażała. – Igago enceboliado – poprawiła chłopaka, a właściwie podpowiedziała mu, jak powinien to wymówić. Zabawnie było patrzeć, jak to ktoś łamie sobie język, a nie ona. Dulce natomiast postanowiła wytłumaczyć, czym są potrawy w menu, więc Candy nie musiała się wysilać. – Arepa to takie małe tortille z dodatkami. Można je wziąć do obiadu albo zjeść same na śniadanie lub kolacje. Trzeba zapytać, jak je tutaj podają – dodała tylko. Już wiedziała, że jeżeli właściciele restauracji nie poskąpią dodatków, to na pewno to wybierze. – Mam na nie ochotę, ale Bandleha pajsa też dobrze brzmi… – Rozważała również jakiś napój, może sok ze smoczego owocu? – Tinto to wino czerwone – uściśliła jeszcze, gdyby chłopak nie znał tej nazwy. A siostrę zgromiła wzrokiem.
Chłopakowi ulżyło, że dziewczęta nie dość, że znają hiszpański (ok, to go nie zdziwiło akurat) to jeszcze kojarzą pozycje z menu - gdyby nie one, to pewnie by wziął byle co, bo nie spodziewał się po mieszkańcach niewielkiego miasteczka perfekcyjnej znajomości angielskiego, szczególnie że miał świadomość, że mówi raczej dosyć szybko, z brytyjskim akcentem. Ostatnio przebywając sporo w towarzystwie obcokrajowców nauczył się trochę wolniejszej wymowy, bez połykania końcówek, ale jednak to, że nie zna hiszpańskiego też by mu nie pomogło w dogadaniu się, jedynie mógłby kelnerów naobrażać, ale to nie w jego stylu. Słuchał uważnie najpierw tłumaczenia Dulce, potem wymowy Candidy - cóż, nie był pewien czy zdołałby poprawnie powtórzyć tę dziwną nazwę, ale i tak był wdzięczy, że choć trochę przybliżyła mu jak to powinno brzmieć. Przystawki go nie zainteresowały, bo miał ochotę zjeść coś porządnego i nie zrujnować całkowicie swojego portfela, dlatego wytężył pamięć gdy dziewczyna opowiadała o daniach głównych. Bandeja Paisa... brzmiało sympatycznie, ale brytyjskim śniadaniem się raczej nie naje, kto wpadł na pomysł pakowania czegoś takiego do dań głównych? Zadziwiał go ten kraj. Wahał się między Higado cośtamcośtamcośtam a ryżem z bobrem czy innym gryzącym zwierzakiem i najpierw zamierzał zasugerować się ceną, ale gdy zauważył, że jest ta sama postanowił spróbować swoich umiejętności w naśladownictwie i zamówić tę śmieszną potrawę. Bądź co bądź gulasz to powinien być dobry i pozwalał najeść się do syta dlatego chyba był niezłym wyborem. Dulce była najwyraźniej zadowolona, że Candi ma za nią zapłacić i raczej nie szczędziła jej portfela - chytrego wzroku a'la chytra baba z Radomia wprost nie dało się nie zauważyć! Cóż, ich sprawy niech pozostaną ich sprawami, nie będzie się przecież mieszał. Jakiś napój w istocie by się przydał, wino brzmiało nieźle, a że wszystko kosztowało po 5G to brał je zdecydowanie pod uwagę - Dzięki za wyjaśnienie, chyba zdecyduję się więc na... - chwila zawahania i skupienia - Igago enboliado - dokończył pewien, że chyba coś pomieszał. Spojrzał na towarzyszki pytająco, ale rozbawiony sytuacją. To musi być zabawne patrzeć jak ktoś duka w języku, który jest Ci zupełnie znany, ojczysty! Ale... niech mają trochę rozrywki w życiu.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Widziała jak siostrze rzednie mina i tylko czekała, aż współlokator się oddali na tyle, by mogła zrobić jej wykład na temat pieniędzy. Tym razem Dulce postanowiła zademonstrować swoje nabyte umiejętności, przy tej jędzy Candy i teatralnie przewróciła oczami. -Och, tylko zażartowałam sobie nie pysznie z ciebie siostrzyczko.-mówiła jak najbardziej ironicznym tonem. Udała, że ziewała kiedy siostrzyczka zadała jej pytanie. -Oczywiście, że tak, uwielbiam też na przykład wołowinę, czy szynki długo dojrzewające lub sery. Ech... Widzisz Candy jak mało o sobie wiemy?