Z panem od wózka, którego zawsze można znaleźć na głównej ulicy, bardzo ciężko się dogadać, bo, niestety, jest głuchoniemy. Jednak wszyscy go tu bardzo cenią, bo nie tylko pokrzepi każdego uśmiechem, ale też robi najpyszniejszą lemoniadę w okolicy! Truskawkowa, arbuzowa, pomarańczowa, a może ta najzwyklejsza, cytrynowa? Jeśli tylko trochę pomachasz rękami, na pewno dostaniesz swój wymarzony napój w atrakcyjnej cenie.
Upał w Kolumbii to nic nowego, jednak Des coraz gorzej znosiła tą pogodę. Postanowiła zwiedzić trochę okolicę dlatego wybrała się do pobliskiego miasteczka. Kiedy tylko zauważyła wózek z lemoniadą, prawie podskoczyła z radości i szybszym krokiem podeszła do starszego pana. Nie może narzekać na umiejętność posługiwania się językiem hiszpańskim, dlatego sprawnie po prosiła o truskawkowy napój. Zapłaciła za niego 3 galeony, ale warto było. Rozejrzała się w okół, myśląc gdzie teraz by pójść. Z braku pomysłów usiadła na schodku obok wózka. Zastanawiała się, gdzie podziała się jej najlepsza przyjaciółka, Oriane, której już tak dawno nie widziała. Kompletnie straciła kontakt z całym światem przez te ostatnie kilka tygodni. Jeszcze niedawno dowiedziała się o jakimś weselu, na który wszyscy idą. Nie była na balu to może tam uda jej się wkręcić. Miała tylko nadzieję, że to nie będzie kolejne nudne wesele, na którym wszyscy będą spać.
Wesele. Deska oczywiście szła i to z Willem. Wszystko wydarzyło się tak nagle. Dokładnie nie znała pary, która urządzała wesele. Ale co szkodzi? Liczyła się zabawa, a Rogersami to na pewno było gwarantowane. Bez nich miało być nudno? No nie przesadzajmy. Idąc główną ulicą wcale nie zamierzała nic kupować, ale przystanęła bo zobaczyła znajomą twarz. Z Destiny kiedyś dużo się kłóciło. Zaczęło się od imienia, potem doszła do tego rodzina, a teraz raczej nic do niej nie ma. Czy ta miała coś do niej? Raczej przeszło jej już. Nie była tego pewna w stu procentach. - Miło cię widzieć Des. Już masz przyszykowany strój na wesele?- miała tylko nadzieję, że szła. Musiała zagadać, nie przeszłaby obojętnie obok osoby, którą znała. To zupełnie nie byłoby z jej stylu.
Znajoma twarz w obcym kraju! Byłaby bardziej zachwycona, gdyby nie była to młodsza Gryfonka. Sama nie wie, czemu wcześniej jej tak nie lubiła. Takie samo imię to dość marny powód kłótni, ale nie ma co ukrywać, Des kłócić się lubi, tak jak jej cała rodzina. Czy przeszło? Już dawno. Uznała, że taka nienawiść jest bardzo dziecinna, jednak czego można się spodziewać po Sharewood? - Ciebie również, Des- uśmiechnęła się.- Jeszcze nie wiem czy idę- zaśmiała się. Nie była pewna czy pójdzie z Maxem, czy nie. Tylko z nim chciała tam iść i z nikim inny. Dlatego albo się zgodzi, albo Des na tą imprezę też nie pójdzie. Nie była pewna czy mogłaby przyjść bez partnera, ale jest dobrej myśli, że jednak nie będzie miała tego problemu.- A ty? Wiesz już w czym pójdziesz?- Tak naprawdę mało ją to interesowało. Jednak wola rozmawiać z imienniczką, niż siedzieć sama. - Masz może ochotę na truskawkową lemoniadę?- zaproponowała z grzeczności i dała jej swój kubek na spróbowanie orzeźwiającego napoju.
