Z zewnątrz domek wydaje się niewielki, ale to tylko pozory. Wewnątrz jest naprawdę przestronny, mieści się tu nawet specjalnie ogrzewane pomieszczenie, gdzie pracownicy rezerwatu trzymają smocze jaja. Domek otacza duży wybieg, na którym młode smoki mogą zażyć trochę ruchu. Nauczeni doświadczeniem Shercliffe'owie zadbali o otoczenie wybiegu odpowiednio potężnymi zaklęciami ochronnymi, dzięki którym smoki nie wymkną się spod kontroli, a sam domek jest, jak łatwo się domyślić, ognioodporny.
Autor
Wiadomość
Theodore Kain
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Nauczycielom z pewnością potrzeba było wiele cierpliwości, ale i elastycznego podejścia do ucznia. Sposób narracji zawsze należało wszak dostosować do rozmówcy, kierując się nie tylko kryterium wieku, ale również poziomu jego wiedzy, co z pewnością nie było łatwą sztuką. Wydawać by się mogło, że dla dorosłego osobnika fachowa terminologia nie powinna stanowić przeszkody nie do przejścia, a jednak wszystko zależało tak naprawdę od dziedziny magii i stopnia skomplikowania zadania. Sam miał przecież dwadzieścia trzy lata na karku, a ostatnio czuł się jak skończony kretyn, kiedy próbował zrozumieć jaki wpływ na wszechobecne klątwy – przynajmniej według przedstawicieli Ministerstwa Magii – może mieć niejaka retrogradacja Merkurego. Pierwszy raz w życiu spotkał się z tym zjawiskiem, a nieznajomość podstawowych sformułowań z zakresu astronomii znacząco utrudniała mu zgłębienie tematu. - Fakt. Trafne spostrzeżenie. – Nie wdawał się w żadne dyskusje, skoro tak naprawdę brakowało mu silnych argumentów. Felinus miał rację. Doba zawsze miała dwadzieścia cztery godziny, a to w jaki sposób dysponowało się tym czasem zależało wyłącznie od podejmowanych decyzji i założonych priorytetów. Niektórzy w pełni poświęcali się pracy, zapominając nawet niekiedy o swoich bliskich, inni z kolei czekali tylko aż wybije godzina piętnasta, by odrzucić obowiązki na bok i najzwyczajniej w świecie cieszyć się życiem. Chociaż… jeżeli komuś sprawiało przyjemność ślęczenie całymi dniami w robocie, to czy tkwiło w tym cokolwiek złego? Czasami trudno było to wszystko wyważyć i odpowiednio poukładać sobie własną hierarchię wartości. A i może lepiej było nie poddawać się tak ważkim dywagacjom w towarzystwie małego smoka. – Felinus Lowell. Niszczyciel firm ubezpieczeniowych. – Pozwolił sobie za to zażartować, śmiejąc się z tej obronnej postawy, jaką nagle przyjął jego kumpel. - Czasami trzeba. – Odpowiedział mu również z uśmiechem, chociaż żałował, że ludzki mózg nie jest w stanie pomieścić większej ilości informacji. Pamięć miała ograniczone pokłady, bywała również zawodna, a szkoda bo teraz przydałoby im się kilka wskazówek mówiących o tym, jak należałoby się obchodzić z Norweskim Kolczastym. – Popieprzone to dopiero będzie, jak zaczniemy te wszystkie baśnie analizować. – Wzruszył ramionami, ale kąciki jego ust uniosły się jeszcze wyżej na myśl o bogatej interpretacji tych wszystkich bezeceństw, jakiej pewnie dokonaliby wspólnymi siłami. Na razie jednak, jeżeli nie chcieli przedwcześnie kopnąć w kalendarz, musieli skupić się na wtrąceniu małego gada do jego zagrody. - Myślisz, że taka bestia mogłaby paść trupem od jednej czekoladki? – Słowa Lowella miały niby sens, ale trudno było mu uwierzyć w to, że taka drobnostka zdołałaby otruć tak potężne stworzenie. Z drugiej strony każda istota miała swoją piętę achillesową. Niewykluczone, że w przypadku odpornych na większość zaklęć smoków był to właśnie układ trawienny. Tak czy inaczej nie zamierzali tej metody próbować, a i zaraz parsknął gromkim śmiechem, kiedy Felek popisał się dystansem do siebie i uraczył do kolejną zabawną ripostą. – Dobra, dobra. Skupmy się. – Przerwał te żarciki, skinieniem głowy wskazując na człapiące nieopodal dziecię, ale zdanie wypowiedziane przez kumpla, przerwane wpół, wzbudziło jego ciekawość. – Co byłoby zbyt ryzykowne? – Wtrącił się, ale nie chcąc tracić czasu, ustawił się już w odpowiedniej pozycji, żeby obaj mogli zająć się tworzeniem niewidzialnego muru. Wizja ich samych jako wspaniałej, smakowitej przekąski najwyraźniej zburzyła jednak jego koncentrację, skoro zareagował niemalże w spowolnionym tempie. Nie pocieszała go również myśl, że być może smoczek właśnie tak wyraża swoją sympatię. - Co ja mam poradzić, że się do mnie przyczepił… – Mruknął niechętnie do swojego towarzysza, nie zdając sobie jeszcze sprawy, jak wiele prawdy skrywa się w jego słowach. Postanowili chwilę poczekać, ostudzić mordercze zapędy kolczastego pupila, a wtedy hogwarcki asystent zadał to jedno pytanie, na które Theo nie mógł odpowiedzieć inaczej jak złowrogim spojrzeniem. – Bardzo śmieszne. – Burknął niby to obrażony, gestem dłoni nakłaniając go do ponowienia wcześniejszych czynności. Tym razem Kain poruszył nadgarstkiem znacznie szybciej. Nie można było mieć również żadnych uwag do rzuconego przez niego niewerbalnie zaklęcia. Skonstruował całkiem spory, solidny fragment niewidzialnego muru, ale… pech chciał, że smoczątko naprawdę go polubiło. Kiedy wykonywał zaplanowany wcześniej manewr, doskoczyło do niego, próbując złapać jego rękę swoimi ostrymi zębiskami. Niewiele brakowało, ale Theo zdołał uskoczyć przed nimi w ostatnim możliwym momencie. Serce przyśpieszyło swe bicie, o mało co nie dostał przy tym zawału, a i nogi odmówiły mu współpracy, przez co prawie upadł na dupę. Słaniał się, ledwie na nich ustał, odzyskując równowagę dopiero kilka metrów dalej. Nim w ogóle się odezwał, najpierw musiał wziąć głębszy oddech i zaczerpnąć świeżego powietrza do płuc. – Ja pierdolę. – Nie byłby w stanie wyrazić swoich emocji inaczej. – Chyba za bardzo mnie polubił. Pewien jesteś, że nie ma innego sposobu? – Zagaił po dłuższej chwili milczenia, ze słyszalną nutą nadziei w głosie, bo nie miał wcale ochoty zbliżać się do tego przeklętego stwora.