-wodziła wzrokiem za chłopakiem, czy nie nadchodzi, bo paradoksalnie chciała wykorzystać ten czas na rozmowę z osobą, której nie znosiła, ale cóż... Dawno jej nie widziała, dawno nie słyszała jej głosu, czyżby miały między sobą jakieś więzy? Prócz tego, że kiedyś wspólnie się kąpały, bawiły i kiedyś była w nią zapatrzona? -Wiem, wiem, ale pysznie gotujesz. A właśnie, jak ci się podoba mój prezent, który ci przysłałam przed przyjazdem tutaj?-miała nadzieję, że się podobał dziewczynie. Nigdy pod względem prezentów nie chciała nikomu zrobić przykrości i mimo, że czasami dostawała tylko skarpetki na święta to dla domowników i serdecznych przyjaciół starała się nie oszczędzać na nich. -Candy? Napijesz się ze mną wina? Szkoda, że nie mają białego, wytrawnego, czerwone jest zbyt ciężkie na taki upał. Oczywiście jeśli ty Keith chcesz, to też się napijmy, kupimy butelkę na trzy osoby, wyjdzie nam gdzieś cztery lampki.-zaproponowała obojgu. Nie było wielką tajemnicą, że w Hiszpanii osoby w wieku Dulce często do obiadu dostawały wino, oczywiście rozcieńczane, ale jednak wino. W większości domów właśnie się tak spożywało posiłki i nie było to niczym niezwykłym. Oczywiście Puchon mógł być zadziwiony propozycją Dulce, ale nie wiedziała, że w Anglii nie ma takiej tradycji. Kiedy usłyszała, jak wymawia zabawnie po raz drugi danie zachichotała. -Prawie, prawie. Jak chcesz mogę cię nauczyć hiszpańskiego w wolnej chwili.-zaoferowała się z pomocą. Dulce miała smykałkę do języków w przeciwieństwie do Candy, uwielbiała je, dlatego pragnęła się podzielić tą wiedzą ze współlokatorem.
Candida może niekoniecznie te potrawy znała, ale gdy kilka razy usłyszała nazwę, powoli kojarzyła, co ona oznacza. Dodatkowo dla niej te słowa wcale nie brzmiały obco, a przekazywały jakąś informację, dlatego mogła pomóc chłopakowi. – Żartujesz, a potem odejdziesz bez płacenia? – rzuciła złośliwie. A przez chwilę miała nadzieję, że zjedzą obiad w spokoju i nawet przestaną sobie docinać. W końcu mogły przecież opowiedzieć trochę Keithowi o ich kulturze. Nie otaczałaby ich cisza, a chłopak może i by się czymś zainteresował. Ale dlaczego miałaby być dla siebie chociaż sztucznie miłe? Dulce chyba nie potrafiła zachowywać się normalnie. – Ach tak, zmieniłaś dietę przez ostatnie dwa lata? Teraz wybierasz tłuste jedzenie, aby nadrobić braki sprzed lat? – podpytała uprzejmie i przechyliła głowę, aby patrzeć na siostrę pod kątem. Keith siedział już przy nich i niestety przez najbliższy czas będzie się musiał z nimi użerać. Chyba że wcześniej spasuje i znajdzie sposób, żeby wyrwać się z błędnego koła nienawiści. Dulce, nieprzewidywalna nastolatka, tak gwałtownie zmieniała tematy i humory, że Candy nawet przestała wierzyć, że to przez hormony. Jej siostra zachowywała się tak zawsze. Przed, w trakcie i po okresie. Najwyraźniej młodsza Hiszpanka dzieciństwo spędziła w bardzo złym towarzystwie. – Na pewno będę z niego korzystała w kuchni – odparła. Jeżeli Dulce zrozumiała aluzję, to wiedziałaby, że Candy ten nóż będzie miała zawsze przy sobie. W końcu nie zostawi go ot tak w hogwarckiej kuchni. – Jesteś nieletnia – przypomniała jej, ale zaraz też ruszyło ją sumienie, bo przecież przy Leocadio niejednokrotnie łamała wszelkiego rodzaju reguły. – Cztery lampki? Po dwie dla mnie i Keitha? – dopytała jeszcze ze złośliwością. W ostateczności skłonna była zamówić Dulce rozcieńczone wino, aby wreszcie dała jej spokój. – Początek świetnie, ale na końcu zjadłeś sylabę – zauważyła rozbawiona, ale nie zamierzała kpić z chłopaka. – Enceboliado. Jak chcesz, to mogę zamówić za ciebie, żebyś nie musiał powtarzać kelnerowi, o co ci chodzi. Przy okazji zapytam o arepas – zaproponowała. – W Hiszpanii często pijemy wino do obiadu – wyjaśniła jeszcze.