Zmarszczyła brwi. Nigdy nie była dziewczyną, która wszystko zostawiała na ostatnią chwilę. Zawsze wolała być przygotowana jeśli oczywiście była taka możliwość. Zwłaszcza kiedy mówimy o imprezach, randkach. Postanowiła, ze jej powie. - Tak, mam już gotową. Postanowiłam przyjść w krótkiej. Na pewno będzie gorąco nie dość, że od pogody to jeszcze od tańczenia. Długość? Do połowy ud. Nie, nie jest za krótka, jest idealna. Od pasa robi się nieco szersza, nie taka przylegająca.- próbowała ją opisać idealnie, dokładnie- ma śliczne wcięcia na piersi, a powyżej nich koronka. Jest koloru czarnego. Do tego czarne szpileczki- co ona wyprawiała swoim życiem?! Nigdy nie miała na sobie sukienki a co mówić o szpilkach?! Naprawdę postanowiła się postarać dla swojego partnera. Miała nadzieję, że to zauważy. Miała mieć włosy proste. Ładnie wyglądały tak w tej sukience. Może to i był niezbyt odpowiedni strój na wesele, ale ona miałaby się tym przejmować?! Tego dnia to nie na nią będą zwracać uwagę, to nie miał być JEJ dzień. Wzięła od niej lemoniadę i napiła się. Była zimna, ale w taką pogodę to dobrze! Kiedyś by zdecydowanie pomyślała, że chce ją otruć gdyby zaproponowała jej coś. Była bardziej ostrożna, a teraz? Ah tak, zyskała do niej zaufanie! Jakie to dziwne. Niespotykane po prostu. - mmm, dobra!- krzyknęła zachwycona w taki sposób, że kilka osób do nich się odwróciło. Zaśmiała się. Tak, zdecydowanie nie lubiła być szarą myszką i stać z boku i się przyglądać. Lubiła zwracać na siebie uwagę.
Był trochę zaskoczony bliskością @Bird Shane Lewis. Nie znali się i nie wiedział, czego może się po niej spodziewać... Fakt faktem, taki kontakt z drugą osobą nie był dla niego czymś naturalnym. Może to dlatego w pierwszym odruchu nieco się wzdrygnął i odsunął? W każdym razie, zaraz po tym zajściu, Gryfonka postanowiła zaaprobować lemoniadę, choć widział u niej drobne zamyślenie. Sam nie miał ochoty na łażenie po barach, poza tym miał 17 lat i kolumbijskie prawo raczej nie uznawało go za pełnoletniego, więc wolał nie ryzykować napatoczeniem się na jakiegoś mugola. No i mocniejsze napoje nie były jego sposobem na poderwanie dziewczyny... Nie, żeby próbował poderwać Bird! Zostawiał taką możliwość, naturalnie. Była bardzo ładna i chyba inteligentna... Może nieco zbyt entuzjastyczna jak na Shane'a? Tak czy inaczej, miło mu się z nią rozmawiało. - Na jaką lemoniadę masz ochotę? - spytał swoją towarzyszkę, wyjmując z kieszeni portfel. On sam zdecydował się po krótkiej chwili na smak arbuzowy, chyba jeden z jego ulubionych. Bardzo się zdziwił, gdy sprzedawca zaczął dziwacznie machać rękoma. Carswell zaklął w myślach, zacisnął zęby i zaczął się bardzo amatorsko, na migi dogadywać z głuchoniemym mężczyzną. Zajęło to sporo czasu, Ślizgon zdążył się już nieźle zdenerwować i nawet zmęczyć. Poważnie, takie sceny, kiedy jest z dziewczyną? Jasne, to nie wina starca, ale zły Shane to mało myślący Shane. Uspokoił go dopiero łyk upragnionego napoju, gdy po skończonym zamieszaniu odsunęli się nieco od wózka. - No, przynajmniej lemoniada jest smaczna...