Wszechobecne klątwy jednak pozostawały poza zasięgiem ich możliwości. Samemu był przy sytuacji, gdzie te postanowiły się wydostać, a działania grupy osób zajmującej się badaniem tego wszystkiego, no cóż, otworzyły przysłowiową puszkę Pandory. Czy byli z tego dumni? Raczej niespecjalnie, bo jednak te wpływały nie tylko na życie czarodziejskiej społeczności, ale także mugoli, którzy jednak nie powinni być w to mieszani. Wskazywało to na konieczność zajęcia się tym w trybie priorytetowym, gdyż większość instytucji miała obecnie problemy znacznie większe, niż ktokolwiek mógłby się tego spodziewać. Nie dorzucił niczego na słowa, które wystosował Kain. Jeżeli odnajdował radość w wykonywaniu pracy, nie mógł mu tego zabronić, no ba - nawet nie czytał w jego myślach. Mimo to zauważył to, jak często po prostu oddawał się robocie, czerpiąc energię z eliksirów czuwania. Dokończenie eliksiru, praca, korki, nauczanie poza robotą za pieniądze po kilka razy dziennie, a do tego remont. Być może gdyby nie utrata przytomności, nadal by się tak katował. Na to, co powiedział natomiast względem firm ubezpieczeniowych Theo, uśmiechnął się szerzej. - Nawet nie czasami, często wręcz. - przytaknął, bo co jak co, ale po co mu była wiedza na tematy, które go kompletnie nie interesowały? No właśnie, nie wiedział. A tak to lepiej jednak sobie nie zaśmiecać umysłu, który musi działać na pewnych obrotach, a niepotrzebne informacje, no cóż, utrudniały sprawne myślenie. - Będziemy interpretować to, dlaczego drzwi są czerwone? Szukać drugiego sensu, czyli "co autor miał na myśli", gdy tak naprawdę był na haju? - nie mógł nie pozwolić sobie na widoczne zaśmianie się, bo co jak co, ale zawsze była to zmora dla każdego, kto się literaturą interesuje. - Możemy sprawdzić, ale nie odpowiadam za uszczerbek na zdrowiu lub życiu... - pokręcił głową. Pewnie właściciele rezerwatu nogi by im z dupy powyrywali, gdyby jednak wpadli na to, by ten pomysł ziścić w rzeczywistości, którą to się okrywali. Mimo to nie mieli go truć bądź karmić, a po prostu zaprowadzić do wybiegu. Co wydawało się być niby proste, ale nie do końca, bo skoro ten mógł zionąć ogniem i miał jadowite zęby, to musieli zachować pełne środki ostrożności. - Nic, nic, tak po prostu się zamyśliłem. - ukrócił ten temat, bo jednak trzymał to zaklęcie tylko w sytuacjach awaryjnych, a nie po to, by sobie ułatwić zadanie. Pamiętał, jak z niego korzystał, gdy jednak było to wysoce potrzebne i wtedy naprawdę zauważał jego potencjał. Zresztą, Whitehorn dała mu kredyt zaufania i nie zamierzał tego w żaden sposób zepsuć. - Może uważa cię za własną matkę? Kto wie. - powinien podchodzić z profesjonalizmem, co robił, ale nie poprzez słowa. Mury stawiał dobrze, bez żadnych problemów, a przytyk względem umiejętności spierdalania jednak nie był chyba na miejscu, w związku z czym na krótki moment stracił percepcję, nie ogarniając, czy jednak dobrze powiedział, czy nie do końca. Mimo to nie miał okazji, by się nad tym dłużej dwoić i troić, bo nim się obejrzał, a mur naprawdę mu nieźle wychodził - czego nie mógł powiedzieć w przypadku byłego Puchona. Smoczątko po prostu doskoczyło do Theo, a Lowell już od razu, wręcz instynktownie, rzucił w niego Drętwotę, by być może jakoś odwrócić uwagę. W tym momencie natomiast zwierzę dostało swoistego laga, zastanawiając się nad czymś - być może nad tym, jakim prawem dłoń rzeczoznawcy nie znalazła się w jego zębiskach - dając tym samym czas na ogarnięcie sytuacji. - W porządku? - zapytał się jeszcze, bo nie chciał, by przypadkiem doszło do jakiegoś nieszczęścia. - Już prawie jesteśmy na wybiegu, jeszcze tylko kawałek... - spojrzał porozumiewawczo w stronę Theo, mając nadzieję, że ten się nie wycofa, skoro byli już tak blisko zakończenia tego zadania. A smoczątko najwidoczniej nawet nie zarejestrowało zaklęcia, bo pognało do przodu, być może trochę niezadowolone.
Nie wyobrażał sobie nawet, z jakimi problemami boryka się obecnie brytyjskie ministerstwo. Wszechobecne klątwy wzbudzały przecież wśród czarodziejskiej społeczności niemałe zamieszanie. Sam był nie tak dawno temu świadkiem przeciwnej sytuacji. Ubrania blondwłosej dziewczyny zajęły się ogniem, przez co tak rzuciła się do rozpaczliwej ucieczki, z kolei chłopak obok niej zwiewał przed metalowymi narzędziami niebezpiecznie frunącymi w jego kierunku. Najgorsze było jednak to, że nerwowa atmosfera udzielała się ludziom wokoło, a wielu z nich, szczególnie młodych, wpadało niepotrzebnie w popłoch, mimo że ich samych klątwa postanowiła akurat na ten moment oszczędzić. Skoro osoby zaznajomione z magią poddawały się panice, nie chciał nawet wiedzieć, co czują bogu ducha winni mugole. - Myślodsiewnia mogłaby pomóc. – Nazbyt szybko podzielił się swoim spostrzeżeniem, bo zaraz po tym jak w uszach wybrzmiał mu ten pomysł, zrozumiał że nie jest on pozbawiony mankamentów. – Chociaż to bez sensu. Zwykle i tak potrzebujesz informacji na teraz i nie ma czasu wracać się do domu, by wyciągnąć odpowiednią fiolkę… – Nie czekał, aż Lowell wytknie błędy w jego rozumowania, a uczynił to samodzielnie, spoglądając na niego już nieco bardziej rozweselonym spojrzeniem, bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co chłopak miał na myśli. – Ej! Czasami warto się na chwilę zatrzymać i zastanowić się nad sensem istnienia… no ale fakt, że niektóre rzeczy po prostu głębszego sensu nie mają, a poszukiwanie drugiego dna na siłę wydaje się głupie. – Rzucił z szerokim, bananowym uśmiechem na twarzy, bo wiedział, że sam ma nieraz tendencję do filozofowania. Mimo wszystko potrafił też dość skutecznie zaszeregować zasłyszane lub zaczytane informacje, nie zaprzątając sobie głowy bzdetami. Machnął ręką na ten głupkowaty pomysł z czekoladką, skoro i tak nie zamierzali tego sprawdzać. Nie chciał być odpowiedzialny za śmierć małego smoczątka, a i nie miał chyba wystarczająco pieniędzy, żeby pokryć ewentualną szkodę rezerwatu w razie, gdyby ten utracił taki cenny okaz. - Eh… no powiedz mi, co mielibyśmy sprawdzić, to ocenię ryzyko. Wiesz, że wychodzi mi to nawet nieźle. W końcu jestem rzeczoznawcą. – Próbował przebić się przez tę przywdzianą przez niego aurę tajemniczości, ale nie miał pojęcia, czy słusznie, skoro sam Felek jakby wzbraniał się nogami i rękami przed zdradzeniem mu swego zapewne szalonego pomysłu. Poza tym przeceniał prawdopodobnie swoje możliwości, bo może i był bankierem, ale mówili jednak o zupełnie innym rodzaju ryzyka, powiązanym z towarzystwem magicznego stworzenia, które w każdej chwilo mogło zionąć ogniem. - Nie jest chyba aż tak skretyniały. – Odezwał się po chwili żartobliwym tonem, odpuszczając tym samym kumplowi poprzedni temat, ale nie uśmiechała mu się myśl, że Norweski Kolczasty mógł pomylić go z własną rodzicielką. Nie miał jednak nic przeciwko podobnym śmieszkom, wszak czasami trzeba było jakoś rozładować atmosferę. Przynajmniej do moment, w którym nikomu nie działa się krzywda… a tym razem było blisko tragedii. Theo kątem oka dostrzegł rzucane przez Felinusa zaklęcie, ale nim zdołał jakkolwiek zareagować, wpierw musiał odzyskać kontrolę nad poplątanymi nogami. Potrzebował jeszcze chwili, żeby dojść do siebie i uspokoić nierówny, przyśpieszony oddech, ale wreszcie udało mu się dodać dwa do dwóch. – Widziałeś to?! – Niemalże wykrzyknął, kompletnie zapominając o tym, by upewnić hogwarckiego asystenta, że nic poważnego mu się nie stało. – Chyba małe smoczęta nie są odporne na magię do tego stopnia, co dorosłe osobniki, a to oznacza… że nie musimy przed nim uciekać. – Wyjaśnił mu za to zaraz spokojniejszym tonem, co mu w duszy gra. Wydawało się bowiem, że Drętwota podziałała na ich skrzydlastego kumpla, który na moment znieruchomiał, a potem oniemiały rozglądał się na boki w poszukiwaniu zaginionej ofiary. - Dawaj. Damy radę. – Na skutek nowo poznanych okoliczności podszedł do zadania z o wiele większym entuzjazmem niż wcześniej. Oczywiście nadal towarzyszył mu stres, bo jakby nie patrzeć, ich pupil ewidentnie się na niego uparł, a niewykluczone, że teoria z Drętwotą miała pewne luki, ale i tak zdołał umniejszyć swój strach. Stanął więc naprzeciw swojego kompana, po czym obaj powrócili do tworzenia niewidzialnego toru, prowadzącego wprost do ceglanej zagrody. Theo przez cały ten czas spoglądał kątem oka na gadzinę, a kiedy tylko ta łypnęła na nich złowrogo, otwierając swój pysk, przerwał na chwilę, by pójść w ślady Felka i cisnąć w smoka Drętwotą. – Widzisz? Działa. – Nie musiał tego chłopakowi mówić. Na pewno widział, że ich nowego kumpla znowu zlagowało, a zdezorientowany wzrok jego żółtych ślepiów nie wydawał się już aż tak przerażający. – Jesteśmy blisko. Jeszcze tylko kilka metrów. Niech się tylko w tamtą stronę ruszy. – Dalej zagrzewał ich do walki, nie dając sobie ani chwili wytchnienia, raz po raz rzucając niewerbalne Accenure.