O hiszpańskich zwyczajach picia wina wiedział, bo zdarzyło mu się odwiedzić ten piękny kraj. Hiszpanie byli fantastyczni, radośni, pełni życia, ale nie tacy... rozłażący się i rozmemłani jak na przykład Włosi. Przynajmniej takie odniósł wrażenie, ale nie znał żadnego z tych krajów jakoś wybitnie. Nie mniej wino w krajach śródziemnomorskich, jak Hiszpania czy Grecja było traktowane zupełnie inaczej niż np. w Wielkiej Brytanii. Keithowi zdecydowanie odpowiadał model koleżanek, dlatego słysząc o butelce zdecydowanie nie miał nic przeciwko. Chwilkę martwił się o rachunek, ale uświadomił sobie, że początek miesiąca równoważny jest z wypłatą, co wprawiło go w wyśmienity humor. - To ustalcie jak to jest z tymi Waszymi tradycjami, ja mogę kupić butelkę, a Wy się dogadacie kto będzie pił, ok? - zaproponował z uśmiechem, troszkę rozrzutnie, ale co tam. Jak szaleć to szaleć, w końcu to wakacje! Przecież nie będzie się codziennie rozbijał po drogich restauracjach. Nie był urodzonym kucharzem, ale mieszkanie samotnie zmusza do nabycia pewnych umiejętności, poza tym - nie na próżno pracował przez wszystkie lata, kiedy wakacje spędzał w domu, w restauracji ojca. Gdyby ktoś chciał to dałby sobie radę z nawet względnie wykwintnym daniem, a takie proste, typu potrawka z ryżem, czy warzywa z patelni wychodziły mu już dobrze. Wystarczające by nie umrzeć z głodu, a zarazem mieć jakąś różnorodność. Troszkę rozczulał go ten siostrzany konflikt - rozumiał Candy, bo swego czasu podobnie reagował na pomysły Maxa, zaś Dulce nie była już wcale mała, więc spodziewał się, że niedługo wybuchnie i rzuci jakieś nieprzyjemne słowa. Przyglądał się im bardziej z zaciekawieniem niż zniecierpliwieniem, a w duchu całkiem nieźle się bawił. Zabawne, jak osoby z którymi nie jest się uczuciowo powiązanym potrafią wzbudzać neutralne emocje, nawet gdy się kłócą. I ciekawe, że one zdecydowanie nie domyślały się, że mogą go rozbawić takim zachowaniem. Nie to, że były śmieszne, nic z tych rzeczy - po prostu to trochę nawet rozczulające. - Enceboliado - powtórzył teraz już chyba poprawnie (celowo pominął pierwsze słowo żeby za długa nazwa znów się nie pomieszała). Nie był z tych, którzy odpuszczają, może talentu poligloty nie miał, ale lubił się uczyć, szczególnie, gdy mogło mu się coś w życiu przydać - Trochę z Wami pomieszkam to może i się kiedyś w tej Hiszpanii dogadam - skomentował propozycję Dulce entuzjastycznie i radośnie. Miło byłoby rozumieć co dzieje się dookoła. W tej chwili podszedł do nich kelner by przyjąć zamówienie - dzięki Bogu pomyślał Parker, bo jego żołądek znów się odezwał, na szczęście ciszej niż za pierwszym razem, więc liczył, że umknie to uwadze zwaśnionych towarzyszek, ale kto wie?