Dopiero kiedy dostrzegła, że Shane chyba nie jest fanem bliskości, cofnęła rękę. Była kontaktowa, ale na pewno nie nachalna! Na pewno nie wobec osób, których prawie nie znała... Co innego przyjaciele. No dobra, przyjaciel. Jeden. Przyjaciółka, a konkretniej Stein, na którą mogła się rzucać z uściskami, kiedy tylko jej się podobało. Stein nie marudziła, bo ona generalnie mało co marudziła na Bird. Wracając jednak do tematu Shane'a - teraz Lewisówna wiedziała, żeby nie pchać się do Niego z łapami, jeśli chce jakkolwiek utrzymać znajomość ze Ślizgonem. W końcu kiedyś może na Niego wpaść w szkole, tak? A nie chciała, żeby był na nią obrażony, że dotknęła jego włosów... Chociaż, byłoby to całkiem zabawne, nie sądzicie? Stała za Ślizgonem, wodząc wzrokiem to po wózku z lemoniadą, to po ramionach i plecach chłopaka, skoro nie widziała Jego twarzy. Przez chwilę bujała się do przodu i do tyłu, wpatrując się w niebo. Dopiero kiedy zwrócił się do niej z pytaniem, popatrzyła na Niego z zaciekawieniem. - Lubię klasyczną. - powiedziała spokojnie, splatając ręce na plecach. Teraz, kiedy Shane zamawiał lemoniadę, nie mogła już oderwać od nich wzroku. To było PRZEKOMICZNE, kiedy jeden i drugi machał rękami, próbując jakoś się dogadać. Starała się oczywiście nie śmiać, żeby nie urazić Kolumbijczyka (hej, to nie jego wina, że jest głuchoniemy!), ani Ślizgona, bo jeszcze zamiast dać jej lemoniadę, to ją obleje. Gdy dostała już swój napój, przyssała się do słomki, wypijając łyk czy dwa. - Fakt! I następnym razem ja stawiam... O ile będzie następny raz. - tu puściła do Niego figlarnie oczko, chichocząc pod nosem. OWSZEM, liczyła na jakiś następny raz!
Bird nie wybrzydzała i, na całe szczęście, nie próbowała jakoś protestować i płacić za siebie. Chłopak bardzo nie lubił takich sytuacji. Chciał się ładnie zachować, a nie wykłócać. Zresztą, gdyby zaczęła próbować go przekonywać, to pewnie by sobie szybko odpuścił. 'Rozmowa' ze sprzedawcą nieco wyprowadziła go z równowagi, ale o dziwo wcale nie potoczyła się aż tak źle. Poza tym obecność Gryfonki tajemniczo utrzymywała go w dobrym nastroju. Czyżby był aż tak zdesperowany czyjegoś towarzystwa? Zamieszał słomką lemoniadę, kręcąc się wraz z dziewczyną w okolicach wózka. Było tu ładnie i przyjemnie, poza tym można było się cicho ponaśmiewać z innych kupujących. Shane uśmiechał się pod nosem, choć jednocześnie coś w nim wrzało. On też się tak błaźnił! - Z całą pewnością. - odparł spokojnie. Czyżby Bird z nim flirtowała? Fakt, on sam zachowywał się dość swawolnie, ale jej wypowiedź miała niemal oczywiste znaczenie... Co bynajmniej mu nie przeszkadzało. W końcu nie biorą ślubu, prawda? - Niesamowite, jak wakacje łączą ludzi. W Hogwarcie chyba nigdy słowa nie zamieniliśmy, prawda?