Samemu pamiętał jeszcze sytuację sprzed trzech lat, gdy w świecie czarodziejskim pojawiło się coś... bardziej gorszego. Anomalie towarzyszące rzucaniu zaklęć skutecznie udowodniły, jak osoby magiczne są uzależnione od własnych różdżek. Nawet posiadane doświadczenie niewiele pomagało, bo wszystko wskazywało na to, że po prostu nie miało to najmniejszego sensu. Uroki działały z różną siłą i mocą, nie będąc do końca okiełznanymi. Osiągały albo nikłe efekty, albo żadne, momentami przeistaczając się w zupełnie odwrotne znaczenie własnej inkantacji. Klątwy przy tym to pikuś, bo o ile uaktywniają się one różnie, o tyle jednak nie odbierają w pełni zdolności do stuprocentowej gwarancji działania danego czaru. - A to prawda, ale trzeba też ją posiadać. Osobiście nie mam jej na stanie. - uśmiechnął się szerzej, bo co jak co, ale ten artefakt był przekazywany z pokolenia na pokolenie, a nie nagle ktoś go sobie kupował i był wielce zadowolonym, nowym właścicielem tak prywatnego przedmiotu. No i też, poprzez własny brak powiązań z czarodziejską rodziną... nie miał możliwości otrzymania jej w spadku. Co najwyżej w spadku mógł dostać darmowy wpierdol, co wcale nie było taką złą opcją, gdyż wszystko ma swoją cenę mimo wszystko. - Czasami. Im dłużej się zamyślasz, tym bardziej zdajesz sobie sprawę z tego, jak wiele rzeczy działa nielogicznie. - był dobrym filozofem, ale jednocześnie wiedział, że problemy wynikające w świecie dorosłym wynikały u niego z dość specyficznego okresu dorastania. Ten rok temu, półtora nawet, jego istnienie nie miało sensu. Z utratą jąder pogodził się dopiero po czasie, bo zgodnie z tym, co reprezentowała nauka, istnienie każdego stworzenia opiera się na przekazywaniu genów dalej. On tego nie mógł poczynić, ale już o tym nie myślał. Nie myślał, bo życie nie opiera się na przekazywaniu genów. Mógł więcej pożytku dla świata zrobić, jeżeliby życie przedłużył poprzez leczenie i odpowiednie podejście do innych. I na tym się opierał, jak również na tym, by jego mniejszy świat, ten bardziej prywatny i subtelny, był przesiąknięty przede wszystkim dobrymi rzeczami. Człowiek w obliczu takiej rzeczywistości jest jedynie drobnym ziarenkiem piasku. Gdy jednak zacznie postrzegać ją w mniejszym kawałku, zyska na znaczeniu. - Nie-e! To tajemnica, stary. Dowiesz się w swoim czasie. - wyszczerzył się widocznie, gdy zajmowali się smoczątkiem, bo mimo wszystko i wbrew wszystkiemu chciał to zostawić dla siebie. Być może w krytycznej sytuacji się to przyda, ale obecnie... wolał nie ryzykować. Układ nerwowy tych zwierząt różni się od tego u ludzi, w związku z czym mógł przyczynić się jednocześnie do nieodwracalnych szkód na zdrowiu gadziny. - Ryzyko oceniam jako za duże, moglibyśmy zrobić z tego malca warzywo do posadzenia w ogródku. - powiedział tylko, nie kontynuując już tematu, by w pełni skupić się na rzucaniu zaklęcia Accenure, które miało zaprowadzić magiczne stworzenie na wybieg. - Ty, ale tytuł smoczej mamy brzmi zajebiście. Aż sam bym przygarnął. - prychnąwszy, nie przestawał inkantowania zaklęć, które jednak miały zapewnić im widoczne bezpieczeństwo, a norweskiemu kolczastemu... możliwość powrotu na wybieg. Zmarszczywszy brwi, reakcja Theo była zrozumiała, ale, gdy zauważył, że jednak ręka jest cała i zdrowa, mógł odetchnąć z ulgą. - Stary, ze strachu o mało ci się nie zesrałem... - pokręciwszy głową, wsłuchał się w jego następne słowa, kiedy zwierzak był jeszcze jakoś otumaniony. - Albo dostał takiego mindfucka, że w sumie nie wiedział, co począć... - wyszczerzył się, kontynuując zleconą misję zabrania smoczątka w odpowiednie miejsce. A raczej zaprowadzenia, bo nikt nie chciał się spalić bądź przyczynić do zatrucia. - Boże, on będzie taki zlagowany chyba do końca dnia... Gorzej, jak mu tak na stałe zostanie. - trudno było się powstrzymać przed pokręceniem głową, gdy czekoladowe tęczówki ponownie spojrzały na gadzinę, a samemu stawiał bariery, by następnie spoglądać na to, jak ta dostała się na wybieg. Zamknąwszy odpowiednio wszystkie wyjścia, mogli odetchnąć z ulgą i co nieco odpocząć, gdy zagrożenie minęło, a misja została wykonana raczej w prawidłowy sposób. - No i zajebiście, mamy to z głowy... Można dychnąć i odpocząć, ale na pewno nie przy piwie, przynajmniej nie ja. Za niedługo zaczynam zajęcia, więc... - spojrzał w kierunku zagrody, która na szczęście była już tylko wspomnieniem, ale za to jakim ekscytującym! - Idziemy coś wpierdzielić na mieście? Powiem ci, że się głodny stałem od tych wrażeń. - zaproponował, by następnie iść albo z nim, albo samemu coś zjeść - koniec końców żołądek wymagał nagrody!
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wracając z parku musiał, no po prostu musiał natrafić na coś, co go tego dnia jeszcze bardziej dobije. Max nie przyciągał dobrych wieści i wydarzeń, a te nieszczęśliwe. Nie zdziwił się więc zbytnio, gdy podbiegła do niego młoda, praktycznie zapłakana kobieta, która błagała wręcz o to, by poszedł z nią do rezerwatu. Jak się okazało koleś, który opiekował się tutejszymi młodymi smokami, wciąż nie pozbył się swojej klątwy i wszystkie latające jaszczurki obróciły się przeciw niemu, a trzeba było je zaprowadzić znów na wybieg, by przypadkiem nie spierdoliły gdzieś poza mury rezerwatu. Z wciąż poharatanym od dyni ciałem, Solberg poszedł za kobietą czując w kościach, że będziesz tej decyzji żałował i to w przeciągu kilkudziesięciu minut maksymalnie. Może i miał w domu pod opieką kilka miniaturek, ale przecież to nie to samo, co pełnoprawne smoki, nawet jeżeli młode. Nie miał jednak szansy, by skontaktować się z Alise, która byłaby zdecydowanie bardziej kompetentna w temacie i musiał jakoś poradzić sobie sam. Gdy dotarł do wybiegu od razu powiedziano mu, że ma skupić się na sprowadzeniu Mańka. Imię to nie wydawało się specjalnie groźne i Max liczył, że smok będzie równie potulny, co jego nazwa. Niestety. Nie takie było życie Solberga, żeby wszystko szło jak po maśle. Okazało się, że dostał pod opiekę smoka hebrydzkiego czarnego, który nie dość, że wcale nie był najbardziej łagodny, to jeszcze całe ciało miał pokryte ostrymi łuskami, a ogon zakończony niczym ostry grot włóczni. Gdy tylko Max to zobaczył, miał wrażenie, że jebnie, po prostu, najzwyczajniej w świecie jebnie. Nie mógł jednak teraz tak zwyczajnie odejść i zdecydował się podjąć tego wyzwania nie mając jeszcze pojęcia, jak do niego podejdzie. Na początku postanowił przejąć się tak trywialnym, acz ważnym zadaniem, jak zbliżenie się do Mańka. Smoczek wydawał się niezbyt przejęty obecnością nastolatka, co już zapowiadało bardziej owocną współpracę, niż Max by się tego spodziewał. Jak to miał w zwyczaju, nie mając idealnej ręki do zwierząt, początkowo próbował jakoś zwabić go przy pomocy słów. Miłe zdania, które miały zachęcić latającą istotę do powrotu na wybieg zdawały się jednak nie przynosić absolutnie żadnego skutku, więc Max musiał kminić dalej. I długo nie kminił, gdy uznał, że smok może i istota groźna, ale zdecydowanie, jak każda inna, na pewno głodna. Szybko zaopatrzył się w to, co te gatunki cenią sobie w menu najbardziej i starał się trzymając przysmak w dłoni zwabić smoka do siebie. Widać jednak latająca jaszczurka nie do końca mu ufała, bo choć wykazała zainteresowanie jedzeniem, tak jednak nie podeszła ani kroku w kierunku osoby, która je dzierżyła. Dlatego też Max po raz kolejny zmienił taktykę. Zaczął zostawiać kawałki przysmaków na ścieżce, metr za metrem, aż do samego wybiegu, a następnie zrobił kilka kroków w bok, jakby kompletnie nie miał z tym nic wspólnego. Nawet odwrócił na chwilę wzrok, by zwierzę nie czuło jakiejkolwiek presji z jego strony, a gdy ponownie spojrzał na smoka okazało się, że ten podstęp zadziałał. Kawałek po kawałeczku istota coraz bardziej zbliżała się do wybiegu, aż w końcu Max mógł ją tam swobodnie zamknąć i zabezpieczyć zamek, by przypadkiem smok nie wydostał się i ponownie nie trzeba było go łapać. Gdy tylko uznał robotę za wykonaną, natychmiast ewakuował się z Doliny.. Potrzebował odpoczynku we własnym domu i żadna apokalipsa nie zmusiała by go do zostania w tym miejscu.