The author of this message was banned from the forum - See the message
Już komentarz Candy na temat płacenia, czy uciekania bez płacenia wolała chyba przemilczeć. Nie był warty najmniejszej uwagi dziewczyny, więc darowała sobie zbędną i do niczego nie prowadzącą rozmowę. Nie popuściła jednak uwagi odnośnie jedzenia, a że Puchon już wrócił, kiedy siostra jak zawsze coś jej wytknęł, postanowiła się odciąć po hiszpańsku. -Oczywiście, zaczęłam jeść tłusto, by twojej grubej dupie nie było smutno, że jest jedyna gruba w całej Walencji.- nie zamierzała ciągną tematu dalej. Wolała się bawić dobrze w towarzystwie chłopaka i porozmawiać z nim o czymś niż marnować czas na wiecznie niezadowoloną jej wysokość arcymagnificencję Cándida Feliciana Miramon. Przynajmniej było takie założenie, dopóki nie wspomniała ona o jej niepełnoletności. Dulce wysłała jej gromiące spojrzenie i miała jej odpowiedzieć, że w jej wieku to ona pieprzyła się Leosiem po kątach, a rok później zaszła w ciążę z nim, lecz w porę ugryzła się w jęzor. Puściła tą uwagę między uszy, lecz czuła jak frustracja powoli w niej narasta. Dul była dla niej miła, uprzejma, dała jej śliczny prezent, a Candy potrafiła tylko narzekać na zachowanie młodej czarodziejki. Gdyby nie to, że były w miejscu publicznym i w towarzystwie współlokatora to z całą pewnością ta kłótnia by się rozwinęła i skończyła źle. Nie ostał by się by kamień na kamieniu, gdyby zostały same. Już wybór wina oraz możliwość napicia się go zostawiła w gestii Candy. Postanowiła się do niej nie odzywać, ograniczyć kontakt do minimum i być w miarę najbardziej dyplomatyczna jak mogła. -Keith, opowiedz mi coś o sobie, jakie masz plany na przyszłość, czy podróżowałeś gdzieś, może masz rodzeństwo? Oczywiście jak chcesz, nas chyba już dostatecznie dobrze poznałeś i masz dość, ale jestem ciekawa czegoś o tobie.-zwróciła się do chłopaka. W końcu jak ma zamiar ignorować Candy Puchon został jej ostatnią nadzieją na rozmowę.
Dulce była wygodna. Gdy tylko nie chciała, aby ktokolwiek wiedział, o czym z siostrą rozmawia, przechodziła płynnie na hiszpański. Sprytnie, bo to nie ona musiała się potem tłumaczyć. Chociaż Candy nie utrzymywała bliższych relacji z większością ludzi, to czuł się niekomfortowo, mówiąc wśród nich w obcym języku. Nawet nie chodziło o kulturę, a samo to, że ktoś mógłby zrobić jej tak samo i powiedzieć wiele niemiłych słów, a ona nie mogłaby się bronić. Westchnęła teraz teatralnie, żeby Dulce zrozumiała, że przesadza, a siostra nie zamierza brać w tym udziału. Komentarz zabolał, jednak nie w ten sposób, w jaki powinien. I jeszcze nastolatka śmiała udawać obrażoną i poszkodowaną. Może i Candy normalnie w takiej sytuacji by się wściekła, ale teraz bawiło ją takie zachowanie. Ona stara się zachowywać pozory i uznała, że w dobrym tonie byłoby zabrać siostrę na ciepły posiłek, a w odpowiedzi dostaje uszczypliwe uwagi. – Jeśli wino, to chyba lepiej kupić gdzieś indziej i wypić w domku albo w jakimś ustronnym miejscu – zauważyła. Tutaj zapewne przepłacą, więc w ostateczności skłonna była wziąć po zwykłym kieliszku do obiadu, a potem zaopatrzyć się w coś lepszego. – Nie mówimy za dużo po hiszpańsku w Hogwarcie ani w towarzystwie Anglików, więc lepiej, żebyś pytał o coś albo prosił o tłumaczenie na hiszpański – poradziła. Z Dulce jednak wszystko możliwe i Candy nie zdziwiłaby się, gdyby dziewczyna ciągle mówiła w ojczystym języku. Ale czy Keith czegokolwiek by się z tego dowiedział… Ostatni raz spojrzała w kartę, aby nie pomylić się w zamówieniach, i gestem zwróciła na siebie uwagę kelnerki Dziewczyna wyglądała na rodowitą Kolumbijkę, dlatego Candy odezwała się do niej po hiszpańsku, aby szybciej się dogadać. – Dzień dobry. Czy arepas są z dodatkami? – zapytała, a gdy dostała twierdzącą odpowiedź, uśmiechnęła się. – W takim razie poproszę porcję arepas, a do tego hígado encebollado. Trzy razy tinto – tutaj spojrzała na Keitha (akurat ten fragment powinien zrozumieć) i poczekała, acz skinie głową na znak zgody – z czego jedno znacznie rozcieńczone. – Dziewczyna wszystko zanotowała, a potem powtórzyła nazwy i ilość potraw, aż wreszcie zwróciła się do pozostałej dwójki. Wtedy Candy dodała, że jeszcze tylko Dulce niczego nie wybrała.