Ciężko protestować, kiedy ma się przy sobie dwa knuty... Więc nie, Birdie nie protestowała, bo musiałaby zapłacić panu sprzedawcy w naturze, np. dając mu buzi w czoło, albo przynosząc worek ziemniaków. W tym miesiącu wydała całe swoje kieszonkowe na nową pałkę do Quidditcha (nie jej wina, że tamta się połamała... Naprawdę nie zrobiła tego specjalnie, przecież nie chciała uderzyć tą pałką w głowę tego chłopaka, sam się nawinął, ech...) i nowe rękawice, bo tamte były już stare i zniszczone... A jak wiecie, dobry sprzęt sporo kosztuje. Zatem nie ma co marudzić! Po prostu następnym razem Birdie mu postawi! Oczywiście lemoniadę, hehe. Albo piwo kremowe... Jeszcze się dogadają w kwestii stawiania, prawda? Och, zdecydowanie obserwowanie innych kupujących należało do zabawnych sytuacji. W ogóle, Birdie miała wrażenie, że pan sprzedawca robi to celowo i tylko udaje głuchoniemego. Właściwie, to nawet mu się nie dziwiła - to musiało bardzo umilać życie, patrzeć na ludzi, którzy robią z siebie kretynów, pocąc się przy gestykulowaniu, żeby wyjaśnić, czego chcą. I Shane nie musi się martwić, Jemu poszło całkiem znośnie w porównaniu z niektórymi... Na przykład z tą panią, która odeszła z zaszklonymi oczami, jakby gestykulacja była ujmą na honorze. - Chyba nie... Ale wiesz, zawsze możemy to nadrobić! I tutaj, i w Hogwarcie. Przecież niedługo wracamy do szkoły. - odparła z szerokim, łobuzerskim uśmiechem na ustach. Całkowicie zapomniała o tym, że Shane jest Ślizgonem... Jakby to miało kiedykolwiek jakieś znaczenie. Było jej wyjątkowo miło w Jego towarzystwie. Cóż, to pewnie zasługa tego, że mają takie same imiona. Prawie!
Oj tak, rewanż w postaci postawienia czegoś Shane'owi przez Bird był naprawdę niezłym pomysłem. Chłopak mógł sobie już bez problemu wyobrazić tą sytuację. Tylko oni, nastrojowo... Gryfonka nieco dominująca, bo jaki chłopak nie lubi, gdy jego partnerka czasem pokieruje sytuacją? Oprócz tego dużo sympatycznej energii i ta przyjemna satysfakcja na koniec. Tak, koniecznie muszą się jeszcze wybrać na lemoniadę, to wspaniały pomysł! Carswell był zdania, że skoro teraz zaczną zacieśniać więzy, to w Hogwarcie nie będą z tym mieli najmniejszego problemu. Miał dobre przeczucia co do znajomości z panną Lewis. Odprowadził wzrokiem jakąś załamaną kobietę, która próbowała dogadać się ze sprzedawcą lemoniady. Swoją drogą, szatyn nie wierzył, że w magicznej medycynie nie wymyślono czegoś, co mogłoby pomóc głuchoniemej osobie. A może to mugol? Shane nie interesował się tym wcale aż tak bardzo. Ot, drobna myśl, która przemknęła po jego umyśle. - No jasne! W Hogwarcie będzie tylko lepiej. - uznał. Bardziej naturalne środowisko, przynajmniej dla niego. Poza tym, tam czekało ich nieco zdrowej, gryfońsko-ślizgońskiej rywalizacji, lekcji, wspólnej nauki... Gdzie lepiej kogoś poznać, niż w szkole?