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Jako studentka Huang wciąż nie była samodzielnie dopuszczana do niektórych zwierząt oraz czynności, które wymagały większego doświadczenia i mogły nieść za sobą większe ryzyko. Przykładowymi stworzeniami, z którymi nie mogła swobodnie pracować były smoki, posiadające najwyższą kategorię przyznaną przez brytyjskie Ministerstwo Magii. Dlatego też w części rezerwatu przeznaczonej wyłącznie dla nich, pojawiła się w towarzystwie starszego opiekuna zwierząt, który miał pokazać jej co i jak, a także czuwać nad tym, aby faktycznie sytuacja nie wymknęła się spod kontroli. Ale bądźmy szczerzy, co dokładnie mogło się spierdolić przy doglądaniu siedzących w ogniu jajek, które na chwilę unieśli z płomieni przy pomocy zaklęcia lewitującego, aby przyjrzeć się temu czy widoczne są już chociażby delikatne ślady pękającej skorupy. Młode miały się wylęgnąć lada chwila i lepiej, żeby pracownicy rezerwatu byli na to przygotowani. Dopiero później mogła przejść ze swoim osobistym instruktorem czy też opiekunem do wybiegu, na którym znajdowały się młode smoki. Cóż nie miały jeszcze rozmiarów imponujących bestii. Bardziej przypominały raczej duże psy czy źrebaki w przypadku tych nieco bardziej okazałych osobników. Zgodnie z otrzymanym poleceniem, Mulan targała ze sobą wiadro ognistej wymieszanej z kurczęcią krwią, która maluchom miała zastępować mleko matki. Spora część z nich uratowana była z nielegalnych hodowli, które próbowały wciskać ludziom podobne towary jak smocze jaja czy już wyklute miniaturowe smoczątka. Jeśli zaś chodziło o te nieco starsze, te mogły liczyć na odrobinę zabawy związaną z posiłkiem, bo kto mógłby powstrzymać Gryfonkę przed rzucaniem łuskowanym podopiecznym kawałków mięsa, do których tak żywiołowo skakali, a nawet wzbijali się w powietrze. Naprawdę jej się to podobało i nie zwracała uwagi na przestrogi przełożonego, który po jakimś czasie machnął już na nią ręką, stwierdzając, że pierwsze oparzenia ją czegoś nauczą. Cóż to się jeszcze zobaczy, bo chwilowo kolejny dzień w pracy minął jej bezurazowo.
Młode smoki ostatnio zdają się być niespokojne, a ich opiekunowie mają ręce pełne roboty. Niedawno wyklute Walijskie Zielone, zdają się być zupełnie niezadowolone z faktu, że na zewnątrz nie jest wcale tak ciepło jak było w jaju. Dla opiekunów jasne jest, że należy zapewnić im jak najlepszy komfort i profesjonalną opiekę w rezerwacie. Z racji na rosnące osobniki i problemy z nimi związane ostatnimi czasy, wiele młodych opiekunów, pracujących w rezerwacie zostało przydzielonych do konkretnych osobników, a ich zadaniem jest uspokojenie maluchów.
W pierwszej kolejności, należy rzucić kostką literką, by przekonać się jaki smok Ci się przytrafił @Ivy Jones:
A – Anne – stosunkowa niewielka smoczyca, która jawnie nie czuje się pewnie, wśród innych smoków. Jest lękliwa, do tego stopnia, że reaguje na wszystko co nowe, a w tym Ciebie, ognistymi podmuchami. Musisz być ostrożna, żeby się nie poparzyć, choć ostrożność może nie być wystarczająca. B – Ben – ciekawski i wszędobylski, nie dość, że zasuwa jakby miał dodatkowy napęd, to jeszcze próbuje latać. Co prawda wybieg jest zabezpieczony, ale to wcale nie znaczy, że nie próbuje uciec przy każdej okazji, w dodatku macha skrzydłami jak nawiedzony, waląc nimi wszystkich dookoła. C – Celine – kompletnie naburmuszona, siedzi w kącie wybiegu i nie pozwala nikomu do siebie podejść, atakując każdego, kto zbliży się za bardzo. Czeka Cię trudna praca z tą smoczycą, wiesz to niemal od razu. D – Denny – najchętniej to wszedłby Ci na głowę. Przyjacielski, ale nudzi się po kilku sekundach, wymaga stałej uwagi, bowiem zaczepia wszystkich wokół, a reszta wcale nie jest z tego zadowolona. E – Effy – może i nie ucieka, może i się nie boi, za to gryzie. Nawet mały smok ma zębiska, którymi może się pochwalić, musisz uważać nie tylko na siebie, ale i na innych, czy to opiekunów, czy też inne młode smoki. F – Fiona – wiecznie głodna, do tego stopnia, że podkrada innym jedzenie, co sprawia, że reszta wcale nie jest zadowolona. Pilnuj jej, bo będziesz musiała uporać się nie tylko z tym głodomorem, a i innymi niezadowolonymi smokami, które padły ofiarą jej nieskończonego żołądka. G – George – nie dostępuje Cię na krok, łazi za Tobą dosłownie wszędzie, a jeśli straci Cię z oczu, zaczyna wpadać w panikę i atakować inne smoczki. Nie wiadomo skąd wziął się u niego taki lęk separacyjny, ale w końcu to rezerwat, te smoki często są ratowane z wszelakich gatunków. H – Harry – jest ślepy, wpada na wszystko i wszystkich, nie radzi sobie z niczym właściwie, a wtedy zaczyna ziać wiązką ognia na prawo i lewo i przede wszystkim drze się wniebogłosy drażniąc inne smoczki. I – Igor – ma niebywale dominujący charakter i wziął sobie najwyraźniej za punkt honoru ustawić wszystkich pod własne dyktando, narzuca się innym smokom i wcale nie jest przyjazny, czy to do pozostałych zwierząt, czy do ludzi. J – Jon – masz szczęście, trafił Ci się naprawdę grzeczny i ułożony smok, opieka nad nim to będzie bułka z masłem.
Napisz posta, w którym zostaje Ci przydzielony smok, którego wylosowałaś, a także opisz pierwsze podejście do niego, kiedy to zrobisz – oznacz proszę @Ruby Maguire!
Smoki. Pierwszy dzień w pracy i już smoki. Nie miałam jeszcze ukończonego kursu na tresera smoków, niemniej zamierzałam do niego podchodzić jeszcze w tym roku więc trening na świeżo wyklutych smokach jak najbardziej mi się przyda zanim stanę oko w oko z dorosłym egzemplarzem. Przydzielono mi do opieki smoka o imieniu Ben. Już podchodząc do niego wiedziałam, że będą problemy. Smok zachowywał się jakby miał ADHD. Poginał z jednej strony ogrodzenia do drugiej machając skrzydłami i usiłując latać. Co prawda nie słyszałam do tej pory za wiele o smokach ale przypuszczałam, że jest za młody, by móc unieść się w powietrze. Inaczej starsi opiekunowie pewnie zabezpieczyliby go jeszcze w inny sposób. Kiedy zobaczył, że się do niego zbliżam podbiegł sam, obwąchał mnie ze wszystkich stron a już chwilę później pognał w innym kierunku zwalając mnie przy okazji z nóg kolejną próbą uniesienia się w powietrze. Wstałam klnąc pod nosem i podążyłam za smokiem tym razem z różdżką w pogotowiu gotowa osłonić się zaklęciem przed jego kolejnymi próbami lotu. Przynajmniej nie wykazywał się agresją. Do tej pory...