Keith oczywiście nie zrozumiał tego, co powiedziała Dulce, culo kojarzył, ale wolał się nie domyślać co dziewczyna miała na myśli. Pewnie się nie przyzwyczaiła do mówienia w języku, który nie jest jej ojczystym, stąd te wstawki hiszpańskie. Karcące spojrzenie siostry najwyraźniej przywróciło ją do pionu, bo kolejne słowa padły już po angielsku. - Hmmm... dużo chciałabyś wiedzieć - puścił Reinie oczko z uśmiechem słysząc, że niemalże z pistoletu wyrzuciła sporo zagadnień, które chciałaby by rozwinął - Pochodzę z Walii, mam młodszego brata, mój ojciec jest czarodziejem, a matka nie, teraz studiuję, ale sprecyzowanych planów na przyszłość jeszcze nie mam - odpowiedział na część, by dodać po chwili - to znaczy zastanawiam się, szukam czegoś, co chciałbym robić całe życie - poprawił się. Wcześniej mógłby zabrzmieć jak ktoś pozbawiony ambicji i planu na siebie - Trochę podróżowałem, dużo w góry - temat wyjazdów można było spokojnie rozwinąć - W Hiszpanii też byłem, w Górach Betyckich, a potem w Pirenejach - uśmiechnął się do obydwu, miło jak ktoś był w Twoim kraju, co nie? - A tak to Włochy, cała Wielka Brytania oczywiście, Portugalia bardzo mi się podobała... - wyliczył niektóre z miejsc. Ja się tak teraz zastanawiał, to nawet sporo było miejsc, które miał okazje zwiedzić w życiu. - Wino do domku to dobry pomysł - wyszczerzył się słysząc słowa Candy - na przełamanie lodów - dodał spoglądając raz na jedną, raz na drugą towarzyszkę. Niedługo potem pojawiła się kelnerka i starsza z dziewcząt przystąpiła do składania zamówienia. Chyba dobrze się stało, że wypowiedziała danie Keitha, bo on mógłby mieć mimo wszystko problem - higado en ce bo lla do - zawtórował cichutko za panienką Miramon gdy kelnerka odebrawszy zamówienia odeszła by, na co liczył Parker, w trybie przyspieszonym nakazać przygotowanie ich. - Dzięki - rzekł już głośniej - A z jakiej części Hiszpanii Wy pochodzicie? - zapytał zaciekawiony. Nie wiedział, czy będąc wprawnym da się rozróżnić mieszkańców różnych regionów, no, może nie licząc Basków.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Wygodna? Ależ mogłaby to powtórzyć wszystko po angielsku, tylko nie chciała przy kimś obcym, z poza rodziny poruszać niesnasek przy stole, kiedy mają otrzymać jakieś cudowne pyszności, w których wolałaby zatopić zęby niż strzępić ryja na kłótnie z Candy. -A w czym jesteś dobry?-zapytała się chłopaka wyraźnie zaciekawiona i sama zaczęła się zastanawiać, czy to co wybrała na swoją przyszłość będzie odpowiednie. -Ja bym chciała zostać uzdrowicielem i badać pamięć ludzką, to bardzo ciekawy temat. W ogóle nie mam smykałki do zaklęć więc wybieram to, w czym jestem niezła, więc uzdrawianie, jakieś eliksiry, zielarstwo. Sądzę, że to nie jest tak najgorzej. Prócz tego, chciałabym pisać prace naukowe w ciągu mojego stażu w szpitalu. Mam kilka teorii na temat przywracania pamięci. A no i tak, chciałabym w jakiś sposób odróżnić zaklęcie Imperio od świadomego działania człowieka. Kiedyś odróżnienie tego sprawiało wielkie problemy.