A najlepiej będzie, jeśli Birdie zrobi tę lemoniadę WŁASNORĘCZNIE! Nie ma to jak zrobić coś dobrze przy pomocy własnych rąk, prawda? A jeśli o ręczną robotę chodzi, to Birdie była w tym całkiem... Zręczna. Ot, lubiła to robić! To znaczy, ehm, gotować! I robić przeróżne pyszności. Nie była jednak pewna, czy w Hogwarcie skrzaty pozwolą jej na dotykanie naczyń, więc chyba będzie musiała zaciągnąć Shane'a do siebie, zanim zakończą się wakacje, by zrobić dla Niego tę lemoniadę, albo i co innego...? Właściwie, pomysł nie był głupi. Do Leeds wracała jeszcze przed zakończeniem wakacji, więc może zdąży ją odwiedzić? Zagryzła na chwilkę dolną wargę, myśląc nad taką możliwością. To byłoby zdecydowanie miłe, móc zaprosić Go do siebie. - Mam nadzieję, Shane. Wypowiadając Jego imię, podkreśliła je znacznie, by w pewien sposób przypomnieć Mu, że coś ich jednak łączy. A tak swoją drogą - kapka rywalizacji nikomu nie zaszkodziła, zwłaszcza tej zdrowej rywalizacji! Posłała Mu lekki uśmieszek, wysysając przez słomkę lemoniadę. Wypiła już prawie całą i dopiero teraz się zorientowała. Podsunęła Mu ją pod nos. - Chcesz spróbować? - spytała, przekręcając głowę lekko na bok... Jak zaciekawiona ptaszyna. Przestąpiła z nogi na nogę i rozejrzała się za jakąś ławkę. Nie chciało jej się tak ciągle stać. Nóżki ją bolały! Już chciała nawet zacząć Mu biadolić, ale w porę ugryzła się w język. - Kiedy wracasz do Wielkiej Brytanii? Przed końcem wakacji, czy od razu do Hogwartu?
Ręczne robótki zdecydowanie robiły na Shane'ie wrażenie. Gdyby Bird zaproponowała mu własnoręcznie wykonaną lemoniadę, byłby nią jeszcze bardziej zachwycony, a przecież już teraz nieco opiewał ją w myślach. Gryfonka, dobra, ale chyba nie brakowało jej sprytu i... Po prostu tego czegoś, co chłopak lubił. Niestety jego lemoniada już się skończyła - sam nie wiedział, jak to się stało. Z łagodnym uśmiechem jednak wziął łyka od swojej towarzyszki, mile zaskoczony jej gestem. Chyba zbyt rzadko zwracał uwagę na takie drobne przyjemności, które okazywali ludzie. Skinął głową, rozkoszując się brzmieniem swego imienia w jej ustach. Tak, to był przyjemny dźwięk. Dodatkowo nabrał nowego znaczenia, jakby nowej mocy. Carswell nie wiedział dokładnie, co ma na myśli - po prostu był to łącznik jakiejś ich więzi. Niczym prywatny żart imię 'Shane' zawisło nad nimi. - Pyszne. - podsumował krótko. Nie chciał rozwodzić się nad tym smakiem - lemoniada jak każda inna, może z tą przewagą, że przydawała się przy upale. Ten jednak powoli zaczął ustępować, robiło się coraz ciemniej i dzień powolutku, jakby niechętnie dobiegał końca. A chłopak, pomimo że świetnie bawił się w towarzystwie panny Lewis, całkiem się z tego cieszył. Bo zakończenie tego spotkania mogło stać się obietnicą kolejnego. Nie mieli czasu, aby się sobą zmęczyć, a jedynie zazębiali ciekawość dotyczącą drugiej osoby. - Prosto do Hogwartu. A ty? - zainteresował się jeszcze, widząc jej rozbiegane spojrzenie. To był dla niego pewnego rodzaju znak - powoli opadała z sił, potrzebowała odpoczynku. - Robi się późno... Cóż, chyba mamy już pewność, że to nie nasze ostatnie spotkanie, prawda? - upewnił się, choć przecież doskonale znał odpowiedź.