Smoki zostały przydzielone do odpowiednich opiekunów, co było już pierwszym krokiem do zapewnienia im odpowiedniej opieki. Starsi opiekunowie wychodzili z założenia, że najlepiej było rzucić się na głęboką wodę, albo czasem trochę przypiec jak w tym przypadku. Niespokojne młode osobniki musiały zostać odpowiednio zabezpieczone i zaopiekowane przed przyjazdem wizytacji z rumuńskiego rezerwatu, który miał je dalej przejąć. Właściciele tego w Dolinie Godryka nie chcieli przecież źle wypaść przed smokologami, więc zatrudniony personel miał przed sobą wiele pracy, która mogła rzecz jasna naprawdę się opłacić, lub też wręcz odwrotnie, czas pokaże. Teraz jednak trzeba było młodziaki nakarmić, a Ben nie wyglądał jakby chciał współpracować z @Ivy Jones. Właściwie prawie nie zwracał na nią uwagi, za to usilnie chciał wzbić się w powietrze. To nie będzie łatwe zadanie, Krukonka już mogła to wiedzieć, kiedy musiała nie tyle zainteresować smoka jedzeniem, co jeszcze sprawić, by faktycznie coś zjadł.
Rzuć najpierw kostką k6, wynik parzysty oznacza, że udało Ci się zainteresować młodego smoka o imieniu Ben (otrzymujesz przerzut tej kostki, jeśli posiadasz cechę eventową powab wili zwierzęta), teraz jednak musisz go przekonać do jedzenia. W tym celu rzuć kością k100 (nie rzucasz tej kości, jeśli wcześniej wylosujesz wynik niparzysty):
1-40 – smok nie chce jeść, nieważne co robisz nie zamierza Cię słuchać, w dodatku w złości rozszarpuje owcę i odgradza się od Ciebie wiązkami ognia, a Ty cała jesteś od wnętrzności zwierzęcia, lepiej szybko się ogarnij, zanim ktokolwiek to zobaczy!
41-80 – zainteresowałaś go, ale nie do końca chyba rozumie, że owca służy do jedzenia, a nie do zabawy. Ben za to fantastycznie się bawi, kiedy puszcza raz po raz wiązki ognia, podpalając swój posiłek, a przy okazji też Ciebie! Dorzuć kostkę k6: 1,2 – ogień trafia cię w nogę; 3,4 – ogień trafia w korpus (możesz wybrać dokładnie gdzie); 5,6 – ogień trafia twoją rękę (dorzuć jeszcze jedną kostkę k6 – wynik parzysty oznacza, że była to ręka dominująca).
81-100 – może powinnaś rozważyć karierę smokologa? Nie dość, że zainteresowałaś smoka, to jeszcze posłuchał cię niemal od razu jeśli chodzi o jedzenie! A może po prostu miałaś szczęście, a smok był naprawdę głodny.
Otrzymujesz możliwość przerzutu kości k100 za każde 15pkt w kuferku z ONMS. Oznacz w poście @Ruby Maguire.
Nieparzyste Nadszedł czas, by nakarmić smoka. Niemniej już na pierwszy rzut oka widziałam, że w przypadku mojego smoka może się to okazać niemożliwe. No i okazało się, że miałam rację, ale od początku... Kiedy nauczona doświadczeniem po podniesieniu się trzymałam się w bezpiecznej odległości od małego nadeszła pora karmienia. Postanowiłam zaryzykować i by smok zwrócił na mnie uwagę wyskoczyłam przed niego i przy pomocy Accenure wyczarowałam niewidzialny mur pomiędzy mną a smokiem, by go zatrzymać. Jednak gdy smoczątko mnie zobaczyło na swojej obróciło się niemal w miejscu i pognało w przeciwnym kierunku nadal wymachując skrzydłami. Stanęłam na jego drodze jeszcze kilka razy niemniej efekt zawsze był taki sam. W końcu zrezygnowana poddałam się. Przynajmniej teraz jestem pewna, że nie chce mi zrobić krzywdy.
Nie można tego nazwać sukcesem, właściwie bardziej przypomina okropną porażkę, bo smok nie zwrócił na Ivy uwagi i poszedł własną drogą. Może niekoniecznie problem w Krukonce, a samym smoku, a może w jedzeniu. Niemniej jednak jeden ze starszych opiekunów zawołał dziewczynę do siebie, by dać jej małą radę. Rzecz w tym, że znajduje się poza wybiegiem, Jones więc musi wyjść tak, by smok nie uciekł, a raczej przekonała już się, że nie dość, że jest szybki, to jeszcze za wszelką cenę pragnie poznać wielki świat. Musi też mieć na uwadze to, że gdzieś tam z oddali zbliżają się goście z rumuńskiego rezerwatu, bardzo ważni goście, jak już wcześniej zapewne zdołało jej się obić o uszy, przecież pogłoski o tym krążą w rezerwacie w Dolinie Godryka od tygodni.
Nie rzucasz teraz kostką, musisz jednak opisać swoje działania, które zapobiegają ucieczce młodego Bena, a ten już zwęszył, że zbliżasz się do wyjścia – zdaje się być bardzo inteligentnym młodym osobnikiem! Kiedy już to zrobisz i napiszesz post, oznacz proszę jak w poprzednich postach @Ruby Maguire, by przekonać się czy Twoje działania się powiodły.
Możesz jednak rzucić kością k100 na szczęście, jeśli uzyskasz wynik powyżej 75, niezależnie co zrobisz smok nie ucieka, jeśli jednak poniżej 20 – sprawa ma się wręcz odwrotnie i smoczek okazuje się zbyt sprytny. Nie jest to jednak kość obowiązkowa, możesz z niej zrezygnować i czekać na Mistrza Gry!
Kiedy zauważyłam, że woła mnie jeden ze starszych opiekunów podążyłam w jego stronę ale już po kilku krokach przystanęłam i odwróciłam się czując na karku czyjś wzrok. Smoczysko patrzyło na mnie podejrzliwym wzrokiem i nietrudno było się domyślić co się kształtuje w jego łbie. Oczami wyobraźni widziałam jak w jego mózgu kształtuje się myśl, by czmychnąć przez otwartą furtkę. Postąpiłam kilka kroków po czym znienacka się odwróciłam. Tak jak się spodziewałam - smok szedł za mną i przystanął w tym samym momencie co ja. Więc tak chcesz się bawić młody? Zaczęłam iść tyłem w stronę bramy a smoczek natychmiast przestał udawać, że nic nie robi i bez skrępowania ruszył moim śladem. Przystanęłam i położyłam jedną rękę na zamknięciu bramy a drugą wyciągnęłam różdżkę przed siebie. Smok przysiadł na przednich nogach i zaczął przebierać tylnimi niczym parodia kota na polowaniu. -Protego! - krzyknęłam jednocześnie otwierając bramę. Mój plan polegał na tym, by smoczek odbił się od rzuconej przeze mnie magicznej tarczy i tym samym dał mi kilka sekund w trakcie których wydostanę się przez bramę i ponownie ją zamknę.
Powoli szczęście się uśmiechało w stronę @Ivy Jones, a może ona sama zaczęła trochę bardziej myśleć, nie wiadomo. Sprytnie jednak wymknęła się z wybiegu, a smoczek – teraz zdezorientowany po zderzeniu z niewidzialną barierą – siedzi przed wejściem i czuwa, aż Krukonka powróci. — Świetnie, słuchaj, jeśli nie chce jeść za wszelką cenę, spróbuj go zmęczyć, Ben ma nadmiar energii i póki nie przestaną go interesować inne rzeczy, nie ma szans, żeby coś zjadł. — powiedział starszy i całkiem przystojny blondyn, który opiekunem w tym rezerwacie był kupę lat, w dodatku specjalizował się właśnie w smokach. Jest też pod wrażniem sprytu Jones przy wyjściu i przypilnowaniu, by smok został tam gdzie powinien, nie chce nawet myśleć co by się stało, gdyby Ben zaczął biegać samopas po całym rezerwacie, a może nawet z niego uciekać – a przecież nie po to jego jajo zostało uratowane z nielegalnego handlu, by w końcu ktoś na niego i tak zapolował.