-wyrecytowała podekscytowana nowym tematem do rozmowy. W końcu miała z kim pogadać, tak dużo pogadać. Dawno nie ucięła sobie tak przyjemnej rozmowy. Uśmiechnęła się do niego ponownie licząc na to, że nie podała nadmiaru informacji w jednej wypowiedzi. Z kolei nie sądziła, by chłopak miał jakikolwiek problem z przyswojeniem tego. -Dodatkowo gram na wiolonczeli.-pochwaliła się niczym kilkulatek jakimś cudownym osiągnięciem w szkole. Była zdecydowanie zbyt podekscytowana, ale na ratunek jej wielkiej euforii wkroczyło jedzenie wraz z winem. Podziękowała za nie grzecznie. -Jesteśmy z Walencji, ale cóż, może jedzmy.-zaproponowała i już liczyła na burę ze strony siostry, że ponagla kogoś do spożywania posiłku, ale miała to jak zawsze w nosie.
Została pominięta w rozmowie i wcale o uwagę nie walczyła. Podparła się o stolik i rozejrzała się dookoła. Widoki zachwycały, a Candidę fascynował przede wszystkim budynek. Wyglądał na stary, ale jednocześnie wyremontowany tak, aby nie utracił swojego uroku, ale też nie groził zawaleniem. Aby dodać wystrojowi dzikości, właściciel posadził dookoła mnóstwo roślin, z czego połowy Krukonka nie kojarzyła. Jednym uchem słuchała rozmowy pozostałej dwójki. Walia. Walia brzmiała dobrze. Gdy tylko ktoś o niej wspominał, Candy przed oczami stawały magiczne zdjęcia od Riverside’a. Szczególnie te deszczowe. Dziewczyna nie wiedziała, czemu tak jej się podobały właśnie te obrazy, chociaż to spokojne, portowe miasteczko reprezentowało coś, czego u niej brakowało. Informacje o studiach i pracy zignorowała, każdy tak mówił. To najlepszy sposób na luźną rozmowę, a że ciekawość Dulce nie znała granic, to udało jej się wyciągnąć z chłopaka całkiem dużo. A to i tak nie koniec. – W Pirenejach jest ładnie – wtrąciła tylko, a potem pozwoliła znowu mówić Keithowi. Odwiedziła każdy z wymienionych krajów, ale to raczej nie było nic bardzo dziwnego, w końcu Hiszpania graniczy z Portugalią, a Włochy to takie miejsce, którego nie wypada nie znać. Chłopak jednak za wiele nie mówił już o tym, a Dulce znowu wróciła na temat przyszłości. Uzdrowicielka. Candy bałaby się pójść do niej ze zwykłym przeziębieniem, a co dopiero z poważnym urazem. Sam pomysł badania ludzkich wspomnień uważała za niedorzeczny i krzywdzący, jak można chcieć grzebać ludziom w pamięci? Jak ktokolwiek mógł się na to zgodzić? Ach, a potem znowu opowiadała z zapałem o ciągotach do badań naukowych i niesamowitych odkryć. Candy, znudzona, przymknęła powieki, w oczekiwaniu. Restauracja rzeczywiście zasługiwała na miano jednej z lepszych, bo posiłek (rzeczywiście ciepły!) dostali bardzo szybko. Kelnerka pojawiła się dwa razy. Raz z daniem obiadowym, drugi raz z winem. – Trzeba tylko znaleźć kogoś, kto nam to wino sprzeda – zauważyła. Nie przejmowała się za bardzo ewentualnymi problemami, bo w ogóle ich nie dostrzegała.