Pierwszy raz od niemalże trzech lat coś dziwnego działo się z panną Lewis. Jakoś dziwnie mocno biło jej serce, a usta same rozciągały się w szerokim, łobuzerskim uśmieszku. Do tego oczy jaśniały i generalnie mogła określić swój stan jako "motyle w brzuchu". Skąd jej się to wzięło? Nie miała pojęcia! Chociaż... Przypuszczała, że to wynikało z bliskości Shane'a. Chociaż czuła się z tym trochę nieswojo, jakby ścierpło jej serce i teraz mrowiło, to ignorowała to i cieszyła się, że jest tak, a nie inaczej. Ot, wakacje działają na człowieka w bardzo specyficzny sposób, a walczenie z tym to jak walczenie z wiatrakami! Birdie nie miała zamiaru być jak Don Kichot i zupełnie się temu poddała. Słysząc, że Carswell wraca prosto do Hogwartu, na ułamek sekundy zasępiła się. Niech to szlag! Czy to znaczy, że jej plan spalił na panewce!? Nie będzie jak miała zrobić Mu własnoręcznie lemoniady!? Aż miała ochotę zacząć sapać ze złości jak lokomotywa! Ale... Ale, zaraz! Stop! Jeśli nie będzie jak miała zaprosić Go do domu, to dlaczego by tak nie odwdzięczyć Mu się teraz? Uśmiechnęła się do Niego kącikiem ust, zbliżyła się o krok, potem o dwa. Byli naprawdę blisko, mhm! - Ja wracam jeszcze do domu na chwilę, żeby zabrać rzeczy... Wiesz, jestem tu z rodzicami. Zawodowe sprawy taty. Nie zdziwiłabym się, gdyby przemycał Ministrowi Magii koks. - zarechotała cicho pod nosem, lekko kręcąc głową. Przesunęła językiem po wąskich wargach, stanęła na palcach i zupełnie bezpardonowo złapała w dłonie Jego policzki, by przyciągnąć do siebie Jego twarz (nawet stojąc na palcach była stosunkowo kurduplowata, a On stosunkowo zbyt wysoki). - Dzięki za lemoniadę, Shane. - szepnęła, ocierając się ustami o Jego usta... Po czym przekręciła głowę na bok, by otrzeć się znów ustami o Jego usta, jedynie Go drażniąc... Trwało to kilka sekund, zanim po prostu wpiła się w Jego wargi na krótką chwilę. Gdy Bird odsunęła się od Niego, miała na twarzy szeroki uśmiech i lekkie wypieki. - No to do zobaczenia w Hogwarcie! - powiedziała beztroskim tonem, odwróciła się do Niego plecami i po prostu odeszła, idąc w stronę zachodzącego słońca... Nie no, po prostu poszła w stronę domków. Shane nie widział jednak, że cały czas uśmiechała się od ucha do ucha, bardzo z siebie zadowolona.
Uniósł lekko brew na wzmiankę o pracy jej ojca. Myślał, że najzwyczajniej zabrała się ze wszystkimi... Ale skoro nie, to prawdopodobieństo ich spotkania jeszcze bardziej malało, a to z kolei zwiększało opcję z przeznaczeniem. Uśmiechnął się lekko, mając nadzieję, że w Ministerstwie Magii nie zajmują się głównie transportem koksu. Trochę więcej wymagał od tych wszystkich ważniaków! - Cóż, tak czy inaczej, w Hogwarcie będziemy mogli widywać się codziennie. - odparł, rozkoszując się tymi słowami. Oj tak, taka wizja bardzo mu się podobała. Nawet lepiej, że Bird nie była Ślizgonką - trochę urozmaicenia, może więcej wymykania się, a nie tylko nudne siedzenie w Salonie Wspólnym. Drgnął zaskoczony, gdy dziewczyna wykonała stanowczy krok ku przyszłości ich znajomości i przekroczyła jego przestrzeń osobistą. Może i zareagowałby ostrzej, gdyby nie fakt, że chyba rzeczywiście chciał, aby sprawy tak się potoczyły. Westchnął z zadowoleniem, czując na swoich ustach drażniące go wargi dziewczyny. Objął ją delikatnie w pasie i nieco przyspieszył sam proces pocałunku, kompletnie zapominając o fakcie, że takie akcje zupełnie nie są w jego stylu. Panna Lewis równie szybko, co rozpoczęła, to zakończyła pocałunek. Posłała Shane'owi szeroki uśmiech, pożegnała się obiecująco i czmychnęła, nim udało mu się jakoś bardziej inteligentnie zareagować. Musi częściej zapraszać ją na lemoniadę!