Z racji tego, że starszy opiekun jest zadowolony – rzuć 2x kostką k6 i pomnóż ich sumę przez 2, to właśnie mała premia, którą zdobywasz za ten dzień pracy, zgłoś się po nią w odpowiednim temacie.
Teraz musisz wrócić na wybieg i najlepiej zastosować się do rady starszego kolegi. W dobrej wierze, że tak samo wślizgniesz się przez bramę, jak się z niej wyślizgnęłaś, nie musisz na to rzucać kostek – a jednak koniecznie opisz swoje poczynania! Rzuć jednak kostkę k6:
1, 2 – masz wrażenie, że zabawa trwa w nieskończoność, a Ben ma wciąż tyle samo energii. Nie wiesz czy minęła godzina, czy też może pięć, ale chyba Ty jesteś bardziej zmęczona niż stworzenie, które coś tam w końcu podskubało z posiłku, ale już zaraz potem było gotowe do dalszej zabawy. Twój post musi mieć min. 2000 znaków.
3, 4 – zabawa trochę trwa – choć Ben okazuje się przeuroczym stworzeniem, które potrzebuje jedynie trochę uwagi. Spędzasz jednak przy nim prawie godzinę, wyczerpując także swoje pokłady energii. W końcu jednak smoczek ma już dość i daje Ci spokój, samemu pałaszując posiłek. Twój post musi mieć min. 1500 znaków.
5, 6 – zabawa zajmuje kilkanaście minut, a Ben jak się okazuje potrzebował tylko uwagi i zaangażowania, Ty z kolei zdecydowałaś się użyć magii, co jeszcze bardziej zaangażowało magiczne stworzenie, w pełni skupiając jego uwagę. W końcu pada ze zmęczenia i coś je, a następnie kładzie się spać, z nieznacznym uśmiechem, a może tylko tak Ci się wydaje?
Podlinkuj wszystkie kości i rzecz jasna oznacz @Ruby Maguire!
Premia galeonów: (3+3)x2 = 12g Zabawa ze smokiem: 6
Rada blondyna wydawała mi się jak najbardziej sensowna chociaż z racji tego, że był on przystojny trochę trudno było mi się skupić na jego słowach. Kiedy skończył mówić podziękowałam mu z uśmiechem i odeszłam w stronę zagrody. Po kilku krokach spojrzałam zalotnie przez ramię i puściłam mu oczko. Kto wie - może podczas wspólnej pracy coś się rozwinie z tej znajomości? Do zagrody wróciłam w ten sam sposób w jaki wyszłam - przy pomocy Protego, gdyż ta bestia siedziała niedaleko bramy i tylko czekała na jej otwarcie. Kiedy rzuciłam zaklęcie, a następnie otworzyłam furtkę Ben zaczął napierać na niewidzialną zaporę tym razem jednak nie poddał się po pierwszym razie i po chwili ponowił atak. Na szczęście w nieszczęściu bramę zdążyłam już zamknąć i smoczątko wylądowało na mnie zwalając mnie z nóg ale nie uciekło z zagrody. Kiedy wygrzebałam się spod smoczka szybko przejrzałam w myślach zaklęcia jakie mogą mi pomóc w zajęciu uwagi Bena. Już na samym początku wpadłam na genialny pomysł. Ben siedział i żałośnie wpatrywał się w bramę ku wolności jednak kiedy przed jego oczami pojawiły się kanarkopodobne ptaszki wyczarowane przy pomocy Avis natychmiast się nimi zajął. Uradowany ganiał ptaki po całym wybiegu starając się je złapać podczas gdy ja jedynie stałam i wyczarowywałam kolejne fale ptaszków. Już po kilku minutach zauważyłam, że Ben zaczyna poruszać się nieco wolniej a zaledwie po kilkunastu minutach ledwie powłóczy nogami i ciężko dyszy. Podeszłam do smoczątka z jego jedzeniem, które tym razem zjadł bez oporów, a następnie położył się spać. Na jego pyszczku malował się wyraz radości kiedy zasnął bez żadnych oporów. Rozejrzałam się dookoła niepewna co mam teraz zrobić. Po chwili teleportowałam się do starszego opiekuna, który udzielił mi tej rady i położyłam mu rękę na ramieniu. -Dzięki za podpowiedź z tą zabawą, sama bym na to nie wpadła. Kurs na tresera smoków jeszcze przede mną chociaż planuję do zrobić w najbliższej przyszłości. Co jeszcze mogę zrobić?
Zdawało się, że jasnowłosy pracownik rezerwatu nie bardzo zdawał sobie sprawę z zalotnych zachowań @Ivy Jones, za to zajął się już dalsza pracą, doskonale wiedząc, że ma masę na głowie, kiedy to przydzielili mu ogarnianie nie tylko młodych smoków, ale też młodszych opiekunów, co nie była wcale łatwym zadaniem. Widać jednak, że zastosowanie się do jego zaleceń okazało się słuszną decyzją, bowiem Krukonka niemal śpiewająco poradziła sobie z tym zadaniem, a blondyn mógł odetchnąć z ulgą. Widmo wizytacji niebywale ciążyło mu na barkach, kiedy to powierzono mu odpowiednie przygotowania. Drgnął lekko, kiedy poczuł czyjąś dłoń na ramieniu, by po chwili posłać dziewczynie nerwowy uśmiech. — Nic, nic… — gołym okiem można było zobaczyć jego zdenerwowanie, kiedy machnął ręką i odszedł kilka kroków, bo na horyzoncie już widać było dwóch czarodziejów, ubranych w uniformy rumuńskiego rezerwatu smoków. Zaraz miało się okazać czy rezerwat Doliny Godryka poradził sobie z zadaniem. Smokolodzy szybko zjawili się na miejscu, a przed oczami Jones stała teraz dobrze zbudowana kobieta i nieco bardziej pulchny, niski mężczyzna. — Jestem Craig, a to Quinlan — przedstawił siebie i swoją partnerkę facet, a jego wysoki głos drażnił uszy. Nikt jednak nie mógł tego pokazać, w końcu owa wizytacja była zbyt ważna dla angielskiego rezerwatu. — Proszę nam pokazać co zobaczyć musimy, usłyszymy też kilka słów o osobnikach jeśli łaska — Jednak blondyn, który wcześniej trzymał rękę na pulsie stał jakby go wmurowało, kto wie, może właśnie spotkał swoich idoli?
Teraz musisz zdecydować, czy przejmujesz kontrolę nad sytuacją i postanawiasz oprowadzić gości po wybiegu, czy może zostawiasz wszystko w rękach wystraszonego blondyna.
Jeśli wybierzesz pierwszą opcję:
Rzuć kostką k6:
1, 2 – to był zły pomysł, przecież niewiele wiesz o tych smokach, w ogóle niewiele wiesz, przecież nawet nie skończyłaś, a ni zaczęłaś, kursu na tresera smoków! Nie masz pojęcia co mówić, jąkasz się co chwila, a goście są doprawdy zażenowani. Szef rezerwatu okazuje się wściekły, dlaczego wystąpiłaś przed szereg? Tracisz 25% kolejnej wypłaty – 37 galeonów, stratę odnotuj w odpowiednim temacie.
3, 4 – coś tam mówisz, coś tam pomijasz, wzrok kobiety dosłownie przeszywa Cię na wylot, jesteś pewna, że Quinlan nie posiada zdolności legilimencji? Skoro jednak już postanowiłaś się odezwać, skończ to w jak najlepszym stylu, gdzieś podświadomie wiesz, że nie powinnaś w ogóle tego robić, ale cóż, decyzja już zapadła. Goście nie wydają się specjalnie zadowoleni, ale też nie komentują tego w żaden sposób, przynajmniej tyle dobrego, oby tylko szef się nie dowiedział… Dorzuć kość k6: parzysta – masz szczęście, nikt nic nie powiedział, blondyn bardzo Ci dziękuje i w prezencie daje pluszową akromantulę, po przedmiot zgłoś się w odpowiednim temacie; nieparzysta – szef się dowiedział i nie jest specjalnie zadowolony, odciąga Ci z wypłaty 10% - odnotuj stratę 15 galeonów w odpowiednim temacie.
5, 6 – płyniesz z prądem! Chyba cechuje Cię niebywały zmysł obserwacji, o każdym smoku potrafisz powiedzieć kilka słów, goście z Rumunii kiwają głowami i zadają pytania: dorzuć kość k6 na ilość zadanych pytań, a następnie do każdej z nich dorzuć kolejną k6 – parzysta oznacza, że udało Ci się odpowiedzieć na pytanie, nieparzysta oznacza, że niestety nie znałaś odpowiedzi. Jeśli odpowiedziałaś na min. połowę z zadanych pytań: Szef jest Tobą zachwycony! Otrzymujesz premię w postaci aż 50 galeonów!! Zgłoś się po nie w odpowiednim temacie Ponad to dostajesz od niego butelkę skrzaciego wina (po przedmiot z głoś się w tym temacie), a on osobiście dziękuje Ci za pomoc i daje do zrozumienia, że ten blondyn chyba już niedługo popracuje w rezerwacie przez swoją niekompetencję, choć pewności mieć nie możesz, bowiem słowa szefa nie były zbyt oczywiste. Jeśli nie odpowiedziałaś na min. połowę z zadanych pytań: Przynajmniej opowiedziałaś o smokach, szef niby kręci nosem na Twoje wystąpienie przed szereg, ale z drugiej strony uratowałaś sytuację, właśnie dlatego dostajesz premię w postaci 30 galeonów! Zgłoś się po nie w odpowiednim temacie.
Jeśli wybierzesz drugą opcję:
Blondyn stoi jak wryty, choć rumuńscy goście dopytują się o kogoś kompetentnego. Nagle szef wpada wściekły, ktoś najwyraźniej dał mu znać co się dzieje. Mierzy chłopaka lodowatym spojrzeniem, mówiąc tylko, że później się policzą, każe również wszystkim czekać przed wybiegiem i biada temu, kto nie posłucha tych słów – może od razu pożegnać się z posadą. Sam przejmuje kontrolę nad sytuacją, a kiedy wizytacja się kończy, wraca do swoich pracowników i wygłasza kazanie na temat tego, dlaczego taka sytuacja nie może się powtórzyć. Jasnowłosy chłopak jednak jest zaproszony do gabinetu kierownika i nikt nie może wiedzieć jak to dalej się potoczy, oby jednak zachował pracę, choć jasne jest, że wykazał się okropną niekompetencją!
Daj proszę w swoim poście |zt i oznacz @Ruby Maguire, ode mnie to wszystko!
Kiedy zauważyłam, że chłopaka zatkało podjęłam decyzję w zasadzie bez jakiegokolwiek namysłu. Wcześniej on mi pomógł teraz musiałam spłacić ten dług zresztą... Chciałam mu pomóc. W tym wszystkim pominęłam fakt, że nie wiem o smokach zbyt wiele. Oprowadzałam więc gości po wybiegu opowiadając o smokach wszystko co tylko mi się przypomniało i było na temat starając się jak najbardziej ubarwić to kwiecistością wypowiedzi. Goście nie komentowali tego co słyszeli chociaż widać było, że moja mowa nie zrobiła na nich jakiegoś szczególnego wrażenia jednak na kimś zrobiła i to wcale nie pozytywne... Kiedy podniosłam wzrok spostrzegłam szefa, który podążał w naszą stronę. Poprosił gości, by chwilkę poczekali i odprowadził mnie na bok gdzie ściszonym głosem mówił coś o niekompetentnych nieukach wyrywających się przed szereg. Obiecał również, że potrąci mi z pensji swoje straty wizerunkowe. No cóż, mogło się skończyć gorzej. Wróciłam do blondyna, któremu tak czy siak pomogłam chociaż swoim kosztem i uśmiechnęłam się porozumiewawczo. Na szczęście reszta wizytacji minęła bez specjalnych zgrzytów i po dniu ciężkiej pracy mogłam wrócić do zamku.
Chciałem zajmować się smokami. To jedno było pewne. Dlatego też bardzo ucieszyłem się, że władze rezerwatu poszły mi na rękę i mimo nieco małego doświadczenia pozwoliły mi opiekować się małymi smokami. Miałem poznać kilka ras smoków oraz zając się nimi w początkowych etapach ich życia. Kiedy przyszedłem po raz pierwszy do zagrody smoków byłem nieco przerażony – panowało tutaj istne pandemonium. Małe oraz już nieco większe skrzydlate bestie oraz starający się nad nimi zapanować opiekunowie. Jako, że byłem tutaj po raz pierwszy dano mi do wykonania najprostsze zadanie – miałem pilnować jajo oraz zawiadomić opiekunów kiedy smok się wykluje. Nie mogłem dopuścić do tego aby wygasło ognisko, w którym leżało jajo ani do wychłodzenia „inkubatora”, który leżał na uboczu chatki. Zadanie wydawało mi się proste. Rozebrałem się do samej koszulki jako, że w środku było gorąco jak w piecu i co jakiś czas dokładałem drewna do ognia. Jako, że z jajami nic się nie działo często spoglądałem przez okno przyglądając się temu co robią opiekunowie. Kiedy dokładałem drew po raz kolejny nagle usłyszałem na zewnątrz straszny harmider. Rzut oka przez okno sprawił, że od razu zauważyłem co się dzieje. Korzystając z chwili nieuwagi opiekunów kilka małych smocząt dało nogę i poszło w las. Co prawda niemrawe próby lotu jeszcze im nie wychodziły i nie były w stanie przelecieć dalej niż kilka metrów ale i tak większość opiekunów ruszyła za maluchami w las. Odwróciłem się słysząc trzask. Znając moje szczęście mogłem się domyślić, że maluch wybierze ten właśnie moment na przyjście na świat. Na bladoszarym jaju znajdującym się w palenisku zaczęły pojawiać się coraz wyraźniejsze pęknięcia. Otworzyłem drzwi i wybiegłem na zewnątrz. -Kluje się! - zawołałem do znajdującego się najbliżej pracownika. Odwrócił na chwilę głowę w moją stronę. -Musisz się nim zając przez chwilę sam. Póki nie wyłapiemy uciekinierów jest nas za mało żebyśmy mogli opuścić posterunek. Wyjmij jajo na stół i zajmij się małym przez chwilę jak się wykluje. No cudownie… Wróciłem do środka. Jajo miało już całą siatkę wyraźnych pęknięć. Rozejrzałem się pośrodku i chwyciłem szczypce wiszące na drzwiach po czym wyciągnąłem jajo na stół. Można powiedzieć , że dosłownie w ostatniej chwili. Nie minęła nawet minuta kiedy jajo pękło a na stole wylądowało małe smoczę. Muszę przyznać, że było ono naprawdę urocze. Posiadało perłowe łuski i wielobarwne oczy, w których nie dostrzegłem źrenic. Smoczę kichnęło i z pyszczka poleciały mu iskry. W porę cofnąłem głowę unikając poparzenia. Smoczek spojrzał na mnie z ciekawością. -I co ja teraz z tobą pocznę? - zapytałem. - Może bądź po prosto grzeczny i siedź na tyłku póki nie wrócą opiekunowie co? Ale smoczek ani myślał słuchać moich poleceń. Co chwila usiłował spieprzyć ze stołu i kończyło się to tak, że musiałem łapać go za ogon i zaciągać z powrotem na środek. Za każdym razem gad oburzony moją interwencją obracał na mnie swój pysk i warczał groźnie. Chociaż przyznam szczerze, że wyglądało to w tym wypadku raczej uroczo niż groźnie. W końcu jednak smoczek spełnił swoją groźbę i po kolejnej udaremnionej przeze mnie próbie ucieczki rzucił się na mnie z zębami. Zrobiłem unik ale smoczek wylądował na ziemi i pognał w stronę paleniska. -O nie! Co to to nie! - rzuciłem się w pogoń za smokiem i po chwili z powrotem siedział na stole łypiąc na mnie spode łba. Rzuciłem okiem na ryciny smoków znajdujące się na ścianie. Wyglądało na to, że smoczek jest z gatunku Antypodzki Opalooki. Z krótkiego opisu pod rysunkiem wynikało, że je głównie owoce. -A może jesteś po prostu głodny co? Wyjąłem z kieszeni jabłko, które wziąłem ze sobą w charakterze mojego drugiego śniadania i starałem się nakarmić smoka ale on był znacznie bardziej zainteresowany próbami ukąszenia mnie w palce. Wtedy drzwi się otworzyły i wszedł jeden z opiekunów. -To na nic. Zrobi się głodny dopiero po kilku godzinach od wyklucia – opowiedział widząc moje wysiłki. Pomogłem mu jeszcze przez chwilę ucząc się jak należy się zajmować świeżo wyklutym smoczątkiem i kiedy malec po krótkiej chwili wylądował w zagrodzie ze swoimi rówieśnikami mogłem udać się na zasłużony odpoczynek do domu. z/t
Ostatnio zmieniony przez Yuri Sikorsky dnia Sro Lut 28 2024, 23:21, w całości zmieniany 1 raz
Yuri Sikorsky
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Liczne tatuaże, lewa noga pokryta bliznami po walce z mantykorą
Kiedy dzisiaj przyszedłem na teren wybiegu dla smoków podszedł do mnie z uśmiechem ten sam opiekun co poprzednio i kazał mi iść za sobą. Doszliśmy do części wybiegu ogrodzonego ze wszystkich stron siatką. W środku było kilku opiekunów oraz nieco większe smoczki, które umiały już co nieco latać. -Twoim zadaniem dzisiaj będzie zapewnienie maluchom nauki latania poprzez zabawę. Masz książkę. Z niej dowiesz się wszystkiego co potrzebne. Zresztą w ten sposób również poszerzysz swoje zdolności – pamiętaj liczy się nie tylko praktyka ale również teoria. Powiedziawszy te słowa wręczył mi opasłe tomiszcze i odszedł zostawiając mnie samego przed siatką. Otworzyłem dzieło – opisywało one dokładnie każdy gatunek smoka. Musiałem sam znaleźć ten właściwy. Autor jakby na złość nie załączył rycin. Przyjrzałem się maluchom szukając ich cech charakterystycznych. Zobaczmy – pomarańczowe umaszczenie, szeroki pysk. Czyżby Szwecki Szerokopyski. Przekartkowałem książkę. A nie – nazywa się Krótkopyski a nie Szerokopyski, zresztą i tak nie zgadza się kolor. Hmmm… Co my tu jeszcze mamy? Po kolei przeglądałem wszystkie rasy i w końcu trafiłem na tą, która znajdowała się przede mną. Opis się zgadzał – miałem przed sobą Chilijskiego Zębacza. Według opisu smoki bardzo rzadko wykorzystywały zionięcie ogniem ale nie on był ich najgroźniejszą bronią. Najbardziej trzeba było się wystrzegać ich ostrych jak brzytwa zębów. A raczej jak brzytwa to mało powiedziane – były one w stanie przegryźć nawet najtwardszą stal! Na szczęście autor wspomniał, że zwierzaki te lubią polować na ptaki, nie było nic o ty, by odżywiały się one ludźmi. Uzbrojony w tę wiedzę zamknąłem książkę, odłożyłem ją na bok i biorąc głęboki wdech wszedłem do środka ogrodzenia. Od razu dostrzegł mnie jeden z opiekunów znajdujących się w środku i podszedł do mnie. -Will mówił, że przyjdziesz. Spokojnie, na początku nie damy ci nic trudnego. Tamten mały smoczek z tyłu nazywa się Mike. Zajmij się tylko nim jednym. Podszedłem do zwierzaka nie za bardzo wiedząc co mam robić. Smoczek spojrzał na mnie bez strachu ale i bez agresji. Widać było, że jest przyzwyczajony do towarzystwa ludzi. Wtedy mnie olśniło. -Cześć Mike. Słyszałem, że podobno lubisz polować na ptaki prawda? Mam coś dla ciebie – podniosłem różdżkę. - Avis. Specjalnie włożyłem w zaklęcie mniejszą moc tak, by w powietrzu pojawił się tylko jeden ptak. Mike zaskoczył mnie. Ruszył z niespodziewaną prędkością, zahaczając mnie przy okazji skrzydłem i mało nie zwalając z nóg. Wyskoczył z ziemi łapiąc ptaka i korzystając z machania skrzydeł spowolnił swój upadek na ziemię. No lataniem bym tego nie nazwał ale już wiedziałem jak mam się zając maluchem. Skoro tak dobrze radził sobie z pojedynczym celem to postanowiłem wyczarować więcej ptaków, by zmusić małego do latania. Tym razem z różdżki wyleciały dwa ptaki. Mike ponownie na jednego rzucił się z ziemi jednak w powietrzu machał rozpaczliwie skrzydłami, by utrzymać się dłużej i capnąć też drugiego jednak udało mu się to dopiero przy trzeciej próbie. -Brawo Mike. Oby tak dalej – dopingowałem smoczka podnosząc poziom trudności i wyczarowując trzy ptaszki. Mike okazał się bardzo pilnym uczniem. Kiedy dochodził wieczór był już w stanie utrzymać się w powietrzu przez kilka minut ganiając całe stada ptaszków. Wydawało mi się, że nawet jest mu trochę żal kiedy odchodziłem ale przecież nie mogłem tutaj zostać na zawsze. z/t
Yuri Sikorsky
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Liczne tatuaże, lewa noga pokryta bliznami po walce z mantykorą
-Tym razem mam dla ciebie znacznie ciekawsze zadanie - tymi słowami powitał mnie Will. - Chodź ze mną. Jak zwykle podał mi książkę i udaliśmy się na kawałek wybiegu gdzie znajdował się staw. -No i gdzie te smoki? - zapytałem, gdyż wszystkie maluchy znajdowały się w innej części wybiegu. -Weź jedną z ryb i wrzuć do stawu - powiedział Will wskazując na stojące niedaleko wiadro, którego nie zauważyłem. Patrząc na niego nieco podejrzliwie wykonałem jego polecenie. Kiedy ryba dolatywała do wody z toni wyłonił się łeb smoka, który chwycił zdobycz i natychmiast zanurzył się ponownie. -Co to było? Will tylko wymownym gestem wskazał na książkę, którą nadal trzymałem w ręku. Zacząłem wertować strony jednak mimo, że udało mi się odnaleźć dwa gatunki smoków wodnych (o czym wcześniej nie miałem pojęcia, że takie coś istnieje) o tyle żaden z nich nie żył w słodkich wodach. -Tu nie ma tego smoka. Nie ma tu opisanego żadnego, który żyje w słodkich wodach. -Woda w zbiorniku jest słona - powiedział Will. No tak. To teraz sprawa wyglądała trochę inaczej. Odłożyłem na chwilę książkę i kilkakrotnie rzuciłem ryby dokładnie obserwując smoka, który się wynurza. Błękitne łuski pozwoliły mi zidentyfikować go jako Zachodniego Słonowatego. Jak wyjaśnił Will, gdy powiedziałem mu o tym co odkryłem cudem udało się tutaj sprowadzić ten gatunek. Okazało się, że jeden z pracowników odkrył kłusowników, którzy podkradali ikrę tego smoka, która była wielkim przysmakiem. Gdy zatrzymała ich magiczna policja znalazł on jeden z pojemników z ikrą smoka. Ponieważ nie nadawał się do ponownego umieszczenia w warunkach naturalnych a policja wykorzystałaby ją jako dowód doprowadzając tym samy do śmierci zarodków przyniósł ją ze sobą do rezerwatu. Większość ikry i tak już obumarła ale część zarodków przeżyła. I w ten oto sposób weszli w posiadanie kilku wodnych smocząt. Will dał mi zadanie nakarmienia maluchów i odszedł dalej. Kilkakrotnie rzucałem ryby do wody ale po pewnym czasie stwierdziłem, że jest to dla mnie trochę za mało. Ściągnąłem buty i wszedłem po kolana do lodowatej wody trzymając w wyciągniętej ręce rybę. Nie musiałem długo czekać - szybko zbliżył się do mnie rysujący się pod wodą kształt smoka. Kiedy podpłynął blisko widziałem jego oczy utkwione w rybie wyciągniętej w mojej ręce. Zaczął powoli krążyć dookoła mnie niepewny co robić - najwidoczniej nie był przyzwyczajony do tego typu karmienia. Pochyliłem się niżej tak, że ryba dotykała niemal powierzchni wody. Smok podpłynął do niej po drodze zahaczając swoim ciałem o moją nogę. Było całkiem przyjemne - aksamitne a nie jak się spodziewałem oślizgłe. Puściłem rybę, gdy smok wychylił z wody paszczę. Zostało mi jeszcze kilka ryb. Podpłynęło tez do mnie więcej małych smoków, które karmiłem teraz w ten nowy odkryty przeze mnie sposób. Smoki pływały wokół mnie swobodnie ocierając się o moje nogi niczym koty. Właśnie dawałem im ostatnią rybę kiedy za plecami głos: -Czy ciebie już kurwa całkiem pojebało?! Natychmiast wyłaź z tej wody! Will stał wkurzony na brzegu. Wyszedłem i jednym machnięciem różdżki osuszyłem swoje stopy i spodnie a następnie założyłem buty. -Czy ty myślisz w ogóle o konsekwencjach?! Co by było gdyby któryś cię pogryzł? Mam dosyć! Wynoś się i dzisiaj już mi się więcej na oczy nie pokazuj! Co było robić? Udałem się do domu, by w spokoju odczekać gniew Willa i wrócić następnego dnia. z/t